Hybryda

Jest tutaj czytelniczka, która nie jest fanką pracy zdalnej. I czasem daje mi o tym znać w komentarzach. Ten wpis dedykuję Krystynie. 🙂 

Kiedy byłam w ciąży ze straszą P., w poniedziałki po pracy jeździłam na zajęcia jogi dla takich jak ja. Zajęcia odbywały się w salce kościelnej w Woodstock, małym miasteczku niedaleko Oxfordu i jakieś pół godziny samochodem ode mnie. W Woodstock mieści się Blanheim Palace, który często gra w filmach i w którym urodził się Churchill (i jest też pochowany niedaleko). Logistycznie to był mały koszmarek. Tego dnia jechałam do pracy samochodem (zazwyczaj jeździłam pociągiem), parkowałam pod miastem, brałam autobus do miasta, zostawałam w pracy nieco dłużej niż zwykle, potem jadłam gdzieś wczesną kolację na mieście, wracałam do auta, jechałam do Woodstock na zajęcia (z parkingu pod miastem to było 10 minut w samochodzie) na 18:30, w domu byłam około 20 wykończona. 

Pod koniec ciąży umówiłam się z szefową, że w poniedziałki będę pracować z domu bo inaczej nie wyrobię. Zgodziła się. Po powrocie z urlopu macierzyńskiego wróciłam na pełny etat i codziennie byłam w biurze. Po powrocie z drugiego urlopu macierzyńskiego udało mi się wynegocjować, że w poniedziałki będę pracować z domu. Co to były za negocjacje! Pomogło mi to, że szefowa również urodziła dziecko. Ona miała gorzej. Dojeżdżała do Oxfordu z Birmingham co zabierało jej dwie godziny w jedną stronę (i z jedną przesiadką). Po powrocie z macierzyńskiego w piątki ona również pracowała z domu. Zasuwała tak kilka lat, ale kiedy jej syn miał iść do szkoły zmieniła pracę na uniwersytet w Birmingham. Ona uwielbiała Oxford ale dojazdy ją wykańczały. To było mniej więcej rok przed pandemią. Kiedy później się spotkałyśmy powiedziała, trochę ze smutkiem: ‘Jakbym poczekała jeszcze rok mogłabym teraz spokojnie dalej pracować dla Oxfordu.’ Ale kto to by przewidział?

Jednym z najbardziej widocznych i globalnych następstw pandemii jest to, jak teraz pracujemy. Jasne, nie wszyscy ale jednak spora grupa globalnej siły roboczej. Przed pandemią praca z domu to był raczej ewenement, czasem wręcz przywilej. W mojej firmie z domu pracowało się tylko wtedy, kiedy ktoś czekał na dostawę pralki, mechanika od pieca albo gdy ktoś miał wizytę lekarską (oczywiście twarzą w twarz, pamiętacie je?). Pandemia wywróciła to wszystko do góry nogami. Uważam, że nie wrócimy już do czasów ‘sprzed’, ba pójdziemy raczej o krok dalej bo coraz głośniej mówi się nawet o czterodniowym tygodniu pracy za tą samą pensję. 

Praca zdalna wiele zmieniła w naszym codziennym krajobrazie. Ci, którzy mogą taką uprawiać musieli sobie jakoś zorganizować miejsce do pracy w domu. Miejsce na domowe biuro stało się ważnym punktem na liście życzeń każdego, kto szukał nowego domu czy mieszkania. Biurka i krzesła biurowe zaczęły pojawiać się w sypialni, pokoju gościnnym, w kącie jadalni; na domowe biuro zaczęto przerabiać garaże czy strychy, niektórzy postawili w ogrodzie specjalne pawilony.

