Wszystkie winy pierwszego świata

Jak co tydzień widziałam się z L. ‘na teamsach’*. To moja współpracownica, jako jej szefowa czuję się częściowo odpowiedzialna za jej dobrostan w tych niepewnych czasach. W związku z tym oprócz o służbowych sprawach, rozmawiamy też o życiu. W ciągu tej godziny raz w tygodniu załatwiamy służbowe sprawy i te ‘pracowo-towarzyskie’, próbujemy upchnąć te rozmowy przy lanczu w pokoju pracowniczym czy uprzejmości wymieniane podczas robienia herbaty w służbowej pentrze. Namiastka biurowego życia. 

Nasza ostatnia rozmowa mnie zainspirowała. Nie mamy z L. źle. Nasz pracodawca to bardzo wyrozumiała instytucja, szefowie sami namawiają do odpoczynku, do dbania o siebie. Mamy służbowe laptopy więc nie musimy zażynać domowych komputerów, możemy sobie przywieźć z biura dobre krzesło czy dodatkowe monitory (ja przywiozłam sobie podnóżek), firma nawet chętnie kupi nam biurko aby praca z domu była ergonomiczna, mamy budżet aby kupić sobie notesy czy długopisy. Nikt nie obraża się, kiedy umawiając spotkania trzeba lawirować pomiędzy godzinami pracy przedszkola czy szkoły. Prowadzenie spotkań służbowych z małolatem uwieszonym na szyi jest w pełni akceptowalne, podobnie jak wysyłanie emaili o różnych porach dnia i nocy (oczywiście ze zrozumieniem, że nikt nie będzie oczekiwał natychmiastowej odpowiedzi). Nikt na nas nie naciska, nie wywiera presji aby pracować więcej i więcej. Ba, ja odkąd pracuję w domu pracuję mniej godzin niż mam w kontrakcie (a i tak dostałam latem nagrodę uznaniową). W razie gdyby znudziło nam się w domu to mamy też możliwość przyjścia do biura na dzień czy dwa aby ‘zmienić dekoracje’. Nie musimy się martwić o pracę. Nie krąży nad nami widmo zwolnień. Finansowo wręcz się poprawiło bo nie wydajemy pieniędzy na dojazdy ani lancze na mieście. Jednym słowem żyć nie umierać.
Pomimo tego są dni, kiedy czujemy się źle. Jesteśmy poirytowani, mamy problemy z koncentracją, gapimy się na ekran ale nie wychodzi nam nic produktywnego. I wiecie co? Czujemy się winni. No bo jak to tak, mamy super sytuację zawodową w czasach kiedy inni albo tracą pracę, albo tracą biznes i dorobek życia, albo mają pracę, gdzie codziennie muszą narażać siebie i tych co kochają na ryzyko zakażenia. Jakim prawem narzekamy? Czy naprawdę gapienie się na te same cztery ściany przez ostatnie osiem miesięcy jest aż takie złe? W porównaniu z tragediami, które dzieją się u innych na pewno nie. Ale czy dzięki temu jest nam łatwiej? Nie, nie jest. A dodatkowo dochodzi do tego poczucie winy, że przecież ’nie powinniśmy się tak czuć’. 
I tutaj dochodzę do sedna sprawy – ‘problemy pierwszego świata’. Jako biała, zdrowa i wykształcona kobieta, mieszkająca w Europie Zachodniej jestem niesamowicie uprzywilejowana. Ba, jeśli chodzi o przywileje to przebija mnie tylko biały, zdrowy i wykształcony mężczyzna mieszkający w Europie Zachodniej ;). Jednym słowem w skali globalnej należę do niemal najbardziej uprzywilejowanej grupy na świecie! Jest wiele aspektów mojego życia, o które wcale nie muszę się martwić. Ale to nie oznacza, że nigdy się nie martwię, że nie mam problemów, że życie mnie czasami nie przytłacza. 
