W sądzie Pracy

Tak wygląda ‘pokonany’ człowiek:

To jest selfi. Zrobiłam je sobie w pociągu do domu po tym, jak przez pół dnia zeznawałam jako świadek w sprawie w sądzie pracy. Zrobiłam je sobie, że by nie zapomnieć tego uczucia, że w życiu mamy też trudne doświadczenia i że warto je mieć. 

Otóż półtora roku temu zostałam poproszona przez dużą szefową (czyli szefową mojego szefa) aby pomóc kadrom w pewnej delikatnej i bardzo politycznej sprawie. Uniwersytet ma taką politykę, że może wysłać na przymusową emeryturę swoich pracowników. To jest zapisane w kontrakcie, w chwili obecnej w wieku 69 lat wyprasza się niektórych pracowników na emeryturę. Szczególnie dotyczy to tzw. statutowych profesorów czyli profesorów z najwyższym tytułem (jest ich na uniwersytecie mniej niż 200). 

Jak wiadomo, nie można nikogo dyskryminować ze względu na rasę, płeć, niepełnosprawność ale…. wiek rządzi się innymi prawami. Dlaczego? Bo wszyscy się starzejemy. Nie wiem jak to jest w Polsce czy w UE ale w Wielkiej Brytanii można prawnie dyskryminować ze względu na wiek, jeśli jest to usprawiedliwione. No właśnie. I cały problem polega na tym jak to osądzić, czy to jest usprawiedliwione czy nie. 

Razem z moją współpracownicą przeanalizowałyśmy całą bazę danych wszystkich pracowników uniwersytetu aby ocenić, jaki potencjalny wpływ na kadry i wymianę kadr miałoby usunięcie tej kontrowersyjnej zasady. Powstał raport, który poszedł do specjalnej spec grupy zajmującej się ewaluacją tej zasady. Raport został dobrze przyjęty a my nawet dostałyśmy nagrodę od dużej szefowej i akolady od szefowej kadr. Nasz raport wykazał, że tyle a tyle miejsc pracy nie zostałoby zwolnionych w każdym roku ze względu na tych ‘zasiedziałych’. Tylko komu oceniać czy ‘tyle a tyle’ jest wystarczające czy nie? Na szczęście to już nie mój problem. 

Poza analizą statystyczną zostałam też poproszona aby być świadkiem w sprawie w sądzie pracy gdzie kilku profesorów pozwało uniwersytet o dyskryminację ze względu na wiek i bezprawne odesłanie na emeryturę. W ramach świadkowania miałam opisać nasze analizy i raport. 

To trudna sprawa i nie sądzę aby udało się ją jakoś rozwiązać. Prawda jest taka, że jak się jest profesorem to jeśli się chce, można pracować praktycznie do grobowej deski pod warunkiem, że mózgu nie zaczyna zjadać Alzheimer. W pewnym wieku i przy pewnym statusie ta praca jest dość ‘lekka’ i ogranicza się do inspirowania młodszej kadry, promowania doktorantów i udziału w konferencjach (często z małżonkiem/małżonką która już jest na emeryturze i może podróżować z nami). Od pisania grantów, analiz i uczenia licencjatów ma się zazwyczaj armię adiunktów, doktorantów itp. Jednym słowem, jedzie się trochę na opinii. Do tego dochodzi niesamowity prestiż i wysoka pensja (w Oxfordzie startowa pensja profesorska to 73 tysiące funtów rocznie czyli 4,200 funtów na rękę miesięcznie (22 tysiące złotych), do tego dochodzą liczne dodatki, apanaże, przywileje, pieniądze z grantów, dodatkowe uposażenie z koledżu itd.).  