Biznesy, które do tej pory żyły z dojeżdżających do pracy nagle musiały wymyśleć się na nowo. Właściciele powierzchni biurowych, ‘pan kanapaka’, kawiarnie, śniadaniarnie, lanczarnie, kolej, autobusy. Częstotliwość moich pociągów do Oxfordu do tej pory nie wróciła do czasów sprzed pandemii. Mało kto kupuje już bilet sezonowy, wprowadzono też nowe bilety na osiem przejazdów w miesiącu. Firmy technologiczne też musiały się wymyśleć na nowo. Przed pandemią chyba nikt nie słyszał o takich programach jak Zoom czy Teams, pracodawcy musieli wymienić desktopy na laptopy, trzeba było kupić dodatkowe monitory i stacje dokujące. 

Czy praca zdalna to zmiana na lepsze? Oczywiście! 

Pewnie największą pozytywną zmianą dla rzeszy pracowników jest brak konieczności dojazdu do biura. To pozwala zaoszczędzić ogrom czasu i pieniędzy. Ja zamykam laptopa o 16:00 i jestem już w domu. Mam godzinę zanim odbiorę dzieciaki ze szkoły. Przed pandemią wchodziłam do domu o 17:30, razem z dzieciakami, które odbierałam po drodze. Zabierałam się za robienie kolacji, przygotowywałam jakieś jedzenie na następny dzień (pudełka do pracy itd.). I chociaż nie czuję, że w ciągu tygodnia mam jakoś super więcej czasu, to zauważyłam, że weekendy mam wolniejsze, nie nadrabiam zaległości w domu bo wiele rzeczy robię na bierząco w tygodniu. 

Przed pandemią miałam kolejowy bilet sezonowy. Na mojej trasie taki roczny bilet kosztował 1,700 funtów, firma udzieliła mi nieoprocentowanego kredytu, który potem potrącała mi z pensji (145 funtów miesięcznie). Po pandemii jeździłam do biura dwa razy w tygodniu, za każdym razem kupowałam dzienny bilet za 15 funtów. Niby miesięcznie wychodziło mniej, ale psychologicznie jakoś bardziej ‘bolało’ i frustrowało, że po co wydawać kasę, skoro mogę to samo robić w domu. Teraz mam luksus. Jeżdżę do biura rzadziej, za to głównie samochodem a firma oddaje mi kasę za przejechane kilometry. Nie dość, że nie ponoszę kosztów dojazdu to jeszcze na tym nieco ‘zarabiam’. Z każdego dojazdu do pracy odkładam 35 funtów, a uskładana suma idzie na ubezpieczenie i amortyzację auta. Mam też od firmy 10 funtów na lancz, więc w pudełku wożę tylko śniadanie. 

Możliwość pracy z domu oznacza, że otworzył się przed nami globalny rynek pracy. Gdyby nie pandemia moje poszukiwania nowej pracy ograniczałyby się do małego obszaru geograficznego (znaczy się innego wydziału na uniwersytecie). Nie mogłabym też pracować tu, gdzie obecnie pracuję. Pracodawcy mogą rekrutować najlepszy talent, bo nie są ograniczeni geograficznie. Jeśli ktoś pracuje w Londynie, nie musi kupować drogiego domu w metropolii, może mieć tańszy dom nieco dalej, który dzięki temu może być większy, wygodniejszy, w otoczeniu przyrody. Osoby, które są niepełnosprawne mają dużo większe możliwości zarobku, chałupnictwo zyskało zupełnie inne znaczenie. 

Paradoksalnie, w pandemii poznałam moich kolegów nieco lepiej. Na ekranie można było zobaczyć kawałek ich domu, kota, psa, dziecko, partnera dostarczającego kubek z herbatą. Można było ich zobaczyć ‘na domowo’, bez makijażu czy fryzury. Pojawiały się też emocje, które w biurze pozostawały ukryte. Do tej pory pamiętam, jak duża szefowa popłakała się na wizji, przed całym działem. Spotkania online pozwalają zaoszczędzić na kosztach podróży, pomagają wcisnąć się w kalendarz kogoś bardzo ważnego. W Oxfordzie nie musiałam już biegać między budynkami, tylko niewielki procent spotkań odbywał się ponownie twarzą w twarz. Niektórzy profesorowie w wersji cyfrowej są zdecydowanie mniej straszni niż analogowo…

