Melduję, że wszystkie trzy Pimposhki szczęśliwie dotarły do Świnoujścia i dziś mamy oficjalnie pierwszy dzień ferii zimowych. Otwieram paczki, które zamówiłam jeszcze w Anglii. Na przykład przesyłkę ze sklepu Makunki (klik):
Z tej włóczki powstanie szal Angular autorstwa Marzeny Kołaczek (klik). To będzie pożegnalny prezent dla jednej z moich współpracownic. Dlaczego akurat ten wzór i te kolory i dlaczego szal w ogóle napiszę Wam kiedy indziej.
W weekend, a w zasadzie w zeszły piątek byliśmy w Londynie. Zachowywaliśmy się trochę jak para cebulaków, co to na oczy metropolii nie widziała choć mój mąż pochodzi z Londynu a i mnie to miasto nie jest obce. Wiecie, taka para prowincjonalnych rodziców co ‘zerwała się z łańcucha’. Okazja wymagała naszego poświęcenia bo szwagier kończył 50 lat i mieliśmy zarezerwowaną prywatną przyczepę kempingową (!) w jakimś modnym klubie w Shoreditch. Zabawa była zacna i choć to nie moje klimaty to podobało mi się bardziej niż chciałabym się do tego przyznać. Ale ja dzisiaj nie o tym. Dawno nie było rozkminek co?
Parę lat temu, jak jeszcze nikt nie słyszał o pandemii poleciałam do Świnoujścia na Wszystkich Świętych. Na lotnisko pojechałam samochodem (jeździłam wtedy jeszcze dieslem), który zaparkowałam pod terminalem. To był tylko długi weekend. Do Londynu wróciłam wieczorem, wsiadłam do auta, zaraz pod lotniskiem był ogromny korek bo autostrada została zamknięta z powodu wypadku. Jak po godzinie wszyscy ruszyliśmy to… mój samochód nie chciał zapalić.
Zimno, ciemno, ja sama w aucie, na środku autostrady! Jakiś inny kierowca zlitował się nade mną i dopchnął mnie na pobocze, stamtąd uratowała mnie pomoc drogowa, zapakowali mnie na lawetę i o 3 nad ranem dotarłam wreszcie do domu. Czy miałam pecha? Nie. Zapomniałam, że od czasu do czasu należy wymienić akumulator w aucie. Mało tego, zdarzyło mi się to po raz drugi. Za pierwszym razem sytuacja nie była tak dramatyczna co widocznie sprawiło, że na zapamiętałam sobie lekcji na przyszłość. Tyle dobrego, że w ramach płatnego konta bankowego mam usługę pomocy drogowej.
Mogłabym narzekać, że mam pecha, że biednemu wiatr w oczy, że to czy tamto. Ale prawda jest taka, że była to tylko i wyłącznie moja wina. Nie dopilnowałam w sumie niewielkiej sprawy.
Oh jak ja nie lubię narzekaczy, szczególnie takich, którzy narzekają na swoją sytuację ale nie widzą, że są za nią sami odpowiedzialni i sami mogą ją rozwiązać.
‘Wyprawianie dziecka do szkoły rano jest takie stresujące’ – A nastawiłeś sobie wcześniej budzik? Przygotowałeś mundurek i plecak wieczorem? Posprzątałeś kuchnię przed pójściem spać, sprawdziłeś czy w domu jest mleko i chleb na tosty?
‘Moje mieszkanie jest ciągle brudne, już nie mogę wytrzymać tego bałaganu’ – A może zamiast spędzać cały weekend poza domem poświęć jeden weekend ‘dla domu’, zrób porządek, przegląd rzeczy. W czystej przestrzeni lepiej się żyje. ‘No co ty, życie jest do życia a nie sprzątania’.
