Parę tygodni temu napisałam Wam posta o tym, jak ogarniam (klik). Gdyby ktoś zadał mojemu mężowi jak on ogarnia będąc pracującym ojcem dwójki dzieci to jego odpowiedź brzmiałaby ‘pytam żonę’. Niestety!
Myślę, że wiele nas kobiet to zna. To my pamiętamy niemal o wszystkim co dotyczy dzieci i prowadzenia domu. Czy to nie jest wkurzające? To my pamiętamy o wywiadówkach, to my wiemy jak ma na imię wychowawczyni syna, to my pamiętamy, że ciocia męża ma urodziny i trzeba jej wysłać kartkę. To my robimy najczęściej plan zakupów, to my wiemy, że kasza gryczana się kończy a w lodówce jest już lekko zwiędła cukinia więc jutro ją trzeba zrobić na obiad. To my zauważamy, że wypadałoby już wyprać dywanik łazienkowy i że dziecko wyrosło z butów.
Facet w wersji podstawowej zazwyczaj kosi trawę (jak mu przypomnimy), wynosi śmieci i ewentualnie zmywa naczynia. W wersji rozszerzonej zajmuje się domowymi finansami i umawia się z fachowcami, gdy trzeba coś w domu zrobić. Jeśli mamy wersję de luxe to może nawet zajmie się gotowaniem. Ale nie, nie takim zwykłym gotowaniem zupy na codzienny obiad. Jak on gotuje to od razu musi być to coś specjalnego, wykwintnego a my mamy piać z zachwytu. Nad naszą codzienną pomidorową nikt nie pieje.
Faceci to zazwyczaj zadaniowcy. Jeśli zrobimy listę zakupów, to pojedzie i kupi (a przy okazji zadzwoni pięć razy aby się upewnić, czy kupił odpowiedni rodzaj pieluch). Jak poprosimy, to powiesi pranie albo pojedzie wymienić opony na letnie w naszym aucie (przy okazji może i olej wymieni?). Jak przypomnimy, to kupi znaczki. Jak napiszemy na lodówce, to jest szansa, że nie będzie się pytał ‘Co dzisiaj na obiad?’ ‘Kiedy lecimy na urlop?’ ’O której miał być ten hydraulik?’.
Ale to my musimy o wszystkim pamiętać, to my musimy prosić, przypominać, planować a mąż zazwyczaj jest po prostu ‘podwykonawcą’. Muszę przyznać, że są dni kiedy bardzo męczy mnie ta rola ‘menadżera rodziny’ kiedy ciąży mi ten ‘mentalny bagaż’. Nie mogę powiedzieć, obowiązkami domowymi dzielimy się mniej więcej po równo, ale i tak wszystko jest ‘na mojej głowie’. Nie chodzi mi o pracę fizyczną ale o pracę umysłową właśnie i konieczność ogarniania.
Oczywiście sama jestem sobie winna. Jestem ofiarą ‘zostaw ja to zrobię szybciej/lepiej/sprawniej’, ‘dobra ja już to zrobię bo nie chcę odpowiadać na milion Twoich pytań, jak to zrobić’. Bo pytanie ‘jak mogę Ci pomóc/co trzeba zrobić’ już mnie najzwyczajniej wkurza (naprawdę nie widzi, że suche pranie czeka już tydzień na włożenie do bieliźniarki – jego obowiązek bo jest wyższy). Bo jak zapodam mężowi jakieś zadanie, choćby było najprostsze to przyjdzie do mnie z trzema opcjami i tak finalnie muszę się zastanowić i podjąć decyzję co wybrać. Nie wiem, może tylko mój model tak ma? A ja bym chciała aby np. mąż zajął się planowaniem wakacji. Wyszukał hotel, loty, sprawdził daty w kalendarzu a potem oznajmił mi, gdzie i kiedy lecimy. I tyle.
Chociaż z drugiej strony… Jeśli macie męża, który zauważy, że mąka się kończy i ją kupi bez żadnych konsultacji z Wami albo wie dokładnie z jakiego sklepu pochodzą ulubione rajstopy córki i jaki rozmiar (większy niż jej wiek, bo ten sklep zaniża rozmiarówkę), no i sam bukuje te Malediwy to…. jak Wy z nim wytrzymujecie?
Z jednej strony ciężko mi z moim bagażem mentalnym, z drugiej strony boję się utraty kontroli i dania mu po prostu wolnej ręki. I to nie tak, że nie próbowałam ale zawsze kończyło się to jakąś katastrofą (np. rachunek za przedszkole nie został zapłacony na czas, bo nie przypomniałam choć umówiliśmy się, że to jego odpowiedzialność).
Myślę, że wiele z Was wie o czym piszę. Czy ktoś wie jak temu zaradzić? Czy ktoś może ‘uwolnił’ się od tego ‘mentalnego bagażu’, wypracował sobie jakiś fajny kompromis i przy okazji ‘uwolnił męża’? Moje drogie starsze koleżanki (młodsze też) poradźcie mi :).
