Witajcie w marcu! Zgodnie z obietnicą w tym miesiącu będzie organizacyjnie. W kuluarach mam rozgrzebane, aż cztery różne projekty rękodzielnicze (jak nie ja), więc za parę tygodni będzie co pokazywać. A w tzw. międzyczasie mały reset.
‘Cztery tygodnie dla siebie’ to nowa książka Olivera Burkemana (klik). Burkeman zasłynął książką ‘Cztery tysiące tygodni’ o zarządzaniu czasem. Czekałam z poleceniem jego nowej książki, aż ukaże się w polskim przekładzie. Muszę powiedzieć, że tłumaczenie tytułu na polski wyszło bardzo zgrabnie. W oryginale tytuł to ‘Meditations for mortals’ czyli ‘Medytacje dla śmiertelników’. Widać autor zainspirował się ‘Medytacjami’ Marka Aureliusza ale wg. mnie oryginalny tytuł jest od czapy.
O czym są ‘Cztery tygodnie dla siebie?’. To książka o znalezieniu czasu dla siebie, na to co ważne, o odpuszczaniu i o spokoju w głowie. To książka, którą Burkeman napisał sam dla siebie, bo tak jak ja jest nerdem jeśli chodzi o produktywność i organizację. Jak czytam jego książki to jakbym czytała o sobie.
Książka ma ciekawy układ. Składa się z 28 rozdziałów i należy czytać jeden rozdział dziennie. Każdy tydzień ma nieco inny temat i przesłanie. Pierwszy jest o tym, że jesteśmy tylko ludźmi. Drugi jest o robieniu konkretnych czynności, trzeci o sztuce odpuszczania, a czwarty o byciu tu i teraz. Albo coś w ten deseń. Książka nie ma miejsca na notatki, nie ma ‘arkuszy do przerobienia’, nie ma prac domowych. Nie cierpię takich rzeczy. Ale spodobał mi się format jednego rozdziału dziennie, bo człowiek ma czas aby sobie pewne rzeczy przemyśleć, ma czas aby z tym rozdziałem ‘pobyć’.
Nie chcę Wam tutaj streszczać całej książki ale pod spodem postanowiłam podzielić się moimi notatkami i rozdziałami, które szczególnie dały mi do myślenia. Spojler, nie wszystkie rozdziały były dla mnie tak samo wartościowe. Uwaga, nie mam książki w polskim przekładzie, więc tytuły i podtytuły to moje tłumaczenie oryginału i z pewnością różnią się od polskiej wersji.
Tydzień 1. O byciu tylko człowiekiem
Im szybciej zdamy sobie sprawę, że doba ma tylko 24 godziny i nie damy rady zrobić wszystkiego co byśmy chceli, tym szybciej zaczniemy robić to, na czym zależy nam najbardziej.
Nie rozciągniemy dnia za pomocą nowego kalendarza, przypominaczy w telefonie czy innego systemu, który ma sprawić, że ‘na wszystko będziemy mieć czas’. Jak to powiedział raz klasyk ‘Odpowiedz sobie na jedno (zajebiście) ważne pytanie: co chcesz w życiu robić. A potem zacznij to robić’ 🙂 Autor podaje przykład. Powiedzmy, że chcemy medytować. Może kupujemy książkę o medytacji, instalujemy odpowiednią apkę, kupujemy zapachową świeczkę albo specjalną poduszkę itd. A potem okazuje się, że przeszedł nam zapał i nic z tego. Może zamiast przygotowywać się do medytacji, po prostu usiądźmy i zacznijmy medytować. Przez pięć minut!
Musimy pogodzić się z tym, że w świecie nieograniczonych możliwości, nie jesteśmy w stanie z nich wszystkich skorzystać. Nie ma się więc co frustrować. Musimy sobie też zdać sprawę, że jak wreszcie kupimy większy dom, dostaniemy tą wymarzoną pracę, jak już dzieci podrosną, jak już wypierzemy wszystko co jest do wyprania i jak wreszcie ogarniemy ogród to….. nie, nie zaczniemy wreszcie ‘żyć’ ani się ‘relaksować’. Bo zawsze będzie coś do załatwienia, wymiany, ulepszenia i nasze życie jest tylko i wyłącznie tu i teraz po środku tego wielkiego bałaganu.
