Psychologia kart kredytowych

Miałam dzisiaj pisać o czymś innym, ale mój wpis o kieszonkowym i komentarze pod nim zainspirowały mnie do napisania o kartach kredytowych. Z kart kredytowych korzystam jakieś 18 lat i popełniłam chyba wszystkie błędy z tym związane. Dziś mam jedną kartę, z której korzystam regularnie ale (zazwyczaj) z rozmysłem.

Generalnie karta kredytowa może być pomocnym narzędziem finansowym, jeśli umiemy z niej korzystać. Zazwyczaj jednak karty kredytowe są tak skonstruowane, aby mądre korzystanie z nich było mocno utrudnione i wymagało niezłej dyscypliny. Banki zastawiają na nas przynajmniej kilka psychologicznych pułapek aby zachęcić nas do wydania pieniędzy, których nie mamy.

Przygoda z kartą kredytową zaczyna się zazwyczaj od karty na zakupy 0% przez określony czas. Na przykład na 23 miesiące. Jeśli bierzemy taką kartę po to, aby wydać na przyjemności to jest ryzyko, że pod koniec okresu 0% będziemy mieć tam jeszcze pokaźny dług, którego nie ma jak spłacić. W dodatku już nawet nie pamiętamy na co ta kasa tak w ogóle poszła. To był mój pierwszy błąd.

Ale spoko. Czas na przygodę numer dwa czyli kartę 0% na saldo. To zazwyczaj drugi krok. To co zostało na karcie numer jeden możemy spokojnie przelać na nową kartę. Te zazwyczaj oferują nieco dłuższy okres spłaty, np. 32 miesiące. To nie są już darmowe pieniądze, bo banki biorą prowizję np. 3.15%. Jeśli więc mamy 1,000 funtów długu na karcie numer jeden i właśnie mają nam doliczyć odsetki (np. 25%), to możemy przelać tą kwotę na nową kartę za jedyne £31.50. To relatywnie niedużo za spokój na kolejne trzy lata. Należy pamiętać, że każda karta kredytowa wymaga miesięcznie minimalnej kwoty spłaty, na przykład 2.5% od stanu konta. Karta numer dwa oferuje dodatkowy, zazwyczaj krótszy okres 0% na zakupy. Np. 0% na kolejne trzy miesiące. Przy okazji zmiany karty, możemy znowu zrobić sobie prezent.

Kiedyś taka oferta była bardzo niegrzeczna. Otóż banki nasze spłaty alokowały w konkretny sposób, bardzo na naszą niekorzyść. Wyobraźmy sobie sytuację, że przelewamy 2,000 funtów jako saldo z poprzedniej karty (32 miesiące na 0%) plus kupiliśmy nowy komputer za 500 funtów (3 miesiące na 0%). Załóżmy też, że przez trzy miesiące wpłaciliśmy na kartę 500 funtów aby pokryć koszt nowego laptopa (i uniknąć wysokich odsetek po upływie trzech miesięcy). Otóż okazywało się, że bank zmniejszył nasze zadłużenie z 2,500 do 2,000 ale laptop nie został spłacony, bo nasze środki zostały przeznaczone na spłatę salda, a nie zakupów. Czyli nasze saldo ze starej karty zmniejszyło się do 1,500 funtów, laptop pozostał bez zmian. Nagle zaczynamy płacić duże odsetki za laptopa, którego możemy zacząć spłacać dopiero jak spłacimy pozostałe 1,500 funtów z salda. Niegrzeczne prawda? Wiele osób się na to swego czasu nadziało (ja akurat nie). Na szczęście zmieniło się prawo i teraz banki muszą przeznaczać nasze spłaty w pierwszej kolejności na kwoty obciążone największymi odsetkami (czyli w tym przypadku laptop zostanie spłacony jako pierwszy). Warto jednak przeczytać mały druczek przy wyborze nowej karty.

