‘Bezpośrednią konsekwencją jego wynalazku jest to, że każdego dnia, odpowiednik 200,000 przeciętnych ludzkich żyć – od momentu narodzin do śmierci – jest spędzonych na patrzeniu się w ekran. Gdyby nie to, te godziny byłyby spędzone na jakiejś innej czynności’*
Johann Hari
Dawno nie było takiego mięsistego wpisu, który daje do myślenia. No to usiądźcie wygodnie.
Tytuł to oczywiście żart (nie mój). Nie ważne czy jesteś bogaty czy biedny, mądry czy głupi, ładny czy brzydki, to każdy, absolutnie każdy z nas ma do dyspozycji 24 godziny na dobę. Nie więcej, ale też nie mniej. Ale nie macie wrażenia, że czas nam się jakby skurczył?
Ja tu gadu gadu o remontach i tradycjach funeralnych brytyjskiej arystokracji a tymczasem wrzesień mi ucieka. Dla wielu osób wrzesień to taki nowy rok, bo nowy rok szkolny, bo jesteśmy wypoczęci po lecie i wracamy do obowiązków i codziennej rutyny (w pozytywnym znaczeniu), bo trochę mamy ochotę na zmiany. No i nie zapominajmy, że to wtedy najwięksi producenci japońskich terminarzy publikują kalendarze na nowy rok. Mój kolejny (czwarty już chyba) Hobonichi Cousin Avec (klik) już leci do mnie z Japonii. Chcąc nieco poeksperymentować zamówiłam sobie inny terminarz (konkretnie Jibun_techo Days Kokuyo) ale jak przyszedł, to okazało się, że nie ma tygodniowej rozkładówki, która jest dla mnie ważna. Muszę go odesłać (ten akurat kupiłam w sklepie w UK) ale… jakoś nie mogę się z nim rozstać.
Jeśli jest coś, co naprawdę mnie rajcuje to wszystko to, co jest związane z organizacją i zarządzaniem codziennością. Aplikacje, oprogramowanie, książki typu ‘Siedem nawyków skutecznego działania’ czy ‘Atomowe nawyki’. No i notatniki…. Ah notatniki i kalendarze. Nie ma nic fajniejszego niż nowy kalendarz i jego cicha obietnica, że od teraz to już będziesz wszystko ogarniać na 100% a nawet na 110%. Chociaż Hobo bardzo dobrze mi się sprawdza to od czasu do czasu lubię sobie kupić nowy kalendarz, tylko po to aby był…. to chyba jakaś dewiacja.
Ostatnio wpadła mi w ręce książka pt. “Four thousand weeks” czyli “Cztery tysiące tygodni”, autor Oliver Burkeman. Tyle przeciętnie trwa ludzkie życie, jeśli osobnik dożyje przeciętnego wieku okolic 80tki. Obiecałam Wam, że o niej napiszę. Trochę dla Was, a trochę dla siebie. Książka według mnie jest napisana nieco chaotycznie, tak jakby autor nie mógł się zdecydować czy to książka o zarządzaniu czasem czy może traktat filozoficzny o człowieczeństwie. Niemniej jest tam według mnie kilka fajnych kawałków i postanowiłam je wynotować. To co przeczytacie poniżej to miks spostrzeżeń autora i moich.
Mniej więcej od czasów rewolucji przemysłowej (kiedy zaczęliśmy pracować w fabrykach) czas stał się dobrem, produktem, towarem, którym można zarządzać, i który ma konkretną wartość. To wtedy zaczęliśmy mieć poczucie, że czas NALEŻY wykorzystać JAK NAJLEPIEJ. Równolegle pojawił się też koncept czasu, który przeznaczamy na odpoczynek. Odpoczynek miał służyć regeneracji, aby potem lepiej pracować. Dzień wolny od pracy miał być wykorzystany na odpoczynek, a nie na przykład na pijaństwo, które skutkowało kacem następnego dnia i przez to spadkiem produktywności.
Kiedyś, dawno dawno temu była taka reklama telefonu Nokia (klik). Cud techniki! Oto biznesmen jedzie metrem w godzinach porannego szczytu. Ma telefon, na którym ogląda wykresy, czyta dokumenty, odpisuje na maile. Pociąg metra zatrzymuje się. Ludzie wychodzą z pociągu podążając w jednym kierunku do swoich biur ale nasz biznesmen właśnie skończył pracę na dziś. Na hulajnodze odjeżdża w przeciwnym kierunku, do skejtparku.
Nasze telefony zrobiły się od tego czasu dużo, dużo mądrzejsze ale… Jak to jest, że pomimo komputerów w kieszeni, przeróżnych aplikacji organizujących nam czas, ostrzegających o korkach czy wyszukujących najszybsze połączenia kolejowe, pomimo posiadania zmywarki, suszarki do prania, mikrofali i Thermomixa, pomimo pizzy na telefon, lekarskiej teleporady, Amazona, bankowości online, Wikipedii, biometrycznego dowodu osobistego i paszportu, e-obywatela i e-pacjenta, ubera i miliona innych wynalazków, które mają nam ułatwić i usprawnić codzienne życie jakoś wcale nie mamy więcej czasu tylko jakby mniej?
Otóż jednym z największych kłamstw efektywnego zarządzania czasem jest obietnica, że doba magicznie nam się rozciągnie, że wreszcie upchniemy w 24 godzinach wszystko to, co musimy zrobić i jeszcze zostanie nam czas na to co chcemy zrobić. Możesz wszystko i jest to wyłącznie kwestia dobrej organizacji.