Zawsze znajdzie się jakiś marketingowiec, którego zadaniem jest to, abyśmy czuli się nieadekwatni. I tylko nowa dieta, nowa sukienka, nowy samochód czy subskrypcja sprawi, że wreszcie będziemy tą osobą, którą zawsze chcieliśmy być. Nie dajcie się oszukać. I w tym tygodniu było coś jeszcze o tym, aby za bardzo nie martwić się przyszłością, bo to skutecznie rujnuje nam teraźniejszą radość życia.
Tydzień 2. O braniu spraw w swoje ręce
Jak już sobie zdamy sprawę, że jesteśmy tylko człowiekiem, dużo łatwiej będzie nam spędzić czas tak jak chcemy, na rzeczach, na których nam zależy, bo nie próbujemy już robić ‘absolutnie wszystkiego co byśmy chcieli’ albo robić ‘wszystkiego idealnie’ albo ‘odfajkować wszystko na liście aby mieć wreszcie święty spokój’. Podsumowując godzimy się z tym, że płyniemy w kajaku, zamiast ciągle marzyć o super jachcie.
Małymi kroczkami możemy daleko zajść. Takie kroki autor porównuje do jazdy samochodem w nocy. Widzimy na tyle daleko, na ile pozwalają nam światła samochodu ale finalnie docieramy do odległego celu. Szalenie podoba mi się ta analogia.
Autor zachęca też, aby zaprzyjaźnić się ze ‘szczurem, który nas podgryza’ czyli ze wszystkimi czynnościami, których nie chcemy robić, a które nam nami wiszą i zabierają nam energię. I nie chodzi o tutaj o rozłożenie tych nielubianych czynności na mniejsze zadania ale o ich oswojenie.
Jeśli chodzi o bycie naprawdę produktywnym i sprawczo skupionym to podobno magiczną granicą są 3.5 godziny dziennie. Nie ma sensu próbować robić tego dłużej. Amen.
Tydzień 3. O odpuszczaniu
Wiele rzeczy, które sprawiają nam przyjemność i napełniają nas dumą wymagają wysiłku. Zrobienie fajnego swetra, sukienki czy figurki z lukru, z których jesteśmy zadowoleni wcale nie jest takie łatwe. Wymaga czasu, frustrujących nieudanych prób, pieniędzy (czasem zmarnowanych), samodyscypliny itp. Ale cały proces sprawia nam przyjemność prawda? Inaczej byśmy tego w ogóle nie robili. Na przykład bieganie sprawia nam przyjemność i jest korzystne dla zdrowia. Są jednak dni kiedy bardzo, ale to bardzo nam się nie chce iść biegać. Jasne, czasem warto się zmusić i potem czujemy się super ale czy aby na pewno chcemy ciągle się do czegoś zmuszać?
Bardzo często padamy ofiarą naszego wewnętrznego krytyka. Serio, gdybyśmy spotkali na swojej drodze osobę, która mówi do nas tak, jak my zwracamy się do samych siebie to pewnie wzięlibyśmy go za psychopatę albo osobę głęboko pokrzywdzoną przez życie. Autor więc zachęca abyśmy traktowali siebie z czułością jaką oferujemy naszym bliskim. Będąc własnym krytykiem często zupełnie niepotrzebnie utrudniamy sobie życie.
Jeśli nie możemy albo nie chcemy czegoś zrobić, to powiedzenie o tym od razu, zazwyczaj ułatwia życie nam i wszystkim dookoła.
Dzień 19 to chyba mój ulubiony dzień, o oddawaniu kontroli. Oh jak ja bym chciała wszystko kontrolować. Zresztą nie tylko ja. Człowiek to bardzo kontrolujący gatunek i od wieków stara się ujarzmić naturę. Oddalamy się od natury. Nie żyjemy już w rytm pór roku, ani nawet w rytm dnia a dziwimy się dlaczego mamy problemy ze snem albo poziomem naszej energii. Nowoczesne wynalazki wynikają z naszej potrzeby kontroli. In-vitro, mięsko wyhodowane w laboratorium, klonowanie, loty kosmiczne, antykoncepcja….. Im bardziej chcemy się łączyć cyfrowo, tym bardziej jesteśmy samotni. Im więcej wiadomości śledzimy, tym bardziej czujemy się zagubieni. Im jesteśmy bardziej efektywni, tym stajemy się mniej kreatywni. Do przemyślenia.
