Witajcie we wrześniu. Po aktywnym lecie tęsknię już trochę za jesienną rutyną. W tym tygodniu jesteśmy jeszcze nieco zawieszeni między latem a jesienią. Zacznę ten wpis od sukienki i na sukience skończę. Ślub będzie po środku. Tak jak obiecałam.
Jeśli pamiętacie, na weselną sukienkę kupiłam pięć metrów wiskozy w zielono-kremowy wzór. Zamarzyła mi się powłóczysta sukienka ze sporym dekoltem. Chciałam też, aby nie była to 'letnia’ sukienka na ramiączkach czy z gołymi plecami. Miało być zdecydowanie wizytowo ale też na letni ślub.
Niestety nie znalazłam wykroju, który by mnie satysfakcjonował. Głównie dlatego, że większość sukienek, które spełniały moje kryteria, miały dodatkowo bufiaste rękawy, które nie są w moim stylu. Ostatecznie postanowiłam uszyć tą sukienkę:
Bardzo spodobała mi się góra. Ponieważ ten wykrój nie wymagał aż tyle materiału, wiskozę postanowiłam zostawić sobie na inny projekt, a tą sukienkę uszyłam z gładkiej wiskozy, której sporo zostało mi po uszyciu sukienek na 50 rocznicę ślubu moich teściów, o tych:
Jeśli sukienka wydaje mam Wam się trochę 'ciotkowata’ to macie rację, ale moja wersja jest…. podrasowana. Najpierw zrobiłam próbne odszycie góry, wybrałam rozmiar 10 i wprowadziłam tylko jedną modyfikację, która 'zrobiła’ mi tą sukienkę. Postanowiłam zachować długość 'midaxi’ (czyli pomiędzy midi a maxi). Po pierwsze dlatego, że na dolną falbanę nie wystarczyło mi już materiału, a nie mogłam go już dokupić. Po drugie, ślub był na farmie, w tipi, więc taka długość wydała mi się praktyczna. Oto skończona sukienka:
Ta jedna, jedyna modyfikacja to klin w dekolcie. Zrobiłam go z cienkiej siateczki dzięki czemu dekolt mocno się pogłębił, ale pozostał całkowicie 'bezpieczny’. Szyło mi się jak po sznurku, wykrój (klik) ma nie tylko super instrukcje i przejrzyste ryciny, ale ma też dedykowany filmik na YouTube. Pasujący kolorem kryty zamek kupiłam na Etsy (klik). Lubię zamki kryte, które są na lekkiej, siatkowej taśmie. Podszewka na dole i naokoło zamka jest przyszyta ręcznie.
Już w szyciu, przez moją nieuwagę, siateczkowy panel nieznacznie się rozciągnął, w noszeniu jest ok ale nie wiem, czy przetrwa pranie. Być może jest to sukienka jednorazowa albo czeka mnie spora naprawa. Zobaczymy. Było jednak warto!
A teraz ślub. Ostatnio na ślubie i weselu byliśmy pięć lat temu i był to polski ślub mojego najmłodszego kuzyna. Ten ślub był bardzo 'dorosły’. Pan młody to kawaler z odzysku z dwoma nastoletnimi córkami, a panna młoda, która jest starsza ode mnie o dwa lata stanęła na ślubnym kobiercu po raz pierwszy. Byliśmy raczej gośćmi 'trzeciej kategorii’ i naszym zadaniem było zająć się chłopakiem głównej druhny, która jest naszą przyjaciółką. Nie przeszkadzało nam to świetnie się bawić. Zarówno ceremonia jak i wesele było na luzie, bez napinki. Dbałość o każdy detal była powalająca.
Po ceremonii na farmie, zostaliśmy przewiezieni na pole, gdzie ustawione były tipi. Wesele było w stylu festiwalu muzycznego. Nie było planu siedzeń, a atmosfera była dość zrelaksowana. Gastronomię oferowały tzw. foodtracki (czy jest polski odpowiednik tego słowa?). Był bar, były hamburgery, lodziarz, a wieczorem jeszcze neapolitańska pizza wypiekana zresztą przez Polaków. Była muzyka na żywo, była pani, która malowała twarze brokatem i popularna budka fotograficzna. Tort był bardzo skromny, tylko po to aby coś pokroić i uważam, że było to bardzo praktyczne (torty angielskie smakują tak sobie). Toalety były bardzo eleganckie, a umywalki były nawet na fotokomórkę.
Panna młoda wyglądała naprawdę zjawiskowo i cieszę się, że Nat znalazła partnera. Nick jest naprawdę fajnym facetem. Patrząc na druhny nabrałam ochoty, aby uszyć sobie 'sukienkę nieskończoność’. Takie sprzedaje między innymi Risk (klik). Kiedyś ją nawet zamówiłam, ale doszłam do wniosku, że to za dużo materiału i wyglądam, jakby sukienka nosiła mnie, a nie na odwrót. Może zrobię do niej drugie podejście.
Specjalne brawa należą się dla mamy panny młodej, na oko 70+, za jej kreację. Muszę przyznać, że na początku trochę mnie zszokowała, a potem pomyślałam, 'A właściwie, to czemu nie?’
