Uwaga! Bardzo długi post a na końcu nie ma nagrody.
Zacznę od nieco przydługiego wstępu. Tym postem zaczynam serię postów wyprawkowych czyli opisujących nasze przygotowania na przybycie małej P. Dużo ostatnio w tej materii się działo ale na blogu jakoś nie miałam jeszcze okazji o tym napisać no i oczywiście pokazać. Dzisiaj będzie o naszych przeprawach z wózkiem, w kolejce czeka przeprawa z łóżeczkiem, meblowe i nie tylko nowości w pokoju małej P. oraz moja czaderska torba ‘mamy’ na pieluchy, butelki, ubranka itd.
Zanim jednak zacznę mam do Was małą prośbę. Już piszę o co chodzi. Otóż doszłam do wniosku, że ‘po raz pierwszy rodzice’ muszą być chyba ulubioną grupą klientów wszelkich producentów, właścicieli sklepów i biznesów. Obawiam się, że nawet bardziej hołubioną niż osoby, które właśnie biorą ślub. Wiadomo, na pierwszego potomka kasy się nie żałuje (podobnie jak na ten jeden, najważniejszy dzień w życiu). Jednakowoż młodzi przed ślubem zazwyczaj na kilku weselach już byli, mają też pojęcie mniej więcej czego chcą, jaki ma być tort, jaka suknia, jaka muzyka itd.
‘Po raz pierwszy rodzice’ zazwyczaj nie mają zielonego pojęcia czego chcą, co jest potrzebne, co się sprawdza itd. A już szczególnie zagubieni są tacy, którzy z małym dzieckiem obcują od wielkiego dzwonu, nie mają w rodzinie dzieci, nie odwiedzają rodzin z dziećmi itd. Czyli jednym słowem MY!
Absolutnie zieloni, bez bladego pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Owszem, staramy się czytać w internecie opinie rodziców o produktach, pytamy wśród dalszych znajomych ale informacje są często sprzeczne. Jedna koleżanka radzi aby elektroniczną nianię kupić z video, druga, że absolutnie bez video chyba, że mam ochotę patrzyć się na ekran non-stop. Jedna mówi, że chusta jest super, druga, że nie bo bolą plecy. Jeszcze inna zachwala koszyk Mojżesza, a inna mówi, że jest niewygodny do nocnego wstawania itd. itp. Jednym słowem ilu rodziców i ile dzieci, tyle opinii. I bądź tu człowieku mądry.
Z jednej strony staramy się być praktyczni, wiele rzeczy mamy od znajomych, albo za darmo albo za symboliczną kwotę. Na inne wydaliśmy (być może niepotrzebnie) małą fortunę albo kupiliśmy coś okazyjnie, bo akurat była obniżka. Staramy się też nie popadać w szał kupowania wszystkiego co może okazać się ‘absolutnie niezbędne’. Jak nam czegoś zabraknie to Amazon dostarczy do domu w ciągu 24 godzin więc dużego problemu nie ma. Z drugiej strony kupowanie gadżetów i ubranek dla maluszka to przecież wielka frajda, więc tego też nie chcemy sobie zupełnie odmawiać.
Przy wyborze tzw. dużych rzeczy dużo czytaliśmy, zastanawialiśmy się jakie są nasze potrzeby, styl życia, co będzie praktyczne DLA NAS i zdawaliśmy się na instynkt jeszcze nie rodzicielski. Oczywiście cały czas jestem pełna wątpliwości, nawet kiedy decyzje zostały podjęte a konkretne dobro zakupione. Wiem, że bloga czyta wiele mam, takich co mają małe dzieci i takie co są już babciami. Wiem, że chętnie dzielicie się swoim doświadczeniem, które sobie bardzo cenię. Jednakowoż, ponieważ wiele decyzji i zakupów już poczyniliśmy (często po wielu godzinach spędzonych w internecie, w sklepie ze sprzedawcami, po biciu się z myślami, ostrożnym i wszechstronnym porównywaniu różnych ofert itd.) to klamka zapadła. Nie oznacza to jednak, że nie jestem pełna wątpliwości, czy aby na pewno dokonaliśmy najlepszego możliwego wyboru. I dlatego bardzo Was proszę aby pod postami dotyczącymi wyprawki nie zostawiać komentarzy typu:
– strata czasu i pieniędzy bo….
