Już za kilka dni Walentynki* to dzisiaj kilka słów o miłości.
Otóż zawsze kiedy jestem w domu udaje mi się wpaść na Panią M. Pani M. ma syna, jedynaka, w moim wieku. No i kiedy się pytam co tam u K. to zawsze słyszę, że wszystko fajnie tylko singiel ‘do cholery’. K. jest informatykiem, pracuje za naszą południową granicą. Niebrzydki, wykształcony, kasę ma, nie jest społecznym odludkiem, jeździ z kumplami na narty itd. Tylko wnuków Pani M. chyba się od niego nie doczeka.
Inna znajoma, Pani G. ma dwie córki. Starsza jest w moim wieku, ma tam jakiegoś chłopaka ale to chyba nic poważnego, druga jeszcze się uczy więc póki co, choć Pani G. jest starsza od mojej mamy zazdrosnym okiem patrzy na nią i jej dwie małe Pimposhki.
Jest jeszcze Pani Z. Pani Z. ma dwóch synów. Jeden owszem, ożenił się i nawet ma córkę, którą Pani Z. widziała tylko kilka razy (mała ma trzy lata, mieszkają od siebie 70 km!!!). Okazało się, że synowa ma problemy psychiczne (to wersja wydarzeń Pani Z. Jak jest naprawdę nie wnikam). Drugi syn siedzi z rodzicami w domu, stary kawaler. Pani Z. ma marzenie, aby wreszcie przyszła jakaś kobita i go zabrała. No i nauczona doświadczeniem mówi, nie ważne czy ładna byleby normalna była 😉 (dodam, że syn wcale nie wygląda jak trol, wręcz przeciwnie).
To trzy historie matek, które ubolewają, że dzieciaki nie ułożyły sobie życia. Nie ułożyły to znaczy, nie mają partnera. I nagle okazuje się, że fajna praca, wakacje, własne mieszkanie czy dobre wykształcenie wcale nie są wyznacznikiem ‘dobrego życia’. Że tak naprawdę wszystko bez miłości to nic (no i te upragnione wnuki).
Bardzo ciekawi mnie to zjawisko bo kiedy byłam smarkulą to uganianie się za chłopakami (ewentualnie dziewczynami) generalnie nie było mile widziane, nie należało do dobrego tonu. Jak byłam smarkulą to najważniejsze było aby się uczyć. Rodzice byli zadowoleni jak były dobre oceny w dzienniku, chodzenie na randki było zbędne.
Oczywiście nie mówię o moich rodzicach. Moi rodzice byli bardzo wyrozumiali jeśli chodzi o wszystkich moich ‘narzeczonych’ w związku z czym ja sobie życie ‘ułożyłam’ w miarę bezproblemowo. A koleżanka moich rodziców, która sprawdzała czy córka faktycznie poszła tam gdzie powiedziała, że idzie jeszcze na wnuki czeka.
Ja uważam, że na randki trzeba chodzić. I że za chłopakami/dziewczynami trzeba się uganiać. I trzeba w to inwestować swój czas i wysiłek. Zakochać się jest bardzo łatwo ale utrzymać związek jest już bardzo trudno. Tego też trzeba się nauczyć. Tak jak matematyki i biologii. Randki również są szkołą życia. Trzeba sobie dać złamać serce, trzeba to serce komuś złamać, trzeba się kilka razy ‘sparzyć’ aby potem móc rozpoznać wrednego typa. Trzeba być czasem zaborczą i faceta ‘zamęczyć’ aby później wiedzieć, że nie tędy droga. Czasem młodzi ludzie się w sobie zakochują i jakoś razem odkrywają tajniki miłości i tego, co to oznacza być w związku. I czasem udaje im się tak szczęśliwie przeżyć całe życie razem.
To są jednak szczęściarze a takie przypadki zdarzają się coraz rzadziej. Głównie dlatego, że tak jak wszystko w dzisiejszym społeczeństwie i miłość stała się komercyjna, tymczasowa, do szybkiej wymiany. Niewielu chce się pracować nad związkiem, kiedy już za rogiem, w internecie czeka mnóstwo potencjalnych kandydatów oddalonych o zaledwie jedno kliknięcie. Harvard odkrył, że ‘dzisiejsza młodzież’ uprawia seks rzadziej niż ich rodzice! Biorąc pod uwagę, że dzisiejsze dzieci coraz mocniej żyją w przestrzeni wirtualnej i mediach społecznościowych ten trend szybko się nie odwróci.
