No koniec tego dobrego! Dzisiaj wróciłam do pracy. Ostatnie dziesięć dni było jednak mniej leniwe i hobbystyczne niż planowałam bo wpadła mi chałtura. Dzisiaj wpis antropologiczno-socjologiczny. Poza jedną nocą spędzoną kiedyś na oddziale położniczym nie miałam do tej pory żadnego doświadczenia szpitalnego, ani w Polsce, ani w UK.
Jak już pisałam do szpitala trafiłam prosto z wizyty u lekarza rodzinnego, czułam się bardzo dobrze, sama się tam nawet zawiozłam. Na oddział dotarłam po 12:00, łóżko miałam około 17:00 jeśli pamięć mnie nie myli, ale częściowo to moja wina bo łóżko było wolne już wcześniej tylko ja nie zakumałam, jak do mnie mówili czy chcę sobie odpocząć (mając na myśli, że łóżko jest wolne a ja myślałam, że chcą mnie posadzić gdzieś indziej). Generalnie czekałam w poczekalni i co chwila ktoś po mnie przychodził. Najpierw pobranie krwi i test na koronę, potem pierwsze oględziny przez lekarza, potem USG a na końcu drugie oględziny kiedy już mieli komplet wyników. To wtedy zakomunikowano mi, że muszę zostać na oddziale i będą operować bo to pewnie wyrostek i podpisałam (nomen omen) żółte papiery ze zgodą na operację. Wspomniałam, że mam prywatne ubezpieczenie ale lekarze mnie zniechęcili mówiąc, że jestem już tutaj i będą mnie w nocy operować (albo jutro) a zanim prywatny ubezpieczyciel się zgodzi, sprawdzi papiery itd. to pewnie badania będzie trzeba robić od początku i będzie opóźnienie. W sumie to mi się nie spieszyło ale wiadomo, jak wyrostek daje o sobie znać to trzeba wyciąć jak najszybciej. Więc zostałam tam. Potem prywatny ubezpieczyciel zapłacił mi 50 funtów za każdą noc spędzoną w szpitalu.
Jon musiał mi przywieźć rzeczy do szpitala bo nie miałam nic ze sobą. Mógł wejść na oddział ale potem go wygonili. Odwiedziny na oddziale były możliwe, ale tylko godzinę dziennie w określonym przedziale czasowym. Oddział był zorganizowany tak, że ‘sale’ były otwarte, w każdej znajdowały się cztery łóżka, każde z niebieskim parawanem, po środku dyżurka. Moje łóżko była od okna i to było fajne. Oddział mieścił się w ‘starym skrzydle’ także szpital wyglądał tak sobie, żadnych luksusów ani wielkiej ‘nowoczesności’ nie było.
Najgorsze było to, że za bardzo nie mogłam nic jeść a potem nawet pić. Po 19:00 przyszli lekarze chirurdzy z nocnej zmiany, to wtedy poznałam doktora Piotra z Olsztyna. Chodzili i oglądali co im się na nockę dzisiaj trafiło. Za jakiś czas wrócił do mnie dr Piotr (już bez kolegi) i powiedział, że to on będzie mnie operował. Że będą próbować w nocy, jako trzecią albo drugą osobę w zależności jak zacznie się noc. Ale jak będzie jakiś wypadek albo będą zmęczeni to nie będą mnie operować. Poszłam więc spać głodna, spragniona i totalnie nie wiedząc, czy obudzą mnie za dwie godziny, za sześć, a może wcale. Ponieważ czułam się dobrze, nie brałam żadnych leków. A tam co chwila jakieś pikanie maszyn, ruch, rozmowy, wiadomo. Dodatkowo spadł mi cukier więc dali mi kroplówkę z glukozą, więc trudno mi było zasnąć. Byłam już wtedy przebrana w szpitalną tunikę i pończochy uciskowe.
Po północy do mojego boksu wpadła nagle pielęgniarka z pielęgniarzem, który miał przy sobie ukaefkę. Pielęgniarka mówi ‘Idziesz na blog operacyjny kochanie’ (‘You are going to a theatre love’). W momencie kiedy wypowiedziała te słowa ukaefka pielęgniarza zaczęła wołać, że mają ’emergency’ i oboje zniknęli tak szybko jak się pojawili (!). Po 20 minutach, kiedy już trochę się uspokoiłam wrócili i powiedzieli, że jednak jadę. Byłam totalnie przerażona, panicznie bałam się narkozy. Nie mogę uwierzyć, że kiedyś myślałam sobie, jak to super fajnie, dają zastrzyk, człowiek zasypia i nic go nie interesuje.