– moje dziecko nawet na to nie spojrzało
– za chwilę będzie całe brudne
– po tygodniu będzie to wyrzucenia
– ja musiałam kupić trzy (wózki/łóżeczka/wanienki itd) aby wreszcie się do czegoś nadawały
– zaraz zrobi się za małe
– to Ci się do niczego nie przyda
– też takie miałam i się teraz kurzy
– użyjesz tego może ze dwa razy
– wczoraj widziałam takie samo na Allegro za dychę
Komentarze tego typu mogą spowodować u mnie czarną rozpacz i natychmiastową chęć biegnięcia do sklepu aby kupić tą jedyną i rekomendowaną rzecz mijając przy tym śmietnik, gdzie zutylizuję tę już zakupioną ale nietrafioną. :)) Dziękuję za zrozumienie.
A teraz do rzeczy, czyli o wózku małej P.
Była kiedyś taka reklama sieci Era (teraz już chyba T-Mobile). Młoda dziewczyna wchodzi do sklepu z butami i szuka butów idealnych. Szło to mniej więcej tak, ‘żeby były wygodne jak te adidasy, szykowne jak te szpilki i tanie jak te klapki’. Na to sprzedawczyni mówi ‘Tak, to tylko pani w Erze dobiorą’. I jeszcze przykład z naszego podwórka, który wczoraj znalazłam u Theli (klik) a dotyczy rozterek przy wybieraniu kolejnego projektu dziewiarskiego, z długo oczekiwanej specjalnej włóczki. Cytuję:
Żeby nie było banalnie. Żeby było oryginalnie. Żeby nie robić po raz kolejny tego samego. Ale żeby po zrobieniu nie odłożyć do szafy i więcej nie ruszyć, bo przedobrzyłam. Żeby było wystarczająco trudne, żeby było widać (wystarczy, że ja będę widzieć), że potrafię. I może żeby samemu wzór wymyślić, żeby było jeszcze bardziej orygnalnie. Ale co, jeśli nie nie wyjdzie? To może jednak kupić (widziałyście nowy katalog Brooklyn Tweed? Ja chcę wszystko stamtąd). Kupić? Bo ja wiem. Może jednak coś bezpłatnego.
Theli posyłam uśmiech. Zresztą o wózkach też rozmawiałyśmy podczas jej wizyty w Oxfordzie. No właśnie, wózek. Jak zaczęliśmy szukać to się mocno zdziwiliśmy. Wózków jest dosłownie setki, mają tyle funkcji, że po prostu trudno się połapać. Dlaczego na przykład wózków jest tyle, a fotelik do samochodu w zasadzie tylko jeden. Od początku wiedzieliśmy, że będzie Maxi-Cosi Pebble (podejrzewam, że są jakieś statystyki, które mówią o tym, że co sekundę czy dwie gdzieś na świecie sprzedaje się fotelik samochodowy Maxi-Cosi Pebble). Z wózkiem niestety nie było tak prosto. Wszystkie wydawały nam się mniej więcej takie same.
Duże sieciowe sklepy dla dzieci typu Mothercare i Mamas&Papas mają ‘swoje’ modele, które promują. Teściowa przekonywała aby kupić Silvercross bo ona taki miała (30 lat temu!). Są wózki tanie i masakrycznie drogie, są dizajnerskie i limitowane edycje, itd. itp. Przy wyborze wózka ważny podobno jest tryb życia. Pani w sklepie pyta ‘mieszkamy na wsi czy w mieście? Czy często chodzimy po wiejskich ścieżkach?’ A skąd ja mam wiedzieć? Dzisiaj nie chodzę, ale jak będę miała dziecko to może będę je dotleniać na jakiś polach? Mówię pani, że będę zabierać dziecko do Oxfordu będą więc kocie łby. Hmmm, ‘kocie łby to zawsze problem’, odpowiada pani.
Wiedzieliśmy, że chcemy tzw. travel system czyli wózek wielofunkcyjny. Przede wszystkim taki, do którego można wpiąć fotelik samochodowy. Znajomi poradzili, że warto taki mieć aby śpiącego szkodnika nie przekładać do wózka tylko fotelik nałożyć na wózek. A poza tym nie wiedzieliśmy nic.
