Wszystkie reklamowe grzechy profesjonalnych blogerek

No dobra, dość o szyciu, pora na rozkminy. Wszelkie podobieństwo osób opisanych poniżej do prawdziwych osób nie jest zamierzone, pewne detale zostały też zmienione. Chcę pokazać generalny problem, a nie piętnować konkretne autorki. Bohaterkami mojego wpisu są blogerki, które ‘coś sobą reprezentują’ a nie zwykłe celebrytki, które wykorzystują pięć minut sławy aby zarobić w sieci bo takich kont nie śledzę i nie czytam. 


Wyobraźcie sobie taką sytuację. Na lokalnym targowisku często wpadacie na tą sama osobę, znacie się z widzenia, a raz jak obie stałyście po wiejskie jajka wywiązała się rozmowa. Od słowa do słowa okazało się, że macie dzieci w tym samym wieku i obie lubicie robić na drutach. Umawiacie się na kawę, jedną, drugą. Lubicie spędzać razem czas, wspólne kawki stały się tradycją, wiesz jak ma imię jej mąż, jak wygląda jej mieszkanie, w jakich sklepach kupuje ubrania dzieciom. 
Któregoś dnia jak zwykle wpadasz na kawę, a znajoma wyciąga garnki Zeptera i zachwala jakie są świetne. Innym razem, ni stąd ni z owąd zaczyna opowiadać o jakiejś super nowej polisie na życie od firmy X. Trochę się dziwisz, bo nigdy wcześniej temat polis nie był przedmiotem Waszych rozmów. Przy kolejnej okazji znajoma pokazuje Ci super nowe buty do biegania i znowu się zastanawiasz, jak to tak? Przecież ona miała niedawno operację kolana, a tak w ogóle to przecież ona nie cierpi biegać? Spotkania na kawę zaczęły przypominać spotkania reklamowe, idziesz i zastanawiasz się, co dzisiaj będzie Ci chciała polecić. Ale z drugiej strony lubisz tą osobę, w dalszym ciągu zdarzają Wam się fajne kawy, gdzie gadacie o wszystkim i o niczym i jest ‘jak dawniej’. I co tu zrobić? 
Tak właśnie wygląda sytuacja z  blogami. Najpierw znajdujesz jakieś fajne miejsce w sieci i nietuzinkową osobę, która ‘fajnie pisze’, generalnie dobrze jej z oczu patrzy a poza tym macie jakieś wspólne zainteresowania (bo ta osoba ma takie samo hobby, albo też mieszka za granicą, albo ma dzieci w tym samym wieku, albo też nie lubi PiSu itd.). Z przyjemnością czytasz nowe posty, masz wrażenie, że znasz tą osobę, to trochę taka przyjaźń na odległość, która często trwa latami. Towarzyszysz tej osobie jak pracuje w korpo, jak kupuje pierwsze mieszkanie, potem jak buduje dom, jak wprowadza się do tego domu, jak rodzą się dzieci, jak zrobiła remont kuchni (zdjęcia przed i po zawsze fajnie się ogląda) itd. Wymiana komentarzy jest namiastką rozmów przy kawie. 
No ale nie ty jedna ją lubisz, okazuje się, że blogerka robi się popularna, ma coraz więcej followersów, oprócz bloga ma jeszcze fanpejdż na Fejsbuku (bo jak chcesz być kimś i mieć zasięgi to tylko Fejsbuk), założyła konto na Instagramie a ostatnio nawet zaczęła kręcić filmiki na YouTube (czy ty widziałaś, ile tam zarabia ten dzieciak Ryan?). Blogerce zwiększają się zasięgi, zmienia się nieco treść (bo o pewnych tematach już nie wypada pisać), pojawiają się reklamy, ankiety, newslettery. Zdjęcia są coraz bardziej profesjonalne, wnętrza coraz bardziej en vouge, blog zmienia domenę, a strona dostaje nagle spójną szatę graficzną i profesjonalnie zaprojektowane logo. Blogerka rzuca dotychczasową pracę aby zająć się rozwijaniem bloga na cały etat, a to oznacza jeszcze więcej reklam, współprac i wpisów sponsorowanych. Bez pytania o Twoją zgodę stajesz się nagle produktem na sprzedaż, twoje dane demograficzne służą jej za wabika dla potencjalnych nowych klientów. Najlepiej jeśli jesteś kobietą w okolicach trzydziestki, z dzieckiem, w dużym mieście, z lekką nadwyżką w portfelu, którą można pomóc Ci wydać. 

