Co czuje babcia?

W piątek odebraliśmy małe Pimposhki ze szkoły godzinę wcześniej. Nie wiedziały o co chodzi. W samochodzie powiedzieliśmy, że jedziemy na kolację do restauracji, a restauracja jest w Londynie. Na autostradzie nie było ruchu i po godzinie już parkowaliśmy na końcowej stacji jednej z linii metra. Tam dziewczyny przebrały się z mundurków w sukienki i dołączyli do nas dziadkowie. Po 40 minutach w zbyt ciepłym wagonie metra dojechaliśmy do centrum. 

W WestEnd (Londyńska dzielnica teatralna) zjedliśmy pizzę. Po kolacji udaliśmy się na krótki spacer. Po czterech minutach znaleźliśmy się koło teatru Drury Lane z wielkimi plakatami z księżniczką Elsą. Dziewczyny zapiszczały: ‘Patrzcie, patrzcie! Frozen!’, ‘Chcecie tam wejść?’, ‘Tak tak! A możemy?’, ‘Możemy.’, ‘Naprawdę? A możemy obejrzeć?’, ‘Możecie’. Ha ha. To zdjęcie było zrobione trzy minuty po tym jak dziewczyny się zorientowały, że mamy bilety na musical i jest to prawdziwy cel naszej wyprawy do Londynu. 

Dwadzieścia minut później były już obkupione w gadżety z Elsą. Drury Lane to piękny teatr, jeden z najładniejszych w jakich byłam w Londynie. 

Miałam najlepsze miejsce na widowni, koło moich córek.

Jak każda mama dziewczynek historię znam na pamięć i byłam pewna, że będę ziewać cały spektakl, a byłam bardzo mile zaskoczona. Musical jest fantastycznie zrobiony. Historia niby ta sama, ale mniej więcej połowa piosenek jest nowa. Finalną sceną pierwszego aktu była piosenka ‘Mam tę moc’ i wszystkim normalnie dech zaparło. A zmiana sukienki (klik) była taka, że…. nie wiem jak to zrobili, ale było jeszcze lepiej niż w animowanym filmie. Młodsza P. totalnie się wzruszyła i tak się popłakała, że nie tylko my się popłakaliśmy razem z nią ale inni widzowie, którzy siedzieli koło nas również. 

Po spektaklu czekała nas długa droga do domu, ale dziewczyny były bardzo dzielne a wieczór był wyjątkowo ciepły. Moja teściowa, tak jak ja uwielbia musicale i widziała chyba wszystko co WestEnd wyprodukował. To była jej pierwsza wyprawa od kilku lat ze względu na pandemię. Była zachwycona nie tylko spektaklem ale też faktem, że mogła towarzyszyć swoim wnuczkom podczas ich pierwszej wizyty na WestEndzie. My bardzo lubimy spędzać czas z dziadkami i często towarzyszą nam w różnych wyprawach (także tej do Ameryki). Mamy zupełnie inne relacje niż szwagrostwo. Tam teściowa jest głównie opiekunką do wnuków, a wizyty w restauracjach czy wypady do teatru zarezerwowane są dla kogoś innego. No właśnie, dzisiaj chcę się Wam trochę wyżalić. 

Otóż Gracjanka, czyli mała kuzynka Pimposhek poszła właśnie do szkoły. To słodki dzieciak, z ciągłym uśmiechem na twarzy ale…. niemowa. Otóż mała ma zdiagnozowany selektywny mutyzm. Czyli z rodzicami, babcią czy bratem rozmawia normalnie ale z nami wcale. Nie tylko z nami, nie rozmawia z nikim kogo widuje rzadko albo kogo nie zna. Porozumiewa się gestami czy chrząknięciami ale nie wydusi z siebie nawet prostego ‘tak’ albo ‘nie’. Dodatkowo jest lipcowa więc dopiero co skończyła cztery lata i jest najmłodsza w klasie. Lipcowe dzieci generalnie gorzej radzą sobie w szkole, na tyle, że widać to w statystykach. Rodzice? Pomimo diagnozy nic z tym nie robią i czekają, aż młoda wyrośnie albo szkoła zajmie się problemem. A selektywny mutyzm nasila się z wiekiem. Im wcześniej zauważony tym jest bardziej podatny na leczenie (ma podłoże lękowe i z czasem te lęki się utrwalają). Wiem, że to nie moja sprawa ale mnie to męczy. Po prostu żal mi dzieciaka. 