A jaki jest wózek idealny? Ma mieć duże koła, ma być stabilny i bezpieczny, wytrzymały, sterowny, lekki, składać się z użyciem jednego palca, ewentualnie dwóch, ma być mały, ma mieć duży kosz na zakupy, obicie nie powinno się brudzić, ewentualnie powinien być jeszcze ładny. Tak to nawet w Erze nie dobiorą. AAArgh! Wózek idealny nie istnieje. Jak ma duże koła i jest stabilny, to na pewno nie jest lekki, ani nie składa się od samego patrzenia, nie mówiąc już o rozmiarze.
Ale do problemu podeszliśmy jak profesjonaliści. Odwiedziliśmy kilka sklepów, rozmawialiśmy ze sprzedawcami, poczytaliśmy opinie w internecie, popytaliśmy znajomych i wybraliśmy taki oto wózek:
Ten wózek to Cruz firmy UppaBaby, mniejszy brat bardzo popularnej tutaj Visty. Jest kompaktowy, dobrze się składa (ja mam małe auto), ma wręcz ogromny kosz na zakupy, można do niego wpiąć fotelik samochodowy i jest odpowiedni od urodzenia po dokupieniu gondoli (kiedyś to się nazywało wózek głęboki). W sklepie miałam okazje wypróbować taki właśnie z gondolą i poczułam przy nim ‘to coś’.
Pamiętnego dnia, o którym już pisałam pojechaliśmy do Johna Lewisa kupić wybrany wózek. Zabraliśmy moje auto bo chcieliśmy się upewnić, że wózek się zmieści do bagażnika (w tej kwestii byłam spokojna). No i co? Ano zonk!
Po pierwsze John Lewis, dom towarowy z nieco wyższej półki to świetne miejsce aby kupić wózek. Ceny mają takie same jak inne sklepy za to obsługę i doradztwo fenomenalne. Nie wiem dlaczego ktoś chciałbym kupować wózek gdzie indziej. Dostaliśmy z przydziału Davida, który był przemiły i spędził z nami kolejne cztery godziny.
Musicie wiedzieć, że mój samochód ma całkiem pojemny bagażnik. Z tyłu mam dwa indywidualne fotele, które mogę przesuwać do przodu i do tyłu zwiększając bądź zmniejszając pojemność bagażnika. Fotele mogę też złożyć, nie tylko oparcia ale cały fotel ma hydrauliczne podnośniki co sprawia, że ustawiają się pionowo za fotelami przednimi a z tyłu robi mi się mała ciężarówka. Już nie raz wprawiłam w osłupienie przyjaciół, którym pomagałam w przeprowadzce. Ale jest jedna rzecz, o której w ogóle nie pomyślałam. Wózek do mojego auta wejdzie każdy, nawet terenówka dla trojaczków ale…. na cholerę mi wsadzić tylko wózek jak jeszcze trzeba dziecko w foteliku. Zonk! Zonk!
David zaczął więc od instalowania fotelika w moim aucie. Okazało się, że pasy bezpieczeństwa na tylnym siedzeniu ledwo wystarczyły aby ‘opasać’ fotelik i dla wygody zdecydowaliśmy się też na bazę iso-fix. Mało tego, jak już fotelik jest zainstalowany to między fotelikiem a przednim fotelem pasażera musi być przerwa aby zmieściła się dłoń. Nie mogą się stykać. Spoko, trzeba więc nieco przesunąć tylni fotel w głąb auta, tj. zmniejszyć bagażnik a fotel pasażera maksymalnie przesunąć do przodu. Ok. Mamy opanowane, no to teraz wózek. Jaki wózek? Zapomnij! Bagażnik zrobił się mały i niestety nie było możliwości aby nasz wybrany wózek się zmieścił!!!! Rozpacz! W tym momencie miałam prawdziwy moment zwątpienia i przeszła mi przez głowę całkiem poważnie myśl, że potrzebuję po prostu nowe, większe auto.