Zacznijmy od tego, że żadna profesjonalna blogerka nie rozpoczęła kariery jako profesjonalna blogerka (no chyba, że już wcześniej była znaną osobą weźmy np. Olgę Frycz, która spektakularnie zamieniła aktorstwo na bycie mamoinfluencerką na Instagramie). Zasięgi, unikalne wejścia, lajki itd. trzeba było sobie najpierw wypracować. Czyli na początku to były dziewczyny, które miały dar pisania i na tyle ciekawą osobowość czy poglądy, że inni chętnie to czytali. Dzisiejsze królowe blogosfery konsekwentnie budowały swoją markę. Jak? Dzieląc się swoimi przemyśleniami, pokazując swoje urocze dzieci, wnętrza mieszkania, fajnego męża, foty z wakacji i zawartość swojej szuflady z bielizną (albo spiżarki). To niesamowite jak bardzo lubimy zaglądać do cudzych domów i obserwować czyjeś życie. I umówmy się, te które postawiły na jakiś konkretny temat bloga np. karmienie piersią, pielęgnację włosów, analizowanie składów kosmetyków czy pieczenie ciast nie są aż tak popularne (czy dochodowe) jak te blogerki, które wybrały drogę ‘lajfstajlową’. Bo to właśnie blogerki lajfstajlowe mają ‘najszersze pole rażenia’ i mogą spokojnie reklamować zarówno szampon, ser, żelazko i ośrodek SPA na Mazurach. 
Nie lubię reklam na blogach, które lubię czytać, nie lubię całej tej komercjalizacji, nie lubię wpisów sponsorowanych ani takich, które powstały ‘we współpracy’. Co to w ogóle znaczy? Ale z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że profesjonalne prowadzenie bloga to ciężka praca, która zajmuje dużo czasu i należy się za to wynagrodzenie. Jak idziemy do kina to zanim rozpocznie się seans oglądamy reklamy, dzięki temu nasz bilet jest tańszy. Jak kupuję ‘Twój styl’ to połowa gazety okazuje się być reklamami, ale dzięki temu druga połowa gazety zawiera interesujące treści wyższej jakości niż to co można przeczytać za darmo w Internecie (z naciskiem na ‘wyższej’ raczej niż ‘wysokiej’). Dzięki temu, że blogerka ma kontrakty reklamowe ma czas aby tworzyć ciekawe treści, które lubię czytać. Jest jednak jedno ale…. otóż nie lubię jak traktuje się mnie jak idiotkę, szczególnie jeśli czuję się ‘związana emocjonalnie’ z blogiem i jego autorką. 
My, czytelniczki bloga, jesteśmy jedynym kapitałem profesjonalnych blogerek. Nie liczy się tak naprawdę jak ładne zdjęcia robią, jak pięknie urządziły mieszkanie, jak dobrze umieją zrobić sobie makijaż. Jeśli nikt tego nie czyta, nie ma to najmniejszego znaczenia. Opisywałam już historię Klementyny (klik), która z dnia na dzień straciła reputację i po prostu straciła wszystko. Tracisz wirtualne lajki, tracisz bardzo realne pieniądze. To musi być bardzo duża presja ciągle się starać aby ludzie Cię lubili = czytali. No dobrze, ale schodzę tutaj na nieco inny temat. 
Otóż nawet jak jest się już blogową arystokracją i ma się te wszystkie kontrakty reklamowe, telefony z agencji reklamowych, przesyłki z prezentami od różnych firm itd. to w reklamę jednak trzeba umieć robić i naprawdę na palcach jednej ręki mogę policzyć komercyjne blogerki, które robią to dobrze i z klasą. Niestety. I dlatego czytanie komercyjnych blogów często rodzi we mnie frustrację. Nie, nie dlatego, że są tam reklamy, ale dlatego, że autorki nie umieją w reklamę. Oto najczęstsze błędy jakie popełniają blogerki reklamując/współpracując/’influencując’:
Brak transparentności. To główny grzech, szczególnie polskich blogerek i totalny brak szacunku dla czytelnika. Nic mnie tak nie denerwuje jak to, że ktoś robi ze mnie głupa. Ostatnio jedna z moich ulubionych profesjonalnych blogerek, taka naprawdę z tych lepszych i inteligentniejszych (a przynajmniej tak mi się wydawało) pokazała na Instagramie swój ulubiony szampon. Post nie był oznaczony jako współpraca, kwestia współpracy pojawiła się dopiero w komentarzach. I w zasadzie bym to ‘łyknęła’, tyle tylko, że jakieś dwa tygodnie wcześniej ten sam szampon na Instagramie pokazywała inna blogerka, zresztą równie utalentowana (prywatnie obie dziewczyny się przyjaźnią). No i teraz nie wiem. Czy blogerka pokazuje mi faktycznie swój ulubiony szampon, który z powodzeniem używa od dłuższego czasu czy może poleca mi swój ‘ulubiony’ szampon, który tydzień temu wyciągnęła z paczki od kuriera w ramach współpracy, którą być może naraiła jej przyjaciółka? 