Zastanawiam się co czuje moja teściowa, czyli babcia. Z babciami jest tak, że żaden rodzic nie jest w stanie zaspokoić wymagań rodzicielskich babci. Buciki nie takie, żarełko nie takie, gdzie jest czapeczka na miłość boską itd. Ale co czuje babcia kiedy ma dwa zestawy wnuków i jeden zestaw ma ‘fajnych’ rodziców a drugi ‘ mniej fajnych’ albo takich, którzy po prostu nie są dobrzy w te klocki? Póki dzieci są małe, to nie widać specjalnie różnicy. Ale im dzieci są starsze, tym bardziej różnice wychowawcze rzucają się w oczy. 

Umówmy się. Nie chodzi mi o różnice finansowe. Nie chodzi mi  więc o to, że wnuczki numer jeden chodzą w ubrankach od Zary, w weekendy chodzą na lekcje tenisa do Agnieszki Radwańskiej a na wakacje jeżdżą na Malediwy podczas gdy wnuczki numer dwa chodzą w ubraniach z Pepco, w weekendy wiszą na trzepaku a wakacje spędzają po raz piąty na tym samym kempingu (podejrzewam, że kemping jest bardziej fascynujący niż Malediwy). Nie. Chodzi mi o dużo subtelniejsze ale też poważniejsze różnice.

Na przykład wnuczki numer jeden zawsze jeżdżą na wakacje z rodzicami, podczas gdy wnuczki numer dwa wakacje spędzają same na koloniach, a jak rodzice mają urlop to jadą na niego sami podrzucając dzieci do dziadków. Wnuczki numer jeden przed snem mają czytane/czytają książki, a wnuczki numer dwa mają puszczane/oglądają filmiki na telefonie. Wnuczki numer jeden jedzą obiad przy stole gdzie toczy się rozmowa, a wnuczki numer dwa jedzą na kanapie przed telewizorem. Wnuczki numer jeden przychodzą do szkoły na czas i mają wyprasowane ubrania, podczas gdy wnuczki numer dwa są notorycznie odwożone za późno a ich koszulki są zawsze wygniecione. Wnuczki numer jeden w ferie chodzą po muzeach i galeriach (przyjmijmy, że tych darmowych), podczas gdy wnuczki numer dwa spędzają ferie grając na konsoli. Myślę, że kumacie o co mi chodzi. Po jakimś czasie babcia widzi, że jeden zestaw wnuków ma większy zasób słów, potrafi kontrolować swoje emocje, są ciekawe świata a zestaw numer dwa powoli zamienia się we współczesnych techno-troglodytów. Dlaczego mnie to męczy?

Nie wiem co czuła moja babcia kiedy byłam dzieciakiem. Teraz jestem już duża i wiem, że robiła wszystko aby mojemu kuzynowi wynagrodzić fakt, że miał właśnie tych ‘mniej fajnych’ rodziców. Ponieważ wychowałam się w domu wielopokoleniowym, to ta sytuacja miała na mnie bezpośredni wpływ. Jak z mamą robiłyśmy porządki w moim pokoju, to worki ze śmieciami najpierw lądowały u babci. Kuzyn miał moje stare kredki czy farby, bo jego rodzice nie mieli czasu aby o to zadbać. Kuzyn korzystał z mojego roweru. Miał swój, ale pękła dętka i przez miesiąc nikt się tym nie zainteresował. Korzystał z moich sanek. Oczywiście miał swoje, ale leżały gdzieś w komórce lokatorskiej przygniecione gratami, bo nikt nie pomyślał, żeby je wyciągnąć i przygotować przed zimą. Babcia stosowała wobec mnie szantaż emocjonalny. Przy każdej takiej okazji nazywała mnie egoistką i samolubem – ‘Widzisz tylko czubek własnego nosa!’ Pani pedagog nieświadoma faktu, że moja niechęć do dzielenia się wynikała z tego, że przecież skoro ‘Babcia kocha go bardziej ode mnie, to po cholerę mu jeszcze moje sanki?’. Jak się pewnie domyślacie takie dzieciństwo cudownie wpłynęło na nasze relacje z kuzynem i teraz ze sobą nie rozmawiamy. Mój wujek sam jest teraz dziadkiem i… krytykuje syna, że poświęca córce zbyt mało czasu (!). 

