Upadek Klementyny

Dziękuję Wam za wszystkie komentarze pod poprzednim postem. Na wszystkie już odpowiedziałam. Dzisiaj chciałabym pozostać w temacie rodzicielstwa i mediów społecznościowych. Uwaga, w treści dzisiejszego wpisu jest dużo internetowego żargonu, z góry przepraszam tych mniej zorientowanych. 
Z Instagramem mam tzw. love hate relationship czyli związek pełen wzlotów i upadków. Z jednej strony media społecznościowe i Internet to wręcz raj dla socjologa, bo można sobie bezkarnie podglądać różnych ludzi. Z drugiej strony można odnieść wrażenie, że wszyscy są młodzi, piękni i wygrywają w życiu…. wszyscy oprócz Ciebie ;). Media społecznościowe mają też swoją ciemną stronę, nazywa się on hejt. Z jakiś powodów ludziom w sieci puszczają hamulce, a wszelkie zasady społecznego współżycia wylatują przez okno. Najbardziej chyba ‘obrywa’ się znanym ludziom, a szczególnie tym, którzy znani są z tego, że są znani. To influencerzy. Czyli osoby, które nie są aktorami czy piosenkarzami ale ‘zwykłymi ludźmi’, którzy jednak dorobili się pewnego statusu ‘gwiazdy’.
Z Polskich przykładów to np. Ewa Chodakowska czyli trenerka fitness, która założyła sobie Insta i wie jak z niego korzystać. Również wszelkie Fashionelki, Mafasshionki itd. a z podwórka mam influencerek np. MrsPolkaDot czy Bakusiowo. Lista jest dość długa. A to przecież dziewczyny, kiedyś ’takie jak my’, które wolno zyskiwały naszą sympatię fajnym tekstem albo ciekawym zdjęciem, aż setki i tysiące lajków postanowiły spieniężyć. I choć na zdjęciach w profilach pojawiają się same, to nierzadko mają za sobą już cały sztab ludzi, którzy dla nich pracują. Stylistów, fotografów, grafików, operatorów no i agentów, którzy negocjują dla nich stawki kolejnych kontraktów reklamowych. O stawkach jakie zarabiają krążą legendy. 
Jednak cały ten internetowy biznes ma również ciemną stronę, szczególnie jeśli chodzi o influencerki parentingowe, bo wpisy reklamowe zazwyczaj obejmują całą rodzinę w tym słodkich, bardzo fotogenicznych nieletnich. Chyba najbardziej znanym przypadkiem jest skośnooki chłopiec Ryan, gwiazda YouTube, który zarabia miliony na filmikach recenzujących zabawki. I oczywiście można powiedzieć co w tym złego? Setki tysięcy ludzi wrzuca codziennie do sieci zdjęcia i filmiki swoich pociech zupełnie za darmo, to czemu nie można przy okazji na tym zarabiać? Hmmm. Może to dość dosadny przykład, ale powiedzmy, że spotykasz faceta, który Ci się podoba i masz ochotę z nim pójść do łóżka. To może on Ci zapłaci? Skoro i tak byś się z nim przespała bo Ci się podoba to czemu przy okazji nie możesz sobie trochę zarobić? 
Otóż ja uważam, że profesjonalna obecność w sieci to zło bo SPRZEDAJEMY swoją prywatność jak i prywatność swojej rodziny. Wrzucanie zdjęć naszych słodkich bobasów nie odbywa się już na naszych zasadach ale na zasadach, którymi rządzą media społecznościowe. Bo nie wrzucamy ich z potrzeby podzielenia się nimi ze światem tudzież rodziną czy znajomymi. Wrzucamy zdjęcia aby mieć lajki a wraz z lajkami kasę. Stąd więc całe akapity hashtagów, perfekcyjne zaplanowane strategie publikacji, godziny spędzone na retuszu zdjęć, sesje z choinką w październiku aby zdążyć z publikacją w grudniu a przy okazji wydać e-booka z naszymi ulubionymi potrawami świątecznymi. Czasem patrzę na te zdjęcia wystylizowanych dzieci, które czytają książeczki na łóżku z perfekcyjnie skoordynowaną pościelą i poduszkami, w bucikach i kapelusiku na głowie (choć są przecież w domu) i się zastanawiam jak takie częste pozowanie wpływa na ich rozwój. Często wizyta na placu zabaw, wypad do restauracji czy weekend w hotelu nad morzem to obowiązek fotorelacji po powrocie i oczywiście tylko i wyłącznie wystawienie pochlebnej opinii, która nie zawsze jest w zgodzie z tym co myślimy naprawdę o danym przybytku. Kiedy polskie blogerki reklamowały w tym samym czasie mydełko dla dziecka firmy Dove, to wszystkim bez wyjątku ‘pachniało ono dzieckiem’. Taka współpraca to również słowa, które wkładają w nasze usta obcy ludzie. Im bardziej jesteśmy popularni i im więcej kontraktów mamy, tym mniej nam wypada i musimy być bardzo ostrożni co ląduje na naszym profilu. 