Jasne, każdy chciałby reklamować tylko produkty, które by sam kupił, albo które faktycznie zna i używa od lat. Ale ile jest takich przypadków? I ile jest blogerów, którzy naprawdę mogą przebierać w ofertach współpracy? Dużo częściej mamy propozycję reklamy produktu, który niekoniecznie nam pasuje albo, którego nie znamy, ale jest kontrakt, jest kasa, rachunki trzeba z czegoś płacić. I nie rozumiem dlaczego blogerki się tego wstydzą? Trzeba napisać jasno, ‘dostałam kasę aby pokazać Wam ten szampon’ i tyle. Zamiast tego, ktoś pisze post, który wygląda na ‘marketing szeptany’, oto Twoja ulubiona blogerka dzieli się z Tobą swoimi ulubionymi kosmetykami albo ulubionymi przepisami na potrawy z serka Almette….. a za nią jeszcze pięć innych blogerek. 
No właśnie. Post, który ‘udaje’, że wcale nie jest reklamą to jedno i choć może nie jest do końca moralny to zazwyczaj robi się groteskowy kiedy….. ten sam marketing szeptany uprawiają w tym samym czasie inne blogerki. Otóż wiele marek, które korzystają z reklam na blogach, zatrudnia nie jedną ale kilka blogerek. I potem wszystkie te blogerki jadą do tego samego gospodarstwa agroturystycznego, gotują potrawy z dodatkiem serka Almette z tym samym kucharzem, pozują do takich samych fotek na tle tej samej stodoły. A ja potem czytam to samo na pięciu różnych blogach. Niektóre blogerki wykazują się całkiem niezłą dozą kreatywności, pisząc takie posty. Na przykład jedna z nich (wpis będący częścią kampanii Almette) opisała pobyt w owym gospodarstwie jako cudowny, rodzinny czas. Jednym słowem wakacyjna sielanka na wsi a Almette to tak przypadkiem i w tle. Ktoś w komentarzu pod tym wpisem zapytał, czy aby to dobry czas na takie wyjazdy biorąc pod uwagę szalejącą koronę. Autorka napisała, że jak najbardziej bo gospodarstwo jest duże, większość czasu spędza się na świeżym powietrzu a poza tym to oni na tym wyjeździe byli sami. Hmmmm! Ciekawe, bo na ostatnim zdjęciu we wpisie przy jednym stole siedziała rzeczona rodzina i …. inna poczytna blogerka (która również na swoim blogu reklamowała Almette). Może ją zaadoptowali? 
Innym grzechem jest korzystanie z materiałów prasowych. Jak blogerki parentingowe reklamowały kosmetyki Dove dla dzieci to wszystkim bez wyjątku nowe mydełko ‘pachniało dzieckiem’. Hmmm, widocznie takie miały wytyczne. I ponownie, jeśli czytam jeden post i autorka reklamuje mydełko ‘pachnące dzieckiem’ to jest ok, ale jak czytam to samo na pięciu różnych blogach to odbiór jest zupełnie inny. Kilka razy zdarzyło mi się też czytać jakiś post reklamowy gdzie blogerka opisywała np. lalkę dla dziecka. Wchodzę na stronę producenta tych lalek i widzę, że wszystkie słowa są dosłownie zerżnięte z opisu produktu. To po co ja mam to czytać na czyimś blogu? Ufam, że blogerka, która coś reklamuje opisze mi ten produkt swoimi słowami. O ja naiwna! To oczywiście nie jest do końca wina blogerek, klient nasz pan i trochę szkoda, że klient nie myśli o tym, że wiele osób śledzi dużo blogów o podobnej tematyce. 
Kolejny grzech to reklamowanie czegoś, czego bym się po tej blogerce nie spodziewała. Pewna popularna blogerka, która jest głównie znana z robienia porządków i organizacji domowego życia pokazała na Instagramie przedmiot, który był totalnie niepraktyczny i bardzo źle zaprojektowany biorąc pod uwagę funkcję, którą miał pełnić. Takie coś co kupujecie w przypływie pomroczności jasnej i po dwóch użyciach ląduje w piwnicy (jeśli macie piwnicę). Post był reklamą sklepu z artykułami gospodarstwa domowego, w którym można kupić ten produkt. Bardzo lubię tą dziewczynę więc się bardzo ‘zmarszczyłam’, że pokazuje takiego bubla, zupełnie jak nie ona. Ale kiedy próbowałam z nią na ten temat porozmawiać to okazałam się ‘babą z Internetów, która się czepia’.  