’Moja praca jest do bani. Ledwo mi wystarcza kasy a w biurze traktują mnie jak głupka’ – hmmm a jakie masz kwalifikacje? Kiedy ostatnio rozglądałeś się za nową pracą? Czy przykładasz się do pracy czy robisz ‘na odwal się’? – No wiesz, ja nie jestem nastawiony na karierę a szkolenia mnie nudzą, no ale te 10 tysięcy wypada wyciągnąć.
‘Boże, modlę się, żeby mój samochód jutro przeszedł przegląd!. Nie wiem co zrobię jak nie przejdzie, pojutrze mam ważny wyjazd z pracy, od tego zależy duży kontrakt’ – A dbasz o auto?
Jasne, zdaję sobie sprawę, że są rzeczy, które zależą od pieniędzy. Dbanie o samochód kosztuje, szkolenia kosztują, dbanie o zdrowie, wizyty u dentysty również. Ale dużo częściej niż mogłoby się wydawać życiowe wtopy nie biorą się z braku kasy ale z głupoty, zaniedbania, źle ustalonych priorytetów, wreszcie zwykłego lenistwa.
Jakiś czas przeczytałam coś, co utkwiło mi w pamięci, otóż:
‘Dobre życie’ dla każdego znaczy coś innego. Dla jednego dobre życie to stabilna praca na etacie, dla innych to praca jak najdalej od biurka, a może dom z ogródkiem, wymarzone dziecko albo wspierający partner, dla innych możliwość samodzielnego wysikania się, a może jest to osiem kotów, wygodny fotel do dziergania i poczucie, że można mieć wszystko inne w pupie. Nie chodzi mi o takie dobre życie. Chodzi mi o te małe, codziennie wtopy, które wynikają głównie z naszego niedbalstwa.
Nikt nie lubi, gdy zepsuje mu się samochód na środku autostrady, nikt nie lubi jak tusz w drukarce kończy się w najmniej odpowiednim momencie, nikt nie lubi jak twardy dysk nam nagle pada a nie mamy kopii zapasowej, nikt nie lubi pustej lodówki, kiedy zmęczona wracasz z pracy i trzeba ugotować obiad. Nikt nie lubi, gdy nie ma czystego mundurka rano. Albo kiedy piec od centralnego nagle przestaje działaś a oczywiście jest niedziela rano a na dworze -10. Albo maszyna do kawy odmawia posłuszeństwa właśnie kiedy wpadli goście.
Oczywiście nie wszystko da się przewidzieć, nie wszystko zaplanować a wegańska dieta nie uchroni nas na 100% przed nowotworem. W życiu nie wszystko zależy tylko od nas, ale zależy naprawdę bardzo dużo. Malkontenci zdają się tego nie widzieć a swoje zaniedbania traktują jak pecha, coś co im się przydarza nie wiadomo w sumie dlaczego. Biednemu zawsze wiatr w oczy.
Wkurza mnie jak ktoś narzeka, że nie lubi swojej pracy ale nie robi nic aby to zmienić. Wkurza mnie, jak ktoś narzeka, że zarabia za mało ale też nie robi nic aby to zmienić. Wkurza mnie jak ktoś narzeka, że jest gruby ale je śmieciowe żarcie. Wkurza mnie, jak ktoś narzeka, że ma bałagan w domu ale nie dba o porządek.
Dobre życie, to jest coś, co się robi. W codziennych wyborach i decyzjach. Prowadzimy kalendarz, pilnujemy terminów, płacimy na czas rachunki, porządkujemy kuchnię każdego wieczora przed spaniem, przygotowujemy mundurek i zeszyty dzień przed. Planujemy posiłki i zakupy, sprzątamy na bieżąco, na bieżąco pozbywamy się rzeczy, które nie są nam potrzebne, zabieramy auto na przegląd i na serwis kiedy trzeba i od czasu do czasu wymieniamy akumulator (pamiętaj Pimposhko, do trzech razy sztuka!), pamiętamy o podlewaniu roślin, przygotowujemy ogród na zimę, czytamy instrukcje od nowego sprzętu, nie ignorujemy komunikatów, które wysyła nam sprzęt elektroniczny. Wreszcie chodzimy na badania kontrolne bo lepiej zapobiegać niż leczyć. Jeśli robimy to dobre życie, to okaże się, że wiatr przestaje nam dawać po oczach.