Tydzień 4. Być tu i teraz
I ponownie coś, co mocno ze mną rezonuje. Lubię planować, bo wtedy czuję spokój w głowie. Ale często mam tego planowania dość bo są dni kiedy zabija ono całą radochę z życia. Chciałabym być wtedy lekko nieogarnięta, iść na żywioł, zgubić się gdzieś przypadkiem. Tylko jak to zrobić? Burkeman sugeruje, żeby przestać być aż tak miłym dla jutrzejszej wersji siebie. Żyjemy tu i teraz a nie dopiero wtedy jak wypełnimy swoje wszystkie (często) ambitne plany.
Z oszczędzaniem kasy jest tak, że jeśli postanowimy, że odłożymy to co nam zostanie na koncie na koniec miesiąca to…. nic nie odłożymy. Podstawową zasadą oszczędzania jest odkładanie jak tylko przyjdzie wypłata. Podobnie jest z czasem dla siebie. Jak ogarnę pracę, dom i rodzinę to wieczorem zajmę się sobą. Ale na koniec dnia zazwyczaj jesteśmy tak zmęczeni, że nie mamy już na nic siły i ochoty. A gdyby tak zrobić coś dla siebie zanim okrutnie zmęczymy się robieniem czegoś dla innych tudzież zmęczymy się robieniem ‘ważnych’ rzeczy, które muszą być zrobione?
A nawet jeśli musimy zrobić różne ważne rzeczy, jak ugotować obiad, zapłacić rachunki, pójść do pracy itd. to może warto to robić z pozytywnym nastawieniem? Autor opisuje, że życie to nie jest leżenie na plaży, ale wyprawa w góry. Nie jest pozbawione wysiłku ale może być bardzo przyjemne. W końcu szlak na Morskie Oko jest mocno zadeptany.
Autor sugeruje też, aby nie tracić energii (szczególnie mentalnej) na głupoty. Na przykład, nie warto tracić energii na sprzątanie domu na błysk, czy wymyślne menu kiedy mają do nas wpaść przyjaciele bo zabieramy sobie radość, która płynie po prostu z fajnego, niezobowiązującego spotkania z ludźmi, których lubimy. No i oczywiście nie wolno porównywać swoich kuluarów z czyjąś sceną. W środku każdy jest popaprany, boi się i chce się przytulić. Nawet Ci, którzy zewnętrznie wydają się być nadzwyczaj ogarnięci.
Życia nie da się zabutelkować. Trzeba pogodzić się z tym, że niektóre fajne momenty, okazje i doświadczenia przejdą nam koło nosa, bo taka jest natura upływającego czasu. I nie ma co się nad tym użalać. Z drugiej strony, zawsze warto po prostu spróbować. Spróbować czego nowego o tak. Kto wie, może wyjdzie z tego coś fajnego? Nie będziesz wiedzieć dokładnie co robisz, tak jak wszyscy inni w historii. W końcu loty na księżyc, komputery, roboty chirurgiczne, elektryczne samochody itp. zostały wynalezione przez zwykłych ludzi, dokładnie takich samych jak my.
Uff no dobra. Jeśli ten wpis czytało się jak jakiś niekontrolowany strumień świadomości to tak miało być. Książka nie oferuje jakiś mocno odkrywczych idei, ale podoba mi się, że wiele koncepcji, które ze mną rezonują, i będą rezonować z innym perfekcjonistą, są zebrane w jedną zgrabną całość. Nie wiem, czy ją tutaj dobrze zareklamowałam ale szczerze ją polecam, jeśli czujecie, że czas lekko uporządkować kociokwik w głowie i przestać tak ciągle gonić, za niewiadomo czym. Powodzenia!

Dodałam przycisk z lajkiem. Można go nacisnąć i dać mi znać, że ‘jestem’, ‘przeczytałam’, ‘dobra robota’, ‘fajnie, że jesteś’, ‘doceniam to, że piszesz’. Dla mnie jest to znak, że ktoś tam po tej drugiej stronie jest i czyta. Umawiamy się, że naciśnięcie tego przycisku nie oznacza, że koniecznie zgadzacie się z treścią wpisu, ok?
Czytając tytuł posta,już myślałam, że postanowiłaś zastosować to w praktyce i mocno się zdziwiłam,bo to zupełnie do Ciebie niepodobne.