Szukanie partnera i zakładanie rodziny powinno być równoległym celem życiowym do zdobywania wykształcenia i szukania pracy. Ile razy słyszałam od dorosłych ‘na randki ma jeszcze czas’, ‘teraz ważne są studia’. A potem ‘no mogłaby sobie już kogoś znaleźć’. Moja ś.p ciocia Cezaria powiedziała mi, żebym szukała męża na studiach. Trochę się martwiłam jak skończyłam studia a męża nie znalazłam. Na szczęście znalazł się niedługo potem :).
Także kochani puszczajcie dzieci na randki, zachęcajcie do szukania narzeczonego/narzeczonej. Niech się młodzież uczy! Prawdziwe przytulaski są dużo fajniejsze niż wirtualne lajki. Miłego tygodnia!
*Nie jestem fanką Walentynek
Doskonale zrozumiałam Twój przekaz i się z nim zgadzam! Nikt mnie nigdy nie powstrzymywał, chociaż miałam niejedną rozmowę, która z pewnością była dla mnie korzystna. Podobało mi się to, że wybór należał do mnie! 🙂 I tak powinno być.
Masz rację. Trafiłaś w sedno z tym wachlarzem możliwości. Ważne jest po prostu aby być szczęśliwym. Dla kobiet zrobienie kariery stało się dużo łatwiejsze a znalezienie partnera trudniejsze, niestety nasz zegar biologiczny też nie nadąża za zmianami społecznymi. Ja mam kuzynkę, która jest ode mnie starsza z 9 lat i była dla mnie właśnie taką przestrogą. Z jednej strony imponowała mi swoją karierą z drugiej wiedziałam, że nie chcę 'skończyć' tak jak ona (czyli bez męża, partnera za to z super karierą i kupą forsy). Gratuluję, że jednak tą Babcią zostaniesz i życzę pomyślnego rozwiązania!
Super historia! Dzięki, że się nią podzieliłaś.
Fajnie napisane! Z jednej strony bycie Babcią to fajne doświadczenie ale nie mamy na to wpływu czy nam będzie dane. I zgadzam się z Tobą, że macierzyństwo to absolutnie tylko jedna droga życiowa dla kobiety.
🙂
Dupy truć nie wolno 🙂
Dokładnie. Rodzicom nic do tego czy dzieci będą miały dzieci. Najważniejsze aby wyposażyć dzieci tak, aby osiągnęły w życiu to czego chcą (niezależnie czy jest to piątka dzieci czy zdobycie Mount Everest albo obie rzeczy).
Masz rację. Tak jak napisałam powyżej, to są rozmowy ze mną. Niewykluczone, że własnym dzieciom tego nie mówią.
Oczywiście, że tak. Podejrzewam, że raczej nie podzielają sentymentu matek.
Ależ oczywiście masz rację. Ja po prostu chciałam zwrócić uwagę na paradoks i tego jak opinia rodziców potrafi się zmienić (nie każdych oczywiście).
🙂
Ależ jak najbardziej masz rację. Nie mam pojęcia, czy dzieci tych pań są 'nieszczęśliwe' czy wręcz przeciwnie. Ja nawet zakładam, że one sobie mogą ze mną na te tematy porozmawiać co wcale nie znaczy, że swoim dzieciom akurat suszą głowę. Nie wiem. Skupiłam się na rodzicach, którzy utyskują a kiedyś mówili zupełnie innym językiem. I również zgadzam się z Tobą, że nie ma jednej definicji 'ułożonego' życia dlatego w poście użyłam cudzysłowu. Wkurza mnie, że domek z ogródkiem, samochód, pies i dwójka dzieci (najlepiej różnej płci) to definicja 'udanego' życia.
Z drugiej jednak strony (co jest już zupełnie inną historią) moje przyjaciółki, które nie mają partnera i dzieci jednak tego żałują i to wszystkie bez wyjątku.