Dziś z bliska obserwuję to samo w mojej angielskiej rodzinie. Na szczęście nie ma to wpływu na moje dzieci ani ich relacje z kuzynostwem. Pilnuję tego, choć nie jest to trudne, bo nie mieszkamy wszyscy na kupie. Ale dalej się zastanawiam co czuje babcia, która jednym wnuczkom kupuje na urodziny zabawki, a drugim wnuczkom kupuje na urodziny buty, bo bieżnik w tych starych totalnie się już starł a rodzice tego nie zauważyli. 


Dodałam przycisk z lajkiem. Można go nacisnąć i dać mi znać, że ‘jestem’, ‘przeczytałam’, ‘dobra robota’, ‘fajnie, że jesteś’, ‘doceniam to, że piszesz’. Dla mnie jest to znak, że ktoś tam po tej drugiej stronie jest i czyta. Umawiamy się, że naciśnięcie tego przycisku nie oznacza, że koniecznie zgadzacie się z treścią wpisu, ok?

Subscribe
Powiadom o
16 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Magdalenka
7 miesięcy temu

Kurcze i przy obecnych możliwościach nie wykorzystać ich? Nie rozumiem. Niestety to straszne ale zaniedbania w wieku dziecięcym strasznie odbijają się na dzieciach jak są starsze. I najgorsze, że najczęściej są nie do odrobienia. Moje znajome wójtostwo mawiali – jak się nie najlepiej wychowało własne dziecko, to należy odrobić przy wnukach. Może teściowa – skoro i tak spędza dużo czasu z wnuczka – mogłaby zająć się dbaniem o terapię? Wiele rzeczy można zrobić samemu w domu niekoniecznie w gabinecie. Ważna jest czestotliwosc. Sorry, Pimposhko, ale ja patrzę na to od strony dziewczynki. Nie ważne kto się tym zajmie, kto powinien najważniejsze, żeby zostało zrobione. Kończę bo popłynę, ale w takich przypadkach nie mogę milczeć.

Magdalenka
7 miesięcy temu
Odpowiedz  Pimposhka

To jest strasznie trudne. W każdym przypadku. Ludzie wolą nie widzieć problemu, bo w danym momencie spada z nich ciężar. Tylko , że potem ten ciężar zaniedbań niosą ich dzieci. Rozwiązaniem dla babci dziewczynki, byłaby rozmowa ze specjalistą – pedagogiem czy psychologiem, który podpowiedziałby jak z dziewczynką pracować, czego unikać , a czego absolutnie nie unikać. Ostatnio usłyszałam, ciocia w dalszej rodzinie ma cukrzycę. Och, jaka straszna płakali wszyscy. A mi się w głowie nie mieści ,że 80 letniej pani z nadwagą nikt nie zbadał cukru glukometrem. Dodam, że wokół niej sam personel medyczny.

Halina
7 miesięcy temu

Co czuje babcia? Robi wszystko, ci może, żeby zrekompensować temu drugiemu niedostatki rodzicielskie, przez co rodzice czują się jeszcze bardziej zwolnieni ze swoich obowiązków, bo oni już nie muszą. To jest trudne, pomóc tak, żeby nie zaszkodzić.

Magdalenka
7 miesięcy temu
Odpowiedz  Halina

Oj, bardzo trudne. Jednak mając na uwadze to, że pewne rzeczy są nie do nadrobienia, to myślę , że trzeba nie oglądać się na tych co powinni tylko jak się jest w stanie robić samemu.

Magdalenka
7 miesięcy temu
Odpowiedz  Pimposhka

Pimposhko właśnie o to mi chodziło. Mam znajomego, który miał ciężkie dzieciństwo dzięki swojej mamie. Wspomina, że do puki żyła babcia, to było super – był kochany. Babcia zmarła, a on postanowił zrobić wszystko, żeby mogła być z niego dumna, gdyby nadal żyła. To była prosta kobieta , bez szczególnych możliwości, ale kochała swojego wnuka i robiła co mogła.

Urszula
7 miesięcy temu

Moje zdanie odrębne. Nie prasuję obecnie ubrań (oprócz sytuacji wyjątkowych), bo staram się być eko. Przy wyjmowaniu z pralki strzepuję mocno, wieszam równo, i głaskam składając. Oraz oszczędzam na rachunkach za energię. Pozdrawiam serdecznie, podziwiam podejście do życia, energię i działalność szyciową Pimposhki. Trochę zazdroszczę, tak w sensie pozytywnym, rodzicom P., że mają taką córkę. Urszula, lat 74.