Myślę, że to jest właśnie klucz do sukcesu. Odpuszczać i delegować. Uczę się tego każdego dnia, i tak jak piszesz od czasu do czasu zrewidować 🙂
Oh 'punkty zajebistości' ogromnie mi się to podoba. Negatywnych emocji u nas nie ma, raczej kawa na ławę, od czasu to czasu 'gradobicie', po którym małżonek wraca do pionu na dłuższy czas 😉
Kiedyś moja ciocia (już chyba pod 70tkę) wyjechała w delegację (zawsze pracowała zawodowo, była po studiach ale w domu tradycyjny podział ról) to wujek ugotował ziemniaki…. bez wody. Ja się w ogóle nie nadaję na blondynkę. Taki przykład. Małżonek wrócił do domu, patrzy i ma gumę. Już zamawia nową oponę w samochodzie, a ja do niego. Weź napompuj (musiałam pokazać, że ma elektryczną pompkę w samochodzie) i jutro podjedź do oponiarza (na tej samej ulicy) i może Ci naprawią. No i co? Naprawili. No ale ja jestem córką żony marynarza….
Och Ty podstępna jesteś…. 🙂 ja zdecydowanie za mało mojego męża chwalę ale uczę się powoli. Dzięki za radę.
Dziewczyno gratulacje! Ja nie wiem czy bym miała siłę.
p.s' zachciało mi się jajecznicy na boczku.. mmmm
Ależ oczywiście. Ale tam gorszego czy lepszego nie mogłam mieć, mam swojego i widziały gały co brały 😉 widziały też jakie stosunki panują u niego w domu (teściowa jest taka jak ja ;). Raczej współczuję szwagrowi, bo jemu trafił się model 'leżę i pachnę' podczas gdy on jest typowym mamisynkiem (mój mąż też jest trochę mamisynkiem, trzeba by dobrze poznać moja teściową aby to zrouzmieć ale duuuuużo mniejszym niż jego starszy brat).
Justyna, to Ty masz model de luxe i zobacz, nawet nie wiedziałaś 😉 A tak na serio to oczywiście macie rację dziewczyny, biję się w pierś za powielanie stereotypów. Mój mąż taki do końca stereotypowy nie jest (tylko gotować nie gotuje ani trochę).
Olga mój mąż często mówi 'musimy zrobić pranie' (a wiadomo, że za pranie to tylko ja jestem odpowiedzialna). I ja go za to gonię, za to 'my'. Bo jakby mówił 'Ty' to nagle by zobaczył ile ja mam tych obowiązków. Czasem bym chciała abyśmy na tydzień zamienili się rolami, ale myślę, że nie wytrzymałabym tego psychicznie ;). Źle nie jest, Olga dziękuję za wskazówki pomyślę co dałoby się zaadoptować u nas :).
Ola, dokładnie ja też taka Zosia-Samosia jestem. W pracy zaraz będę miała aż dwie kobiety do pomocy i 'zarządzania' więc będzie się trzeba nauczyć delegowania. W domu też im jest więcej obowiązków tym i delegowanie jest łatwiejsze. Czasem tylko bym chciała aby bez delegacji było zrobione. No ale nie można mieć wszystkiego i tak jak piszesz, uczę się odpuszczać.
Bardzo fajny podział 🙂
Dobrze prawisz 🙂 Ja raczej nie liczę na to, że 'wychowam' to raczej siebie chciałabym wychować żeby mieć więcej luzu jeśli chodzi o rzeczy, które są naprawdę mało istotne. Wydaje mi się, że to po prostu przychodzi z wiekiem.
Ja dziś w całym domu odpowietrzyłam kaloryfery i uregulowałam ciśnienie w systemie ogrzewania 😉 I ja też lepiej składam meble. On ma więcej cierpliwości do dzieci…. ah gdyby tylko tak chociaż troszkę gotował…. próbuję go zaznajomić z Termisiem ale kiepsko mi idzie.
Ah żebym ja była dyplomatką… ale nie jestem. Nie jest źle, powoli zaczynam odpuszczać to co nie jest absolutnie konieczne. Na męża nie mogę narzekać (zresztą nie chcę i nie uważam, że mam powody) a juz szczególnie jeśli chodzi o dzieci. No ale mentalnie ogarniam jednak ja, tego nie da się ukryć 🙂
Masz rację, np. mój mąż spędził 3 miesiące na tacierzyńskim z każdą z córek i jeśli chodzi o dzieci to nic nie muszę przypominać. I jego opieka nie ogranicza się do wieczornej kąpieli. I tak jak piszesz, jak Ciebie zabrakło i musieli ogarnąć to im zostało.
p.s. totalnie nie wyglądasz na swój wiek 😉
Zgadzam się z Tobą, męża nie ma co wychowywać. Mogę się na blogu nieco pożalić, jak mnie ogarnianie przytłacza, ale tak jak napisałam to praca mentalna, podział obowiązków mamy całkiem niezły a ostatnio staram się być dość asertywna w tem temacie. Zgadzam się z Tobą w 100%, widziały gały co brały, absolutnie nie należę do kobiet, które myślą 'po ślubie się zmieni'. 🙂
Cieszę się, że opis Ci się spodobał 🙂
Ah jak pięknie! Kiedyś miałam takiego kolegę w pracy. On był Holendrem i miał żonę Polkę. I masz rację, taki typ jest na wymarciu. Ta praca popołudniami to faktycznie chyba klucz do sukcesu. Mój mąż na przykład spędził z każdą córką 3 miesiące na tacierzyńskim i jeśli chodzi o zajmowanie się dziećmi to jest świetny i nic nie muszę przypominać.