Tak się zastanawiam, bardzo lubię Twoje komentarze i czy my przypadkiem nie 'robimy' w podobnej branży? Mam wrażenie, że Ty po jakiejś socjologii jesteś albo coś w tym temacie?
He he bardzo mi się to spodobało, że Twoja mama teraz 'wyszła na swoje' przy koleżankach. Bardzo :). Moi rodzice też są taką 'gówniarską' parą ja nie miałam takiego szczęścia ale też nie żałuję, że u mnie potoczyło się to inaczej.
A bo Wy w ogóle jesteście jacyś niedzisiejsi! 😉 Bynajmniej nie chodziło mi o to aby dzieciaki zachęcać do szaleństwa i skakania z kwiatka na kwiatek. Ale wyobraź sobie taką sytuację, gdy Twoja mama mówi 'Marzenko, dziecko daj sobie spokój z tym Mateuszem. Na chłopaków masz jeszcze czas. Lepiej zapisz się do klubu szachowego' albo coś w tym stylu.
Coś jest na rzeczy z problemami tworzenia związków w dzisiejszym świecie.
Jeszcze 40 lat temu młodzi dobierali się w pary (małżeńskie) zaraz po dwudziestce. Jak się spotkaliśmy 10 lat po maturze to wszyscy mieli już żonę/męża i dzieci a mieliśmy dopiero po 30 lat. Ja też szybko wyszłam za mąż w 76 r. jako dwudziestolatka i w krótkim czasie miałam dwie córki. Musiałam oczywiście wysłuchiwać od rodziców o wyższości nauki/kariery nad uganianiem się za chłopakami. Widać jednak, że gadanie nie przeszkodziło mi w moich planach:) Minęło ponad 40 lat i moje córki do dziś nie wyszły za mąż. Nie robiłam im wykładów tak jak moi rodzice ale one same garnęły się do nauki, skończyły studia plus podyplomowe, zrobiły jakieś tam kariery zawodowe a życie osobiste leży w gruzach. Na szczęście jedna z nich w ub. roku przeniosła się do Warszawy do "chłopaka", pierwszego jakiego potraktowała poważnie i spodziewa się teraz dziecka będąc w 42 roku życia! Powiem szczerze, że jeszcze rok temu byłam pewna, że nie będę miała wnuków a bardzo tego pragnęłam. Myślę, że młodzi teraz mają więcej możliwości niż ich rodzice. Życie oferuje im cały wachlarz ofert dlatego nie tratują małżeństwa jako jedynej możliwej zmiany w swoim życiu jak było kiedyś. Myślę, że gadanie rodziców ma tu mniejsze znaczenie. Czytałam niedawno pamiętnik mojej matki rocznik 1926, z którego wynika, że największym szczęściem dla młodych dziewczyn jest cnota:) Jednak jakoś i one potrafiły poszukać sobie partnera pomimo takich wzorców.
Pozdrawiam, Maria
Tak jest!Miłości trzeba się nauczyć a do tego tolerancji i zrozumienia dla towarzysza życia.Tak mi się w życiu porobiło,że nie jednego kawalera miałam a mój mąż na potańcówce mnie wypatrzył.Ja 158 cm a on 182 cm włos do ramion no się przestraszyłam a,że byłam z innym łatwo mi było zaproszeniu do tańca odmówić.Jakież było moje zdziwienie jak ponownie spotkaliśmy się na sylwestra i rozmawialiśmy może 2 godziny.I teraz uwaga po 10 dniach ten długaśny zarośnięty przyszedł i się oświadczył!No normalnie zgupiałam a,że zawsze się koło mnie jakiś kręcił to myślałam,że to żarty albo się z kimś założył.No nic pomyślałam zobaczymy co będzie dalej.A dalej to dryblas wyjechał i zobaczyliśmy się dopiero w maju,nie powiem dzwonił ,pisał ale przecież go prawie nie znałam.W maju przyszedł i powiedział,że idziemy do USC.I Wiecie co zgodziłam się i tak jest mi z nim dobrze ,z moim przyjacielem,kumplem i kochankiem już długo.Mamy dwoje dzieci i kto by pomyślał ,że coś takiego może się zdarzyć.A kobiety,które mówią,że jeszcze nie są gotowe na macierzyństwo odpowiadam nigdy nie ma na to dobrego czasu Każda co pracuje wie co piszę ale mimo wielu problemów da się pogodzić wszystko a maluchy rosną nawet nie wiadomo kiedy staja się samodzielne.Jest jeszcze kwestia odwiedzin u dziadków to ja uważam,że jak synowa czy zięć mają jakieś dąsy(a mogą mieć)to przecież syn czy córka swój rozum mają i powinni pamiętać o rodzicach.No to by było na tyle Pozdrawiam Krystyna