Takie przemyślenia na nowy tydzień!
Dodałam przycisk z lajkiem. Można go nacisnąć i dać mi znać, że ‘jestem’, ‘przeczytałam’, ‘dobra robota’, ‘fajnie, że jesteś’, ‘doceniam to, że piszesz’. Dla mnie jest to znak, że ktoś tam po tej drugiej stronie jest i czyta. Umawiamy się, że naciśnięcie tego przycisku nie oznacza, że koniecznie zgadzacie się z treścią wpisu, ok?
Jak Niemcy przysłowiowo mowia, Ordnung ist das halbe Leben. Porządek to połowa życia. I tak jest. Nie lubię się uganiać za czymś, co dawno mogłam załatwić i odfajkować. Lubię porządek i przestrzeń niezawaloną wokół mnie. I mam taki nawyk, że idąc spać, kuchnia musi być top. Żadnych garów i pozostałości z dnia. Lubię zaczynać nowy dzień bez starych śmieci, że tak to określę. A więc po ostatnim wstaniu z kanapy wygładzam poduszki…
Bardzo wymowny ten Twój wpis. Życzę sobie, żeby więcej bliźnich w to uwierzyło, że jest warto inwestować czas w takie w sumie proste rzeczy.
Pozdrawiam i miłego pobytu w Świnoujściu życzę!
Oczywiście się z Tobą zgadzam. Mnie tam w sumie wszystko jedno jak sobie bliźni urządzają życie pod warunkiem, że nie rzutuje to na mnie negatywnie albo nie muszę słuchać ich narzekania. 😉
To co piszesz jest jak najbardziej prawdą. Ale trzeba patrzyć również na warunki. Mam posprzątane i ogarnięta, a mimo to odprowadzanie rano dziecka do żłobka jest dla mnie męczące, bo moje dziecko ma swój plan (tak: mamy rutynę, tak: zaczynam wszytko 15 min wcześniej, tak: moje dziecko wie i cieszy się na żłobek, tak: robię to codziennie i adaptuje się do zmieniających warunków) i każdy poranek jest inny. Poza tym mówisz z punktu osoby, która z domu wyniosła pewne nawyki i podejście. A co z ludźmi z rodzin dysfunkcyjnych, DDA, którzy nie wiedzą, że są są terapie i terapeuci, osoby w niezaradne życiowo (nie zawsze łatwo wyjść z wyuczonej bezradności). Takie osoby mogą nie wiedzieć, że “wystarczy” pójść na terapie, “wystarczy” posprzątać, nie nauczyły się nigdy jak szukać pracy, a w tej którą mają są poniżane i się im wmawia, że są nikim. To jak one pójda szukac gdzie indziej skoro nie nadają się do niczego. Co z ludźmi, którzy maja depresje, ale od otoczenia słyszą tylko: weź się za siebie, nie przesadzaj, inni mają gorzej, ruszył/a byś d… to byś się lepiej poczuł/a, przecież wystarczy ogarnąć przed spaniem dom to rano się lepiej poczujesz. Albo rodzic samodzielnie wychowujący dziecko, bez babć, cioć czy opiekunek. Ma inne priorytety i czasami ogarnięcie kuchni po całym dniu jest ponad siły. Nie wszystko jest kwestią organizacji.