U nas też jest partnerstwo, szczególnie jak czasem huknę i talerzem rzucę 😉 nie, narzekać nie mogę naprawdę ale wiadomo, zawsze można by coś ulepszyć. Mnie to 'zarządzanie' mężem męczy. Ale to chyba moja wina.
Ah, gratulacje!!! U nas nieco mniej tradycyjny ale chyba sprawiedliwy, tylko, żebym mu przypominać nie musiała. No ale wszystkiego nie można mieć.
ps. w dodatku przemalował zlew biały na czarny, żeby się mniej brudził 😉
Jest wiele sytuacji, w których nie wyręczam. Ale jeśli chodzi o wspólne sprawy to mam problem. Ale ostatnio jak mnie o coś pyta to po prostu odpowiadam 'nie wiem' i wtedy jakoś sam ogarnia. No cud! Ale metodę masz dobrą 🙂 Chociaż kiedyś mój dziadek jak babcia raz wyjechała do sanatorium zamiast umyć zlew to… pomalował farbą! Także wiesz…..
Zawsze kiedy pakuję siebie i dzieci klnę, że od jutra będę minimalistką!!!!! Nie cierpię pakowania. Mój mąż pakuje siebie i idzie mu to całkiem sprawnie, po prostu wrzuca zawartość swojej szafy.
Mąż jest zaangażowany, nawet bardzo szczególnie jeśli chodzi o dzieci (procentuje fakt, że był z nimi na tacierzyńskim) tylko, że ja muszę przypominać. Myślę, że wynika to z dwóch rzeczy, jest dość leniwy a poza tym dość niezdecydowany. Ale reszta jest całkiem spoko ;).
ODPUSZCZANIE!!! Muszę sobie napisać na lustrze w łazience. Dzięki 🙂
Ależ Krystyno, oczywiście!!! Mój jest bardzo zaangażowany, tylko właśnie 'muszę powiedzieć' i to mnie męczy. Z tym wychowaniem to masz rację, ja wyszłam z domu gdzie Pani Kapitanowa musiała ogarniać bo Pan Kapitan w morzu, a babcia, która z nami mieszkała wcześnie owdowiała, więc też ogarniała sama. A mąż wyszedł z… takiej samej rodziny, znaczy się teściowa ogarniała więc naturalnie jakoś nam się tak złożyło. A mój mąż jest i tak o niebo lepszy od teścia.
Ha ha uśmiałam się jak to przeczytałam. Bardzo fajny komentarz, dzięki 🙂
Zgadzam się całkowicie z tym komentarzem – w szczególności w pierwszym akapitem. Nie lubię generalizacji na temat mężczyzn, czy kobiet. Mój mąż uwielbia gotować i robi to z przyjemnością, nawet zwykłą pomidorową. Planuje, sprząta (jedynie toalet nie znosi czyścić), kupuje sam ubrania dla dzieci i pamięta rozmiary – i nie, nie nazwałabym go wersją de luxe.
Bardzo dobrze to ujęłaś! Mój mąż stara się choć różnie mu to wychodzi, ja cedowałam na niego robienie zakupów jest naszym zaopatrzeniowcem, ale jeśli chodzi zaś o zakupy remontowo-budowane itp to tym zajmuję się ja. Jeśli trzeba to i okna wymyje, posprząta ale jak pisałam wyżej różnie mu to wychodzi.
Jeszcze powoli uczę się by dzielić obowiązki i nie wiedzieć niedoskonałości jego pracy tzw w domowych obowiązkach. Na siebie też wzięłam naszego domowego budżetu, rozmowy z majstrami, bankami, zebrania wszelkiego typu w szkole czy to we wspólnocie, załatwianie wakacji, ferii, reklamacji, spraw urzędowych. Czytając twój post i pisząc tę odpowiedz zdałam sobie sprawę, że muszę znowu muszę podzielić się obowiązkami z połówkiem i częściowo z latoroślą.
Pozdrawiam Small Megi
Mam znajomych, ktorzy od dawna co pol roku renegocjuja podzial obowiazkow. Zaczeli jeszcze jako bezdzietna para, a teraz kontynuuja, juz z dzieckiem. Wypisuja liste wszystkich czynnosci okolo domowych (tych codziennych, tych co jakis czas i tych od przypadku) i kolejno przez liste negocjuja za ile "punktow zajebistosci" podejma sie robienia tego. Kto da mniej, ten przejmuje obowiazek. Koncowe obowiazki sa rozdzielane tak, zeby oboje zgromadzili po tyle samo punktow. Czasem maja swoje stale obowiazki, czasem sie wsiekaja i przy najstepnej renegocjacji biora cos innego i przez pol roku moga sprawdzic, czy faktycznie im tak lepiej. U nich dziala 🙂
Nie wiem, jaki jest najlepszy sposób, ale ostatnio zupełnie serio rozważam sporządzenie "umowy lokatorskiej" wzorem tych umów Sheldona z "The big bang theory", która by obejmowała rozkład tygodnia dla wszystkich członków rodziny.Kto i kiedy wynosi śmieci, kto skład pranie oraz co się stanie z nieposprzątanymi zabawkami.Bo wprawdzie dobrze jest, gdy domostwo ma jednego CEO, natomiast niedobrze, gdy sam musi wszystko robić, by spiąć grafik. Rodzina to przedsiębiorstwo, i żeby dobrze funkcjonowało, wszystko co trzeba musi być zrobione na czas. Idealnie jeszcze, gdy nie wzbudza to negatywnych emocji, bo te nas zatruwają i niszczą.
