Pocztówka z Krakowa

W połowie naszego pobytu w Świnoujściu mieliśmy zaplanowany wyjazd do Krakowa. Chodziło głównie o to, aby odwiedzić babcię, która mieszka z moim wujkiem koło Tarnowa. Babcia ma 88 lat, we wrześniu czeka ją poważna operacja i ważne było aby mogła zobaczyć się z prawnuczkami. Przy okazji zaplanowałam mini wypad do Krakowa, aby pokazać małym Pimposhkom trochę więcej naszego pięknego kraju. 

Do Krakowa polecieliśmy samolotem, do Goleniowa zawiózł nas Pan Kapitan. Dziewczynkom bardzo się podobało, że samolot miał namalowaną pszczołę i nazywał się Buzz. 

I już w Krakowie. 

Odebrał nas wujek i spędziliśmy tam niecały dzień. Babcia była wniebowzięta! Przy okazji spotkałam się z moją chrześnicą. Młoda ma 12 lat i chciałoby się westchnąć ‘ta dzisiejsza młodzież’…ale to opowieść na inny czas.

Następnego dnia po obiedzie wujek zawiózł nas z powrotem do Krakowa. Wynajęłam przez AirBnB apartament na Zamenhofa. Przy samych Plantach i w sąsiedztwie stacji kolejowej. Mieszkanie było w oficynie, więc pomimo centralnej lokalizacji było w nim bardzo cicho i było super urządzone. Wszystko czego potrzebowaliśmy na nasz krótki pobyt. Szybko się zainstalowaliśmy i ruszyliśmy na Rynek! 

W Muzeum w Sukiennicach pokazałam dziewczynkom mój ulubiony obraz, niestety był w renowacji ale i tak im się podobał. Podkowiński też zrobił na nich wrażenie, ale najbardziej Siemiradzki. 

Potem były lody i musieliśmy niestety udać się do Galerii Krakowskiej, bo okazało się, że zapakowałam dziewczynom za mało ubrań. Na szczęście zakupy udało się opędzić w Smyku, który znajduje się zaraz przy wejściu. Po krótkiej sjeście wróciliśmy na Stare Miasto na kolację. Trafiliśmy niestety na niefajną restaurację ale nic nie było nam w stanie zepsuć humoru. Jak się domyślacie wieczorem dosłownie padliśmy.

Nowy dzień rozpoczął się bardzo dobrze.

Zaczęliśmy śniadaniem w MilkBarze na Św. Tomasza i był to strzał w dziesiątkę! Pysznie i w przystępnej cenie, z przemiłą obsługą, dla której nic nie było problemem. 

Potem mały rajd po Sukiennicach, wysłuchanie Hejnału i spotkanie z moim ulubionym chrześniakiem, który spędził z nami cały dzień. Kupiłam nam bilety do Podziemnego Muzeum na 14:30 i ruszyliśmy na Wawel. Podjechaliśmy tramwajem z Placu Wszystkich Świętych bo dziewczyny jeszcze nigdy nie jechały tramwajem. 

Na Wawelu zaliczyliśmy katedrę i krypty. Dziewczynki były bardzo zainteresowane i ciągle pytały się, który to był dobry król, a który to był zły król. A potem zejście na bulwary przez Smoczą Jamę. 

Poznałam też nowe polskie słowo: ofiaromat!

Już nieco zmachani spod Wawelu pojechaliśmy melexem na wycieczkę po Kazimierzu. Dało nam to chwilę oddechu a młodsza P. była szczególnie zachwycona bo już je sobie przyuważyła na ulicy i zażyczyła sobie przejażdżkę. 

Pan kierowca wysadził nas przy Rynku i poszliśmy po misia do Bukowskiego. Cudowne te misie i maskotki, sama miałam ochotę sobie coś kupić. 

Potem lancz w McDonaldzie na specjalne życzenie młodszej (niestety) i Podziemia Rynku. Totalnie mi umknęły te wykopaliska bo zaczęli kopać w 2005 a ja wtedy wyjechałam do Anglii. Niesamowita jest skala tych odkrywek. 

Po muzeum znowu lody na Św. Jana (bardzo dobre) a potem rozstaliśmy się z Jasiem na małą sjestę. On pojechał do swojego mieszkania a my do swojego aby wziąć prysznic i trochę odpocząć. Spotkaliśmy się ponownie na kolacji w Trattorii na Floriańskiej. To już moja kolejna wizyta tam i nigdy nie rozczarowuje.

Na sam koniec dziewczyny przyuważyły muzeum figur woskowych ale nie mieliśmy już czasu aby wejść. Coś czuję, że czeka mnie niedługo wycieczka do Madame Tussauds.