Umówmy się jednak, ten profesor, który teraz jedzie na opinii musiał sobie tą opinię wypracować. On/ona przecież też kiedyś był/była doktorantem, adiunktem, minionem, który uczył, sprawdzał prace studentom i pisał podania o granty, pewnie dla innego ‘starego dziada’ więc dlaczego, kiedy on teraz może spijać śmietankę, ktoś mu mówi, że jest już za stary (i to dość arbitralnie) i każde mu spadać. I pamiętajmy, że kariera naukowa to jak powołanie i wielka pasja, z której też nie jest tak łatwo zrezygnować. Wcale się nie dziwię, że są tacy, którzy tak łatwo nie chcą odpuścić. 

Ale jest oczywiście druga strona medalu. Na przykład taka, że te ‘stare profesorskie dziady’ to zazwyczaj biali mężczyźni. Żeby było więcej kobiet profesorek, więcej osób o innym kolorze skóry to Ci pierwsi muszą zwolnić im miejsce. Młodsi też chcą robić karierę i wyczekują, aż zwolnią się miejsca profesorskie. Poza tym taki profesor to nie tylko jego etat, ale też często całe laboratorium, którego wyposażenie kosztuje miliony i zajmuje fizycznie miejsce plus ‘ogon’ wszelkich pracowników naukowych należących do zespołu badawczego profesora ‘komety’. I jak oni robią badania w tym laboratorium to nikt innych już nie będzie z niego korzystał. Pozostaje też pytanie o uczciwość międzypokoleniową. Obecnie profesorowie zbliżający się do emerytury będą pobierać świadczenia często wyższe niż pensja ich następców. 

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że w wielu zawodach istnieje problem blokowania etatów przez starszą kadrę, jednak problem ten jest najbardziej dotkliwy właśnie na uczelniach, bo tak jak napisałam na początku tą pracę można spokojnie wykonywać do grobowej deski (trudniej wyobrazić sobie np. chirurga docenta, który będąc po osiemdziesiątce w dalszym ciągu operuje). Kiedyś współpracowałam z pewną zasłużoną i sławną panią profesor, która miała ponad 80 lat i miałam okazję z bliska przyjrzeć się jak to wygląda.  

I tak źle, i tak niedobrze. Gdybym miała się opowiedzieć po jednej ze stron to jednak chyba bardziej żal mi tych ‘starych profesorskich dziadów’ ale może dlatego, że ja nigdy nie aspirowałam do bycia profesorką. 

No ale w mojej sytuacji zostałam poproszona o zeznawanie na rzecz uniwersytetu i się zgodziłam. Na początek spotkała się ze mną nasza prawnik. Na spotkanie przybyła z małą walizką-kabinówka. Pytam się, czy gdzieś jedzie po naszym spotkaniu (to był bodajże piątek rano) a ona w tej walizce miała papiery(!). Te papiery z procesu po angielsku nazywają się ‘bundle’ (w wolnym tłumaczeniu Pimposhki tobołek). Na podstawie naszej rozmowy napisała moje ‘zeznanie’, które potem musiałam zatwierdzić. Takie zeznania wszystkich stron są potem do wglądu dla wszystkich zaangażowanych w sprawę. 

Przesłuchania były w Reading, na początku grudnia. Do końca nie wiedziałam, którego dnia będę zeznawać a w domu dużo się działo bo dziewczynki miały swoje taneczne show a starsza P. urodziny i musiałam zrobić tort. To sprawiło, że miałam dodatkowy stres. 

Sąd pracy mieścił się w okropnym, obskurnym i bardzo depresyjnym budynku w samym centrum miasta, zaraz koło stacji. W sali przesłuchań było ciepło ale reszta budynku była nieogrzewana (w tym sale, w których czekaliśmy na wezwanie). Jedynym udogodnieniem była chłodziarka z wodą. 

Work z okna depresyjnego budynku.
Pokój w którym się czeka. Bez ogrzewania.
Przesłuchanie oczami obserwujących.

Na sali było trzech sędziów, sędzia główny, jeden jakby reprezentujący świat pracodawcy a drugi jakby ze świata pracownika (nie wiem jak to inaczej opisać). W moim przypadku było to dwóch panów i pani. Pani wyglądała jak mama Fratellii tylko nieco lepiej ubrana i przez dwa dni nie słyszałam ani jednego słowa przez nią wypowiedzianego. 