Nie lubię też, kiedy reklama nie jest spójna z wizją bloga albo z tym co (wydaje mi się) blogerka sobą reprezentuje. Jest na przykład taka blogerka, trochę feminizująca, chyba po socjologii, która ma bardzo fajne przemyślenia na temat roli kobiety we współczesnym społeczeństwie. Dla jej społecznych tekstów jestem w stanie znieść naprawdę dużo reklam. Ale, napisała raz wpis, no fantastyczny wpis o tym jak to jest być kobietą co zajmuje się wszystkim i wszystkimi do tego stopnia, że o sobie samej już zapomina. I że jakie to jest ważne, żeby tej siebie nie stracić, o siebie dbać i w ogóle. Post bardzo ze mną rezonował do momentu aż…. nie okazał się być reklamą nowej serii szminek, dzięki którym podobno będę właśnie taką kobietą co dba najpierw o siebie a dopiero potem o męża i dzieci. Poczułam się bardzo dziwnie. Nie tylko dlatego, że post był reklamą, ale też dlatego, że nie posądzałam autorki aż o taki infantylizm. Feministka, dziewucha, czarna parasolka, manifa a tu szminka w kolorze ‘słodka idiotka’. W jednym wpisie. 
Nie podoba mi się też, kiedy blogerki marnują swój fantastyczny talent na pisanie ‘do kotleta’. No taki odpowiednik najgorszej chałtury jaka się może trafić. Specjalistką w takich postach jest pewna blogerka, która mieszka w jakiejś wsi w Bieszczadach. No ma dziewczyna nieprzeciętny talent, ale chyba nie potrafi go dobrze zmonetyzować. Pamiętam jak napisała kiedyś post właśnie o wyprowadzce na wieś, o samotności matki mieszkającej po środku niczego, z mężem w delegacji, o poszukiwaniu własnej nowej drogi zawodowej w zaistniałej sytuacji. Nie skłamię jeśli powiem, że wręcz wzruszyłam się czytając. Na końcu przeczytałam, że wpis był tak naprawdę reklamą pracy jako agentka ubezpieczeniowa…. Ja naprawdę rozumiem, że ta dziewczyna chciałaby pisać do poważnych gazet, że chciałaby napisać książkę (z pewnością ma wystarczająco talentu) ale póki co jedyne co ma to ten kontrakt reklamowy z firmą ubezpieczeniową. Ale ja poczułam się jak idiotka, wzruszając się nad reklamą, bo nie wiedziałam, że jest to reklama (wiele reklam mnie wzrusza, szczególnie świąteczne reklamy John Lewis ale tam zasady gry są jasne). 
Uff! Skończyłam. Pomyślicie sobie teraz, że Pimposhka nic innego nie robi tylko blogi czyta. To są przykłady, które rozkładają się na lata (i oczywiście to tylko selekcja). Zazwyczaj jak mnie jakaś taka blogerka wkurzy to odpuszczam sobie jej bloga/Instagrama na kilka miesięcy a nawet dłużej. Ale potem wracam, bo nie da się ukryć, że dziewczyny mają talent. Inaczej przecież nie miałyby czytelniczek. 
Być może pomyślicie też, że ja to wszystko traktuję zbyt poważnie, że w końcu to tylko blogi/Instagram, co to za problem i że powinnam wyluzować. Być może macie trochę racji, ale ja się z tym nie zgadzam. Jest coś takiego jak etyka mediów i etyka reklamy. Jak L’oreal reklamuje w telewizji tusz do rzęs, to na ekranie małym druczkiem jest napisane, że modelka ma doczepione sztuczne rzęsy. A jak jest reklama szamponu, która mówi, że ten szampon to numer jeden sprzedaży albo, że ten krem spłyca zmarszczki w 23% to pod spodem podane są detale stosownych badań, którymi poparte są te tezy. W Polsce reklamy w mediach społecznościowych to jeszcze trochę wolna amerykanka. 
Na zachodzie sytuacja wygląda nieco inaczej. Influencerki mają wlepiane kary, jeśli nie oznaczą odpowiednio postów sponsorowanych albo dostają nakaz usunięcia postów reklamujących produkty wątpliwej jakości (np. herbatek ‘odchudzających’). Wybuchła też afera, kiedy bardzo popularna uczestniczka programu ‘Love Island’ (w Polsce chyba też jest, to takie bardzo głupie reality show) wzięła udział w sesji dla firmy produkującej ubrania ciążowe. Fani zaczęli gratulować ale okazało się, że brzuch był sztuczny. Zresztą zrobiła się z tego większa afera, że jak to tak ubrania ciążowe reklamują kobiety nie będące w ciąży? Śledzę taką jedną blogerkę, która ostatnio remontowała dom. Wszystkie materiały budowlane, które znalazły się w jej domu za sprawą sponsoringu były dokładnie oznaczone. Jeśli coś jest reklamą to #ad, jak na coś dostała zniżkę to #ad(discount), jeśli coś było prezentem to #gifted. Można? Można! I ta blogerka nie jest bynajmniej wyjątkiem. Polskie blogerki w ogromnej większości są pod tym względem daleko w tyle. 

