W Anglii osoby, które chcą głosować w wyborach muszą zarejestrować się w krajowym rejestrze wyborców. Kiedy nadchodzi czas wyborów pocztą przychodzą karty do głosowania (tzn. karty uprawniające do głosowania, nie faktyczne karty, za pomocą których się głosuje). Nasz okręg wyborczy jest zaraz koło domu, w żłobku małej P. Jak pewnie wiecie 23 czerwca w Anglii odbędzie się referendum na temat ewentualnego opuszczenia Unii Europejskiej (słynny Brexit). Tym razem przyszła do nas tylko jedna karta do głosowania, adresowana do mojego męża. Ja, jako obywatelka Polski nie jestem uprawniona do głosowania (a mała P. jest jeszcze za mała).
Muszę przyznać, że jest mi trochę przykro. Jestem uprawniona do głosowania w wyborach lokalnych. Anglia to moje ‘centrum interesów życiowych’, wynik tego referendum teoretycznie może mieć bardzo duży wpływ na naszą Polsko-Angielską rodzinę. Ale nie wolno mi się wypowiedzieć. Z drugiej strony oczywiście to rozumiem. Myślę, że kuriozalna byłaby sytuacja gdyby emigranci, głosowali w referendum odnośnie ‘pozbycia się emigrantów z kraju’. I choć jest mi przykro, to sytuacja jest dla mnie jasna i logiczna. Tak po prostu musi być.
Przy okazji moich postów o sytuacji politycznej w Polsce i społeczeństwa multi-kulti pojawiły się głosy, że Polacy mieszkający za granicą nie powinni głosować w wyborach i tym samym ‘urządzać’ życia tym co mieszkają w Polsce. Wiem, że są osoby, które mieszkają za granicą i nie biorą udziału w wyborach właśnie z tego powodu. Wyjechałem/wyjechałam to nie powinienem/powinnam głosować. Po pierwsze osobiście, nie mogę się bardziej nie zgodzić. Po drugie, uważam że problem jest bardziej złożony.
Od momentu kiedy skończyłam osiemnaście lat zawsze szłam do głosowania. Poza jednym przypadkiem kiedy podczas wyborów prezydenckich w 2005 roku byłam w Paryżu i nie udało mi się dopełnić formalności na czas. Nie przeszkadzało mi, że mieszkałam akurat w Warszawie czy w Krakowie, czy w Anglii. Albo rejestrowałam się w MSZ albo pobierałam zaświadczenie o prawie do głosowania przy okazji wizyty w domu. Ostro pokłóciłam się kiedyś z moją współlokatorką, która nie zamierzała iść głosować w unijnym referendum w 2003 roku ;). Dla mnie udział w wyborach to obywatelski obowiązek a póki co, mam tylko jeden paszport i jestem obywatelką tylko jednego kraju. Tym krajem jest Polska.
Nie wiem ilu emigrantów może z całą pewnością powiedzieć – ‘Nigdy nie wrócę do Polski’. Jeśli to faktycznie prawda to rozumiem, dlaczego nie chcą głosować. Ale ja nie jestem w stanie dziś z pełnym przekonaniem powiedzieć, że nigdy do Polski nie wrócę. Być może wrócę na emeryturze. Jeśli tak, to wolę dziś mieć wpływ na przyszły kształt NFZ czy systemu emerytalnego. A co jeśli za 20 lat mała P. pojedzie na wakacje do Polski i zakocha się w Polskim chłopaku? Może postanowi zamieszkać na stałe w Polsce? Przecież ma Polski paszport. I ja nie chciałabym aby mieszkała w kraju, w którym (na przykład) wsadza się do więzienia za aborcję albo kraju zadłużonym po uszy jako efekt programu 500+. I dlatego nie mam zamiaru przestać głosować.
Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że ktoś kto wyjechał z kraju nie powinien głosować w Polskich wyborach. Choćbym i mieszkała tutaj na stałe 40 lat to uważam, że mam prawo decydować o losach Polski tak długo jak mam Polski paszport. I być może pewnym osobom jest przykro z tego powodu (tak jak mi jest przykro, że nie mogę wziąć udziału w nadchodzącym referendum) to taki właśnie jest stan rzeczy i obowiązujące prawo. Dlatego MSZ otwiera tysiące okręgów wyborczych poza granicami Polski. To dlatego w Hiszpanii i Portugalii powstają okręgi wyborcze aby w referendum mogli głosować Anglicy, którzy na starość grzeją kości na Południu Europy.