Ale przede wszystkim każda obecność w mediach społecznościowych to wystawianie się wszelkim trollom i hejterom. Niestety. I zaczynając naszą przygodę z Internetem musimy być tego świadomi. Influencerzy to taka grupa w mediach społecznościowych, której najbardziej się obrywa. Dlaczego? Po pierwsze, oni przecież nic nie robią! Na Instagramie i Fejsbuku nie widać godzin spędzonych na pisaniu postów, robieniu stylizacji, obróbce zdjęć, administracji konta, pozycjonowaniu bloga (cokolwiek to znaczy), godzin spędzonych na odpowiadaniu na komentarze i maile, ścigania zaległych faktur itd. Nie da się ukryć, że to po prostu praca i wcale nie taka łatwa. Po drugie, influencerzy mają klawe życie, które ich nic nie kosztuje. Oni te wszystkie kosmetyki, ubrania, wyjazdy, samochody, meble, wózek dla niemowlaka i lot balonem dostają za darmo!!! Mało tego, jeszcze im za to płacą, że daną rzecz pokażą na swoim profilu. Nie dość, że żyją życiem jakie każdy chciałby mieć to jeszcze na tym bardzo dużo zarabiają. Wielu ludziom w takiej sytuacji włącza się wewnętrzny frustrat, który zaczyna hejtować. Żeby sobie ta czy tamta nie pomyślała, że jest znowu taka świetna! A nie każdy może znieść taki zmasowany atak i czasem kończy się to bardzo źle. 
No dobrze, ale kim jest w takim razie tytułowa Klementyna? Otóż pewnie jej nie znacie, to Clemmie Hooper, w sieci znana jako mother_of_daughters. Clemmie jest bardzo znaną brytyjską influencerką parentingową (mumfluencerką), której dwa tygodnie temu mocno podwinęła się noga. Jej przypadek jest arcyciekawy i powinien być ostrzeżeniem, dla każdego kto marzy o tym, aby zostać influencerem. No ale od początku. 
Karierę internetową Clemmie obserwuję od kilku lat, a jeszcze wcześniej zaczęłam obserwować jej męża Simona, w sieci znanego jako father_of_daughters. Tak naprawdę to on jest prawdziwą gwiazdą parentingowego Instagrama, bo posiada aż milion followersów a jego rodzinne zdjęcia opatrzone są długimi, śmiesznymi opisami. Simon na poważną pracę jako konsultant w marketingu czy jakoś tak. Clemmie jest położną, która pracuje w państwowym szpitalu w Londynie. Hooperowie aą rodzicami czterech córek, z których najstarsza ma 12 lat a najmłodsze są trzyletnie bliźniaki. Szczególnie młodsze dziewczynki często występują w postach swoich rodziców, nie zakrywają im twarzy a ich imiona nie są tajemnicą. Bodajże po narodzinach drugiej córki Clemmie, będąc na urlopie macierzyńskim zaczęła pisać bloga, głównie historie z porodów. Po narodzinach bliźniaków, biorąc przykład ze świetnie rozwijającej się internetowej kariery swojego męża zmieniła nazwę swojego konta na mother_of_daughters i sukcesywnie zaczęła budować swoją markę online. W szpitalu pracuje już tylko jeden dzień w tygodniu. Rozpoczęła współpracę z agencją talentów. Clemmie jest inteligenta, wesoła, ciekawa i miła dla oka ale w rozmiarze 40-42 więc łatwiej można się z nią utożsamiać. Nic dziwnego, że jej internetowa persona i kariera nic tylko rosła w siłę.
W ciągu ostatnich trzech lat napisała dwie książki, wzięła udział w licznych promocjach takich marek jak Boden czy Marks&Spencer (jej zdjęcia obecnie reklamują najnowszą zimową kolekcję), wypuściła dwie kolekcje biżuterii sygnowane jej nazwiskiem wraz z pewną londyńską projektantką biżuterii, reanimowała swojego bloga, z którego zrobiła rzetelny portal dla oczekujących mam oraz studentek położnictwa (Clemmie ma niezaprzeczalną pasję dla swojego zawodu), wypuściła pierwszą serię bardzo interesującego podkastu, w którym niezwykłe i często znane kobiety opowiadają jak ich dzieci przyszły na świat. 