Droga na blok operacyjny była okropna. Noc, ciemno, głucho, jakieś dziwne korytarze. Była ze mną pielęgniarka z oddziału, Hollie. Była świetna i opiekowała się mną jeszcze dwie kolejne noce. Prosiłam ją aby potrzymała mnie za rękę tak się bałam. Za to Pani anestezjolog ze skośnymi oczami i jej asystent z włoskim akcentem byli super, bił od nich jakiś taki spokój. Z nimi byłam może ze trzy minuty (świadomie znaczy się). Dr Li powiedziała, że teraz da mi silny środek przeciwbólowy, i że poczuję się jak po kilku setkach. No i faktycznie, po jakiś 30 sekundach czułam się jak po kilku setkach. Pamiętam jeszcze maskę tlenową, taką mięciutką ale miałam wrażenie, że nie mogę przez nią oddychać. A potem już nic nie pamiętam.
Z sali pooperacyjnej nie pamiętam właściwie nic. Tylko to, że ktoś mi masuje łydki a potem doszłam, że założyli mi takie elektryczne masujące onuce. I pamiętam też, że jak wróciłam na oddział (ponieważ operacja trwała bardzo długo to zrobiło się rano, moja pielęgniarka poszła już do domu) to nowa pielęgniarka ‘walczyła’ z nową maszyną do morfiny, nie mogła jej załączyć a ja jęczałam, że mnie boli. Ale jak ją załączyła…. o rany, taka maszynka z morfiną do samodzielnej administracji to jedne z lepszych ludzkich wynalazków. Boli, guzik i już Ci lepiej.
Pamiętam też, że przyszedł mój operator (ten specjalista, który został sprowadzony jako posiłki) i powiedział mi co się wydarzyło na stole operacyjnym. Ale ja wtedy ledwo trybiłam. Potem był jeszcze Dr Piotr, który powiedział, że jak wróci dziś wieczorem to przyjdzie pogadać. Generalnie to byłam totalnie nietomna i wiem, że podawali mi tabletki przeciwwymiotne (nie wymiotowałam, ale trochę kręciło mi się w głowie po tej narkozie). Poza tym narkozę zniosłam dobrze, intubację też, gardło mnie nie bolało (potem, już w domu miałam trochę problemów ze spaniem co też podobno jest normalne). Co parę godzin mierzyli mi ciśnienie i temperaturę, jakieś kroplówki. Najgorsza była maszyna, która monitorowała rytm serca i saturację bo jak zapadałam w sen to tej wydawało się, że umieram i zaczynała wyć! Spokojnie można by jej używać to tortur. Po południu wreszcie pielęgniarz się nade mną zlitował, stwierdził, że nie wygląda na to, że umrę i odłączył mnie od tego dziadostwa.
Jon mnie odwiedził ale ja mu co chwila zasypiałam. Dałam jednak radę pokazać, gdzie zaparkowałam auto, które miał zabrać do domu. Google maps okazały się pomocne, inaczej chłopak do dziś by szukał ;).
Dr Piotr nie przyszedł wieczorem ale jak obudziłam się w nocy (kolejna kontrola podstawowych parametrów życiowych) to pielęgniarka mówiła, że był jak spałam i czy go zawołać. No jasne, że zawołać. Przyszedł i rozmawiał ze mną (po polsku) przez 40 minut. Dokładnie opisał mi co się stało i dlaczego, co i ile wycięli i jak mnie z powrotem pozszywali. Były nawet rysunki. Jakoś przypomniało mi to nocne Polaków rozmowy. Poczułam się zaopiekowana i uspokojona. Będę to zawsze pamiętać.
Następnego dnia dostałam temperatury i trochę przy mnie biegali, robili mi nawet badania w kierunku sepsy, dali kroplówkę z potasu itd. W sobotę zaczęłam też jeść. Na początek dostałam takie specjalne medyczne koktajle, potem już jadłam szpitalne jedzenie. Owsiankę na śniadanie, ziemniaki puree, zupę pomidorową, pudding ryżowy a nawet lody. Wszystko było bardzo zjadliwe, no poza owsianką, która smakowała jak karton.
W niedzielę było już dużo lepiej, wzięłam nawet prysznic. W poniedziałek rano na obchodzie zdecydowali, że jeśli chcę to w sumie mogę już iść do domu (zabrali mi też morfinę i dali tramadol). Wiedziałam, że wypis potrwa wieki więc Jon przyjechał po mnie dopiero około 17:00. Do domu wypisali mnie z wielką torbą leków oraz wiaderkiem na zużyte strzykawki Fragminu. Dorzucili nawet opakowanie antydepresantów bo miałam zapisane w karcie pacjenta. Ponieważ leki były za darmo a normalnie płacę za te tabletki dyszkę to nie protestowałam.
Ranę miałam sklejoną i powleczoną dodatkowym klejem/opatrunkiem ochronnym. Żadnych zewnętrznych szwów, żadnych plastrów czy bandaży, wszystko wodoodporne. Przy wypisie powiedzieli tylko na co mam uważać, co powinno mnie zaniepokoić i generalnie droga wolna. Ze szpitala wyszłam 24 maja i od tego czasu nie widziałam lekarza. Mam umówioną rozmowę telefoniczną z kliniką na 9 lipca. Zwolnienie wystawili mi do dzisiaj, 21 czerwca.