Podobno statystycznie ludzie szybciej chodzą i śpią o 20% krócej niż kiedyś. Socjologowie nazywają to społecznym przyspieszeniem. W Internecie można znaleźć tzw. lajf haki (life hacks) czyli różne metody na jeszcze skuteczniejsze ułatwienie sobie życia. Filmiki jak uśpić bobasa w 30 sekund, jak szybko zrobić popcorn, jak zorganizować sobie kabelki do ładowarek itp. Nasze życie stało się czymś co trzeba ‘zhakować’ czyli ‘włamać się’, aby mogło być jeszcze lepsze, szybsze, efektywniejsze. Wiele czynności zajmuje coraz mniej czasu. Przyzwyczailiśmy się do tego tak bardzo, że irytuje nas czekanie na podgrzanie dania w mikrofali (zaledwie trzy minuty). Jeśli strona internetowa nie ładuje się w ciągu trzech sekund to ją porzucamy, zmieniamy program w telewizorze kiedy pojawiają się reklamy, czekanie cały tydzień na nowy odcinek jakiegoś programu czy serialu to dziś czyste frajerstwo.
Paradoksalnie, te wszystkie gadżety i metody zarządzania czasem i projektami sprawiają, że….mamy jeszcze więcej zajęć i obowiązków. Jeśli dzięki systemowi ‘Inbox zero’ jesteśmy super szybcy w odpowiadaniu na mejle to… zaczniemy dostawać więcej mejli. Jeśli szybko i efektywnie uporamy się z zadaniami w pracy to…. szef szybko znajdzie nam nowy projekt do roboty. Zawsze znajdzie się coś do zrobienia i poczucie, że jak tylko skończymy ten projekt, jak tylko zrobimy remont w domu, jak tylko przejdziemy na emeryturę to nareszcie będziemy mieć czas na relaks, na hobby, na podróże itd. jest totalnie złudne. To po prostu tak nie działa.
Większość z nas jest tak skonstruowana, że jesteśmy bardzo dobrzy w znajdowaniu sobie rzeczy do zrobienia i wypełnianiu naszego ‘wolnego’ czasu. Dwójka emerytów, którzy próbują zwiedzić jak najwięcej świata zanim zdrowie im zacznie szwankować albo babcia-emerytka, która opiekuje się wnuczkami i jest wolontariuszką w schronisku dla psów mogą być tak samo ‘zalatani’ jak młoda rodzina z trójką dzieci i psem. Mama na ‘urlopie’ macierzyńskim wcale nie ma mniej obowiązków niż kiedy chodziła do pracy (a pewnie ma ich więcej).
Wiele osób cierpi dzisiaj na ‘joyless urgency’ czyli poczucie, że ciągle musimy gonić do przodu, ciągle musimy być czymś zajęci, wszystko jest pilne i wymaga naszej uwagi, ale nie przynosi nam to żadnej radości ani satysfakcji. Troszkę jak w kołowrotku. Chcemy czuć się ciągle ‘zajęci’ bo ta ‘zajętość’ jest dzisiaj w cenie i nie ważne, czy przynosi ona jakieś wymierne efekty czy nie. Najczęściej jesteśmy tym poczuciem ciągłej gotowości totalnie wykończeni i nie ma to nic wspólnego z efektywnością.
Ważne jest aby zdać sobie sprawę, że mamy bardzo ograniczony czas. Mamy zaledwie 4,000 tygodni i to w dość optymistycznej opcji. Choćbyśmy nie wiem jak się starali, nie upchniemy w nim WSZYSTKIEGO. A to dlatego, że jak nigdy wcześniej w historii Świata, to WSZYSTKO ogromnie się powiększyło. WSZYSTKO jest dosłownie w naszym zasięgu. Współczesne życie ma dla nas tyle opcji, że nie wiadomo co z niego wybrać. Popatrzmy ile życiowych opcji miała kobieta jeszcze sto lat temu, a ile ma dzisiaj? Możemy mieć męża/żonę, dużo dzieci, karierę, możemy podróżować (same!) albo zbudować siedlisko w Bieszczadach. Możemy (same!) stworzyć biznes albo zająć się ratowaniem środowiska naturalnego.
Możesz wszystko i jest to wyłącznie kwestia dobrej organizacji.
Czuję się trochę niewygodnie z tym stwierdzeniem. Mam z tym problem bo uważam, że jest w tym sporo prawdy. Każdy z nas ma 24 godziny w ciągu doby ale też każdy z nas inaczej ten czas wykorzystuje. Są osoby, które w ciągu jednego dnia potrafią wiele zrobić i osiągnąć, a inni potrafią dzień (i kolejny) koncertowo przebimbać. Z pewnością poniekąd ta dobra organizacja i efektywne ogarnianie pomaga nam osiągnąć nasze plany i cele. Problemem jest to, że działa to tylko do pewnego momentu. Jest gdzieś granica (zazwyczaj indywidualna dla każdego z nas) kiedy z ‘przyjemnej zajętości’ przechodzimy w stan ‘totalnego przytłoczenia’. Trzeba zdać sobie sprawę, że jednak nie damy zrobić wszystkiego niezależnie od tego ile terminarzy sobie kupimy i ile aplikacji zainstalujemy w telefonie.
Zarządzanie czasem nie jest więc kwestią wdrożenia systemów, które pozwolą nam upchnąć jak najwięcej w czasie, który mamy. Zarządzanie czasem jest sztuką dokonywania wyborów zgodnych z tym, na co chcemy ten czas poświęcić.
Niestety, wbrew pozorom nie jest to takie proste. Większość ludzi, których spotkałam na swojej drodze nie ma pojęcia czego chce od życia, a jeszcze mniej ma siłę i zaparcie aby za tym podążać. Najbardziej inspirujące, najszczęśliwsze i spełnione osoby, które spotkałam na swojej drodze to właśnie takie, które wiedzą czego chcą i konsekwentnie do tego dążą. Życzę Wam abyście mieli jak najwięcej takich osób w swoim otoczeniu.
