Boska Florence – czyli historia narodzin mniejszej P.

Pierwszy poród dość dokładnie opisałam na starym blogu. Plan był wtedy taki aby rodzić w domu porodowym w basenie. Niestety, rzeczywistość zweryfikowała te plany. Ponieważ mój pierwszy poród zaczął się odejściem wód, a akcja porodowa rozpoczęła się dopiero 15 godzin później musiałam rodzić w szpitalu, bo w takiej sytuacji zaleca się podanie antybiotyków. Po ok. 13 godzinach skurczy poprosiłam o znieczulenie, mała P. urodziła się 4 godziny później. Udało mi się uniknąć dwóch największych strachów czyli kroplówki z oksytocyną oraz kleszczy niemniej jednak ten poród znacząco odbiegał od moich oczekiwań. Człowiek się nauczył, że jeśli chodzi o poród to nigdy nic nie wiadomo i zawsze jest to jedna wielka niewiadoma. Pomimo tego, mam bardzo dobre wspomnienia tego dnia, kiedy mała P. pojawiła się na świecie.
Z tym porodem za bardzo mi się nie spieszyło bo jednak człowiek już trochę wie, na co się szykować. Co prawda mówią, że drugi poród jest zazwyczaj szybszy i łatwiejszy ale kto powiedział, że nie jest to bajka, którą opowiadają położne aby w ogóle kobiety decydowały się na kolejny poród 😉 ??
Mniejsza P. oficjalnie nie pchała się na świat. Nastawiłam się, że drugie dzieci pojawiają się zazwyczaj szybciej a tu taka niespodzianka. Pierwsze skurcze poczułam wreszcie w niedzielę rano, to było już pięć dni po terminie (poród z małą P. zaczął się drugi dzień po terminie). Jak już upewniłam się, że to faktycznie skurcze to zadzwoniliśmy po teściową, która miała zostać z małą P. W momencie kiedy teściowa przekroczyła próg naszego domu (około 12:00) moje skurcze ustały. Pojawiły się ponownie dopiero około 17:00 trochę bardziej regularne i już nieco mocniejsze. Po 19:00 pojechaliśmy do domu porodowego.
I tutaj taka dygresja. Bardzo długo zastanawialiśmy się gdzie pojedziemy rodzić. Otóż w październiku oddział położniczy w naszym miejskim szpitalu (czyli tu gdzie na świat przyszła mała P.) został zdegradowany do domu porodowego. Tzn. oddział jest teraz prowadzony tylko przez położne, nie ma anestezjologa, nie ma lekarzy ginekologów, nie ma cesarek, za to pod drzwiami stoi karetka, która może zabrać rodzącą z komplikacjami do szpitala w Oxfordzie. Szpital w Oxfordzie przejął cały ruch ciąż z komplikacjami ale też fizjologicznych ciąż na wypadek gdyby rodząca kobieta chciała epidural czy potrzebowała nagle cesarki. My za wszelką cenę chcieliśmy uniknąć podróży do Oxfordu i podjęliśmy decyzję, że jeśli nie będzie takiej potrzeby to zostaniemy na miejscu.
Otóż niby to samo miejsce a serwis zupełnie inny. Na dyżurze była jedna położna, na oddziale cichutko, spokojnie, cisza jak makiem zasiał. Dostaliśmy salę z basenem, która w zasadzie już jako jedyna jest w użyciu (dla porównania, mała P. urodziła się w sali 5 i wszystkie były zajęte tamtego wieczoru). Położna była cały czas z nami co było bardzo fajne i w ogóle nie czułam się jakby nam przeszkadzała. Między skurczami miło sobie wszyscy gawędziliśmy.
Po badaniu i  jakiejś godzinie skurczów jeszcze na suchym lądzie weszłam do basenu. Ciepła woda (o temperaturze 36.6) była super ale nie uśmierzyła bólu tak jakbym się tego spodziewała. Niektóre kobiety podobno w ogóle przestają odczuwać skurcze a pobyt w basenie często porównuje się ze skutecznością epiduralu. Ta, akurat…:)