Chyba żaden pobyt w szpitalu nie należy do przyjemności i nie powiem, chciałam być jak najszybciej w domu. Z drugiej strony nie było źle i było to dość ciekawe doświadczenie. Generalnie ciągle ktoś się mną interesował. A to pielęgniarka przychodziła zmierzyć temperaturę i ciśnienie, a to był czas na leki, a to wymiana kroplówki, a to przyszedł pan zapytać czy zmienić mi pościel, albo był popołudniowy serwis z kawą i herbatą (były też ciastka albo owoce ale nie było herbat ziołowych, na szczęście miałam z domu). Jedzenie było zaskakująco dobre (poza tą owsianką). Dzień przed roznosili menu i można było sobie wybrać na co ma się ochotę (na lancz i kolację) i nawet zaznaczyć czy porcja ma być mała, średnia czy duża.
Pomoc była na każde zawołanie, choć niektóre salowe były totalnie bezużyteczne. Różne brzęczki aż tak mi nie przeszkadzały no ale byłam na silnych przeciwbólach. Po oddziale cały czas pałętali się lekarze rezydenci, głównie po Oxfordzie. Najbardziej zapadła mi w pamięć śliczna Japonka w bardzo gustownych dresikach, stylizowanych na lekarskie scrubsy. Było też trochę rodaków, zarówno wśród kadry medycznej jak i w kateringu. Śmiesznie było, bo lekarze omawiali przypadek każdego pacjenta na oddziale za kotarką i wszystko było słychać, a dopiero potem do nas wchodzili. Więc słyszę, ‘a to ta facetka co jej wyrostek zamienił się w lekki koszmarek, wyniki ma dzisiaj ma takie ledwo ledwo’ a potem wchodzili do mniej z uśmiechem i ‘jak się Pani dziś czuje?’…
Przez moją salę przewinęło się kilka pacjentek. Na przeciwko leżała Pani lat 94. Mieli ją niedługo wypisać do domu i przyszedł jakiś pan z ‘opieki domowej’ i przyniósł jej taką specjalną, podwyższoną deskę klozetową do zamontowania u niej w domu. ‘Tu mam dla Pani taką deskę, o tu ją zostawię’. I tak sobie pomyślałam, na co jej ta deska jak ona nie może jeszcze sama dojść do toalety i przynoszą jej do łóżka takie krzesło z dziurą?
Na sąsiednie łóżko przywieźli Carol. Carol dwa lata temu straciła męża i pojechała mieszkać do syna, który kupił sobie szato we Francji i prowadził tam jakieś AirBnB. Kiedy jednak zachorowała na raka jelita to wróciła do kraju bo chciała aby leczyli ją angielscy lekarze, a jak już wróciła to dodatkowo dostała zawału. Przywieźli ją z kardiologii, miała podobną operację do mojej ale niestety zespolenie przeciekało, musiała mieć drugą operację ale nie chciała się zgodzić. Ale były cyrki. Rozmowy z synem we Francji, lekarze ‘Czy Pani mi mówi, że chce Pani umrzeć?’. Wreszcie zgodziła się na operację ale pod warunkiem, że zrobi to konkretny chirurg i pod warunkiem, że on zaraz tutaj do niej przyjdzie na rozmowę. Nie wiem jak saga się skończyła bo mnie wypisali do domu. Za to Carol jak naćpała się morfiną była całkiem wesoła.
Były jeszcze dwie młode dziewczyny i ‘o mój Boże!’. Pierwszą przywieźli z ostrym zapaleniem wyrostka, jakoś nad ranem. Młoda faktycznie zwijała się z bólu. Przed lanczem była operowana, najpierw powiedzieli jej, że jeszcze tego samego dnia wyjdzie do domu, potem, żeby jednak została na noc. Rano powiedzieli, że może iść ale jeszcze tylko wypis. Wypis się przedłużał, puścili ją dopiero po lanczu jak zrobiła awanturę i się popłakała bo ona chce do domu, bo szpital źle działa na jej zdrowie psychiczne a w ogóle to ona cierpi na ataki paniki itd. Po prawdzie co godzinę ktoś jej mówił, że zaraz wyjdzie do domu i tak to trwało pół dnia, więc w sumie się nie dziwię, że dziewczyna miała dość. Druga to już w ogóle był egzemplarz. Nie wiem skąd się wzięła, była już chyba po jakimś zabiegu chirurgicznym. Była dość spora i pierwsze co, to chciała coś do jedzenia. Jak ją nakarmili to chciała jeszcze. Zjadła chyba ze trzy posiłki. Siedziała na łóżku w pełni ubrana, grała w jakieś gry na telefonie i nie sprawiała wrażenia aby było jej źle. Ale za każdym razem jak ktoś do niej podchodził to narzekała najbardziej irytującym, upierdliwym i jęczącym głosem jaki w życiu słyszałam jak straszliwie ją boli (albo jaka jest straszliwie głodna, albo jak jest jej okropnie). Lekarze próbowali jej wytłumaczyć, że dostała już maksymalną dawkę leku i następną może dopiero wziąć za dwie godziny. ‘Ale jak to? Ale mnie przecież boli?’ zachowywała się jak totalnie rozpuszczony bachor. Byłam pełna podziwu dla personelu bo ja bym ją chyba udusiła poduszką po 10 minutach. ‘Ach ta dzisiejsza młodzież!’.