Nie można komuś zabierać czy dawać praw obywatelskich na podstawie adresu zamieszkania. Jeśli już idziemy tym tropem to Ukraińcy i Wietnamczycy bez Polskiego paszportu za to mieszkający w Polsce powinni również mieć prawo głosu. Czy lokalny Wietnamczyk ‘urządzający’ życie Polakom jest lepszy/gorszy niż nielokalny Polak? A co mają powiedzieć marynarze. Mój ojciec swego czasu w skali roku spędzał więcej czasu na morzu niż na lądzie. Być może nie powinien więc ‘urządzać’ życia szczurom lądowym. Poza tym większość emigrantów nie odcięła się przecież od kraju. Jeśli by tak było to tanie linie lotnicze i regionalne lotniska w Polsce dawno by zbankrutowały. Emigranci przesyłają pieniądze do Polski, wspierają swoje rodziny, przyjeżdżają na wakacje (i wydają swoje ciężko zarobione euro i funty), inwestują (np. kupują mieszkania), organizują śluby, leczą się (często prywatnie). I choćby dlatego powinni mieć prawo do decydowania o kształcie naszego kraju. Pytanie, kto powinien mieć prawo do głosowania jest złożony i nie ma na nie jednoznacznej odpowiedzi.
A jakie jest Wasze zdanie?
A wracając do zbliżającego się referendum to mam nadzieję, że mój mąż będzie głosował zgodnie z linią wytyczoną przez uniwersytet Oksfordzki. Czyli nie wychodzimy. 🙂
Dzisiaj środa. Dzierga się Airflow (już mi niewiele zostało) a czyta się Inferno (to Browna, nie Dantego) bo już niedługo wchodzi do kin nowy film Rona Howarda 🙂
" Nie mówię o odebraniu osobom mieszkającym za granicą prawa do głosowania, ale dopuszczeniu głosowania tylko w kraju, gdzie skutki tego głosowania odczuwalne są na miejscu, w każdej niemal dziedzinie życia. A w kraju należy organizować głosowanie tak, by każdemu udział w tym głosowaniu maksymalnie ułatwić, także wtedy, gdy na wybory przyjeżdża z zagranicy."
Troche pzreczysz sama sobie, nie chcesz odbierac prawa do glosowania, ale jednak chcesz. Co za roznica, ze przylecialabym do Poslki tylko na jeden dzien, zbey oddac glos? Przez ten jeden dzien moj wybor by mnie tez dotyczyl?
Dla mnie glosowanie jest jednym ze sposobow, w jaki wyrazam swoj patriotyzm. Nie wyobrazam sobie poki co przyjecia obywatelstwa amerykanskiego (choc od wielu lat mam takie prawo i mozliwosc i nie musze sie zrzekac poslkiego i choc egzamin na bywatelstwo zdalabym z marszu chocby dzisiaj). Nie wyobrazam sobie zrzeczenia sie polskiego obywatelstwa z jakiegokolwiek powodu, a juz na pewno nie dla lepszej pracy i wiekszych pieniedzy a wiem, ze ludzie tak robia. tak samo, jak bedac poslka patriotka nauczylam dziecko poslkiego, nigdy zlego slowa nie mowie o Poslce i Polakach, angazuje sie w dzialanosc polonii na tyle na ile moge itd. I bycie obywatelka Polski to sa tez te rozne kwestie wazne dla emigrantow, jak dziedziczenia, spadki, mozliwosc zakupu nieruchomosci, inwestowania w Polsce, zdalnej pracy, ktora dzieki internetowi jest teraz bardzo latwa, posiadania europejskiego paszportu, ktory bardzo ulatwia podrozowanie w wielu krajach, swobodnych kontaktow z rodzina, podrozowania do Polski. Dla mieszkancow Polski moze sa one nieistotne ale wazne z perspektywy emigranta. I ciesze sie, ze na razie moge tych wlansie swoich interesow pilnowac, albo przynajmniej miec wrazenie, ze to robie biorac udzial w glosowaniu. Bo przeciez nie tak dawno emigrancji byli pozbawieni wielu tych praw.
Malgosia, ja rozumiem, że trudno, że daleko, że drogo itp. Ale to są konsekwencje wyborów, których się w życiu dokonuje. Chciało by się zjeść ciastko i mieć ciastko, ale tak się nie da. A konsekwencje decyzji wyborczych osób mieszkających za granicą ponoszą głównie osoby mieszkające w Polsce. Ja rozumiem, że dzieci mogą chcieć kiedyś w Polsce mieszkać (ale mogą też nie chcieć), że chcemy wpływać na sytuację w jakiej funkcjonują rodzice (jednak rodzice mieszkający w Polsce, w Polsce głosują, a przynajmniej mogą), że jest cała długa lista rzeczy, które nas z Polska łączą, kiedy mieszkamy za granicą. Ale to nie oznacza, że można te odczuwane konsekwencje traktować tak samo. Nie można. Nie mówię o odebraniu osobom mieszkającym za granicą prawa do głosowania, ale dopuszczeniu głosowania tylko w kraju, gdzie skutki tego głosowania odczuwalne są na miejscu, w każdej niemal dziedzinie życia. A w kraju należy organizować głosowanie tak, by każdemu udział w tym głosowaniu maksymalnie ułatwić, także wtedy, gdy na wybory przyjeżdża z zagranicy.