Ja swoje romantyczne wzorce czerpałam z literatury ( Jane Eyre !!!) oraz z muzyki, obserwowałam 'związki' w otoczeniu, uczyłam się na błędach innych, chyba na tyle skutecznie, że mój pierwszy związek okazał się tym jedynym, trwającym do dzisiaj. Jako wczesna nastolatka, może nie uganiałam się za chłopakami, ale ulegałam platonicznym miłostkom, cierpiałam z miłości w samotności, ale godnie i z usmiechem na ustach 😉 Jako starsza nastolatka, patrząc na przelotne miłostki rówieśników, na dramatyczne rozwody dorosłych, zaszywałam się w świecie literatury i godziłam się z tym, że zostanę starą panną. Moja mama gderała mi nad głową, że inne dziewczyny wychodzą na dyskoteki, a ja tylko w tych książkach… Książę się pojawił, zdobył sece, żyjemy długo i szczęśliwie. Ale żeby osiągnąć obecny stan względnej stablilności, oboje ciężko pracowalismy nad sobą i nad związkiem.
Co do wnuków, kilka dni temu odbyłam rozmowę z dorosłą córką, która powiedziała mi, że nie zdecyduje się na dzieci, póki nie będzie gotowa. Szanuję to, mam nadzieję, że nie będę musiała czekać jakoś potwornie długo… Ale czekam na to, tak jak czekałam na macierzyństwo. Byłoby mi przykro, gdybym nie została babcią. Myslę, że ominęło by mnie w zyciu coś bardzo ważnego…. Ale prawda jest taka, że jeszcze w tej chwili, nie miałabym zbyt wiele czasu na pomoc czy zajmowanie się wnuczętem, więc może i dobrze, że moja najstarsza córka jeszcze daje sobie czas.
Czy gdyby nie zedydowała się na dziecko, myślałabym, że nie ułozyła sobie życia ? Chyba nie, bo zycie to nie tylko macierzyństwo. I nie dla wszystkich macierzyństwo jest tak samo ważne, jak dla mnie 🙂
Również nie jestem fanką Walentynek, ale prawda jest taka, że Walentynkę sprzed 28 lat wciąż mam i hołubię 😉
Miłości dla wszystkich, każdego dnia 🙂
Ja miałam rodziców którzy uczyli mądrze (w moim odczuciu), na randki łaź and nie rozkładaj nóg i nie zaniedbuj szkoły. Nóg nie rozkładałam, wykształcenie zdobyłam, wyszłam za mąż za ckłopaka z którym znałam się od kiedy byłam 14to latką. Potem rozwód, wyjazd i brak zainteresowania w kwestii związków cz macierzyństwa aż spotkałam obecnego partnera i ojca dziecka.
Ja tam będę uczyć syna jak być porządnym facetem. Pozdrawiam
Z tym dziwacznym podejsciem rodziców do pierwszych milosci dzieci to masz Pimposzko taka racje 😉 najpierw nic nie wolno, a potem naraz trzeba umiec. Z czegos podobnego sie wywodze, niestety!
Jednakze mam syna, z którego jestem dumna 🙂 a syn od 5 lat milosc swojego zycia, i tak sobie mysle, ze babcia na pewno bede, moze nie od razu teraz, gdy juz w koncu zamieszkali razem, ale mam takie plany 10- letnie 😉
Wiem, swiat jest do kitu, ale babcia chcialabym byc, nie kryje sie z tym. Szczerosc przeciez nie jest zla. Jednakze nie truje doopy 😉
Dobrze napisane, nie wolno zasypywać gruszek w popiele jak mówiła moja babcia, trzeba poznawać na każdym etapie życia grunt w tym aby rodzice mądrze do takich spraw podchodzili, a dzieci to już inna historia i powinni napisać ją raczej przyszli rodzice a nie dziadkowie :). Pozdrawiam gorąco!
