Eh te dzisiejsze matki

Jestem już w takim wieku, że ze zgrozą patrzę na ‘dzisiejszą młodzież’. Tak samo pewnie kobiety 55+ patrzą na dzisiejsze matki i macierzyństwo. No bo tak:
Mamy przecież jednorazowe pieluchy, pralkę automatyczną z suszarką (ja akurat nie mam suszarki, ale bardzo bym chciała mieć), zmywarkę. Mamy tysiąc pięćset różnych gadżetów, które mają nam ułatwić opiekę nad dziećmi czyli elektryczne laktatory, elektryczne nianie a ja nawet miałam elektryczną maszynę do robienia butli. Mamy śliczne ubranka dla dzieci w ilościach hurtowych, cudownie lekkie wózki wykonane technologią kosmiczną, gotowe słoiczki dla dzieci, także dla dzieci cierpiących na alergie pokarmowe no i ręczniki z kapturkiem ;). No nic tylko żyć i rodzić a tymczasem te dzisiejsze matki są jakieś takie…. no nie radzą sobie.  
Jednym słowem te dzisiejsze matki to nawet nie wiedzą jak mają dobrze. No właśnie, a czy aby na pewno mamy dobrze? Ja tak sobie myślę, że jako rodzice mamy dzisiaj zupełnie inne problemy niż nasze mamy oraz babcie. Ale to nie znaczy, że te problemy są mniejsze od tych, które były kiedyś. Mam na ten temat trochę własnych przemyśleń, rozmawiałam też o tym z moją mamą bo chciałam wiedzieć, jakie ona ma zdanie i co pamięta z okresu kiedy ja byłam w wieku małych Pimposhek. 
Kiedyś problemem było w co ubrać dziecko bo w sklepach nic nie było. Dzisiaj problemem jest jak za jedną średnią krajową ubrać bobasa tak, aby wyglądała jak Klara Lewandowska. Jak zrobić jej ładne zdjęcia i dostać dużo lajków na Insta. Próżność powiecie? Nie! Bo jak będzie dużo lajków to może mama będzie mogła zostać z dzieckiem w domu i przekuć swoją popularność (i popularność bobasa) na żywą kasę i robić karierę jako influencerka. To teraz bardzo pożądany zawód. Podobnie jak youtuberka/vlogerka czy blogerka. W dzisiejszych czasach można wrzucić śmieszny filmik dziecka (nie wspominając o kotach czy chomikach) do sieci i nagle zarobić setki tysięcy złotych, ot tak.  
Kiedyś dziecko szło do parku to wiedziało, że ma nie rozmawiać z obcymi i szybko wracać do domu. Teraz pedofile ukrywają się w Internecie, podszywają pod równolatków, dostęp do niewłaściwych treści jest na wyciągnięcie ręki. Dużo trudniej jest nam to wszystko kontrolować. Dostępność narkotyków czy innych dopalaczy również wzrosła. 
Kiedyś rodziło się więcej dzieci i człowiek jakoś tak mniej się nimi przejmował. Miało być ubrane, najedzone i szczęśliwe. Teraz jedynak i ’starzy’ rodzice to coraz częstszy przypadek. Dziecko musi być odpowiednio odżywiane, odpowiednio stymulowane, jest więcej alergii i więcej problemów natury psychologicznej dzisiaj dzieci mają anoreksję, depresję, popełniają samobójstwa. Są zajęcia pozalekcyjne, niemal nieograniczony wybór szkół – Montessorri, Callan, srori…. Dzieci żyją zamknięte w domach, na strzeżonych osiedlach bo tak jest bezpieczniej i grają w PS4. 
Oczywiście to wszystko jest związane z przemianami w społeczeństwie nie tylko w kwestii rodzicielstwa. Dorośli również mają coraz częściej depresję, natłok informacji, treści, życiowych opcji jest męczący i duszący. Komercja jest wszędzie, nawet minimalizm, uważność, terapia behawioralna, ekologia, czy ‘proste życie’ i joga są produktami marketingowymi. Płacimy krocie za ‘turnusy bez telefonu’ i ‘weekendowe warsztaty samorozwoju’ bo sami nie umiemy odseparować się od naszej komórki. 
Media społecznościowe są okropne. Powiem szczerze, Fejsbuk, Instagram i YouTube to jest coś czego najbardziej się boję jako rodzic. Jak mam nauczyć swoje dzieci mądrego korzystania z ekranów, skoro sama sobie z tym nie radzę? W dzisiejszych czasach wychować małe dziewczynki na pewne siebie kobiety to nie lada wyzwanie. Wierzę, że poczucie własnej wartości, pewność siebie i asertywność do klucz do tego aby moje córki były w przyszłości szczęśliwie i nie uległy hegemonii lajków, wypiętych cycków, pośladków i wydętych ust. Tylko jak to osiągnąć? Moja mama w ogóle nie musiała się mierzyć z takim problemem. 
Sami rodzice są również pod ostrzałem. Jesteśmy coraz bardziej i szerzej oceniani. Ze wszystkiego można zrobić dziś ‘gównoburzę’ – ‘Bo Krupa miała pomalowane paznokcie do porodu’ a ‘Frycz ma małe dziecko i pitbulla w domu, czy ona oszalała?’. Kiedyś mamy mogły liczyć na poradę babci, koleżanek czy sąsiadek, teraz ocenia i radzi nam cały świat co różnie się kończy. Osoby bezdzietne mówią, że nie mają dzieci więc ‘nie muszą się tłumaczyć z rodzicielskich wyborów’. 