Tygodnie rozmyślania, wybierania, badań terenowych poszły na marne. Stanęliśmy we trójkę nad moim autem, i złożonymi zwłokami Uppababy Cruz, ze smętną miną pytając ‘Co teraz? Na co David odpowiedział, tylko ‘Pszczoła’. I tak po wielu godzinach deliberacji (jak pisałam w sklepie byliśmy w sumie 5 godzin!!!!!) staliśmy się posiadaczami wózka Bugaboo Bee3 czyli bardzo popularnej Pszczoły trzeciej generacji (dosłownie kilka dni wcześniej miała premierę).
Ta da:
Tutaj Pszczoła w wersji w jakiej na początku będzie jej używać mała P. Tak, dobrze widzicie, nie mamy tradycyjnej gondoli, która zamienia spacerówkę w wózek głęboki pomimo, iż mała P. to zimowe dziecko. Po pierwsze gondola z tego zestawu nam się nie podobała i wcale nie sprawiała wrażenia wygodnej ani praktycznej. Po drugie w Anglii zimy są w miarę łagodne (nie to co w Polsce, gdzie przecież niedźwiadki polarne chodzą po ulicach ;). Po trzecie gondola służy tak naprawdę maksymalnie przez pół roku. Jak się okaże niezbędna do dokupimy ale wydaje mi się, że sobie doskonale poradzimy z samym śpiworkiem:
Wózek z takim śpiworkiem jest jak najbardziej przeznaczony dla dziecka już od urodzenia.
A tutaj pszczoła w wersji spacerowej dla mniejszego dziecka:
Siedzisko można mieć w pozycji z widokiem na mamę albo z widokiem na świat.
Budka dodatkowo się rozpina i chroni dziecko przed słońcem choć nie wiem czy dziecku będzie się podobała podróż bez widoków (ale można je zakryć kiedy śpi, nie będzie chyba nawet potrzebny parasol).
Wózek ma rosnąć razem z dzieckiem. Zarówno siedzisko jak i oparcie są regulowane i się powiększają. Teoretycznie więc zakup lekkiej i poręcznej spacerówki chyba nam odpadnie bo już taką mamy:
U góry wózek w konfiguracji dla małego szkraba, który już siedzi ale jeszcze woli oglądać mamę. Na dole w wersji ‘na świat’ i z powiększonym siedziskiem dla starszego dziecka.
A tutaj wózek w kolejnej konfiguracji, który również mała P. będzie uskuteczniać od samego początku. Z fotelikiem samochodowym:
Bardzo przydatna funkcja to taka, że można mieć i wózek i fotelik w jednym. To rzadko się zdarza, bo najczęściej adaptory do fotelika wpinają się w miejsce gondoli/spacerówki. Dlaczego jest to poręczne? Otóż mam w planach wybrać się (sama) z małą P. do Polski. Na lotnisku mogę ją wozić w takiej konfiguracji, do samolotu mała wjeżdża w foteliku a wózek zostaje w luku bagażowym. Po wylądowaniu w Polsce, mam oba elementy, wózek i fotelik, które będą niezbędne przy dłuższym pobycie.
No i oczywiście najważniejsza cecha Pszczoły, kompaktowe i łatwe składanie:
I tak proszę państwa, mieści się spokojnie w bagażniku, bez walki. Tylne fotele już ustawione w optymalnej konfiguracji pod fotelik. Wózek jest lekki (7 kilo) wkłada się i wyciąga bez problemu. Wiem, że większe modele z dużymi kołami zazwyczaj mają koła zdejmowane. Ale czy ja chcę rozkładać wózek na czynniki pierwsze aby go wsadzić do auta, szczególnie jeśli akurat zaczęło padać a szkodnik się wydziera?
Wózek jest dość niski ale akurat nam to nie przeszkadza. Jak na takie maleństwo ma bardzo duży kosz na zakupy. Kółka, no cóż, jakie są każdy widzi ale nie są to zwykłe plastikowe kółka. Te są wypełnione specjalną pianką, każde ma też osobny amortyzator, przednie kółka się też blokują w razie potrzeby. Póki co jeździ się nim fajnie, jak będzie z zawartością, zakupami i torbą do przewijania na Oxfordzkich kocich łbach – nie wiem, dam znać. Jest również dość stabilny ale bądźmy szczerzy, nie dorówna stabilnością dużym terenowym wózkom. Za to jest szalenie sterowny i skrętny, super do buszowania po sklepach i komunikacji miejskiej.