Dam znać, co z "umowy lokatorskiej" wyjdzie, bo czas jej sporządzenia jest bliski.
Na model panujący w moim domu pracowaliśmy 28 lat. Początkowo był to tradycyjny podział ról, później wszystko zaczęło ewoluować, tak, jak zmieniało się nasze życie. Moje podyplomowe studia ( jedne, drugi, trzecie) wymusiły na mężu większą samodzielność w zajmowaniu się domem i dziećmi. Początkowo pomagała teściowa, jednak gdy wyprowadziliśmy się do własnego domu, byliśmy zdani tylko na siebie. Był taki moment, że przed wyjazdem na zajęcia przygotowałam obiad dla rodziny, mąż musiał TYLKO ugotować ziemniaki. Poradził sobie tak, że zapakował dzieci w samochód i pojechał do swojej mamy.Teraz już lepiej wie, jak poruszać się w kuchni, jednak to nie jest jego domena. Ale ja z kolei nie zajmuję się samochodem i technicznymi sprawami, chociaż obsługuję wiertarkę , szlifierkę, wkrętarkę (wszak od czasu do czasu zajmuję się odnawianiem mebli) Mąż ogarnia wszelkie płatności, tygodniowe zakupy, których nie znoszę. Skrupulatnie realizuje listę zakupów punkt po punkcie, ale też sam widzi, co należy dokupić (robi wcześniej "obchód" po spiżarni, pralni itp.). Sprawy szkolne dzieci były moja domeną do momentu, gdy nie zaczęłam pełnić funkcji kierowniczej w szkole, w której uczyły się moje pociechy. Przestałam dla innych uczestników wywiadówki być rodzicem swojego dziecka, zaczęto przy okazji "załatwiać" różne sprawy. Dlatego mąż przejął spotkania w szkole najpierw podstawowej, a później siłą rozpędu na wyższych etapach. Wakacje i wyjazdy na ferie to moja domena, chociaż to mąż za nie płaci ;-). Oczywiście o finansach, a szczególnie o dużych wydatkach zawsze decydowaliśmy wspólnie. Myślę, że uzupełniamy się w wielu sprawach. Chociaż od czasu do czasu pada pytanie: gdzie mój sweter, koszula itp. i niezmiennie mnie to dziwi, bo od lat mąż ma swoją szafę, swoje półki na ubrania i nikt mu tam nie miesza! Jeżeli koszuli w szafie nie ma, to znaczy, że nie zdążyłam jej uprasować! Logiczne. A swojego syna przyuczyłam do domowych obowiązków (bardzo mi w tym pomogła córka) – Olek potrafi uprać, poprasować, ugotować (całkiem dobrze mu to wychodzi), gorzej mu idzie ze sprzątaniem, ale też potrafi. Nie muszę o wszystkim myśleć, czasem celowo bywam "blondynką", po to, aby mój mężczyzna mógł się mną zaopiekować. Pozdrawiam
w momentach największego przesilenia, dla własnego zdrowia psychicznego, warto skupić się tylko na tym, od braku czego "świat się zawali": rachunki, zdrowie. Reszta będzie lepiej albo gorzej, szybciej albo później, ale będzie.
A generalnie można próbować stosować metodę, która u mnie działa i myślę, że na męża w typie "zrobię, ale niech powiedzą" powinna być pomocna.
Metoda jest tandetna, uwłaczająca bo bazuje na gierkach, ale na niektóre typy skuteczna. Nie nadużywać.
Pochwalić jak małego chłopczyka, zauważyć niuanse, podsunąć to, co chcemy w przyszłości osiągnąć bez przypominania.
ja: O jak pięknie posprzątałeś łazienkę! lustro wymyłeś i nawet ręczniki zmieniłeś (no przecież wiszę, że nie są zmienione)
mąż (ciut zawstydzony): a ręczników akurat zapomniałem zmienić
ja: makaron z warzywami, uwielbiam! A te suszone pomidory wziąłeś ze słoika czy mrożone? o i cukinię z lodówki wygrzebałeś!
mąż: a zapomniałem przejrzeć lodówkę
a ja wiem, że następnym razem nie zapomni, bo to punkt honoru i żeby pochwalić go jeszcze mocniej.