Basen to jednak super fajna sprawa bo człowiek czuje się lżejszy i generalnie bardziej zrelaksowany. Po kolejnej godzinie czy dwóch poprosiłam o kolejne badanie i okazało się, że wszystko posuwa się dość szybko i niedługo mniejsza P. powinna się urodzić. Wróciłam więc do basenu na finalny akt. W międzyczasie poprosiłam o gaz rozweselający (można go ‘zażywać’ będąc w basenie). Muszę przyznać, że znacząco mi pomógł co mnie nieco zdziwiło bo zażywałam go również podczas pierwszego porodu i nie pamiętam aby aż tak bardzo pomógł  (no ale mój pierwszy poród był znacząco dłuższy a gaz po jakimś czasie nie daje już takiego efektu).
Ponieważ za pierwszym razem miałam znieczulenie zupełnie umknęło mi przejście z pierwszej do drugiej (partej) fazy porodu, czyli osławiona ‘tranzycja’ podczas której kobiety robią zazwyczaj różne dziwne rzeczy łącznie z oświadczeniem, że one już dziękują i idą do domu. Położna mówiła, a niech sobie idą i tak nie zajdą daleko ;). Muszę przyznać, że to bardzo hmm intensywne doświadczenie. Cieszę się jednak, że tym razem dane mi było tego doświadczyć. Otóż ja nie wybierałam się do domu ani nie zwyzywałam męża ‘to wszystko to TWOJA wina, to TY mi to zrobiłeś!!!!’ itd. Ja po prostu przy każdym skurczu zaczynałam…. śpiewać. I to jak zła śpiewaczka operowa. Dobrze, że na sali nie było nikogo z kapituły Oscarów bo niechybnie musieliby odebrać nominację dla Meryl Streep za Boską Florence i przyznać ją mnie, co tam nominację, najlepiej od razu statuetkę! 🙂
Mniejsza P. urodziła się w wodzie, w sumie po około 5 godzinach aktywnego porodu (i jakiś 2-3 godzinach w basenie). Kiedy się urodziła to ja ją wyciągnęłam z wody więc ja, a nie położna byłam pierwsza osobą, która dotknęła naszego dziecka. Mniejsza P. przyszła na świat 6 lutego o 00:43. Ważyła 3,080g.
Zaraz po tym jak mniejsza P. się urodziła, wyszłam z basenu i przeniosłam się na łóżko na trzecią fazę porodu (łożysko itd.). A po wszystkim oczywiście położna zaserwowała nam herbatę i tosty. To było zresztą pierwsze zdjęcie jakie umieściłam na Instagramie (herbaty i tostów) aby dać Wam znać, że robota wykonana.
Po prysznicu zostałam przeniesiona do sali obok. Cała sala tylko dla mnie. Jon pojechał do domu a ja zostałam sama z malutką. Rano przyszła pediatra obejrzeć maleństwo, potem wypis i jeszcze przed południem byliśmy w domu. Dla porównania mała P. urodziła się o piątej nad ranem, w szpitalu zostałam cały dzień i całą noc na oddziale położniczym na sali, w której były cztery łóżka i wszystkie zajęte. Następnego dnia byłam już zdesperowana aby iść do domu jak najszybciej ale wypis też trochę trwał i w sumie do domu wyszliśmy dopiero około 15.00. I nie dlatego, że były jakieś wskazania medyczne ale dlatego, że położne były tak bardzo zajęte.
Oba moje porody były fizjologiczne i odbyły się bez komplikacji. Niemniej jednak każdy przebiegał zupełnie inaczej. Na przykład za drugim razem wody w ogóle nie chciały odejść i położna musiała im pomóc. Faktycznie drugi poród był szybszy, nie wiem czy łatwiejszy. Dla mnie chyba trudniejszy ze względu na brak znieczulenia. Tym razem byłam bardziej zrelaksowana (na tyle, na ile to możliwe) i bardziej współpracowałam z moim ciałem, byłam bardziej świadoma całego procesu.
Co do rodzenia w wodzie to naprawdę mogę polecić taki poród z całego serca. Cieszę się, że tym razem udało mi się skorzystać z basenu. Można powiedzieć, że za drugim razem ‘dostałam’ dokładnie taki poród jaki chciałam (za pierwszym razem). Jak powiedziałam o tym mojej babci to ona mocno się zdziwiła bo nigdy nie słyszała o porodach w wodzie :). 
A oto nasze cudo. Przedstawiam Wam Ninę Zenię Turner:

Malutka jest z nami już prawie trzy tygodnie. Mam nadzieję, że powolutku uda mi się wrócić do regularnego blogowania (wiadomo przecież, że kobieta z dziećmi w domu to ma bardzo dużo wolnego czasu 😉 i już niedługo napiszę Wam więcej o mniejszej P. i o tym jak małej P. podoba się młodsza siostra.
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
8 lat temu

Gratuluje, pozdrowienia dla Was! 😉

8 lat temu

Serdecznie gratuluję dumnym Rodzicom, a Ninie życzę by rosła zdrowo na pociechę dla Mamy i Taty.

8 lat temu

Gratulacje ! Obie są cudne ! Zdrowia Wam wszystkim życzę 🙂

8 lat temu

Gratulacje! I jak najlepsze życzenia dla Was wszystkich!

8 lat temu

Gratuluję szczęśliwego porodu i cudownych panienek. Moja córka urodziła się 6 lutego, 40 lat temu. Nie powiem, charakterna jest.

8 lat temu

Gratuluję i zdrówka dla Was wszystkich życzę 🙂 Dziewczynki słodkie… 🙂 Pozdrawiam

8 lat temu

Serdeczne gratuluję ślicznej dziewczynki i przesyłam najlepsze życzenia dla niej, jej starszej siostry i dla Was, szczęśliwych rodziców 🙂

Uściski 🙂

8 lat temu

Macie piękne córki, gratuluję.

8 lat temu

Gratulacje, gratulacje, gratulacje!!!!!
Siostry wydają się do się bardzo do siebie podobne. No i ta czułość w oczach starszej siostry. Piękne:)))

8 lat temu

Nawet nie wiedziałam, że między fazami się robi dziwne rzeczy, ale śpiewanie jest zdecydowanie super :D. Świetnie, że miałaś w końcu wymarzony poród :).
Rodzeństwo to najlepsza rzecz na świecie, to zdecydowanie prawda, że z każdym kolejnym dzieckiem miłość się mnoży 🙂 ilość zabawy też :D.

Gratuluję!

8 lat temu

Gratuluję i dużo zdrówka życzę dla wszystkich ☺

8 lat temu

Gratuluję!

8 lat temu

Gratulacje 😉

8 lat temu

Gratulacje dla Calej Waszej Rodzinki. Super wiadomosc i piekne te Wasze dzieciaczki.
Caly czas podladalam blog i czekalam na wiadomosci.
Zycze zdrowia i radosci!!

8 lat temu

Gratuluje! Życzę bezbolesnej transformacji z roli jedynaczki do starszej siostry 🙂 i dużo zdrowia i cierpliwości

8 lat temu

To wspaniała wiadomość, Gratuluję! 🙂

8 lat temu

Gratuluję! Życzę samych radości.

8 lat temu

Nina jest sliczna, gratulacje dla Was wszystkich.

8 lat temu

gratuluję kolejnej ślicznej córeczki 🙂

8 lat temu

Samych radoSci dla całej Rodzinki:)

8 lat temu

Gratulacje!!

8 lat temu

Sliczne dwie male dziewczynki! Gratuluje Wam, rodzicom!

8 lat temu

Ostatnie zdjęcie przepiękne – obie siostry z cudnymi minkami. 😀
Wszystkiego dobrego i pozdrawiam!

8 lat temu

Wszystkiego dobrego dla mamy i obu ślicznych córek :))

8 lat temu

Gratuluję 🙂 Ciekawe jak siostrzyczki będą razem żyć. Też mam dwie kobietki tylko kilka lat starsze.
Pozdrawiam serdecznie i życzę Wam zdrowia

8 lat temu

Gratuluję 🙂 Ależ one do siebie podobne!Dużo zdrówka dla Was 🙂

8 lat temu

Gratulacje,podglądałam kiedy napiszesz,trochę się martwiłam ale jest ok i to najważniejsze,siostrzyczki są bardzo podobne do siebie ale mała się będzie jeszcze zmnieniać.

By Pimposhka
0
Would love your thoughts, please comment.x