Dostęp do ogromu informacji również budzi nasze wątpliwości, kogo słuchać? Szło się do lekarza, lekarz coś zalecał i się to robiło. Teraz najpierw rodzice sprawdzają Dr Google, na rozmowę z lekarzem przychodzą przygotowani jakby sami byli po kursie medycznym. Jasne, czasem to jest dobre, gdy na przykład znajdujemy alternatywne terapie czy ten jeden ośrodek w USA, który przeprowadza skomplikowane operacje (i jeszcze w sieci uda nam się na to zebrać pieniądze) ale wtedy, kiedy rodzic ma trzy szare komórki i potrafi mądrze robić rozeznanie. Często niestety jest tak, że Internet tylko potęguję głupotę wśród rodziców. Tutaj kontrowersja szczepionkowa to ponownie dobry przykład. Są rodzice, którzy świadomie nie szczepią dzieci i to jest ok. Ale większość nie szczepi, bo ‘coś tam napisali’. Internet dał nam ogromne źródło informacji, ale niestety nie wszyscy umiemy z niego mądrze korzystać. 
Rodzice są więc dziś pod ogromną presją aby dziecko ‘dobrze’ wychować. A w dzisiejszych czasach to oznacza…. wszystko! Ma mieć najlepsze zabawki, stymulujące książeczki, zero telewizji, mile spędzony czas z rodzicami, którzy poświęcają im 100% uwagi, balet, jazda konna, piłka nożna, angielski to w zasadzie minimum. Dobre szkoły, korepetytorzy (bo szkoły jednak do bani), zagraniczne wyjazdy, warzywa do każdego posiłku, zero cukru, fruktozy (czy 30 lat temu ktoś się w ogóle zastanawiał, ile cukru ma w sobie Bobofrut?), kupnych kaszek, nic z folii, parówki czy kupna szynka to dramat (rany, parówki to przecież był rarytas!), mięsko tylko od szczęśliwych zwierzątek, ale lepiej tofu no bo jednak klimat itd. Jogurcik koniecznie bez laktozy. Fakt, trzeba przyznać, że jakość jedzenia pogorszyła się z upływem lat. 
Kobiety szczególnie są pod ostrzałem. Matki powinny być zadbane i fit, nie powinny tylko siedzieć w domu, dobrze gdyby miały jakąś pracę a do tego jeszcze pasje. Nigdy wcześniej w historii nie kładło się takiego nacisku na to jak kobieta wygląda a umówmy się, cała ta depilacja/ondulacja/liposukcja kosztuje czas i pieniądze. I ok, mężczyźni też są pod ostrzałem. Teraz nie wystarczy, żeby ojciec po prostu przyniósł do domu kasę. Ma być czuły, zajmować się dziećmi i obowiązkami domowymi na równi z partnerką i ma nie zgrywać bohatera tylko płakać i szukać pomocy psychologa kiedy zmaga się z depresją i nie może mieć brzucha. Jednakże patrząc na statystyki, to jeśli oboje rodzice chodzą do pracy to i tak współczesna kobieta robi w domu więcej niż mężczyzna. Matka idąca rano do pracy to zdecydowanie częstszy przypadek niż ojciec, który zostaje w domu na tacierzyńskim. 
Dodatkowo dzisiejsze życie bardzo przyspieszyło. Oprócz czasu na karierę, macierzyństwo i depilację trzeba jeszcze znaleźć czas na ogarnianie domu i rzeczywistości. Moja mama raz w miesiącu szła na pocztę i płaciła trzy rachunki: za gaz, wodę i prąd. A teraz? Mamy rachunki za komórkę, za kablówkę i Internet, spłacamy kredyt hipoteczny, mamy karty debetowe i kredytowe, ubezpieczenie na życie/nw/mieszkania, prywatna emerytura i inne ‘instrumenty finansowe’, lokaty, raty za meble czy telewizor itd. Owszem, można powiedzieć, że robi się zlecenie stałe i po problemie. Ale kredyty można skonsolidować, kablówka czy telefon była w promocji i po 12 miesiącach trzeba poszukać nowego (korzystniejszego) kontraktu, bo inaczej będziemy płacić jak za zboże, kredyt hipoteczny też czasem warto przenieść do innego banku, nowa karta kredytowa ma korzystniejsze oprocentowanie a dowód osobisty i paszport trzeba teraz wymieniać co 10 lat. 
Dwa samochody w rodzinie to powoli standard, a więc przeglądy, naprawy, zimowe opony i ubezpieczenie też trzeba ogarnąć. Sprzęty domowe częściej się psują, więc częściej trzeba je naprawiać albo wymieniać (co zazwyczaj oznacza polowanie na najlepszą okazję i czytanie opinii innych użytkowników). Kiedyś była lodówka Mińsk i wszędzie kosztowała tyle samo (jeśli dało radę kupić). Kiedyś jechało się na wczasy do zakładowego ośrodka wypoczynkowego, a teraz człowiek siedzi w Internecie planując kolejny wypad, szuka najtańszych lotów i godzinami czyta opinie innych gości o hotelach na TripAdvisor. Oglądanie TV zajmuje więcej czasu, bo jest więcej kanałów. Nie wiem jak Wy, ale my przez pół godziny ‘przetrzepujemy’ Netflixa zanim coś włączymy. Nawet wyrzucanie śmieci się skomplikowało, bo jest segregacja a różne śmieci wywożone są w inne dni tygodnia i trzeba tego pilnować. 
Owszem dziś możemy robić wiele rzeczy szybciej i sprawniej, ale to oznacza, że zazwyczaj robimy po prostu więcej niż kiedyś. Niby jesteśmy bardziej produktywni, ale pomimo tego w pracy i na ogarnianiu spędzamy więcej czasu. Taki paradoks. Poza tym mamy większy wybór we wszystkich dziedzinach życia więc musimy podjąć ogrom decyzji, które zabierają nam czas i energię. 

