Tak jak pisałam, liczyłam, że po powrocie do pracy waga zacznie sama spadać. Okazało się jednak, że sam ruch nie wystarczy a trzeba jeszcze po prostu mniej jeść. I tak jak pisałam w poprzednim poście wydawało mi się, że jem mniej ale tylko mi się wydawało. I niestety, prawda jest taka, że jeśli sami nie jesteśmy w stanie kontrolować ile jemy to potrzebujemy wsparcia.
Postanowiłam więc na poważnie przejść na dietę. Cudów nie ma, jeśli chcemy kontrolować ile jemy to trzeba zacząć liczyć. No i ja postanowiłam liczyć punkty czyli zapisałam się do Strażników Wagi (Weightwatchers).
To już mój drugi raz z Weightwatchers (WW) i parę lat temu faktycznie udało mi się schudnąć tyle ile chciałam. Dlatego wiem, że to działa. Dieta z WW opiera się na systemie punktów. Każda potrawa czy składnik mają wartość punktową. Owoce i warzywa w przytłaczającej większości mają wartości zerowe (z wyjątkiem na przykład avocado czy batata). Na podstawie naszej wagi, wzrostu, wieku i tego ile chcemy schudnąć dostajemy dzienny limit punktów, których mamy się trzymać. Dodatkowo dostajemy pulę punktów ‘tygodniowych’, które możemy ‘zużyć’ tak jak chcemy czyli np. dodać sobie kilka punktów codziennie przez tydzień albo ‘zjeść’ wszystkie jednego dnia (np. jeśli czeka nas jakaś impreza albo wyjście na drinka itp.).
Dodatkowo zyskujemy punkty za aktywność fizyczną. Do niedawna oznaczało to, że ‘zarobione’ w ten sposób punkty możemy również ‘zjeść’ w danym tygodniu. Program niedawno się jednak zmienił i teraz już punkty to tylko dodatkowy bonus i nie łączą się one z naszym tygodniowym punktowym budżetem. Za to dostajemy wskazówkę ile tygodniowo mamy zdobyć punktów za aktywność. Mój cel wynosi 13 punktów i wyrabiam go w mniej niż dwa dni. Zazwyczaj zbieram jakieś 40-50 punktów w tygodniu.
WW to cały biznes. Ja stosuję WW online ale jest też wersja ‘analogowa’ i wtedy biegamy na cotygodniowe spotkania z naszą grupą wsparcia. Wersja online to dostęp do strony, na której można liczyć punkty oraz aplikacja na telefon. Dodatkowo można czatować z doradcami. Oprócz tego w sklepach spożywczych jest cała gama produktów z logo WW, głównie ciastka, desery, jogurty, gotowe dania do mikrofali itp. Jest też miesięczny magazyn, w którym znajdziemy ‘historie sukcesu’, przepisy, porady odnośnie ćwiczeń itp.
Ja generalnie używam aplikacji na telefonie aby kontrolować co i ile jem. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że ktoś może uważać, że to w ogóle jest jakiś poroniony pomysł (podobnie jak kontrolowanie snu i ruchu za pomocą bransoletki) ale to jest coś co mi pomaga. Wiem, że taki system nie jest dla każdego. Jeśli ktoś ma bardzo silną wolę i dużą samodyscyplinę to po pierwsze na pewno nie potrzebuje żadnych tego typu ‘narzędzi’ a po drugie pewnie ma już szczupłe i doskonale wyrzeźbione ciało ;).
Aplikacja na telefon wygląda tak:
Tak wyglądał mój dzień. Zjadłam całe 30 punktów, które miałam na ten dzień ale nie zużyłam żadnych dodatkowych tygodniowych punktów. Na śniadanie zjadłam owsiankę z 40 g płatków owsianych (4 punkty), szklanki mleka kokosowego Alpro (nie mylić z gęstym, słodkim mlekiem kokosowym) (2 punkty) oraz garścią borówek (0 punktów).
Na lancz zjadłam wielką porcję sushi (11 punktów) oraz wypiłam zupkę miso (1 punkt). Pozwoliłam sobie na duży lancz bo wiedziałam, że na kolację zjem bardzo mało punktów. Zjadłam rosołek z makaronem (90g makaronu jajecznego to 4 punkty), kawałek kurczaka na parze to 1 punkt. Do tego marchewka i pok choi, które mają zero punktów. Na wieczorną przekąskę wybrałam melona (0 punktów) z plastrem szynki parmeńskiej (1 punkt).