Zdaję sobie sprawę, że profesjonalnym blogerkom bardzo często obrywa się od czytelniczek, że robią z siebie słup reklamowy. Że ta ich ‘praca’ to jedynie cykanie sobie sweet foci, a inkasują za to tyle, ile pielęgniarka zarabia w ciągu półrocza. Blogerki bronią się mówiąc, że to ogrom pracy, że czytelniczki widzą tylko finalny efekt, że przecież praca blogera jest tak samo profesjonalna jak każda inna. Owszem, zgadzam się z tym. Tylko, że profesjonalni blogerzy wiedzą jak używać #współpraca i nie liczą na to, że czytelnik jest ‘inteligentny i sam się domyśli co jest współpracą’ (tak, to cytat jednej z profesjonalnych blogerek, odpowiadający na moje pytanie, dlaczego nie oznacza swoich postów sponsorowanych na Instagramie). Także drogie profesjonalne blogerki, jeśli chcecie być traktowane jak profesjonalistki to po prostu takie bądźcie. Na razie jest jeszcze trochę słabo w tym temacie. 

Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
5 lat temu

Dobry wieczór wszystkim, ja tu rzadko bywam ale regularnie hurtowo nadrabiam czytanie twojetw bloga (i ostatnio to jeden z niewielu jakie czytam jeśli nie jedyny). zgadzam się z tobą i wszystkimi komentującymi, nic dodać nic ująć. Takie dzialanie influencerow jednak jest krótkowzroczne bo ludzie przestaną do nich zaglądać… Marzenia małolatów o byciu youtuberem wynika być może z ich wyobrażenia, że będzie to "praca", którą sie lubi i która sie nie nudzi.

