Dlaczego zaczęłam liczyć kalorie

Środek listopada to trochę taki dziwny czas aby pisać o odchudzaniu. Ani to styczeń aby robić noworoczne postanowienia, ani nawet wiosna kiedy ‘należy’ zacząć pracować nad ‘beach body’. Ale z drugiej każda pora jest dobra aby zacząć dbać o siebie.  

Marzec w tym roku był ogromnie stresujący. Ze względu na pandemię sytuacja społeczno-gospodarcza zmieniała się dosłownie z dnia na dzień. W przeciągu tygodnia zamknięto zakłady pracy, zamknięto szkołę, przedszkole, zamknięto sklepy. Nasz życie, tak jak życie chyba każdego Europejczyka wywróciło się totalnie do góry nogami. W przeciągu kilku dni przestaliśmy dojeżdżać do pracy a nasze dzieci przestały uczęszczać do placówek, w których spędzały większość dnia. Nagle zamieniliśmy się w czteroosobową rodzinę niemal zamkniętą w Małym Angielskim Domku. My, którzy widzieliśmy się z dziećmi głównie wieczorami nagle mieliśmy je pod opieką 24 godziny na dobę, no i na siebie musieliśmy patrzeć tak samo długo. Taka ogromna i nagła zmiana to duży stres a w sumie i tak nie mieliśmy tak źle (np. nie zamknęli nam miejsca pracy, nikt z nas nie zachorował na nową tajemniczą chorobę itd.) 

 

Przez pierwsze kilka tygodni radziliśmy sobie z tym stresem i tą nową sytuacją bardzo pospolicie. Jak już dzieci poszły spać to kanapa, Netflix, kieliszek wina i tuczące przekąski. Odreagowywanie kolejnego trudnego dnia. Zaczęliśmy przybierać na wadze bo praktycznie nigdzie nie wychodziliśmy (do historii przeszło moje minimum 10,000 kroków, które wyrabiałam każdego dnia w Oxfordzie). Te kilka dodatkowych kwarantannokilogramów trafiło też na okres pozimowy, kiedy człowiek naturalnie jakby robi się okrąglejszy. Czuliśmy się źle, ociężali, wzdęci, ciągle na kofeinie i słodyczach, przygnębieni i zestresowani. Natomiast życie wymagało od nas wtedy niezłej kondycji i dobrej formy nie tylko fizycznej ale przede wszystkim psychicznej. Stwierdziliśmy, że długo tak nie pociągniemy. Mamy już swoje lata i jeśli mamy jakoś przetrwać ten lockdown i koronę to musimy, jak to się mówi, wziąć się za siebie. 

 

Ponieważ nasza codzienność uległa totalnej zmianie, pojawiła się możliwość jej przeorganizowania. Nie da się ukryć, że czas stał się bardziej elastyczny. Po pierwsze oboje byliśmy non stop w domu. Dzięki temu mogliśmy zmienić czas wieczornego posiłku i wygospodarować czas na ćwiczenia, ustalić nowe rutyny. Jednym słowem ułożyć sobie życie na nowo, w starych dekoracjach i z tymi samymi aktorami ale jednak na nowo. I co najważniejsze z uwagą na nasze zdrowie. 

 

W marcu po dwóch tygodniach lockdownu moja waga dobijała do 70 kilo a wskaźnik BMI wskazywał nadwagę. Jon, który jest niewiele wyższy ode mnie i raczej drobnej budowy (za to z brzuchem jak Homer Simpson) ważył 85 kilo a współczynnik BMI wskazywał już nie nadwagę a otyłość. A wiadomo, że korona lubi tłuszcz. Nadwaga i otyłość zwiększa ryzyko ciężkiego przebiegu choroby nawet o 50%. Być może gdyby częściej o tym mówiono to śmierć tego młodego nauczyciela bez chorób towarzyszących nie byłaby taka szokująca. Z czarnobiałego zdjęcia spoglądał mężczyzna młody ale nie da się ukryć, że otyły. 

 

No dobra, jednym słowem motywacja była. Przede wszystkim zaczęliśmy ćwiczyć i przede wszystkim dla naszego zdrowia psychicznego. Oboje robiliśmy to na dworze, to był czas dla nas, bez dzieci i współmałżonków (poza tym w MAD i tak nie ma miejsca). Jon zainstalował sobie aplikację ‘od ziemniaka kanapowego do 5 kilometrów’ czyli program treningowy dla tych co chcą zacząć biegać a na razie są Homerem Simpsonem. Po pewnym czasie zainstalował aplikację ‘od 5 km do 10 km’. Od marca Jon biega co drugi dzień, niedawno musiał kupić sobie nowe buty bo w starych zużył mu się bieżnik.