Powiedzmy, że ktoś umarł w mojej rodzinie i ja muszę zająć się mieszkaniem tej osoby. Ktoś by powiedział, no też mi problem. Ano jest to problem. Mieszkanie trzeba opróżnić, trzeba uporządkować sytuację prawną, trzeba je sprzedać/wynająć. To są wręcz miesiące kiedy wieczory i weekendy muszę poświęcić na te czynności i jest związany z tym wszystkim stres. Podobno od przybytku głowa nie boli. Powiedzmy, że postanowiłam wybudować dom. Cudownie prawda? Ale budowa domu to wielomiesięczny (jeśli nie wieloletni) stres, setki decyzji, użeranie się z ekipą budowlaną, niekończące się wizyty w marketach budowlanych, czasem fizyczna praca na budowie wieczorami i w weekendy, rezygnacja z urlopu, inne wyrzeczenia (no bo dom).  Albo malutkie dziecko. Niemowlak w domu to jazda bez trzymanki, życie wywrócone do góry nogami, niewyobrażalne fizyczne zmęczenie i fizyczny ból. Ale przecież są kobiety, które nie mogą mieć dzieci jak śmiesz narzekać kiedy one oddałyby wszystko aby mieć popękane i krwawiące sutki? Takich przykładów jest mnóstwo. 
I tak sobie myślę, że każdy z nas ma w swoim życiu sytuacje, które go stresują, martwią i męczą. I uważam, że stwierdzenie ’Ty to masz problemy’ (w kontekście, że gdzieś tam ludzie głodują a Ty nie dostałaś dziś w sklepie swojego ulubionego sera do raclette) jest szalenie nieeleganckie. Bo Ty na przykład wracasz z pracy umordowana po całym tygodniu ciężkiej orki i to raclette na kolację wydaje się być obecnie jedyną dobrą rzeczą w Twoim życiu (bo oprócz ciężkiej pracy to właśnie rzucił Cię chłopak, zdechł chomik i zepsuła się zmywarka). Jasne, że Europejczycy mają zupełnie inne problemy niż Afrykanie czy Hindusi. ‘Zwykli’ ludzie mają inne problemy niż ‘gwiazdy’. Ale czy stres pięknej i znanej aktorki bo zaczyna się starzeć i przytyła jest mniejszym problemem niż stres samotnej matki, której podwyższono właśnie czynsz? Organizm stres odczuwa tak samo. A jak jeszcze ta piękna i znana aktorka nagle popełnia samobójstwo, w dodatku przez lata była uzależniona od narkotyków i cierpiała na depresję. No bezczelna. Umarła nie mając pojęcia czym są ‘prawdziwe’ problemy. 
I tak sobie myśląc na te tematy postanowiłam, że nie mam już zamiaru czuć się winna bo opieka nad moimi cudownie mądrymi, zdrowymi i ślicznymi małymi Pimposhkami czasem mnie przerasta i mam ich serdecznie dość. Nie mam zamiaru czuć się winna, że mój fajny, przystojny, zaangażowany w rodzinę mąż, który wcale mnie nie bije ani nie pije, ani nawet nie zdradza, czasem mnie jednak wkurza. Nie będę już czuć się winna, że czasem przez cały dzień nie zrobię nic użytecznego w pracy, chociaż mój pracodawca stara mi się nieba przychylić i dobrze mi płaci. I nie będę się czuć winna, że zupełnie niesprawiedliwie w skali globalnej urodziłam się białą, zdrową kobietą w Europie, w dodatku rodzicom, którzy mieli pieniądze i chęci aby mnie porządnie wykształcić. 
Nie ma czegoś takiego jak problemy pierwszego świata, są po prostu problemy, każdy ma inne ale każdy je ma. 
*to podobno nowe wyrażenie w polskim języku potocznym, związane z ponownym wprowadzeniem zdalnego nauczania. Wszystkie dzieciaki tak teraz mówią ;). 
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
4 lat temu

No więc właśnie, że tak ładnie rozpocznę… *^w^* Ja jestem wysoka i ma długie nogi, więc sieciówkowe spodnie i sukienki są dla mnie za krótkie, kozaków nie kupię z powodu grubej łydki (która jest proporcjonalna do reszty mnie). Zamiast narzekać w sklepach nauczyłam się szyć i dziergać, a kozaki kupię u specjalisty i niestety zapłacę więcej ale posłużą mi dłużej, bo będą porządniej wykonane niż sieciówkowe buty z plastiku z Chin czy Bangladeszu. Przy okazji wesprę lokalny mały biznes rzemieślniczy.
Pokazywać marce, że nie jest inkluzywna? Owszem, robię to od lat nie kupując w sklepach, które nie mają dla mnie oferty. Skoro nie mają, pójdę z moimi pieniędzmi gdzie indziej.