Ann Trans to sie tak latwo mowi siedzac w fotelu w swoim domku. Zapewniam cie, ze wielu emigrantow wklada mnostwo wysilku, zeby dotrzec na wybory w miescu czasami bardzo oddalonym od wlasnego domu. Ja mam tylko 1,5h jazdy samochodem w jedna strone do ambasady ale moja kolezanka jedzie 5h do konsulatu. Ciekawe jaka bylaby frekwencja jakby w Polsce ktos musial tak daleko jechac 🙂
Pimposko mysle dokladnie tak jak ty! I nie zgadzam sie, ze osoboscie nie odczuwam skutkow glosowania na taka czy inna partie. Odczuwam w podobny sposob jak ci, ktorzy mieszkaja w Polsce i glosuja (bo ci ktorzy nie glosuja to nie maja moim zdaniem prawa marudzic bo sami sobie je odebrali). Mieszkam od 15 lat w USA, podobnie jak ty mam silne zwiazki z Polska, co roku spoedzam tam urlop. Moja corka jest dwujezyczna i zalezy mi na tym, zeby miala dostep do nauki w polskiej szkole. Niedawno byly na nia zakusy, w ramach ciec budzetowych, ktos mial chory pomysl, zeby zamienic szkoly na zdalne nauczanie przez skype'a. Na szczescie tylko czesc szkol zlikwidowano. Ktos moze powie, ze sama moglabym dziecko uczyc w domu. Ale nie kazdy ma talent pedagogiczny a czas i tak poswiecam na prace z dzieckiem w domu, bo materialu jest duzo, tyle co normlanie w szkolach w Polsce (ten sam program) a dzieci sa tylko 5h w szkole tygodniowo. Reszte musza zrobic w domu. I wymaga to na parwde duzo wysilku, dyscyploiny i samozaparcia nie tylko ze staony dzieci ale i rodzicow (nie mozemy sobie np wyjechac nigdzie na weekend bo pol dnia w sobote jest polska szkola, ale dla nas ona jest priorytetem). Ktos mzoe powie, ze skoro nie placimy podatkow w Poslce to nie powinnismy miec prawa do bezplatnej edukacji. I tu sie troche zgadzam i wielokrotnie wysylalismy do Ministerstwa Edukacji petycje z prosba o mozliwosc zmianu statusu szkoly na taka, gdzie oplacalibysmy jej funkcjonowanie ale Ministerstwo sie nie zgodzilo. Ale z drugiej strony bardzo mi sie podoba, ze Polska widzi szanse na ksztalcenie ludzi, ktorzy potem beda jej sluzyc w kontaktach z innymi krajami. I nie sa to przypadki odosobnione, ze takie dzieci potem pracuja w dyplomacji czy zakaldaja zagraniczno-polskie firmy.
Poza tym nie kazdy kto mieszka za granica ma obywatelstwo nowego kraju i chce je miec i moze sobie zaglosowac lokalnie. ja sie interesuja polityka i sprawami spolecznymi mojego najblizszego otoczenia ale nie czuje sie Amerynkana wiec o obywatelstwo nie chce sie ubiegac. Czuje sie Polka, Europejka i ciesze sie, ze mam prawo glosowac w wyborach.
Powiedzmy, że jest remis 🙂
@blackcandyproductions: tylko problem w tym, że zagranica właśnie głosuje na te ksenofobiczne partie. Polacy w zachodniej Europie na partie, które chcą, żeby Polska wyszła z Unii, a w na wskroś demokratycznych Stanach na partię, która chce zabić demokrację. Czemu nam to robicie? 😉
A ja uważam, że wybory do polskiego sejmu czy wybory polskiego prezydenta, nie mówiąc już o wyborach lokalnych powinny odbywać się tylko w Polsce. Jeśli ktoś na stałe mieszka za granicą, ale ma polski paszport, a polskie sprawy interesują go tak bardzo, że chce w polskich wyborach uczestniczyć, powinien się do Polski pofatygować. I tyle.
Och Gosiu jak ja lubię te Twoje posty 🙂
Przeczytałam komentarze i szczerze mówiąc przy niektórych włos mi się zjeżył…
Ale…podobnie jak Tinki nie biorę udziału w głosowaniach na temat Polski, polityka nie jest moim priorytetem…mój wybór. Mieszkam w Szkocji 10 lat i tu jest mój dom…moi synowie głosują bo mają, zaznaczam, bo mają nadzieję, że kiedyś wrócą do Polski.