Na koniec mam jedno narzędzie do codziennego stosowania, które pozwala poczuć więcej czasoprzestrzeni w naszym życiu. Opis ten znalazłam na blogu Leo Babauty (klik), autora książki ‘Nawyki zen’. Otóż chodzi o to, aby być obecnym podczas codziennych, najprostszych czynności. Na przykład podczas zmywania naczyń albo składania prania pozwolić swoim myślom ‘odpłynąć’ zamiast np. planować co mam zrobić w następnej kolejności albo układać listę zadań na jutro. Podczas jazdy pociągiem zamiast grać w Candy Crush Saga poczytać książkę, najlepiej jakąś beletrystykę a nie poradniki tak jak ja. W oczekiwaniu na tramwaj czy autobus, zamiast patrzeć w telefon podnieść głowę i popatrzeć na ulicę, innych ludzi, zrobić kilka głębszych oddechów. Idąc do pracy zwolnić na moment, popatrzeć na drzewa albo architekturę budynków. I możemy darujmy sobie słuchanie w tym czasie podkastu. Jeśli musimy zrobić zakupy w supermarkecie to wybierzmy czas w ciągu dnia, kiedy jest mniej ludzi i zostawmy dzieci w domu. Takie samotne zakupy potrafią być naprawdę relaksujące. Jeśli akurat jesteśmy z autem w myjni to na czas mycia zamiast patrzeć na telefon, włączmy radio Classic i posłuchajmy Szopena. Spróbujcie, to naprawdę działa!
*Skoro rozmawiamy o czasie, to nie sposób pominąć jednego z największych ‘złodziei’ czasu czyli naszego telefonu. Cytat (w wolnym tłumaczeniu Pimposhki), którym rozpoczęłam ten wpis pochodzi z innej książki, o której też będę pisać. Wynalazek, o którym mowa to ‘infinity scroll’ czyli rolka (Instagrama, Fejsbuka, Twittera, YouTube), która nigdy się nie kończy. Jego autorem jest Aza Raskin, który tak się swojego wynalazku przestraszył, że teraz pracuje nad rozwojem technologii, które mają nas wspierać a nie zamieniać w zombi.
Nawet jeśli te obliczenia są przesadzone, nawet jeśli jest to 100,000 żyć a nie 200,000 dziennie to i tak ta liczba powala. Wśród tych żyć są życia osób, które są wybitnymi naukowcami, lekarzami, pisarzami, politykami, przywódcami. Tak sobie myślę, czy dzisiejszy świat byłby taki sam, gdyby Churchill, Mandela, Szopen, Skłodowska, Wojtyła, Ghandi i inni mieli dostęp do niekończącej się rolki z filmikami, na których koty robią śmieszne rzeczy? I dokąd zmierza nas obecny Świat? Ale to temat na zupełnie osobny wpis (który powoli nabiera kształtu).
Miłego tygodnia!
Dzisiaj zamiast lajków poproszę o komentarze i dyskusję.
Zapewne już Ci to opowiadałam, ale napiszę i tu, jako że akurat poruszyłaś temat, który rozkminiam bardzo poważnie od długiego już czasu…
Jak tylko skończyliśmy samodzielnie urządzać “mieszkanie naszych marzeń”, jak tylko usiadłam do wielkiego biurka, spojrzałam na piękne drewniane półki nad blatem i ozdabiające je kwiaty, które wyhodowałam bardzo starannie od maleńkości, zdałam sobie sprawę, że to nie jest to czego faktycznie pragnę. Mamy własne, piękne mieszkanie i co? I mamy teraz w nim siedzieć? Ile czasu? Rok, dwa, 10, do końca życia?! Podzieliłam się tym z Mateuszem i szybko oboje zdaliśmy sobie sprawę, że to nie jest to, jak chcemy przeżyć nasze życie. Czasu mamy tak naprawdę niewiele i ja nie umiem już sobie wyobrazić by robić rzeczy, które tylko pozornie przynoszą mi szczęście.
Gdybyś mi teraz zaproponowała apartament w centrum Sydney, w ekstra cenie, nowiutki, stan deweloperski, z pięknym widokiem, ale koniecznością urządzenia go od zera – odmówiłabym! Nie chcę tracić na to czasu, energii i pieniędzy. Wolę posiedzieć w parku i pogapić się na papugi albo znowu złapać przeziębienie surfując australijską zimą.
Jak cholera przeraża mnie codzienne siedzenie przed telewizorem i zabijanie czasu… O wiele bardziej wolę nie robić nic i zatopić się w moich myślach! Dokładnie tak jak napisałaś. Mateusz na przykład lubi zmywać naczynia… jak sam mówi, totalnie się przy tym resetuje i odpręża. Jest to czas na błądzenie myślami albo słuchanie ulubionej muzyki.
Wiesz, nadal lubię planowanie, ład i porządek, ale sprzątanie nie dominuje już mojego wolnego czasu. Wakacje jednak planuję równie skrupulatnie, bo podróże to to, co jest na szczycie naszej listy priorytetów. Nadal lubię być ciągle zajęta i nie lubię odpoczywać siedząc czy leżąc, ale to jak to robię, to co mam w głowie i jak to postrzegam i jak się tym przejmuję to zupełnie inna bajka.
To kliknięcie w głowie to był dla nas przełom – jak widać konsekwentnie wdrożyliśmy plan w życie, nie czekając już ani chwili. Nie przejmując się niczym – tym czego chcą czy oczekują od nas inni, tym co ma sens bądź wypada, co jest bezpieczne czy ryzykowne. Dla żartów czasem używam sformułowania YOLO (you only live once – żyjesz tylko raz), ale w sumie to jest właśnie moja dewiza. I każdemu życzę by tym się właśnie kierował. Bez względu na to czym jest to “wymarzone życie” – bo przecież jedni mogą mówić yolo i urodzić kolejne dziecko, bo to jest to czego pragną najbardziej. Albo mówić yolo i przepaść na rok by urządzić samemu idealny domek w lesie. I tak dalej i tak dalej 🙂 Ile ludzi tyle możliwych opcji idealnego życia.