No wiem, sorki mówiłam tandeta.
gradowa
Mąż – jedynak z nadopiekuńczą matką, dzwoniący do niej po kilka razy dziennie już lat 35, ale nie potrafiący zrobić w kuchni nic poza sławną na całą ulicę jajecznicą na boczku; przez te wszystkie lata wywalczyłam powoli i konsekwentnie – mycie okien, sprzątanie, dbanie o samochód i "bardzo małe zakupy". Sama nieźle ogarniam resztę – opłaty, planowanie wakacji, remonty (dogadywanie się z firmami budowlanymi). Natomiast moi synowie-obaj już dorośli, żonaci i dzieciaci – robią w swoich domach wszystko: gotowanie, sprzątanie, pranie, zajmowanie się dzieckiem/dziećmi. Myślę, że dużo daje mądre wychowanie. Starałam się uczyć synów, że kobieta-też człowiek, a mężczyzna oprócz zarabiania pieniędzy powinien mieć kilka innych pasjonujących zajęć domowych. Wszak żadna praca nie hańbi…
Szanuj męża swego…bo mogłaś mieć gorszego, ot co. Kobieta (33 Lata po ślubie),im więcej ma obowiązków, tym lepiej sobie radzi, tak ja miałam. Faceci, to przypominają mi zombi, poruszający się we mgle. Muszę jednak przyznać, że od samego początku małżeństwa, byłam "pozbawiona", tej niewątpliwej radości, robienia zakupów, na codzienną wyżerkę (2 małe córeczki w domu). Dziś, to już chodzące ideały wykształconych kobiet…a ja i tak, zakupów nie robię. Pozdrawiam Cię. Gośka.
A ja zaczne od tego, ze nie podoba mi sie forma gramatyczna tego posta: "facet robi to, a tego nie robi". Nasz jezyk kreuje nasza rzeczywistosc! Twoj facet nie gotuje, a moj gotuje;)
Nie twierdze, ze problem o ktorym piszesz, nie jest powszechny, bo zapewne jest, ale to zgeneralizowane stwierdzenie staje sie samospelniajaca sie przepowiednia.
U nas troche tak bylo, a troche od poczatku inaczej. Rzeczy codzienne ogarniamy oboje, bez sztywnego podzialu, oboje dobrze, choc inaczej. Oboje robimy zakupy (wiemy ktory serek jest ulubiony, a ktore chustki do tylka), gotujemy na codzien, czy ubieramy dzieciaki. Mam troche inne priorytety (jemu bardziej przeszkadza brud, mi- rozgardziasz). Problem mielismy z tymi wszystkimi rzeczami poza codzienna rutyna- prezenty, wakacje, wypelnic druki, etc. Mielismy duzo burzliwych dyskusji i wyszlo nam na to, ze mnie te rzeczy bardzo mecza, bo wciaz obciazaja moj mozg (slowo bagaz sie idealnie wpisuje), a on o nich po prostu nie pamieta. Inny system- ja pamietam o milionie rzeczy, ale nie umiem sie skoncentrowac, on koncentruje sie w 100% i nie dostrzega/pamieta o innych rzeczach. Ostatecznie rozwiazalismy to tworzac duza liste zadan- w salonie, nad stolem, zeby widziec ja co dziennie. Ja przez wypisanie tego na kartkach, pozbywam sie tego z glowy, on zaczyna widziec te rzeczy, a przede wszystki widziec ile tego jest. Jak nam sie nazbiera, to siadamy razem i kazde wybiera sobie zadanie, najpierw te, ktore nas nie bola, czy robimy je prawie chetnie. Pozniej kazde wybiera sobie 1 trudne zadanie, ktorego nikt nie chcial (np ostatnio ja mialam ogarnac jak wybrac szkole dla dzieciakow, zrobic research i poumawiac nas na rozmowy do kilku wybranych szkol i po wspolnych wizytach i wspolnym podjeciu decyzji skonczyc papierologie, podczas gdy on stosowal identyczny schemat to zatrudnienie podwykonawcy do wykonczenia domu; za to teraz na mnie jest zmiana opon i przeglad samochodu, a on ogarnia podlogi do domu- wiec nie zawsze idzie podzial stereotypowo). Jesli chodzi o wakacje, to kiedys ja sie nimi zajmowalam i starsznie mnie to frustrowalo, od pewnego czasu ja jestem od wizji (gdzie i kiedy bysmy mogli-czasto kilka opcji), on szuka lotow, apatamentow itp, wspolnie wybieramy i jest super!.
Ale tak, najtrudniej jest przestac mikromanageowac, i controlfreakowac (przepraszam, nie znam dobrych polskich terminow na to). Polecam ksiazke/talks "Turn the ship around".
Pytanie tak naprawde do kazdego znac: czy bardziej zalezy mi na tym, zeby dana rzecz byla zrobiona po mojemu, czy zebym ja nie musiala jej robic/ miec z nia nic do czynienia? I tak u nas ser lezy w rozych miejscach lodowki (co mnie wkurza), ale zaakceptowalam to i cieszy mnie samodzielnosc wszystkich czlonkow rodziny- tak, dotyczy to rowniez sytuacji, kiedy nasz trzylatek rozpakowuje sztucce ze zmywarki;)
Ja nauczyłam się odpuszczać rzeczy mało istotne. Wiadomo, że pranie powieszone przeze mnie jest równiejsze, ale czy świat się zawali jak powiesi mąż albo dzieci? Wiadomo, że lepiej wybiorę ubranie dla dzieci do przedszkola/szkoły, ale czy coś się stanie jak ubiorą się same w kropki i paski? Kanapki do szkoły lepiej szykuje ja bądź mąż, ale po 2 latach codziennych praktyk starsza latorośl robi już równie pyszne.
