Jest sobota i piszę bloga w takich oto okolicznościach przyrody:

Wizyta w Polsce była bardzo krótka. Zostawiłam dziewczyny z dziadkami i już we wtorek byłam w powrotnej drodze do Anglii. Muszę przyznać, że towarzystwo latające Ryanairem mocno się poprawiło. Nikt nie ustawia się w kolejce do bramki na dwie godziny przed odlotem, nikt nie goni do samolotu, jakby miał odlecieć bez niego. Miło na to patrzeć.
Korzystając z czasu bez dzieci, zamiast nudzić się w domu, postanowiliśmy uciec na spontaniczny długi weekend do Centre Parcs w lesie Sherwood. Ponieważ w UK trwają ferie wielkanocne, to od dzieci za bardzo nie uciekliśmy, ale przynajmniej to nie nasze. Uznaliśmy, że mamy za sobą kilka intensywnych miesięcy i należy nam się mały reset.
Dzisiejszy wpis ma dwie części. Obie są fajne, ale druga jest ciekawsza.
Część pierwsza. Oto co uszyłam, jak tylko otworzyłam pudło z moją nową, zapasową maszyną, o której pisałam tutaj klik.


Jest to torba na basen dla starszej P. Otóż młoda zaczęła w szkole lekcje pływania. Raz w tygodniu dzieciaki chodzą na basen (spacerem, ze szkoły) i chciałam jej uszyć torbę, która byłaby praktyczna i nie jakaś wielka.







Starsza P. wybrała błękitny kolor taśmy parcianej (100% bawełna, z czasem fajnie mięknie). Wykrój kupiłam na Etsy, od pani z Warszawy (ale wzory są po angielsku). Jej sklepik nazywa się Tytka studio (klik). Główny materiał to bawełniane kaliko, ale o splocie drelichu, bardzo, bardzo fajny materiał (klik). Ponieważ to torba na basen to podszewkę zrobiłam z ortalionu (kupiony na eBayu) i do kompletu uszyłam woreczek na mokry kostium kąpielowy. Do szycia oprócz normalnej nici, użyłam też dwóch kolorów grubej nici tzw. top stitch. Nić do hafciarki kupiłam w lokalnej pasmanterii aby kolorem pasowała do taśmy.

Plastikowy puller do zamka kupiłam na Amazonie (klik). Do uszycia tej torby użyłam dwóch maszyn i funkcji hafciarki. Nowa maszyna sprawdziła się super tam, gdzie ‘stara’ maszyna nie dała rady.
To nie jest zbyt udane zdjęcie, ale pokazuje kompaktowy rozmiar torby. Wbrew pozorom mieści dwa ręczniki, czepek i szczotkę do włosów. Muszę przyznać, że na początku młoda nie była do tej torby do końca przekonana, bo wydawała jej się za mała. Ale jak koleżanki zobaczyły to cudo i pozazdrościły, to już wszystko było cacy. Jej najlepsza koleżanka zapytała się, czy też mogłabym jej taką zrobić. I chyba zrobię, bo Holly ma niedługo urodziny.

Przed przerwą wiosenną szkoła napisała, że starsza P. przepłynęła samodzielnie 250 metrów i już nie potrzebuje lekcji z pływania. No i torba zawiśnie pewnie na kołku.
A teraz druga część. Pochwaliłam się torbą w pracy i jakiś młody chłopaczek, zapytał się, czy nie uszyłabym takich dwóch dla jego (dużo młodszego) rodzeństwa. Bardzo mu się te torby spodobały, a poza tym on jest fanem wszelkiego handmejdu itd. i jeśli cena była odpowiednia to on bardzo chętnie by takie torby zamówił.
Muszę przyznać, że jestem z tej torby ogromnie zadowolona, ale też narobiłam się przy niej jak osioł. Nie mam wprawy w torby. Postanowiłam, że tą prośbę potraktuję jak ćwiczenie umysłowe. Torby miały być dwie, w różnych kolorach, bo jedna dla chłopca, druga dla dziewczynki.
I jak tu teraz policzyć materiał? Bo muszę kupić po metrze ortalionu na podszewkę, ale jeden metr spokojnie by wystarczył na dwie. Szpula nici do hafciarki, dobrana pod kolor to koszt 4 funtów ale nici zużywa się na taki haft niewiele. Do tego nici do maszyny w kilku kolorach. W zasadzie tylko taśmę parcianą można kupić w ilości dokładnie takiej, jak potrzeba. Doszłam do wniosku, że za nici policzę mniej więcej połowę kosztu, a za materiałki tyle ile muszę kupić, nawet jeśli mi zostanie (do wykorzystania do innych projektów w przyszłości).
Wyszło mi, że materiałki potrzebne do zrobienia tych toreb będą mnie kosztować 43 funty. Nie uwzględniłam tutaj np. flizeliny pod haft (bo mam w domu sporo) ani kosztów przesyłki zamówienia (z internetowej pasmanterii), puller też jest gratis, bo mam ich całe pudełko. Jasne, gdybym zajmowała się szyciem takich toreb taśmowo to na pewno dałoby się taniej. No ale się nie zajmuję.
Tutaj szczegółowa rozpiska:
Główny materiał 1.5 m – £13.50
Parciana taśma 2 x 2.5m – £8
Ortalion na podszewkę 2 x 1m – £9.50
Nić top stitch – £4
Nić do hafciarki – £4
Zamek x 2 – £4
Nie wiem ile czasu zajęło mi uszycie torby dla starszej P. Myślę, że około 6 godzin. Za robociznę postanowiłam policzyć 4 godziny (zrobienie dwóch toreb razem zajmuje mniej czasu niż zrobienie dwóch toreb jedna po drugiej), a poza tym przyjęłam, że drugi rzut zajmie mniej czasu. Licząc 10 funtów za godzinę (minimalna stawka godzinowa regulowana przez prawo to 12.21 funtów dla osób powyżej 21 roku życia, czyli ja się już kwalifikuję 🙂 daje 40 funtów mojego zysku za pół dnia spędzonego w domowej szwalni.
Całkowity koszt dwóch toreb, personalizowanych, zrobionych na zamówienie i całkowicie od podstaw oszacowałam więc na 83 funty. Biorąc pod uwagę, że miałabym wziąć tyle kasy za mój uszytek, byłoby to dla mnie dość stresujące szycie i raczej nie warte 40 funtów i przynajmniej pół dnia roboty. Może gdybym była na emeryturze….
A teraz przyjrzyjmy się, co można kupić na Etsy.

