Wyobraź sobie, że jedziesz na wycieczkę. To wycieczka autokarowa, objazdowa, po Toskanii. Co kilka dni nowe miejsce i nowy hotel, dość intensywny program zwiedzania, zabytki, winnice, tłocznie oliwy itd. Wiadomo, taka wycieczka wymaga zdyscyplinowanej grupy, w zasadzie wszyscy w autokarze to rozumieją, no może poza Jackiem i Agatką.
Otóż szybko okazuje się, że Jacek i Agatka od początku mają jakiegoś pecha. Agatka źle zniosła podróż autokarem z Polski. W każdym hotelu to właśnie u nich w pokoju cieknie prysznic, albo pościel jest poplamiona, albo jest za głośno/cicho/zimno/gorąco (niepotrzebne skreślić). Jacek zanim zamówi wino do kolacji musi kilku spróbować a i tak finalnie bukiet mu nie pasuje (o czym muszą wiedzieć wszyscy biesiadnicy). Agatka natomiast ma nawyk modyfikowania dań w karcie, ‘A czy ten makaron to mogę z małżami zamiast krewetek?’ ‘Czy jest może pizza na spodzie bezglutenowym?’, ‘Stek poproszę średnio-mocno wysmażony’. Zazwyczaj okazuje się, że stek nie był wysmażony tak jak trzeba i oczywiście wszyscy muszą tego słuchać a potem czekać na Agatkę, aż ona skonsumuje poprawiony stek/makaron/pizzę. Wszyscy już przebierają nogami aby wyjść ale Agatka zapatrzona tylko w siebie nie odpuści karcie z deserami.
Jacek i Agatka mają też problemy w poczuciem czasu. Rano pełny autokar zawsze musi na nich czekać. Zbiórka o 14:00 pod krzywą wieżą w Pizie? Jest 14:20 ale Jacka i Agatki jeszcze nie ma. O 14:30 przychodzą wolnym krokiem rozanieleni, żeby jednak iść bez nich bo oni nie mają ochoty wspinać się po tylu schodkach… Wracasz z wycieczki i obiecujesz sobie, że nigdy więcej, że tylko ze sprawdzoną grupą. A co jeśli Jacek i Agatka to Twoja rodzina i nie masz szans aby się od nich uwolnić?
No właśnie, z lubieniem jest jak z kochaniem. Nie można się do niego zmusić. Możemy kogoś tolerować, szanować, rozumieć, nawet kochać ale niekoniecznie lubić. Lubienie to sprawa szalenie indywidualna. Jeśli kogoś nie lubimy to naturalną rzeczą jest, że ich unikamy i jest na to wiele strategii Ja na przykład nie oglądam filmów z Tomem Cruisem ;). Kasuję konta na Insta osób, które nie wpływają pozytywnie na moje samopoczucie choćby to były najbardziej ‘pluszowe’ profile przecudownie miłych ludzi. W pracy unikam współpracy z osobami, które może i są super, ale pracuje mi się z nimi ciężko. Zresztą w pracy łatwiej jest kogoś nie lubić bo tam przynajmniej w teorii rządzą jakieś normy profesjonalnego zachowania. W końcu nie płacą nam po to aby się z kimś przyjaźnić i za pracą łatwiej jest zamknąć drzwi. Rodzina to jednak inna bajka, bo co zrobić, kiedy w naszej rodzinie pojawia się nowa osoba albo my wchodzimy do nowej rodziny no i są tam osoby, których nijak nie możemy polubić?
Chodzi mi tutaj o najbliższą rodzinę czyli np. szwagierkę, szwagra, teściową, teścia, ojczyma, macochę, synową czy zięcia. Co zrobić jak córka przyprowadzi do domu człowieka, który po prostu działa nam na nerwy? Co zrobić jak macie podejrzenia, że synowa może być niepoczytalna? A o ‘złej’ teściowej to już krążą legendy. A co zrobić jak Twój mąż jest mocno związany z bratem i o ile brat jest ok to jego żona to prawdziwy koszmar?
Co zrobić kiedy musisz spędzić czas z osobą, z którą nie masz ani jednego wspólnego tematu? Gdzie nie ma ani jednej płaszczyzny porozumienia, gdzie wasze wszystkie wartości totalnie się rozmijają. Gdzie pomimo szczerego wysiłku dla dobra rodzinnego ogółu, jesteś chora na samą myśl o przebywaniu z tą osobą w jednym pomieszczeniu przez dłużej niż 5 minut? I gryzie Cię to, bo naprawdę i szczerze chciałabyś tą osobę lubić, chociaż troszkę no ale nie i koniec, nie zmusisz się.
Poza tym problem pogłębia się kiedy pojawiają się dzieci. No bo jak jesteście we dwoje to jeszcze jakoś czasem można się wywinąć od niedzielnego obiadu u teściowej. Ale jak tu ograniczać wnukom spotkania z ukochaną babcią? Jak unikać szwagra gdy chcesz aby młode miały dobry kontakt z kuzynami? Pół biedy jeśli mówimy tutaj o jakiś rodzinnych uroczystościach gdy najważniejsi są jubilaci i jakoś można się zgubić w tłumie. Ale co jeśli wybierasz się z tymi osobami na długi weekend albo nie daj Boże jeszcze dłuższy wypad?