No to wracamy do sukienki. Oto moja wersja Rivelin Ruffle dress na ludziu. Zdjęcia są tylko częściowo pozowane i nie mam ich zbyt dużo, więc są śmieszne miny i zamknięte oczy.
Jestem z niej ogromnie zadowolona, czułam się w niej super i uważam, że ten wykrój to był bardzo dobry wybór. No i ten kolor! Widziałam na sobie zazdrosne spojrzenia innych pań. Aż trudno uwierzyć, jak taka jedna prosta modyfikacja, tak bardzo odmieniła tą sukienkę.
Życzę Wam miłego tygodnia!
p.s. jeśli ktoś się zastanawia to zainwestowałam w taśmę do podklejania cycków i sprawdziła się bardzo dobrze.
Dodałam przycisk z lajkiem. Można go nacisnąć i dać mi znać, że ‘jestem’, ‘przeczytałam’, ‘dobra robota’, ‘fajnie, że jesteś’, ‘doceniam to, że piszesz’. Dla mnie jest to znak, że ktoś tam po tej drugiej stronie jest i czyta. Umawiamy się, że naciśnięcie tego przycisku nie oznacza, że koniecznie zgadzacie się z treścią wpisu, ok?
Dokladnie, zastanawiam sie, a co ze stanikiem?? Tajemnica odryta. Boje sie tych tasm do podklejania, Bo mam uczulenie na wszelkie klejone tasmy, szczegolnie takie szpitalne.
Sukienka cudna, kolor bajer.
Ja też się bałam, bo też mam często uczulenie. Przykleiłam kawałek najpierw na próbę i mnie nie uczulił. Opinie w internecie są różne ale u mnie taśma sprawdziła się w 100%, łatwo się odkleiła i nie zostawiła żadnych 'zniszczeń’.
Jak tak sobie oglądam Twoje uszytki, to mam szczery zamiar odpalić swoją maszynę i coś sobie wykombinować nowego na jesień. Inspirujesz Kochana, bez dwóch zdań !
Wiesz tą siateczkę może by czymś podkleić od spodu? Są takie delikatne flizeliny. Może nie całą, tylko paseczki na brzegach? Wtedy trzymała by się jak trzeba, a paseczki byłyby niewidoczne.
Być może, ale pasek musiałby iść w poprzek i byłoby go widać, zobaczę co będzie po praniu. Mam nadzieję, że jak wsadzę ją w siatkę do prania delikatnych wyrobów to jednak nie straci formy. Odpalaj maszynę! mi teraz chodzi po głowie marynarka!
Extra suknia, super wesele. No i ta figura, fiu fiu… Gratulacje <3
Dziękuję! Mam nadzieję, że figura ze mną zostanie, okaże się w sezonie zimowym.
Ten ślub bardzo mi się spodobał, coś innego.Suknia bajeczna, masz talent.Pozdrawiam serdecznie.
Dokładnie! Coś innego i to chyba jedno z fajniejszych wesel, na których byliśmy. Pokazuje, że nie musi być sztywno a suknia nie musi być szyta na miarę w niewiadomo jakim atelier. Jak człowiek ma więcej lat to staje się bardziej praktyczny.
Masz oko do ciekawych wzorów i fantastyczną umiejętność podrasowania nawet tych- na pozór- mniej efektownych, jak właśnie jest w tym przypadku. Babciną kieckę zamieniłaś w kreację godną prawdziwego wampa 🙂 Rewelacyjnie wyglądasz w niej, brawo!
Dzięki! Faktycznie, jestem z siebie ogromnie zadowolona, że tak to sobie wymyśliłam. Wiedziałam, że te falbanki u góry będą mi pasować, ale tylko dlatego, że kiedyś miałam podobą bluzkę i bardzo ją lubiłam. Pokazałam zdjęcia autorce wykroju i była również zachwycona, napisała mi, że w ogóle nie pomyślała, że ten klin można zrobić z siatki.
Też miałam pytać czy czymś podtrzymałaś biust. Dzięki za wyjaśnienie. Kreacja mega. I to ty jej dodajesz smaku. Gratulacje.
Dziękuje bardzo! Jedyne co dodam odnośnie taśmy to jak szyłam sukienkę to mierzyłam bez stanika/taśmy. A potem jak sobie co nieco 'podciągnęłam’ taśmą to sukienka ciut inaczej leżała.
Pimposhko kiecka rewelacja, ale to Ty grasz pierwszą rolę , świetna figura i taka naturalna jesteś, brawo.. oczywiście wielki szacun za uszycie sukienki, normalnie mistrzyni jesteś Wielka… pozdrawiam serdecznie Małgośka
Dziękuję! Im jestem starsza to tym bardziej cenię sobie naturalność. Naturalnie wyglądające kobiety to chyba wymierający gatunek. 🙂
Sukienka jest świetna, ale caly blask jest od Ciebie. Widać, ze masz dobry czas, wygladasz na szczęśliwą i pewną siebie. Pozdrawiam! Anna
Dziękuję Anno. To blask pourlopowy 🙂 A pewna siebie to ja się urodziłam 🙂