 

Dowód fotograficzny

 

Ja za to zaczęłam ponownie gimnastykować się w ogrodzie uprawiając tzw. śmieszne ruchy trzy-cztery razy w tygodniu. Do tego codziennie rano (w tygodniu, nie w weekendy) wstaję o 6:30 i ćwiczę jogę (również na zewnątrz, chyba, że pada to wtedy w jadalni). W czasach przed koroną wstawałam o 5:40 a godzinę później już siedziałam w pociągu do pracy, także o żadnej porannej gimnastyce czy medytacji nie było mowy. 

 

Oczywiście zmieniliśmy też sposób jedzenia. Zaczęło się od tego dziesięciodniowego detoksu wegańskiego, potem od razu przeszliśmy na znany nam już dziesięciodniowy program zdrowego jedzenia Amelii Freer (książkę ‘reklamowałam’ na blogu już wielokrotnie). Program Amelii zadziałał trochę jak ‘program wyjścia’ z dość drastycznej dla nas wegańskiej diety. Potem staraliśmy się po prostu w miarę zdrowo jeść. Zrobiło się cieplej, na lancz jedliśmy głównie sałatki. Niestety mijały tygodnie i choć oboje dużo się ruszaliśmy to nic nie chudliśmy (ale też nie tyliśmy). Stwierdziłam, że skoro już wylewamy z siebie siódme poty to warto by było trochę bardziej się zainteresować ile jemy bo wygląda na to, że może i zdrowiej ale jednak jemy za dużo. 

 

To było pod koniec czerwca. Nasza przyjaciółka na początku roku odeszła z pracy i została konsultantką Diety Cambridge, która teraz nazywa się Dietą 1:1 (klik). Odkąd pamiętam Ali była… gruba. Nawet bardzo gruba. Jej tusza w wieku 41 lat oznaczała znaczne kłopoty ze zdrowiem w najbliższej przyszłości. Ali zawzięła się i zaczęła chudnąć, teraz wygląda ’normalnie’ i nikt by się nie domyślił, że jeszcze pół roku temu miała znaczną tuszę. 

 

Ponieważ czułam, że potrzebujemy jakiejś zmiany w naszej diecie aby znów waga zaczęła spadać postanowiliśmy spróbować. Muszę przyznać, że podchodziłam do tej diety jak pies do jeża. Kłóciło się to z moim wizerunkiem zdrowego trybu życia. Ta dieta to jakieś dietetyczne koktajle, zupki w proszku, batony energetyczne. No nie i już. Na początku się wstydziłam takiej diety, uważałam, że tylko jacyś zdesperowani, bardzo otyli ludzie dają się nabrać na takie sztuczki. Gdyby to nie, że Ali jest naszą przyjaciółką to sami z pewnością nie zdecydowalibyśmy się na taką dietę. No ale daliśmy się jej przekonać. 

 

Ustaliliśmy dietę na 1200 kalorii dziennie, dawało to dwa ‘posiłki’ dietetyczne (w naszym przypadku śniadanie i lancz), każdy po 200 kalorii oraz 800 kalorii przeznaczone na kolację i przekąski w ciągu dnia. Kolację zawsze gotuję i staram się aby był to posiłek pełen warzyw, który będzie przeciwwagą dla ’sztucznych’ posiłków w ciągu dnia. W wersji najbardziej hardcorowej dla ludzi bardzo otyłych dieta wynosi tylko 600 kalorii dziennie i wszystkie trzy posiłki są ‘dietetyczne’. Nie będę Wam tutaj wciskać, że to jedzenie dla smakoszy. Generalnie produkty smakują jak gorący kubek i tym podobne a batony jak białkowe batony, które jedzą kulturyści. Różnica jest taka, że każda saszetka czy baton to pełnowartościowy posiłek, który zawiera 1/3 dziennego zapotrzebowania na wszystkie składniki pokarmowe, witaminy itd. W końcu kosmonauci też jedzą zupki w proszku i żyją ;). Fakt, że je się jedzenie z papierka to dla mnie z pewnością duża wada tej diety. 