Poświęcasz swój ciężko zarobiony urlop i cierpisz po to aby dzieciaki mogły spędzić czas z dziadkami, czy kuzynami i wujkami. Albo zagryzasz zęby i ‘obsługujesz’ na urlopie synową bo najważniejszy jest czas z synem i wnukami. Wiesz, że musisz być miła bo jak za bardzo zajdziesz jej za skórę, to wnuki będziesz widywać rzadziej. Jak pokłócisz się ze szwagrem, to Twoje dzieci nie będą znały swoich kuzynów. Czujesz się jak w pułapce. Z takiego wyjazdu wracasz gotowa na turnus w wariatkowie. Kto normalny decyduje się ponownie na wyjazd z Jackiem i Agatką? I ponownie, i jeszcze raz….
Czy jedyna strategia to zaciskanie zębów i udawanie, że wszystko jest ok? Czy naprawdę jedynym rozwiązaniem jest naginanie się, bo wiesz, że druga osoba tego nie zrobi więc dla świętego spokoju to znowu będziesz Ty? W końcu czy to Twoja wina, że kogoś nie lubisz? Dlaczego masz się ‘męczyć’ z wyborami kogoś innego, w końcu to syn wybrał taką żonę, to on ma być z nią szczęśliwy nie Ty. Czy jedyny sposób to tolerowanie sytuacji by potem odreagować w domowym zaciszu jak nikt nie widzi? Jakie macie strategie aby radzić sobie z kimś, kogo nie lubicie, a w żadnym razie nie możecie go uniknąć?
Z drugiej strony oczywiście można wżenić się w cudowną rodzinę, mieć fajną teściową, szwagra lepszego niż rodzony brat, słyszałam, że można się nawet zaprzyjaźnić z żoną brata (nie wiem, nie mam brata). Syn być może wybierze kobietę, która okaże się jak córka, której nigdy nie miałaś. A w ogóle najfajniej jest jak po prostu lubisz kogoś z kim przy okazji łączą Cię więzi krwi. To taki super bonus! Nie wiem jak u Was, u mnie na szczęście wychodzi na plus. Tylko ta Agatka….;)
To brzmi przerażająco, nie to, że coś, ale po lockdownie, to chyba należy Ci się solidny sensowny urlop :D. Mi się raz teściowie wbili na 1 dzień z tygodniowego urlopu, spali na drugim końcu miasta w hotelu, a nadal byłam troche wstrząśnięta, bo jednak urlop to urlop :D.
Ha ha ha teściowa ma dużo gorzej niestety. Mnie te wyjazdy denerwują bo często mam wrażenie, że cały mój czas wolny to tylko rodzina bo albo wakacje w Polsce albo tutaj, poza tym z dziećmi i rodziną to łatwiej w jakimś wynajętym domku niż w hotelu a ja lubię na wakacjach jak mi podaja śniadanie. Generalnie mam wrażenie, że odkąd są dzieci to nie byłam na porządnym urlopie z wyjątkiem Disneya, to był fantastyczny czas. Ella ma 6 lat i był to jedyny urlop w tym czasie, który spędziliśmy tylko we czwórkę.
Dokładnie. Nie każdy jest gruboskórny albo przynajmniej tak skoncentrowany na sobie, że nie widzi innych wkoło siebie. Nie każdy potrafi się 'nie denerwować' i 'dać sobie spokój'. I masz rację rodzina to prawdziwa dżungla.
The sleepovery to bardzo dobry pomysł, tylko my trochę za daleko mieszkamy. Między nami jest dobra godzina drogi więc trochę za daleko na 'podrzucenie brzdąca' szczególnie, że….. Jacek i Agatka mają prawo jazdy ale…. po autostradach nie jeżdżą (bosh daj mi cierpliwość). Myślę jednak, że kiedyś tak zaczniemy robić.
Dzięki Barbaro! Mądra rada.
Wiesz Kasiu, nie mówiłam bo jest taka mała część mniej, która to masochistycznie lubi. Wiesz, człowiek sobie pogdera, pogdera na wspólnego 'wroga' a potem mu niby lepiej (choć oczywiście nie jest mu lepiej). Ale tak sobie pomyślałam, że sporo moich negatywnych uczuć wobec Agatki wiąże się właśnie z historiami teściowej. Nie zrozum mnie źle, Agatka sama mi zaszła za skórę ale z drugiej strony wiele rzeczy na jej temat mnie nie obchodzi (nie muszę słuchać, że ma bałagan w domu, że zakupów nie robi, że nie gotuje, że z dziećmi nie potrafi itd). Cieszę się, że napisałam ten post bo trochę mi to uświadomiło, że z Agatką mogę sobie lepiej poradzić. 🙂
GaMo przykro mi. Ale zawalczyłaś o siebie i swoje zdrowie psychiczne. W takich sytuacjach tylko tyle możemy zrobić.
Coś w tym jest Jonko. Ludzie bardzo lubią oceniać a nie znają całej sytuacji. Moja babcia była pedagogiem i jest klasycznym przypadkiem szewca co bez butów chodzi. I też nie potrafię jej skreślić choć to chyba przez nią najwięcej łez wypłakałam w moim życiu, i to jak byłam dzieckiem kiedy się człowiek najbardziej kształtuje. Myślę, że bycie rodzicem to bardzo naturalna sprawa ale też jeśli sami mamy ze sobą problemy to niestety łatwo jest je 'przerzucić' na dzieci. Znam wiele ludzi, którzy nie zdecydowali się na dzieci własnie z tego powodu.