Ja wiem doskonale, że nadal nie osiągnęłam stanu idealnego jeśli chodzi o niemarnowanie czasu, ale porównując siebie sprzed 5 lat i obecną Marzenę – o rany, totalnie inny człowiek! Znam już swoje priorytety, potrzeby i cóż, cel! 🙂 Bardzo łatwo podejmuje się nawet bardzo skomplikowane bądź drastyczne w oczach innych decyzje gdy stanie się to dla nas jasne. Przeraża mnie siedzenie w domu, a w ogóle nie przeraża druga przeprowadzka (i to na koniec świata!) w przeciągu jednego roku 🙂
Serio, szkoda czasu! Zajmijmy się czymś fajnym! 🙂
Oczywiście zgadzam się z Tobą i niewątpliwe Ty i Mateusz należycie właśnie do tej mniejszości, o której piszę w przedostatnim akapicie. Zwróć jednak uwagę, że oboje macie spore możliwości i w dość młodym wieku mieliście już swoje ‘wymarzone mieszkanie’. Są ludzie, którzy całe życie na to mieszkanie pracują i dużo później dochodzą do tego, że ‘to jednak nie to’. Ja oczywiście tak jak Ty należę do drużyny ‘zawsze masz wybór’ i jak wiesz, jest to podejście kontrowersyjne a ostatnio nawet się dowiedziałam, że to się nazywa ‘okrutny optymizm’.
I podkreślam to jeszcze raz, szczęśliwi Ci, którzy wiedzą czego chcą w życiu. I nie, nie musi to być jedna rzecz na zawsze, nie chodzi o to aby mieć klapki na oczach i ślepo za czymś podążać. Trzeba mieć odwagę aby zmieniać swoje cele w miarę tego jak dojrzewamy.
Tak! Bardzo zgadzam się z tym ostatnim zdaniem (zresztą z całym komentarzem:)). Chyba najbardziej dziwi ludzi zmiana zdania i priorytetów! Przecież kiedyś mówiłaś “bla bla bla”, i nagle chcesz czegoś zupełnie innego! Ale przecież ludzie się zmieniają i nie ma powodu tkwić w życiu, które zaplanowała młodsza ja 10 lat temu, tylko dlatego, że “głupio” zmienić zdanie
Uwielbiam siedzenie w domu i czytanie, więc też zajmuję się czymś fajnym. 🙂
I o to chodzi! Weekendowe poranki często zaczynamy od długiego czytania, nie zważając na domowe obowiązki.
A poleć mi proszę jakąś fajną książkę, którą ostatnio przeczytałaś i zrobiła na Tobie wrażenie. Szukam jakiejś ciekawej beletrystyki bo to podobno rozwija empatię, a ja tylko te poradniki.
Polecam The book of Symbols Tashen
Ja polecam bardzo “Ostatnią księżycową noc”. Gdybym miała wskazać ulubioną książkę, to jest to zdecydowanie jedna z najlepszych jakie przeczytałam!:)
Małgorzaty Czyńskiej Witkacy i kobiety. Harem metafizyczny.
Siwucha dziś polecała na swoim blogu.
Omatko, praktycznie ostatnio nie czytam beletrystyki, ale, coś się czasem zdarza.
1. Dżentelmen w Moskwie – bardzo elegancka (w końcu hrabia jest bohaterem) i dowcipna powieść. Pełne uroku postaci i szereg wnikliwych obserwacji.
2. Projekt Rosie – bohaterem i narratorem jest naukowiec z zespołem Aspergera, który szuka żony. Jest też narratorem i to wprowadza zupełnie nową perspektywę. Książka poza wszystkim jest prześmieszna. Osobiście nie lubię się dobijać lekturą. Natomiast temat relacji między ludźmi daje tu sporo do myślenia. To pierwszy tom z trylogii, mam w audiobooku, ale chyba kupię całość w ebooku, tylko jak skończę rok bez zakupów. Czyli za dziesięć miesięcy. 🙂
3. Spacerujący z książkami – gorzko pogodna o książkach, starości, przyjaźni
A może biografia? Stevens Jobsa jest świetna, Fantastyczna jest Jane Goodall “Mądrość i cuda świata roślin” albo “Życie pasterza” – to on ratuje tradycyjny chów owiec w Krainie Tysięcy Jezior albo (jeszcze nie czytałam, ale zapowiada się świetnie) “The golden fleece” o historii wełny i robieniu na drutach w Anglii ale trochę przez prywatny pryzmat, nie tylko naukowo.
Z popularno naukowych “Sapiens” – dla mnie bardzo zaskakujące spojrzenie na ludzi i ich poczynania. No tak, ja o książkach nigdy nie umiałam krótko. 😀
Monika
Dzięki za rekomendacje! Sapiens znam i to książka, która zrobiła na mnie duże wrażenie. Ze swojej strony bardzo polecam książkę ‘Polska Adama Zamoyskiego. Fantastyczna historia naszego kraju od Piastów do niemal referendum europejskiego. Czyta się jak dobry thriller. 🙂
O, to ciekawe, nie słyszałam. Muszę się rozejrzeć.
To pisałam ja, Czajka zwana też Moniką:)
Nie wiem czemu nie pokazują mi się na pasku Twoje nowe posty, dopiero niedawno się zorientowałam, że na szczęście dalej piszesz:)
Niestety odkąd przeniosłam bloga na WordPressa rolki na Bloggerze się nie uaktualniają co jest wysoce irytujące, na szczęście większość czytelników pamięta, że zawsze w poniedziałek są nowe rozkminki.
Dżentelmen w Moskwie, Schron przeciwczasowy, Niewidzialne życie Addie LaRue
Nie dałam rady dobrnąć do końca.