Dużo banków oferuje rożne karty kredytowe, więc taki dług z karty można przekładać w nieskończoność. Ktoś kogo znam ma na wielu kartach kredytowych dług o łącznej wysokości 15 tysięcy funtów!!!! (nie, to nie ja) i obecnie się martwi, bo dwie z nich kończą się w kwietniu. Stres jest bo nie wiadomo, czy kolejny bank przyzna kartę z limitem, który da radę pokryć ten balans. Poza tym przelanie takiego salda na nową kartę, przy prowizji 3.15% to już £472.50 więc zdecydowanie nie są to pieniądze za darmo. Kwota minimalna wymagana co miesiąc też jest pokaźnych rozmiarów. Dodam, że ten dług ciągnie się przynajmniej pięć lat z dokładkami po drodze.

Jak widać na załączonym obrazku korzystając z kart kredytowych łatwo wpaść z spiralę zadłużenia. Dając nam darmowe pieniądze banki robią wszystko, aby na nas zarobić. Wiadomo, pożycza się miło, spłaca trudno. Ja co prawda nigdy nie zadłużyłam się na takie ogromne kwoty ale kilka razy przelewałam saldo z jednej karty na drugą. Raz też ustawiłam stałe zlecenie na spłatę karty i zapomniałam. Okres promocyjny się skończył, ponieważ moje spłaty pokrywały wysokie odsetki to bank się o nic nie ubiegał i dopiero po paru miesiącach zorientowałam się, że wyrzucam pieniądze w błoto. Miesięczny przelew to było 80 funtów, z czego na odsetki szło 60!!!! Szybko zorganizowałam nową kartę, przelałam pozostałe saldo i zamknęłam tamto konto. Posiadanie kart kredytowych wymaga ich obsługi i trzeba pamiętać, co, gdzie i kiedy. Bank liczy na to, że zapomnimy.

Różnica między kartą a kredytem jest taka, że tutaj mamy długi okres spłaty – 0% (więc nie trzeba się spieszyć) i niską miesięczną minimalną kwotę spłaty. Nie mamy sztywnych rat jak w przypadku tradycyjnego kredytu. To sprawia, że łatwo taki dług bagatelizować, a spłatę odkładać w czasie bez większych konsekwencji (do czasu oczywiście).

Moja obecna karta kredytowa już dawno nie ma oferty 0% i korzystam z niej na bierząco, spłacając całość co miesiąc. Ale…. odroczona spłata to kolejna pułapka. Zazwyczaj okres spłaty to 56 dni. Jestem pewna, że jakiś psycholog pracujący dla banku obliczył, że powinno to być dokładnie 56 dni. Przykładowo, mój okres rozliczeniowy zaczyna się 8 każdego miesiąca. Jeśli kupię coś z karty 9 marca, to muszę to spłacić nie z marcowej pensji, ale z kwietniowej dopiero w okolicach 30tego. Kuuuuupa czasu i dwie pensje po drodze, żaden problem! Zdarzało mi się pod koniec miesiąca korzystać z karty. Bo akurat była super promocja na coś tam, albo Ryanair właśnie rzucił tanie bilety, albo czegoś mocno potrzebowałam a kieszonkowe właśnie się skończyło. Jak już kupiłam jedną czy drugą rzecz, to nagle kupiłam dziesięć (wiecie jak to jest, apetyt rośnie w miarę jedzenia) i okazywało się, że co miesiąc z mojej pensji musiałam wypłacić dodatkowe 300 funtów na rachunek karty kredytowej. Pod koniec miesiąca ta sama sytuacja i tak te 300 funtów turlało się ze mną z miesiąca na miesiąc. Wygrzebać się nawet z tak małej kwoty wcale nie jest łatwo, bo po miesiącu oszczędzania dopiero spłaciliśmy rachunek… sprzed dwóch miesięcy.

Taka ciekawostka. Chociaż nie mam na karcie już promocji 0% to mój bank regularnie kusi mnie ofertami. Na przykład przeniesienie salda z innej karty 0% na 15 miesięcy z opłatą 3% wysokości salda. Albo, mogę przelać kasę z karty na moje konto gotówkowe również 0% na 15 miesięcy za opłatą 3%.