 

Z drugiej strony ta dieta jest niesamowicie wygodna. W ciągu dnia nie gotujemy dzięki temu mam czas i energię i chce mi się ugotować coś fajnego na kolację. Liczenie kalorii jest bardzo łatwe bo wiadomo dokładnie co tam jest w środku. Nie ma praktycznie zmywania. Takie jedzenie sprawdza się podczas dnia poza domem, można zabrać ze sobą na weekend, zawsze jest pod ręką jeśli dzieje się w naszym życiu coś niespodziewanego więc łatwiej jest trzymać dyscyplinę. Odpada gotowanie 100g warzywek na parze, czy stanie w kuchni non stop jak to było z tym wegańskim detoksem. Nie trzeba robić dużych zakupów spożywczych, odpada męczące planowanie wszystkich posiłków. No i działa! 

 

Podsumowując jesteśmy zadowoleni i cieszę się, że spróbowaliśmy. W ciągu kilku miesięcy osiągnęliśmy swoją wagę docelową. Nie kończymy jeszcze z dietą ale powoli ją odstawiamy. Na przykład w weekendy jemy już normalne śniadania, kilka dni w tygodniu jemy też już normalny lancz. Najtrudniej będzie nam się pożegnać z wygodą jaką oferuje ta dieta. Z pewnością nie jest to rozwiązanie dla każdego ale jeśli faktycznie macie jakieś znaczne nadprogramowe koronakilogramy (albo chcecie zminimalizować ryzyko ciężkiego przebiegu choroby) to zachęcam aby bliżej przyjrzeć się tej opcji. Dieta jest dostępna w Polsce a jeśli mieszkacie w UK to zachęcam abyście napisali maila albo smsa do Ali. Ona wysyła paczki żywnościowe na cały kraj :).  

 

Przechodząc na tą dietę zaczęłam liczyć kalorie i wreszcie zaczęłam widzieć konkretne rezultaty jeśli chodzi o utratę wagi. Otóż bardzo długo uważałam, że liczenie kalorii to katorga (zresztą dalej tak uważam), że najważniejsze to po prostu mniej jeść i więcej się ruszać. To oczywiście dalej prawda. Jest wiele ‘diet bez diety’, wiele książek i różnych programów odchudzających obiecuje nam, że od teraz już nigdy nie będziemy ’na diecie’ albo, że to ostatni program jaki potrzebujemy, działa bez zarzutu, dla każdego itd. Karierę robi pojęcie ‘jedzenie intuicyjne’. Że automatycznie i bez większego myślenia czy planowania nauczymy się jeść zdrowo, sezonowo i dostarczać naszemu organizmowi wszystkiego czego on potrzebuje i nic ponad to. No niestety tak łatwo nie jest. 

 

Otóż z kaloriami jest tak jak z pieniędzmi, tylko odwrotnie. Powiedzmy, że w danym miesiącu nie sprawdzam stanu konta. Wydaję kasę jak zwykle ale niespecjalnie to kontroluję a tylko ‘zapisuję’ sobie mentalnie w głowie mniej więcej ile wydałam. I jak myślicie? Czy pod koniec miesiąca na koncie będzie czekała na mnie lekka górka czy może jednak lekki debecik? Nie wiem jak u Was, ale u mnie okazuje się, że jednak wydałam więcej niż mi się wydawało. Aby pieniądze ‘same nam się odkładały’ musimy wdrożyć jakiś program. Np. założyć konto oszczędnościowe i stały przelew, założyć jakąś lokatę, włączyć w banku opcję odkładania ‘końcówek’ itd. Czasem prosimy o pomoc specjalistów, nie ważne czy to nasz doradca finansowy czy ‘Finansowy Ninja’. Podsumowując, pieniądze nie zaczynają się odkładać same z siebie, musimy najpierw wykonać jakąś pracę czy to mentalną czy konkretną aby tak zaczęło się dziać. My na przykład regularnie wchodziliśmy na debet na naszym wspólnym koncie, aż wreszcie przeniosłam je do innego banku, internetowego z dobrą aplikacją. Teraz dużo łatwiej jest mi śledzić konto na bieżąco i nigdy nie wchodzimy na debet (bo nawet nie mamy ustalonego debetu na tym koncie). Jeśli chcemy wreszcie przejąć kontrolę nad naszymi finansami to każdy podręcznik powie, że musimy zacząć od spisywania i śledzenia wszystkich przychodów i wydatków. To wtedy mamy momenty typu ’To ile wydaję na kawę w Starbaksie co miesiąc??!!!!’