Nie ma to jak konstruktywny, wiele wnoszący komentarz …
Ja wciąż myślę nad swoim, Pimpuszko, bo temat jest naprawdę ciekawy. Jak ‘strawię’ to skomentuję.
Myślę, że dużo tu jest do strawienia. Skończyłam właśnie czytać jeszcze jedną książkę, która zrobiła na mnie wrażenie a i temat dużo bardziej gorący. Jak strawisz, to chętnie poczytam co myślisz. Dla mnie ten ostatnio pogrubiony tekst to normalnie objawienie, no ale może tylko dla mnie.
No przecież napisałam, żeby wygodnie usiąść… 🙂 A możesz mi napisać dlaczego nie dałaś rady przeczytać do końca? Czy temat Cię nie interesuje? A może nudno napisałam? Nie siedziałaś wygodnie? A może nie mogłaś się wystarczająco skupić aby przeczytać cztery strony testu? Jeśli to ostatnie to niedługo będzie o tym na blogu, ale też będzie długo.
Bez złośliwości Dziewczyny. Myślę, że to trudny temat. Taki nie na raz. Wymaga skupienia i uwagi. I wydaje mi się, że jest trochę smutny (dla mnie jest). Żyjemy szybko, coraz bardziej zmęczeni, coraz mniej używamy mózgu i bez zastanowienia bierzemy to co inni nam podają na talerzu jako, że powinniśmy. Jestem na tym etapie w życiu, że nie organizuję sobie życia, nie lece na zbity pysk, ale bimbam sobie. Zaczynam w końcu żyć tak jak mi pasuje, bez wbijania się w schemat. Mam dość tych wszystkich wymogów, którym powinnam sprostać, bo… No właśnie, bo co? Do emerytury mam jeszcze trochę, a chcę do niej dożyć.
Może trochę nie na temat, ale chyba wiecie o co mi chodzi.
Absolutnie nie chciałam być złośliwa choć zgadzam się z fidrygauką, że komentarz Marii nic nie wnosi więc chciałabym wiedzieć więcej. A o tym skupieniu to właśnie będę pisać i jakby tu to powiedzieć, z tym komentarzem to mi tu przed orkiestrę wychodzisz ;).
Na temat, na temat I to jak bardzo!
Im więcej ma się wolnego czasu, tym więcej się chce. Zacznie się oglądać serial, tylko przez chwilę, tylko dla relaksu… Za tydzień oglądanie tego serialu stanie się koniecznością. I tak se idzie dalej – za dużo możliwości.
Nie wiem czy to do końca prawda. Bo to chyba nie jest kwestia ile masz czasu ale właśnie kwestia możliwości. Jeszcze nie tak dawno było w ‘Kamiennym kręgu’ i ‘Dynastia’ raz na tydzień. Teraz człowiek może umrzeć przed telewizorem a i tak nie obejrzy nawet małe wycinka tego co jest w ofercie. Trzeba na to uważać.
Tak I dlatego my z mezem nie mamy w domu telewizora, od slubu. Fimy ogladamy na Netflix, ale bez seriali. Z poczatku ta decyzja byla dla mnie problematyczna, bo taki fajny, moi ulubieni aktorzy graja… a teraz czuje sie wolna rezygnujac z obejrzenia
O pozbyciu się telewizora pomyślałam (i zrobiłam) 20 lat temu. O wybieraniu nie-seriali nie pomyślałam, a przyznaję, że jest to doskonały pomysł aby nie ulec nałogowi. Dziękuję za podzielenie się tym nawykiem!
My od 25 lat prawie nie mamy. Teraz nie jestesmy w stanie chwili wysiedziec przed. Jak przychodze do mamy, to najpierw wylaczam tak mnie irytuje.
Jak ja bym się chciała pozbyć telewizora, choćby dzisiaj ale… mąż! Ugh!
A nie może oglądać ulubionych programów w necie? Wiesz to trochę skłania do wysiłku a nie tylko pilocik i klik. U nas jak mieszkaliśmy jeszcze z rodzicami i byliśmy młodzi to tv chodził non stop. Wchodziło się do domu i .. Klik. Dlatego u siebie w domu nie chcieliśmy.
Za dużo możliwości – to bardzo trafne podsumowanie!
Zgadzam się, teraz jest tyle możliwości, że jest to frustrujące. Z jednej strony frustrujące, że nie możemy tego wszystkiego mieć, a drugiej, czasami nie wiadomo, do czego się zabrać i w rezultacie człowiek nie robi nic. A przynajmniej nic konstruktywnego.
Po prostu jesteśmy tym wyborem ogłupieni.
W pewnym sensie o tym właśnie pisałam (choć w dość zawoalowany sposób, przyznaję) w moim ostatnim/nieostatnim wpisie o układaniu kamieni. Mam wrażenie, że z jednej strony tyle jest narzędzi, tyle trenerów personalnych głoszących mądrości, tyle poradników, a my i tak sobie nie radzimy z organizacją życia.
Trochę się to wiąże z brakiem celu, ale nakładają się też na to różnego rodzaju mechanizmy, emocje i nawyki wyniesione z domu czy utrwalone na przestrzeni lat.
I właśnie jest tak jak piszesz: mamy wokół siebie smartphony, thermomixy i inne ustrojstwa, ale w sumie obsługa ich, szczególnie jak coś nawali jest bardzo żmudna. Niby coraz więcej ułatwień – karty bezdotykowe, a kto wie, może wkrótce chipy (w Szwecji już są i grupa eksperymentalna bardzo sobie chwiali bycie cyborgami, jak sami się określają), a z drugiej strony ile to niesie pułapek? Ostatnio czytałam a blogu jednej z babek, jak to zamknięto jej fanpege z dorobkiem z kilku lat, tylko dlatego, że opublikowała zdjęcie córki na plaży, córka szła z młodszą koleżanką, a że było ona tylko w samych majteczkach, autorka zamazała i górę jej ciała i twarz. I co? I facebook uznał, że to ukryta pornografia dziecięca i koniec. Nie było odwrotu. Odwołaniom nie było końca, ale sprawa została bez rozwiązania – to są też pułapki, które na nas czyhają i będą się nasilać. Cyfryzacja bez elementu ludzkiego …
Niby wszystko takie mądre, ale co chwila trzeba wymyślać nowy kod, bo w starym za mało liter, nie ma wielkiej litery, cyfry lub znaku. O matko! Można się wściec! Więc zakładamy kolejne konto, tylko do przechowywania haseł i tak to się wszystko nakręca.