Nie oznacza to jednak, że karta kredytowa to samo zło. Powiedzmy, że chcę sobie kupić nowego laptopa/pralkę/zmywarkę/Thermomix. Nie mam wystarczającej gotówki a sklep nie oferuje rat 0% na dłużej niż 6 miesięcy (wiem, że w Polsce to wygląda nieco inaczej). Laptop kosztuje 1,000 a rozbicie kwoty na 6 miesięcy mnie nie ratuje, bo to za dużo miesięcznie – £167. Ale mogę wziąć kartę kredytową na 0% przez 23 miesiące. Ustawiam zlecenie stałe na £43 i zapominam o sprawie. Swoją drogą odkryłam, że nie wszystkie banki oferują usługę stałego zlecenia na kartę kredytową (kolejna pułapka i celowe utrudnienie). Albo mam wystarczającą gotówkę ale na lokacie i żal mi odsetek. Gotówkę zostawiam aby na mnie pracowała, a zakup robię z karty na 0%. Taka karta przydaje się też kiedy nagle pojawia się niespodziewany wypadek. Np. droga wizyta u dentysty, zepsuta lodówka, auto w warsztacie itd. To oczywiście pod warunkiem, że rygorystycznie i od razu zabierzemy się za spłatę takiego długu.

Kiedy pojechaliśmy na wakacje do Ameryki posługiwaliśmy się kartą kredytową. To była karta specjalnie na wakacje i miała okres promocyjny 0% przez 18 miesięcy. Na wydatki mieliśmy zaoszczędzone pieniądze, ale zamiast spłacić kartę, te środki włożyłam na roczną lokatę. Po roku mieliśmy 120 funtów odsetek, zlikwidowałam konto, spłaciłam kartę i ją zamknęłam bo spełniła swoją rolę. Za odsetki poszliśmy na steka :). To była karta z M&S i dodatkowo dostaliśmy 20 funtów w voucherach do wykorzystania w sklepie. Ważne jest, aby likwidować stare karty, bo zazwyczaj banki nie dadzą nam nowej karty jeśli nie minęło 12 miesięcy od zamknięcia tej ostatniej. Poza tym zbyt dużo kart kredytowych (nawet nieużywanych) wpływa negatywnie na naszą zdolność kredytową.

Karta kredytowa standardowo oferuje też ubezpieczenie. Jeśli kupiliśmy coś z karty i produkt okazał się trefny (a sklep nie uznaje reklamacji), albo nigdy go nie dostaliśmy, to mamy prawo do zwrotu wydanej kwoty (zakupy na kwotę między 100 a 30,000 funtów). Raz nam się to przydało. Kiedy wprowadziliśmy się do MAD to kupiliśmy wykładzinę do naszej sypialni. W międzyczasie sklep z wykładziną zbankrutował i się zamknął. Mastercard zwrócił nam 250 funtów za wykładzinę. Jeśli dobrze pamiętam był to nawet dość bezbolesny proces. Chyba tylko pokazaliśmy fakturę i email ze sklepu, że dywanu nie będzie. Od tej pory wszystkie poważne domowe wydatki tego typu staram się przepuszczać przez kartę. Na wszelki wypadek. Ale to też kolejna zachęta i pułapka aby korzystać z karty, patrz kolejny akapit.

Moja karta ma też funkcję cashback, chyba 1%. Jeśli używam karty, to co miesiąc dostaję zwrot 1% wydanej kwoty. Te końcówki się kumulują i raz w roku, w styczniu są przelewane na kartę do wykorzystania. W skali roku to u mnie około 40 funtów. Jest tutaj jeden haczyk (oczywiście!). Otóż staram się trzymać zerowe saldo na karcie. Najczęściej używam karty tylko do przepuszczenia jakiejś transakcji, dla cashbacku i ubezpieczenia właśnie. Mam na to pokrycie w gotówce na innym koncie. Ale…. skoro już ‘nadgryzłam’ saldo to jakoś trudniej mi się powstrzymać aby coś tam jeszcze kupić. Zjesz jednego cukierka, chcesz drugiego. Oh ta psychologia.

Karta kredytowa to też dobry sposób na to aby zbudować sobie zdolność kredytową. Jeśli mamy kartę kredytową, używamy ją i spłacamy należność w terminie to jesteśmy bardziej wiarygodni dla banku, kiedy przychodzi czas aby kupić dom albo samochód na kredyt. W UK są specjalne karty tzw. credit builder. Sam fakt, że bank preferuje tych co regularnie używają i spłacają kartę kredytową mówi sam za siebie. Sugeruje to, że są tacy, którzy tego nie umieją. Uwaga, tacy co nie mają karty kredytowej też są podejrzani. Bo dlaczego nie używają? Nie ufają sobie?