Jasiu poleciał na pociąg (ma obecnie praktyki we Wrocławiu) a my wróciliśmy do apartamentu aby się spakować i też poszliśmy na stację. Postanowiliśmy, że wrócimy pociągiem sypialnym, bo to kolejna atrakcja dla dziewczynek. Młode padły i spały aż do samego Świnoujścia. Były zachwycone podróżą, my trochę mniej ale nie było tak źle. Mam sentyment do nocnych pociągów bo to był mój główny środek transportu przez wiele lat. 

W Gliwicach zauważyłam pociąg z węglem!

Wbrew wszelkim pesymistycznym wizjom pociąg dojechał do Świnoujścia na czas i o 7:40 byliśmy już na promie. A jak było w Krakowie? Tak

Małe Pimposhki były super, bardzo dzielne i nie mogę uwierzyć, że udało nam się zrealizować taki ambitny plan zwiedzania. Obie były zachwycone Krakowem (co mnie wcale nie dziwi) i zadawały mnóstwo pytań (co też mnie wcale nie dziwi). Jestem z siebie bardzo zadowolona, że miałam taki pomysł aby wizytę u Babci połączyć z odrobiną kultury. 

Ja uwielbiam Kraków. Znam go bardzo dobrze, mam tam dużo rodziny, spędziłam tam wiele czasu (w tym semestr na AGH). Z pewnością ma specjalne miejsce w moim sercu (Warszawa, pomimo iż mieszkałam tam dużo dłużej jest mi mniej bliska). A jak się czuje Anglik w Krakowie? Jak Niemiec w Świnoujściu. Zdecydowanie dało się odczuć, że Kraków turystycznie nastawiony jest na Anglików. Między sobą rozmawialiśmy po angielsku i wiele razy wprowadziłam sprzedawców czy kelnerów w konsternację, kiedy zwracając się do nich, z angielskiego przechodziłam na czystą polszczyznę.

Podróż za 9 euro (plus 4.19)

Muszę Wam jeszcze napisać o naszej podróży powrotnej do Anglii. Z dziećmi najwygodniej jest nam latać Ryanairem do Szczecina ale kiedy podróżuję bez dzieci to wolę latać z Berlina. Lot powrotny zarezerwowałam nam z BA, za punkty. A że miałam sporo punktów to postanowiłam zaszaleć i zarezerwować nam lot w Club Europe czyli klasę biznes. Ja już raz miałam okazję tak lecieć. Ba, nawet dwa razy ale za pierwszym razem dotrwałam tylko do ‘Czy życzy sobie Pani ciepły ręcznik do rąk’. Cała historię mojego awaryjnego lądowania w Berlinie trzy lata temu możecie sobie przypomnieć tutaj (klik).

Tym razem mieliśmy więcej szczęścia. Początkowo mieliśmy lecieć w niedzielę, 7 sierpnia ale BA dwa razy odwołała nam lot i ostatecznie stanęło na locie w sobotę 6 sierpnia wieczorem (wylot o 19:20). Ze Świnoujścia wyjechaliśmy UBB o godzinie 11:18. Niezmiennie rajcuje mnie, że mogę sobie teraz jechać pociągiem bez przeprawiania się promem. 

W pociągu był tłok ale nam udało się znaleźć miejsca siedzące. W Zussow mieliśmy przesiadkę na pociąg do Berlina (taki lokalny piętrus) i okazało się, że cały pociąg z Usedom miał ten sam pomysł. Lata praktyki w jeżdżeniu pociągami do Oxfordu sprawiły, że i tym razem udało nam się znaleźć miejsca siedzące. Im bliżej Berlina tym ścisk był coraz większy. My nieszczęśliwie mieliśmy przesiadkę na ostatnim przystanku przed Berlinem i tylko cudem udało nam się opuścić pociąg na czas. W Berlin Gesundbrunnen wsiedliśmy do pociągu na nowe Berlińskie lotnisko. Co prawda piętrus trochę się spóźnił ale pociągi na lotnisko chodzą tam co 30 minut i po prostu złapaliśmy następny. W sumie w pociągach spędziliśmy niemal pięć godzin ale ponieważ mieliśmy miejsca siedzące, kanapki i klimatyzację to nie było tak źle. Cała ta podróż kosztowała nas jedynie 9 euro od osoby, bo korzystaliśmy tylko z regionalnych połączeń i obecnej promocji (na tym bilecie moglibyśmy jeździć cały miesiąc).  

Nowe lotnisko BER jest fantastyczne! Co za różnica w porównaniu z ciasnym, okropnym Tegel! W dodatku, dzięki naszym biletom przeszliśmy je niczym VIPy. Dotarliśmy trochę wcześniej i ponieważ check-in nie był jeszcze otwarty poszliśmy na kawę. W Starbaksie wydałam na kawę 4.19 euro. Kawę piliśmy z widokiem na naszą odprawę i jak tylko zobaczyliśmy, że kolejka zaczęła się ruszać to poszliśmy zdać bagaż. Mieliśmy priorytet więc odprawiliśmy się błyskawicznie. 

