Ha! To Was dzisiaj zaskoczyłam co?
Na pewno część z Was kojarzy Tanis Fiber Arts. Tanis jest Kanadyjką, która sprzedaje ręcznie farbowaną wełnę. Ma męża i trójkę dzieci, dwóch chłopców i dziewczynkę. Jej najstarszy syn jest nieco starszy od starszej P. Otóż pamiętam jak Tanis wyznała na blogu, że wszystkie jej dzieci zostały poczęte metodą in-vitro (!). Tanis napisała to, bo nie chciała by kobiety zmagające się z niepłodnością oglądały jej ‘idealną’ rodzinę w Internecie i zastanawiały się ‘co z nimi jest nie tak’. To było już dawno temu ale cały czas pamiętam, że ta informacja i szczerość Tanis zrobiły na mnie wrażenie. Obecnie celebryci wręcz prześcigają się w dzieleniu informacjami o swoich problemach ze zdrowiem – problemy z zajściem w ciążę, nadwaga, depresja, endometrioza, Hashimoto, borelioza….. żeby ‘zwykli ludzie’ nie czuli się osamotnieni ze swoimi dolegliwościami. No ale Tanis nie jest celebrytką, ja też nie.
Otóż ja nie cierpię na depresję, nigdy nie cierpiałam i mam nadzieję, że nigdy nie będę. Co prawda mam dość wysoki poziom ‘niepokoju’ (z ang. anxiety) potwierdzony odpowiednimi kwestionariuszami, ale który pracujący rodzic w czasach pandemii nie ma? Cierpię natomiast okrutnie na PMS (zespół napięcia przedmiesiączkowego) i o tym chcę dzisiaj napisać, żeby ‘zwykłe czytelniczki bloga’ nie czuły się osamotnione ze swoimi dolegliwościami ;).
Na PMS cierpię już od kilku lat, w zasadzie odkąd urodziłam młodszą P. Nie mam specjalnie jakiś fizycznych dolegliwości (typu np. zatrzymanie wody czy bolących piersi) ale psychicznie PMS mnie rozkłada na łopatki. Przed okresem mam problem aby wytrzymać sama ze sobą nie mówiąc o innych (ani o tym jak oni mają wytrzymać ze mną). Jestem drażliwa, fukająca, agresywna, nieracjonalna, smutna, płaczliwa, najczęściej w pełni symultanicznie. Przebywanie ze mną jest naprawdę trudne a trwa to mniej więcej tydzień więc raczej trudno jest to zignorować.
Kiedy chodziłam do pracy to zabierałam swój PMS ze sobą i jakoś dawało się to przeżyć ale odkąd pandemia zamknęła nas w domu trzeba było stawić czoła problemowi. Czuję się wtedy tak źle, że zaczęłam aktywnie planować życie aby uwzględnić w nim PMS. W drugiej połowie cyklu nie planuję więc żadnych wyjazdów, unikam ważnych spotkań, nie zaczynam diety 800 kalorii, nie planuję wielkich porządków czy innych dużych akcji i generalnie wdrażam plan ‘minimum’. Mam dość krótkie cykle więc wychodzi na to, że PMS ‘zabiera mi’ około 30% życia!!!
Oczywiście nie zaczęłam od antydepresantów. Na stronie NHS oficjalna porada jest taka: regularnie ćwicz, jedz zdrowo, śpij 7-8 godzin dziennie, ćwicz jogę i uprawiaj medytację, nie pal papierosów, nie pij za dużo alkoholu. No wypisz wymaluj ja! A pomimo tego PMS nie dawał mi żyć. Przez dwa miesiące piłam codziennie jakieś bardzo drogie sproszkowane ‘super foods’ reklamowane na Insta, które miały pomóc – nie pomogły. Potem sięgnęłam po lektury typu ‘Period power’ i ‘Period repair manual’ ale jak w jednej książce autorka napisała, że jedna z jej klientek brała antydepresanty na PMS ale odkąd zaczęła chodzić na długie spacery i ćwiczyć jogę to przestała potrzebować leków straciłam zainteresowanie. Kiedy starsza P., któregoś razu zapytała ‘Co, dzisiaj ten trudniejszy dzień mamo?’ zdałam sobie sprawę, że pora porozmawiać z lekarzem.