Absolutnie mi się nie spieszy aby wrócić do szpitala ale nie było to jakieś bardzo traumatyczne doświadczenie. Przynajmniej teraz mam już jakąś wiedzę jak to wszystko wygląda. Jak patrzyłam na pacjentki i pacjentów na oddziale to pomyślałam sobie, że muszę o siebie dbać. Nie przytyć za bardzo, być w dobrej fizycznej formie bo jak się człowiek ‘zapuści’ i nie daj Boże trafi do szpitala to zarówno operacja jak i rekonwalescencja będą trudniejsze i dłuższe. Zdrowie naprawdę jest najważniejsze a im człowiek zdrowszy przed szpitalem, tym mniej chory z niego wyjdzie ;).
I tą złotą myślą się z Wami żegnam, miłego tygodnia!
Mnie po zabiegu mwoiono ze organizm w pelni dochodzi do siebie po jakiejkolwiek interwencji chirurgicznej przez 12 miesiecy. Uznalam to za jakas przesade ale moze cos w tym jest ze na poziomie molekularnym jakies tam zmiany zachodza przeciez i metabolizacja lekow tez troche trwa zanim sie organizm ich pozbedzie do poziomu sprzed operacji. Te 6 tygodni to pewnie statystycznie jakos okreslono 🙂
Hej, dobrze, że wróciłaś.
Mario, niedawno pewna Pani w mojej rodzinie przechodziła dokładnie to co Ty, tylko na pomorzu. W Polsce szalała już pandemia a dostała fantastyczną opiekę od początku do końca, w państwowym szpitalu. Operacja była 'oszczędzająca' i śmiałam się, bo wróciła z jednym plastrem na cycku. Faktycznie chyba 'oszczędzali' na opatrunkach :). W tym samym czasie onet bił na alarm, że Polska onkologia padła, że ludzie umierają na raka, że nie ma ich jak ratować. No bzdury normalnie. Cieszę się, że i Ty potwierdzasz, że nie jest tak źle jak chcą abyśmy wierzyli.
Talerz serów!!!!! O rany! Ale czad! Ja jako pracownik uniwersytetu mam bezpłatny WLAN we wszystkich placówkach uniwersytetu nawet w mojej lokalnej przychodni. 😉 Przy łóżku miałam telewizorek ale od razu cisnęłam go w kąt, faktycznie chyba tam się coś za to płaciło ale nikt w mojej sali ich nie używał.
O rany, zaintrygowałaś mnie, że można podać ziemniaki puree z sosem w jakiejś innej, ładniejszej formie. W pewnym sensie chyba wolę salę wieloosobową, jakbym była w dwójce to chyba bym czuła się bardziej skrępowana bo czułabym się zobowiązana aby 'zabawiać' drugą osobę, albo jeszcze gorzej 'nie ignorować'. Oczywiście jedynką bym na pewno nie pogardziła ;). A jak byłam na sali poporodowej to było sześć łóżek nie cztery do tego płaczące noworodki. W mojej sali leżała też chyba jedna kobieta na patologii ciąży i myślę, że to było chyba jakieś ogromne przeoczenie albo (mam nadzieję) jakiś przypadek od wielkiego dzwonu.
Czyżbyś była introwertykiem? Trochę żałuję, że nie skorzystałam z prywatnego ubezpieczenia ale mam wrażenie, że chyba byłabym na tym samym oddziale tylko być może w pokoju jednoosobowym. No ale miałabym porównanie.
Maszynka z morfiną na każde zawołanie, przycisk taki jak do wołania pielęgniarek. Aczkolwiek po każdej dawce maszyna wyłączała się na 2 minuty. To dlatego, żeby poczuć różnicę i ewentualnie sobie dodać a nie od razu walnąć końską dawkę. Ja chyba maksymalnie dawałam sobie trzy dawki.
Ja o lekarzach z Olsztyna mam jak najlepsze zdanie! Opisywałam kiedyś na blogu jak Ella była w naszym lokalnym szpitalu (nawet nie w Oxfordzie) bo miała krup to jeszcze takiej dobrej opieki nie widziałam nigdy przedtem i nigdy potem. Wydaje mi się, że dziecięca opieka szpitalna to w ogóle inny świat. Pamiętam jak kiedyś Jurek Owsiak powiedział, że Orkiestra owszem bardzo dużo zbiera rocznie ale to i tak mniej niż roczny budżet the Great Ormond Hospital w Londynie (takie Centrum Zdrowia Dziecka).