Praca z domu jest też dużo bardziej elastyczna. Można spokojnie odwieźć dzieciaki do szkoły albo obejrzeć jasełka. Można w porze lanczu pozałatwiać wiele spraw, wstawić pranie albo spokojnie czekać na kuriera. Można sobie tak ułożyć dzień, że jest czas na trening. Można też pracować zdalnie nie tylko z domu. Ja na przykład zabieram ze sobą komputer jak jadę do Toyoty na serwis albo przegląd. Tam mam biurko, fotel, dostęp do wi-fi i panią z obsługi klienta, która robi mi kawę. Te kilka godzin w salonie Toyoty to zawsze bardzo produktywnie spędzony czas. Można pracować z domu rodziców, kiedy ich odwiedzamy. Na przykład mama mojej szefowej miała operację na zaćmę. Szefowa pojechała do niej na kilka dni aby ‘mieć na nią oko’ ale mogła w tym czasie spokojnie pracować. Podczas długich wakacji można wyjechać z dzieciakami na urlop, niech dziadkowie bawią, podczas gdy my możemy pracować, a popołudnia spędzać z rodziną. 

Czy praca zdalna to zmiana na gorsze? Pewnie!

Nie każdy ma luksus odpowiedniej przestrzeni do pracy w domu. Statystyki pokazują, że od czasów pandemii do lekarzy trafia dużo więcej pacjentów z bólem pleców. Mój mąż najbardziej lubi pracować z kanapy. Nie chodzi tu tylko o ergonomię. Nie zawsze pod koniec dnia pracy można zamknąć za sobą drzwi do domowego biura. Czasem jest to jadalnia, czasem sypialnia a czasem ktoś mieszka w kawalerce. W takiej sytuacji trudno się zrelaksować, a granica między życiem prywatnym, a zawodowym niebezpiecznie się zaciera. Skoro możemy pracować wszędzie i o każdej porze dnia i nocy to jest pokusa aby pracować dłużej albo ‘bez przerwy’. 

Brak dojazdu do pracy (nawet krótkiego) oznacza, że nie mamy bufora czasowego, który pozwala nam się zrelaksować i przestawić na tryb domowy. Ja na przykład w pociągu czytałam książkę albo magazyn, a teraz zaczynam ‘drugi etat’ niemal od razu. Tęsknię też za chodzeniem. Dojeżdżając do pracy robiłam sporo kilometrów na nogach, ruch był automatycznie wpisany w mój dzień. Teraz muszę się wysilić aby coś sobie zaplanować i jest to dużo trudniejsze. 

Osoby, które nie mają rodziny czy wielu znajomych pracując z domu mogą czuć się samotne i stopniowo popadać w izolację. Podobnie, jeśli ktoś ma współlokatorów albo mieszka z rodzicami/dorosłymi dziećmi to nie ma od nich przerwy. W moim biurze dwie osoby są codziennie, jedna dziewczyna mieszka sama, a drugi chłopak mieszka z rodzicami. Pracując z domu można nie brać prysznica trzy dni i przez miesiąc chodzić w tych samych ciuchach, co nie zawsze jest dobre na psychikę. 

Jeśli nie jesteśmy w biurze to jest pokusa aby się troszkę poobijać. W końcu nikt nas nie ‘pilnuje’. Badania nie mogą się zgodzić, czy praca z domu to lepsza czy gorsza produktywność. Myślę, że to trochę zależy od charakteru pracy i osobowości. Są osoby, które w otwartym biurze nie mogą się skupić oraz tacy, co za nic nie mogą się zmobilizować do roboty, jeśli nie mają nad sobą bata. Prokrastynacja to poważny problem i prowadzi do zaniżonego poczucia własnej wartości.

