Jak zaginam czasoprzestrzeń

Uwaga, proszę sobie zrobić kawę. Bardzo długi post. 
Jest takie jedno zdanie, które słyszę bardzo często:
‘Jak Ty znajdujesz na to czas?’
No właśnie. Wszyscy w ciągu doby mamy 24 godziny a jednak jednym udaje się zrobić więcej a innym ten czas przecieka przez palce. Kiedyś czytałam o starszej pani, emerytce, którą spędziła cały dzień na wysyłaniu kartki urodzinowej do koleżanki. Trzeba było wybrać się do sklepu aby kartkę kupić, następnie ją wypisać, znaleźć znaczek, zaadresować i przespacerować się do skrzynki. Wydaje mi się, że w pewnym wieku (i okolicznościach) to nawet człowiek specjalnie rozciąga takie czynności w czasie aby się nie nudziło. Zajętej matce dwójki dzieci wysłanie kartki zajmie pewnie 20 minut albo i mniej, od czego są strony internetowe, które kartkę wydrukują i wyślą bezpośrednio do adresata. Morał z tej historii jest taki, że im mamy mniej czasu tym efektywniej go wykorzystujemy.
Należę do osób, które nie za bardzo umieją się nudzić. Ja zawsze muszę sobie znaleźć jakieś zajęcie, absolutnie nie umiem trwać bezczynnie. Bezczynność mnie męczy. Niestety nie zawsze to jest takie fajne. Mam problem aby się ‘wyłączyć’, nie chodzę na masaże ani do kosmetyczki bo nie potrafię ‘uleżeć’, włosy najczęściej farbuję w domu bo u fryzjera siedzieć też nie lubię itd. Jak zaczęłam studia doktoranckie to miałam za dużo wolnego czasu i nauka nie za bardzo mi szła. Dopiero jak znalazłam sobie pracę na pół etatu to potrafiłam się jakoś zorganizować. 
Teraz mam pełne ręce roboty, pracę na cały etat, dwójkę małych dzieci, dom no i w zasadzie tylko kozy mi brakuje 😉 W dzisiejszym poście postanowiłam więc Wam opisać jak zaginam czasoprzestrzeń, ewentualnie jak ogarniam tą kuwetę. 
Zacznę od banału czyli planowanie. Kiedy pisałam drugi post o bujo (klik) wiele z Was pisało, że te papierowe notesy i kalendarze są śliczne ale Wy je tylko podziwiacie bo u Was się nie sprawdzają. Ja też kiedyś kupowałam piękne kalendarze/notesy/terminarze, które po kilku tygodniach ledwo napoczęte lądowały na dnie szuflady. Ale odkąd mam dzieci przekroczyłam jakąś krytyczną masę informacji, które mogę pomieścić w głowie. I dlatego teraz dopiero te notesy się u mnie sprawdzają, mało tego, nie wyobrażam sobie bez nich funkcjonowania. O Bujo pisałam niedawno więc nie będę się tutaj powtarzać ale to nie jedyne narzędzie, którego używam do planowania. 
Drugim, równie ważnym elementem planowania jest nasze ‘rodzinne centrum dowodzenia’. Wiele z Was pisało, że macie kalendarz na lodówce i to wam pomaga organizować rodzinne życie. My również mamy taki kalendarz ale znajduje się on w jadalni. Powód jest banalny, przed remontem kuchni nasza lodówka stała pod blatem, więc raczej trudno było ją używać do zawieszenia kalendarza. I choć teraz mamy już w kuchni zacną Leokadię to nasza biała tablica pozostała w jadalni. 
Nasz rodzinny miesięczny planer w formacie A3 sama zaprojektowałam w Illustratorze (dizajn był bardzo mocno inspirowany rodzinnym planerem na poprzedni rok, który kupiłam w sklepie internetowym. Niestety, wzór na nowy rok w sklepie się zmienił, nie podobał mi się więc zrobiłam sobie sama) i wydrukowałam na grubym papierze w punkcie ksero. Raz w miesiącu wyciągam nową kartę, ozdabiam taśmami washi i naklejkami, wpisuję to co już mamy zaplanowane i przyczepiam do naszej tablicy. Potem uzupełniamy go na bieżąco. Mając taki kalendarz nie muszę już mieć miesięcznego kalendarza w moim Bujo a poza tym, do tego ma dostęp reszta rodziny. Na tablicy zapisujemy również na bieżąco listę zakupów oraz przyczepiamy ważne informacje, ulotki, zaproszenia itd. Bez tego rodzinnego centrum dowodzenia jak bez ręki. 
Planowanie sprawia, że mam poczucie kontroli nad moim życiem i życiem rodziny. 