Muszę też przyznać, że również sobie od razu przypomniałam historię Ani Shirley z jej opowiadaniem użytym do reklamy proszku do pieczenia… 🙂

A zajrzałam tu znowu, bo też chciałbym nucznau się szyć, (materiał zamówiłam i czekam) i byłam ciekawa jak Ci idzie… A tu jak zwykle – czego się nie dotkniesz – wychodzi super. Prawdziwy talent plastyczny i zdolne ręce. A uszytki przepiękne. Prawdziwie motywujesz do wzięcia siye za robotę!
Przepraszam za pisownię, piszę z telefonu.

5 lat temu

haha no w sumie masz rację. Ale uważam, że sam fakt, że ktoś z osoby zupełnie nieznanej, zrobił z siebie osobę, której płacą za reklamowanie czegoś tam to jest jednak wyczyn. Aczkolwiek dla mnie jest to konkurencja, w której nigdy nie chciałabym brać udziału.

5 lat temu

Ależ Ty moją karierę dziennikarską przegapiłaś. Dawno, dawno temu pisałam egzaminy wstępne na dziennikarstwo ale się na mnie nie poznali, nie zostałam przyjęta, ot koniec kariery! Myślę, że gdyby profesjonalne blogerki przyszły tutaj u przeczytały ten post, to nie wiem czy nie czułyby się urażone ;). Zauważyłam, że temat reklam jest tematem naprawdę drażliwym, czego naprawdę nie rozumiem. Podejrzewam, że one również tych reklam nie lubią tylko nie za bardzo mają wybór. Jak ja się cieszę, że bloga mogę pisać za darmo.

5 lat temu

Właśnie. Chodzi mi po prostu o deklarację. W gazetach na przykład u góry jest napisane, że artykuł sponsorowany albo, że materiały prasowe itd. Na blogach ta granica się zaciera i to jest niemoralne.

5 lat temu

No właśnie, chodzi o to aby to robić z wdziękiem i klasą. Ja bym nie potrafiła, bo to jest generalnie bardzo trudne. A niektórzy nie mają wyboru, bo oni w ten sposób zarabiają.

5 lat temu

Ha, kiedyś pewna blogerka zero waste napisała książkę, a inna blogerka dostała egzemplarz promocyjny zapakowany w… folię bąbelkową. Przeczytałam jakiegoś posta tej blogerki od zero waste i ona tam akurat ubolewała, że jakieś tam produkty były zapakowane w folię. Tej folii nawet nie było tak dużo. Zapytałam się jej dlaczego jej książki przychodzą więc tak pakowane to okazało się, że się czepiam. Serio, pokazało mi to, że nie każda blogerka powinna być również autorką, a jeśli już to powinno się je wysłać na jakieś szkolenie z PR. Serio, już nie policzę ile razy zadając konkretne, ważne pytania zostałam wzięta za trola, hejtera albo czepiającą się babę.

5 lat temu

Ha, wcale nie trzeba jechać do Ameryki. Jak spojrzysz na stronę Szlachetnej Paczki, tam jest zakładka Akademia Przyszłości. Tam praktycznie każde dziecko chce być w przyszłości YouTuberem, ewentualnie znanym piłkarzem. No a największe marzenie to albo ajfon albo konsola do gry. 🙁 smutne to. Swoją drogą ta sama blogerka, u której się nie domyśliłam walnęła tekst, że maseczki nie działają (w kontekście korony). I jak dostała ponad 300 oburzonych wiadomości to również zrobiła z siebie ofiarę, że co by nie napisała to jest źle a poza tym to każdy ma prawo do własnego zdania i powinno się szanować siebie nawzajem. Biedna, bardzo biedna ta blogerka. Ale fakt, wielu wydaje się, że blogowanie to łatwy pieniądz. Powiem tak, uważam się za bardzo szczęśliwą osobę, która pieniądze zarabia gdzie indziej a blogować może dla przyjemności.

5 lat temu

Zastanawia mnie właśnie, że blog włóczkowe jakoś oparły się temu trendowi. To Ciekawe, bo na zachodzie hobby to ogromny biznes. Niemniej lubie te nasze blogi właśnie za to, że nie są 'profesjonalne'.