Potem security. Tu również okazało się, że jest strefa security dla VIPów i różnych priorytetów i trwało to dosłownie parę chwil, bez żadnego tłoku i ścisku. Po przejściu kontroli skierowaliśmy swoje kroki do saloniku dla VIPów czyli Tempelhof lounge. Każdy może sobie tam wykupić pobyt w oczekiwaniu na samolot ale nasz był wliczony w bilet. Zjedliśmy makaron z sosem pomidorowym, precla i wypiłam gin z tonikiem. Wszystko w wygodnych fotelach, z dostępem do Internetu, gniazdek do ładowania, z widokiem na pas startowy. Jak zobaczyliśmy, że ląduje samolot BA to wiedzieliśmy, że będziemy lecieć o czasie. 

Z saloniku wychodzi się specjalnym wyjściem na kontrolę paszportów (zero kolejki) i do samolotu również weszliśmy jako pierwsi (choć szczerze to ja akurat wolę wchodzić jako ostatnia). Na Heathrow czekała nas jeszcze jedna niespodzianka. Nasze walizki były opatrzone specjalną naklejką i wyjechały na taśmę jako pierwsze! Na lotnisko przyjechali po nas teściowie więc na koniec mieliśmy jeszcze usługę szofera! Gdyby nie to, że ta podróż była poprzedzona pięcioma godzinami w pociągu, to chyba w ogóle nie odczulibyśmy tego lotu. Jednym słowem opłaca się zbierać punkty!

Muszę przyznać, że przy tych wszystkich historiach o odwołanych lotach, tłoku na lotniskach, opóźnieniach i korkach cała nasza podróż do Polski, po Polsce i z powrotem poszła naprawdę bardzo gładko a momentami była nawet niezwykle przyjemna.


Dodałam przycisk z lajkiem. Można go nacisnąć i dać mi znać, że ‘jestem’, ‘przeczytałam’, ‘dobra robota’, ‘fajnie, że jesteś’, ‘doceniam to, że piszesz’. Dla mnie jest to znak, że ktoś tam po tej drugiej stronie jest i czyta. Umawiamy się, że naciśnięcie tego przycisku nie oznacza, że koniecznie zgadzacie się z treścią wpisu, ok?

Subscribe
Powiadom o
13 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
1 rok temu

Nowy blog. No tak. Ja zawsze wchodzę do Ciebie z listy ulubionych blogów Czajki. I tak sobie tygodniami całymi sprawdzam, gdzie ten nowy obiecany blog i nic. No to w końcu poszłam po rozum do głowy i wpisałam Pimposhkę w wyszukiwarkę i od razu się znalazła. Już Cię nie zgubię.
Pozdrawiam.

1 rok temu

mieliście doprawdy bardzo fajne wakacje. Kraków oglądany Twoimi oczami jest o wiele ciekawszy niż ten, który oglądałam swoimi ;D więc miałam wirtualną super wycieczkę dzięki Tobie 🙂
Podróż VIP-owskim sposobem też brzmi świetnie, a właściwie rewelacyjnie. Też tak chcę! 😉 😀 tylko, że ja nie latam, więc nici ze zbierania punktów 😉
Pozdrowienia 🙂

Anonimowo
1 rok temu

Super relacja!

1 rok temu

Piekna relacja i piekna wycieczka!
Kraków znam tylko troche, z kolonii, 1981 rok to byl…
A teraz odrabiacie zadania domowe w DAD, jak pisalas poprzednio. Tak wiec, mila odskocznia to byla, z tym Krakowem. I Babcia, dobrze, ze sie zobaczylyscie, ze poznala Prawnuczki. I Jona, jak mniemam?
9 euro ticket to taka sobie sporna sprawa w Niemczech. Pozyjemy, zobaczymy, co z tego wyniknie.
Pozdrawiam serdecznie i mocy do malych remontów zycze! 😉

Anonimowo
1 rok temu
Odpowiedz  Lucy

A jeszcze dodam, że Prababcia jak najbardziej wnuczki zna i Jona też. I to bardzo dobrze. Jeszcze parę lat przed pandemią Babcia regularnie odwiedzała Świnoujście i pomieszkiwała u moich rodziców. Tylko teraz pandemia sprawiła, że się parę dobrych lat nie widzieliśmy no i Babcia już się nie nadaje na takie długie podróże, więc trzeba było przywieźć wnuczki do niej, mam nadzieję, że to nie jest ich ostatnie spotkanie.

Ingwen
1 rok temu

Kurcze jak Ty się zebrałaś ze Świnoujścia, to może ja też w końcu dzieciaki zabiorę do Krakowa :D. Wycieczka wygląda super 🙂

BBM
1 rok temu

W Krakowie byłam tak dawno temu, że wędrując z Twoją Rodziną odkrywałam to miasto na nowo.
A Twoje dziewczynki będą miały co wspominać- widać, że są zadowolone z wycieczki!

13
0
Would love your thoughts, please comment.x