Przemyślenia ciekawe i może coś w tym jest…
Ha ha bo ta książka to nie jest poradnik, jak coś zastosować w praktyce tylko właśnie takie generalne przemyślenia. Jutrzejszy wpis jest bardziej praktyczny i myślę, że Ci się spodoba.
Tego typu książki wywołują we nie mieszane uczucia – z jednej strony spodziewam się recept na “wszystko”, a z drugiej uważam, że takich recept nie dostanie się gotowy od innych tylko trzeba je sobie samemu wypracować. Jeśli autor umie pchnąć mnie w kierunku odpowiednim do wypracowywania w sobie rozwiązań to uznaję, że “książka jest dobra” 😉
Z tego co piszesz, to ten autor taki jest – dzięki za namiar, zawsze dobrze wiedzieć, że warto sięgnąć po tą książkę.
Pozdrawiam 🙂
Zgadzam się z Tobą, ja lubię poradniki ale jestem subiektywna a poza tym czytam wybiórczo, bo tak jak piszesz, każdy musi zaadoptować takie porady do swoich potrzeb. Ostrożnie podchodzę do wszelkich e-booków ale też książek wydanych przez ‘influencerów’. Na zasadzie ‘Miałam depresję, wyszłam z niej, oto co mi pomogło’. Uważam, że takie osoby nie mają wystarczającego warsztatu (np. jak zbierać materiał źródłowy i zrobić ‘research’) na dany temat.
Hmmm… Chyba podoba mi się ta książka… Będę szukać.
Powodzenia! mam w zanadrzu jeszcze jedną książkę, o której będę pisać pod koniec miesiąca.
Mówienie o robieniu rzeczy przyziemnych z pozytywnym nastawieniem przypomina mi bardzo pozytywny proces “napełnianie się” pozytywną energią i wdzięczności. O co mi chodzi? Chodzi o to by przestać narzekać, na przykład. Dostaję rachunek za gaz. Zamiast psioczyc na rachunek, dziękuję że mam gaz w domu i mogę za niego zapłacić. Płacę wysokie podatki ale jestem wdzięczna bo wiem że świetnie zarabiam i dlatego płacę wyższy podatek niż może ktoś inny. Mam nadzieję że ma to sens co mówię.
Ty jesteś bardzo zorganizowanana i kochasz planować. Powiem tak, jako wykładowaca planuję rok akademicki ale z wieloma rzeczami w zyciu prywatnym idę na żywioł :-). Kocham to, choć są momenty gdy również planuję, szczególnie wyjazdy na dłuższe trasy, które często robimy z rodziną.
O robieniu czegoś dla siebie; to bardzo duża przypadłość kobiet. Zawsze robimy cos dla kogoś a potem dla siebie. Argument mojej mamy że “przecież dom sprzątasz tez dla siebie” do mnie nie trafia. Często sprzatałam “za kimś. Podkreślam że pracuję 4 dni w tygodniu no i praca wykładowcy oznacza również prace w domu i to sporo godzin. Po rozmowie rodzinnej w przeszłości, obowiązki sprzatania sa na kims innym. Ja gotuję (bo to lubię), robię zakupy z dowozem do domu. Raz w tygodniu jemy “na mieście”, w lokalnym pubie czy restauracji. Nie czuje się już tak zmęczona i nie padam (odczuwam oczywiście zmęczenie ale nic ponad takie normalne); mam czas na czytanie książki czy gry z rodziną. Spacer po kolacji etc. Stawiam sztywne bariery dla mojego dobro-bycia. tego musiałam się nauczyć ale warto było.
Mam hobby które kocham i to mój czas dla siebie. Wolę spędzić moje czwartkowe wieczory z szyjącymi dziewczynami niż 2 godziny Netflixa.
Zgadzam się z życiem tu i teraz w 100%. Nie ma “wczoraj” a “jutro” nie istnieje. Codziennie staram się zrobić coś by przyblizyć mój cel który sobie obrałam. Codziennie wstaje z intencją że dzień bedzie zajebisty i przyniesie coś nowego, pozytywnego, nawet gdy jest to ten rachunek za gaz. Nie rozpamiętuję przeszłości bo nią nie żyję, nie narzekam i nie otaczam sie narzekającymi ludżmi, nie oglądam wiadomości, nie słucham radia czy debat politycznych. Pracuję nad sobą każdego dnia i usprawnianiu mojego życia, inwestuję w siebie i buduję swoje finanse co oznacza, niezależność.