Właściwie to skłamałam pisząc, że mam jedną kartę kredytową. Mam dwie. Druga to karta do konta moich rodziców. Karta zapoczątkowała swoje życie jako karta w razie W, aczkolwiek nigdy jej w tym celu nie użyłam. Używam jej jeśli rodzice chcą aby im coś kupić i przywieźć do Polski. Albo, kiedy odwiedza mnie moja mama i idziemy na zakupy. Mama nie lubi przymierzać ubrań w sklepie. Kupujemy na zapas, mierzymy w domu a potem ja mogę iść do sklepu i zwrócić wszystko to co mamie nie pasowało, już po jej wyjeździe. To jest bardzo praktyczne rozwiązanie.

Podsumowując nie demonizowałabym kart kredytowych ale trzeba być ostrożnym. Są tak skonstruowane, aby było im się bardzo trudno oprzeć. Uważam, że jeśli musisz użyć karty kredytowej aby sobie coś kupić (a nie masz konkretnego planu jak to spłacisz), to po prostu Cię na to nie stać. Jeśli ktoś umie rozsądnie zarządzać swoimi finansami, to karta kredytowa może być dobrym rozwiązaniem i nawet można na niej zarobić. Jeśli ktoś ma problem, aby oprzeć się pokusie wydawania ,albo pociesza się zakupami to powinien trzymać się od kart z daleka. Poza tym, tak jak napisałam posiadanie kart wymaga obsługi. Trzeba pamiętać o regularnych przelewach, monitorować okres promocyjny 0% itd.

Z mojego osobistego doświadczenia wynika, że najgorsze co można zrobić to wziąć taką kartę aby finansowo trochę odetchnąć. Kupić sobie parę ciuchów, nowy gadżet, wreszcie nie trzymać się tak za kieszeń…nie róbcie tego. Moje podejście do kart kredytowych wypracowałam latami. Szkoda, że nie uczą tego w szkole.


Dodałam przycisk z lajkiem. Można go nacisnąć i dać mi znać, że ‘jestem’, ‘przeczytałam’, ‘dobra robota’, ‘fajnie, że jesteś’, ‘doceniam to, że piszesz’. Dla mnie jest to znak, że ktoś tam po tej drugiej stronie jest i czyta. Umawiamy się, że naciśnięcie tego przycisku nie oznacza, że koniecznie zgadzacie się z treścią wpisu, ok?

Subscribe
Powiadom o
47 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
1 miesiąc temu

Poczytałam, zrozumiałam połowę, i zajrzałam w portfel, co ja właściwie mam, bo mam dwie karty z ING. Jedna to płatnicza, do sklepów, bo jednak płacenie kartą i mało gotówki ze sobą w portfelu najbardziej lubię, a druga to debetową, która raz na miesiąc pobieram z jakiegokolwiek banku 100 do 200 euro właśnie tej gotówki do portfela, na gazetę, do piekarni, myjnię, jakiś bilet czy w aptece coś drobnego zapłacić, czasmi wyjsciowe jedzenie. Kredytowej definitywnie nie mam, no ale ja zawsze jakiś czas za… itd

1 miesiąc temu
Odpowiedz  Pimposhka

Zacofaniem bym tego raczej nie nazwała, raczej ostrożnością, ale po co robić sobie kredyt, skoro pieniądze na zakup są teraz?

Marzena
1 miesiąc temu
Odpowiedz  Lucy

Ale przecież można mieć kartę bez możliwości debetu.

Lena
1 miesiąc temu

Bardzo dobry tekst. W szkole w ogóle powinno się uczyć gospodarowania finansami. Rozmawiałam kiedyś z pracownicą społeczną i ona opowiadała mi, że wśród jej podopiecznych było bardzo dużo osób, które wydawały całą wypłatę/środki z pomocy społecznej zaraz w pierwszym dniu, a potem żyły z pożyczek, po czym w następnym miesiącu cykl się powtarzał. Nawet nie przychodziło im do głowy, że powinno się tak planować wydatki, by starczyło na miesiąc.

Alicja (ta z Walii)
1 miesiąc temu

Karty kredytowe- ah no tak właśnie. 