4 lat temu

Dokładnie!

4 lat temu

Pięknie napisane! Dziękuję!

4 lat temu

Ha ha no właśnie o to mi chodziło 🙂 a nie o narzekanie jako takie. Oczywiście masz rację, że nie będziemy się żalić komuś z naszych pozornie błahych problemów, kto ma dużo gorzej niż my.To kwestia taktu i wyczucia. Ale podobnie, jeśli powiedzmy mamy już 'kompatybilną' osobę aby się wyżalić (np. ja i L w kwestii sytuacji zawodowej jesteśmy kompatybilne) to uważam, że też trzeba taktu aby nie umniejszać czyiś problemów, tylko dlatego, że są to problemy 'pierwszego świata'.

4 lat temu

Hmmm Jonka może mam przeciętny rozmiar ale za to jestem dość niska więc praktycznie wszystkie spodnie, które kupuję muszę skracać i jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy aby z tego powodu narzekać. Podobnie z kozakami, ze względu na grubą łydkę (która wg. mnie wcale nie jest gruba) nie dopnę się w kozakach ze zwykłego sklepu więc idę i kupuję je (drożej) w sklepie specjalistycznym. Także zgadzam się z Tobą. Z drugiej strony Olga myślę, że jeśli mediana rozmiaru kobiet w USA to 16/18 to chyba nie jest to problem przemysłu odzieżowego? Tylko 'big food'. Pamiętam jak byliśmy w DisneyWorld, była tam nowa atrakcja 'Lot Avatara' kolejka długa na cztery godziny, podczas 'lotu' siedzi się na specjalnym 'motocyklu' i on ma pewne parametry, taki motocykl stał na wejściu bo osoby bardzo otyłe się do niego nie mieszczą więc stał tam aby się można było przymierzyć i podjąć decyzję, czy warto stać 4 godziny. Co do inclusivity (swoją drogą fakt, że nie ma polskiego odpowiednika o czymś świadczy) to zgadzam się. Ja mogę wpierać firmy, które tak robią. Ja np. nie kupuję niczego co można nazwać fast fashion. Ale to zależy ode mnie, za granicą jest na pewno większa świadomość tego problemu niż w Polsce.

4 lat temu

Jak napisałam wyżej, to nie chodzi o narzekanie ale o to, że mam poczucie winy bo inni mają gorzej a ja nie jestem na 100% szczęśliwa z tym co mam (choć wiem, że mam więcej niż inni). A z tym podejściem do problemów to masz rację, są ludzie, którzy w problemach widzą okazję do zmiany na lepsze a inni tylko się bardziej pogrążają.

4 lat temu

Nie wiem czemu w komentarzu napisałaś o narzekaniu, to nie był wpis o narzekaniu, a ja to już w ogóle jestem chyba najmniej narzekającą osobą na świecie, chodziło mi o poczucie winy tzn. że mam poczucie winy bo mam lepszą sytuacje niż inni a mimo to mam problemy, ale nie chodziło mi, że narzekam kiedy inni mają gorzej.

4 lat temu

Ja rozmawiałam z żoną kuzyna o mojej chrześnicy i użyła właśnie określenia 'na teamsach', powiedziała też, że tym razem nauczanie zdalne jest lepsze niż wiosną.