Na koniec powiem tak, najbardziej męczą mnie apki do zarządzania czasem. I tak jak mówisz gdy chcesz medytować to kupujesz świecę, poduszkę, książkę etc, zamiast po prostu usiąść w wannie i patrzeć się w sufit przez 5 minut (toteż medytacja według mojej siostry, która jest lamą i nauczycielem medytacji wadżrajany).
Jest taka komediantka, Zarna Garg, Amerykanka o Indyjskim pochodzeniu. ona właśnie ma taki żart, iż yoga to zawsze było “leniwe” zajęcie, które w Indii robi się gdy się chce i często w piżamie albo w czym tam chcesz. I gdy ona widzi kobiety w Ameryce, w ich specjalnie zakupionych ciuchach do yogi, które sie spieszą na lekcje yogi, mówi, “jeśli śpieszysz sie by robić yoge, to robisz to żle”.
Miałam jakieś (pewnie trafne) zakończenie w glowie, ale tak się rozpisałam, że mi umknęło. Powiem tak, żyjmy tu i teraz. Kochajmy siebie i pozwalajmy by inni nas kochali 🙂 MIłego czwartku.
EDIT: to ja Alicja (ta z Walii), znów wyszło anonimowo.
A Ty nie pisałaś, że jestem na spektrum albo jakieś ADHD? Bo to dla takich osób projektują apki do zarządzania czasem. Ja akurat nigdy nie używałam bo u mnie totalnie się nie sprawdza. Podobnie jak blokowanie czasu. A napisałaś wszystko super i mocno się z Tobą zgadzam. 🙂
Wszystko się sprowadza do pozytywnego myślenia no i w teorii to się udaje ale życie weryfikuje tą teorię bardzo często .Dobrze przeczytać taką książkę bo zawsze coś w naszych głowach z tego zostanie, zaakceptujemy i będziemy jakieś nawyki starali się zmieniać ale to nie takie proste .Ja muszę sobie zaplanować dzień (nie wyobrażam sobie inaczej)bo wieczorem jak się wszystko uda zrobić to mam spokój w głowie ale jak się nie uda to nie rozpaczam Nie każdy jest optymistą bo jesteśmy różni .Tak, że tak .następny poradnik odfajkowany .I to ,że podzieliłaś się z nami swoimi przemyśleniami bardzo sobie cenię.Pozdrawiam Krystyna
Ja czasem z premedytacją nie mam planu aby trochę się poobijać ale ciężko mi to wychodzi. To jest u mnie wewnętrzną walka. Zawsze mam plan co chcę osiągnąć w weekend i co chcę osiągnąć w danym tygodniu. Jestem mamą, mam duży dom i mam odpowiedzialną pracę. Bez planowania to by wszystko runęło jak domek z kart. I mam podobnie jak Ty, jak mam plan to mam spokój w głowie.
Stwierdziłam , ze do większości wniosków które autor zawarł w poszczególnych rozdziałach doszłam już sama.
Ale mimo to sięgnę po książkę bo są tak ładnie zebrane. W ogóle lubię tego typu książki bo zawsze coś z nich mi zostaje … czytałaś może “Atomic habits” J. Clear?
Ja niestety jestem trochę tzw. nieogarem i dlatego muszę się non stop dyscyplinować ( min. czytając ludzi mądrzejszych ode mnie).
Twoj blog też mnie fajnie motywuje. Lubie ludzi którym chce się chcieć choć zdaję sobie sprawę ze to przede wszystkim
kwestia charakteru :))
Jestem osoba ktora prawie nic nie planuje. Oczywiscie moge sobie na to pozwolic, bo jestem juz “duza” i nic nie musze procz pojscia do pracy. Mieszkamy w dwojke z mezem, chociaz obecnie dziecko wrocilo na chwile do nas, w drodze do kupna swojego domu.
Jedyne co mamy zaplanowane to cotygodniowe sprzatanie i zakupy spozywcze. Reszta sama sie kreci. Oboje gotujemy to na co mamy ochote w danym momencie, oboje tez sprzatamy i dbamy o dom.
Generalnie unikam wszelkich poradnikow, jakos mnie to nudzi. Chociaz musze przyznac, ze bardzo interesujaco opisalas te ksiazke i moze jej poszukam.