No niestety u mine to nie była opcja. Odległość pomaga. Znam wiele dzieci, które nie znają swoich dziadków i nie jest to jakiś wielki problem. Chociaż starsza P. ma koleżankę w szkole (jeszcze od przedszkola) i ona jest jedynaczką, rodzice 'lokalni' ale nie utrzymują kontaktów z rodzicami (nie znam szczegółów) w związku z czym ona jest dość samotna, ani rodzeństwa, ani kuzynów, ani dziadków 🙁
Moi rodzice nie lubia mojego syna i z tego powodu moj syn nie odwiedza swoich dziadkow od ponad dziewieciu lat.Ostatni raz byl w Polsce jeszcze w Junior High ,
Jesteś bardzo dobrą synową, że tak dzielicie się tym krzyżem :D. Moją metodą na takich bliskich (bo wiadomo, że każdy ma), jest traktowanie ich jak współpracowników – profesjonalnie i poprawnie z trzymaniem na rozsądny dystans. Ale też mogę sobie na to pozwolić, bo ani ich nie potrzebuję i wiele od nich nie chcę. Wakacje to jednak przegięcie, jednodniowa wycieczka to jedno, ale cały urlop – w życiu, nie ma niczego, co by mnie przekonało do takiej opcji :D.
Nośny temat bo dotyczy chyba każdej z nas, tylko, że z różnym natężeniem… są Agatki, Agaciory i Agatony, niektóre tylko irytujące, inne wkurzające na maxa a są też takie,przez które wrażliwi ludzie cierpią latami albo wydarzają im się rodzinne zapaści i wielopokoleniowe urazy. To samo dotyczy Jacusiów.Wybór tzw mniejszego zła dla dobra rodziny jakkolwiek szlachetny nie zawsze jest tym właściwym jeśli wymaga osobistego poświęcenia, stresu i złych emocji. To chyba kwestia odporności psychicznej, tak myślę bo nawet mocne korporacyjne treningi asertywności nie sprawdzają się w konfrontacji z rodzinnymi układami i gierkami. Utkwiłam w takich zawiłościach na wiele lat i wiem na pewno, że porady typu "nie można się tak przejmować, trzeba się zdystansować " są nieskuteczne. Jestem wrażliwa i się przejmuję, mam cienką skórę, odbieram wszystkie sygnały i przeżywam ze szkodą dla zdrowia. Ulgę przyniosły wreszcie decyzje o całkowitym zerwaniu relacji a niektóre same się zerwały z powodu śmierci członków rodziny. Tylko, że doznanych przykrości już się naprawi i straconego czasu nie odzyska.
U nas jedna Agatko-podobna sama wyszla z rodziny bo sie rozwiodla z czlonkiem rodziny i reszta rodziny odczula prawdziwa ulge (ja nic nie sugeruje i zeby potem nie bylo na mnie). Potem sie zreszta okazalo, ze Agatka pokazala klase i kontakty rodzinnych dzieci sa nienaganne i fajne. Fakt, emigracja bardzo pomaga radzic sobie z Agatkami. Za to miejscowa Agatka udowodnila mi, ze nie warto na sile utrzymywac kontaktow i o nie zabiegac u fumiastych, zapatrzonych w siebie Agatek-siostra mojego zmarlego meza odciela sie od nas. I w sumie nie to, ze jakos jej wczesniej specjalnie nie lubilam-po prostu kompletnie inny swiat, inne wartosci, styl zycia, poglady, ale spotykalismy sie rzadko i po prostu nastawialam sie na to, ze spedze dzien w sposob nieciekawy. Po smierci mojego meza byly zapewnienia o wsparciu, o checi uczestniczenia w zyciu mojej corki, byly jakies spektakularne akcje jak z konkursu na ciocie i wujka roku. Szybko im sie jednak odechcialo a potem zaczela sie wojna podjazdowa, zeby mnie i corke zdyskredytowac w oczach tescia (z ktorym mieszkalysmy). W twojej sytuacji chyba sugerowalabym tesciowej jakies konkretniejsze "prezenty integrujace" nie wymagajce spedzania za duzo czasu wspolnie-bo owszem mozna isc wspolnie na koncert ale juz na kolacje po niekoniecznie. Moze zacznij organizowac u siebie spotkania z kuzynostwem w jakis sposob zapraszajac tylko dzieci (u nas taka role spelniaja sleep-overy, rodzicow sie na nie nie zaprasza przeceiz, tylko odstawia potomstwo) a maz niech urobi szwagra a tesciowa Agatke, ze to taka okazja dla nich zeby mieli romantyczny czas we dwoje (bo chyba by im bylo glupio odmowic razem czy kazde z osobna). Ja co prawda nigdy nie lubilam sleep-overow bo najbradziej niewyspana osoba po nich bylam zawsze ja (chociaz to dzieci szalaly do polnocy) ale chyba wolalabym ten rodzaj zmeczenia i stresu niz koniecznosc spedzania wspolnie czasu z Agatka. A swoja droga to ciekawe zjaisko, ze dzieci Agatek sa "normalane", nie?