Mama Fratelli (z filmu Goonies). Zdjęcie poglądowe ;).

Prawnik zwolnionych profesorów nazywał się Szugarman i wcale, ale to wcale nie był słodki. Pierwszego dnia przesłuchań siedziałam na ławce rezerwowych i miałam okazję zobaczyć jak ten proces wygląda. Zeznawała wtedy szefowa kadr. Dzięki temu wiedziałam, czego mam się spodziewać kiedy ja będę zeznawać. 

Mój czas nadszedł kilka dni później. Zostałam zaprzysiężona i od tego momentu nie mogłam już rozmawiać z naszymi prawnikami, także w przerwach między przesłuchaniami. Pierwsza sesja trwała 45 minut druga ponad godzinę. Te sesje są mentalnie wyczerpujące. Generalnie byłam szczegółowo pytana o nasz raport. Na początku szło mi nawet nieźle, z panem cukierasem poradziłam sobie bez większych problemów. Niestety, nie byłam przygotowana na agresywne pytania jednego z sędziów. Tutaj poszło mi już gorzej, byłam zmęczona a pod koniec byłam tak wypluta, że gdyby mnie zapytał o moje imię to chyba nie byłabym w stanie mu odpowiedzieć. 

Po wszystkim czułam się jak skończona idiotka, która ma tytuł doktora statystyki a nie potrafi odróżnić mediany od modalnej. Czułam, że zrobiłam z siebie głupka i w ogóle byłam pokonana. Ale może tylko mi się tak wydawało? Podczas przygotowań wiele osób mi mówiło, że świadkowanie jest piekielnie trudne. Jedno jest pewne, moje doświadczenie nie przypominało wcale tego z filmów czy seriali o prawnikach (ha ha). Generalnie wszystko było bardzo cacy i kulturalnie ale nie da się ukryć, że był to naprawdę brutalny proces. 

Dwa dni później dostałam wiadomość z podziękowaniami zarówno od naszej prawniczki jak i szefowej HR. Naprawdę fajne, wspierające wiadomości, i że podobno byłam great. Nawet jeśli była to tylko uprzejmość to mnie to trochę podniosło na duchu ale wiem, że mogłam lepiej. 

Całe doświadczenie, od początku do końca było po prostu nieprzyjemne. Myślę, że jeśli drugi raz zostałabym poproszona o bycie świadkiem to raczej bym grzecznie odmówiła. Z drugiej strony cieszę się, że było mi dane tego doświadczyć. To ważna życiową lekcja. Jeśli w przyszłości będę musiała bądź chciała mieć do czynienia z sądem pracy to już wiem czego się spodziewać. Kto wie, może kiedyś będę musiała bronić swoich racji w podobnych okolicznościach i wtedy będę przygotowana. Tego przecież nie uczą w szkole. 


Dodałam przycisk z lajkiem. Można go nacisnąć i dać mi znać, że ‘jestem’, ‘przeczytałam’, ‘dobra robota’, ‘fajnie, że jesteś’, ‘doceniam to, że piszesz’. Dla mnie jest to znak, że ktoś tam po tej drugiej stronie jest i czyta. Umawiamy się, że naciśnięcie tego przycisku nie oznacza, że koniecznie zgadzacie się z treścią wpisu, ok?

Subscribe
Powiadom o
21 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
1 rok temu