Liczenie punktów wcale nie jest takie upierdliwe (naprawdę) a z czasem jest coraz łatwiejsze. Nie tylko nabieramy ten nawyk ale też budujemy sobie swoją bazę danych produktów, które często jemy. W dość prosty sposób można tworzyć własne przepisy na stronie internetowej i wcale nie musimy się zastanawiać ile punktów mają nasze dotychczasowe ulubione potrawy. Dodatkowo w aplikacji jest czytnik kodów kreskowych i wiele (choć nie wszystkie) produktów można dodać w ten sposób. Na przykład dzisiaj na lancz użyłam sos ze słoika, wystarczyło, że zeskanowałam kod i podałam ilość jaką zużyłam. Jeśli jakaś potrawa czy produkt nie są w bazie danych możemy je dodać ręcznie. Wystarczy wprowadzić dane z etykiety na opakowaniu typu: tłuszcz, węglowodany, białko na 100g i tyle. Być może brzmi to skomplikowanie ale naprawdę takie nie jest.
Jeśli chodzi o aktywność fizyczną, to również wprowadzamy je ręcznie, np. dziś odbyłam półgodzinny spacer (2 punkty). Ale ja nie muszę bo moja bransoletka dogaduje się z WW i punkty nabijają mi się same (aplikacja współpracuje z kilkoma markami bransoletek dostępnych na rynku).
Zdaję sobie sprawę, że takie skrupulatne liczenie punktów nie jest dla każdego. Ja już tak mam, że chętnie całe swoje jestestwo opisałabym w liczbach dlatego w moim przypadku ta dieta naprawdę się sprawdza.
Łatwiej mi kontrolować to co jem w tygodniu. Na śniadanie prawie zawsze jem to samo, mam mało okazji aby ‘zgrzeszyć’, trudniej jest niestety w weekendy. Moje punkty zerują się w piątek (wtedy też się ważę). Zdarza się, że po weekendzie nie mam już żadnych ‘tygodniowych’ punktów.
Dlatego w weekend jem lekkie śniadanie, przynajmniej zostaje mi wtedy więcej punktów na resztę dnia. Na przykład takie:
Jajko sadzone (2 punkty), kromka chleba (2 punkty) i salsa pomidorowa domowej roboty (0 punktów). W sumie tylko cztery punkty!!!
A dzisiaj na kolację zrobiłam sobie takie coś, przepis z magazynu WW:
Kasza gryczana z łososiem i brokułami (8 punktów).
Zalety:
Nie trzeba rezygnować ze swoich ulubionych potraw. Nie trzeba kupować żadnego ‘specjalnego’ jedzenia o egzotycznych nazwach ani wyposażać swojej kuchni w specjalne urządzenia. Nie trzeba się martwić, jeśli mamy akurat ‘gruby’ dzień. Wagę traci się stopniowo nieco poniżej kilograma tygodniowo (warto zakupić sobie precyzyjną wagę łazienkową, ważymy się raz w tygodniu) w związku z czym nie grozi nam efekt jojo. Punktowanie zachęca do wyrobienia sobie zdrowych nawyków żywieniowych, np. zamiast paczki chrupek (3-5 punktów) sięgamy po jabłko albo banana i mamy satysfakcję z zaoszczędzonych punktów.
Wady:
Dostęp do aplikacji i wszelkich narzędzi dostępnych online to koszt ok. 13 funtów miesięcznie. Pierwsze trzy miesiące są chyba trochę tańsze. Także opłaca się chudnąć jak najszybciej hi hi. WW nie są dostępni wszędzie (w Polsce ich nie ma) ale są we Francji (Tinki :). Dietetyczne jedzenie firmowane WW nie jest chyba aż tak zdrowe, to głównie przekąski typu light więc pełne sztucznych zamienników, które maja polepszyć smak. Ale ja ich akurat nie kupuję. Chociaż aplikacja pomaga wyrobić sobie zdrowe nawyki żywieniowe to z drugiej strony może prowadzić do złych nawyków. Na przykład Coca-Cola light i tym podobne napoje również mają zero punktów. Albo, jeśli ma się wystarczająco silną wolę można ‘głodować’ cały dzień aby wieczorem dobrać się do wielkiej pizzy (która pochłonie nasz cały dzienny budżet).