Lekarz upewnił się, że mówimy tutaj o PMS, że moje ‘dołki’ są bardzo regularne i znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki kiedy zaczyna się okres, a po okresie mogę góry przenosić i jestem do rany przyłóż. Farmakologicznie miałam dwie opcje – pigułki antykoncepcyjne albo antydepresanty. Te pierwsze w moim podeszłym wieku nie są już raczej wskazane więc zdecydowałam się na antydepresant. Tabletki biorę przez około 8-10 dni przed spodziewanym okresem i….. odzyskałam swoje życie a rodzina odzyskała mnie. Trwa to już cztery miesiące.
Muszę przyznać, że antydepresanty okazały się zbawieniem ale nie planuję ich łykać przez dłuższy czas. Za poradą lekarza zapisałam się na kurs CBT online (organizowany przez NHS) ale ten niewiele mi pomógł bo był raczej adresowany to osób, które mają wyzwania długoterminowe. Przykładowo jednym z ćwiczeń było prowadzenie tygodniowego dziennika po to aby określić czy w codziennym życiu mamy odpowiedni balans obowiązków i przyjemności. No cóż, po tygodniu okazało się, że mogą wykorzystać mój plan tygodnia jako przykład idealnego balansu ;). Teraz czekam, aż zacznie się kurs ‘jak sobie radzić z silnymi emocjami’ i być może on mi pomoże poradzić sobie z chęcią zamordowania całej rodziny i zakopania ich zwłok w ogródku (w pewnym dniach ma się rozumieć ;). To jest kurs na żywo. Wyobrażam sobie, że będziemy siedzieć w kółku, jak w amerykańskich filmach, ‘Nazywam się Pimposhka i mam PMS’. Czy ktoś z Was ma podobne doświadczenia z PMS? Jak sobie z tym radzicie/radziłyście? Mam nadzieję, że jak moja sytuacja życiowa wróci do normy i zacznę jeździć do biura to ja i mój PMS będziemy znów koegzystować bez pomocy farmaceutyków.
Swoją drogą przez tą pandemię wypróbowałam aplikację do realizacji recept. Jak skończyłam pierwsze opakowanie to po konsultacji z lekarzem dostałam kolejną receptę, która jest odnawialna co znaczy, że co trzy miesiące mogę dostać następną receptę bez wizyty (obecnie telefonicznej) u lekarza. W niedzielę wieczorem zarejestrowałam się w aplikacji, która teraz wie jakie leki biorę regularnie i do jakiej przychodni należę. W poniedziałek aplikacja w moim imieniu zamówiła nową receptę elektroniczną w przychodni, ta przyszła do nich we wtorek, dostałam maila, że mam zapłacić (recepty płaci się ryczałtem, obecnie wynosi to 9.15 funtów, ale nie wszyscy płacą, np. seniorzy mają leki za darmo), w czwartek lek przyszedł do mnie pocztą bez żadnych dodatkowych opłat za przesyłkę. Ponieważ zazwyczaj nie biorę regularnie leków to nie wiedziałam, że to takie proste. Można tak zamówić leki nie tylko dla siebie ale też dla naszych podopiecznych – dzieci czy rodziców a aplikacja nawet nam przypomni, kiedy leki się kończą i trzeba ponownie zamówić. Super sprawa!
***
Styczeń nareszcie się skończył! Pod wieloma względami to był prawdziwy tor przeszkód i kurs przetrwania. W sobotę robiłam plany na następny miesiąc i okazało się, że w lutym powinno być raczej spokojnie w związku z czym zaplanowałam poważny powrót do osiędbania.
Ciekawe, wciaz szukam czegos, co mi pomoze zrozumiec te prawidlowosci, ktorych nie wylapuje sama, bo jakos nie umiem sie pozadnie przylozyc do "raportowania wszystkiego" i analizy po kilku miesiacach;)
Tabletki bralam przez 10 lat z dobra dokladnoscia, ale z przerwa tygodniowa w znaczne wiekszosci cykli, wiec pewien element cyklu zostawal. Miedzy dziecmi bralam minitabletke, wiec jednoskladnikowa (dla karmiacych), a po drugim mam wkladke hormonalna. Co znaczy, ze moj cykl "nie na prochach" to pamietam z czasow nastoletnich, wiec tez nie przystajacych do dzis.