Ciężki temat prosto z życia.
W Niemczech są plany pracowania do 70- tki, tak wiec ironicznie można zaprosić wszystkich co sa arbeitsgeil (w moim wolnym tłumaczeniu w chuci pracy).
Aktualnie mamy wieku emerytalny dla moich roczników, konkretnie od q964, regularnie do 67 roku życia.
Jako, że mam status inwalidy, mogę iść już na emeryturę z 65 bez finansowych strat. A nawet 3 lata czyli 36 miesięcy wcześniej, ale wtedy potrącają mi z emerytury i dożywotnio za kazdy miesiąc 0,3 %.
Czyli 3 lata = ponad 10% emerytury mniej.
W kazdym razie, zastanowić się nad tymi 62 latami. Wiele ludzi mi tej możliwości zazdrości. Mało kto dociąga do faktycznego wieku emerytalnego. Z pewnością ma to związek z ciężka fizyczna praca i emocjonalnym stresem, i po prostu przepracowaniem się w pewnych grupach zawodowych, do których należy pielęgniarstwo.
No skądś to popsute kolano, zwaśniony bark, łokieć tenisisty, zespół cieśni nadgarstków i wypadnięte dyski w kręgach szyjnych wziąć się musiały
Mnie tam na emeryture siłą wysyłać nie trzeba będzie.
Zdaje mi się, że profesorowi trudniej rozstać się z uniwersytetem, jego praca to w sumie jego życie, coś w tym jest.
Dyskryminacja z powodu wieku w UK jest mi znana, np dializa tylko do jakiegoś wieku, a 80- ciolatki endoprotetykę z powodu zwyrodnień też mogą zapomnieć.
W Niemczech operuje się do imieniu, a najstarszy pacjent z cochlea implant , który ja dostałam w wieku 45 lat, miał 90 lat w momencie operacji, bo nikt nie mógł mu odmówić prawa do słyszenia, a już wcale że niby za staty. Koszty tego oscylują około 30 tyś euro, te przeze mnie spowodowane ja teoretycznie odpracowuję płacąc składki i podatki, czego emeryt nie robi bądź w minimalnym zakresie.

Lecę na gimnastykę endoprotetyczną, miłego dnia życzę!

Ingwen
1 rok temu
Odpowiedz  Lucy

To jest bardzo ciekawa uwaga – tęsknię za babcią, która mieszka w Niemczech, ale koniec życia mojego dziadka tam, a koniec życia dziadka mojego męża w PL to było niebo a ziemia w poziomie opieki. Lekarze kombinują, jak poprawić mojej babci wzrok (81 lat), gdzie tutaj starsi ludzie znajomi usłyszeli, że tak to już jest. Już nie wspominając o wymienionym biodrze dziadka, które kupiło mi kilka lat spacerów pod koniec życia.

Theli
1 rok temu

Troszkę w obronie starych profesorskich dziadów. Miałam okazję kilku takich spotkać (tak, na konferencjach, na które przyjeżdżali z małżonkami) i szczerze, chciałabym w tym wieku mieć taki umysł i otwartość. Nawet jeśli już tak intensywnie nie publikują, to spotkanie z nimi dla wielu młodych to jak spotkanie gwiazdy rocka 😉 A jeśli jeszcze w przerwie da się porozmawiać o swoich wynikach i pomysłach (co potem może owocować np wspólną publikacją), to już prawdziwe naukowe niebo. Trochę dziwne, że jakaś uczelnia chciałaby się pozbyć jakichś sław, a nie zostawiać ich choćby w celach ,,promocyjnych”.

Anonimowo
1 rok temu
Odpowiedz  Pimposhka

Też prawda. Bycie profesorem nie oznacza z automatu bycia wspaniałym, bezinteresownym człowiekiem i autorytetem.
Właściwie chyba nie ma co generalizować i traktować profesorów (jak zresztą wszelkie inne grupy dobrane pod dowolnym warunkiem) jako jedną, spójną grupę, każdy przypadek może być inny.

Kasia
1 rok temu

Nie jest to łatwy temat. Trzeba tez wziąć pod uwagę, że dla niektórych starszych profesorów przywilej wieku i osiągnięć łączy się również z przywilejem stanowisk i prestiżu. Jeżeli popatrzymy na średnią wieku dziekanów i rektorów uczelni to zobaczymy, że tam nie ma ludzi młodych. Z tym też trudno się rozstać. W Polsce planowana jest zmieniona zapisu w ustawie odnośnie możliwości kandydowania na stanowisko rektora uczelni. Do tej pory kandydaci nie mogli mieć więcej jak 67 w dniu rozpoczęcia kadencji, bo w wieku 70 lat przechodzą na emeryturę, a to wypadałoby w połowie kadencji. I to się rektorom nie podobało. Teraz ustawa jest w trakcie zmiany lub jest zmieniana. I jeżeli sprawa dotyczy aktynie działających, publikujących profesorów to zgadzam się z Tobą. Ale jest też ta druga strona medalu. Blokowania etatów, laboratoriów i pieniędzy, które mogły by naszą naukę zasilić u dać szanse młodym. i pozostaje też kwestia nadążanie za zmieniającym się światem (tym nauki również).