4 lat temu

To tak jak z ograniczeniami w pandemii- można się na nie wkurzać i narzekać jak to my źle mamy, a można też zreflektować i pomyśleć o tym jakie ograniczenia mieli nasi dziadkowie ze względu na wojnę…. ja wolę być wdzięczna, co nie wyklucza, że czasem coś mnie wkurzy

4 lat temu

Dawno, dawno temu, gdy mieliśmy socjalizm, puste półki i kartki na zakupy spożywcze, gdy dezodorant lub szczoteczka do zębów z Pewexu były cudownymi prezentami, oglądaliśmy w Polsce serial Dynastia i zazdrościliśmy bogaczom ich życia. I ja wtedy, jako młode dziewczę odkryłam to, co dzisiaj Pimposhka takim ładnym tekstem opisała: każdy ma problemy. My stoimy w kolejkach po papier toaletowy, a Blake'owi Carringtonowi porywają syna.
To, jak radzimy sobie z problemami, nie zależy od problemów, ani od naszego statusu materialnego. Zależy od nas.

4 lat temu

Moze tylko dodam, ze poczucie winy "bo mi jest za dobrze" jest wyjatkowo przeciwskutecznym srodkiem do jakiegokolwiek celu. Jedyne, co mozemy osiagnac, to pogorszenie wlasnej kondycji.

I w zasadzie dotyczy to znacznej wiekszosci, jesli nie kazdego poczucia winy. Moze jak napisalam to wyraznie, to latwiej bedzie mi szlo praktykowanie;P

4 lat temu

Kiedy problem polega czesciowo na tym, ze mediana rozmiarow kobiet w USA to 16/18, a wiekszosc sieciowek wlasnie na jednym z tych rozmiarow konczy swoje kolekcje. Oznacza to, ze polowa kobiet nie miesci sie w tych kolekcjach. To byly badania, ktorych wyniki wyszly chyba na wiosne, nie mam w tym momencie pod reka, ale poszukam, jesli masz ochote.
I nie chodzi o przepraszanie, ze jestem biala, bogata, albo M, tylko o przyznanie, ze pewne rzeczy ktore dla mnie sa na wyciagniecie reki, dla innych sa trudno dostepne. Wchodze do dowolnej drogerii i na pewno kupie podklad do mojej cery i produt do pielegnacji moich wlosow. Wchodze do losowego odziezowego i znajde na siebie majtki. Moja decyzja jest, czy biore pierwsze z brzegu, czy szukam czegos bardzo konkretnego.
Czy mozna zmusic wlascicieli biznesow, zeby prowadzili je w sposob wlaczajacy (wciaz nie jestm przekonana do tego polskiego tlumaczenia inclusion)? Nie. Zmuszac mozna raczej podmioty panstwowe, skora sa finansowane z srodkow publicznych. Ale mozna jasno pokazywac marce, ze ich dzialania sa dyskryminujace, jesli to jest ich swiadoma decyzja, to coz…. ich wybor. Ale coraz wiecej marek w tens posob rowniez uczy sie jak byc celowo wlaczajacym, a nie przypadkowo wylaczajacym. Kazdy dokonuje wyboru sam- zarowno firma, ktora moze wspierac rownouprawnienie, badz nie, jak i klienci, ktorzy moga wspierac dany biznes, badz nie. Ale podstawa obu wyborow jest swiadomosc.

4 lat temu

Mysle, ze jest kolosalna roznica miedzy "nie narzekaniem, bo przeciez nie mam AZ TAK zle", a nie dostrzeganiem swojej uprzywilejowanej pozycji.
Istotne jest np komu i w jaki sposob zalimy sie ze swoich stresow. Kazdy ma stresy, kazdy ma problemy i kazdy ma prawo byc nimi przybity, chciec sie wygadac, lub wrecz przeciwnie, chciec posiedziec z nimi w ciszy i samotnosci.
I warto zadac sobie pytanie: czy to jest ta osoba, ktorej teraz powinnam narzekac na swoja zycie.
Bo kiedy dowiem sie, ze moja kuzynka stracila prace, to nie powiem jej "wiem co czujesz. Moj pracodawca tez zachowl sie jak szuja i nie zapewnia mi przy pracy z domu owocow, ktore mialam w biurze".
A kiedy bliski znajomy mowi, ze ktos z jego bliskich umarl nie bedziemy narzekac, ze nam tez ciezko, bo w sklepie nie bylo sera.
itp itd. Chodzi o uznanie swojej pozycji, zarowno swojego uprzywilejowania jak i swoich trosk. I warto z jednej strony doceniac i wyrazac wdziecznosc za to, co idzie nam jak z platka (czy to zupelnie bez naszego wplywu, czy w efekcie naszej pracy) jak i zaakceptowac swoj smutek/ zlosc/ rozgoryczeni/ zmeczenie z powodu rzeczy, ktore nie sa po naszej mysli.