Spotkania twarzą w twarz, nieformalne rozmowy o niczym w firmowej kuchni to chyba jedna z największych ‘strat’ pracy zdalnej. Pół biedy jeśli tak pracowaliśmy przed pandemią i dobrze się znamy. Ale po zmianie pracy? Ja włożyłam dużo wysiłku aby wkupić się w łaski moich współpracowników w nowej, zdalnej rzeczywistości (jeszcze mnie palce bolą od tych szydełkowych breloczków). Podobnie ze służbowymi spotkaniami. Z jednej strony fajnie, że nie muszę tracić czasu na bieganie z jednego spotkania na drugie, ale jednak spacer po centrum Oxfordu zawsze był przyjemny (raz wpadłam na Roberta Redforda), a spotkania online jedno po drugim sprawiają, że po paru godzinach czuję się jak zombi. 

Wreszcie co z młodymi? Młodzi ludzie, dopiero wchodzący na rynek pracy mają teraz dużo mniejsze możliwości i mniej okazji, aby uczyć się w praktyce od swoich bardziej doświadczonych kolegów. Administracja rządowa w UK wprowadziła obowiązkowy czas w biurze dla tych najmłodszych i najstarszych stażem, właśnie dlatego aby następowała wymiana wiedzy. Swoją drogą wprowadzanie nakazu w życie idzie im bardzo opornie. Tak jak my już nie za bardzo pamiętamy o sześciodniowym tygodniu pracy, tak rośnie nam pokolenie, dla których praca pięć dni w biurze jest totalną abstrakcją. Z drugiej strony, kto powiedział, że pięć dni w biurze to jakiś złoty standard? Wygląda na to, że potrzeba było pandemii aby organizacja pracy dogoniła rozwój technologii.

Każdy tryb pracy ma swoje wady i zalety. Uważam, że rozwiązanie hybrydowe to w tym przypadku połączenie tego co najlepsze z obu światów. Hybryda – czyli trochę w biurze, trochę w domu. Ja po każdej wizycie w biurze jestem zmęczona, ale też ‘odświeżona’. Oczywiście pod warunkiem, że inni też bywają wtedy w biurze. Osobiście nie nadaję się do pracy zdalnej na 100%, ale pięć dni w biurze to też już nie dla mnie. Myślę, że większość ‘biurowców’ ma tak jak ja. 

Podsumowując uważam, że zmiany w trybie pracy jakie zafundowała nam pandemia to zmiana na lepsze. Elastyczne podejście do pracy pozwala nam dostosować to jak pracujemy, do naszych preferencji, możliwości i naszego charakteru. Nie da się jednoznacznie powiedzieć, że praca zdalna jest super albo do niczego, to naprawdę zależy od wielu czynników i uważam, że to jest absolutnie fantastyczne, że tak wiele z nas ma dzisiaj ten wybór. (I tak, zdaję sobie sprawę, że jednak nie wszyscy). 

Życzę Wam miłego tygodnia! Za tydzień będzie o tym, jak wybrać swoją pierwszą maszynę do szycia.

Subscribe
Powiadom o
18 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Alicja
3 miesięcy temu

Totalnie się zgadzam z tobą. Praca zdalna ma plusy i minusy. Dla mnie więcej plusòw. Wspominałam już że mieszkam na wsi, gdzie nie ma komunikacji. Jak że miałam napad padaczki 2 tygodnie temu, muszę czekać kolejny rok żeby jeździć samochodem. Po warunkiem że nie będzie napadów. Dla mnie praca zdalna to możliwość kontynuowania pracy wykładowcy bo mam dni gdy poprostu nie mam jak dojechać. Ok, w czasie pandemii studenci nie zawsze mieli motywację i to było frustrujace. Fakt, rząd ogłosił że będzie tzw. teacher predicted grades, co nie pomogło.
Teraz jednak wyszkoliliśmy się w tzw klasie hybrydowej i jest dobrze. Dużo jednak zależy od wykładowcy…..
Fakt dużo widzę odizolowania i generalnie problemòw psychicznych. Dodam że dla niektórych studentów college to bezpieczne miejsce a nie dom, gdzie mają ciepło i jedzenie więc pandemia była przerażająca dla nich.
Mam spory dom więc biuro nie było problemem ale rozumiem tych dla których nie było to opcją. Do tego mogłam robić cześć pracy administracyjnej czy też ocenianie prac z ogrodu gdy była ładna pogoda i pójść na długo spacer z psem w czasie lanczu.
Jestem 2 albo 3 dni w pracy a mój tzw admin day jest zawsze z domu. Umiem się zorganizować więc nie bimbam. Fakt to zależy od charakteru.
Aktywnie poszukuje innej pracy, 100% zdalnej bo dla mnie ma to więcej za niż przeciw.
Więc Pimposzko, zdecydowanie za z tą zmianą. Na razie to lubię. Czy to się zmieni, nie wiem.