Za zlote nasionka podziekuje 😉 joga jest fajna, ale jako wsparcie, a nie rozwiazanie problemow. Ech, chyba umsyly scisle nie maja w tej kwestii latwo;P
Witaj! Może zostaniesz na dłużej 🙂
🙂
Na Twojego bloga wwszłam po raz pierwszy…
I nie jesteś jedyna na antydepresantach – ja biorę od prawie 6 lat zmagając się z depresją i wyleczoną już (na szczęście) bulimią.
Trzymaj się ciepło
Pimposhko, moja Ty Przyjaciółko wirtualna. Dziękuję.
p.s. poza tym mam w rodzinie historię nowotworów na tle hormonalnym więc osobiście wolę nie ryzykować.
Oh szczęśliwa kobieto!! Jeśli chodzi o pigułki to ja brałam naprawdę bardzo długo, w zasadzie jakoś tak od 15 roku życia (ze względu na bolące miesiączki)aż do momentu, kiedy zaczęliśmy planować straszą P. Ale od tego czasu już nie biorę. Lekarz powiedział, że w moim wieku (40l) pigułki to już podwyższone ryzyko pewnych nowotworów, zakrzepów itd. I faktycznie jak się tak rozejrzę po koleżankach to raczej korzystają z innych metod antykoncepcji.
Ha ha no właśnie, nie ma co się męczyć, trzeba szukać pomocy.
No ja właśnie fizycznie nie mam tak źle, ale psychicznie…. no w sumie to jest metoda ale jednak mam jakieś lekkie opory czując, że można wziąć tabletkę, która Cię wycisza. Jest to takie straszne trochę. Z drugiej strony pamiętam jak odstawiłam pigułki i np. cera zmieniła mi się z suchej na tłustą i wiele innych rzeczy i też sobie pomyslałam, tama malutka pigułka a takie duże efekty.
No właśnie ja też się trochę boję. Kiedyś szłam do lekarza na jakąś kontrole z młodą, była jeszcze malutka, w wózku więc winda i w tej windzie był facet, który jechał piętro wyżej gdzie właśnie był ośrodek leczenia uzależnień. Patrzył na młodą i mi się w tej windzie rozpłakał. Czułam się niekomfortowo 🙁
Ja też korzystam z Clue, ale raczej żeby wiedzieć kiedy mam się spodziewać okresu, niespecjalnie zapisuje różne inne objawy w ciągu całego miesiąca.
Olga, mnie ten temat też ostatnio bardzo interesuje. Ja przez wiele, wiele lat brałam pigułki, więc dopiero jak urodziłam Ninkę to tak naprawdę zaczęłam odczuwać co to jest cykl i zgadzam się z Tobą, że to jest fascynujące. Szkoda, że właśnie ekspertki od tematu kończyły głównie jakieś szkoły w Tybecie, tak jakby o menstruacji można było tylko pisać w ramach terapii alternatywnych. To mnie trochę denerwuje. O książce 'period power' usłyszałam w podkaście z autorką i bardzo spodobało mi się, że ona dzieli każdy cykl na fazę wiosny, lata, jesieni i zimy. To mi bardzo pomaga właśnie w takim generalnym planowaniu i nie robieniu nic na siłę, pomogło mi bardziej się wsłuchać w swój organizm i to jest super. Ale potem sięgnęłam po faktyczną książkę i w sumie nie przeczytałam jej do końca. Mam wrażenie, że antydepresanty czy pigułki to jedna skrajność (generalnie pigułki 'pozbywają' Cię okresu i myślę, że to jednak jest trochę strata i dlatego do nich nie wróciłam od czasu sprzed pierwszej ciąży) a z drugiej właśnie takie książki, że joga albo jakieś tam nasionka są dobre na wszystko. Chciałabym coś po środku. A wczoraj to nawet uderzyła mnie taka myśl, czy kobiety, które biorą pigułki i zatrzymują swój okres osiągają w życiu więcej? Bo im PMSy nie przeszkadzają?
Ooo! Dzięki Beato, na pewno spróbuję!
Nie, nigdy nie miałam żadnych wahań nastrojów. Nawet Stary mi powiedział, że on w ogóle nie widzi, nie odczuwa tego czy mam okres, jestem przed nim czy po.