Ingwen
1 rok temu

Ale ciekawe, znaczy bardzo współczuję stresu. Mieliby jakiś środek przymusu dla Ciebie, żebyś jednak musiała zeznawać? Bo to dosyć ciekawe, że mogłaś się zgodzić albo nie. Pamiętam protokołowanie jednej 8 godzinnej rozprawy, bo sędzia wziął na ambit i wszystkich managerów chciał trzasnąć w jeden dzień (plus miał protokolantkę, a nie wyciągał pani z sekretariatu). Ja byłam kompletnie wypruta, a ja tylko zapisywałam, co tam opowiadają Ci wszyscy ludzie :D.
Ageism to jest ciekawy temat w sumie, bo na to się nakłada tyle tematów. System, który nie ma opcji innej niż wymieranie pracowników kojarzy mi się z tym, jak Pratchett opisywał wyłanianie kolejnych rektorów Niewidocznego Uniwersytetu 😀 (morderstwa). No ale też – sama na studiach najlepiej wspominam wykłady z najstarszym profesorem i najmłodszym.

Marta
1 rok temu

I ja miałam tę wątpliwą przyjemność zeznawać w sądzie pracy, tylko to było w Polsce. I byłam po drugiej stronie barykady. Zeznawałam na rzecz pracownicy. I też po wszystkim czułam się okropnie i nic nie warta. Ale jak to kiedyś mój poprzedni Szef powiedział niepewność wobec swoich możliwości cechuje ludzi inteligentnych bo są świadomi, że nie sposób być najlepszym zawsze, wszędzie i we wszystkim.
Nie życzę nikomu takich sytuacji. I dzięki temu, że miałam okazję wziąć w tym udział zmieniła się moja postawa wobec pracodawcy, moich obowiązków i moich praw. Kosztowało mnie to dużo nerwów również że względu na Koleżankę, ale jestem zadowolona, że wzięłam udział w tych zeznaniach. Jestem bardziej świadomym pracownikiem dzięki temu i bardziej dbam o siebie i moich współpracowników. A co do wieku ludzi aktywnych zawodowo. Wydaje mi się, że trochę zapominamy o tym, że emerytura jest zasłużonym “wypoczynkiem”, prawem nie obowiązkiem, a osoby które czują się na siłach mogą dalej pracować. Pomijając wysokość świadczenia i wszelkie kwestie z tym związane Oraz motywację osób które “przedłużają” aktywność zawodową. Czy robią to z pobudek materialnych, czy dlatego że czują się potrzebne i mają poczucie że mogą jeszcze wiele rzeczy dokonać, czy też dlatego że nie potrafią inaczej funkcjonować? Bardzo trudną kwestią jest też ocena czyjejś aktywności. Jaką miarą cenić “produktywność” osób pracujących “umysłowo”, albo pracujących “fizycznie”? Kto ma dokonać oceny ich przydatności? Myślę, że obecność “starszego” pokolenia w życiu zawodowym jest bardzo ważna. Różnorodność pokoleniowa “normalizuje” zachowania i oczekiwania wszystkich członków zespołu. Uczymy się od siebie nawzajem. Ze swojego doświadczenia wiem, że zespoły zbliżone wiekowo owszem w pewnych sytuacjach osiągają lepsze wyniki. Ale zespoły złożone z osób w różnym wieku często mają bardziej pomysłowe i przemyślane rozwiązania. I mają lepsze wyniki gdy mierzą się z różnorodnymi zadaniami, gdzie nie można zastosować, wypracowanych, schematycznych rozwiązań.