Poniedziałek to mój ulubiony dzień tygodnia. A wiecie dlaczego? Bo w poniedziałki pracuję w domu! Ten dzień w pustym domu ma ogromne znaczenie dla mojego zdrowia psychicznego. Myślę, że gdyby nie to, to wszystko by się rypnęło. Rano zawożę dzieciaki do placówki i wracam do pustego, cichego domu. Oczywiście muszę pracować ale… nie dojeżdżam do pracy co sprawia, że mam dodatkowe dwie godziny czasu, które mogę wykorzystać na coś innego. Dodatkowo mam godzinę na lancz. W poniedziałek często więc spędzam więcej czasu w kuchni, przygotowuję lancze na kolejne dni w pracy (to najczęściej w poniedziałek powstają moje pudełka bento) oraz ogarniam trochę dom (np. prasuję). To także dzień kiedy robię pranie i przyjmuję interesantów (np. pana co serwisuje nasz piec do ogrzewania) albo załatwiam sprawy na mieście np. idę na pocztę coś wysłać albo zabieram auto na przegląd (w porze lanczu ma się rozumieć). Dzięki tym kilku dodatkowym godzinom w poniedziałek, weekend mogę poświęcić na przyjemniejsze rzeczy. A po prostu bycie w pustym domu to już jest prawdziwy luksus. 
Dodatkowo w piątek wychodzę z pracy parę minut wcześniej. To dosłownie jest parę minut ale dzięki temu łapię wcześniejszy pociąg i mam pół godziny na małe zakupy w M&S zanim odbiorę dziewczynki z placówki. To jest mój mały rytuał. 
Skoro już jesteśmy przy gotowaniu to w kuchni moim nieocenionym pomocnikiem jest Thermomix. O Termisiu już pisałam tutaj (klik). U mnie chodzi on codziennie. Nie jestem wielką fanką gotowania i jeśli mogłabym zmienić w moim mężu jedna rzecz to chciałabym aby choć trochę gotował. Niestety w kuchni muszę rządzić ja i jeśli nie ugotuję to oznacza to pizzę na wynos. No a ileż można jeść tą pizzę? No więc gotuję a Termiś mi w tym dzielnie pomaga. Ta maszyna to naprawdę wielka oszczędność czasu!!! W czasie gdy obiad się robi ja mogę już zacząć sprzątać kuchnię itd. Termiś jest również nieoceniony kiedy gotuję dla dziewczynek. Małe Pimposhki do placówki zawsze idą z domowym żarełkiem (taka jestem perfekcyjna Pani Domu ha ha), zazwyczaj jest to jakaś zupa albo ‘potrawka’, które gotuję w dużych ilościach a następnie zamrażam w małych pojemniczkach, gotowych do włożenia do lanczówki. 
Generalnie gotuję sporo jak na ‘Brytyjkę’ ale mało jak na Polkę. Dwudaniowy obiad czy ciasto w niedzielę to totalnie nie moja bajka! Na kolację najczęściej jemy coś z jednego garnka, czasem posiłkuję się półproduktami a czasem to gotowe danie do piekarnika. Posiłki staram się planować tak, że kiedy mam długi dzień i jakieś plany na wieczór to dania są maksymalnie proste i szybkie do zrobienia. Jeśli mam wolniejszy wieczór i luźniejszy dzień to wtedy może obiad będzie nieco bardziej wyszukany (może będzie to nawet jakieś mięsko, ziemniaki i surówka). W weekendy lubię natomiast spędzić w kuchni rano więcej czasu i prawie zawsze robię jakieś gorące śniadania. Absolutnie nie jest to ‘full English’ ale też zazwyczaj są to jakieś jajka z czymś bardzo dobrym. Lubię przepisy typu ‘pięć składników’ bo szybko się robi i nie są zbyt skomplikowane. 
Osobiście wolę sprzątać niż gotować, ale gotowanie trudniej jest zlecić jeśli mąż nie gotuje. Jeśli chodzi o sprzątanie to staramy się nie zarosnąć brudem. Pranie robi pralka, zmywa zmywarka, robot czyści podłogi, świetnie się u nas sprawdza ręczny odkurzacz, przy dzieciach wręcz niezastąpiony. Natomiast raz na dwa tygodnie przychodzi Pani Anna i doprowadza chatę do stanu używalności. Jeśli chodzi o domowe sprzęty to moim marzeniem jest suszarka bębnowa ale niestety nie mam na nią miejsca :(. Już nawet rozważam zainstalowanie jej poza domem, w szopie ;). 
Nie cierpię chodzić na zakupy więc nie chodzę. Zakupy spożywcze zamawiamy online z dostawą do domu. Dzięki temu nie spędzamy pół soboty w supermarkecie. Dodatkowo jestem wielką fanką Amazona, mamy wykupioną usługę Prime (czyli mamy dostawę następnego dnia w pakiecie) i zamawiamy tam nawet żarówki. W ogóle to w zasadzie niemal wszystko kupuję online. W Oxfordzie niedawno otworzyło się ogromne centrum handlowe więc jeśli naprawdę muszę coś kupić stacjonarnie to robię to w przerwie na lancz. 