Taki styl życia wpływa również na to jak dziś wygląda macierzyństwo. Standardy zmieniły się diametralnie. To co kiedyś było normalne np. dziecko z kluczem na szyi czy siedmiolatek dziarsko idący sam do szkoły teraz jest czymś co może zainteresować opiekę społeczną. Jak moi rodzice kupili pierwszego ‘Malucha’ miałam cztery lata i na tylnych siedzeniach nie było nawet pasów bezpieczeństwa. A teraz musi być fotelik i to nie jeden (i znowu godziny spędzone na wyborze tego idealnego i najbezpieczniejszego). A to przecież nie było wcale tak dawno. 
Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma, ale mam wrażenie, że kiedyś jednak było łatwiej być rodzicem. Moja mama też tak uważa. Szczerze mówiąc, czasem chętnie bym zamieniła Internet i media społecznościowe na pranie tetrowych pieluch. Ale może się nie znam? Może nie mam pojęcia o czym piszę? A co Wy myślicie?  
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
5 lat temu

Świetny wpis i super ujęłaś wiele kwestii, których mi się tak nie udało. Jakbyś czytała w moich myślach. Moja mama też pracowała tylko do 13:00 a ja jestem w domu o 17:30 i to jest wcześnie jak na warunki tutejsze (dlatego, że w pracy jestem wcześniej niż ustawa przewiduje). Właśnie w poście mi chodziło, że my jesteśmy teraz bardziej zaganiani a niby mamy tyle gadżetów aby nam to życie ułatwić. Jak my się w takiej sytuacji znaleźliśmy? I zgadzam się z Ingwen, tekst o butach pierwsza klasa.

5 lat temu

Okropna historia!!! Ale nie ma co porównywać czasów Twojej prababki. Chodziło mi o czasy kiedy ja byłam mała.

5 lat temu

Co kraj to obyczaj. Tutaj specjaliści od oszczędzania radzą zmieniać dostawcę do rok. A jak przenieśliśmy kredyt hipoteczny do innego banku to nam rata za dom spadła o 1/3 także gra jest warta świeczki. Ale nie wszystko tak monitoruję bo faktycznie nie mam czasu. Myślę, że trochę wpadłam w pułapkę ogarniania i uczę się odpuszczać. Różnie mi to wychodzi. No i te nowoczesne wynalazki też muszę ograniczać.

5 lat temu

Cieszę się, że tak myślisz. Podobnie jak moja mama. Może w dzisiejszych czasach generalnie trudniej jest żyć? Wydaje mi się natomiast, że kiedyś ludzi może mniej się rozwodzili co nie znaczy, że małżeństwa były szczęśliwsze i że to było lepsze dla dzieci. Kiedyś chyba ze względu na biedę czy brak mieszkań tolerowało się tatusia, który bił i pił. Teraz jest na to mniejsze przyzwolenie społeczne.

5 lat temu

No właśnie. CHyba dobrze to podsumowałaś, szkoda tylko, że te matki sprzed 30 lat tego tak nie widzą. Mamy pampersy to mamy siedzieć cicho. A przecież dzieciak wtedy był w pieluchach jakieś 18 miesięcy a nie jak teraz 2.5 roku.

5 lat temu

We wpisie o macierzyństwie z wyboru, kiedy pisałam o tym co napisała Kasia to jedno mnie właśnie uderzyło. Kasia napisała, że cieszy się, że nie jest matką bo nie musi się tłumaczyć z różnych wyborów rodzicielskich. I tak sobie myślę, jak wielka musi być generalnie presja skoro nawet bezdzietni to zauważają. A sami sobie to robimy. Z tym nadmiarem też się zgadzam, nauczyć dzieci aby szanowały i doceniały swoje zabawki jest teraz bardzo trudno. Widzę po Elli, że ona bardzo bardzo chce coś kupić a potem bawi się 5 minut i już chce coś nowego. To jest straszne!

5 lat temu

Ależ oczywiście, że tak. Mój post to taka generalizacja, ja na przykład wbijam to co myślą o moim wychowaniu dzieci inni. No chyba, że pytam się o radę. Ja też się cieszę, że mogliśmy używać pampersów, ale wkurza mnie jak ktoś mówi, że nie wiem co to macierzyństwo bo mam te cholerne pampersy. W końcu jednak pampersy to nie wszystko.

