Piątek, 26 sierpnia.
Pobudka o 5:30. Prysznic, już drugi w odnowionej małej łazience. Potem kawka w (również odnowionym) ogrodzie zimowym z widokiem na ogród.
Jeśli tak jak ja, cierpicie na rajzefiber to te tabletki naprawdę pomagają. Tak doraźnie.
Na stację zawiózł mnie Jon. Nie chciałam budzić połowy dzielnicy hałasem kółek od walizki ciągniętej po chodniku. Czekam na pociąg do Oxfordu.
W pociągu czytam tą książkę. Bardzo ciekawa. Kiedyś Wam o niej chyba napiszę, bo póki co polskiego przekładu brak.
Oxford o poranku jest jeszcze bardziej klimatyczny niż zwykle.
Czas na śniadanie, więc Leon.
Owsianka na mleku migdałowym, z bananem, cynamonem i…. masłem daktylowym.
A po śniadaniu, pracu pracu bo szefowi karier obiecałam raport przed wyjazdem. To ankieta odnośnie karier zawodowych naszych absolwentów. Lekcja. Nigdy, przenigdy nie studiować nauk humanistycznych. Statystyki są porażające.
Raport skończony. Zasłużony lancz, czyli wczorajszy chińczyk, szkoda było zmarnować.
Wzięłam pół dnia urlopu więc fajrant i z powrotem na stację kolejową. Miałam miejscówkę w pociągu o 14:02 do Londynu ale udało mi się dostać z kasy miejscówkę na wcześniejszy pociąg. Po godzinie byłam na Paddington.
Ze stacji Paddington przesiadłam się na Elizabeth Line.
Kolejna stacja to Liverpool Street. W oczekiwaniu na ogłoszenie peronu pociągu na lotnisko kupiłam sobie sushi i mrożoną kawę.
Pociąg podjechał. W pociągu czas na przekąskę.
I dojechałam na lotnisko!
Od razu poszłam do odprawy.
W UK długi weekend. Dużo weekendowych turystów.
Jak piszą, że relax, no to relaks. 🙂
Udało mi się znaleźć ciche miejsce i napisać wpis na bloga (ukaże się za tydzień).
Zanim pójdę na bramkę, trzeba napełnić żołądek czymś ciepłym. Zupka miso!
Nie powiem, brakowało mi serwisu biznes klasy z British Airways. Trzy zmiany bramki, 10 minut stania w tłoku w rękawie ale obrócili samolot w 20 minut! I wylecieliśmy o czasie(!).
Umówmy się, najlepsza rzecz jeśli chodzi o Ryanair to kawa.
Dwa podejścia do lądowania i przez to pół godziny opóźnienia. Ale nareszcie jesteśmy na ziemi. I szary papier w toalecie, to musi być lotnisko w Goleniowie.
Pan Kapitan czekał.
Prom! Zawsze miły widok, szczególnie jeśli nie ma kolejki.
Są! Śpią ale poniuchać chociaż można.
Po podróży musi być rosół, nie ważna godzina.
Nie mogliśmy się nagadać. Ale wreszcie zasłużony sen.
Wyszło mi, że spędziłam na nogach niemal 21 godzin. To był bardzo długi ale też fajny dzień! Do domu zawsze podróżuje się najlepiej, a ja mam dwa domy. Ot, takie życie emigrantki.
Życzę Wam miłego tygodnia. A w następnym wpisie będę się chwalić naszym ogrodem zimowym po transformacji.
Dodałam przycisk z lajkiem. Można go nacisnąć i dać mi znać, że ‘jestem’, ‘przeczytałam’, ‘dobra robota’, ‘fajnie, że jesteś’, ‘doceniam to, że piszesz’. Dla mnie jest to znak, że ktoś tam po tej drugiej stronie jest i czyta. Umawiamy się, że naciśnięcie tego przycisku nie oznacza, że koniecznie zgadzacie się z treścią wpisu, ok?
Pierwsza! Długi dzień faktycznie choć samemu podróżuje się łatwiej, ja tak myślę.