Szkoda mi czasu na oglądanie telewizji. Owszem są programy, które namiętnie oglądamy ale często wieczorami wolę zająć się czymś bardziej kreatywnym. Jeśli mam być szczera to telewizję oglądam tylko wtedy kiedy już naprawdę na nic innego nie mam siły. 
Jak wiecie jestem gadżeciarą więc staram się wykorzystywać cuda techniki w codziennym życiu. Oczywiście jest ajfon. W tygodniu nie rozstaję się również z ajpadem. Czytam głównie w pociągu, to wtedy czytam książki i magazyny. Jestem wielką fanką wydań elektronicznych. Żałuję jedynie, że ‘Twój Styl’ jest dostępny jedynie jako papierowy magazyn w polskim sklepie ale z drugiej strony już dawno zszedł na psy. Podobnie jak Viva!, rzadko ją już czytam głównie dla felietonów Iwaszkiewicza. Parę miesięcy temu odkupiłam od kolegi z pracy MacBooka. Dzięki temu mogę do Was teraz pisać posta z kanapy :). Okazało się, że są sytuacje kiedy laptop się przydaje ale nie mogłam się przekonać aby kupić nówkę (a musiał być Mac bo przecież musi się dogadywać z resztą zespołu kreatywnego ;). A tu kolega pyta się mnie pewnego dnia jak najlepiej sprzedać MacBooka na eBauy. No to po prostu było przeznaczenie! 
Oczywiście gadżety są fajne i ułatwiają życie. Ale z drugiej strony potrafią kraść nasz czas. Moją słabością jest Instagram, Fejsbuka już odinstalowałam. Pisałam Wam kiedyś o aplikacji Moment, która pomaga nam ograniczyć czas spędzony na telefonie (klik). W swojej najnowszej odsłonie iOS ma wbudowane narzędzia do zarządzania czasem. Dzięki nim zaaplikowałam sobie limit 40 minut na Instagrama dziennie i tego się trzymam. Generalnie spędzam na telefonie około dwóch godzin dziennie. To sporo, ale to jest sprawdzanie maili, smski z rodziną, kręcenie filmików z małymi Pimposhkami itd. Rzeczy, z których nie chcę rezygnować a złodziej czasu czyli Instagram ma założony kaganiec. 
Dla mnie bardzo ważnym elementem radzenia sobie z rzeczywistością jest kreatywne spędzanie czasu. Przynajmniej kilka razy w tygodniu muszę (bo inaczej się uduszę) znaleźć czas aby zrobić coś kreatywnego. Post na bloga, albumy Project Life, wykreślanie Bujo, robienie tortu itd. To jest dla mnie niezmiernie ważne i zdecydowanie pomaga na łepetynę. Obecnie czytam książkę o BuJo, którą napisał wynalazca tego systemu. 
Nie wiedziałam nawet, że Bullet Journal powstał dlatego, że autor ma pewne problemy behawioralne (jakiś rodzaj ADHD) i prowadzenie dziennika pomogło mu się skupić na dłużej niż parę minut. I faktycznie jest coś kojącego w korzystaniu z papieru i ołówka. Nie od dziś wiadomo, że zajęcia kreatywne mają działanie terapeutyczne. No ale komu jak komu ale Wam drogie dziewiarki chyba nie muszę w ogóle o tym pisać. 
Staram się żyć higienicznie i po prostu dbać o siebie. Im lepiej jem i im więcej się ruszam tym lepiej się czuję i mam więcej energii aby mierzyć się z rzeczywistością. W samolocie, w razie awarii należy założyć maskę tlenową najpierw sobie a dopiero potem podopiecznym. Jeśli nie będę o siebie dbała i się rozsypię to moja rodzina razem ze mną. Jestem więc egoistką jeśli o to chodzi. 
Największy problem mam z… głową. Ciągła gonitwa myśli, konieczność ogarnięcie miliona spraw sprawia, że czacha mi dymi. Medytacja nie jest dla mnie ale trochę czytałam o uważności i parę razy dziennie ćwiczę głowę. Na przykład kiedy idę na spotkanie to się nie śpieszę, zamieniam to w przyjemny spacer, przerwę w ciągu dnia. Klimatyczny Oxford trochę w tym pomaga. Albo kiedy czekam na pociąg. Zamiast nadrabiać zaległości informacyjne na telefonie czy ajpadzie albo tworzyć listę zakupów po prostu na chwilę staram się ‘zawiesić’. To pomaga. 
I to w zasadzie na tyle. Ale nie oszukujmy się. Są takie dni kiedy kuwety jednak nie ogarniam. Wtedy należy się, w ramach możliwości, zakopać pod kocem i najlepiej unikać wszelkiego kontaktu międzyludzkiego. Mój mąż bardzo dobrze się sprawdza kiedy mam taki kryzys. Jeśli naprawdę nic mi nie wychodzi a rzeczywistość mnie przerasta to wtedy po prostu staram się to przeczekać. U mnie na szczęście ten stan nie trwa zbyt długo. 
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
6 lat temu