Nawet mi nie mów, wcale bym się nie zdziwiła, gdyby na Antypodach leczyło się wyrostek antybiotykami. W UK na pewno tnie się jak najszybciej i bez negocjacji. W Polsce chyba podobnie. Ale jak patrzę na różnice na przykład w opiece nad ciężarną w Polsce i UK to naprawdę nie dziwię się, że mogą być takie różnice. Mnie nie bolało, z chęcią spróbowałabym antybiotyku jako alternatywy.
Ja kiedyś przeczytałam, że statystycznie 😉 Polska zużywa relatywnie najmniej środków przeciwbólowych w Unii czy jakoś tak. Widocznie Polaków mniej boli. Masz dużo doświadczeń z różnych krajów, moja koleżanka (Azjatka z Australii) pierwsza dwójkę urodziła tam a trzecie w UK. Pytałam się o porównanie doświadczeń ale jakoś nie chciała nic powiedzieć. Wiem, że tam rodziła w prywatnym szpitalu.
Ha ha to pewnie dlatego, że to był pudding ryżowy a nie pomidorowa 😉 A morfina no cóż…. uważam, że samodzielna administracja to cudo 🙂
Chyba nawet dobry szpital to nic przyjemnego.
Jeśli się dowiesz jak te masujące onuce nazywają się fachowo to podziel się tą wiedzą :). Szpital w Oxfordzie też ma bardzo dobrą opinię, szczególnie jeśli chodzi o chirurgię no i wiadomo, szpital uniwersytecki i medycyna w Oxfordzie jest dosłownie najlepsza na świecie. Muszę przyznać, że były pielęgniarki 'lepsze' i 'gorsze' ale żadna nie była niegrzeczna, nie było krzyków, powiedziałabym, że część rezydentów była taka sobie, wiesz zadufana w sobie. Ale jednak Dr Piotr z Olsztyna był najlepszy!
Dzięki! Nie mogę narzekać ale wiadomo, w domu najlepiej. Ciekawa jestem tej rozmowy z chirurgiem, mama się śmieje, że po to dzwonią po 6 tygodniach aby już nie było o czym rozmawiać. Z drugiej strony jeśli coś jest nie tak po 6 tygodniach to znaczy, że trzeba pacjenta obejrzeć.
Tak, dziwne zasady. Np. salowa mogła odłączć kroplówkę, która się skończyła ale tej, która jeszcze była już nie, trzeba wołać pielęgniarkę. Ja na szczęście byłam 'chodząca' praktycznie od początku tylko mi te kroplówki przeszkadzały bo w pewnym momencie miałam w dwóch ramionach (morfina ma podobno mieć swoją 'ekskluzywną' linię).
Bardzo ciekawa historia! Trafiłaś na bardzo dobry szpital.
Dawno mnie tu nie było jednak nadrobiłam i mega zdrowia życzę!
Moja historia szpitalna jest chyba nietypowa:) Byłam pierwszy raz w szpitalu nie licząc porodówki wieki temu. Leżałam z Regionalnym Centrum Onkologii w Bydgoszczy równe półtora roku temu. Trafiłam tam bo w opisie mammografii (robionej profilaktycznie co dwa lata), pojawiła się informacja, że należy wdrożyć pogłębioną diagnostykę. W tym miejscu chce wyrazić swoją wdzięczność lekarzowi, który tak mikroskopijną zmianę dostrzegł, jak również wyrazić radość, ze żyję tu i teraz gdzie mam szansę na wczesną diagnostykę. Po biopsji, która praktycznie zmianę „wyciągnęła”, jednak zdecydowano poszerzyć zakres zabiegu a ja poszłam do szpitala na luzie sądząc, że może uda się poprosić o znieczulenie miejscowe, bo tak jak Wy, bałam się narkozy. Jednak to była operacja z wszystkimi szykanami bo wycięto spory płat. Śmieję się, że w pewnym sensie była to operacja plastyczna bo pierś operowaną miałam zawsze większą a teraz mam równe:) Nie mam żadnego śladu tzn. nie widać szwu (cięcie było wzdłuż otoczki brodawki). Wyniki okazały się dobre a sam pobyt w szpitalu wspominam jako piękne dni:) Brzmi niewiarygodnie ale takie mam odczucia. Nie licząc oczywiście 12 godzin po operacji gdzie nie czułam się dobrze (ból głowy po narkozie). Później jednak nie czułam żadnego dyskomfortu (pierś to nie brzuch).