Podsumowując u mnie taki system się sprawdza i mogę go polecić. ‘Zarządzanie’ swoją dietą jest jednak bardzo indywidualną sprawą i nie każdemu Strażnicy Wagi będą pasować.
Będzie jeszcze część trzecia o pewnym super gadżecie, który ostatnio niespodziewanie wylądował w mojej kuchni. Nie jest stricte związany z odchudzaniem ale pomaga. Ale o tym w następnym odcinku.
Ja nigdy nie stosowalam zadnej diety, liczenia kalorii. W ubieglym roku, przez kilka miesiecy, korzystalam z https://www.myfitnesspal.com. Chcac byc uczciwa w stosunku do siebie samej nie oszukiwalam wpisywania zjedzonych posilkow/treningow. Teraz mniej wiecej wiem co powinnam jesc aby dobrze sie czuc. I kawalek wlasnie zjedzonego jablecznika jeszcze bardziej smakuje…..
WW ma wiele przepisów na 'odchudzone' wersje popularnych 'grubych' potraw. I wiele sukcesów wśród mężczyzn.
Zgadzam się, z tym ciachem itd. Prawda jest taka, że odchudzanie zaczyna się w głowie, są rzeczy, aplikacje, gadżety którymi można sobie pomóc ale decyzja musi być świadoma. Jestem gotowa aby schudnąć. i tyle 🙂 Na pewno dasz radę, poczekaj aż junior zacznie się przemieszczać.
ha ha Krowa, super pomysł!!! Znalazłam takie coś online, może sobie sprawię! A WW polecam 🙂 jeśli pasuje Ci bransoletka to WW też Ci się spodoba.
Super! No proszę ,szkoda, że dostaję żadnych profitów od Jawbone 😉
Uwielbiam wszelakie gażdżety i aplikacje 🙂 U mnie największy problem z dietowaniem jest mój Samiec. Ne mam na tyle czasu, by gotować odzielnie, a kiedy proponuje jakiś lżejszy posiłek to słyszę "a gdzie białko?" albo "przecież tym nie można się najeść", także najłatwiej dla mnie jest po prostu redukować wielkość porcji zamiast jadłospis 😉 ale taka aplikacja faktycznie mogłaby być pomocna w kontrolowaniu się, by nie podżerać zbyt dużo. Muszę rozejrzeć się co jest dostępne 🙂 Dzięki za wyczerpujący opis!
Kiedyś się zastanawiałam nad WW, ale szkoda mi było kasy:) Bo ja mam słomiany zapał. Używałam za to aplikacji myfitnesspal, gdzie dodawałam wszystko co jem. I chyba muszę do niej wrócić. Chociaż z drugiej strony ja wiem dokładnie co dobija moją wage – słodycze:) Nie mam czasu na regularne posiłki, nie pijam kawy i jak mi baterie siadają to łapie za czekolade lub ciacho.
Haha pomysł z krową jest niezły:)
Gosiu, no widac, ze mamy wiele wspolnego ;)….ja tez wlasnie mialam zaczac WW :)…tylko jakos mi brakowalo osoby znajomej, ktora bez owijania w bawelne powie, ze to dziala choc troche :)….jak odchudzalam sie po synku i schudlam, to na lodowce zawislo znane Ci zdjecie :)…super sprawa by nie przesadzac ;)…
..kiedys pracowalam u bogatej Francuzki, jej maz byl rezyserem filmowym, co motywowalo ja do uwazania na swoja sylwetke, zeby maz jej nie wymienil, na nowszy model :p….miala w lodowce czarno bialo krowe plastikowa, wielkosci okolo 10 cm i ta krowa, za kazdym razem jak sie otwieralo lodowke, to przerazliwie ryczala :):D
Napisałam komentarz z taką liczbą błędów, że usunęłam.
Teraz postaram się pisać staranniej (w sumie szkoda, że nie można edytować swoich komentarzy).
A chodziło mi o to, że zaraziłaś mnie pomysłem na bransoletkę. Muszę taką mieć. Tyle że mało która współpracuje z winphone, a ja mam lumię. Znalazłam fitbit, ale dopiero fitbit charge hr ma dobre zapięcie. Z ty, że tak po twoim poście się zapaliłam, że jak znam siebie, to kupię.
A do liczenia kalorii jest świetna strona dla tych co nad Wisłą, tabele-kalorii. Są wszystkie polskie produkty i łatwo się prowadzi tam swój dziennik on-line.
This comment has been removed by the author.