Ja jestem Zosia-samosia. Wszystko sama i wtedy jest najlepiej. Ale ileż można. Trzeba coś oddelegować, bo idzie zwariować. Owszem, wiąże się to z pytaniami, gorszą jakością, a na koniec trzeba odpowiednio pochwalić (dotyczy to i męża, i dzieci), ale za którymś razem już wejdzie im to w krew i będzie coraz łatwiej.
My się podzieliliśmy naszymi bagażami: ja ogarniam dzieci (zebrania, lekarze itp.), mąż – finanse, opłaty itp. I nawzajem się czasami wkurzamy, że jedno nie ogrania tego, co robi drugie 😉
Wiem, że gdybym musiała, to bym jego działkę zrobiła (w końcu zanim się pobraliśmy, to to robiłam), ale taki podział gwarantuje mniejsze ryzyko pomyłek i sporów.
I nie jest źle. Wydawało mi się, że nie ogarnia spraw ubraniowych, ale jeśli trzeba ubrać dzieci zadaniowo (np. buty do piłki na halę), to lepiej jego wysłać 🙂 A jako, że na co dzień to on robi śniadania, więc wie, kiedy mleko się kończy. Kasza gryczana jako składnik obiadu jest na mojej głowie.
Można albo przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza albo nie mieć męża. Zaczął by to wszystko robić gdyby musiał. Gdybyś umarła, zwariowała całkiem to by musiał. To niekoniecznie był by Twój standard. Pewnie było by brudniej w domu, może bez żadnych wakacji. Ani Ty ani dzieci nie jesteście tego ciekawe.
Hmm – to mnie się chyba trafił super męski model. 15 lat – 1 dziecię (w wieku starszej P.):
– mąż lepiej robi zakupy – ja zawsze zbaczam z trasy 🙂 -wie co jest w lodówce i co ile powinno kosztować (lepiej niż ja);
– mąż gotuje – i sprząta po tym jak mu intensywnie o tym przypomnę;
– na wakacje nawet nie wiem gdzie jadę – gdzieś w góry (ze mną ustala tylko termin) – jeszcze nie było tak, żebym nie była zadowolona;
– trawę kosi chyba nawet częściej niż bym chciała;
– ogarnia "męskie sprawy" – auto itp. – ale tutaj czasami się dzielimy (tam gdzie trzeba udać "głupią blondynkę" jadę ja 🙂
– ale… nie pierze, nie prasuje (nie wiem czy wie jak włączyć pralkę czy żelazko), nie kupuje sam ubrań, nie składa mebli i nie robi w domu drobnych technicznych rzeczy (wymiana żarówki, powiesić klosz, tablicę itp. – ale to dlatego, że ja to lubię, a on nie ma na to czasu).
Taki układ udało się wypracować w wyniku "burzliwych przemian" 😉 chyba bardziej z mojej strony – musiałam zrozumieć, że blat bez smug nie jest najważniejszą rzeczą na świecie, że jakiś "kot na podłodze" nie leży mnie żeby mnie zdenerwować tylko po prostu nie został zauważony, jeśli mąż pyta o koszulkę to nie dlatego żeby mi zrobić na złość tylko naprawdę nie może jej znaleźć itp.
A i najważniejsze – pozbyć się poczucia "porażki", winy – nie jestem idealną "matką-żoną Polką" i … świat się nie zawalił;-)
Miało też chyba znaczenie poznanie swoich predyspozycji – ja naprawdę szybciej składam meble, a mąż naprawdę lepiej gotuje (ciężko się do tego przyznać :-).
Pozdrawiam.
Droga Pimposhko, przekazywanie odpowiedzialnosci mezowi zawsze konczy sie katastrofa. Metoda ufaj i kontroluj sprawdza sie tu idealnie, chyba ze jest Ci zupelnie wszystko jedno jak cos wypadnie;-)). Z czasem jak dzieci rosna pewne sprawy odpadaja np przedszkole. Pojawiaja sie inne nie wiem czy latwiejsze czy ciekawsze – dlaczego pani syn pali na terenie szkoly? Nie wiecie panstwo ze jest zakaz? Zdecydowanie wolalam pilnowac terminu placenia za przedszkole. Pozatym bylo blizej i takiego zarekwirowanego elektryka odebralabym w 5 min:)))) Ja w tym widze swoje zdolnosci negocjacyjne, organizacyjne,dyplomatyczne. 20 lat temu bylam nabzdyczona pannica ktorej wszystko sie nalezalo. Teraz jest duzo fajniej, choc glowa kwadratowa od codziennosci, ale synapsy pracuja jak szalone. Wszedzie da sie znalezc plusy. Jak dziewczyny podrosna bedzie zdecydowanie latwiej. Magdalenka
Uwolnilam się trochę, gdy był bardzo poważny kryzys i z dnia na dzień zupełnie przestałam zajmować się domem Teraz to mąż wstawia pranie syn je rozwiesza i zbiera, syn odkurza mąż sprząta łazienkę, obaj wynoszą śmieci i ciągle się o to kłócą. "Pomogła" mi w tym też choroba kręgosłupa i unieruchomienie po operacji na kilka miesięcy. Jednak o pomstę do nieba woła wg mnie fakt, że w ciężkim zapaleniu płuc syn pod moje dyktando ugotowal mi pomidorowa, bo dla męża szczytem troski było zamknięcie mnie w sypialni poglaskanie po głowie i nakaz spania. Tak więc takie są blaski i cienie życia W środę kończę 41 lat, mąż ma 44, syn wkrótce 17