4 lat temu

Od razu przypomniało mi się stwierdzenie bardzo popularne w ruchu ciałopozytywności dotyczące osób średniorozmiarowych vs. osoby z mniejszą i większą nadwagą. Chodzi mniej więcej o to, że ci "przeciętni" na skali wagi powinni a wręcz muszą mieć świadomość i muszą czuć ogromną wdzięczność za swoje uprzywilejowanie, że właśnie są po środku, w związku z tym mogą się we wszystko ubrać, wszędzie zmieścić, itp. a ludzie z otyłością nie mają gdzie kupić dla siebie fajnych ubrań. I jak o tym słyszę, to się zastanawiam, czy niedługo ci "średni" nie zaczną być zmuszani do przepraszania że są od S do L, i że np.: przemysł odzieżowy produkuje dla 80% najczęściej występujących sylwetek i rozmiarów.
Albo przykład z USA – któraś firma kosmetyczna zrobiła podkład w wielu kolorach, ale nie w najciemniejszych, i awantura, że nie włącza do grona klientek osób bardzo ciemnoskórych i ma to natychmiast zrobić!!! A dlaczego, ja się pytam? Dana firma nie ma produktu, którego szukam, to idę do innej, a nie żądam, żeby dla mniej stworzyła nowy produkt.
Nie jest naszą winą ani zasługą, że urodziliśmy się w biednej/bogatej rodzinie, biali, czarni czy w innym kolorze, że żyjemy w tej czy innej części świata, że jesteśmy raczej zdrowi albo chorowici od urodzenia, że w związku z naszą sytuacją życiową mamy takie albo inne problemy. Tak jak piszesz, u każdego coś innego wywoła taki sam stres, i to jest normalne, i nie nam to oceniać. *^v^*

4 lat temu

Zgadzam się z Ingwen, że warto doceniać to, co się ma. Aczkolwiek jak każdy lubię sobie czasem ponarzekać. Jesteśmy tylko ludźmi, mamy gorsze dni i wtedy trudniej mierzyć się z rzeczywistością. Osobiście uważam, że ważne jest podejście do naszych problemów. I to od nas zależy, czy usiądziemy i będziemy załamywać ręce oraz czekać, że może zdarzy się cud, czy po prostu sami znajdziemy rozwiązanie i będziemy robić coś w tym kierunku. Pozdrawiam

4 lat temu

*to zależy,czy do komunikacji w pracy używacie ms teams, czy zooma, czy google meet :D.

Tu się trochę zgodzę i trochę nie – myślę, że trzeba znaleźć złoty środek i nie myśleć o tym jak komputer, tylko jak człowiek. Odgrzebałabym ten dobry artykuł na podobny temat, był na stronie bbc – generalnie w narzekaniu trzeba zachować umiar, a naprawdę poprawia nastrój jakieś aktywne angażowanie się w czyny altruistyczne. Postękać trochę, raz na jakiś czas jest ok, ale jak się z tego robi trend, a realistycznie nie ma się tyle powodów do narzekań, to moim zdaniem warto się zmusić do odwrotności, czyli doceniania tego, co się ma. A jeśli to nie pomaga, a nastrój się tylko pogarsza, to myślę, ze warto to skonsultować z ekspertem, bo wiadomo, nie ma co ryzykować zdrowiem psychicznym.
Ale mam naprawdę fajną koleżankę z bardzo dobrym życiem, która na najmniejsze fałdki w życiu reaguje takimi lamentami, że od przewracania oczami można dostać zawrotów głowy i człowiek się poważnie zastanawia, czy to nie jest jej hobby albo silnie niezaspokojona potrzeba uwagi.
Także generalnie rozumiem, też narzekam, ale staram się rzadko 😀

By Pimposhka
0
Would love your thoughts, please comment.x