Kasiu, ależ oczywiście. Mówienie samodzielnej mamie, że ona może być matką zaangażowaną na 100%, do tego pracować jak jej bezdzietni męscy koledzy i ciągle awansować, w weekendy robić studia podyplomowe a w piątek wieczorem jeszcze pełna energii z kocim okiem latać na randki bo wszystko jest kwestią organizacji, jest totalnie nieodpowiedzialne i krzywdzące. My mamy dzieci w wieku szkolnym i też poranki potrafią być traumatyczne bo ośmiolatka wstanie lewą nogą i nic na to nie poradzisz. Ja nie piszę o ludziach, którzy mają problemy albo choroby, nie piszę nawet o ludziach, którzy po prostu nie są w stanie się zorganizować bo ich mózg tak nie działa. Mnie wkurzają ludzie, którzy na to narzekają! A masz absolutną rację, że są priorytety i jak miałaś ciężki dzień to sprzątanie kuchni przed snem jest totalnie nie na miejscu, ale może następnego ranka nastawisz budzik 30 minut zamiast 15 minut wcześniej aby to ogarnąć. I tym będziesz się różnić od narzekacza, że ten ma ciągle brudno w domu.
Bo, Pimposhko, Ty grasz w inną grę. Jest taka książka świetna (dla mnie to było odkrycie) “W co grają ludzie”. Chodzi o to (jak dobrze pamiętam), że czerpiesz satysfakcję ze swojej gry, tu wygląda na grę w “No ale”. Ktoś ubolewa, drugi mu podsuwa rozwiązanie, a ten mówi “no ale”. Omatko, tak pada, nie mogę wyjść. Możesz wziąć parasol. No ale mam w pawlaczu. Możesz wejść na drabinę. No ale bym musiała wyjąć z szafy. To wyjmij. No ale klucz mi się ułamał. To wezwij ślusarza. No ale zgubiłam do niego numer. To zadzwoń do innego. No ale do tego miałam zaufanie. Itd. w to się nie da wygrać. Ty się wkurzasz, ale gracz ma swoją satysfakcję. On z tego mechanizmu w ogóle nie zdaje sobie sprawy. Trzeba delikwenta na terapię :)))
Ja nie lubię narzekać, bo albo coś jestem w stanie zmienić, na przykład przestać kupować szpinak, jeżeli nie lubię, albo nie jestem, więc wtedy robię to co mogę, jeżeli mieszkam w Zgierzu, to robię sobie na zimę sweter, na deszcz kupuję parasol i nie narzekam, że pada.
Ale inna trochę sprawą jest z codziennymi wyborami. Ja, poza kilkoma sytuacjami typu wesele, nie miałam naszykowanego ubrania dzień wcześniej. Nigdy też nie miałam napisanego wypracowania wcześniej. Wypracowania były zadawane z tygodniowym wyprzedzeniem na poniedziałek i zawsze, zawsze, zaczynałam pisać w niedzielę wieczorem.
I teraz tak sobie uświadomiłam po tych Twoich rozkminkach, że mój mózg lepiej działa w zagrożeniu. Czyli jak już nie ma wyjścia, to się zabiera za myślenie. Najlepiej zrobione zakupy miałam (nawet nie w święta), kiedy ogłosili lockdown. Także u mnie systematyczność nie zdaje egzaminu. Chyba że coś uwielbiam. O. Czytanie systematyczne i dzierganie to tak. 😀
Świetne wyjaśnienie ta gra w no, ale. Właściwie mówi wszystko.
Książkę zaraz sobie zamówię jak wrócę do domu. Wpis był sponsorowany przez moją szwagierkę (tą ulubioną ;), która od jakiegoś czasu ma nową pracę ale dojazd do tej pracy obiektywnie ma kiepski. Trzeba autobusami, z przesiadką w dodatku na około co zajmuje sporo czasu. Ma samochód, mogłaby jeździć autem ale…. ona nie czuje się dobrym kierowcą, trasa jest trudna bo są ronda i dużo samochodów. I właśnie rodzinnie gramy w taką grę, ona narzeka, że dojazd do pracy ją wykańcza a my podsuwamy rozwiązania. Żeby sobie trasę zrobić samochodem kilka razy wieczorem kiedy nie ma ruchu to poczuje się pewnie, albo może wyjeżdżać do pracy wcześniej kiedy nie ma takiego ruchu, albo może opracować inną trasę omijając to duże rondo, którego się boi. No ale tak jak mówisz, ona gra w inną grę a my musimy słuchać narzekania.