Nie wiem Gosiu czy wiesz jak wyglądają wybory w Szkocji, w Szkocji a nie w UK?. Tutaj wybory są obowiązkowe, nawet dla tych co nie posiadają obywatelstwa UK/Szkockiego.Jak nie zagłosujesz możesz zapłacić karę 🙂 Głosowaliśmy w sprawie referendum, parlamentu Szkockiego i wszelkich wyborów do EU. Do tego nie chodzimy bezpośrednio do urn, choć tak też można głosować, tylko głosujemy Post Office ( pocztą). Nie wiem czy to dobre czy nie ale jak widać w sondażach, sprawdza się. Frekwencja jest przynajmniej wysoka 🙂
Miałam ponieść temat polonii amerykańskiej ale Olga zrobiła to za mnie. Dyskusja jest bardzo ciężka – z jednej strony są osoby takie jak Ty – zaangażowane w sprawy Polski, zainteresowane, odwiedzające, wieloma supełkami przyczepione do naszych polskich spraw. A z drugiej strony prawo do głosowania mają ludzie, których babka i dziadek wyjechali z Polski do Ameryki, oni sami w Polsce nigdy nie byli a ich polski jest gorszy niż ludzi którzy spędzili w Polsce semestr na Erasmusie. I samo to problemem nie jest, problematyczny jest natomiast fakt, że zostali oni wychowani na zupełnie innym gruncie kulturowym i gospodarczym, w kraju bardzo odmiennym od naszego i są pozbawieni kontekstu, dekodera Polskich spraw. I tacy ludzie moim zdaniem głosować nie powinni.
Oj tak zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości. Mój kuzyn, przy rodzinnym stole potrafi godzinami rozprawiać o polityce co ciekawe te opcje mu się bardzo zmieniają. Raz nie chciał być juz więcej Polakiem i chciał być Holendrem mieszkającym na Bornholmie. A ostatnio ma fazę na bycie 100% Polakiem, wręcz narodowcem. Czasem się ostro spieramy. Ale jak mi powiedział, że NIGDY nie był na wyborach to normalnie mnie zamurowało, nie mogłam w to uwierzyć. I tak jak napisałam, powyżej choć emigranci Polski nie 'urządzą' i realnego wpływu tak naprawdę nie mają to dla mnie bardzo ważne jest, że oddałam swój głos.
Masz rację wiele 'hec' mnie omija i nie doświadczam ich osobiście ale myślę, że Blackcandy podała Ci dobry przykład. Podobny przykład to co, gdyby moja mama była nauczycielką (która straci pracę w wyniku reform)? Albo, gdyby nagle okazało się, że jakaś partia chce obciąć emerytury mundurowe (moja babcia i wujek). Moje kieszonkowe od babci byłoby zagrożone ;). Podobnie jeśli zmieniłyby się przepisy od nieruchomości a w Świnoujściu czeka na mnie sporo spadku. Więc choć większość spraw faktycznie bezpośrednio mnie nie dotyczy, to nie znaczy, że nie nic mnie nie dotyczy.
A jeśli chodzi o Twój drugi komentarz to odpowiem Ci tak: Mam w Polsce dużo znajomych, życzę im jak najlepiej, z chęcią jeżdżę tam na urlop więc zależy mi na dobrej kondycji gospodarki i zadowolonych mieszkańców. Do tego mam tam rodzinę i jest tam kilka nieruchomości, które kiedyś będą moje. A tak poza tym to tam się urodziłam, mieszkałam przez 23 lata i mam Polski paszport. Wydaje mi się, że z Tobą jednak 'wygrywam' ;).
A tak podsumowując to myślę, że każda z nas ma po prostu trochę racji. I tak naprawdę, powiedzmy sobie szczerze to chodzi tylko o zasadę bo przecież głosy imigrantów tak naprawdę mało znaczą. Możemy się wypowiedzieć, ale Polski na pewno nie zmienimy ani nie 'urządzimy'. Biorąc pod uwagę preferencje wyborcze Polaków na Wyspach to Kukiz wygrałby w pierwszej turze. Tak się jednak nie stało. Partie niespecjalnie zabiegają o głosy Polonii, nie jesteśmy więc elektoratem, który się liczy. Poza tym czytałam wiele artykułów, które za wszelką cenę starały się wykazać, że PiS tak naprawdę nie jest wyborem większości Polaków i takie, które bardzo chciały znaleźć winnych (na przykład młody elektorat, który nie pamięta ostatnich rządów PiS). Ale nikt jakoś nie winił emigrantów. Także nie da się ukryć, że obecna sytuacja to zasługa 'lokalsów'.
Brawo! Ja mam takie samy plany odnośnie Elli 🙂
Faktycznie! Teraz nawet więcej głosów przeciw 🙂 Powiem szczerze, że nie spodziewałam się takiego rezultatu 😉
A ja z kolei pozwolę sobie nie zgodzić się z Tobą 😉
Uważam, że to, co się dzieje w Polsce również ma wpływ na mnie.