Totalnie się zgadzam,że można wpaść w pułapkę i spieprzyć sobie wydolność kredytową. O kartach zero napisałaś fajnie, i wytłumaczenie jak działają jest mistrzowskie, z przykładami. Lubisz Excela . Haczyki bankowe są zawsze warte poznania bo wtedy bardziej rozumiemy jak te spłaty działają i jaką strategię przyjąć. 

Dodam te dwie poniżej.

Nie każdy wie o karcie typu pieniądze na konto 0% (Mówię o  Wielkiej Brytanii, gdzie mieszkam). Przelewasz pieniądze z tej kredytówki na własne konto za naprawdę małą opłatę; to jest fajne gdy masz kredyt, za który płacisz odsetki albo odsetki z powodu debetu. Z tą kartą na 0%, spłacasz kredyt bez odsetek. Tylko przelew, nie bankomat, bo wtedy są opłaty. Parę haczyków (ofkors), jeśli nie spłacisz tej karty do końca okresu 0%, to odestki sa dosyć spore. Nie używaj tej karty, poprostu traktuj jako kredyt bez odsetek (oprócz jednorazowej opłatu przelewu, która jest niska).    

Druga, jeśli wydajesz za granicą (ja latam dosyć często do stanów) to świetne są karty kredytowe tzw. podróżnicze. Mam Barclaysa – ma cashback, ale, co ważne nie płacisz prowizji/odsetek za zakupy i wyciąganie z ATM, za granicą. Jesli jest opcja to zawsze płać w lokalne j walucie (na przykład w dolarach) a nie w funtach. Czyli wracasz z podróży czy wakacji i spłacasz tylko to co wydałaś. 

Na końcu napisałaś coś bardzo ważnego – brak edukacji finansowej w szkołach. O to walczę od lat, w każdej placówce edukacyjnej w której pracowałam i pracuję. Godziny wychowawcze to często określone przez management tematy, które często poprostu są powiązane z obecnymi klimatami polityczno-socjalnymi. Nie zawsze mają wartość (wiem jako wychowawca). Nie posiadamy inteligencji fiansowej, wyniesionej z domu (oczywiście, jak zawsze są wyjątki), czy ze szkoły. Sama musiałam spłacić spore zadłużenie na dwóch kartach wiele lat temu więc znam ten ból. Ale nauczyłam sie wiele i dlatego pomagam teraz. 

Pomimo, iż moi rodzice mieli swój biznes po upadku muru, to nigdy nie nauczyli mnie niczego, jesli chodzi o finase, oprócz, pracuj, płać rachunki i oszczędzaj. A to nie wystarczy, i jest to taka leniwa edukacja. Nie nauczono mnie jak radzic sobie z długami i jak ułożyć strategię spłaty. Dlatego uczę mojego syna; mam fajne książki dla małolatów o pieniądzach (na Amazonie jest świetna seria), mamy grę w której inwestujesz i spekulujesz też ale na bardzo podstawowym poziomie, dla lepszego zrozumienia jak wszystko działa. Syn wykazuje zainteresowanie więc działam. 

Również napisałam program nauczania finansów (życiowych) dla studentów, który realizuję właśnie w czasie godziny wychowawczej. Nawet nie wiesz ile musiałam się napocić żeby uzyskać z „góry” pozwolenie na to; na wykładanie czegoś co jest, moim zdaniem, umiejętnością na całe życie.
 
Spłacanie kart jest do ogarnięcia i można dać radę, podejrzewam że masz swoje sposoby, ja też i dziele się, z radością pomagam, bo nie jest to mój biznes  Jesli natomiast osoba wydaje, żeby się pocieszyć, czy nagrodzić, to jest to kwestia terapii a nie tylko kontroli finansowej. A najlepiej wtedy trzymać się z daleka od kart kredytowych, dopóki nie zrozumie się powodu szukania satysfakcji z „zewnętrznych” zródeł.  

Miłego poniedziałku

Andziulindzia
1 miesiąc temu

Czy mogłabyś podać tytuły tej serii książek o finansach dla małolatów?