Przedstawię sytuację z innej strony. Jestem dzieckiem Agatki. Mając 17 kuzynek i kuzynów praktycznie z nikim nie utrzymywałam kontaktu bo wszyscy odsunęli się od mojej mamy. Boże, jak ja im zazdrościłam wspólnych zabaw, śmiechu, rozrabiania a przede wszystkim normalnych kontaktów. Moja mama potrafiła nie pojechać na wesele swojego chrześniaka ( syn jej siostry )bo miała focha. Krytykowała wszystko i wszystkich więc pewnie nikt nie rozpaczał z tego powodu. Gdy dorośliśmy brat mój olał zakazy i nakazy mamusi i zaczął się kontaktować z rodziną. Ja również zaczęłam przyjmować zaproszenia i odnowiłam kontakty. Mama natychmiast podjęła temat i zaczęła jeździć z nami aby mieć kontrolę. Ale już wpływu na nas nie miała a my świetnie się z wszystkimi dogadujemy. Szkoda dzieci , ich dzieciństwa, zabaw i przyjaźni dlatego nie rezygnuj z kontaktów. A Agatkę może obserwować i notować jej zachowania i proponuję zrobić doktorat " gdzie Agata tam pępek świata". Pomyśl o tym za kazdym razem i uśmiechnij się. Pozdrawiam Barbara
Przedstawię sytuację z innej strony. Jestem dzieckiem Agatki. Mając 17 kuzynek i kuzynów praktycznie z nikim nie utrzymywałam kontaktu bo wszyscy odsunęli się od mojej mamy. Boże, jak ja im zazdrościłam wspólnych zabaw, śmiechu, rozrabiania a przede wszystkim normalnych kontaktów. Moja mama potrafiła nie pojechać na wesele swojego chrześniaka ( syn jej siostry )bo miała focha. Krytykowała wszystko i wszystkich więc pewnie nikt nie rozpaczał z tego powodu. Gdy dorośliśmy brat mój olał zakazy i nakazy mamusi i zaczął się kontaktować z rodziną. Ja również zaczęłam przyjmować zaproszenia i odnowiłam kontakty. Mama natychmiast podjęła temat i zaczęła jeździć z nami aby mieć kontrolę. Ale już wpływu na nas nie miała a my świetnie się z wszystkimi dogadujemy. Szkoda dzieci , ich dzieciństwa, zabaw i przyjaźni dlatego nie rezygnuj z kontaktów. A Agatkę może obserwować i notować jej zachowania i proponuję zrobić doktorat " gdzie Agata tam pępek świata". Pomyśl o tym za kazdym razem i uśmiechnij się. Pozdrawiam Barbara
This comment has been removed by the author.
Uknown, JoasiaAsia – nie postawiłam ultimatum, dałam wybór. Nie będę nikogo zmuszała do wspólnego spędzania czasu ale sama nie zamierzałam ponosić konsekwencji takiego a nie innego wyboru mojego teścia. Kontakt z moją córką i wnukiem był dla mnie ważniejszy. A robić dwie wigilie, spotkania świąteczne dla każdego oddzielnie itp. to było dla mnie zbyt męczące. Piszę w czasie przeszłym, ponieważ niestety stało się to, czego najbardziej się obawiałam – mój teść odszedł w samotności. I teraz moja rodzina musi się z tym zmierzyć…
Trochę niestety tak się czułam, że powinnam się zająć mamą, bo przecież nie mam żadnych innych ważnych obowiązków, co tam moje życie i moje uczucia… Ale też było tak, że rodzina patrzyła na mnie jak na dziecko? osobę nieodpowiedzialną? nie zadając sobie trudu, żeby poznać całość sytuacji. Bo na przykład były takie dni, kiedy mama żyła już w swoim świecie i na każde pytanie odpowiadała "tak". Mamo, ciepło ci? Tak. Mamo, zimno ci? Tak. Mamo, krokodyl? Tak. A ciotki przychodziły do szpitala, robiły założenie, że mama marznie (był środek upalnego lata), pytały ją, czy jej zimno – ona na to "tak", i robiły mi awanturę, że mama nie ma dodatkowego koca…
I mam tak samo jak Gackowa – czasami tęsknię. No bo przecież mama nie była przez 100% czasu toksyczna, były super chwile, gesty, dbała o mnie na swój sposób. Stąd niestety rozdźwięk psychiczny w takiej sytuacji i w relacji rodzic-dziecko – osobie obcej nie mamy może tyle do zarzucenia i jednocześnie tyle do zawdzięczenia, a rodzicowi tak, więc umysł się buntuje, żeby jednoznacznie taką osobę odrzucić, skreślić, a z drugiej strony ona się za chwilę tak zachowa, że chce się uciekać na koniec świata dla własnego zdrowia psychicznego. Uważam, że żeby zostać rodzicem, powinno się przejść jakieś szkolenie prowadzone przez psychologów…
Pimposhko, a czy Ty mówiłaś teściowej, co czujesz i jak potem odchorowujesz każde spotkanie? Bo ma wrażenie, że teściowa przenosi na Ciebie dużą odpowiedzialność.
A mężowi bym powiedziała, e jeśli chce się spotkać z bratem, to niech weźmie dzieci, ale ja bym została w domu.
Kasia
Eeee tam, ja tam przez moją Agatkę nie płaczę, a o jej wybrykach na naszym weselu (wtedy była jeszcze tylko nową dziewczyną szwagra) to mi dopiero później opowiedzieli, nie byłam na szczęście świadoma. Myślę, że sama Agatka nie byłaby taka zła gdyby nie ten 'trójkąt z teściową' (opisałam wyżej, teściowa jest super) to dzięki teściowej jest ona zbyt obecna w naszym życiu materialnie i wirtualnie. Mam nadzieję, że jak teraz kuzyni będą związani to jak dorosną będą się widywać sami, bez mojej ingerencji. Albo i nie. Ja nie miałam rodzeństwa, może okaże się, że one tak kuzynów nie będą potrzebować jak ja. Zreszta i ja mogę spokojnie żyć bez jednego kuzyna.
Oj tam, to i ja opowiem o mojej Agatce!
To siostra mojego męża.
Taką nam jazdę zrobiła na naszym weselu, że do dzisiaj, po 23 latach, nie mogę bez nerwów oglądnąć kasety z wesela!
Cięcie było szybkie, bo moje zdrowie psychiczne było ważniejsze.
Jak urodziła się Natalia, to tylko utwierdzilam się w moim wyborze, nie miałam ochoty, by moje dziecko przebywało w towarzystwie tak toksyczne osoby!
I oboje z mężem tego nigdy nie żałowalismy.
Moje dzieci widziały ją może że 2 razy, swojego kuzyna nie znają prawie!