Pierwszy przykład: jeżeli wskutek głupich działań rządzących i problemów w gospodarce moi rodzice straciliby swoje źródło dochodu albo emerytury, to ciężar ich utrzymania spadłby na mnie (bo na pomoc od państwa nie ma co liczyć). Niezależnie od tego, czy mieszkam w Polsce czy zagranicą.
Drugi przykład: jeżeli Polska i Polacy są postrzegani na świcie jako ksenofobicy czy kłotliwi idioci, z którym nie idzie się dogadać, czy też cokolwiek innego negatywnego, to również rzutuje to też na moją osobę. Bo ludzie zawsze kierują się w większym czy mniejszym stopniu stereotypami. Taka nasza natura. Jeżeli więc nowopoznane osoby będą na mnie patrzyć przez pryzmat tego, co słyszy się o Polsce, bo pochodzę z tego "background'u" to jednak wolałabym mieć choć minimalny wpływ, kto Polskę reprezentuje również na scenie międzynarodowej 🙂
i jeszcze tak sobie wymyśliłam: skoro mam w UK dużo znajomych i życzę im jak najlepiej, do tego z chęcią pojadę tam jeszcze nie raz na urlop, więc zależy mi na dobrej kondycji gospodarki, turystyki oraz zadowolonych z życia mieszkańców to może powinnam mieć tam prawo głosu? 😉
Pimposhko, wywołałaś gorącą dyskusję. A ja troszkę z innej strony. Padły tu wypowiedzi o tym, że osoby, które nie mieszkają w kraju nie powinny głosować. Myślę, że ta grupa liczniej poszła do urn, niż Polacy mieszkający w kraju. Nie rozumiem, jak można nie korzystać z prawa wyborczego, gdy się je ma. Denerwują mnie narzekacze, którzy wieszają psy na władzy, ale sami nic nie robią, aby np. tę władzę zmienić! Nie idą do wyborów do parlamentu, do wyborów do samorządów itp., ale najgłośniej krzyczą. Uważam, że te osoby nie mają prawa narzekać, bo nawet nie próbowały cokolwiek zmienić. My całą rodziną chodzimy głsować, chociaż córkę musiałam poddać naciskom, aby się ruszyła. Pytała:a jak zagłosuję na tę partię, której nie lubisz? Powiedziałam, że ma do tego prawo, ważne, aby zagłosowała. Poraża mnie coraz niższa frekwencja wyborcza, obojętność, szczególnie młodych ludzi i niechęć do korzystania ze swoich praw. Pozdrawiam
Tu się pozwolę z Tobą nie zgodzić. Oczywiście mieszkając za granicą możesz śledzić, co się dzieje w Polsce, ale żadna decyzja, którą podejmiesz nie będzie dotyczyła Ciebie osobiście. I żadna gazeta ani telewizja, z żadnej opcji politycznej, nie sprawi, że poczujesz te problemy, które czują ludzie tu, na miejscu.
Jakbyś nie była zainteresowana, nie dotknie Cię np. bałagan związany z reformą szkół. Poprzednia ekipa trochę spartoliła sprawę, ale obecna zamiast ja naprawić, robi jeszcze większe zamieszanie. W efekcie po wakacjach wielu nauczycieli straci pracę, a już teraz matki 3-latków klną, bo ich dzieci nie dostały się do przedszkoli. Możesz współczuć, że studenci-obcokrajowcy w niektórych miastach boją się wychodzić na ulice, ale poza współczuciem nie doświadczysz tego. Nie dotyczy Cię problem słabnącej złotówki i ryzykiem, że Unia obetnie nam fundusze. I wiele innych spraw, które siła rzeczy wyłącznie obserwujesz.
Mogę się zgodzić, żeby prawo głosu mieli ci, którzy wyjechali na krótko i wiedzą, że wrócą, ale jeśli ktoś już osiadł za granicą, jest tam od wielu lat i z nią wiąże przyszłość – chyba wolę, żeby jednak dał głos tym w Polsce.