Alicja (ta z Walii)
1 miesiąc temu
Odpowiedz  Andziulindzia

Cześć, nie wiem gdzie mieszkasz, ja mam książki wydane przez DK. Jest to seria dla juniorów, mój syn będzie miał niedługo 12 lat. Są”How money works”, “Starting business”. Jest fajna książka dla młodszych czytelników napisana przez Debrę Meaden, jednego z titanów biznesu w UK. Najpewniej gdy wpiszesz w Google to znajdziesz wiele pozycji, odpowiednie dla twojego dziecka.
Również “inwestujemy” na giełdzie, to dosłownie jest instrument żeby nauczyć go trendów finansowych od bossy do hossy. Ale naprawdę na prostym poziomie. Przy tym nauczanie że giełda i kryptowaluty to inwestycje które musisz założyć że stracisz bo są bardzo niestabilne.
Bardzo dawno temu zainwestowałam w krypto ale to było na początku. Zwróciło mi się bardzo dobrze ale teraz bym już nie inwestowała.

Andziulindzia
1 miesiąc temu

Dzięki

Halina
1 miesiąc temu

Nigdy nie miałam kart kredytowych, ponieważ albowiem wiedziałam o pułapkach i wiedziałam, że nie jestem wystarczająco zdyscyplinowana, aby w nie nie wpaść. Miałam podwyższony debet na koncie przez kilka lat, potem niespodziewane pieniądze pozwalające go wyzerować, a potem to już dbałam, żeby nie mieć długu. I nie mam, na szczęście.

Ania
1 miesiąc temu

Bardzo ciekawy post i swietna inspiracja…wiem,ze teraz sie juz musze bardzo porzadnie zabrac za swoje wydatki/dlugi/domowy budzet…jednak czlowiek ciagle sie uczy:-)

Alicja (ta z Walii)
1 miesiąc temu
Odpowiedz  Ania

Aniu, napisałam. Mam nadzieję że pomoże. Wierzę w ciebie.

Ania
1 miesiąc temu

Dzieki wielkie Alicja,jestesmy w kontakcie.

Ania
1 miesiąc temu
Odpowiedz  Pimposhka

Dzieki :-))

Jagoda
1 miesiąc temu

Pimposhko, Alicjo, podziwiam Waszą wiedzę i doświadczenie. Nie wiedziałam, że to takie skomplikowane. Ja bez kredytów i debetów tylko dlatego, że zawsze uważałam, że należy wydawać pieniądze, które się ma, a nie będzie miało. Tak po prostu.
Ale wiedzę warto posiadać.

Alicja (ta z Walii)
1 miesiąc temu
Odpowiedz  Jagoda

No i pieknie Jagodo. Najważniejsze to się uczyć jeśli popełni się błąd

1 miesiąc temu
Odpowiedz  Jagoda

Złota rada, nie wydawać pieniędzy, które być może, będzie się miało.

Maria
1 miesiąc temu

Moim zdaniem, najlepszą nauką mądrego korzystania z kart kredytowych jest karta dodatkowa do karty kogoś starszego w rodzinie. Świeżak kartowy łatwiej pojmuje, jak to działa, bardziej się stara być w porządku, no i główny posiadacz ma interes w solidnej edukacji świeżaka. Ja tak zaczynałam i od razu pojęłam koncept spłaty w okresie bezodsetkowym 🙂 Wcześniej, gdy miałam 5 czy 6 lat, studiująca kuzynka wytłumaczyła mi, czym jest kredyt. Pojęłam w mig, bo pożyczanie i zwrot to coś, co występuje już w przedszkolu (raczej nie na niwie finansowej, ale jednak). Poza tym zawsze lubiłam czytać, zwłaszcza warunki podane drobnym drukiem 😉 Jak do tego dorzucimy ze dwie mrożące krew w żyłach opowieści o osobach, które wpadły w spiralę zadłużenia (wśród znajomych lub w artykule prasowym), to mamy naprawdę niezły start do ogarnięcia finansów.