Również w tym czasie rodzina przeprowadziła się z południowego Londynu pod Londyn, gdzie zamieszkała w wielkim domu z widokiem na morze. Na Insta można podziwiać super trendy wnętrza urządzone naprawdę ze smakiem. W domu pojawiła się nowa kuchnia, ze sporą zniżką za reklamę wykonawcy, a łazienka córek cała w dizajnerskich kafelkach, w ramach ‘płatnej współpracy z producentem’. Clemmie zmagała się z trądzikiem ale zajęła się nią najbardziej pożądana dermatolożka w Londynie, jej zęby dostały nowe licówki w najlepszej londyńskiej klinice dentystycznej. Rodzina wyjechała na liczne wakacje w tym do Walt Disney World na Florydzie, fantastycznego luksusowego kurortu dla rodzin z dziećmi w Portugalii czy na karaibską wyspę Saint Lucia. Clemmie jeździła również solo, na przykład zaliczyła dzięki sponsorom rejs wycieczkowcem na Karaibach z koleżanką, albo wzięła najstarszą córkę na ‘babskie wakacje’ na Mauritius. Na jej profilu można było śledzić niezliczone wyjazdy autorskie, luksusowe hotele, w których się zatrzymywała, proszone kolacje z prywatnym kucharzem w ich domu, benefity, wieczorki promocyjne, koktajle itd. 
Ale przy tym wszystkim Clemmie często pokazywała filmiki z prawdziwego życia z czwórką dzieci, dzieliła się swoimi frustracjami, gdy ktoś jej zwrócił uwagę, że bliźniaki zachowują się zbyt głośno, namawiała na regularne badania cytologiczne, była wielką orędowniczką tego, by kobiety wzajemnie się wspierały i aby zawsze być miłym dla każdego (‘be kind, always’). Oczywiście jej profil i taki styl życia przyciągał trolle, Clemmie czasem pokazywała nieprzyjemne wiadomości, które dostawała od anonimowych ‘fanów’. Wydawało się jednak, że ona sobie z tym świetnie radzi. Do czasu. 
Niecałe dwa tygodnie temu na profilu Clemmie pojawiło wyznanie, które niemal zatrząsnęło całym brytyjskim światkiem parentingowych influencerek. Otóż na początku roku Clemmie odkryła pewne plotkarskie forum, na którym trolle i hejterzy dzielili się swoimi niewybrednymi przemyśleniami na temat różnych sławnych osób, w tym Clemmie i jej rodziny. Nie było to hejtowanie na profilu Clemmie ale zupełnie osobna dyskusja, gdzie różne osoby komentowały jej nowe posty. Coś w stylu ‘Widziałyście jej nową kuchnię? Ale porażka!’ Albo ‘Nie lubię jej, nie podoba mi się jak wykorzystuje do reklam swoje dzieci’. I w ten deseń. 
Co zrobiła Clemmie? Otóż proszę państwa Clemmie założyła sobie fikcyjne konto i postanowiła anonimowo przekonać osoby na owym forum, że jej rodzina nie jest taka zła. Aby zdobyć zaufanie osób tam komentujących sama zamieniła się w trolla i zaczęła pisać niewybredne komentarze na temat swoich koleżanek influencerek, osób z którymi się przyjaźniła. Przykładem jest lekko rasistowski komentarz pod adresem kobiety, która była gościem w jej podkaście. Pisała też niemiłe komentarze o innej bardzo znanej influencerce, która u Clemmie na blogu dzieliła się z czytelnikami historią swoich poronień. A kiedy na forum zaczęto podejrzewać, że jej alias to Clemmie we własnej osobie nawet swojego osobistego męża nazwała ‘P***ą pierwszej klasy’ aby zmylić trop. 