Może jeszcze w wypadku wyborów prezydenckich – prezydent pełni duża rolę reprezentacyjną, więc opinia osób z zewnątrz te z jest ważna, ale sejm jest mocno lokalny, zostawcie proszę te wybory lokalsom.
od momentu zamieszkania we Francji, przestalam glosowac w wyborach w Pl….to moj wybor.. :)…ale nikomu nie nakazuje przestac glosowac :p ….tak samo, jak z aborcja…nie popieram aborcji na zyczenie…ale to moj poglad i nie moge go narzucac innym… ciesze sie, ze moja corka bedzie miala prawo wyboru
… mieszkam tu, gdzie aborcja jest na zyczenie…i wlozylam wiele wysilku w tlumaczenie corce i wychowanie jej w taki sposob, zeby docenila zycie ludzkie…i zeby znala swoje cialo…tyle i az tyle moglam zrobic…a ona dokona wyboru sama :)…
Małgoś, dzięki za komentarz. Z tego co piszesz Twój syn wyjechał z 'grajdoła' bo był rozczarowany Polską. Ja nie wyjechałam bo byłam rozczarowana Polską. Wręcz przeciwnie. Kocham Polskę. A że złożyło się tak, że mieszkam w innym kraju, który zresztą jak wiesz uwielbiam 😉 to nie oznacza to, że Polska jest 'be'. Jedno nie wyklucza drugiego, można kochać dwa kraje i chyba w tym sensie masz rację, jestem rozdarta (i zawsze już będę). Moje krytyczne posty odnośnie Polski i te wychwalające Zachód nie biorą się z tego, że chcę utwierdzić się w mojej decyzji ale dlatego, że autentycznie żal mi dupę ściska bo Polska ma ogromny potencjał a jednak tak dużo jej do tego Zachodu jeszcze brakuje.
A co do emigrantów wydających pieniądze w Polsce. Hmm. Zapewniam Cię, że tydzień na południu Hiszpanii kosztuje mniej niż tydzień w Świnoujściu. Nie mówiąc już o astronomicznych cenach za loty podczas świąt. Poza tym, czy chcesz mi powiedzieć, że Twój syn kiedy już spotka swoją przyszłą żonę i przyjedzie do Polski brać ślub to będzie działał wyłącznie z pobudek finansowych? Czy może będzie chciał być blisko rodziny i dziadków, którzy w życiu nie zdecydowaliby się na wyjazd do Anglii na wesele? A może będzie chciał wygłosić przysięgę małżeńską w tym samym kościele co rodzice, albo w obecności księdza, który go chrzcił? Życzę Twojemu synowi aby emigracja była dla niego szczęśliwa. Kto wie, może jeszcze zostaniesz euro babcią? 🙂 Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie!
Jeju! Blackcandy siedem do jednego, nie da się ukryć, że jesteśmy w mniejszości. Ale cieszę się, że ktoś się ze mną zgodził 😉
Lucy nie zgadzam się z Tobą. Po pierwsze nie wiem, czy głosując teraz zmienię w jakikolwiek sposób przyszłość Polski. Ale, kiedy córka zapyta mnie 'mamo a co Ty zrobiłaś, żeby w Polsce kobiet nie wsadzali do więzienia za aborcję' będę jej mogła powiedzieć, że poszłam na wybory aby wyrazić swój sprzeciw. Na tym właśnie polega demokracja. Po drugie, dzisiaj w dalszym ciągu mówi się o kredytach, które zaciągnął Gierek więc to chyba ma trochę sensu.
A Twoje porównanie do rodzinnego domu? Myślę, że to zależy do tego jakie masz stosunki z Twoim rodzinnym domem. Moi rodzice niedawno robili duży remont i sporo się ze mną konsultowali 😉 co nie znaczy, że miałam ostateczne zdanie odnośnie kolorów ścian (ale pomogłam wybrać firanki do jadalni). Poza tym, tak jak piszesz zazwyczaj dom się dziedziczy i prawda, że jeśli dziś wymienię krany to za 40 lat i tak będą kapać. Ale, jeśli moi rodzice chcieliby na przykład spieniężyć rodzinny dom i zainwestować w Amber Gold to chciałabym aby się jednak ze mną skonsultowali. Nie oznacza to, że mam prawo mówić im co mają zrobić, ale mam prawo wygłosić swoją opinię. I jeśli zostanę przegłosowana, oni sprzedadzą dom a ja suma sumarum stracę mój spadek to przynajmniej wiem, że miałam prawo głosu i że nie byłam, zwolennikiem tej decyzji.
Olga dokładnie. Ty masz prawo wstrzymać się od głosu, ja cieszę się, że takie prawo mam i aktywnie z niego korzystam. Masz rację, nie ma złotego środka i sprawa jest kontrowersyjna. I nie ma dobrego rozwiązania. Jeśli chcesz powiązać głosowanie z podatkami to zabrałabyś głos całym grupom społecznym w Polsce. Co ze studentami, którzy nie pracują. Co z kobietami, które są utrzymywane przez mężów? Co z kobietami na urlopie wychowawczym czy macierzyńskim. Oni wszyscy nie płacą podatków. No i nie mówiąc o całej szarej strefie. Poza tym, jeśli tak to moje podatki płacone tutaj i tak idą do Polski w formie funduszy unijnych (choć to oczywiście nie oznacza, że mam w takim razie prawo głosowania w innych krajach, które otrzymują unijne dotacje).