Mam dokładnie takie same przemyślenia odnośnie możliwości. Co robiła przeciętna osoba z pokolenia moich rodziców, po przyjściu z pracy? Dwa programy telewizyjne, spacer, krzyżówka w Przekroju, książka, kino tylko czasami i co jeszcze????
A teraz nie wiadomo, w którą stronę się obejrzeć.
I to się też przenosi w sferę myśli, bo przecież jest tyle rzeczy, o których trzeba pomyśleć …
Moim zdaniem jedynym lekarstwem na to jest postawienie sobie jasnych celów i ustalenie priorytetów. I ciągłe ich weryfikowanie. Proste i jakże trudne zarazem.
No właśnie. Mamy za dużo do ogarnięcia pomimo tych wszystkich wynalazków bo trzeba konserwować, serwisować, spłacać, zarządzać itd. Coraz więcej na głowie kiedy powinno być mniej. I zgadzam się z Tobą, że tylko priorytety nas uratują. Ale jeśli większość ludzi tak naprawdę nie wie czego chce to ustalanie priorytetów jest niemożliwe.
Coraz bardziej widzę tą tęsknotę w ludziach za ‘prostym życiem’ cokolwiek to oznacza. Wg. marketerów pewnie minimalistycznie urządzane mieszkanie za odpowiednią cenę. Wszystko da się teraz zmonetyzować. Nie masz wrażenia, że dzisiejszy postęp i system społeczny jakoś nam ludziom nie służy?
Może nie jest tak, że w ogóle nam nie służy bo jednak wiele jest wynalazków i ułatwień, które są genialne, ale też czyni z nas niewolników lub przynajmniej mocno uzależnionych, a do tego wcale nie bardziej szczęśliwych (choć z drugiej stony ta pogoń za szczęściem, to temat na kolejny wpis …)
A ja nie wiem. Bo ja cały czas uważam, że Chopin byłby dziś Chopinem. Nie oglądałby rolek.
Z kolei niejeden patrzył sobie w niebo i równie mało z tego wynikło, co gdyby patrzył w telefon.
No i nie wiem, czy to gorzej, że chodzimy szybciej? Chodzimy też bardziej pionowo od jakiegoś czasu, czy to coś zmienia? Na pewno nie w kwestii szczęścia czy nieszczęścia, bo jak fundowaliśmy sobie wojny i kryzysy, tak dalej fundujemy (o, a tu dobrze byłoby, żeby niejeden posiedział w rolkach, ale ten którego mam na myśli nadal ma telefon z słuchawką.
Czytałam też gdzieś, że wykorzystujemy mózg w małym stopniu, więc wierzę, że człowiek, który ma największe zdolności adaptacyjne, da radę ogarnąć to co wymyślił. Nowe tempo życia i rolki też. Bo człowiek lubi się bawić, tego nie da się już zmienić.
Ps. Czytałam gdzieś, jakie było poruszenie wśród lekarzy, że pociąg, który porusza się 20 kilometrów na godzinę jest bardzo niezdrowy, jakoś jednak przetrwaliśmy.
Atomowe nawyki czytałam – bardzo mi się podobały.
Ps. Chyba wysłałam Ci mejla, nowa strona trochę mnie przerosła 🙂
Ha ha, tak, wysłałaś maila również. Ale cieszę się, że komentarz znalazł się i na stronie. Chodziło mi o to, że teraz możemy przegapić nowego Szopena bo będzie się gapił w telefon.
Jeśli chodzi o pionowe chodzenie to zmienia, jeśli chodzi o porody naturalne. A czy to kwestia szczęścia czy nieszczęścia to już zależy czy urodziło się zdrowe i nie zrobiło grzywny matce.
Naprawdę chciałabym zarazić się Twoim optymizmem. Choć ja to pesymistów na pewno nie należę to przyszłość naprawdę widzę w czarnych barwach. Być może to i prawda z tym mózgiem ale chyba sama przyznasz, że oglądanie tych rolek jednak nie służy osiągnięciu naszego pełnego mózgowego potencjału i raczej zmierzamy w odwrotnym kierunku. Ale będę jeszcze o tym pisać i to niedługo.
Mnie też o to chodziło – że nowy Chopin nie gapi się w rolki. I Ci, którzy słuchają Chopina też raczej nie gapią się w rolki. 🙂
Uważam, że natura ludzka w małym stopniu się zmienia – zawsze mieliśmy skłonność do nałogów i bezmyślnego spędzania czasu. Kiedyś nie było rolek, ale były igrzyska, które nie były jakoś wybitnie intelektualne. Może teraz jest więcej pokus, może faktycznie ktoś ulegnie i zacznie marnotrawić czas w Internecie na głupich filmikach, ale mam przeczucie, że kiedyś ta osoba ogłupiała się w budce z piwem albo w maglu. No przecież chyba nigdy nie było tak, że kiedyś to było 100% mądrych, wartościowych ludzi a teraz nie ma, bo głupieją od rolek.
Nie tylko porody, ale przede wszystkim uwolniły się ręce i możliwość używania narzędzi i różne inne rzeczy.