Posiadanie dzieci nie jest obowiązkowe:D
A teściowym i mamusiom….nic do tego 😉
Pytanie czy dzieci tych Pań opisanych na początku postu również uważają, że nie ułożyły sobie życia.
Kasia
Ngdy nie "parlam" na wnuki i jestem zadowolona, ze ich nie mam 🙂
A zycie kazdemu uklada sie inaczej, nie ma recepty na udane, czy nieudane zwiazki, poza tym, kazdy dobry zwiazek po wielu latch moze okazac sie zlym…
Walentynek nie powazam, ale czekoladki sobie i mezowi kupilam, w serduszka, czerwone 🙂
Święte słowa.
HP
Ale tak szczerze, to to zycie opisanych dzieci jest smutne/nie takie z ich wlasnej prespektywy, czy tylko w ocenie rodzicow/ matek, ktore maja duze cisnienie na "normalna rodzine z wnukami? Bo wydaje mi sie, ze bardzo czesto mierzymy innych swoja miara. Ja nie wyobrazeam sobie zycia bez mojego faceta, ale wiem, ze sa ludzie, ktorzy inaczej definiuja wlasne szczescie. Fajnie byloby, gdyby mieli do tego przestrzen, zeby nikt ich nie cisnal "bo trzeba", "no ale to kiedy", itp.
A jesli chodzi o trwalosc zwiazkow, to mi sie wydaje, ze ludzie nie ucza sie ze soba rozmawiac i to jest glowny problem. Nie wiem, czy randkowanie za mlodu nauczy tego. Ale moze- ja mam doswiadczenie prawie zadne;P
W kazdym razie zycze duzo radosci w milosci, gdziekolwiek ja ktos z Was znajduje!
Nigdy nie spojrzałam na sprawę z tej strony, dzięki!
Ale pewnie ciężko będzie znaleźć balans w tym wszystkim, bo w końcu jednak to nie inna osoba ma być odpowiedzialna za nasze szczęście i dobrze by było dzieciaki nauczyć, że jest tona innych ważnych rzeczy i żeby ich nie zaniedbywały. No i też mój pierwszy chłopak, to teraz mój mąż, także z jednej strony masa szczęścia, że na naszych gówniarskich błędach zrobiliśmy związek, z którego jesteśmy dumni, ale też jak wytłumaczyć dzieciom, że zasadniczo życie się tak nie układa?
I pozdrowienia dla dumnej babci :D. Moja mama z kolei kilka lat znosiła niezbyt przyjemne uwagi, że "siedzę" w domu z dziećmi, podczas gdy dzieci koleżanek karierowały (i dobrze dla nich, tych dzieci w sensie), ale teraz sobie odbija, kiedy one utyskują na brak wnuków :D.
Ja miałam to szczęście, że na studia pojechałam już z miłością swego życia 🙂 Tak się u nas stało, że pierwszy "poważny" szkolny chłopak, czy pierwsza "poważna" szkolna dziewczyna, to było już TO!
Na studiach poznałam dziewczynę, którą zabierałam na sesję fotograficzne. Starsza ode mnie o rok czy dwa, już nie pamiętam. Niemniej ogromnie dziwiła się mi, że mówię o Mateuszu jak o przyszłym mężu. Ba, ja to po prostu mówiłam, bo taki mieliśmy po prostu plan. Nie mogła wyjść z podziwu, że w takim wieku ja nie chcę jeszcze poszaleć, poznać innych, być z innymi, wybierać i przebierać. Szczerze byłam w szoku… Po jakimś czasie poznała faceta, zakochała się i chyba w końcu pojęła jak sprawy wyglądają 🙂 Niemniej nigdy, nawet będąc wolna, nie miałam w głowie tego całego przebierania, zmieniania i szaleństw. A mogłam, w końcu miałam tylko 17 lat, a ona już 24!