3 miesięcy temu

Prace twojej podobne w każdym przypadku, niestety moja jako home office kompletnie odpada. Chociaż- znasz na pewno ten żart, że “moja sprzątaczka ma teraz home office, telefonuje ze mną i mówi mi, co i jak mam teraz zrobić ”
Wiec dlaczego nie w pielęgniarstwie, tele doktorowi też wróży się wspaniałą przyszłość.
Pimposzko, podziwiam twój sposób na życie, zmysł organizacyjny i jak ty to wszystko super ogarniasz, pracę, rodzinę i hobby.
Nie, nie było w mojej intencji podlizywać się, ja to tak po prostu widzę i już.
Pozdrawiam serdecznie z Dolnej Saksonii.

Jagoda
3 miesięcy temu

Trafna i szeroka analiza, dodam tylko, że szkoda, że nie wszyscy mają tak dobrze.
Np. nauczyciele znów dojeżdżają do pracy codziennie, dyżurują na przerwach w hałasie, przygotowują po lekcjach akademie i inne imprezy.
Edukacja zdalna sprawdza się tylko w przypadku indywidualnych korepetycji dla chętnych, zmotywowanych i uczciwych ludzi.

Iwona
3 miesięcy temu

Na początku zaznaczam : bardzo Cie lubię Pimposhko, jestem stałą czytelniczka Twojego bloga. Do dziś kiedy znowu przypomniałaś o tej pandemii (która moim zdaniem, a także zdaniem wielu naukowców nią nie była) udawało mi się pomijać to słowo podczas czytania Twoich postów. Dziś nie mogę się powstrzymać, bo jak to wyrażenie, którego w dzisiejszym wpisie jest tak dużo ma się do epidemii dżumy kiedy to wymarło połowę narodów Europy i Azji? Mnie osobiście to dotyka, bo w tym czasie zmarła moja mama w szpitalu i nie na to “coś” ale w okropnych nieludzkich warunkach, bez dostępu bliskich osob. Mogłabym przytoczyć tu wiele innych tragedii, nasłuchałam się takich historii od ludzi, którzy przeszli przez podobne traktowanie, nie życzę tego nikomu. Pozdrawiam.

Marzena
3 miesięcy temu
Odpowiedz  Iwona

Współczuję straty.
Porównujesz covida do dżumy. Można, czemu nie. Niektórzy porównywali też śmiertelność covida i hiszpanki, że nie ma przecież o czym mówić. Ale… Ile byłoby tych zgonów, gdyby nie szpitale, respiratory itp.? Czy na pewno byłaby niższa, dużo niższa?
Wspomniana dźuma? Jaka była świadomość przyczyn i sposobów rozprzestrzeniania się choroby?
Koleżanka razem z rodzicami trafiła do szpitala “na to coś”. Po kilku tygodniach wyszła tylko ona, do jako takiego zdrowia dochodziła rok. Ot, takie nieszkodliwe “coś”…