Po pierwsze – Twój opis – doskonały 🙂
Jestem tradycjonalistką i u nas jest tzw tradycyjny podział ról. Znam swojego męża od czasów liceum, wiem z jakiego domu wyszedł i wiedziałam mniej więcej, jak to może u nas wyglądać. Mnie wychowała samotna mama, jestem dzieckiem trzepakowym, z kluczem na szyi, bo mama w ciężkich czasach PRL-u musiała ogarniać wszystko sama, przede wszystkim nas utrzymac. Pewnie dlatego ja chciałam być mamą domową, a nie pracującą poza domem. Wiedziałam ( i chciałam tego ),że dom i dzieci będą na mojej głowie, a mój mąż wiedział, że jego głównym zadaniem będzie zarabianie i nie może za bardzo liczyć, że będę pracowała na pełen etat albo, że będę robiła jakąś karierę 😉 Niestety, czasy są takie, że ja muszę pracować, więc on musi brać część obowiązków domowych na siebie. Moje dzieci są już "odchowane", więc czasami zostawiam ich z tatą, urywam się, właśnie, żeby nic nie musieć, być sama ze sobą. Ale takze, żeby i małżonek, i dzieci uczyły się samodzielności i umiały sobie radzić beze mnie. W jakimś stopniu przynajmniej 😉 Męża nie 'wychowam' i nawet nie chcę ( widziały gały, co brały 😉 ), ale staram się uczyć swojego syna ogarniać sprawy domowe, pomaga w gotowaniu, sprzątaniu w domu i pierze swoje ubrania.
Mnie jest dobrze z naszym podziałem – ja w domu, on poza, i szczerze mówiąc, wolałabym byc pełnoetetową kobietą domową. Jeszcze lepiej mi z tym, że mąż ogarnia ( bardzo dobrze) sprawy domowo-techniczne, co uważam za bardzo duży plus.
U nas jest zupelnie odwrotnie- moj maz robi znacznie wiecej dla domu niz ja. Zajmuje sie finansami,remontami, samochodem, planowaniem wakacji (jezdzimy pare razy do roku na mniejsze wakacje), "pilnuje" zeby dziecko pamietalo o roznych terminach na studiach (mam na mysli jakies stypendia itp). Razem z synem sprzataja w piatki wieczorem (zawsze, jak dziecka nie ma wieczorem w domu, to musi zrobic swoja czesc w innym terminie), a w sobote rano robi zakupy spozywcze, bo ja tego nie znosze. Sam woli pojsc do sklepu, bo ze mna zajmuje mu to duzo wiecej czasu. Oczywiscie musze w tygodniu skoczyc jeszcze na male zakupy, jak czegos nie kupi.
Ja tez sprzatam, bo chlopaki "robia" glownie podlogi i lazienke z toaleta. Niemniej jednak glowne sprzatanie jest zrobione regularnie.
Jak dziecko trenowalo plywanie i trzeba bylo wstac z rana o 5:30 i odprowadzic go na basen (mamy pod przyslowiowym nosem) to tez maz zrywal sie z lozka.
Oba moje chlopaki- stary i mlody, potrafia gotowac. NIc skomplikowanego, proste jedzenie, ale oboje nie sa wymagajacy. MOj syn czesto sam gotuje (ma 19 lat), sam tez potrafi wszystko posprzatac po tym gotowaniu, lacznie z umyciem pieca i podlogi w kuchni. Czesto przygotowuje sobie jedzenie na pare dni, aby zabrac na uniwersytet.
Sa rzeczy ktorych chlopaki nigdy nie robia, jak pranie ,skladanie, zapraszanie gosci, organizowanie przyjec, kupowanie prezentow, wysylanie kartek i listow, dbanie o to, zeby w domu bylo ladnie- kwiaty, choinki, obrusy, zmiana poscieli, recznikow itp.
Jak to sie stalo, ze mamy taki uklad w naszej rodzinie??? Sama nie wiem. Kiedys ,gdy nie pracowalam i zajmowalam sie domem i dzieckiem, maz nic wlasciwie w domu nie robil. Ale kiedy zaczelam studiowac ,a potem jednoczesnie pracowac, przejal czesc obowiazkow. Byl taki moment, ze prawie nic nie robilam w domu, bo po pierwsze nigdy mnie w domu nie bylo, a jak bylam to musialam sie uczyc.
Poza tym pracuje od lat po poludniu i to chyba dzieki temu nawiazala sie taka wiez miedzy moimi chlopakami. Maz czesto sam musial jezdzic na wywiadowki do szkoly, bo ja w tym czasie bylam w pracy.
Ogolnie nasze zycie jest bardzo ustabilizowane, zyjemy na koncu swiata, nie mamy tutaj rodziny, jestesmy tylko w trojke. Nigdy nie moglismy liczyc na pomoc kogos innego z zewnatrz. Dzieki temu jestesmy sobie bardzo bliscy. NIe ma ingerencji innych czlonkow rodziny- mamy ,siostry, brata. Nikt nam nigdy nie dawal rad, jak mamy dziecko wychowywac, czy jak sobie radzic z kupnem nowego domu, czy z innymi obowiazkami.