Dopiero jak nasza Agatka została wdową, to zaczęła być normalna.
Na ostatnich wakacjach mieliśmy okazję się widzieć i może się to ułoży.
Nicolas poznał dorosłego już kuzyna.
Natomiast Natalia, nie kwapi się z nawiązaniem kontaktów, mówi, że jeszcze nie zapomniała jak płakałam.
Ps. Kiedyś zapowiedziała rodzinie, że jak umrę, to jak Agatce pozwolą na mój pogrzeb przyjechać, to ich będę do końca życia straszyć:D D
Pimposhko, prędzej czy później, Twoje dziewczynki będą widziały to, co moja Natalia. Nie da się tego ukryć
Asiu Ty chyba 'nie doceniasz' mojej Agatki 😉 Oczywiście, że zachęcam aby się spotykali ale co z tego, jak Agatka nie puści? Agatka nie jest ogarnięta życiowo, aby położyć swoje dzieci spać potrzebuje asystę, wyjście z domu męża oznacza zaprzężenie do pomocy przynajmniej jednej pary dziadków jeśli nie dwóch. (Czasem moja siedemdziesięcioletnia teściowa wsiada rano do auta i jedzie godzinę aby zabrać starszego wnuka do szkoły bo Agatka nie da rady odprowadzić go do szkoły z roczniakiem w wózku, dodam, że boisko szkoły sąsiaduje z ich ogródkiem także daleko nie ma). Doprawdy mój szwagier musi chyba skakać ze szczęścia, że upolował to cudo 😉 I nie, wcale nie jestem złośliwa ta Agatka to naprawdę 'wybitny' egzemplarz.
A bracia sie lubia??? Bo jesli tak, to przeciez sami moga gdzies wyskoczyc od czasu do czasu, bez swoich zon. Ja gdy jade do Polski to spedzam czas glownie z moja siostra bez meza. Maz zas spedza czas ze swoja rodzina- mama i bratem. NIe znaczy to ,ze nie widujemy tych "innych" osob. Spedzam czas z sisotra nie z jej mezem. Lubie siostre i dlatego razem gdzies jezdzimy i pijemy kawe. To wcale nie znaczy ,ze nie toleruje tych "innych", ale nie ma chyba obowiazku, zeby ciagle sie spotykac w grupach.
Dokładnie! Wiele dorosłych nie zdaje sobie sprawy, że dzieci kiedyś dorosną i będą robić to co będą chciały. U mnie niestety to jest kwestia coś za coś. Spotkania ze szwagierką, której nie cierpię aby dzieciaki miały kontakt z kuzynami. To dla mnie ważne, nawet jeśli potem muszę odchorować.
U nas też to trochę tak działa, tylko jest to trudne bo ta druga strona totalnie nie zdaje sobie sprawy, że jest okropną Agatką. Fakt, odkąd mieszkam w Anglii moje stosunki z polskimi Agatkami się poprawiły. O mojej obecnej Agatce piszę, że szczegółami poniżej także poczytaj moje inne odpowiedzi.
Marzeno, trochę zgodzę się z Jagodą. Absolutnie nie twierdzę, że Twoje wybory nie były trudne czy bolesne ale jak pojawiają się dzieci (czy też osoby, które są zależne od Ciebie) to sytuacja dodatkowo się komplikuje. Obecnie to Ty dokonujesz wyborów i tylko Ty ponosisz konsekwencje tych wyborów. W momencie kiedy masz dziecko podejmujesz te decyzje także za dziecko albo przenosisz na nie swoje negatywne emocje. Zresztą to nie tylko chodzi o dzieci. Może być też sytuacja, że np. Twoja mama jest już stara i chora, wymaga opieki i mieszka z Tobą. A Ty nie nie możesz znieść swojej siostry. No i jak tu teraz zaaranżować spotkania mamy i córki, którą kocha kiedy Ty nie możesz jej znieść? Dla mnie na przykład kontakt Elli i Niny z kuzynami jest ważniejszy niż moja niechęć do Agatki, więc muszę później każde spotkanie odchorować i to jest mój wybór. jasne, mogłabym Agatkę zdołować ale wtedy byłoby mi źle z faktem, że dzieciaki się nie znają. Zazdroszczę Ci, że masz taką sytuację, że podjęłaś decyzję i choć było ciężko to teraz jest Ci z tym dobrze.
Ha ha mam tak samo. W dzieciństwie miałam trudną sytuację z moją babcią i kuzynem (jej drugim wnuczkiem, ma nas tylko dwoje). Odległość między Tarnowem a Oxfordem robi swoje, kuzyn mógłby dla mnie nie istnieć, wyrósł na socjopatę i mam go głęboko w pupie. Z Babcią (która nigdy mnie nie lubiła choć pewnie kocha) mam teraz poprawne stosunki, ale jak mam być z nimi obojgiem w jednym pomieszczeniu to jednak szlag mnie trafia.
Moja Agatka jest właśnie żoną szwagra. Więcej na ten temat napisałam w komentarzach poniżej. Toleruję ją tylko dlatego, że chcę aby dziewczynki miały dobry kontakt z kuzynami, i dla mnie jest to ważniejsze niż moja utrata energii z powodu Agatki.
Halino masz rację. Ponieważ kontakt moich dziewczynek z kuzynami jest dla mnie bardzo ważny (sama jestem jedynaczką i mam super kontakt z kuzynami) oraz chcę aby teściowa była szczęśliwa to cierpię. I dlatego nie dołuję Agatki, choć to jest naprawdę paskudny egzemplarz tylko potem odchorowuję. Mój wybór.