Ile dzieci w takiej podstawówce osiągało swój mózgowy potencjał? Ja pamiętam dawne czasy i szczerze powiem, że niewiele 😀
A to przyspieszenie – to zaczęłam oglądać niedawno stary film Mężczyzna i kobieta i przyznam nie mogłam wytrzymać tak powolnej narracji, zresztą wystarczy wyobrazić sobie jakbyś się czuła jadąc 30 km/h. Wszystko przyspiesza, ale głupota i tak jest ponadczasowa i powszechna moim zdaniem. 🙂
Nie wiem czy to optymizm – prorokowanie przyszłości to podchwytliwa sprawa. Ja tylko patrzę na to jak ludzie rozwijali się i upadali na przestrzeni lat. I jak zmieniały się poglądy na temat sztuki chociażby i tego co w niej wartościowe (swoją drogą czytałam niedawno jakąś sztukę grecką starożytną i gros żartów oscylowało wokół, przepraszam za dosłowność, pierdzenia. Jedyna różnicą niepokojąca dla mnie jest to, że teraz mamy zabawki, którymi naprawdę możemy sobie zrobić krzywdę.
To byłam ja, Monika 🙂
p.s. tam nieco wyżej poprosiłam Cię o książkową rekomendację, nie wiem czy zauważyłaś.
Ni, czytam i czytam i nie widzę tej prośby 🙁
Monika
Pod wpisem Marzeny!
Powtórzę, podziwiam Twój optymizm ale jednak się martwię bo ja namiętnie słucham Szopena a gapię się w te rolki ;). Z mojej osobistej perspektywy to raczej komunistyczna podstawówka lepiej rozwijała niż ta teraz (pokoloruj drwala). Poza tym wydaje mi się, że owszem kiedyś głupieli pod budką z piwem ale to nie jest tak, że budka z piwem już nie ma racji bytu. Więc ta rolka to dodatkowo do budki z piwem (magla akurat chyba coraz trudniej znaleźć). Zabawki zdecydowanie mamy takie, które mogą nam zrobić krzywdę i uważam, że Internet jest jedną z nich.
Trudno na bieżąco ocenić, w jakim stopniu to jest zwykła zmiana danych dobrych czasów na dzisiejsze beznadziejne, a w jakim naprawdę pogorszenie.
W każdym razie problem niemarnowania czasu i niemarnowania swoich możliwości jest bardzo ciekawy. Ale sobie pomyślałam właśnie, że on stary jest – już pan Jezus opowiadał, jak to różnie ludzie różne rzeczy robią z powierzonymi im dukatami (czytaj zdolnościami, możliwościami, czasem) – jedni po prostu zakopują i nic nie robią. Musi za czasów Jezusa jakieś inne rolki były 😀
PS. I jeszcze lockdown udowodnił, że jednak kontakt na żywo jest potrzebny, a wydawałoby się dzisiejsza młodzież tylko w telefonie siedzi. Brakowało im chodzenia do szkoły i do pracy. 🙂
Osobiscie nie zauwazam wielkiej roznicy pomiedzy ogladaniem seriali, a kotka zjezdzajacego po rurce. Czy napewno ogladanie komedii, czy czytanie beletrystyki jest lepsze(lub gorsze) anizeli gapienie sie w internet?? Nie mam pewnosci. Wydaje mi sie, ze wszytko zalezy od ilosci spedzonego czasu na tych przyjemnosciach, czy rozrywkach.
Ja spedzam sporo czasu na roznego rodzaju dziewiarstwie, nie tylko robie, ale szukam pomyslow. Dla mojego meza to pewnie strata czasu, bo on czyta w tym czasie ksiazki naukowe z zakresu fizyki kwantowej, czy medycyny. No i znowu mozna dyskutowac, bo ja tworze(chociaz przeciez nic nie potrzebuje, bo szafa peka w szwach), a on w tym czasie nic nie tworzy, no ale mozg trenuje pewnie lepiej niz ja.
Moje dziecko ma swoj kanal na youtube. Do niedawna zajmowal sie tylko graniem, teraz za to prawie identyczne granie dostaje pieniadze i to duze. Czyli jeszcze rok temu marnowal czas, a teraz to juz nie marnuje, bo zarabia na tym pieniadze???Mozna byloby dyskutowac w nieskonczonosc. Mysle, ze kazdy ma prawo do nicnierobienia i do bimbania, tak jak tylko mu sie to podoba, pod warunkiem, ze nikogo tym nie krzywdzi.
Ja wychowalam sie w domu, gdzie od switu do nocy slyszalam, ze moja mama nie ma czasu na nic, ze jest bardzo zajeta, ze tyle roboty w domu, ze nie ma czasu na glupoty, ze musi wciaz i nieustannie to czy tamto itp. itd…..
Ja dla odmiany mam bardzo duzo wolnego czasu dla siebie,mimo ze pracuje zawodowo od poniedzialku do piatku, zajmuje sie roznymi pracami domowymi, nie mam specjalnych urzadzen wspomagajacych te prace, (nic wiecej niz miala moja mama), nie mam aplikacji ulatwiajacych organizacje, nie mam gadzetow. Jedynie dojezdzam do pracy samochodem, a moja mama chodzila na piechote co w gruncie rzeczy bylo bardzo pozytywne, bo w ten sposob zaliczala godzinke ruchu rekomendowanego przez medycyne. Ja zas latam po okolicy bez celu, to znaczy w celach zdrowotnych.
Nie uwazam, zebym potrafila jakos super fantastycznie zarzadzac swoim czasem, ale napewno potrafie wylapywac i unikac sytuacji, ktore w duzym stopni ograniczylyby ten moj wolny czas.
Na pewnio nie bede zmieniac pracy, ktora wymagalaby czasochlonnych dojazdow. Nie bede kupowac duzego domu z ogromnym ogrodem, mimo ze uwielbiam kwiaty, ale zadawalam sie doniczkami na tarasie. Nie bede kupowac luksusowego samochodu, a potem dorabiac dodatkowymi nadgodzinami.