5 lat temu

To mi przypomniało czasy, kiedy udzielałam się w małym lokalny radiu, które zostało wykupione przez wielką korporację. Tak to niestety bywa, domyślam się, że to miejsce już nie ma takiego klimatu. Przykro mi.

5 lat temu

No właśnie. Nic dodać, nic ująć. Czasem widzę konta na Insta, gdzie ktoś w kółko fotografuje te same cztery kadry w swoim domu/mieszkaniu i się zastanawiam, kto to śledzi?

5 lat temu

Ty właśnie opisujesz współpracę. Ktoś da swoją wełnę, Ty dajesz swój wzór. Zupełnie nie rozumiem natomiast na czym ma polegać współpraca z Ikeą na przykład. Ja pójdę i za własne pieniądze kupię produkty we IKEA, które potem pokażę na blogu, z napisem, że to z Ikei a IKEA za to da mi pieniądze'. To co to za współpraca?
A jeśli chodzi o dodawanie komentarzy to jak napiszę jakiś długi komentarz to przed publikacją go sobie kopiuję, bo też kilka razy mi zjadło. Polecam ten patent.

5 lat temu

W sumie masz rację. Ale wiesz, ja nie oczekuję deklaracji w stylu 'Wiesz, mnie tak samo denerwują reklamy jak Ciebie ale dzieci muszą coś jest. Dałabym wszystko aby wrócić do pracy z korpo ale nie zarobię na żłobek, więc udaję, że rzygam tęczą i uwielbiam ubierać choinkę z dzieciakami w październiku aby zdążyć z sesją na Święta'' jak dla mnie wystarczy #współpraca ;).

5 lat temu

Blogowa arystokracja, niezle sie usmialam 😀 ale niektórzy, dokladniej: niektóre, na serio za takie sie maja.
Hm, na blogi "sponsorowane" nie wchodze, mam jakies takie szczescie, ze moje ulubione blogi pisza normalne, niearystokratyczne blogowo babeczki 😉

5 lat temu

Pimposhko wieszczę Ci zawrotną karierę dziennikarską – wyszukujesz świetne, wciągające tematy na czasie, umiesz je ciekawie przestawić ze swojego punktu widzenia, nikogo ani trochę nie urażając.
Ja sama nie mam telewizora właśnie z powodu nawału reklam. Radia też słucham omijając reklamy.
Blogi w internecie czytam te, które lubię, czyli właśnie jak piszesz spotkanie przy kawie. Inne pomijam. Z wiekiem mam coraz mniejsze potrzeby materialne, wiec i siłą rzeczy reklamy też nie dla mnie, jakie by nie były.
Pozdrawiam, Magdalenka

5 lat temu

Ah, świetny wpis Pimposhko; ja nie czytam wielu blogów ale faktycznie nie hest fajnie gdy ktoś ci coś wciska bez pytania (czy też objawiania tego wciskania). Lubię gdy bloger/-ka, zadeklaruje od początku – to jest blog o czymś tam i wspójpracuję z kimś tam i promuję ich produkty.
Czasem ulegam poleceniom i patrzę na produkty którre ktoś zachwala, rozważając ich kupno. Ale tak, jak czytelniczki powyżej, zastanawiam się czy te polecenia są przwdziwe czy tylko nakręcone kasą/produktem otrzymanym od producenta etc. Są blogi które przestałam czytać ze wględu na to, że czułam się jak przed telewizorem (w czasie przerwy reklamowej); nawet gdy bloger/-ka zadeklarował/-a post sponsorowany.
Ja lubię oglądać reklamy (!!!) ale te, które wybieram z różnych wględów, głównie poprzez moje zainteresowanie psychologią marketingu. Nie lubię natomiast gdy ktoś mi wciska coś i nie jest w tym szczery.
Nic złego w promowaniu siebie i, na przykład, swoich produktów autorskich (różnego kalibru i specjalności). Bardzo cenię sobie małe, biznesy i ich działalność. Ale już influencers jakiego kolwiek rodzaju, bez deklaracji to już mi nie pachnie.

Tak masz rację że prowadzenie bloga to czas (dlatego mój blog stoi w miejscu na razie :-)) no i talent do pisania i znajdowania tematów. I jeśli ten blog również jest częścią biznesu, to powinno to być czysto zadeklarowane.