Dokładnie ze względów etycznych. Nie podoba nam się polityka tej firmy.
W sklepach stacjonarnych wkurza mnie to że rozmiarów brakuje, zawsze naszukamy się godzinami, a i tak ktoś bez butów zostanie ;). A tak to kilka par zamawiam i odsyłamy co nie pasuje.

6 lat temu

Ciekawe co piszesz z zakupami online bo u nas jest odwrotnie. Poza tym jak zabierzesz dziecko ze sobą to zawsze coś dodatkowego wpadnie do koszyka. My płacimy chyba 40 funtów rocznie ryczałtem za dostawy. Ale online kupujemy tylko w jednym supermarkecie, tam gdzie pracuje Jon bo mamy 10% zniżki. Kanban board? Muszę się zainteresować. Choć muszę powiedzieć, że rola menadżera rodziny trochę mnie męczy (ale to temat na inny post).

6 lat temu

Może niech mąż zacznie sprzątać ekskluzywnie (łącznie z czyszczeniem muszli i odpływu w prysznicu) to mu się zaraz płatna pomoc przyda ;). Teraz zdałaś egzamin to będziesz bardziej ogarniać. 🙂 A faceci faktycznie sprawdzają się, kiedy trzeba ogarniać.

6 lat temu

Nie słyszałam o tej metodzie, dobra. Tylko kto ma nam dyktować? Bo jak do tego ćwiczenia są potrzebne dwie osoby to cienko to widzę. Poszukam dyktand w Internetach.

6 lat temu

No właśnie, chodzi o presję optymalną tak aby Cię mobilizowała ale nie 'blokowała'. Utrzymać balans jest naprawdę trudno ale w 90% mi się to udaje. Często mi ludzie mówią, jak Ty sobie świetnie dajesz radę a ja często czuję, że walczę tylko o to aby jakoś utrzymać się na powierzchni. Są dobre i złe dni, wiadomo!