5 lat temu

Ha, koniec Twojego komentarza podchodzi raczej pod 'ah ta dzisiejsza młodzież'. Dzieci rządzą bo żeby mieć dzieci 'ułożone' to trzeba się trochę postarać. 🙂

5 lat temu

Jeszcze mi przyszło do głowy, że na pewno dziś mężczyzna w związku angażuje się o wiele bardziej w życie domowe, czyli w zmywanie, gotowanie, sprzątanie niż w czasach moich rodziców czy dziadków.
Co do uznania, to nie wiem czy jest duża różnica cierpieć od trzydziestu konkretnych osób czy od abstrakcyjnego świata. Nie wiem, ale wydaje mi się, że cierpienia lokalne są równie dramatyczne co globalne. W ogóle wrażliwość jest sprawą bardzo indywidualną i okoliczności są na drugim miejscu.

Depresji pewnie nie rozstrzygniemy bez statystyk, wiadomo, że choroby psychiczne były od zarania, tak sobie tylko przypomniałam o cierpieniach młodego Wertera, który wywołał falę samobójstw. Chyba dlatego, że młodzież niestabilna jest uczuciowo.

Trudno przewidzieć, jak mózg podąży za dzisiejszymi czasami, ale mam nadzieję, że nas zaskoczy – wiesz, jeszcze niedawno jazdę pociągiem 20km/godz uważano za śmiertelnie niebezpieczne. 🙂

5 lat temu

Mario myślę, że trafiłaś w sedno! Bardzo podoba mi się Twój komentarz. Masz rację, dzisiaj mamy wybór. Natomiast uważam, że komentarze starszych mam, że teraz jest łatwiej bo są pampersy jest jednak trochę krótkowzroczny. I o tym chciałam napisać.

5 lat temu

Komputer to moje narzędzie pracy i faktycznie pracy czyli służy mi do ograniania domu (właśnie rachunki, zakupy spożywcze itd.) i raczej nie marnuję na nim czasu na oglądanie filmików ze słodkimi kotami. Telewizor chętnie wyrzuciłabym przez okno, gdyby mąż pozwolił. zazwyczaj korzystam z niego późnym wieczorem kiedy na nic innego już nie ma siły. Natomiast komórka to moja bolączka niestety i bardzo walczę aby to jakoś zmienić. Bo taki przerywnik czasu, tu mam 5 minut podczas których i tak nic nie zrobię to bach, gapię się w telefon i dziennie wyjdzie 3 godziny! (choć oczywiście cały ten czas nie jest spędzony tyko na bzdurach). Krystyno to walce nie jest staromodna rada. Bradzo chcę się do niej zastosować.

5 lat temu

Z tym papierem toaletowym i płaceniem rachunków to się zgodzę. Zgadzam się również, że człowiek od zawsze miał potrzebę akceptacji i uznania. Ale kiedyś właśnie ta potrzeba dotyczyła klasy licealnej, czyli osób, które znamy osobiście a nie 'całego świata', to jakby zupełnie inna liga. Dziś możemy karmić swoje ego na skalę globalną, albo narazić się na globalny ostracyzm. Natomiast z tą depresją to się nie zgodzę, oczywiście kiedyś pewne choroby pozostawały niezdiagnozowane, podejście do nich też się zmieniało przez lata ale myślę, że generalnie rzecz ujmując dzisiejszy styl życia i środowisko, w którym żyjemy sprzyja chorobom umysłu czy np. alergiom.

5 lat temu

Mój post był generalizacją. Wydaje mi się, że Twoja sytuacja Mario była dość szczególna i raczej nietypowa (chociażby ze względu na bliźniaki), z pewnością tak jak pisze Emilia dziś też są matki w bardzo trudnej sytuacji, które mają podobne warunki lokalowe itd. Poza tym ten koszmar, który opisujesz trwał może ze dwa lata? Pieluchy się skończyły, skończył się wózek itd. A mnie chodzi o całe macierzyństwo, no takie do 18tki :).

5 lat temu

A znajdź buty, który wspierają naturalny rozwój stopy, są z dobrych materiałów i jeszcze do tego mają Spidermana :D.

5 lat temu

Gosiu, mam nadzieje, ze nie czujesz sie, jakbym probowala konkurowac moimi wpisami z dlugoscia Twoich wpisow 😉