No widzisz GaMo, nie da się tego przeskoczyć. Tak jak pisze Kasia, nie da się kogoś zmusić. Postawiłaś ultimatum i teść się oddalił, chyba nie o takie rozwiązanie Ci chodziło. Agatka o której piszę to żona mojego szwagra. Moja teściowa bardzo zabiega o to, aby bracia się od siebie nie oddalali (dodam, że ona też bardzo nie lubi Agatki) więc kupuje nam bilety. A to koncert Eda Sheerana a to Cirque de Soleil w the Royal Albert Hall, stąd te wspólne wyjazdy i długie weekendy. Co ciekawe, sama utrzymuje skąpe stosunki ze swoim bratem, który jest potwornym milczkiem. Z jednej strony chyba dlatego chce, żebyśmy my byli blisko ale z drugiej strony nie rozumie, że jak kogoś się nie lubi to nie można się zmusić. Ona z bratem nie jeździ na urlopy. Nie jest to łatwa sytuacja bo to trochę jest tak, że mimo szczerych chęci wszystkich zainteresowanych sytuacji nie da się poprawić. No i nikt chyba nie lubi nielubić. Nie jest ciekawie, współczuję Ci bo to taki problem bez rozwiązania.
O rany, dziewczyny. Bardzo Wam współczuję. Związek matki i córki jest trudny, nie wiem dlaczego. Na szczęście ja i moja mama się lubimy i choć nie zawsze jest różowo (wiadomo, jesteśmy tylko ludźmi) ale mamy super związek. Mam nadzieję, że moje związki z Ellą i Niną też będą dobre i staram się na to pracować. Myślę, że niemal w każdej rodzinie jest jakaś patologia u mnie to było na poziomie dziadków a nie rodziców na szczęście. Chwała Wam za to, że udało Wam się z tego wyjść, to musiało być szalenie trudne. Jonko, domyślam się, że jako osoba, która nie pracuje zawodowo i nie ma dzieci byłaś nieźle krytykowana przez rodzinę za wynajęcie opiekunki. Moja mama przez pewien czas opiekowała się swoim ojcem, w końcu zamieszkał w DPS i mama powiedziała, że nikogo nie będzie oceniać, kto 'oddał' rodziców. To bardzo indywidualna sprawa i nikt nie powinien się do tego wtrącać, ani wyrażać swojej opinii.
Gackowa. Spektrum? A który akademik nie jest na spektrum? Nawet Ci trochę zazdroszczę, ekscentryków mniej się czepiają.
Bardzo Ci współczuję, napisałaś, że chodzi o wnuki a to jest bardzo bolesne. U mnie też odcięcie nie wchodzi w grę dlatego bardzo dobrze Cię rozumiem. Pociecha jest taka, że z wiekiem wnuki nie będą potrzebować obstawy aby się z Tobą widzieć, a jak zadbasz teraz o kontakt to potem będzie dużo łatwiej.
Oj tak, pod tym względem pandemia ma swoje pewne zalety. Aczkolwiek i Agatce i tak się muszę nasłuchać od teściowej (piszę o tym poniżej).
No cóż. Mnie nigdy nie lubiła moja babcia. Babcia to nie ojciec, ale ja z moją babcią mieszkałam prawie całe dzieciństwo (więc w zasadzie spędzałam z nią więcej czasu niż z Panem Kapitanem) a w dodatku przez wiele lat pomieszkiwał też z nami mój kuzyn (oczko w głowie babci). To moje dwie polskie Agatki i cieszę się, że mieszkają tak daleko. Z tego co widzę, kuzynowi ta miłość babci raczej zaszkodziła niż pomogła więc ja chyba miałam szczęście. Ale blizny są i bolą także Cię rozumiem.
Wiedziałam, że temat jest 'gorący' ale nie sądziłam, że będzie aż tyle komentarzy. Trochę to smutne, że aż tyle z nas ma swoją Agatkę, szczególnie jeśli tą Agatką jest naprawdę bliska rodzina jak np. rodzice. Ola ja po prostu tak nie mogę, trochę ze względu na dzieci, trochę na innych członków rodziny, jak niżej.
Ah Czajko! Uśmiałam się solidnie z tych śledzi. Dwie Agatki zostawiłam szczęśliwie w Polsce co rozwiązało problem (nawet wizyty są teraz znośne). Agatka, o której piszę powyżej to żona mojego szwagra. Dawno bym ją sobie odpuściła bo jest naprawdę okropną osobą ale…. zależy mi na tym aby dziewczynki miały dobry kontakt z kuzynami. Ja jestem jedynaczką i moi kuzyni są dla mnie ważni i chcę tego dla dziewczynek. To po pierwsze. Po drugie, bracia są bardzo zżyci. Oczywiście ja nawet namawiam, żeby się bracia sami spotkali, na jakiś lancz poszli, na mecz itd. ale Agatka już nie jest taka chętna. Dodatkowo mojej teściowej zależy na dobrych relacjach a ja nie chcę jej zwieść. No i jest jeszcze taka sprawa. Otóż moja teściowa również Agatki nie cierpi (ona ma gorzej, bo to jednak synowa) i ja jestem dla niej trochę taką powierniczką. Ja wiem, że jest jej trudno więc daję jej się wygadać, ale to też oznacza, że ta Agatka jest obecna w moim życiu (choć nie fizycznie) bardziej niż bym chciała. A jak teściowa narzeka, to wiadomo ja też się nakręcam i tracę energię. A ponieważ wychowałam z moimi polskimi Agatkami to mam tendencję to tego nakręcania się. Tak jak piszesz, z mózgu trudniej się pozbyć.