7 miesięcy temu

Muszę w końcu te Elzę zobaczyć, bo na serio nie znam, jedynie z reklam
To się dziewczyny ucieszyły, znakomita niespodzianka.
Co do reszty tematu. Trudno wychowywać innych rodziców, jak było, określaą kiedyś ich dzieci. Może będzie za późno, wtedy będzie szkoda dzieci. Dobrze, że dziadkowie kompensują to i owo. Dzieci w tym przypadku mają więcej szczęścia, niż inne dzieci.
Fatalnie byłoby tylko, gdyby dziadkowie zaczęli w jakiś sposób i od tyłu zachodzić te własne dzieci, znaczy rodziców tych dzieci, głośno porównując sytuację w domach swoich różnych dzieci, w sensie: a u Pimposzków to jest tak i tak, I tak jest lepiej, weźcie sobie z nich przykład.
Sama byłam jedynakiem i nie miałam w domu porównaniu do rodzeństwa, ale takowe ponoć potrafią rodzić pewną agresję, niezależnie od wieku dzieci…

7 miesięcy temu

Też się wzruszyłam tymi emocjami z powodu musicalu. Pierwsze zdjęcie w metrze jak z Top modela (wiem, bo w covidzie obejrzałam wszystkie sezony).
W ogóle dziewczyny bardzo fotogeniczne i urocze w tych białych sukienkach i czarnych bucikach.
Co do babci, to nie będę się rozpisywać. Niestety (na ogół niestety) babcia mało ma do powiedzenia. Rodzice są władzą w rodzinie. Oni funkcjonują razem codziennie. Moja mama zawsze miała bałagan w szafach a czasem poza. Była uroczą kobietą, miała dużo koleżanek i zawsze była w biegu. Jeden z najwyraźniejszch wspomnień to obraz dziadka, który w wigilię zbierał paproszki z dywanu. Teraz myślę, że to było nietaktowne. Oczywiście nijak to się ma do niemówienia, ale nieraz naprawdę nie można pomóc tak jakby się chciało.
Czy boli i uwiera? No pewnie.

Anonimowo
7 miesięcy temu

Ja wiem, że to trudny temat ale babcia jest nie tylko od kochania. Jak jest mądrą babcią to potrafi tupnąć nogą i zrobić porządek tam gdzie trzeba. Co to znaczy ,że dziecko cierpi a wszyscy się na to patrzą i to tam gdzie mają możliwości? Ty jesteś synowa(a synowa to nie rodzina jak kiedyś usłyszałam)ale twój mąż jego rodzice no i ojciec dziecka to chyba widzą co się dzieje i nic nie robią?To jest nie do pomyślenia! a ty chociaż synowa powinnaś tak sprawą pokierować (a wiem, że energii ci nie brakuje i pomysłowości)żeby dziewczynce pomóc. No normalnie się zdenerwowałam na takie stawianie sprawy i już. Pozdrawiam Krystyna

Anonimowo
7 miesięcy temu
Odpowiedz  Pimposhka

Zgadzam się z Pimposhką, w takich sytuacjach niewiele można zdziałać. Muszą chcieć obie strony…sama jestem teściową, babcią dwóch uroczych wnuczek. Są zdrowe, a to najważniejsze. Uwielbiam porządek, dom nie muzeum, ale jakiś ład musi być, niestety u moich dzieci masakra. Synowa nie pracuje, dziewczynki, jedna w przedszkolu, druga w żłobku, a tam wciąż wszystko wala się po całym mieszkaniu… jak jadę w odwiedziny staram się pomóc, uprzątnąć, niestety następnym razem to samo. Poza tym problem zawsze z ubraniami, ciuchów mnóstwo, a jak chcę zabrać wnuczki do siebie, to najpierw muszę im coś kupić, bo albo podarte, albo brudne…temat rzeka, niestety…i co mam zrobić? Staram się nie wtrącać, nie pouczać, raz powiedziałam synowej, że centymetrową dziurkę to mogłaby zaszyć nim zrobi się wielka locha, to odpowiedziała, że krawcową to ona nie jest…pozdrawiam serdecznie Małgośka..

By Pimposhka
16
0
Would love your thoughts, please comment.x