Clemmie ostatecznie ‘wpadła’ kiedy jej alias zaczął publikować posty z karaibskiej wyspy, na której Clemmie oficjalnie spędzała wakacje z rodziną w tym samym czasie (co można było zobaczyć oczywiście na Insta). Plotka głosi, że kiedy sprawa się wydała, Clemmie obdzwoniła wszystkie koleżanki, które trollowała przyznając, że to była ona i aby jej wybaczyły (i najlepiej dochowały tajemnicy). A kiedy afera stała się wiedzą publiczną opublikowała przeprosiny w formie Instagram stories, czyli takiej, która znika z profilu w ciągu 24 godzin. Od tego czasu Clemmie milczy. 
Całą sprawę oczywiście najpierw opisały tabloidy, ale po kilku dniach artykuły o Clemmie ukazały się w Guardianie, Independent a finalnie także w The Times (wydanie internetowe). Jedni przekonywali, że biedna Clemmie padła ofiarą trolli i oto co regularne hetjowanie robi z człowiekiem. W końcu wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i każdy popełnia błędy. Inni nie zostawili na niej suchej nitki tłumacząc, że ośmiomiesięczne anonimowe trollowanie to nie jest ‘błąd’ ale czyste wyrachowanie, o rasistowskich uwagach nawet nie wspominając. Wiele osób krytykowało ją za lakoniczne przeprosiny, w których głównie skupiła się na sobie, próbując siebie usprawiedliwić a nie na krzywdach wyrządzonych innym. Trollowane koleżanki influencerki wykorzystały swoje własne zasięgi, aby ustosunkować się do zaistniałej sytuacji. Co zrozumiałe, nie były to miłe słowa. Profil Clemmie w ciągu dwóch tygodni stracił ponad 15,000 followersów, to w sumie nie jest tak dużo, gdy ma się ich ponad 600 tysięcy. Reszta, tak jak ja, pewnie siedzi i czeka aby zobaczyć jak to się dalej potoczy.  
Mąż Clemmie po kilku dniach milczenia krótko ustosunkował się do całej sytuacji, pisząc, że nie miał o niczym pojęcia i nie do końca rozumie motywację żony do takich działań (nie wszyscy mu zresztą uwierzyli). Postawiła go w bardzo nieciekawej sytuacji. Od tego czasu opublikował tylko dwa ‘śmieszne posty’, żadnych reklam. Przecież zarówno on jak i Clemmie mają kontrakty, zobowiązania, są ambasadorami różnych marek, wreszcie Clemmie jest pracownikiem publicznej służby zdrowia. A przede wszystkim mają cztery córki, które również znalazły się w nieciekawej sytuacji, szczególnie najstarsza, przecież już nastolatka. Dla rodziny to musi być cios, ogromny wstyd i poważne straty finansowe, których pewnie nie da się już odrobić. Clemmie stała się persona non grata. Jej przypadek już jest szeroko opisywany w mediach, znajdzie się napewno w opracowaniach socjologicznych dotyczących mediów społecznościowych, przy każdej podobnej wpadce innych osobowości medialnych będzie się przypominać o tym, co stało się z Clemmie.  