 

Ja zaczęłam liczyć kalorie aby odzyskać kontrolę nad tym ile jem i aby uzyskać ‘deficyt energetyczny’ potrzebny do spalenia tkanki tłuszczowej. Chwała tym, co potrafią to robić bezrefleksyjnie i bez wysiłku. Większość z nas (wliczając w to mnie) niestety tak nie potrafi. Zamiast więc odchudzać się ’na oko’ zaczęłam podchodzić do tego jak statystyk. Wszystko co można policzyć można też ulepszyć. Oczywiście wiem, że pizza ma więcej kalorii niż sałata ale i mnie zdarzyły się momenty zaskoczenia. Na przykład ’To ile kalorii mają naleśniki, które jemy zawsze w sobotę rano?!!!???’ Albo ‘O rany, moja ulubiona fasolka szparagowa ma zaledwie 50 kalorii a jest jej cała miska!!!!’. Zaskoczyło nas też to, że czujemy się najedzeni zjadając znacznie mniej kalorii niż dotychczas. Porcje, które kiedyś wydawały nam się stanowczo za małe, są teraz w sam raz a nasze wcześniejsze porcje są dla nas teraz za duże. 

 

Jedno się nie zmieniło, nie lubię liczyć kalorii tak samo jak nie lubię kontrolować wydatków. Ułatwiam to sobie aplikacją w telefonie. Aplikacja, z której korzystam to Nutracheck (klik), płatna ale warto zainwestować. Zaletą tej aplikacji jest to, że baza danych nie jest aktualizowana przez użytkowników, zawiera wartości kaloryczne większości produktów w brytyjskich supermarketach i jest aplikacją brytyjską a nie amerykańską więc opiera się na tutejszym systemie metrycznym. Jestem pewna, że w Polsce są dostępne podobne aplikacje.  

 

Po tym jak zaczęliśmy liczyć kalorie zmieniłam też trening. Muszę przyznać, że jakoś pod koniec sierpnia Joe Wicks (klik), z którym ćwiczyłam do tej pory, najnormalniej w świecie mi się znudził i zaczęłam szukać czegoś nowego. Od września kiedy ćwiczę w ogrodzie używam aplikacji FIIT (klik) i jestem zachwycona!! Niesamowita dostępność różnych ćwiczeń, które można wykonywać w domu (przyda się mata, przy niektórych także hantle albo taśmy oporowe). Mamy cardio, ćwiczenia siłowe, jogę, zwiększanie zasięgu ruchu, barre, rozciąganie itd. Aplikacja w wersji premium jest płatna, fajnie jest też mieć jakieś urządzenie, które mierzy nam puls bo można je podłączyć do aplikacji. 

 

Generalnie aktywność fizyczna stała się dla nas obojga bardzo ważna, po pomaga nam zachować zimną krew (nie zwariować) w obecnej sytuacji. Ruch nie ma zamiennika i jest naprawdę zbawienny nie tylko dla naszego ciała ale i ducha (odkryłam Amerykę co?). Często jest tak, że bardzo, ale to bardzo nam się nie chce. Ale wręcz zmuszamy się i potem jest tylko radocha, więcej energii i super samopoczucie. Powiem szczerze, trochę się oboje martwimy jak pójdzie nam to zimą ale jest już połowa listopada a nam się udaje trenować tak jak latem. Fakt, zainwestowaliśmy trochę w odpowiednie ubrania ale to inwestycja w zdrowie. 

 

Moja ‘domowa siłownia’ wygląda tak:

 

W maju kupiliśmy sobie słuchawki bezprzewodowe (w wersji sportowej), które wręcz zmieniły nasze życie. Ponieważ inaczej nie mogliśmy świętować, to był nasz prezent na 10 rocznicę ślubu (mamy jedną parę i się wymieniamy). Zauważyłam, że dużo lepiej mi się trenuje z filmikiem instruktażowym, kiedy ‘mam go w uszach’. Kupiłam też tracker do pulsu na klatkę piersiową, bo chociaż mam zegarek, który pełni tą funkcję to ten na pasku zlicza również powtórzenia przysiadów, podskoków, wypadów itd. Matę do ćwiczeń (to nie jest mata do jogi, którą łatwo zniszczyć butami) kupiłam w Decathlonie. Ćwiczę w ogrodzie na ‘Mostku Kapitańskim’. Ponieważ jest jesień i często pada to zaczęłam zakrywać deski. Dzięki temu kiedy skończy padać deszcz mogę od razu zacząć trening i nie muszę czekać aż Mostek Kapitański wyschnie (nie mogę ćwiczyć na mokrych deskach). To wszystko jest trochę takie prowizoryczne ale działa. Na siłownię absolutnie się nie wybieram, mam nadzieję, że będę mogła tak ćwiczyć nawet zimą. 

