Jest wena trzeba pisać.
Jeszcze kilka miesięcy temu ‘męczyłam’ Was postami natury remontowo-dekoratorskiej. Otóż dzisiaj nadszedł czas na podsumowanie cyklu ‘Urządzamy’ bo już więcej raczej urządzać w MAD nie będziemy (MAD = Mały Angielski Domek).
Mniej więcej cztery lata temu szukaliśmy domu do kupienia. W jeden weekend obejrzeliśmy trzy domy, ten był trzeci i dwa dni później złożyliśmy ofertę. Poniżej przedstawiam Wam zdjęcia zrobione przez agenta nieruchomości. Jest to MAD w swoim poprzednim wcieleniu. Zastrzegam, że są to ‘odpicowane’ zdjęcia robione szerokokątnym obiektywem a dom jest wysprzątany. Mam nawet wrażenie, że połowa dobytku poprzednich właścicieli została wywieziona na czas sprzedaży bo to nie jest możliwe aby salon i jadalnia wyglądały tak kiedy ma się dwoje małych dzieci, trzecie w drodze i pracuje się w systemie zmianowym jako kierowca karetki. A ponieważ z każdej szafy i szafki dosłownie wysypywały się rzeczy to nie posądzam poprzednich właścicieli o minimalizm ;).
Lubicie zdjęcia przed i po? To zapraszam:
Różowa sypialnia to pierwszy pokój, który odmalowaliśmy. Przez pierwsze parę miesięcy spaliśmy w pokoju gościnnym.
Najmniejszy pokój w naszym domku, przypominam 2.20 na 2.20 🙂 przeszedł najwięcej zmian. Z pokoiku małej dziewczynki stał się moim gabinetem, następnie znów został pokoikiem małej dziewczynki (starszej P.) aby w końcu stać się naszym ‘gościnnym pudełkem’.
Następna w kolejności była łazienka, kiedy zaczęło nam kapać na głowę. Uwielbiam naszą dużą kabinę prysznicową i malutką wannę, w sam raz dla dziewczynek.
Salon i jadalnia były następne w kolejce. Malowaliśmy je ‘na czas’ z zegarkiem w ręku podczas gdy starsza P. (już wtedy na świecie) spędzała czas u dziadków.
Kolejna metamorfoza, jak wiecie jedna z moich ulubionych, to przepoczwarzenie się pokoju małego chłopca, poprzez pokój gościnny/magazyn w pokój dla dwóch małych dziewczynek 🙂
I ostatnie zdjęcia najnowszych remontów czyli nowa kuchnia oraz przedpokój (po remoncie nazywamy go foyer).
I tak wiem, ‘betonowy’ podjazd jakoś gorzej się prezentuje niż to marne ale jednak drzewko. Muszę jednak przyznać, że taki duży podjazd jest szalenie praktyczny (szczególnie, że samochody jakby nam się powiększyły) i jakość życia podniosła nam się niesamowicie!
To tyle na dzisiaj. Fajnie sobie zrobić czasem taki powrót do przeszłości. Ja jutro jadę do Londynu zbierać materiały do kolejnego posta, który mam nadzieję przypadnie Wam do gustu, myślę, że szykuje się coś fajnego z przymróżeniem oka. A potem pewnie znowu będę trochę marudzić bo wieści z kraju nie napawają optymizmem.
Miłego tygodnia!
Dzięki! Tak naprawdę to tylko wnętrza a przecież jeszcze rynny wymieniliśmy i piec do ogrzewania itd. Coś czuję, że może jeszcze przerobimy jadalnię… bo jednak ten błękit nie do końca czuję a Jon nie cierpi świateł nad stołem. A jak długo tu pomieszkamy? Nie wiem, na pewno jeszcze cały rok a potem się zobaczy ja bym chętnie została jeszcze dłużej. Jakoś nie chcę mi się tego wszystkiego robić jeszcze raz gdzie indziej.
Wiesz, w Anglii domy dzielą się na takie gdzie w ogóle nie ma książek albo jest tych książek mnóstwo. Ja uwielbiam półki i chcę je mieć wszędzie bo tego mi najbardziej brakowało w wynajmowanych mieszkaniach. Co do tego rurzowego 😉 to nie mam pojęcia. Dom raczej był w miarę 'nowoczesny'.
Wykanaliście tytaniczną pracę. Teraz mieszkacie wygodnie ale coś czuje, że nie za długo. Zamiast drzewka może być krzew na słupku przed domem.