Myślę, że jeśli możesz się oddalić to jest fajnie, gorzej gdy i chcesz i nie chcesz, albo nie możesz z jakiegoś powodu. Relacje z rodzicami są chyba jednak najtrudniejsze, ja na szczęście mam super rodziców ale odkąd jestem mamą widzę, że najbardziej dzieciaka zepsuje rodzic właśnie.
Ja mam cudowną teściową, oczywiście nie zgadzamy się we wszystkim i czasem się kłócimy, ale jesteśmy ulepione z tej samej gliny i lubimy spędzać czas, nawet tylko we dwie bez rodzinnej obstawy. Na temat 'mojej' Agatki mamy też takie same zdanie. Myślę, że moja mama też jest dobrą teściową.
JoannaAsia zgadzam się, że odległość bardzo pomaga na takie 'Agatki' ja z moimi polskimi Agatkami mam teraz dużo lepsze stosunki, niestety moja Angielska Agatka mieszka za blisko.
Krystyno, oczywiście masz rację, że ja dla kogoś też mogę być taką Agatką, tak samo jak 'moja' Agatka może być czyjąś ulubienicą. Oczywiście w idealnym świecie, inteligentne osoby dochodzą do wniosku, że się nie lubią i to rozumieją. Ale nie moja Agatka. Raz miałam z nią szczerą rozmowę o jakiej piszesz, wywiązała się z tego taka gównoburza (naprawdę nie powiedziałam nic, co mogłoby wywołać taką reakcję ale zdaję sobie też sprawę, że jest to sprawa dość subiektywna) że musiałam się wręcz kajać na klanach i przysięgłam sobie, że nigdy więcej nie postawię się w takiej sytuacji choćby to miało oznaczać, że z Agatką od tej pory rozmawiam tylko o pogodzie (co zresztą teraz czynię). Na szczęście Anglicy umieją w pogodę 😉 Nigdy nie spotkałam osoby bardziej egoistycznej, zapatrzonej w siebie a do tego tak niedojrzałej emocjonalnie i przewrażliwionej na własnym punkcie. Obym nigdy nie natrafiła na podobny egzemplarz.
Trochę tak a trochę nie. Jacek i Agatka obiektywnie rzecz biorąc są w tej sytuacji okropni, trudno mi sobie wyobrazić aby ktoś był zadowolony, że ma takich spóźniających się delikwentów na urlopie (obiektywnie rzecz biorąc) i to chciałam pokazać, że masz w rodzinie kogoś z kim nie na się dogadać, niezależnie od Twoich preferencji. Są osoby, których Ty możesz nie lubić ale to jeszcze nie znaczy, że ich się nie da lubić. Oczywiście można Agatkę w rodzinie zdołować (za cenę unikania kontaktów może i z całą rodziną) a jeśli tego nie chcemy to musimy zagryźć zęby i Agatkę tolerować. Wybór należy od nas, ale nie jest to fajny wybór bo tak źle, i tak niedobrze.
Nie do końca z tym się zgadzam. Mój syn jest 5 lat po ślubie i mam 4-letnią wnusię. Odwiedzam ich zawsze po wcześniejszym uzgodnieniu z synową, pytam jaki prezent by im się przydał, dzwonię dosyć rzadko. Robię tak, bo sama tak bym chciała, będąc na ich miejscu (moja teściowa nie żyła jak brałam ślub). To zaprocentowało, że synowa kiedyś sama powiedziała, że ona ma bardzo dobrą teściową i nie zgadza się z powszechnymi żartami. Pękałam z dumy, więc chyba czasami można wypracować dobre relacje. Z zięciem też się udało. Od 9 lat nas odwiedza i sam dzwoni. To chyba bonus za to, że teść zaakceptował, wręcz polubił, docenił mnie dopiero kilka lat przed śmiercią, ale nigdy wcześniej nie przeszkadzałam w kontaktach z synem, czy wnukami. Niczego nie można narzucać, ale życie zaskakuje również pozytywnie 🙂
Nie dla każdego życie niestadne jest straszne. Mi pasuje – widuję się regularnie jedynie z własnymi rodzicami. Teściowie zaglądają do nas na kawę raz na pół roku. Z inną rodziną widzę się przy wyjątkowych okazjach typu ślub/pogrzeb. Jest mi z tym bardzo dobrze – mąż i dzieci wystarczą mi za moje stado.
Myslę, że w tym wpisie mamy dwie,nieco inne sprawy.
Jacek i Agatka – tu nie chodzi o lubienie, Agatka może być fantastycznym towarzyszem podróży, ale jednak robi nam krzywdę. W tym przypadku możemy prosić szefa wycieczki o znalezienie sposobu, a gdy nie znajdzie, to złożyć skarge do firmy. Skutek bedzie pewnie żaden, możemy już wiecej nie korzystać z jej usług.
Natomiast nielubienie – czujemy się niedobrze w ich towarzystwie.
Jeśli to rodzina, to jesteśmy chyba zmuszeni do kompromisów, przecież grozi nam utrata kontaktu z kimś bliskim i dla nas ważnym. Może są jakieś mozliwości zmniejszenia dokuczliwości kontaktów, myślę, że zawsze są.