Nie zgadzam się z Twoją wybiórczością odnośnie co powinno się a co nie. No bo kto powiedział, że ustawa budżetowa jest najważniejsza? Dla osoby w wieku przedemerytalnym najważniejsza będzie ustawa emerytalna, dla przedsiębiorcy ta o podatku VAT, CIT itd. Dla rodziców ustawa o sześciolatkach czy darmowy podręcznik, dla kobiety która nie może mieć dzieci naturalnie ustawa o in vitro itd. Natomiast to co nie jest sprawiedliwe to to, że osoby głosujące poza granicami kraju w wyborach parlamentarnych głosują na listę Warszawską. Siłą rzeczy jest to liczniejsza grupa niż Ci, którzy głosują w województwie Mazowieckim.
Bardzo podoba mi się Twój komentarz. Ja na przykład dużo lepiej orientuję się w sytuacji politycznej w Polsce (nie tylko teraz, kiedy sporo ludzi nagle zaczęło się interesować) niż w Wielkiej Brytanii (może dlatego, że Brytyjska Polityka jest trochę nudna). I ja cenię sobie prawo głosu. Po prostu to jest prawo, z którego można skorzystać lub nie. Za granicą jak i w Polsce. Przecież i tak tylko połowa Polaków chodzi do wyborów.
Myślę Mario, że w Polsce też znajdziesz wiele osób, które mają wyraziste zdanie na temat Polski, które nie podlega dyskusjom i dodatkowo nie ma pokrycia w rzeczywistości. Ale rozumiem Cię. Wiem, że jest to frustrujące. Ja czasem spotykam się z osobami w Polsce, które mi mówią jak to się żyje na Wyspach bo mają ciocię/kuzyna/koleżankę i wiedzą. Uważam, że jest coś nie tak z tym prawem do głosowania. Ale to jest trochę tak jak demokracja. System nie jest idealny, ale nic lepszego jeszcze nie wymyślono (że zacytuję klasyka ;). Z komentarzy pod spodem wynika, że nie ma chyba dobrego rozwiązania, które by satysfakcjonowało obie strony i generalnie sprawa jest dość kontrowersyjna.
A ja zgadzam się z Pimposhką. Od kilku lat mieszkam za granicą i zawsze głosuję w wyborach. Dlaczego? Bo codziennie czytam doniesienia z sytuacji kraju z kilku źródeł. Bo interesuję się sytuacją polityczną i społeczną kraju. To pewnie i tak więcej, niż wiele osób mieszkających Polsce, które nawet jeżeli łaskawie ruszą tyłek do urny (przecież w Polsce frekwencja jest zawsze przerażająco niska), to zagłosują tak jak im powie kolega czy ksiądz z ambony. Więc dlaczego ich głos ma być ważny, a mój nie? Nie wiem, czy chcę wracać do życia tam, to wciąż mieszka tam moja najbliższa rodzina i dla nich chcę jak najlepiej.
Dlatego – owszem, głosuję w wyborach. I będę, dopóki ktoś mi tego prawa nie zabierze lub dopóki przestanę aktywnie interesować się sytuacją w kraju.
Podglądam Twój blog, a nawet synowi dawałam do przeczytania niektóre posty, bo mąż ciągle namawiał go do wyjazdu z kraju. Syn obecnie mieszka i pracuje w Anglii i sam uznał, że nie powinien brać udziału w wyborach, bo nie śledzi polityki i nie chce w grajdole do emerytury spłacać kredytu na mieszkanie.
Dziś na tyle poruszył mnie Twój post, że machnę komentarz. Żyjesz w rozdarciu moim zdaniem i chciałbyś, tak na wszelki wypadek mieć do powiedzenia wiele i jeszcze wpływ, na to, co dzieje się w starej Polsce i obecnej Anglii. Jeśli interesujesz się tak z pełni serca sprawami Polski, to głosuj, ale jeśli robisz to na wszelki wypadek, gdybyś miała wrócić na stare śmieci, to zapewniam szkoda czasu.
Grubo poszłaś z przykładami, jak to emigranci wydają ciężko zarobione pieniądze w Polsce. Wiesz, robią to, bo mają z tego korzyści. Mam siostrę chirurga szczękowego i ma mnóstwo pacjentów z Anglii, Niemiec, bo prywatne leczenie u nas jest kilkakrotnie tańsze. Wesele w Polsce też taniej kosztuje i urlop u stęsknionej rodziny, to też korzyść. Zapewniam Ciebie, że nie przez patriotyzm emigranci wydają te "ciężko" zarobione pieniądze w Polsce. Porównanie z ojcem pływającym, który zawsze po kontrakcie wraca do kraju, też jest kiepskim argumentem (mój mąż też pływał). Sporo rzeczy wydaje się Tobie i zdaj sobie sprawę, że nie zabezpieczysz córki biorąc udział w wyborach. Nie piszę tego, aby sprawić Tobie przykrość. Sama myślę wciąż o synu i o tym, jak on będzie funkcjonował na emigracji z wyboru.