5 lat temu

Mysle, ze zmienily sie problemy z dziecmi, bo zmienily sie problemy zycia. Wiele problemow sprzed lat nie istnieje (jak zdobyc jedenie i buty, czy franio-pranie pieluch), za to natura nie lubi prozni, wiec znalezlismy sobie nowe problemy. Moje babcie (bo dziadkowie raczej nie) zmagaly sie ze znalezieniem jakichkolwiek butow, zeby kupic je dzieciom. Moi rodzice (we wczesnych 90') zmagali sie z oszczedzeniem kasy, zeby mi kupic buty. A ja zmagam sie z przegrzebaniem sie przez nadmiar ofert, zeby znalesc buty, ktore beda wspieraly naturalny rozwoj stopy moich dzieci i jeszcze, zeby byly bez Spidermana. Mam swiadomosc, ze sa to wydumane problemy z perspektywy tych, z poprzednich generacji. ALe troche licze, ze oszczedzi to moim dzieciakom problemow z kolanami, ktore ja mam.
Co do presji spolecznej, to ciezko mi sie wypowiadac, bo srednio mnie obchodzi, jak sasiedzi oceniaja moje rodzicielstwo. Moze to dzieki wychowaniu, jakie dali mi rodzice i lata 90' 😉 Choc wiem, ze dla wielu mlodych rodzicow jest to istotny problem (i wiem, ze wielu starszych uwaza go za wydumany).
Dzieki temu, ze nie musiy sie uganiac za parowkami i kurtkami po sklepach, mamy czas czytac o rozwoju emocjonalnym dzieci. Ciezko jest zmienic glebko wdrukowane zachowania, nawet jesli szczerze wierzymy, ze mialoby to sens. Ja (i sadze, ze nie tylko ja) jestem czasem bardzo rozczarowana wlasna osoba w tym wzgledzie. W dawnych czasach niewiele osob nakladalo na siebie taki obowiazek. Wychowanie dzieci bylo w tym sensie "prostsze", co nie oznacza, ze prosciej bylo miec dzieci. Dzieciom dawalo sie jesc (albo dawala szkola/ przedszkole za odpowiednia oplata) i nikt sie nie zastanawial, czy jest odpowiednio duzo kwasow tluszczowych wielonienasyconych w tej decie. Bylo "prosciej", ale nie bylo latwiej, bo mieso trzeba bylo najpierw upolowac, a potem samodzielnie zmielic (niezly argument w ustach wegetarianki;)).
Jesli chodzi o rachunki, ubezpieczenia, diete i wiele innych rzeczy, ustalilismy niedawno w domu, ze nie da sie rownoczesnie miec dobrze, szybko i tanio. Trzeba wyrzucic jedno z tej listy. Mam to szczescie, ze moge sobie pozwolic na wyrzucienie "tanio" (oczywiscie na pewnym poziomie) i nie zmieniac ubezpieczenia samochodu co roku. Zapewne przeplacam, ale czas oszczedzony na nie-matwieniu sie tym, nie-szukaniu i nie-porownywaniu ofert jest dla mnie tego warty.
Moim glowym punktem niezrozumienia z naszymi mamami jest stopien naszego zagonienia. Nasi rodzice tez pracowali na "pelny etat", tylko jakos wychodzil on znaczaco krotszy, niz nasz (tesciowa na uniwersytecie 9-15, moja mama na uniwersytecie jako pracownik dydaktyczny 18h w tygodniu, moj tata w szpitalu 7-12/13 + 2 dyzury calodobowe w miesiacu). Moje dzieci nie maja mozliwosci zjedzenia cieplego posilku w szkole/swietlicy/zlobku (Holandia…), wiec do wspolnego cieplego posilku siadamy zaraz po powrocie do domu, czylo ok 1745. Po zjedzeniu nie ma ani czasu ani sil na dluzsza zabawe. Rozeszly sie rowniez na szwach relacje miedzyludzkie, ja jezdzilam co weekend do dziadkow (20min samochodem), czasem zostawalam u nich na noc, czasem dostawalismy obiad na poniedzialek w sloiku. Babcia odbierala mojego partnera przez pierwsze lata szkoly, gotowala zupy itp. Moze roslam w bance w moich 90', ale jakos nie pamietam, zeby ktos z kolegow spedzal dzien w dzien do 1730 w swietlicy. Jak nie dzidkowie, to ciocia, czy sasiadka byly znacznie wszesniej. Nasi dzidkowie pracuja i to 1000km dalej, znajomi i sasiedzi tak jak my pracuja i jesli ktoremus z nas sie uda byc w swietlicy o 1715, to nazywamy to sukcesem (8,5h w biurze, szkola zaczyna sie o 08.40, mlodszego podrzucamy do zlobka przed szkola).

Anonymous
5 lat temu

Moja prababka urodziła 9 dzieci. 5 zmarło w dzieciństwie na choroby wieku dziecięcego. Dzieci od najmłodszych lat musiały wykonywać wszystkie prace domowe. Prababka pracowała w polu, więc z małymi dziećmi siedziała wynajęta dziewczyna niewiele starsza od nich. Potem starsze zajmowały się młodszymi. Do szkoły dzieci chodziły tylko tak długo jak musiały – 7 klas podstawówki i koniec. Potem do pracy, bo w domu się nie przelewało. Nie było rachunków za prąd i gaz (bo ich nie było), a woda była za darmo w studni. Rzeczywiście było prościej i fajnie. Maruda

5 lat temu

Tak czytam i mysle, ze to wszystko, czym sie obarczylas, na serio jest konieczne?
Np z tym dostawca gazu, pradu, telefonu. Od lat (dziesiatek) jestem u tego samego, i zyje, a nawet nie mam wrazenia, ze mi skóre zywcem zdziera… a czasami i bonus jakis oferuja. Jak 2 lata temu mielismy zalana piwnice, bo powódz byla, nasz Eon zaoferowal dla "stalych klientów" calkiem niezla doplate do energii, wystarczylo zglosic sie i zawiadomic, ze jest sie poszkodowanym. Mily gest.
To tak na marginesie. Jesli chodzi o dzieci 😉 30 lat temu mialam juz wieksze mozliwosci, ale nie korzystalam z nich tak, jakbym mogla. Jedynie pampersy uwazalam za swietny wynalazek 😀 pomimo mojego minimalizmu. Zawsze wszystko mialam "pózniej" niz inni, do dzisiaj tak jest, wynika to z mojego minimalizmu i potrzeby "oswojenia".
Na co zwracam duza uwage, to jest wlasnie to, zeby "nowoczesne wynalazki" nie zjadaly mi czasu, który wole poswiecic na czytanie czy robienie na drutach. Ok, wtedy chetnie slucham auduiobooków 😉

