Próbki

Nie żartowałam, kiedy pisałam, że z Polski przywiozę sobie surowiec:

Celowo zabrałam ze sobą dużą walizkę na tygodniowy pobyt. Zdjęcie w kiepskim, sztucznym świetle ale widzicie, że będzie kolorowo i wakacyjnie! Brakuje tutaj jednak jednego planowanego zakupu. Chciałam uszyć mnie i małym Pimposhkom pasujące letnie sukienki z muślinu. Nigdy nie szyłam z muślinu, słyszałam, że to dobry materiał na upał (spodziewamy się na urlopie 30 stopni i więcej). Postanowiłam zamówić próbki ze sklepu Popcouture (kilk) bo mają tam spory wybór różnych muślinów, dużo lepszy niż w angielskich sklepach z tkaninami. 

Próbki zamówiłam jeszcze będąc w Anglii, miały na mnie czekać ale niestety dotarły dopiero na dwa dni przed moim powrotem i nie mogłam już zrobić dużego zamówienia. Pani ze sklepu bardzo przepraszała za zaistniałą sytuację.  

Próbki dostałam i…. trochę się rozczarowałam. Dlaczego? 

Otóż, co to znaczy dobra próbka? Ano taka, która pozwoli fachowo ocenić, czy materiał/włóczka/ farba/tapeta/materiał na rolety/dywan pasują nam na wybrany projekt rękodzielniczy/wnętrzarski. Próbka powinna być w miarę duża by dało się ocenić fakturę materiału oraz powinna być podpisana! 

Wyobraź sobie, że wracasz ze sklepu z dwoma testerami farby do ściany. Wiadomo, zazwyczaj odcienie są dość podobne. Okazuje się, że puszki z farbą nie są podpisane i nagle nie wiesz, czy pomalowany kawałek ściany to ‘Mewa na plaży w Świnoujściu’ czy może jednak ‘Gołąb na Krakowskim Rynku’. Wyobraź sobie, że zamawiasz dziesięć próbek tapet, z trzech różnych sklepów. Próbki nie są jednak podpisane. Wybierasz idealną wersję liści bananowca… ale zaraz, z którego sklepu jest ta konkretna próbka? I jak nazywa się ten konkretny wzór? Chcesz zamówić dwie rolki i…. nie wiesz od czego zacząć. 

Próbki tkanin, które zamówiłam wyglądały tak:

Były wystarczająco duże aby dobrze ocenić kolor i fakturę materiału ale….. nie były podpisane! Zamówiłam je dwa tygodnie wcześniej, więc nie pamiętałam już dokładnie jak nazywały się tkaniny, które zamówiłam. W sumie było siedem próbek, choć zamówiłam tylko sześć. Jedną dostałam gratis (każda próbka kosztowała mnie 5 zł), jak się domyślam w ramach zadośćuczynienia ale… nie wiedziałam jaka to tkanina (!). Na dotyk len, ten sam co ten malinowy obok ale czy na pewno? A gdyby ta próbka akurat najbardziej mi się spodobała to musiałabym zgadywać przy zamówieniu, który to materiał na stronie sklepu.  

Z tym problemem poradziłam sobie następująco: odszukałam moje zamówienie w skrzynce pocztowej, była tam lista kodów tkanin, które zamówiłam. Każdy kod wyszukałam ręcznie na stronie sklepu (na szczęście funkcja wyszukiwania działała na kody a nie tylko na nazwy tkanin) i ręcznie oznaczyłam każdą próbkę kodem. Jeśli za pół roku będę w Polsce i będę chciała coś zamówić z tych próbek to teraz już będzie to dużo łatwiejsze. Cały proces był jednak nieco uciążliwy.

Pierwszy raz zdarzyło mi się, aby próbki trafiły do mnie bez opisu. Uważam, że to naprawdę duże przeoczenie. Oto przykłady próbek, które do tej pory zamówiłam:

Próbka dywanu, oznaczony typ, kolor oraz nazwa sklepu, z którego pochodzi próbka. 

Próbki materiałów na rolety. Podobnie, każda z nazwą materiału oraz nazwą sklepu.

A to pudełko z próbkami od Spoonflower (klik). Każda próbka jest dokładnie opisana a na odwrocie znajdują się szczegółowe dane techniczne każdej tkaniny (myślę nawet, że do użytku domowego, aż tylu informacji nie potrzeba).

Kiedy zamawiałam próbki wiskozy na nasze sukienki na rodzinną imprezę to wszystkie próbki miały naklejkę z nazwą koloru. Co prawda nie miały informacji o składzie, ale zamówiłam ten sam materiał tylko w różnych kolorach, więc może dlatego. 