1 rok temu

Bardzo ciekawe doświadczenie. Na pewno wielu z nas wydaje się, że gdybyśmy zeznawali w sądzie i byli pewni swojej wiedzy na dany temat, to nie ma siły, żeby nas ktoś zagiął podchwytliwymi pytaniami. A podejrzewam, że dobry prawnik jest właśnie specjalistą od zamieszania nam w głowie, żeby albo zmanipulować prawdę naszych odpowiedzi albo utwierdzić sąd w przekonaniu, że jedna ze stron ma niepodważalną rację.
Temat profesorów jest trudny, bo są tu dwie racje, rzeczywiście w wielu zawodach nie ma mowy o możliwości wykonywaniu pracy “aż do śmierci”, ale w tym, hm… Nie mam pomysłu, jak to rozwiązać, trudno jest ludzi wyrzucać na siłę z pracy, trudno tworzyć wiele nowych etatów, żeby młodsi mieli szansę na karierę i rozwój.

Maria2
1 rok temu

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Przepracowałam na uczelniach (dwóch) ponad 40 lat i nie chciałam nawet słyszeć o emeryturze ale jednak poszłam w wieku 67 lat i to nie pod przymusem a sytuacja rodzinna mnie do tego skłoniła. Nie jestem dydaktykiem czy naukowcem tylko bibliotekarzem. Ale wszystko jedno, na uczelni panuje taki klimat, że nikt się nie rwie do emerytury. Mnie się wydawało, że będzie mi bardzo brakowało mojej ukochanej pracy i wtedy jeszcze byłabym stała murem za Twoimi starymi profesorskimi dziadami argumentując jak moje przedmówczynie. Nawet jak jeden z drugim daje wykład z elektrotechniki powiedzmy, a tu studenci pierwszego roku pytają co to za dziadek i o czym on gada.
No ale ja jestem teraz po drugiej stronie barykady i…. nie miałam czasu tęsknić za pracą, poza nią istnieje też inny świat a ja mam na szczęście wiele zainteresowań, można więc powiedzieć, że dobrze się stało, że odeszłam z pracy stosunkowo wcześnie bo kiedy ja bym dała radę robić to wszystko co robię teraz a to jest dla mnie bardzo podniecające i rozwijające. Więc teraz już myślę inaczej : mały przymus mógłby być, może właśnie ustawowy bo niektórzy myślą, że nie dadzą rady żyć bez pracy a to nieprawda. Więc kiedy się mają o tym przekonać jak będą się wlec do roboty do śmierci?
Pozdrawiam, Maria2

Magdalena
1 rok temu

ech Pimposhko byłam Ci ja w Sądzie pracy 2 (DWA!) razy jako świadek , dawno temu co prawda ale też skarżyli pracownicy i co przeżyłam – a pracownik nie miał szans bo nie miał racji a ja miałam argumenty – to dajcie spokój. Mimo , że wspierał mnie autorytet firmy i zawodowa kancelaria a ja miałam pełne przekonanie o słuszności kwestionowanego zwolnienia to obie sprawy zrobiły ze mnie galaretę. Trzeba mieć nerwy ze stali albo wcale ich nie mieć. Jakoś nie nabrałam dystansu i emocje tak samo mnie zjadły i za pierwszym i drugim razem. Natomiast przy całej tej powadze sytuacji Mama Fratelli totalnie mnie rozweseliła i uśmiałam się że hej :))). No ale już po wszystkim czyli do przodu.

Halina
1 rok temu

Stres tak działa, że zapomina się, w której kieszeni torebki trzyma się klucze. Miałam taką rozmowę o pracę, że jak zapytano o sprawy, które robiłam przez 20 lat i normalnie miałam je w palcu, to zapomniałam (tak jakby z działań matematycznych pamiętać tylko o dodawaniu). Tak bywa.
Pozdrawiam

21
0
Would love your thoughts, please comment.x