Oczywiscie nie chce nikogo urazic, bo zdaje sobie sprawe z tego, ze bywaja rozne sytuacje w zyciu. Pisze tylko i wylacznie ze swojego punktu widzenia i odwoluje sie do sytuacji w ktorej jestem.
Powiem tak, nie wiem skad bierze sie moda na ten ciagly brak czasu, na to ciagle bycie zajetym, przepracowanym, zagonionym, zalatanym. Wydaje mi sie, ze jest to w duzej mierze przejaskrawione. Oczywiscie nie pisze o skrajnych przypadkach posiadania duzej gromadki dzieci, zajmowania sie rodzicami, dziadkami, i tesciami plus obrabianiem gospodarstwa rolnego w pojedynke i na dodatek trenowaniem na przyszle igrzystka sportowe.
Co napewno wynioslam z domu rodzinnego, nigdy nie mowie, ze nie mam czasu, a wrecz przeciwnie. Moze to pewnego rodzaju afirmacja. Proponuje sprobowac. Unikam tez slowa-musze, zamieniam na “chce”. Tez czesto dziala.
Ale super komentarz! Szkoda, że anonimowy bo nie wiem komu odpisuję. Ale zgadzam się niemal ze wszystkim z pewnymi wyjątkami. Zostało naukowo udowodnione, że czytanie beletrystyki rozwija empatię i zdecydowanie uważam, że czytanie książki jest dużo bardziej wartościowe niż wiele innych form rozrywki. No może tylko czytanie ‘harlekinów’ specjalnie nie rozwija.
No i jeszcze nie zgadzam się, bo uważam, że raczej fantastycznie zarządzasz swoim czasem. Zamiast obstawiać się aplikacjami i gadżetami po prostu podejmujesz słuszne decyzje w sprawach, które mogłyby Ci Twój czas zabrać. Także chyba jesteś w tym lepsza niż Ci się wydaje. I tu właśnie chyba pokutuje mit, że ten dobrze zarządzający czasem musi mieć aplikacje, systemy i sekretarkę. A to powinno właśnie przypominać bardziej Twoje podejście, do którego i ja dążę. O tym właśnie był ten wpis. 🙂 Ty właśnie świadomie decydujesz na co chcesz poświęcić swój czas (a na co nie).
No właśnie nie wiem dlaczego jestem teraz anonimowa. Wcześniejsze komentarze pojawiały się pod moim imieniem. Może teraz trzeba się zarejestrowac ? No tak widzę teraz ,że trzeba pod spodem wpisać imię.
Ciekawy temat, też zaczęłam czytać książkę Burkemana po Twojej wcześniejszej rekomendacji. Blog Batuty zresztą też znam 🙂 W czwartki za to dostaję maila od tego pana i też go polecam (https://jamesclear.com/3-2-1/september-22-2022).
Zgadzam się z tezą autora książki, że najważniejsze są priorytety, ale żeby je znaleźć potrzeba trochę czasu, doświadczenia i introspekcji. No i trzeba chcieć, a to wcale nie takie oczywiste.
Podobnie jak Marzena, też uważam, że człowiek się zmienia. Jak 8 lat temu wprowadzałam się do mojego domu, to uważałam, że to był wybór optymalny. Być może wtedy był, no ale teraz to sobie myślę, że moglibyśmy kupić trochę mniejszy dom, z mniejszym ogrodem, bo łatwiej byłoby to wszystko ogarnąć. I dla nas ważne są wyjazdy, więc nie mam co inwestować w ogród warzywny, bo nic z tego nie wyjdzie. Kwiaty jeszcze jako tako udaje nam się utrzymywać.
Podobnie wiemy z mężem, że domek weekendowy, to dla nas nie ma sensu, bo my lubimy ciągle jeździć w nowe miejsca.
Mieszkam i pracuję w USA i mam takie wrażenie, że tutaj obowiązuje zasada “you live to work” i tzw. busyness jest b. w cenie. Niektórzy moi znajomi mają po kilkadziesiąt dni zaległego urlopu, a potem mi zazdroszczą, że ja wyjeżdżam na dłuższe wakacje. (W USA długi urlop to ponad tydzień) Ponieważ dla mnie wakacje (a właściwie podróże) to jest priorytet, to nigdy mi się nie zdarzyło, żeby ktoś mnie wyrzucał na urlop w niedogodnym dla mnie terminie.
Co do książek wartych polecenia, to kilka moich tytułów:
Pachinko – Min-jin Lee, ostatnio był serial na podstawie tej powieści, ale nie oglądałam. Ja niezbyt chętnie czytam sagi, ale ta historia rodziny z Koreą i Japonią w tle bardzo mnie wciągnęła.
Klara and the Sun (I. Kazuo) – książka napisana z punktu widzenia Artificial Friend (robota?), który trafia do pewnej rodziny.
Apeirogon – McCann Colum – bardzo ciekawie o konflikcie izraelsko-palestyńskim, krótkie historie, także z przeszłości. Przejmująca.
The Arrangement – Sarah, Dunn – coś lżejszego – o małżeństwie, które decyduje się na otwarty związek przez pół roku (ku przestrodze 😉
Exercised: Why Something We Never Evolved to Do Is Healthy and Rewarding (Lieberman) – o ćwiczeniach (poparte naukowymi odkryciami), na mnie takie książki działają, aby się zmotywować. Chyba muszę wrócić do lektury…
pozdrawiam zza oceanu
matali
Dzięki za polecajki! Ja też dostaję tego maila co czwartek ;). Rozmawiałam niedawno z koleżanką w pracy, która ma doświadczenie pracy w Stanach na temat kultu pracy i podobno jest spora różnica między Stanami i najgorzej pod tym względem na być na Wschodnim wybrzeżu.