Gra nazywa się DTNTA. Dlaczego Ty Nie….. Tak Ale. W co grają ludzie to podstawowa lektura w tym przeludnionym, chorym świecie.
ze mnie też jak z poprzedniczki żadna planistka. Często na ostatnią chwilę, czasem na hurrra. Tyle, że przekonałam się, że dokładne planowanie bliskiej przyszłości u mnie nie działa. Owszem ogólny zarys, plan długofalowy oraz dbałość o szczegóły i porządek przynoszą efekty.
Nie wiem skąd się w dyskusji wziął kurs na to planowanie, mnie chodzi o to, że robisz dobre życie to znaczy, że jak gotujesz zupę to gotujesz na dwa dni i drugiego dnia masz obiad i życie jest piękne 🙂
To ja, dość że gotuję jednocześnie na czterech palnikach, to jeszcze połowa idzie do mrożenia. Potem tydzień mam piękny. Polecam. Chociaż moja siostra komentuje- ale przecież będzie niesmaczne. No ale ona uwielbia spędzać czas,gotując pyszności.
Przede wszystkim – co do zasady to ma sens, że każdy jest kowalem swojego losu i takie podejście jest zdrowsze i warto mieć poczucie sprawczości w swoim życiu.
Jest jednak też takie solidnie ableistowe (nie mam pojęcia, jak to się tłumaczy :D), zgadzam się z Kasią. Życie się różnie układa, trudniej jest utrzymać porządek w za ciasnym, mało ergonomicznym mieszkaniu, czasem suma decyzji i okoliczności zostawia Cię tak, że trudno cokolwiek poprawiać w swojej sytuacji zawodowej. Nie wspominając o jakichś problemach, których się samemu nie da ogarnąć.
No i samo znoszenie narzekania to też dotyka tematu jak się wspierać osoby, które narzekają zasadnie, czy nie. No i też kiedy jest się kiepskim przyjacielem, bo nie towarzyszy się komuś w kiepskich chwilach, a kiedy to już jest toksyczne trucie i warto się odciąć :D.
Ale tak sobie jeszcze myślę, że Pimposhka miała na myśli proste narzekanie. Pomijając miliony przypadków trudnych, są po prostu ludzie, którzy we wszystkim widzą negatywy. I wspominasz tu o małym mieszkaniu – jeżeli taki jest twój wybór (albo konieczność) to zmniejsz liczbę rzeczy, doceń to, że masz mniej okien do mycia, że nie musisz biec kilometr po piętrach jak zapomnisz wody, mniej płacisz za czynsz, itd, itd.
Jeżeli ktoś uważa, że życie nie jest po to, żeby sprzątać, to niech cieszy się różnymi aktywnościami ale niech się pogodzi z tym, że nie ma idealnie w domu. I tyle.
Dokładnie tak!
Wiesz tu mi akurat nie chodzi mi o jakieś życiowe wybory i tą sprawczość jak piszesz. Bardziej o takie uświadomienie sobie, że ‘Zapomniałam wymienić akumulator w aucie’ zamiast ‘Ale ja to mam pecha, ciągle pod górkę’. I jasne, że każdy musi sobie troszkę ponarzekać ale jak słyszę kogoś po raz enty narzekającego na swój okropny los a nie widzi, że sam go sobie gotuje (i jasne są sytuacja w życiu, wybory, okoliczności itd.) to mnie to denerwuje. Choć oczywiście mogłabym mieć więcej empatii, ja akurat należę do tych przyjaciół co dadzą Ci kopa w tyłek do zmian niż pogłaszcze po główce i ponarzeka razem z Tobą.
A to zdecydowanie dla siebie też wolę – widzieć, że jest coś, co ja mogę zrobić z sytuacją. No i być miła dla przyszłej mnie i oszczędzić jej kłopotów :D.