6 lat temu

Krystyno, dokładnie!!!! Ja też wiem, że kiedyś to się zmieni. A na razie robię co mogę 🙂

6 lat temu

Dzięki! Powodzenia 🙂

6 lat temu

Tak to prawda, mam w sobie dużą dawkę samodyscypliny. Jest jednak mnóstwo takich momentów, kiedy potrafię się 'zajeździć' pomagając innym a o sobie zapominając. To cały czas balans. Nie wiem czy to nasza kobieca natura? Nawet jeśli mamy tak samo odpowiedzialną i tak samo płatną pracę jak mąż to i tak my w domu robimy więcej. Ja też robię w domu więcej niż mąż (mam w planach posta o tym) i tylko jeśli chodzi o dzieci to chyba jest po równo, albo może i z jego przewagą. A co do Pani Anny to jest z nami kilka miesięcy, ale firmę sprzątającą mamy od dawna (mniej więcej od czasu jak kończyłam doktorat i przestałam ogarniać) tylko, że firma jest tak dobra jak dobrzy są Twoi pracownicy a Pani Anna to biznes jednoosobowy i widzę kolosalną różnicę. Moja mama ma gosposię od wielu wielu lat (nawet moja babcia chyba miała kiedyś pomoc w domu) więc nie było to dla mnie trudne.

6 lat temu

No właśnie te Instargramy. Mnie się jakoś lżej zrobiło jak przestałam obserwować kilka kont. Poza tym zwróć uwagę na to, że jedna ma konto ze zdrowym jedzeniem, inna z fitnessem, jeszcze inna z pięknym domem a Ty to masz wszystko na jednej 'ścianie' i wydaje Ci się, że każda jest zdrowa, szczupła, z pięknym domem itd. A to nie prawda. Poza tym większość tych blogerek nie ma pracy zawodowej, tzn, ich pracą jest właśnie robienie ładnych zdjęć. Sesję Halloween w sierpniu aby post był gotowy na październik, choinkę ubierają w październiku itd. Nie znalazłam jeszcze ani jednego fajnego bloga parentingowego, który pisałaby osoba, która ma 'normalną pracę' i na takim blogu nie zarabia. Coś w tym jest. Pamiętam jak kiedyś w programie Top Model (dawno temu to oglądałam) uczestniczka powiedziała prowadzącej (Elle Macpherson): Jaka Ty jesteś piękna!!! Ona na to 'To jest moja praca!'. Nie zapominajmy o tym, oglądając piękne Instagramy.

6 lat temu

A dlaczego Amazon omijasz? Ze względów etycznych? Bo mnie to też trochę męczy ale na razie po prostu ten system się u nas sprawdza. Co do butów to ja na przykład nie wyobrażam sobie kupować internetowo, szczególnie dzieciakom. Ale w sumie kupujemy i tak tylko w jednym sklepie (Clarks) więc za dużo zachodu z tym nie ma. Suszarki bębnowej zazdroszczę Ci ogromnie!!!!! I masz rację, najważniejsze nie dać się zwariować.

6 lat temu

🙂

6 lat temu

Mario, tak wydaje mi się, że niektórzy są tak skonstruowani a inni inaczej. Ja np. bardzo zazdroszczę osobom, które zdają się po prostu płynąć z prądem a i tak im wszystko wychodzi tak jak ma wyjść.

6 lat temu

Oczywiście zostawiłabym.

6 lat temu

To całe planowanie to absolutnie nie dla mnie, może to błąd, bo czasami zostawiła bym wszystko o poszła jak najdalej.Podziwiam Cię, bo nie każdy jest taki konsekwentny, ale to też kwestia charakteru.