5 lat temu

Ja jestem właśnie 55+. Dzieci po 30 no i 2 wnuczki 6 i 3 lata. Świat bardzo się zmienił przez te lata.
Uważam, że dzisiaj jest dużo trudniej wychowywać dzieci niż kiedyś. Ja tak trochę żartem mówię, że jak dzieci były małe to na szczęście nie mieliśmy zbyt dużo pieniędzy i na wiele rzeczy nie było mnie stać. A teraz okazuje się że te ograniczenia były dla nich dobre. Z przerażeniem patrzę na dzieci znajomych, które mają 25 lat, nie pracują i rodzice ich utrzymują. Jestem przekonana że praca na nich czeka, ale po co się starać, skoro można sobie lekko żyć. Jeszcze kosztem rodziców. Martwi mnie też ogromna liczba dzieci które wychowują się w niepełnych rodzinach. Kiedyś tak nie myślałam ale dzisiaj wiem że dziecko do pełnego rozwoju potrzebuje i matki i ojca. Ja myślę że tamte problemy techniczne i zaopatrzeniowe do tych które niesie dzisiejszy świat to pikuś. Poważnym problemem jest też wszechogarniający anonimowy hejt i prześladowanie dzieci przez dzieci w szkołach

5 lat temu

Hmm… zdarza mi się pomyśleć, że kiedyś było lepiej, bo: w sytuacji podbramkowej można było dać dzieciakowi klapsa i nie obawiać się nalotu policji, powiedzieć: "nie bo nie!" i kazać iść do swojego pokoju, mieć pewność, że dziecko nie odpyskuje nauczycielowi czy starszej sąsiadce, gdy mu zwrócą uwagę. Nie twierdzę, że bicie dzieci i terror są ok, ale kiedyś po prostu wychowywało się je inaczej i wydaje mi się, że pod tym względem było łatwiej.

Natomiast absolutnie nie wyobrażam sobie nie mieć pralki, blendera, wilgotnych chusteczek i jednorazowych pieluch! Przy starszym dziecku przez krótki czas próbowałam z pieluchami wielorazowymi, ale ich pranie mnie wykańczało (w automacie, a nie we frani z osobną wirówką, czy ręcznie).

Przerażają mnie narkotyki i pornografia na wyciągnięcie ręki. Kiedyś były znacznie trudniej dostępne. Cóż z tego, że założę blokadę rodzicielską na telefon mojego dziecka (którego jeszcze nie ma, bo wg mnie druga klasa podstawówki to jeszcze nie ten moment), skoro inni rodzice mają to w nosie?

No i rozwala mnie odprowadzanie 8-latka pod szafkę w szkole. Mój syn od roku chodzi spod przedszkola sam, co spotkało się z wielki oburzeniem niektórych mam. Te same mamy pozwalają jednak sowim dzieciom grać i oglądać filmiki na youtube bez prawie żadnej kontroli…

Więc w sumie kiedyś było ciężko i teraz jest ciężko… Jak to z dziećmi 😉

Emilia
5 lat temu

Nie do końca zgodzę się z Pani tezą – bo czy dziś nie ma rodzin mieszkających z dwójką dzieci w dwóch pokojach na trzecim pietrze bez windy. Może w dzisiejszych czasach nie mamy współlokatorów (w formie innej rodziny), ale za to często też mieszkamy z dala od rodziców i rodzeństwa, znajomych. Pracując na cały etat (a czasem i dłużej) nie możemy pozwolić sobie na spacer do lekarza, bo na wszelkie domowe obowiązki pozostaje nam kilka godzin po południu – więc często szybko załatwiamy wizytę w prywatnej poradni w godzinach późnowieczornych. Nie twierdzę, że nasze mamy czy babcie miały lekko i mało obowiązków – ale były to problemy nieco innego typu. Dla nas – nieco młodszego pokoleniu – pewne problemy nie są już uciążliwością – choćby przykładowe pieluchy, ale powstały inne których nasi rodzice/dziadkowie nie mieli. Wiec nie zgodzę się z tezą, że "dzisiejsze czasy są korzystniejsze" – są inne co nie oznacza, że prostsze.