Z przyjaciółmi to już nie 😀 Chyba nie umiem skutecznie motywować do zmian, generalnie staram się nie doradzać, chyba że jestem mocno proszona i wtedy też niechętnie. Ludzie są jednak bardzo różni i zauważyłam, że ich aspiracje i życzenia się czasem nie pokrywają z faktycznymi chęciami i nie chcę się już wpierniczać w tę lukę pomiędzy. Także ja z tych głaskających i kiwających głową w rytm narzekania.
O jeju jak pięknie napisałaś, właśnie chodzi o to, żeby się w tą lukę nie wpieprzać! Brawo! Zapiszę to sobie 🙂
Trudny temat. Z jednej strony znam osobę, która narzeka na swój los, ale na każdą sugestię zmiany, twierdzi, że “to nie dla mnie”. I to mnie wkurza. Sama jestem typem, który stara się tak organizować życie, żeby nie mieć powodów do narzekania. Z drugiej jednak strony zgadzam się z tym, że takie rzeczy często wynosi się z domu, albo ma się zakodowane w genach. Jeśli mamy rodziców, którzy są niezaradni, niedbający, a do tego narzekający na swój los, to trudno nam będzie w przyszłości zmienić ten trend. Trochę z innej beczki, ale na przykład ja jestem urodzoną pesymistką (szklanka zawsze do połowy pusta) i staram się to zmienić, ale nie jest łatwo, bo taką mam osobowość melancholijną. I ktoś mi wypomina, że powinnam zmienić podejście, bo lepiej być optymistą. Oczywiście ja to wiem i się zgadzam, ale jednak w praktyce rezultaty są różne. Myślę, że z tym narzekaniem jest podobnie. Czasami ktoś chce coś z tym zrobić, ale zmiana jest bardzo trudna. I tak tkwi w narzekaniu, bo to łatwiejsza opcja…
Ależ oczywiście, że tak. Są ludzie, dla których myśl, że w życiu wiele zależy od nich działa motywująco a są tacy, których to paralizuje bo to odpowiedzialność. Dużo lepiej jest powiedzieć ‘tak się ułożyło’, ‘tak się stało’, ‘taki mąż mi się trafił’ zamiast ‘nie chciało mi się’, ‘bałam się’ , nie miałam do tego głowy’.
Dzień dobry, tu mistrzyni dedlinu.Bez dedlinu jest mi ciężko, z nożem na gardle spinam się i robię wszystko w 5 sekund. A po drodze mam kilka dni wolnego 🙂
To ta lepsza strona.
Oczywiście, chciałabym miec poukładane, posporzątane wieczorem, naszukowane na jutro… No ba.
Tylko chyba mam jakies dysfunkcje, bo nie umiem tak funkcjonować. A staranie się, żeby to zmienić tak mnie stresuje, że chyba gra nie jest warta świeczki. Ale przynajmniej nie narzekam bez sensu. Mam jak mam, bo sama tak robię. Nie jest to miła wiedza, niestety..
No jasne. Ja na przykład z nic nie umiem zdrowo gotować. Na nic książki z przepisami, subskrypcje, aplikacje, reorganizacja kuchni i bóg wie co jeszcze. Trzy dni pilnuję a potem dobre intencje więdną w pojemniku na warzywa. Ale na to nie narzekam. Widocznie tak mam.
Witam w klubie. Próbowałam i nic z tego dobrego nie wychodziło. Bałagan był jaki był, a ja tylko sfrustrowana chodziłam i ochrzaniałam wszystkich wokół. Jak to zaakceptowałam, to jakoś tak przyjemniej się zrobiło, sprzątanie tak nie wkurza, ludzie wokół uśmiechają się do mnie. Nie oznacza to jednak, że nie pracuje nad sobą i nie staram się poprawić tego co się da.