6 lat temu

🙂

6 lat temu

Wiele nas różni, ale łączy jedno: też często jestem pytana skąd " na to wszystko" biorę czas" i jeszcze " jak to robisz, że dajesz sobie z tym radę"… mam trójkę dzieci, pracę około 50 godzin tygodniowo, właśnie rozpoczynam badanie do pracy doktorskiej, a jeszcze mam czas na druty, sport, blog( coraz rzadziej niestety) i wolny czas tylko dla siebie… podstawą jest chyba dobry plan i robienie wielu rzeczy " przy okazji". Zakupy w drodze z pracy, sprzątanie kuchni podczas gotowania itp… podstawą dla mnie jest kalendarz google, zsynchronizowany na komórce mojej i męża. Pozwala to pogodzić nasze wszystkie rodzinne terminy. Moją roombę pokochałam jak zwierzątko domowe, łapię się nawet na tym, że do niej gadam, a bez suszarki bębnowej nie wyobrażam sobie prania ale na tym też kończą się nasze "gadgety". Dzieci mają swoje obowiązki, a jak nie wszystko jest idealnie to też nie katastrofa. Świętością dla nas są rodzinne śniadania w weekend, bo w ciągu tygodnia ciężko wszystkich zebrać na raz przy stole, no i wszyscy jemy obiad poza domem…
Zakupy w Internecie owszem, ale amazon omijamy szerokim łukiem… szczególnie buty lubię w necie kupować bo chodzenie po sklepach by dla trójki dzieci i siebie znaleźć coś co pasuje, jakoś wygląda i nie kosztuje fortuny zajmuje zdecydowane za dużo czasu…
Najważniejsze to nie dać się zwariować 😉

6 lat temu

Jest jakaś magiczna moc w nas kobietach-matkach ( Polkach !!), że im więcej mamy na głowie, tym lepiej potrafimy się spiąć ( do pewnego momentu, oczywiście). Czasami sama w to nie wierzę, że w tej chwili, mając: pracę, dwójkę dzieci do ogarnięcia, psa, kota, spory dom, spory ogród radzę sobie lepiej niż 20 lat temu, kiedy mieszkaliśmy w małym mieszkanku w bloku, zajmowałam się jednym, bardzo prostym w obsłudze dzieckiem, miałam dwie babcie do pomocy oraz rodzinne obiady u nich …

Myślę, że najważniejsze – nie dać się zapędzić w kozi róg, nie daj Boże, postawić sobie za cel bycie perfekcyjną panią domu. Trzeba znaleźć złoty środek i równowagę. Niestety blogi, Instagram nie pomagają, bo pokazują nam obrazki czystych, zadbanych, urządznych ze smakiem domów, przepięknych ogrodów z soczyście zielonym trawniczkiem i znakomicie skomponowanymi rabatami. I jeszcze zdrowe, wyszukana dania. I jak zadbać o siebie. I jak skompletować odpowiednie outfity. I jeszcze tyle robótek do zrobienia… Na obrazkach wszystko wygląda pięknie, nikt nie pokazuje codziennej walki 😉 Też oczywiście ulegam tym wpływom, ale bardzo staram się dbać o czas tylko dla siebie. Choćby spacer z psem i muzyką na uszach. Mam też "święte piątki", kiedy mam dom dla siebie, najczęściej bez domowników, kiedy mogę pobyć sama przez kilka godzin. A raz na jakiś czas, opuszczam bliskich, jadę sobie całkiem sama na koncert i to jest mój luksus 🙂 Wracam z naładowanymi akumulatorami, co wychodzi na dobre wszystkim 🙂

6 lat temu

Dziękuję za ten post! Musze zapatrzeć się na ciebie i podobnie zacząć gospodarować czasem. Próbuje planować posiłki i inne prace domowe. TM już mam i faktycznie to jest mega pomocnik w kuchni! Musze poradzić sobie ze sprzątaniem a właściwie nad odkurzaniem. Zostanie jeszcze tylko jedna kwestia, poradzić sobie z FB i będę miała czas na biegnie czy inny rodzaj aktywności. Pozdrawiam

6 lat temu

Każda z nas to przerabia ale przychodzi taki moment,że z tego wariactwa zostają tylko wspomnienia i dziwimy się jak myśmy dawałay radę.Ja już mam trochę większe dzieci ale teraz szkoła lekcje zajęcia dodatkowe itp.Mój mąż bardzo mi pomaga ale wodę by przypalił no to główną kucharką ja jestem.Też mam taki harmonogram ,działa bo bez niego to bym zginęła ale raz w miesiącu muszę iść do fryzjera bo to jest mój czas i koniec.Serdecznie pozdrawiam Krystyna