 

Bardzo podoba mi się nasz nowy styl życia. Dzięki temu, że pracujemy z domu mogliśmy wypracować sobie zdrowszą rutynę, mamy wreszcie czas aby zadbać o siebie i czujemy się przez to dużo, dużo lepiej. Ja przestałam być ‘upasioną mamuśką’ a mąż…. Mój mąż to zupełnie nowy człowiek. Jest dużo szczuplejszy niż był kiedy wyszłam za niego za mąż. Skąd wiemy? Bo ślubna obrączka z niego spada i musiał ją odłożyć do szuflady. Zastanawiam się nad złożeniem reklamacji, bo ja jednak gustuję w lekkim brzuszku ;). Zresztą i mnie niewiele brakuje do mojej ‘ślubnej sylwetki’. Po dziesięciu latach małżeństwa i dwóch ciążach uważam to za sukces!!! 

 

Nie można chyba pisać o odchudzaniu bez zdjęć ‘przed’ i ‘po’. Proszę bardzo. 

 

Mój BMI w tej chwili mieści się w ‘zdrowym’ przedziale daleko daleko od granicy z nadwagą. A BMI Jona? On z otyłości przeszedł całą skalę nadwagi i również znalazł się w ‘zdrowym’ przedziale. W ogóle nie przypomina już Homera Simpsona. 

 

Mam nadzieję, że troszkę Was dziś zainspirowałam. Życzę Wam miłego tygodnia i uważajcie na siebie. 

Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
4 lat temu

Czuję się zainspirowana. Dziękuję.

4 lat temu

Wciąż przymierzam się do jadłospisu Amelii Freer, a że ostatnio robiłam inny 7-dniowy jadłospis (każdy dzień po 2 razy, żeby nie gotować po 100 g ;), to czuję się prawie gotowa, żeby spróbować z Amelią. Tylko, że ja nie musze chudnąć, bardziej chodzi o zdrowe odżywianie i uzupełnienie pewnych niedoborów. Dlatego metoda od Ali Fraser raczej nie wchodzi w grę, choć tak, jestem w stanie docenić mniej naczyń do zmywania i mniej gotowania.

4 lat temu

Dzięki Theli. Konsekwencja to chyba moje środkowe imię. Piętra zlicza mi zegarek i faktycznie u mnie też coś wychodzi koło 20 dziennie. Może to taka magiczna liczba (jak Pi) gdy masz schody w domu? 😉

4 lat temu

Wieczory są najtrudniejsze, dlatego ja zazwyczaj ćwiczę wieczorem, nawet jak jest bardzo ciemno (nie przeszkadza mi to) i przynajmniej wtedy czuję, że mnie sąsiedzi nie podglądają 😉

4 lat temu

W zasadzie wszystkie programy dietetyczne sprowadzają się do zmniejszenia liczby skonsumowanych kalorii. Np. jak masz dietę, w której masz tylko owoce, warzywa i chude mięso to musisz się bardzo starać aby to jedząc zjadać za dużo kalorii. Jakoś nikt nigdy nie przedawkował gotowanego brokuła podczas gdy czipsy czy czekoladę przedawkować bardzo łatwo. Diety, które np. eliminują gluten na dzień dobry pozbawiają nas chleba czy makaronu, które są generalnie dość kaloryczne. Ja też wolę nie liczyć kalorii i w chwili obecnej traktuję to raczej jako przykry obowiązek.

4 lat temu

Z tym tańcem to tak sobie, w zeszłym tygodniu dziewczyny nie chciały a ja nie chciałam naciskać, umówiłyśmy się, że w tym tygodniu znów spróbujemy, zobaczymy. W Anglii lockdown jest generalnie poważniejszy niż w Polsce (tak mi się wydaje) i zauważyłam, że ludzie albo tyją (to częściej) albo chudną ale rzadko zostają 'tacy sami'. Mam cichą nadzieje, że ten nowy styl życia zostanie z nami na dłużej, ja nawet nie wiem kiedy wrócę do biura a jak wrócę to na pewno nie na cztery dni w tygodniu tak jak kiedyś także a przy odrobinie dyscypliny praca z domu może sprzyjać zdrowiu czego jesteśmy przykładem. Zgadzam się, że orbitrek to nie to samo co zmęczyć się własnym ciałem. Trzymam kciuki!