Opieka na najwyższym poziomie, pielęgniarki fachowe i miłe a dodatkowo piękne jak z obrazka, warunki komfortowe, możliwe, że z powodu zbliżających się świąt był luz na oddziale i niemal każda osoba leżała większość dni sama w pokoju. Ja leżałam w dużym bo 3 osobowym (większość pobytu sama) z wielkim telewizorem co było dla mnie fajne bo akurat były skoki narciarskie, które chciałam oglądać. Oczywiście każdy pokój miał łazienkę. No i co najważniejsze jak dla mnie to miałam świetne towarzystwo!
Przyjęto nas we środę 9 sztuk w tym 4 przypadki cięższe z usunięciem węzłów i te dziewczyny trzymały się razem i 5 przypadków lżejszych i te też trzymały się razem. W tym ja najstarsza. Od początku chodziłyśmy razem na wszystkie posiłki
i przesiadywałyśmy w restauracji po dwie godziny aż do zamknięcia po czym szłyśmy do kawiarni dalej wygłupiając się i śmiejąc jak szalone.
Następnie wracałyśmy na oddział, siadałyśmy na kanapy i dalej buzie nam się nie zamykały. Umówiłyśmy się za dwa tygodnie żeby razem odebrać wyniki.
Dużo się od siebie nawzajem dowiedziałyśmy, choćby do jakich lekarzy warto chodzić i tego typu pożyteczne informacje. Nie ma to jak wymiana myśli w fajnym towarzystwie, z tego zawsze wyniesie się coś pożytecznego. Wróciłam więc ze szpitala w wyśmienitym humorze na co wszyscy patrzyli z niedowierzaniem:)
Ubezpieczenie wypłaciło mi pieniądze za pobyt i za samą operację.
Co do jedzenia, to lepiej być nie mogło. W szpitalu jest restauracja gdzie w komfortowych warunkach można sobie skomponować i zjeść posiłek wybierając z kilkunastu potraw (tzw. szwedzki stół i to bogaty). Oczywiście wszelkie dodatki typu kawa, ciasta, owoce itp. Jedzenie bez ograniczeń ilościowych i czasowych. Można to sprawdzić w Internecie na stronie szpitala, który jako taki jest bardzo wysoko notowany. Można? Można:)))
Życząc zdrowia, pozdrawiam serdecznie,
Maria2
To coś innego.
No tak.- nie wspominałam, że u nas to w Niemczech, klinika specjalistyczna, ale warunki są podobne dla ubezpieczenia normalnego i prywatnego. Prywatni pacjenci mogą mieć salę jednoosobową, mają bezpłatny WLAN, większy tv i jeszcze lepsze jedzenie – do obiadu ciasto i kawa, na kolację np. Zestaw serów albo talerz z rybami itp…a pacjenci i tak narzekają…
Dzięki, ja referuje do ponad 20 lat temu. Masz rację że są rację ubezpieczenia, uprościłam we wpisie. Dzięki
Wow, chyba ktoś pisze o prywatnym szpitalu, jedzenie dostaliśmy to samo chyba że ktoś ma dietę.Soecjalny bandaż musiał mąż zakupić i dostarczyć do szpitala, w domu kupiłam ponczoche uciskowà.
"Albo-tak" moge zapytac, gdzie to "u nas"?? A ja nie dostalam w szpitalu ponczoszek uciskowych, a tez lezalam przez chwile.
W Niemczech są ubezpieczenia prywatne ale większość ma tzw " na kasę". Mając polskie ubezpieczenie w funduszu czy inne ubezpieczenie w kraju europejskim można uzyskać darmowe leczenie w nagłym przypadku. Nie wiem skąd taka ingormacja, że w Niemczech tylko prywatna opieka
Ciekawe jest przeczytać doświadczenia z drugiej strony. U nas sale są zazwyczaj dwuosobowe, max trzy i też w trakcie obchodu omawiamy sprawy medyczne przed drzwiami. Ale u nas to głównie przygłuche babcie i dziadkowie leżą, że nawet stojąc przy łóżku krzyczeć musimy, więc raczej nikt nie słyszy co mówimy. Z lekami przeciwbólowymi też szczodrzy jesteśmy- lepszy haj niż cierpienia. Pończoszki uciskowe u nas dłuższe są i jedzenie podobnie się zamawia ale ładniej wygląda. Wypisy u nas muszą być do 10 rano gotowe bo już następni pacjenci na łóżko czekają. Jak to mówią wszystko dobre co się dobrze kończy. Obyś już nigdy nie musiała reportaży ze szpitala pisać! Zdrówka!
Przyznam się, że gdy myślę o operacji/zabiegu to najbardziej boję się właśnie narkozy!
Byłam w szpitalu tylko raz, jako dziecko i niewiele pamiętam. Czuję, że ja bym bardzo cierpiała będąc tam, ale po cichu i wewnętrznie 😉 Nie niepokoiłabym pacjentów, pielęgniarek czy lekarzy, tylko leżała schowana pod poduszką! Ale to dlatego, że mnie takie sytuacje bardzo stresują i brakowałoby mi Mateusza obok, wiesz, do trzymania za rękę 🙂 Cieszę się, że Twoja historia skończyła się dobrze i że nie było aż tak źle! A nawet chyba całkiem przyzwoicie, prawda?