Przykro jest na to wszystko patrzeć. Czy po przeczytaniu tej historii ktoś jeszcze myśli, że bycie popularnym influencerem to bułka z masłem i coś, czego można komuś zazdrościć? Chyba nie, według mnie można im tylko współczuć. Ja zawsze powtarzam, że najtańszym sposobem na to aby coś mieć, jest kupienie tego za własne pieniądze.

Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
5 lat temu

I wlasnie o to chodzi – by miec kontrole i umiar. Owszem, bloguje i czytam blogi ale utrzymuje prywatnosc, poza tym to jedyne miejsce gdzie "jestem" i bez poswiecania mu zbyt wiele czasu. Nie jestem i nie chce byc niewolnikiem mediow i komputera. Ale to o mnie by wyjasnic ze mozna – bez przesady i utworzenia sobie zycia opartego na publikacjach gdzie sie da, tak jak Klementyna.
Istnieje powiedzenie ze niejedno mozna byle nie przesadzac a u niej tak sie stalo.

5 lat temu

Zupełnie nie rozumiem, jak ktoś może w ogóle próbować zmienić czyjeś zdanie o sobie (mówimy tu o mało przyjaznych trollach, których nie znamy osobiście). Ja nigdy nie miałam potrzeby aby wszyscy mnie lubili bo wiem, że to po prostu niemożliwe, szczególnie na skalę 660 tysięcy osób, które obserwowały jej profil. To jest nierealne! Ale Internet ma zdecydowanie ciemną stronę. Mnie trochę śmieszy, że tyle mówi się o 'nierealnym' Insta, że jak jakaś znana osoba pokaże rozczochrane włosy albo zlew pełen garów to zaraz jest milion lajków bo pokazała 'normalne życie'. I tak się zastanawiam, czemu w takim razie Insta nie jest pełne tych brudnych zlewozmywaków?

5 lat temu

Ja myślę, że są ludzie, którzy mają taką potrzebę. No bo możesz równie dobrze napisać, po co ja piszę bloga? I po co Ty na niego zaglądasz i czytasz? Coś w tym jest. Poza tym z dzieleniem się sobą to trochę taka spirala, po pierwsze aby zacząć się dzielić sobą w sieci z obcymi ludźmi to trzeba mieć trochę rozbudowane ego, a im ludzie bardziej Cię lubią to Ty chcesz dać im więcej i więcej. Do tego dochodzi jeszcze realna kasa i trudno to przerwać, nagle dzielisz się rzeczami, którymi jeszcze rok wcześniej nigdy byś się nie podzieliła. Ja też trochę zaczęłam przesadzać z tą otwartością, stary blog zawiesiłam, teraz staram się być już bardziej selektywna o czym piszę.

5 lat temu

Iwona, ja pamiętam tą sesję. To nie był grób ojca, to był fotogeniczny grób, czarne krynoliny i lilie no i wywiad po śmierci ukochanego ojca. Mnie się ta sesja i wywiad podobały, mam wrażenie, że celebrytka została źle zrozumiana. Ale rozumiem, czemu niektórym wydało się to szczytem kiczu. Bo z drugiej strony jakie inne zdjęcia pasują do takiej rozmowy w magazynie? No chyba, że faktycznie sama rozmowa o śmierci ojca (który przecież też był znany) to brak gustu. No ale takie życie osoby publicznej niestety.

5 lat temu

Marzena, popyt był zawsze i jest stary jak świat. Tylko kiedyś były relikwie i hagiografia a teraz jest Fejsbuk i Instagram. Ja czasem czytam profesjonalne konta bo lubię je od czasów, kiedy nie były jeszcze profesjonalne. Niektóre, bo w końcu te osoby stały się znane bo fajnie piszą i mają coś ciekawego do powiedzenia. Jeśli jakiś post jest reklamą to po prostu go omijam. Aczkolwiek napisanie posta reklamowego wcale nie jest takie łatwe. Kiedyś czytałam fajnego bloga, dziewczyna pisze super ale zaczęło mnie ogromnie irytować jak na końcu ciekawego, osobistego postu był kupon na zakup sokowirówki. I już jej nie czytam! Oczywiście nie widzę w ogóle sensu w obserwowaniu kont osób typu Kim Kardashian itd. ale nie spisuję wszystkich profesjonalnych kont na starty.
A z tym hotelem to masz rację, mnie też się zdarza sprawdzić hotel na Insta i zobaczyć fotki z ich hashtagiem, jak na zdjęciach jest za dużo plastiku to też wiem, że tam nie pojadę :).

5 lat temu

A ja mam potrzebę 🙂 ale staram się to robić z głową. Nie wiem skąd to się bierze, że mam ochotę wrzucić zdjęcie np. swojego lanczu do pracy. Może niektórzy są tak po prostu skonstruowani? Znam osoby, których media społecznościowe w ogóle nie kręcą i trochę im zazdroszczę.