4 lat temu

Ha ha są tutaj osoby, które regularnie zaglądają od 10 lat albo i dłużej. Niesamowite jak pomyślę, że trwa to tak długo.

4 lat temu

Dzięki! Tak sobie pomyślałam, że ta dieta to chyba byłoby dla Ciebie dobre rozwiązanie, pamiętam, że kiedyś pisałaś, że nie masz czasu na gotowanie 100g warzywek na parze. To oczywiście, jeśli czujesz, że dieta może Ci coś dać.

4 lat temu

Licząc dzienny ruch nie zapominaj o schodach w domu 🙂 Ostatnio przez kilka dni mierzyłam i wyszło, że nawet przy w miarę leniwym dniu wchodzę ok. 20 razy dziennie – 20 pięter!

4 lat temu

Gratulacje 🙂 Efekty robią wrażenie.
I jak zwykle podziwiam konsekwencje w wybranej diecie 🙂

4 lat temu

Podziwiam rzetelne podejście do tematu i wytrwałość. Ja odkąd przestałam karmić drugą córkę, czyli od 2 lat, jestem na ciągłym wzroście wagowym i obrastam w tłuszczyk. Nigdy nie miałam nadwagi i nadal jestem w normie, ale jednak wolałabym wyglądać lepiej i mieć też zdrowszą dietę. Podobnie jak wspomniałaś we wpisie, gubi mnie słabość do wina i wieczornych przekąsek. Jednak brak mi motywacji i silnej woli..eh.

4 lat temu

Jak Ty się za coś bierzesz, to porządnie. Silna wola i wytrwałość.
Mój IBM wskazuje normę, ale ja zawsze chciałam i chcę mieć parę kilo mniej, więc temat jest mi bliski. Kiedyś stosowałam dietę Montignaca, bo mi się podobało, że nie trzeba liczyć kalorii. I efekt był super.
Ale każda dieta, czy zdrowy sposób odżywiania, ma ten minus, że trzeba pokonać łakomstwo.

4 lat temu

Gratulacje! Wyglądajcie super, a wygląda na to, że też się tak czujecie. Ekstra, że macie taki duży plus lockdownu :).
A to może i mi się uda wrócić do ćwiczeń. Ćwiczyłam kiedyś bardzo regularnie z filmikami Marty Hennig, ale potem się zrobiło ciasno w pracy, więc z zawożeniem i odbieraniem dzieciaków już się nie udawało. Orbitrek całkiem spoko mi się sprawdzał, jako sprzęt do ćwiczeń, ale jednak wolę ze swoją masą ćwiczenia, lepsze jest to zmęczenie jakoś.
Co do lekcji tańca przez internet, to musi być ekstra. Dzisiaj mój syn miał pierwszy wf przez zooma, nadal kulam się ze śmiechu :D. Bardzo współczuję nauczycielom, którzy muszą te ruchowe sprawy ogarniać :D.

4 lat temu

Pimposhko, super artykuł . Jak każdy, który zamieszczasz tu. Sporadycznie się odzywam ale dziś leżę i nie wierzę. 10 lat po ślubie!!!!!. To dopiero było !!!!

4 lat temu

Po pierwsze, gratulacje! Bardzo konsekwentnie podeszliście do sprawy, ale w sumie po Tobie nie spodziewałabym się niczego innego 🙂

A co do informowaniu, że otyłość jest dodatkowym czynnikiem zagrażającym życiu przy koronie, to w zeszłym tygodniu jedna dietetyczka, która czytam zamieściła na fb taka informację z infografiką. Posypały się na nią gromy, ze straszy, że nikt nie schudnie w tydzień, a wirus jest teraz. Dlatego uważam, że Twoje stwierdzenie, że zawsze można się za siebie zabrać jest bardzo prawdziwe. Nikt nie schudnie w tydzień, ale można zacząć się lepiej odżywiać, ruszać i dać organizmowi narzędzia do walki z wirusem.

By Pimposhka
0
Would love your thoughts, please comment.x