Ale chyba najlepsze rozwiązanie jeśli chodzi o próbki ma sklep z materiałami Minerva (klik). W tym sklepie można automatycznie zamówić próbkę na stronie produktu. Próbka to po prostu 10 cm materiału odcięte z całej długości bretki i płaci się wg. cennika (czyli próbki mają różną cenę w zależności od tego, ile kosztuje metr wybranej tkaniny). Tym samym sprzedawcy nie zostają jakieś przypadkowe kawałki tkanin w magazynie. Każda próbka przychodzi opatrzona metką z informacją co to za materiał. Jeśli mogę się do czegoś przyczepić, to fakt, że na metce jest podany kod produktu ale nie nazwa. Ale oczywiście kod produktu pozwala złożyć dokładne zamówienie.

Podsumowując próbki bez opisu rzadko są użyteczne, no chyba, że zamawiamy jedną i potem szybciutko składamy zamówienie. Natomiast co do muślinów i lnów z Popcouture to tkaniny są wspaniałe (już wcześniej u nich zamawiałam) i było mi żal, że nie miałam już czasu złożyć zamówienia.


Dodałam przycisk z lajkiem. Można go nacisnąć i dać mi znać, że ‘jestem’, ‘przeczytałam’, ‘dobra robota’, ‘fajnie, że jesteś’, ‘doceniam to, że piszesz’. Dla mnie jest to znak, że ktoś tam po tej drugiej stronie jest i czyta. Umawiamy się, że naciśnięcie tego przycisku nie oznacza, że koniecznie zgadzacie się z treścią wpisu, ok?

Subscribe
Powiadom o
14 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Maria
2 lat temu

Ano, w próbki też trzeba umieć! Mnie zadziwia w polskich sklepach materiałowych wysyłanie wraz z zamówieniem przypadkowych kwadracików 2×2 cm tkanin/dzianin, oczywiście bez opisu. Mniemam, że mają to być gratisy zachęcające mnie do oferty sklepu. A mnie nie chce się robić dochodzenia na stronie sklepu, zwłaszcza, że takie maluchy nijak nie poruszają mi wyobraźni, co bym mogła uszyć z takich materiałów. Dotąd te kwadraciki szły prosto do kosza (z żalem, że marnotrawstwo), ale ostatnio doszłam do wniosku, że mogą się nadać do własnych ćwiczeń z materiałoznawstwa (macanie, próba ognia, wnioski). Chociaż tyle 🙂

Theli
2 lat temu
Odpowiedz  Maria

Ja kiedyś zszyłam takie minikwadraciki w większe kwadraty i zrobiłam z nich podkładki pod kubek 😉

Ingwen
2 lat temu

Hahah, też zdarzyło mi się dostać te śmieszne kwadraciki, o których pisze Maria i trochę myślałam, że post zmierza w tę stronę :D.
W tej kategorii mam tylko zgrzyt w sumie ze sprzedawaniem roślin opisanych “zielony mix”.
Za mną chodzi sukienka z muślinu, Skirt Please sprzedaje bardzo ładne, ale jakoś muslin to dla mnie cały czas te tetrowe pieluchy do wycierania wszystkiego jak dzieci są małe i trudno mi się tego skojarzenia pozbyć.

2 lat temu

Chyba temu sklepowi nie zależy, żeby klienci składali zamówienia… Przecież nie każdemu będzie się chciało szukać jakie próbki zamówił, jaka to tkanina, który to kolor! Takie to trochę na odczep się wysłane.
Ja od zeszłego roku jestem w szale lniano-muślinowym, robiłam zamówienia w Amstii, a teraz czekam na len z Alternative Textiles, może te dwa sklepy Cię zainteresują.

Czerna
2 lat temu
Odpowiedz  Pimposhka

Też miałam muślin w złote kropki dopóki przypadkiem nie przejechałam po nich żelazkiem…

2 lat temu

Czyli nie zwariowałam! Opisywanie próbek, zapisywanie numerów kolorów włóczek ma sens. 😀
Och, jakie było moje rozczarowanie w tamtym roku, że muślin to tetra. Tetrę znałam z pieluch oczywiście, natomiast muślin z książek (głównie chyba Ania z Zielonego wzgórza ubierała się w muślinowe sukienki) i wyobraziłam sobie, że to jedwab jest.
No ale parametry to ma doskonałe na lato.
To jestem ja, Monika czyli Czajka

Last edited 2 lat temu by Monika
Czerna
2 lat temu
Odpowiedz  Pimposhka

Tak wygląda prawdziwy jedwabny muślin w którym chodziły bohaterki powieści historycznych. Zdjęcie zrobiłam w muzeum ubiorów. To co dzisiaj nazywamy muślinem to taki rodzaj bawełnianej tetry. W sumie łączy je chyba to, że oba materiały są tkane w luźnym splocie płóciennym ale fizycznie w ogóle nie są podobne.

Screenshot_20230227-083337.jpg
14
0
Would love your thoughts, please comment.x