5 lat temu

Bez przesady! Po pierwsze wiele dzisiejszych dzieci, jak dorośnie będzie miało zupełnie inne podejście do prywatności niż my, wychowani w zupełnie innych czasach. Nie jest powiedziane, że dla nich to będzie coś o co można mieć pretensję do rodziców. Poza tym jest różnica pomiędzy wrzuceniem prywatnej fotki moich dzieci (tak, czasem mi się zdarza) a sprzedawaniem ich wizerunku bo to wiąże się z 'zatrudnianiem' dzieci do częstych profesjonalnych sesji albo robienie różnych rzeczy pod kątem bloga np. dekorujemy pierniczki w listopadzie a nie przed samymi świętami, albo malujemy jajka w lutym aby zdążyć obrobić fotki itd. I co z dziećmi poważnie chorymi, gdzie rodzice proszą o wsparcie finansowe i pokazują zdjęcia dzieci, często w najbardziej intymnych sytuacjach? To nie jest takie proste ani czarno białe.

5 lat temu

Zgadzam się z Wami i dlatego właśnie jestem przeciwna profesjonalnej obecności w sieci. Bo sprzedajemy zazwyczaj więcej niż chcemy, jak się raz w to wejdzie to potem trudno z tego zrezygnować. Może to taki współczesny cyrograf? I tak zgadzam się, że jeśli ktoś 'gra w te klocki' dla pieniędzy to chyba nie jest aż tak naiwny aby myśleć, że każdy będzie go lubił. A już zakładać fikcyjne konto aby kogoś do siebie przekonać (z zasady chyba są to niefajne osoby, które już teraz piszą o nas źle)???? Utopia!

5 lat temu

Nie, nie przegapiła. Po prostu dziwne było, że ktoś akurat pisał na forum z tego samego miejsca, z którego pisała Klementyna. Myślę, że musiało jej być ciężko z całą tą sytuacją, bo to podobno z tajemnicy przed wszystkimi. Niestety, internet i hejt wciągają.

5 lat temu

Podobno hejt potrafi uzależnić.

5 lat temu

Jak pierwszy raz zobaczyłam Insta to pomyślałam, ojej i to jest realne? Dajcie spokój. Wszystko ładne i uśmiechnięte i wygładzone, przefilteowane, przegotowane. Influencer to taki fajny zawód tak? bo nie robisz a wszyscy ci dają (albo sam/a sępisz jak opisane przez Marzenę wyżej). No tak fajnie by było strzelić parę fotek i zebrać kasę. 5 minut! Ale większość tych dużych influencerów to co którzy złapali ta możliwość wcześniej a teraz odcinają kupony i sprzedają książki o tym jak i ty możesz to zrobić, bo i kursy online i inne gadżety. Rynek się woli nasyca tym. A bohaterka tego wpisu. Cóż smutna historia, smutna bohaterka. Szkoda że poprostu nie robiła tego co jej dobrze wychodziło zamiast skupić się na opinii innych i odkryć w sobie pokłady negatywnej energii.

5 lat temu

Nie rozumiem po co ludzie musza byc na kazdym czy nawet jednym portalu? Ujawniac swe dane, obnazac swe zycie i rodzine? Nie moge pojac dlaczego stalo sie to norma, jakby musem nawet? A jesli juz to przynajmniej robic w sposob bezpieczny i uczciwy.
W przypadkach podobnych do opisanego to wcale nie odczuwam wspolczucia tylko takie : prosilas sie o to to masz……..

Anonymous
5 lat temu

I dlatego z wielka przyjemnością czytam Twoje wpisy. Z zachwytem patrzę na naklejki na Waszych ścianach, ale nie miałam poczucia, że już natychmiast powinnam biec i kupić, bo takie wow! Raczej odebrałam to jako podpowiedz , że można zupełnie inaczej, że można samemu też coś nietuzinkowego wymyślić.

Anonymous
5 lat temu

Mysle, ze sa pewne granice , ktorych sie nigdy nie przekracza. Pogon za kasa potrafi mocno zaslepic. Potem,jak opisala Pimposhka, upadek moze byc bardzo bolesny. Magdalenka

5 lat temu

..kiedyś była "Przyjaciółka"; strony z modą, kuchnią, zdrowiem, plotkami….
teraz jest to samo w necie, tv, itd, tyle że na wielką skalę, taki lajf miłe Panie 🙂