Ale tak poza tym moj maz jest aniolem, gotowym zrobic wszystko dla mnie i dla syna. Czasem mam wrazenie, ze ten typ jest na wymarciu, gdy obserwuje innych okolicznych mezow.
U mnie jest partnerstwo. Był taki moment w życiu że sam musiał zrobić trudniejszy obiad, np gulasz to wtedy na kartce zapisałam co po kolei robić. Teraz umie kilka trudniejszych potraw. Mężczyzna i mentalny bagaż zależy od wychowania. Mąż ma 2 siostry ale obowiązki mieli w domu po równo, więc ogarnia dużo rzeczy bez przypominania.
A u nas jest wyraźny podział obowiązków na męskie (auto, piec, piwnica, trawnik, wszelkie remonty i naprawy, itp.) oraz moje. Z tym, że w moich mi pomaga, chyba, że akurat jest w piwnicy, garażu lub ogrodzie. Nie wiem, dlaczego miałam tyle szczęścia, że go spotkałam w młodości. I tak nam upłynęło 34 lata od ślubu. Ale nie jest nudno.
Pozdrawiam, Jagoda
Ja mam taki patent, że nie wyręczam. To dorosły człowiek i sam wie, co jest odpowiednie w danym momencie. Po prostu nie robię, on robi.
Działa.
W planowaniu pomaga nam kalendarz google, zsynchronizowany na naszych komórkach- trzeba tylko pamiętać żeby wpisać termin i ustawić przypomnienie.
Co do wakacji to ja tylko pakuję, a całą resztą zajmuje się mąż. Może tylko czasem moje preferencje podrzucę – czy wolałabym góry czy morze.
Zakupy lubię robić więc to ja ogarniam. Pranie ja składam, a wstawianie i wrzucanie do suszarki to na zmianę. Do niedawna nie wiedziałam jak się samochód tankuje, i dalej nie wiem gdzie dolać olej czy płyn do szyb.
Za dużo pracuję żeby sama wszystko ogarniać, więc siłą rzeczy mąż musi się angażować. A po 20 latach znajomości wiemy gdzie leżą nasze słabe i silne strony i pod to ustawiamy naszą wspólną codzienność.
Moja koleżanka polecała kiedyś w grupie książkę "Drop the Ball" w tym temacie.
U mnie akurat całkiem spoko działa wszystko, na początku miałam panikę, że wszystkiego nie wiem i wszystkiego nie zatwierdzam, ale teraz działa całkiem sprawnie. Są wiadomo rzeczy, które robimy wyłącznie, bo lepiej nam wychodzą, ale też damy radę się wymienić. (poza wakacjami, to jest tylko i wyłącznie moja domena, bo tego nigdy więcej nie odpuszczę :D, ale też może teraz tak myślę, a za kilka lat to mój mąż znajdzie jakieś dobre miejsce, nigdy nie wiadomo).
Dlatego polecam odpuszczanie. Ale też to nie zawsze zadziała. U mnie zatrybiło, bo jesteśmy mocno partnerscy i też wykładamy od razu kawę na ławę, wiem, że u koleżanek z bardziej "tradycyjnie" rozłożonymi rolami (co wynikało z zakorzenienia takiego układu zwłaszcza u męża) i w małżeństwach z bardziej okrężnym dialogiem to się już nie sprawdziło.
Po pierwsze trzeba sobie jasno powiedzieć"mimo tych wad kocham go i jest mi z nim dobrze"
Po drugie mężczyźni mają jeden przycisk (hihi)żona powie to zrobię .Ja mam lepiej bo mój uwielbia sprzątać ale dotyczy to okien,podłóg no i we we wszystkim mi pomoże tylko muszę POWIEDZIEĆ.Na wywiadówkę pójdzie ale połowę zapomni bo to nieistotne sprawy uff.No dramat !ale przy tym wszystkim to jest mój najlepszy ,najfajniejszy towarzysz życia i już się z tym wszystkim pogodziłam,nie walczę bo tylko ja sobie nerwy psułam.Nie warto .Widocznie tak musi być bo to żeby był taki oblatany w sprawach domowych to powinien wynieść z domu ale tego chłopców nie uczono.Nie mam pretensji do mojej teściowej bo to wspaniała osoba .Na koniec napiszę,że nauczyła go bardzo ważnej sprawy:codziennie sam pierze skarpetki .Proszę się nie frustrować oni tak mają i już. A ktoś w rodzinie musi być "przewodnią siłą narodu" tak jest lepiej .Pozdrawiam Krystyna
Przepraszam. 35 lat. 😀
Myślę, że problem leży w wyręczaniu, tak jak z dzieckiem – rodzic zawsze sprawniej pozapina guziki. Trzeba po prostu przygotować się na bolesny rozwój, czyli przypalone obiady, wakacje przy autostradzie. Jeżeli jest chęć, to się przecież nauczy, gdzie jest herbata w szafce. Od razu powiem, że u mnie na razie nie ma oszałamiających wyników, no ale to dopiero 33 lata. Chociaz nie! Mały postęp jest – to mąż organizuje wakacje i tylko wystrój jest okropny. Reszta fajna i od kilku lat dalej niż dziesięć kilometrów od domu. 😀