5 lat temu

I tak, i nie, to jak wszystko – zależy. Moja mama by się nie zamieniła ze mną, a też rozmawiałyśmy. Chodzi głównie o presję (pewnie w dużej mierze wyimaginowaną), kiedyś dzieciaki to była po prostu sprawa rodziców i tyle. I wiadomo, że to nie jest idealny stan rzeczy, bo jednak zdarzają się bardzo tragiczne scenariusze, ale jednak znakomita większość rodziców jest na spektrum "ok", a dodatkowy stres bycia pod obserwacją czujnych gapiów, którzy wiedzą o Tobie wszystko po tym jednym incydencie, kiedy dasz dzieciakowi komórkę do ręki/całą paczkę chipsów/utniesz dyskusję zamiast skupić się na emocjach dziecka, bo jesteś po 8 godzinach w pracy po kiepsko przespanej nocy i świńskim pędzie, żeby odebrać gościa na czas.
Co mi ostatnio chodzi po głowie to nadmiar. Trudno tłumaczyć dzieciakom, czemu nie powinny mieć wszystkiego. Kiedyś zwyczajnie tego nie było i po kłopocie, a teraz trzeba z przedszkolakiem pracować nad bardzo abstrakcyjnymi pojęciami i przekonać, że jednak czasem warto się ponudzić. I też siebie zdyscyplinować w umiarze i odmawianiu dzieciakowi figurki do kolekcji/wyjątkowo ładnej maskotki, mimo że nie dość, że jest, to jeszcze w ogóle nie zabolało by to w portfel.
Nie powiedziałabym, że jest mi ciężko (poza tymi tygodniami, kiedy wszyscy są chorzy i trzeba żonglować to i pracę :D). Mieszkamy daleko od rodziców, ale też obydwoje pracujemy z domu, także dajemy sobie radę we dwoje ogarnąć dzieciaki. Nie chciałabym spędzać całego czasu na obowiązkach, ale też pamiętam moją mamę z książką praktycznie kiedy tylko mogła. Chciałabym częściej pamiętać, że nie muszę być organizatorem rozrywki dla moich dzieci, a trochę czuję tę presję wszystkiego, co moglibyśmy robić ;).

5 lat temu

Myślę, ze się trochę nakręciłaś 😉

Dawniej faktycznie nie było wyboru, nie było towaru w sklepach a pieluszki trzeba było prać we Frani. Teraz jednak masz wybór i nie musisz robić tego wszystkiego, o czym piszesz. Odnoszę wrażenie, że to jakiś wewnętrzny przymus słuchania opinii innych osób. Gdy człowiek się przestawi na myślenie, co jemu odpowiada i co jego zdaniem jest dobre dla jego dziecka dziecka, jest o wiele łatwiej.

Nie mówię, ze jestem jakaś idealna w tej materii, bo i mnie się zdarza zawiesić się nad fb, choć lepiej by było dawać dzieciom przykład i nie siedzieć z telefonem za długo. Miewam też poczucie winy, ze zamiast zapewnić dzieciom quality time spędzam z nimi całe popołudnie przed Netflixem. Niemniej zawsze przychodzi otrzeźwienie, że robię dla nich wszystko co mogę, a przez obwinianie się, ze nie jestem taka jak Instamatki, albo idealne matki z internetu nie zapewnię im lepszego dzieciństwa.

Nie, nie chciałabym wychowywać dziecka w latach 70tych, ani nawet w 80tych. Cieszę się, że mogłam skorzystać z dobrodziejstw cywilizacji jakimi są pralka automatyczna, pampersy i zmywarka 😉

5 lat temu

Moje dzieciństwo przypadło na lata 70te. Do szkoły mama zaprowadziła mnie raz – pierwszego dnia. Byłam dzieckiem z kluczem na szyi, ale nie wyróżniałam się, moje koleżanki miały tak samo pracujących rodziców. Po szkole najpierw ogarniałam mieszkanie (odkurzanie, kurze, śmieci), następnie zadanie domowe, a potem do wieczora to czas spędzony na podwórku. Rodzice nie odrabiali ze mną zadań, nie bawili się ze mną klockami, nie grali w piłkę. Ale były niedzielne spacery do parku. Nie przypominam sobie, żeby moje dzieciństwo było zagonione, żeby brakowało mi na coś czasu, żebym była przeciążona nauką i obowiązkami.
Moje macierzyństwo przypadło na lata 90te. Starsza córka wychowana jeszcze na tetrowych pieluchach, pięć lat młodsza już na jednorazowych. Pamiętam że miałam wyrzuty sumienia że produkuję góry odpadów. Moje córki nie były już dziećmi z kluczem na szyi. Mnie też włączyła się jakaś psychoza strachu i dzieci wracały ze szkoły nie do pustego domu, tylko do babci (mieszkania lub na ogródek działkowy). Nie chodziły same na podwórko. Z koleżankami spotykały się raczej w domu, nie szwendały się po osiedlu. Samodzielność zyskały w wieku licealnym, później niż ja.
Nie mam jeszcze wnuków, ale widzę w jakim wyścigu szczurów biorą udział najpierw młodzi rodzice, a potem już same dzieci.
Najbardziej denerwuje mnie kiedy dzieci rządzą w domu, wymuszają na rodzicach różne zachowania, wtrącają się do rozmów dorosłych a rodzice nie reagują na to. Dorośli powinni określać granice, nie odwrotnie.

5 lat temu

Nie wiem , czy byłabyś zadowolona, gdybyś musiała wkładać 3 pieluszki tetrowe jednorazowo a potem wyprać je we Frani, albo stać z dzieckiem w kolejce pół dnia po mięso i zabrakłoby 2 osoby przed Tobą… Trudno porównywać tamte czasy z obecnymi , ale twierdzę , że teraz masz w wielu przypadkach wybór, wtedy bardzo często tego wyboru niestety nie było.