Pozdrawiam

Iwona
3 miesięcy temu
Odpowiedz  Marzena

Ja nie porównuję dżumy do co vida, ani hiszpanki, tylko do liczby ofiar (że szkoły pamiętam znaczenie słowa epidemia i pandemia) Nie wiem co byś mówiła gdyby to dotyczyło Ciebie. Czy wiesz ile ofiar pochłonęło leczenie przez telefon, brak pomocy, zła diagnoza, źle ustawione dawki leków po których moja mama trafiła do szpitala, gdzie zmarla z głodu – zapewniano mnie, że mama samodzielnie jadła, to nie było możliwe bo w ostatnim okresie musiałam ja ją karmić. Ostatnio często cytowane jest zdanie “Gdyby rozum był aplikacją toby ludzie z niej korzystali”

Alicja
3 miesięcy temu
Odpowiedz  Iwona

Iwona, nie sądzę że zrozumiałaś ten wpis albo skoncentrowałaś się na jednym słowie które źle ci się kojarzy (szczerze współczuję śmierci mamy). Były różne epidemie, które zbierały smiertelne żniwo. O tej ostatniej będą jeszcze artykuły i dociekania, teorie spiskowe etc. Nie można powiedzieć że jej nie było, sporo ludzi zmarło prawda? Tak było i z dżumą i z Hiszpanką. Nie ma sensu rozpatrywać która była gorsza bo każda była w innym czasie, inne rozwiązania medyczne lub ich brak były wtedy dostępne. W latach 50tych wierzono że papierosy pomagają w chorobach górnych dróg oddechowych i lekarze zalecali je nawet dzieciom. Sporo tu było propagandy opłacanej przez producenta fajek ale zostawmy politykę.
Wpis traktuje o pracy zdalnej która stała się częścią teraźniejszości właśnie poprzez chorobę zakaźną, która wybuchła pod koniec 2019.

Iwona
3 miesięcy temu
Odpowiedz  Pimposhka

Dziękuję. Za tydzień tu zajrzę

Anonimowo
3 miesięcy temu

no dobrze ,wzięłaś sobie do serca moje negatywne spojrzenie na pracę zdalną ale dobrze ,że sobie sama odpowiadasz jakie są minusy. Przypomnę Ci tylko ,że ja negowałam pracę zdalną odnosząc się do Twoich postów. Musiałabyś do nich wrócić. Zdania nie zmienię bo jednak przebywanie w gronie ludzi codziennie i taki obowiązek iść do pracy (ja wiem ,że to jest trudne, sama to przerabiam) wstać rano i pozbierać dzieci i siebie to do fajnych rzeczy nie należy ale to wyjście z domu psychicznie dużo daje .Przebywanie na co dzień z ludźmi też bo przy monitorze o ich smutkach i radościach nic nie wiesz a to kształtuje psychikę ogółu. Napisałaś niedawno, że poszłaś na zakupy i jaką radość ci to sprawiło i to nie tylko chodzi o kupienie sobie czegoś nowego ale o to. ,że wyszłaś z domu ,oderwałaś się od codzienności .W biurze zawsze coś się dzieje i pójście do ludzi motywuje do wielu rzeczy np. do chodzenia ,prawda? nie mówiąc już o tym ,że uczymy się obcowania z drugą osobą Nie wiem czy mnie zrozumiesz ale zamykamy się w sobie a to w dłuższej perspektywie nie będzie dobre, będziemy sobie obcy. Serdecznie Cię pozdrawiam Krystyna

Asia
3 miesięcy temu

U nas jak mąż był na pracy zdalnej w czasie pandemii to było strasznie… Bo szkoły i przedszkola zamknięte i obie dziewczyny były w domu. Jedna musiała być na lekcjach on-line, więc oba pokoje zajęte, a ja z młodszą nie miałyśmy się gdzie podziać. A przedszkolaka z nadmiarem energii ciężko posadzić na 4 godziny (lekcyjne) w spokoju :/ Także wszyscy cieszyliśmy się, gdy wróciły normalne lekcje.

Alicja
3 miesięcy temu
Odpowiedz  Asia

Kurcze, no właśnie to było to dla wielu. Jak tu rozdzielić komputery i pokoje. Ja lubię pracować zdalnie ale cieszę się że wszystko wróciło do normy dla was.

By Pimposhka
18
0
Would love your thoughts, please comment.x