6 lat temu

U mnie trochę mniej na głowie, także tym bardziej chapeau bas, że tak pięknie ogarniasz, a za gotowanie do przedszkola to już w ogóle. Mnie to by chyba wykończyło :D.
Ja się skłaniam ku zintegrowanemu kalendarzowi, bo jednak mąż nie bardzo śledzi planer kuchenny, a jak mu komputer coś powie, to zapamięta :D.
Coś w tym jest, że człowiek wyciąga z siebie o wiele więcej, jeśli jest pod optymalną presją.

6 lat temu

Przetestuję, dzięki!

6 lat temu

"nie samodzielne" miało być oczywiście, sorki za błąd

6 lat temu

hejka,
na tzw. gonitwę myśli dostałam takie ćwiczenie: osoba praworęczna lewą dłonią (i na odwrót)miękkim ołówkiem wykonuje dyktando dowolnego tekstu, mogą być zupełnie dowolne słowa. Chodzi o skupienie się nad pisaniem a nie na sensie tekstu. Dlatego też potrzebne jest dyktowanie a niesamodzielne wymyślanie tekstu. Ćwiczymy do momentu gdy poczujemy zmniejszenie napięcia w mózgownicy 🙂
Pozdrawiam, Iwona z Warszawy

ps. czytam Panią już od daaaaawna 🙂

K.
6 lat temu

Doskonale Cię rozumiem! U nas pralka i zmywarka to podstawa. Ubolewam nad brakiem termomixa ale mam gotuje ego męża (więcej i lepiej niż ja, wiec przeżyję ;). Jestem sfrustrowana sprzątaniem i co raz bardziej chcę mieć kogoś do ogarniania domu. Ale mąż oponuje. Jeszcze…
U nas kalendarz wisi na lodówce, każdy wpisuje swoje sprawy.
Też nie oglądamy tv. Chociaż mnóstwo czasu marnuje na telefonie.
W ostatnim czasie jakoś bardziej nie ogarniam, ale na szczęście Tomek trzyma wszystko w ryzach.

6 lat temu

"it takes a village to rise a kid" to motto naszego zlobka. Jakze prawdziwe.
Nasz sytuacja rodzinna jest poniekad podobna. To, co wydaje mi sie cenne, to wlasnie mowienie o tym, co nam pomaga i co wykorzystjemy. U nas tez jest thermomix, rowniez robot odkurza i tez mamy nieoseniona Pana Zosie co dwa tyg (ostatnio byla na urlopie i jakkolwiek glupio by mi z tym nie bylo, to strzasznei nie moge sie juz jej doczekac;)). Z zakupami spozywczymi online mam wciaz problem, bo wychodza nam duzo, duzo drozej, niz kiedy robimy sami w sklepie (ktory nie ma opcji online). Iwiem, ze za komfort sie placi, ale jeszcze sie nie przekonalam na 100%, moze wynika to tez czesciowo z faktu, ze wyszukiwarka na stronie jest okropna i zamowienie zakupow zajmuje mi tez strasznie duzo czasu. Trzeba o tym mowic, bo pamietam, ze kiedy po raz pierwszy zatrudnialismy pomoc do sprzatania, to sie z tym strasznie zle czulam. A bez sensu, bo wole sobote spedzic z dziecmi w parku, niz ze szmata w lazience.
I tez mamy nasz planner w salonie, nad stolem, zeby go regularnie widziec i przegladac. Nasz bardziej przypomina Kanban board (tabelka z: to do, in progress, done). Byl nam potrzebny, zeby mojemu facetowi nie uciekalo z glowy to wszystko, co musimy ogarnac i zeby mi troche moglo z glowy uciec, a nie klebic sie permanentnie pod kopula.
I piszesz jeszcze o 2 waznych rzeczach: o tym, ze TRZEBA miec troche czasu dla siebie (aktywnego, kreatywnego, albo jakiego komu potrzeba) i ze czasem po prostu nie idze i to tez mozna zaakceptowac. Pizza nie zabija;)

By Pimposhka
0
Would love your thoughts, please comment.x