Zaciekawiło mnie jednak to co napisałaś o antykoncepcji? Dlaczego uważasz, że pigułki w Twoim wieku są nie wskazane?
This comment has been removed by the author.
U mnie po urodzeniu Bąbla też się pojawiła chęć mordu przed okresem 🙂 I też rozważam wspomaganie, bo czasami na zakrętach nie wyrabiamy z Panem M 🙂
przetestuje, dzieki:)
Mój pms to głównie objawy somatyczne- tkliwe piersi nie mieszczące się do żadnego stanika, obrzęk limfatyczny- wieczorem czuję się jakby ktoś mi do każdej nogi przywiązał 50 kg worek cementu- weJście po schodach jest wyzwaniem. Humorki też mam, ale nazywam to obniżonym progiem tolerancji- przestaję przymykać oko na to co mnie zawsze drażni…
Taka poważna labilność emocjonalna towarzyszyła mi, gdy brałam pigułki- na szczęście wszystko ustąpiło po ich odstawieniu…. dobrze, że znalazłaś metodę, która Tobie pomaga!
Przyznam, że tak jak z braniem wspomagaczy farmaceutycznych nie miałabym oporów, to już z grupową terapią raczej tak. Ale może będzie spoko :). Fajnie, że piszesz o takich rzeczach, dobrze normalizować dbanie o siebie, zdrowie psychiczne jest niesamowicie ważne. Weź daj spokój z tym podeszłym wiekiem :D.
Korzystam z Clue i polecam do monitorowania objawów tego typu – nastrój, cera, zachcianki, poziom energii, mnóstwo kategorii.
Fajnie, ze piszesz.
A trafilas bardzo blisko tematu, ktory mnie ostatni intersuje mocno, a mianowice ogolnie tego, jak bardzo zyjemy w oderwaniu od swojego ciala i naturalnego cyklu. O ile Twoje objawy wydaja sie "ponad normanle" i zapewne wymagaja ingerencji, to zmiany poziomu hormonow w ciagu cyklu wplywaja na nas zawsze. I planowanie przez ten pryzmat jest swietna sprawa, acz wciaz szukam aplikacji, ktora mi w tym pomoze- marzy mi sie apka dotyczaca cyklu, ale nie skoncentrowana na antykoncepcji/ zajsciu w ciaze. Bo ja chce planowac najtrudniejsze spotkania w pracy, a nie widziec reminder o seksownej bieliznie;)
Swoja droga polecasz wspomniane ksiazki? Wyczytalam juz, ze nie jako zlota recepte, ale dla lepszego zrozumienia co, jak i kiedy sie z nami dzieje? Bo temat jest fascynujacy, a wciaz niezglebiony:)
Mysle, ze recepta na czesc (z tego co piszesz to nie na Twoja skale) jest po prostu zaakceptowanie faktu: przy naszej fizjologii sa powtarzalne okresy wiekszej i mniejszej wydolnosci, wiekszych i mniejszych mozliwosci poznawczych i spolecznych i wydaje mi sie, ze warto miec tego swiadomosc i uczyc sie to wykorzystywac, zamiast walczyc i na sile cisnac piata serie podciagniec w dniu, w ktorym jest to poza naszym zasiegiem.
Powodzenia!
Znam to z autopsji, doświadczałam przykrych dla mnie i mojej rodziny PMS-ow przez większość prokreacyjnego życia. Menopauza trochę pomogła, ale kiedy sięgnęłam po HTZ objawy PMS wróciły. Mnie pomaga zażywanie kapsułek z olejem wiesiołka (evening primrose oil) z marketu, cudownie wycisza buzująca we mnie złość. Jako że nie mogłam wylapac "tego" czasu, to biorę go codziennie. Działa
[…] Pilnuję tego ale też nie mam wobec siebie wygórowanych oczekiwań. Jeśli jestem cały dzień w Oxfordzie to nie gotuję skomplikowanego posiłku, ani nie planuję intensywnego treningu. Ale jeśli jestem danego dnia w domu to w porze lanczu rozwijam matę albo zaczynam pracę wcześniej aby wcześniej skończyć i pyknąć trening zanim małe Pimposhki wrócą ze szkoły. I to działa! Już trzeci miesiąc funkcjonuję bez antydepresantów (dlaczego je biorę pisałam tutaj). […]