Maria2
1 miesiąc temu

Znowu temat, w którym mogę się poskarżyć:))) No bo tak. Miałam tylko jedną kartę powiązaną z kontem bankowym i tą kartą płaciłam wszędzie czyli w sklepach stacjonarnych i sklepach internetowych (blikiem). Mogę też nią wypłacać gotówkę z bankomatu ale robię to niezwykle rzadko bo mi nie jest gotówka potrzebna gdyż wszystkie sklepy i sklepiki łącznie z bazarowymi mają możliwość płacenia kartą. Ostatnio gotówkę wypłacałam na “napiwek” dla hydraulika. I to blikiem w Żabce. No ale co jakiś czas pojawiała się potrzeba kupić coś ze sklepu zagranicznego. A tam niestety bliku nie ma. Mnie się wydaje jakby w Polsce sprawa cyfryzacji poszła dalej niż w innych krajach ale mogę się mylić:)) Tak więc jak chciałam kupić wzór na ravelry albo e-book zagraniczny albo raz jedyny coś chciałam kupić na etsy to niestety nie umiałam. Tam kazali mi nr karty podawać. No akurat nie miałam na to absolutnie ochoty. W dodatku pisali o karcie kredytowej, której nie miałam. Potem ktoś mi wyjaśnił, że zagranicą karta kredytowa jest dużo bardziej popularna niż u nas. Być może, nie wiem. W końcu poszłam do banku zwierzyć się, że nie umiem płacić w sklepach zagranicznych i potrzebuję kartę kredytową ale żeby na niej było mało środków bo kupuję głównie wzory albo e-booki a to groszowy koszt. Dostałam taką kartę i ma na liczniku 2000 zł. To najmniejsza kwota. Zaraz próbnie kupiłam wzór za kilka euro i natychmiastowo przelałam ze swojego konta na kartę kredytową taką samą kwotę, żeby nie było na niej długu. Tak więc jeśli mnie “okradną” to “tylko” 2000 zł. A ponoć można iść wtedy do banku i oni wytopią kto to zrobił więc można odzyskać stratę. Przyjmę chętnie wszelkie uwagi na temat zakupu w sklepach zagranicznych, jak wy sobie radzicie nie mając karty kredytowej. Może się czegoś nauczę i oddam kartę bankowi. Pozdrawiam, maria2

Alicja (ta z Walii)
1 miesiąc temu
Odpowiedz  Maria2

Nie wiem o Etsy ale PayPal jest bardzo bezpiecznym sposobem np i masz ochronę klienta. Może to będzie opcja dla ciebie?

1 miesiąc temu

Przeczytałam uważnie i doszłam do wniosku, że używasz kart kredytowych w zdecydowanie bardziej skomplikowany sposób niż ja. Możliwe, że wynika to z innego systemu bankowego w każdym kraju, lub tego, że nie mam głowy do takich rzeczy 😉

Osobiście korzystam z karty kredytowej w minimalnym stopniu. Na początku miesiąca robię nią około 6 transakcji, bo inaczej bank pobierze mi opłatę za jej posiadanie, natychmiast spłacam sumę i przestaję jej używać do przyszłego miesiąca. Te transakcje czasem są naprawdę minimalne, np opłata w myjni samochodowej 3 x 5 zł, albo zakupy w spożywczaku. Pozostałe rzeczy płacę blikiem lub kartą płatniczą.
Wypracowałam sobie taki prosty system, bo nie znam się zbytnio na tych mechanizmach płatniczych, mam zawodną pamięć jeśli chodzi o żonglowanie spłatami, przelewami i pilnowaniem stanu zadłużenia kart, a nie chcę by banki skorzystały na moim gapiostwie 😉 Z tego samego powodu mam ustawiony limit kart do wysokości salda, żeby przez przypadek nie wejść na debet – wiem, że jak nie mam z co to nie kupię, więc staram się nie wydawać do zera, by zawsze mieć jakiś back up 😉

Swoją drogą masz zupełną rację, że z zarządzania domowymi finansami powinny być jakieś obowiązkowe lekcje lub szkolenia, bo czasem nauka na własnych błędach może okazać się nieprzyjemnie kosztowna.

Pozdrawiam 🙂

Maria2
1 miesiąc temu
Odpowiedz  Wiewiórka

Ooo, coś nowego dla mnie! To bank pobiera opłatę jeśli nie użyję karty kilka razy w miesiącu? Nie wiedziałam! Jak tylko dostanę tu info jakim sposobem mogę zapłacić w sklepach zagranicznych nie mając karty kredytowej to natychmiast się jej pozbędę.