Od pewnego czasu dostrzegam u pogodnej kiedys Pimposhki przemadrzaly ton i nauczanie. Ciekawe dlaczego? Czyzby miala cos do zrobienia ze soba, w swoim zyciu i nie chciala tego zrobic, wiec postanowila pisac poradniki dla innych?
Ten tekst jest tez wg mnie wyrazem braku empatii, zapominania o wlasnych niedociagnieciach, brakach i nieumiejetnosciach.
Pimposhko, to, ze w pracy Ci sie uklada, to, ze w koncu po dlugim czasie oczekiwania masz swoj wymarzony duzy dom, wreszcie to, ze masz fajnego meza i fajne dzieci to po czesci Twoja zasluga. Jest tez element losowy. Udalo Ci sie byc w odpowiednim miejscu i czasie. Nie wiesz co los jeszcze Ci w zyciu przyniesie i czy zawsze bedzie zajebiscie i bedziesz mogla z duma wypinac piers, ze to wszystko Twoja i tylko Twoja zasluga. Zycze Ci tego, ale raczej w zyciu jest raz pod wozem, raz na wozie.
Apeluje o wiecej pokory i nienauczanie. Bedzie mi duzo fajniej czytalo sie Twoje wpisy, ktore bywaja ciekawe. Najbardziej lubie te dziewiarskie. One sa pozbawione zadecia i patrzenia na swiat z brytyjskiej gory.
“zapominania o wlasnych niedociagnieciach” – a to nie Pimposhka zostawiła samochód ze starym akumulatorem?
“Jest tez element losowy” – a to nie Pimposhka uwzględnia raka i inne losowe przypadki?
“Udalo Ci sie byc w odpowiednim miejscu” – a to nie Pimposhka urodziła się w Świnoujściu, które nie jest dzielnicą Oxfordu? Chyba że jednak jest.
Ktoś tu czyta bez zrozumienia, będąc pokorną, powinnam powiedzieć, że to ja. Tylko sama nie wiem. Może jednak nie ja.
🙂
Kitko, są ludzie, którzy za takie porady płacą grube pieniądze (sam cytat o robieniu dobrego życia pochodzi zresztą od pewnej psychoterapeutki) a Ty masz u Pimposhki totalnie za darmo i narzekasz? To może Ty z tych narzekających? 🙂
p.s. nigdy nie będę pokorna a na blogu od zawsze piszę to co chcę i kiedy chcę i to też się nie zmieni.
I dlatego uwielbiam Twoje wpisy:-)) Ale lizus ze mnie:)))
Ha ha no lizus 🙂
To zależy, jak zwykle 😉
Pewne rzeczy/sprawy/zdarzenia zależą od nas samych, ale nie zawsze i niekoniecznie w takim samym stopniu jak kwestia zakupu akumulatora, przygotowania ubrań na poranek lub pozmywanych wieczorem talerzy. A narzekanie na los czasem jest pochodną innych problemów lub też zmęczenia nimi. Możesz nie mieć czasu lub ochoty, by dociekać istoty problemu u każdego narzekacza w otoczeniu, możesz nie chcieć przebywać w otoczeniu takich osób, ale proszę, nie wrzucaj wszystkich do jednego worka z etykietą „nie chciało się, to się ma”.
Na marginesie: wcisnęłam łapkę powyżej, bo jestem wdzięczna za Twój tekst – pomógł mi ubrać w słowa moje przemyślenia na ten temat 🙂
Oczywiście masz rację Mario, jak wszystko w życiu jest to względne. Gwoli ścisłości nie wrzucam wszystkich do jednego worka, poza tym jak komuś nie przeszkadza bałagan, niska pensja, ciasne mieszkanie czy zepsuty samochód to mnie przecież nic do tego. Ja tam nie mam ciągot aby innych ulepszać. Ja po prostu nie mam ochoty słuchać bezsensownego narzekania.
ps. jak ktoś narzeka z sensem to nie ma sprawy 😉
Uff! Jak to dobrze wszystko doprecyzować 🙂 Takiego narzekania w otoczeniu też unikam. Co to brzmi jak prośba o ratunek, ale nie o ratunek lub życzliwe wysłuchanie chodzi….