Co prawda my też mamy prywatne ubezpieczenie, ale dobrze wiedzieć, że zdarzają się jeszcze szpitale z ludzkim podejściem do pacjenta.
Ej, a ta maszynka z morfiną to dostępna na każde Twoje kliknięcie? 😛
No widzisz, co kraj to obyczaj. Spędziłam rok (!!!) między ortopedią i rehabilitacją w olsztyńskim szpitalu wojewódzkim. Chwalę do dziś. Mój syn był bardzo chory gdy był malutki i nie mogę się nachwalić opiki w Surrey Princess Royal. No ale to może zależy gdzie jesteś w UK. Pewne regiony sa mniej lub więcej oblegane czy też raczej ponad normy. Mieszkając w Niemczech zachorwałam na zapalenie nerek (Niemcy to tylko opieka prywatna) no i cóż, nie ubezpiezyłam nerek bo nigdy nie miałam problemu (przed Polską w EU ubezpieczenie było inne). Więc za 3 noce zapłaciłam 2500DM (marki). Nigy nie będę narzekała na państwową służbę zdrowia. Narzekam na polityków.
Zapomnialam jeszcze o jednej rzeczy. Mianowicie moj syn mial jakies bole brzucha w zeszlym roku i po badaniach okazalo sie, ze to wyrostek. Niemniej jednak po zazyciu jakis antybiotykow wszystko przeszlo. Lekarz mowil ,ze 80 procent przypadkow wyrosta robaczkowego sie nie operuje. Tymczasem Ty mowisz, ze nawet czulas sie dobrze, jak pojechalas do szpitala i mimo to mialas operacje. Czyzby te 80 procent odnosilo sie do Australii???
Ciekawa opowiesc, dobrze ze masz to za soba. Moj juz niezyjacy Tata nigdy nie byl w szpitalu przez swoje 85 lat. Bal sie panicznie. Mysle, ze gdyby sie leczyl pod koniec swojego zycia, to pewnie pozylby dluzej, ale odmowil kategorycznie. Bral jakies piguly przepisane przez kogos tam dawno temu i tyle.
Ja natomiast zwiedzilam szpitale i w POlsce ,i w Nowej Zelandii, i tutaj w Australii. Niestety pod koniec zeszlego roku fatalnie zlamalam reke co wymagalo operacji. Opieka byla fantastyczna, ale niestety czekalam na operacje tydzien. Byl bardzo pechowy, deszczowy tydzien i wszyscy lamali sie na potege. Raz mnie nawet odeslali juz prawie z sali operacyjnej, bo mieli inny przypadek. Mysle, ze system jest podobny jak w Anglii, przynajmniej tak to wyglada z Twoich opowiesci. Jedynie bylam zdziwiona, ze mnie nie podlaczyli do morfiny "samodawkujacej", bylam do tego podlaczona 25 lat temu w Nowej Zelandii. Wtedy az tak bardzo nie potrzebowalam srodkow przeciwbolowych, a teraz bylo kiepsko, ponoc to normalne w przypadku zgruchotanych kosci.
Tutaj pielegniarki pomagaja w myciu i nawet zmianie poscieli. Wszystko robia wokol pacienta. Jedna z pielegniarek mowila, ze ma 5 pacientow do opieki, ale to oddzial ortopedyczny. Nie wiem, jak jest gdzie indziej. Acha i szpital panstwowy. Podobno panuje tez lepsza atmosfera wsrod personelu, w porownaniu ze szpitalami prywatnymi(tez opowiesc pielegniarki). Wiekszosc lekarzy-chirurgow ortopedycznych byla mloda, tak przynajmniej wygladali, duzo azjatow. Wszyscy sie przedstawiaja po imieniu i tak sie wszyscy do siebie zwracaja, czy to ordynator czy tez mlody lekarz, czy pielegniarka.
W pierwsza noc po operacji bylam w bolu, mimo zazytych srodkow przeciwbolowych. Pielegniarz czekal na decyzje lekarza w sprawie podania czegos wiecej. Aby mnie jakos zajac opowiadal mi o swoich domowych renowacjach.
Ja czulam sie bardzo bezpiecznie w szpitalu i nawet bylam zadowolona, ze spedze tam pare nocy. Balam sie wracac do domu z ogromnym bolem, ze ciezko mi bedzie sobie z tym poradzic. Na szczescie jakos to wszystko sie ulozylo.
Jakby tu powiedzieć, nie Ty pierwsza zauważyłaś, że morfina jest cool. 😉
Jak patrzę na zdjęcie pomidorowej z ryżem, to się nie mogę nadziwić, że Gordon Ramsey z Anglii jest. 😀
Ale szpital to nie, nie i nie. Brrrrr, jak się dowiedziałam, że wyjdę dzień później niż miałam, to płakałam jak dziecko. I też się bałam narkozy, to jakaś histeria po prostu.