..co to jest prywatność? i co to jest zło?
gdy celebrytka robi sobie sesję do gazety na grobie ojca to żle robi? jej to nie sprawia przykrości, nikogo nie krzywdzi

zmienily się formy zarabiania, i tyle

5 lat temu

Nigdy nie obserwowałam profilów takich ludzi, a gdy tylko jakieś konto zaczyna śmierdzieć mi reklamą, dostaje ode mnie bana 🙂 Takie konta nie posiadają dla mnie wartościowych treści i szkoda mi na to czasu. Nie znam połowy celebrytów, a drugą połowę znam przez przypadek (google czasem podpowiada mi najpopularniejsze hasła i przewija się tam często jakiś super news o aktorce/modelce/piłkarzu, którym żyje połowa polaków :D)
Z drugiej strony… cóż, nie było by takich osób gdyby nie było na takie treści popytu. Ludzie kochają oglądać co się dzieje u innych, jak żyją, co jedzą, co mają, gdzie byli. I lubię oczywiście hejtować od czasu do czasu… Ich życie byłoby wyjątkowo nudne gdyby nie te kilka chwil pastwienia się 🙂

Staram się być zawsze ponad to i chyba przychodzi mi to bez większego problemu. Z czego bardzo się cieszę 🙂 Nie znam influencerów, chyba nawet dość późno dowiedziałam się, że w ogóle coś takiego istnieje.

Zauważyłam jednak jedną, męczącą mnie, rzecz na Instagramie. Wystarczy, żeby jedna (zapewne bardzo popularna) osoba dodała jakieś nietypowe zdjęcie i nagle co drugi profil zaczyna układać kubeczki, kawę, książki, kwiaty, obrazki (i tak dalej) w ten sam sposób, oplatać się włóczką, wkładać kwiaty do ust, stosować ten sam filtr… trochę mnie to bawi, ale bardziej nudzi. Ileż można oglądać takie same kadry?
Ale jak widać większość to lubi. Lubi czytać bzdurne mądrości na IG, prosić celebrytów o rady w przeróżnych kwestiach (jak ćwiczyć, co jeść, jak szczepić, jak wychować, co kupić…), być jak ONI! I jest też druga grupa, która też to robi, ale lubi się głównie popastwić, poszukać wad, obrazić, wyśmiać. Jest popyt, więc powstają taki konta, pełne sztucznych uśmiechów i mało wiarygodnych porad (bo ktoś zapłacił by mieli takie, a nie inne zdanie).

Jestem ogólnie wielka przeciwniczką reklam. Walczę z nimi na swój własny sposób 🙂 Podejmuję współpracę z tymi, których podziwiam, a nie z tymi, którzy coś mi dadzą. Odmówiłam już i infulencerkom, które chciały ode mnie wełnę za darmo (napiszemy o tobie na naszym superekstra profilu!!!!), jak i tym, którzy mi proponowali mi to w drugą stronę (chcesz współpracować z naszą hurtownią? damy ci guziki i nici! Nie, sorry. Kupię sobie za swoje).

Sama staram się pokazywać w sieci tylko tyle, ile uważam za słuszne – wiele rzeczy o mnie internetowy świat nie wie i wiedzieć nie będzie. Nie potrafię sobie wyobrazić by za pieniądze (albo zwykłe przedmioty) upublicznić swoją codzienność, swoje życie i uczucia. A gdy zdecyduje się coś pokazać, jak na przykład nasze podróże, to zawsze staram się by było to coś więcej niż "pochwalenie się" i zbieranie lajków. Przewodniki podróży w wersji blogowej są moim zdaniem cennym źródłem wiedzy dla pasjonatów odkrywania świata, zaś wystylizowany kadr z najdroższego hotelu w popularnym kurorcie nie ma dla mnie żadnej wartości. Chociaż… cóż, pomaga mi podjąć decyzję gdzie na pewno nie chcę pojechać 😛

Anonymous
5 lat temu

Ups, źle sformułowałam myśl:-(( Muszę dodać, że koleżanka nie z tych delikatnych, więc ubawiłyśmy się obie.