Jest jeszcze jeden typ – pietrzycieli problemów. Nie szukamy rozwiązania, tylko wyszukujemy problemy. O, matko jakie trudne jest życie z taką osobą. A tak się składa, że to moje dziecię, więc to chyba ten przypadek – sama jesteś sobie winna, ;-))))
A wiesz, bo to tak jest. Jak chcesz coś zrobić to znajdziesz sposób, a jak czegoś nie chcesz zrobić to znajdziesz wymówkę. A odkąd mam dwoje dzieci, które są bardzo różne przestałam siebie winić za cokolwiek jako rodzica.
Amen, sista! *^o^*
Jednym ze znienawidzonych przeze mnie zdań, które wiąże się z tematem Twojego wpisu a które często słyszę od innych jest “Nie miałam wyboru!”. Co za bzdura! Zawsze jest wybór, można zrobić to albo tamto, ale każdy wybór ma swoje konsekwencje i to tych konsekwencji nie chcemy. Wybieramy to lub tamto, wybieramy zmienić znienawidzoną pracę albo w niej pozostać i narzekać, ale zawsze jest to nasz wybór.
(nie mówię o sytuacjach totalnie losowych, jak np.: wypadek czy choroba, wiadomo)
Tak, ja też uważam, że zawsze mamy jakiś wybór, popełniłam w tym temacie kilka wpisów na blogu i zawsze widziałam duży opór od niektórych czytelniczek. Zresztą tu też jest opór, bo niektórzy nie lubią mieć poczucia, jak dużo zależy od nich, za duża odpowiedzialność, wygodniej zrzucić odpowiedzialność ‘na los i okoliczności’.
Poruszylas wazny temat a jeszcze jeden aspekt tego zjawiska jest taki, ze otoczenie takich osob przestaje byc uwrazliwione na sygnaly od osob, ktore sa w jakims kryzysie. Bo jesli otaczaja mnie sami narzekacze tak, jak ty ich swietnie definiujesz, grajacy w gre “tak, ale…” to po jakism czasie, kiedy nasze wsparcie i rady nic nie daja a tylko nas frustruja to uodparniamy sie jakos na to, zeby nie zwariowac, przestajemy sluchac ludzi, ktorzy sa “negatywni” i niejako wkladamy wszystkich do tego samego worka. I wtedy umykaja nam subtelne sygnaly osob, ktore sobie przestaja radzic z zyciem bo cos sie stalo, cierpia na depresje i codziennosc staje sie wzywaniem. Bo ich szczere wyznanie odbieramy z tym juz wczesniej nabutym negatywnym nastawieniem.Czasami wiemy, co sie u ludzi dzieje i potrafimy to oddzielic (z ta przyslowiowa samotna matka na czele) ale… czasami mozemy nie wiedziec, ze kogos maz zostawil, ze moze na kogos w rodzinie spadlo jakies nieszczescie i sie zmaga z czyms nowym trudnym do ogarniecia i na zewnatrz tego nie okazuje. I wtedy nie pomagamy ludziom, ktorzy tej pomocy na parwde potrzebuja. Bo na samo “narzekanie” czy przyznanie kogos do tego,ze nie ogarnia, ze ma dosc zaczynamy reagowac ucieczka, nie podejmujemy proby pomocy, bo nie chcemy usluyszec tego “tak, ale…” . Dlatego narzekanie jest takie okropnie toksyczne.
Masz rację. Bo prosić o pomoc też trzeba umieć. Ale wydaje mi się, że jednak stosunkowo łatwo zidentyfikować seryjnego narzekacza i odróżnić go od osoby, która faktycznie ma problem i potrzebuje pomocy. Ci seryjnie narzekacze zazwyczaj narzekają na dość trywialne sprawy i często właśnie takie, które mogą spokojnie rozwiązać sami np. ten bałagan w domu.