Koszt? No cóż, kupno nowego samochodu wyszłoby tylko trochę drożej 😉 ale mam nadzieję, że wózek nam posłuży. I gdyby nam się kolory znudziły to możemy zainwestować w nowy materiał na budkę.
***
A teraz wracam do teraźniejszości. Kilka słów na temat Pszczoły po dwóch latach użytkowania.
Otóż w dalszym ciągu jestem zakochana w tym wózku! Sprawdza się znakomicie i nie było ani jednego dnia abym żałowała jego zakupu. Ba, za każdym razem gdy miałam okazję dotykać czy używać innego wózka tylko utwierdzałam się w naszej decyzji o kupnie Pszczoły. Inne mamy, szczególnie te w Polsce jeśli miały okazję prowadzić nasz wózek to wszystkie robiły ‘Wow! Ale on się fajnie prowadzi!’.
W ciągu tych dwóch lat użytkowania dokupiliśmy trochę akcesoriów. Drugą budkę w szarym kolorze oraz nakładkę na siedzisko. Budkę ‘Breezy’ na lato, która świetnie sprawdziła nam się na wakacjach w Polsce podczas upałów. Torba do transportu również bardzo nam się przydała i nigdy wózkowi nic złego się nie stało w samolocie a trochę się nalatał. A ostatnio dokupiliśmy ‘deskorolkę’ dla małej P. ale jednak nie jest do niej jeszcze przekonana. Natomiast o dziwo, nie jest zazdrosna o to, że teraz młodsza siostra eksploatuje wózek :).
Sam wózek świetnie się trzyma mimo upływu lat. Jedyne co nam się trochę popsuło to system wysuwania rączki. To podobno wada, która prędzej czy później ujawnia się w każdej Pszczole. Zakupiłam więc w Internecie zamienną część a na YouTube jest filmik jak ją wymienić. Wygląda na banalnie proste.
Jedyne co nam się nie udało to mufka na nogi. Nie chodzi mi o ten żółty śpiworek ze zdjęć powyżej. Ten sprawdził się super i naprawdę nigdy nie czułam potrzeby aby mieć gondolę z prawdziwego zdarzenia. Chodzi mi o taki śpiworek na nogi dla starszego dziecka. Otóż oryginalny firmy Bugaboo, który ma niby pasować do wszystkich modeli jest dla Pszczoły po prostu za długi, tak jak pisałam wózek na dość niskie zawieszenie. Kupiliśmy więc mufkę ‘no name’ i jakoś daliśmy radę przez zimowy sezon.
Z czystym sumieniem polecam taki wózek każdemu, kto szuka fajnego lekkiego ale wytrzymałego wózka, w dodatku a małych gabarytach. I jakby co, to firma Bugaboo na dniach ma wypuścić nowszy model Pszczoły czyli Bugaboo Bee 5.
Jak myślę o moim wózku, to marzę o dniu, kiedy będę go mogła z satysfakcją wywieźć na gratowisko, bo to straszne dziadostwo :D. Kompletnie nie przemyślałam tego zakupu. Nie ma tego złego, po prostu byłam mamą chustującą, a to jak się okazuje budzi w losowych ludziach na ulicy bardzo pozytywne uczucia (w przeciwieństwie do ich reakcji na mnie z wózkiem).
Niemniej wszystkim potrzebującym przesyłam ten post, bo Pszczoła brzmi jak coś dokładnie w punkt na moje potrzeby.
Pszczola sie wiec sprawdzila i sprawdzac sie bedzie 🙂
Dobrze, ze uczynilas taki wpis doswiadczeniowy, na pewno ktos skorzysta.
Moje dziewczyny już duże , ale jak widzę pewien wózek na ulicy… to wspominam nasz cudowny Vibe Phil&Teds , przy dwójeczce boski 🙂
Ogromnie, ogromnie dziękuję za wyszperanie posta i komentarze z aktualnej perspektywy. Zaraz podeślę znajomym zmagajacym się z wyzwaniem małego samochodu.
Ja pszczołę widziałam tylko w sklepie i robiła fajne wrażenie. Czy wózek rozkłada się całkiem na płasko dla takiego malucha? Bo gondola jest faktycznie po prostu brzydka.
Nasz wózek był ładny, ale to była jego główna zaleta;)