Ciekawe te statystyki. Wiesz że ja studiowałam nauki humanistyczne No ale potem wciągnęło mnie programowanie (może miłość do języków pozostała ). Dziewczynki słodziaki, takie są te piękne momenty. Trzymaj się emigrantko!
Zgadzam się. Ja lubię sama podróżować, chociaż z mężem też jest ok. Z dziećmi trudniej ale w sumie tylko jak pojawiają się jakieś problemy. Ja jako dziecko byłam super do podróżowania (nie było problemu aby wstać na pociąg w środku nocy) i moje dzieci też tak mają. Są naprawdę zdyscyplinowane w podróży. I dobrze, bo w maju czeka nas znowu dziesięć godzin w samolocie.
To byłam ja 🙂
Ale intensywna doba. Dobrze, że było dobre jedzenie i kawa 🙂
Też odebrałam dzieciaki w weekend, nawet miło je widzieć po takim czasie 😀
Bardzo intensywna doba. Kiedyś już tak leciałam, najpierw spotkanie w promotorem w Londynie a potem jazda do Polski i wieczorem jubileusz mojej Babci (i to tak jakoś w bardzo wczesnej ciąży, jeśli się nie mylę) i chyba z przesiadką w Amsterdamie. I masz rację, takie rozłąki dobrze robią. Teraz muszę rozłączyć małe Pimposhki bo ewidentnie mają siebie dość po wakacjach, dobrze, że jutro szkoła.
Zaciekawiłaś mnie tą statystyką – skąd się bierze dane? I jak długiego okresu po zakończeniu te dane dotyczą?
Rosół po wejściu do domu – bosko!
Też bym poczytała na ten temat
Napisałam więcej powyżej.
Ok już piszę. Myślę, że z tym ‘jakiego okresu dotyczą’ to trafiłaś w sedno. Ale o tym za chwilę. Otóż ankieta jest ogólnokrajowa i wysyłana przez taką specjalną organizację rządową, taki jakby GUS od wyższej edukacji. Z tego biorą się ogólnokrajowe statystyki o zarobkach absolwentów, informacji o karierze, poziomie bezrobocia itd. Absolwenci wypełniają ją 15 miesięcy od zakończenia studiów (stopa zwrotu wynosi nie powyżej 50%). Ci, którzy kończyli kierunki humanistyczne (w Oxfordzie to wszelkie nauki klasyczne i archeologia, języki, historia, muzyka i malarstwo) generalnie mają przechlapane i to na każdym froncie. Otóż częściej mają pracę, która nie jest spełnieniem ich marzeń ani zgodna z obraną ścieżką kariery, częściej (niż absolwenci innych kierunków) pracują gdzieś dodatkowo (np. na dwa etaty, albo pracując rozwijają swoje portfolio, są dodatkowo samozatrudnieni itd.). Są mniej zadowoleni ze swojej pracy (rzadziej zgadzają się ze stwierdzeniem, że ich praca jest ważna i przydatna). Mają większą stopę bezrobocia a zarobki są marne. Na przykład magistrowie nauk humanistycznych zarabiają rocznie niemal połowę tego co absolwenci magistrowie nauk społecznych (ale tutaj dodam, że w tej drugiej kategorii mieszczą się Ci wszyscy wielcy biznesmeni, którzy płacą 100,000 funtów i więcej za roczny kurs MBA). Także 15 miesięcy po studiach nie jest wesoło. Ale na pocieszenie to mój szef ma doktorat z mediewistyki (z Cambridge), natomiast moja współpracownica powiedziała, że wszyscy jej znajomi, którzy są najbardziej usytuowani i ‘ustawieni’ w życiu są właśnie po studiach humanistycznych (ona jest po geografii, w Oxfordzie). Także może po prostu humaniści potrzebują nieco więcej czasu? Przykładowo, wiele humanistów idzie pracować w różnych ministerstwach gdzie trzeba najpierw swoje odpracować. W końcu Borys też studiował nauki humanistyczne (w Oxfordzie oczywiście).