Dobrze, że już jesteś na wolności 🙂
I z tą maksymą, zdrowie jest najważniejsze a wszystko inne to dodatek idź przez życie bo jak jest zdrowie to wszystko się pokona(oczywiście jak się chce).O szpitalach nie piszę bo za każdym razem przeżywałam horror .Krystyna
A ja byłam ostatnio w szpitalu 3 doby. Gdyby nie to, że mój lekarz, który dzwonił do mnie codziennie i dokonywał cudów perswazji żebym stamtąd nie uciekła to właśnie taka myśl mnie nie opuszczała non stop. Uciekać! A to szpital w stolycy, który ma dobrą opinię i pacjenci tam się dobijają z całej Polski. Pielęgniarki krzyczą na chorych, chorzy nie mogą się doprosić zmiany pampersów i innej pomocy, salowe wydzierają się do siebie na długim korytarzu mimo, że leżą tam pacjenci oczekujący na miejsce w pokoju, takie egzotyczne słowa jak dzień dzień dobry, proszę, nic nie szkodzi, w czym mogę pomóc? itp nie występują w obiegowej konwersacji… po prostu koszmar. Byłam pacjentką chodzącą i całkowicie samowystarczalną więc doskwierały mi tylko dolegliwości a nie brak opieki ale naprawdę wolałabym tego wszystkiego nie doświadczać. Kadra lekarska OK ale całą reszta :((
Pimposhko współczuję Ci, że miałaś zabieg i zderzyłaś się z nieprzyjemnymi bądź co bądź odczuciami, wiadomo – jest strach, ból, obcy dotyk, niepewność i cała ta okołoszpitalna atmosfera ale wierz mi, znalazłaś się w dobrym miejscu.
To nie jest komentarz pod tytułem "kto ma lepiej a kto gorzej", każdy choruje tam gdzie musi ale jakże godne ubolewania jest to, że w naszym kraju służba medyczna jest na tak niskim poziomie i tak bardzo "niewychowana" Pacjent to petent a jak się nie podoba to niech się wypisze. Masujące onuce? ha ha ha, jak spotkam mojego lekarza to mu opowiem… 🙂 trzymaj się zdrowo!
Elektryczne onuce rulez! Ciesze sie, ze juz jestes w domu, ze szpital stanal an wysokosci zadania i mialas dobra opieke.
Opieką na medal.Ja byłam 9 dni a przez 7 dni bez wstawiania z łóżka.Cewnik i podłączona pompa z lekarstwem .W tym czasie udało mi się 5 razy umyć zęby, pierwsze moje mycie ciała to był papier toaletowy i moja woda mineralna .Pod koniec pobytu jedna opiekunka umyla mi włosy, 4 razy podano mi miskę z wodą.Zero odwiedzin. Na jedzenie nie będę narzekać tylko ta czarna herbata była obrzydliwa a reszta zjadliwa.Raz zadzwoniła siostra do lekarza w tej sprawie a efekt był taki że przy wypisie p.doktor powiedział mi że to szpital a nie sanatorium.Uwazam że to wszystko zależy od ordynatora ,było kilka sióstr z powołania.Salowa nie może podac miski do mycia z wodą bo od tego jest opiekunka, pielegnika też nie.Wariatkowo
Pozdrawiam i życzę zdrowia.Mam zamówioną wizytę prywatną bo znów mi się trafił w przychodni dziwny lekarz.
Amen, siostro! Nie podsumowałabym tego lepiej! *^V^*
Ja wyrostka pozbyłam się jeszcze na studiach, jechałam wieczorem karetką na sygnale do szpitala dyżurnego, bo już mnie tak bolało, że byłam zgięta w pół. Dwa dni wcześniej internistka nawet mnie nie dotknęła, tylko na "ból brzucha" zapisała mi nospę…) Operację miałam w nocy, a potem podobno byłam książkowym przykładem dochodzenia do siebie po operacji – pierwsze siku, posiłek, numer dwa, pierwsze wstanie z łóżka, po kilku dniach byłam w domu. Najśmieszniejsze, że trafiłam do szpitala, który wtedy (nie wiem jak jest teraz) był zarządzany przez zakonnice, i dużo zakonnic też tam leżało, ciągle pytały, czy coś dla mnie zrobić, poprawiały mi pościel, jak wyszłam do wc, jedna ze mną na dwuosobowej sali, bardzo się mną opiekowała przez pierwszy dzień. A jak się przebudziłam po którejś drzemce, to my oczom ukazał się pokój pełen młodszych i starszych zakonnic, z wielką starszą zakonnicą w wielkim nakryciu głowy, bo do sąsiadki przyszły w odwiedziny!… Czysty surrealizm! *^0^*
Szybko dochodź do siebie, zdrówka!!!