A gdyby tak odwrócić myślenie i zastanowić się czy taka Agatka to przypadkiem nie ja ?Jak nie możemy się porozumieć z rodzicami bo mamy inne spojrzenie na wiele spraw to kim my dla nich jesteśmy ?No Agatką jak w pysk strzelił. Możemy kogoś nie tolerować bo ma inne spojrzenie na wiele spraw i co ?a no nic bo my mamy diametralnie inne i już. Ja mam takie Agatki ale nie bawię się w żadne konwenanse tylko mówię co mnie razi a jak się Agatce nie podoba to albo już się do mnie nie odezwie albo się dostosuje do atmosfery w danym momencie. Nikt nie jest święty ,każdy ma swoje fochy ale jak już się uleje to lepiej zdecydowanie i spokojnie powiedzieć co drażni niż znosić to w ciszy i godzić się na to .Minęły te czasy, że coś wypada albo nie bo to jest złe, trzeba powiedzieć co się myśli i to oczyszcza obie strony. Nie znaczy to że trzeba się kłócić. Ja na przykład mówię "wiesz ja szanujeę twoje poglądy i postepowanie ale swoich nie zmienię i ty to uszanuj a jak ci się to nie podoba to masz pecha". Jak mądra bo jakiś tam rozum ma to zrozumie a jak nie to trudno nie trzeba się z takimi Agatkami przyjaźnić .Co do teściowej to ja miałam cudowną i taką też chcę być. Mój mąż miał okropną ale nigdy jej nie dał tego odczuć i to jest klasa!(a robił to tylko dla mnie bo wiedział co mnie od niej czeka- no taka Agatka)Czy tając Twojego bloga mam wrażenie ,że wiem o jakiej Agatce piszesz i co by nie mówić to trudny temat ale jak masz w kimś oparcie to dasz radę Pozdrawiam Krystyna
JoannaAsia podejrzewam, że nie,bo jak wspomniała Pimposhka , teściowa czy dobra czy zła,jest zła.
To jeszcze raz ja. Kasia.
Kiedyś w podstawówce wychowawczyni powiedziała nam, że mamy lubić Ele, koleżankę z klasy. Tak się nie da. Nie da się też postawić ultimatum: macie przyjeżdżać razem.
Postąpiłabym tak jak teść. Żadnych nakazów.
Ja wlasciwie nie mam w otoczeniu osoby, ktorej nie lubie.
Ale prawda jest taka, ze ucieklam w swiat. 25 lat temu opuscilam rodzinne strony i wyjechalam za oceany. Poza tym zawsze bylam czarna owca w rodzinie i juz od najmlodszych lat nie uczestniczylam w imieninach u przyslowiowej cioci.Na szczescie rodzice mnie nigdzie nie ciagali, wrecz byli zadowoleni, ze ktos w domu zostaje i go pilnuje. Wszelkie imprezy rodzinne wykraczaly poza moja strefe tolerancji. KUzynostwo bylo duzo starsze, wiec tez nie bardzo atrakcyjne. A reszty unikalam. Ukochana Babcie odwiedzalam, kiedy chcialam bez zbednego towarzystwa.
Z domu rodzinnego tez dosc wczesnie ucieklam, bo nie podobalo mi sie, ze Rodzice narzucaja mi wciaz swoja wole. Zamieszkalam z przyszlym mezem, co oczywiscie nie bylo ogolnie akceptowane przez otoczenie. Niemniej jednak mnie to za bardzo nie interesowalo, ot- czarna owca. Wiele sie w tym czasie w Polsce zmienilo, ale nadal nie toleruje tego ingerowania w czyjes zycie i tych ciaglych dobrych rad i uwag.
Mam super meza, ktory jest moim przyjacielem, bardzo sie lubimy. Mysle, ze ten udany zwiazek zawdzieczamy tez tej duzej odleglosci dzielacej nas od rodziny. Nikt sie nigdy do niczego nie wtracal.
Acha mam w planach zostac najlepsza tesciowa na swiecie. Ciekawe czy mi sie to uda ?!
Temat rzeka. I ja mam takich znajomych i członków rodziny. Był taki czas, że tolerowaliśmy z Panem M takie nazwijmy to empatycznie "uciążliwe" osóbki. Ale z biegiem czasu ta uciążliwość stała się na tyle wk…wiająca, że zaczęliśmy wyznaczać granice. I tak, część osóbek się bardzo szybko "naprostowała". Ale z wieloma nasze kontakty stopniowo się rozluźniły, aż w końcu zanikły. I jakoś nie odczuwamy braku. I o ile w większości odbyło się to bezboleśnie, na zasadzie zatarcia i zapomnienia, pozostały tylko te miłe wspomnienia. O tyle jedna dosyć ważna relacja jest jątrzącą się raną. Mamma di tutti mami – moja teściówka nie może zaakceptować, iż jej pierworodny, dziedzic, najukochańszy syn, i naj… postanowił odciąć się od toksycznej Matki. Wina jest jedna – ONA, to znaczy Ja. Od niemal samego początku, były podchody, manipulacje, próby sterowania itp. Tolerowaliśmy oboje, nawet nie wiedząc ile tego było. Wyznaczaliśmy granice. Nic to nie dało. Ja po wielu rozmowach z M dałam sobie spokój i przestalam zauważać istnienie. Aż pewnego dnia, Pan M, po kolejnej wampirzej sesji, zerwał kontakt. I od tamtej pory my mamy spokój. Mnie to ani ziębi, ani grzeje. Wiem, że Panu M jest ciężko, czasem przykro, ale trwa w swoim postanowieniu. Tym bardziej, że wyrzuty sumienia które się czasem pojawiają znikają po SMS-ach od siostry Pana M. jakim to jest draniem bo Matka przez Niego chodzi i płacze cały czas.
Z perspektywy czasu, żałuję jednego, że tak długo trwaliśmy w chorej relacji, pozwalaliśmy na jej rozwój i eskalację. Jest to bardzo trudne trwać pomimo wszystko, i jest to trudne uciąć taką relację. Myślę jednak, że na wszystko musi przyjść odpowiedni czas i pora. Nan to trochę zajęło.
Ale niestadne jeszcze straszniejsze – to podobnie jak z demokracją.