Anonymous
5 lat temu

Tak, tak, tak. Internet nie jest anonimowym miejscem. NARESZCIE!!! Bardzo zastanawiam się czy coś zamieścić na FB i najczęściej wychodzę z założenia, że lepiej zrobić to w prywatnej wiadomości. Nie mam potrzeby chwalenia się całemu światu. Ostatnio ubawiłam się jak zobaczyłam na FB wpisy ziejące nienawiścią i poniżające moją koleżankę. Tak z ciekawości zajrzałam na profile tych osób i co ? A tam informacja, że pałający nienawiścią komentator aktywnie walczy z falą hejtu. Każdemu z nich z osobna przypomniałam o tym co ma na swoim profilu FB i … zapadła cisza, komentatorzy zamilkli:-)
A taki INflu-cośtam, to jak zwykły domokrążca. Tylko ten reklamuje się w internetowym medium. Już się uodporniłam.
A do Pimposhki z wielką przyjemnością wpadam co poniedziałek:-)
Magdalenka

5 lat temu

Któregoś dnia te dzieci wypłacą swoim niezrażonym rodzicielom za ich nachalną, świadomą lub nie ingerencją w ich prywatne życie. Otóż skoro zapytuję każdego komu robię zdjęcie, czy mogę wstawić je do publicznej wiadomości, to dlaczego pozbawiam tego swoje dzieci. Tak jestem opiekunem, to dlaczego nie dbam o ich bezpieczeństwo. Badanie naukowe wskazuje, iż 50% zdjęć ściąganych przez pedofilii pochodzić ze stron rodzicielskich, którzy dzielą się swoim szczęściem z całym światem. Mało tego lwia część, kiedy zacznie dorastać będzie miała "gorzkie żale' do starych o robienie im od młodu zwyczajnie obciachu "słodkimi" zdjątkami. Jesteś dorosły, odpowiadasz za swoje czyny proszę bardzo. Nie łam dzieciom życia swoją "głupotą", każe ma inna wrażliwość i po kilku latach moze odczuwać wstyd i frustrację, że wszyscy widzieli, widzą czy zobaczą je w sytuacjach, które powinny być zachowane tylko dla najbliższych. I właściwe zarabiasz na nich czy nie, nie ma większego znaczenia albowiem sprzedajesz ich prawo do prywatności a i niejednokrotnie godności bez zdania racji.

5 lat temu

Chyba wiem, o która polską influencerkę Ci chodzi i tez byłam zaskoczona taką informacją. Tym bardziej, że naprawdę uważam, że daleko zaszła, więc proszenie o egzemplarz recenzencki jest słabe na jej poziomie.

Zgadzam się zupełnie co do Clemmie. Można zrobić głupotę w przypływie emocji, ale ciągniecie tego przez 8 miesięcy, to raczej świadome działanie, wiec nic za bardzo jej nie usprawiedliwia.

5 lat temu

Ja tam influencerom współczuć nie zamierzam. Podjęli w miarę świadomą decyzję, wchodząc w świat pełen obłudy. Zawsze można się po prostu wycofać, jeśli hejt człowieka przerośnie. Z tego powodu ja w ogóle nie zakładam żadnych kont na portalach społecznościowych.
Wczoraj zupełnie przypadkiem przeczytałam na pewnym blogu znanej osoby, że zobaczyła książkę i od razu napisała do wydawnictwa prośbę o "egzemplarz recenzencki". Serio? Laska, która ma kupę kasy nie może sobie kupić książki? Wszystko trzeba wysępić? (Zaglądałam na bloga, bo koleżanka z pracy prosiła, żeby jej zrobić taki właśnie sweterek.)
W kwestii Clemmie – rozumiem, dlaczego założyła fałszywe konto na tamtym portalu. Chciała spróbować zmienić nastawienie tych ludzi do siebie i swojego bloga. Ale myślę, że maks. po miesiącu powinna się zorientować, że nie tędy droga… Osiem miesięcy oczerniania przyjaciół, żeby przekonać do siebie hejterów? Babka chyba nie ma po kolei w głowie… A najbardziej żal mi jej nastoletniej córki. Nawet nie chcę myśleć, co czuje i przez co przechodzi w szkole.

5 lat temu

Znaczy, ze Klementyna przegapiła przelogowanie się?
A to ci heca.
Czyli nie idzie trzymac kilka srok za ogon, jak polskie przysłowie mówi.
Rok temu, przypadkiem znalazłam w necie artykuł o pewnej sprawie w Polsce, nieciekawe, nieładnie sie zachowały moje kuzynki. W mniemanie anonimowym forum, dwie rozpoznałam po stylu pisania. I tyle co na temat innych netowych tożsamości.

By Pimposhka
0
Would love your thoughts, please comment.x