5 lat temu

Wiele prac przy dzieciach jest dziś łatwiejsze ale to nie znaczy,że przez to ma się więcej czasu.Nasze mamy pracowały ,a zrobienie zakupów i obowiązki domowe były o wiele trudniejsze.Dawały radę ale dzieci pomagały i to bardzo.Nie miały czasu na swoje przyjemności ale sie nie skarżyły bo tak było i juz. Myślę,że wszystko opiera sie na dobrze zorganizowanym domu i pomocy wszystkich domowników.Jesne jak dzieci sa małe to trudno o taka organizacje ale chociażby to,że posprzatają przed pójściem spać porozrzucane zabawki to już dużo.Był taki ores,że była z dziećmi sama a do pracy i przedszkola miałam bardzo daleko.Jakoś sobie poradziłam bo to jest po prostu potrzeba chwili.Czytanie książki to było kradzenie sobie samej snu ale to wszystko mija,dzieci rosną.Ja owszem też zaglądam na youtyba,instagrama itp ale nie przesiaduję bo mi szkoda na to czasu.Myślę,że są fajniejsze i ciekawsze rzeczy którymi można się zająć.Jak moje dzieci widzą moje pasje to biorą przykład.Mamy umowę po obiedzie mogą godzinę "wlepiać "się w tablety i komórki .U mnie to działa.Rachunki płacę prze internet i tu chwalę technikę bo zajmuje to o wiele mniej czasu.Dzieci teraz się odprowadza do szkoły bo jest ogólna psychoza strachu.Kiedyś dzieci wszystkie szły w grupie i było bezpiecznie.teraz też by tak chodziły i bardziej by się znały i rozmawiały ze sobą ale to rodzice nie chcą i tak już będzie a szkoda.Proszę przez jeden dzień nie wlączyć telewizora ani kompa a zobaczysz ile masz czasu.Staromodne?może ale prawdziwe.Pozdrawiam Krystyna

5 lat temu

Mnie się wydaje, że praktycznie nic się nie zmieniło, bo człowiek wolno się zmienia. Dziś nie szczepi, bo wyczyta w internecie, kiedyś nie poszedł do lekarza, tylko babkę wezwał, jak to w Antku czytaliśmy. Stres podobania się i akceptacji jest taki sam wobec klasy licealnej jak więc fejsika.
Piesze, że kiedyś było mniej depresji, ale myślę, że była, tylko nikt nie mówił na to depresja. A ten czas, który człowiek ówczesny zaoszczędził na płaceniu rachunków, przeznaczał na polowanie na papier toaletowy. I generalnie jedni sobie w domu radzili, inni nie radzili, jedni się rozwijali, a inni tępieli od wódki i Ekspresu Ilustrowanego. Tak jak teraz – jedni sobie radzą, inni nie. :))

5 lat temu

Uważam, że dzisiejsze czasy dla matek są o wiele korzystniejsze mimo tego wszystkiego o czym piszesz.
Ja urodziłam bliźniaki w 1977 r. Mieszkałam z nimi i mężem w mieszkaniu służbowym M-5 na dwóch pokojach, kolejne dwa zajmowała inna rodzina, łazienka, wc, kuchnia, przedpokój były wspólne. Koszmar.
Żeby wyjść z dziećmi na spacer (trzecie piętro bez windy), musiałam leżeć w oknie i wypatrywać jakichś dwóch żołnierzy, i przez to okno krzyczałam do nich czy pomogą znieść wózek. Żeby go znieść musieli na zakrętach na klatce schodowej unosić go ponad poręczami bo był za duży. W tym czasie znosiłam jedno dziecko, wkładałam do wózka i gnałam po drugie. Zazwyczaj któreś zdążyło ulać albo i gorzej. Szłam na spacer wyczerpana a jeszcze trzeba było operację powtórzyć przy wnoszeniu.
Do pediatry było blisko ale do ortopedy, okulisty itp daleko. Wszędzie musiałam z tym szerokim wózkiem chodzić pieszo bo operacje przy wnoszeniu do tramwaju były zbyt niebezpieczne a nieraz technicznie niemożliwe. Często i 10 km musiałam więc wlec ten wózek idąc pieszo.
Na początku nie miałam pralki nie mówiąc o mikserze czy blenderze. Zupki, soczki itp wszystko przecierane przez sito lub wyciskane przez gazę.
Ciuszków miałam mało i były paskudne więc większość szyłam i dziergałam.
W sklepach nic nie było, trzeba było ustawiać się z dziećmi w kolejkę po najprostsze artykuły. Do tego nastał stan wojenny…
Nie miałam pomocy nawet takiej żeby gdzieś wyskoczyć coś załatwić na godzinę.
Rodzice pracujący, mieszkający w innym mieście. Brak znajomych bo wprowadziłam się do tego służbowego mieszania opuszczając rodzinne miasto będąc w ciąży i nie zdążyłam zawrzeć nowych znajomości.
Od męża miałam pomoc ale dopiero jak wracał późnym popołudniem do domu (dojeżdżał daleko do pracy). Zanim zjadł i chwilę odpoczął to już był wieczór i nic już nam się nie chciało.
Czas macierzyństwa w owych latach wspominam jako koszmar.
Pozdrawiam, Maria

By Pimposhka
0
Would love your thoughts, please comment.x