Oto podobna torba, może nawet ładniejsza, ma kolorowe, błyszczące literki. Jestem pewna, że sześcioletnia dziewczynka wolałaby taką torbę niż to, co ja mogę wyprodukować. Koszt takiej torby zależy od liczby naszytych liter. Wersja Sophia to 32 funty (moja torba kosztowałaby ponad 40). Zrobiłam małe rozeznanie i taką ‘gołą’ torbę można kupić za 5-7 funtów na Temu. Podobne literki (jeden alfabet) można kupić za 2 funty. Naszycie ich zajmie pół godziny maks.

I kolejny przykład. Tym razem torba jest dość podobna do mojej (ale oczywiście też ‘kupna’), tym razem z wyhaftowanym imieniem. Sprzedawca zaznacza, że układ kolorów jest stały co oznacza, że tak ma nawleczoną przemysłową hafciarkę. ‘Wyprodukowanie’ takiej torby z takim sprzętem to pikuś i kilka minut roboty. Jeśli wierzyć statystykom z Etsy, obie torby sprzedają się jak ciepłe bułki.
To wszystko opisałam i wytłumaczyłam mojemu niedoszłemu klientowi, zgodziliśmy się, że to zamówienie nie ma sensu i chyba oboje odetchnęliśmy z ulgą. A wnioski z tej historii niech każdy wyciągnie sam.
P.S. Gackowa. Wczoraj w restauracji zobaczyłam tego pana i musiałam mu zrobić zdjęcie. Pomyślałam sobie o Twojej koszuli flanelowej w pięknie spasowaną kratkę.