Alicja (ta z Walii)
1 miesiąc temu
Odpowiedz  Maria2

Napisałam wyżej i właśnie sprawdziłam, może użyć PayPala na Etsy i na Raverly. Pozdrawiam

Maria2
1 miesiąc temu

Alicji, gdzieś czytałam u jakiejś dziewiarki właśnie, na blogu, że PayPalem płaci i zasila konto, które tam utworzyła. Rozumiem, że PayPal to jakiś pośrednik między kupującym a sprzedającym i domyślam się, że przed zakupem wpłaca się tam odpowiednią kwotę a potem zleca zakup. Niestety nie starczyło mi “odwagi” wtedy żeby spytać jak się zasila konto PayPala. Czy dałabyś radę tak bardziej łopatologicznie powiedzieć jak bezpiecznie zasilić takie konto? Możliwe, że moje pytanie jest bardzo naiwne jednak mam bardzo mgliste pojęcie w tych sprawach i wolę spytać. Z góry dziękuję.

Alicja (ta z Walii)
1 miesiąc temu
Odpowiedz  Pimposhka

Pimposhko, klękam na grochu dzisiaj, przepraszam. Nauczycielska dusza zawsze chce pomagać, albo wtrącić 3 grosze. Ok, zamykam się

Maria2
1 miesiąc temu
Odpowiedz  Pimposhka

Dziękuję za obszerne wyjaśnienie. Choć przyznam, że jeszcze nie wiem jak się zasila owo konto utworzone na PayPalu. Jestem “tępa dzida” w bankowości. Przepraszam, że ciągnęłam za język Alicję korzystając z Twego bloga. Nie chciałam nadużywać tylko uchwyciłam się szansy wyjaśnienia tego problemu wreszcie. Obyś miała cierpliwość pociągnąć temat w krótkim zdaniu jak to się robi to zasilanie. Będę szczęśliwa jak to zrozumiem, serio. Moja mama była bankowcem całe życie do emerytury. Ale wtedy była inna rzeczywistość. Talentu nie odziedziczyłam. Pozdrawiam

Alicja (ta z Walii)
1 miesiąc temu
Odpowiedz  Maria2

Zasilanie to, zakladasz konto na witrynie PayPala (email plus hasło). Kliknij załóż, wybierz osobiste i tyle. Podpinasz kartę albo konto bankowe i już. Wpisz na Google jak założyć konto PayPal i na pewno znajdziesz wyjaśnienie. Pimposhko, mea culpa. Teraz jestem cicho.

Maria2
1 miesiąc temu
Odpowiedz  Pimposhka

Dziękuję Pimposhko)

Maria2
1 miesiąc temu

Dziękuję)

Anonimowo
1 miesiąc temu

Pimposhko bardzo ciekawy wpis. Ja z tych, co żyją bez kredytów. Kartę posiadam tylko płatniczą , ale różnie w życiu bywa….pozdrawiam Małgośka.

KasiaPoland
1 miesiąc temu

Ja z tych bez karty kredytowej. Nigdy nie miałam. I jak dzwonią i proponują, to mówię, że nie mam problemów z cash flow. Blika też nie mam. I zdecydowanie wolę płacić gotówką. Bardzo mi się nie podoba, że banki widzą co kupuję.

Jagoda
1 miesiąc temu
Odpowiedz  KasiaPoland

Banki chyba nie widzą, co kupujesz, tylko w jakich sklepach. Nic złego w tym, że wydajemy legalnie zarobione pieniądze.
Karty i bliki są bardzo wygodne.

Marzena
1 miesiąc temu
Odpowiedz  Jagoda

Ja też bez blika, ale karta to podstawa. Podłączona do subkonta z niskim stanem. Bez debetu. Właściwe konto nie ma podpiętej karty. W przypadku kradzieży/zgubienia karty mogę stracić tylko pieniądze na codzienne zakupy. Oczywiście , jeśli nie zdążyłabym jej zablokować.

Alicja (ta z Walii)
1 miesiąc temu
Odpowiedz  Jagoda

Banki widzą gdzie. Jednak, gdy używasz karty klienta danego sklepu (w uk to np clubcard w Tesco, gdzie zbierasz punkty etc), wtedy dane co kupujesz są zapisane.
Też lubię płacić gotówką jak Kasia. Poprostu lubię fizyczne pieniądze

By Pimposhka
47
0
Would love your thoughts, please comment.x