Oczywiscie, jak kiedys odziedziczy sie ten rodzinny dom 😉 to wtedy mozna robic remonty i wszystko po swojemu 😉 ale Pimposzko, naprawde wierzysz, ze dzisiejsze jakiekolwiek podjete decyzje co do funkcjonalnosci panstwa polskiego, za iles tam lat beda mialy jeszcze jakiekolwiek znaczenie czy wrecz beda jedynym prawem? To tak, jakbys juz teraz dala w domu rodzuiców zmienic krany. Za 40 lat i tak beda kapac i beda do wymiany 😉
Tez jestem zdania, ze mieszkajac za granica, przekladajac to, co sie urzedowo centrum interesów zyciowych nazywa, nie powinno sie glosowac na tema Polski. Dla mnie to jest tak, jakby opuscilo sie rodzinny dom, zalozylo wlasny, ale co i raz wpada sie do rodziców i decyduje im sie o kolorze tapet i ustawieniu mebli.
Sama mieszkam od kilku lat za granica, wiec mialam juz kilkukrotnie okazje przemyslec i przedyskutowac ten temat.
I sprawa jest trudna, z jednej strony rozumiem, ze osoba przebywajaca czasowo za granica, majaca silne zwiazki i kontakty z krajem rodzinnym moze chciec i czuc sie w obowiazku glosowac. Z drugiej jednak bulwersuje mnie fakt, ze o sprawach dotyczacych Polski wspoldecyduja ludzie, ktorzy z kraju wyjechali wiele lat tamu i kontakty maja z krajem znikome, a wiedze raczej domniemana. Slynna polinia amerykanska stanowi chyba najlepszy przyklad. I na pewno nie ma zlotej zasady, ktora pozwolilaby pogodzic oba te punkty widzenia. Osobiscie chyba wole wykluczyc z glosowania obie grupy, niz obie dopuscic.
Dlatego dla mnie osobiscie najlepszym rozwiazaniem byloby, gdyby karta do glosowania powiazana byla z podatkami, a nie z paszportem. Choc mam swiadomosc, ze przy aktualnych swiatowych konstrukcjach prawnych nikt nie zgodzi sie na taka rewolucje.
Zgodnie z wlasnymi pogladami nie czuje sie w prawie decydowac o Polsce dla Polakow tam mieszkajacych. Owszem, chcialabym miec mozliwosc decydowania o rozwoju spraw w kraju, w ktorym mieszkam od lat (choc nakladaloby to na mnie obowiazek znacznie lepszego poznania holenderskiej polityki). Coz prawa nie zmienie, moge jedynie kierowac sie swoimi pogladami przy podejmowaniu wlasnych decyzji.
Moim zdaniem, osoby mieszkające na stałe za granicą i tam płacące podatki nie powinny mieć prawa do głosowania do Sejmu. Najważniejszą ustawą sejmową jest ustawa budżetowa. Jak ktoś ma porzebę zabierania głosu na temat urządzania rzeczywistości, w której życje, po kilku latach pobytu za granicą może zawsze wystąpić o drugie obywatelstwo. Natomiast czym innym są wybory prezydenckie – tu każdy z polskim paszportem powinien móc zabrać głos.
Sa osoby, ktore niezaleznie od adresu, zyja zyciem politycznym swojego rodzinnego kraju, ja sie do nich nie zaliczam, polityka wywoluje u mnie mdlosci, choc wiem, ze zamykanie oczu na problemy nie jest dobrym nastawieniem. Koncentruje sie na lokalnych problemach i aktywnie biore udzial w wyborach tu – na miejscu. Bo tu widze co sie dzieje i wiem co wybrac. Albo przynajmniej mi sie tak wydaje. Nie bedac komplentnie zorientowana w polskiej polityce, nie odwazylabym sie glosowac tam. Choc prawde mowiac, w nastepnych wyborach chyba jednak wyraze swoja opinnie….
Poznałam parę lat temu sporą grupę polonii kanadyjskiej, która z przyczyn oczywistych (odległość, koszty podróży) bywa w Polsce dużo rzadziej niż polonia brytyjska. Sporą część tej grupy stanowiły osoby, które wyjechały wiele lat temu i w Kanadzie mają najbliższych, a w Polsce ew. dalszą rodzinę. Co nie przeszkadza im mieć wyrazistego zdania na temat Polski (ich zdaniem – jedynego słusznego, nie podlegającego dyskusji z osobą przybywającą z Polski właśnie). Wówczas nabrałam przekonania, że coś jest nie tak z tym prawem do głosowania za granicą.