Dodałam przycisk z lajkiem. Można go nacisnąć i dać mi znać, że ‘jestem’, ‘przeczytałam’, ‘dobra robota’, ‘fajnie, że jesteś’, ‘doceniam to, że piszesz’. Dla mnie jest to znak, że ktoś tam po tej drugiej stronie jest i czyta. Umawiamy się, że naciśnięcie tego przycisku nie oznacza, że koniecznie zgadzacie się z treścią wpisu, ok?
Świetna torba.
Nie dziwię się, że zrobiła wrażenie na koleżankach Elli i Twoim koledze z pracy. Twoje rękodzieła są zawsze świetne gatunkowo, przemyślane, bardzo precyzyjnie wykonane i świetne kolorystycznie.
Torba z pewnością przyda się jeszcze nie raz, zwłaszcza że właścicielka już pływa jak rybka, więc droga na basen dla przyjemności jest już otwarta 🙂
Wyliczenia kosztów uświadamiają ile drobnych rzeczy składa się na końcowy efekt przy wyrobach szytych. Z udziergami jest prościej: włóczka plus poświęcony czas, ewentualnie zakupiony wzór, a tutaj jest to zdecydowanie bardziej rozbudowane.
Zgadzam się z Tobą, że szycie na zamówienie, więc pod presją, jest bardzo stresujące i nawet jakby kolega uparł się na Twoje torby to pewnie ich szycie nie byłoby dla Ciebie relaksem. Z pewnością końcowy efekt dałby Ci dużą satysfakcję, ale stresu się nie cofnie 😉
Pozdrawiam i życzę udanego tygodnia 🙂
Masz rację, z udziergiem chyba łatwiej. Mimo wszystko jest to bardzo smutne, że byle co kosztuje więcej niż robione ręcznie. Niby rękodzieło przeżywa renesans ale prawda jest taka, że jest dostępne tylko dla bogatych.
Ech, bez wyliczanek wiem, że mogę zrobić coś za darmo w prezencie. Najwyżej. Nikt nie zaakceptuje ceny z takich wyliczanek, a ja nie chcę robić za darmo. Jakim cudem krawcom udaje się cokolwiek zarobić?
No to to wiadomo. I masz rację, takie rzeczy można zrobić na prezent. Ciekawe, czy obdarowane osoby zdają sobie sprawę, ile takie coś musiałoby kosztować komercyjnie. Dawno nie robiłam wyliczanek, a dla uszytków to w ogól, dlatego postanowiłam to zrobić ale wiedziałam, jaki będzie wynik :).
Nie zawsze obdarowani zdają sobie sprawę z wartości ręcznie zrobionego prezentu. Są osoby, dla których prezent ze sklepu jest zawsze więcej wart. Dlatego ręcznie robione prezenty mam tylko dla wybranych.
W zasadzie mam krawiecki glejt zawodowy, ale na chleb zarabiam w kompletnie innej branży i szyję wyłącznie dla siebie lub osób bliskich. Jestem krawieckim „dłubaczem”, dużo fastryguję, szukam technik idealnych, cyzeluję, aż będę zadowolona. Nie lubię szyć szybko. Znam przynajmniej dwie krawcowe, które słusznie wybrały tę pracę, bo są wielokrotnie szybsze ode mnie, a efekt końcowy mamy podobny. Dołóżmy do tego maszyny przemysłowe (kilkakrotnie szybsze od domowych) oraz duży przerób każdego dnia. Koleżanka po pół roku w (cywilizowanej polskiej) szwalni zarzeka się, że może szyć na 1 mm z zamkniętymi oczami i ja jej wierzę. Domowa szwaczka z doskoku nigdy nie będzie tak wydajna jak osoba szyjąca codziennie po kilka godzin. Dlatego szyjemy dla siebie albo na prezent, bo za pieniądze to nie ma sensu 🙂
Torbę uszyłaś idealną, nie dziwię się, że koleżanki pozazdrościły!
Dzięki Mario 🙂 I dzięki za ciekawe przemyślenia na temat szycia zawodowego.
Fajnie, że to policzyłaś i pokazałaś czlowiekowi ‘przed’ rozpoczęciem roboty. Mając nadzieję na zarobek uszyłam znajomej cóś. Postarałam się, wyceniłam swoją pracę w cichości ducha i poczekałam, ile ona mi zapłaci. Ja wyceniałam całość, w tym regionie liczyło się dodatki osobno, pracę osobno. Jak dostałam pieniądze, odechciało mi się tam zarabiać…
Eeee no, trzeba było od razu się umówić odnośnie kosztów. To przecież podstawa. Myślę, że zarabianie na hobby jest bardzo kuszące ale naprawdę tylko nieliczni mogą na tym zarabiać. I wcale nie chodzi o własną pracę, zarobimy jeśli dorzucimy do tego produkcję wzorów, filmiki instruktażowe itp. Ja sobie tego nie wyobrażam. Ale jest całkiem możliwe, że na emeryturze będę tak sobie dorabiać.
Moim zdaniem jest klient ma każdą cenę i jeśli kogoś przeraża cena rękodzieła, i woli chińszczyznę to nie jest to osoba dla której chciałabyś uszyć. Coś zrobionego do takiej perfekcji warte jest ceny.
Zarabiam gdzie indziej ale dostałam zapytania o szycie spodni z lnu, klientki nie pytały o cenę i nie targowaly się o cenę gdy wyceniłam. Tak jak mówię jest klient ma każdą cenę a ja cenie swój czas.
Świetnie że odpoczywacie w naturze, my również jesteśmy nad morzem na Llŷn peninsula, jedno z ulubionych miejsc w Walii.
Twoje wykonanie tej torby jest perfekcyjne, nie mogę się napatrzyć na szczegóły, mistrzostwo.
Masz naturalny talent, nawet gdy trwa to parę godzin.
Miłej środy i wypoczynku, ładujcie baterie.
P.s. Ryanair to nie moja bajka. Raz mi wystarczy. Latamy tylko głównymi liniami bo lubię komfort, spokojne dojście do miejsca, obsługę. (Choć obsługa była również świetna jak pamiętam na Ryanairze).
Ależ oczywiście, że tak. I masz rację, Wiedziałam, że ten chłopaczek nie ma takiej kasy a poza tym to jeszcze zależy o czym mówimy. Np. klient inaczej podejdzie do torby dla dzieciaka a inaczej do ręcznie robionego szala na ślub.
Myślę, że Ryanair zmienił się na przestrzeni lat na lepsze, naprawdę. Ja latam pół na pół i uważam, że na lotach europejskich naprawdę nie ma różnicy między Ryanair a BA na przykład. I to raczej BA zaniża loty. Mam wybór albo lecieć do Berlina BA (z Heathrow) i jechać samochodem trzy godziny (albo pociągiem cztery) do domu, albo lecieć Ryanairem i do domu mam 40 minut samochodem.