Pozdrawiam

5 lat temu

A skąd Ty wiedziałaś, co ja wczoraj myślałam sobie?
Myślałam sobie otóż, że kilka blogów, które lubiłam (kilka, bo ja nie czytam wielu blogów) i kilka kanałów na Youtube mi odpadło przez reklamę właśnie. I się zastanawiałam, co mi w tym przeszkadza. Doszłam do wniosku, że najbardziej mnie irytuje niezmieniona narracja – czyli to, co kiedyś mi się podobało zostało wykorzystane do reklamy. O, przypomniała mi sie Ania z Zielonego Wzgórza, nie wiem czy pamiętasz, jak się oburzyła, kiedy jej opowiadanie zostało wykorzystane jako reklama do proszku do prania. No i efekt jest taki, że czytasz post jak zwykły post, ale podskórnie zastanawiasz się, jaki produkt tu jest lokowany. I to jest obrzydliwe. To jest nadużycie mojego zaufania. Nie oglądam reklam w TV i nie muszę czytać reklam w blogosferze, chociaż rozumiem, że kasa przemawia swoim językiem.

Z serkiem Almette to było moje pierwsze zniesmaczone zdumienie, bo reklamowała go osoba, której ufałam (ona co prawda jest transparentna) i która dbała o zdrowie i ekologię i minimalizm – czy nie czytała składów? Nie widziała, że dwie łyżki serka zapakowane są w kartonik z aluminiową folijką?

Natomiast jest w moim przypadku jeden wyjątek – oglądam nałogowo jeden kanał na Youtubie z Arne i Carlosem, chociaż oni też mają lokowane produkty. I u nich mi nie przeszkadza. Nie wiem, pewnie dlatego, że informacja jest od razu, poza tym reklamują włóczki i są z tymi włóczkami jednością. Nie wprawiają mnie w stupor zachwalaniem odkurzacza czy sieciowego serka. Robią to z klasą i poza reklamą dostarczają mi mnóstwa inspiracji i tutoriali.
Pozdrawiam serdecznie!

5 lat temu

Tak bardzo sie z Toba zgadzam, ze coraz rzadziej zdarza mi sie potknac o takie blogi; uszy mojej duszy sa wrazliwe na zgrzyty;-) Jakie rosliny zielone w mieszkaniu sa obecnie modne i ile sztuk nalezy posiadac – tego typu mysli, nie spedzaja mi snu z powiek. Ale gdy, jak Ingwen slicznie to ujela, runo jednorozca i wrozki sa tlem dla teflonu lub "zdrowych chemikalii", to wnerwiam sie: na joginke z aura i wlasnorecznie zrobionym sprejem do maty, ale mata juz konkretnej firmy, ubranie tym bardziej; na dziewczyne zero waste, ktora raptem coraz bardziej oszczedza…kupujac (=reklamujac) produkty, ktorymi wypada zastapic te juz posiadane. Owszem, zaznacza, ze to wspolpraca i ten tego, jednak gdy prawie kazdy artykul staje sie wspolpraca, to (wg mnie) zanika pierwota forma blogu.
Jednak nasze spoleczenstwo w wiekszosci uzaleznia swoje szczescie nie tyle od posiadania, co od nabywania (dostawania), wiec mozna powiedziec, blogerki zawodowe to podaz i popyt. Glosza co innego niz czynia? Dlaczego maja byc lepsze od politykow czy innych grup zawodowych z szerokim dostepem do publicznosci? Jak sie literuje "sumienie" ?

5 lat temu

Kilka lat temu trafiłam na informację, że przeprowadzono badania w szkołach średnich w USA (niestety nie pamiętam szczegółów) i 70% nastolatków zapytanych, kim chcą być w przyszłości odpowiedziało, że youtuberem/influencerem, zapewne kojarząc taką ścieżkę kariery z bogactwami spadającymi z nieba każdemu, kto usiądzie przed kamerą. Pod filmami youtuberek kosmetycznych które oglądam nagminnie pojawiają się komentarze "też chciałabym tak dostawać kosmetyki jak Ty!", "założyłam konto i nakręciłam już trzy filmiki z makijażem, a jeszcze nikt się do mnie nie odezwał z propozycją wysłania mi darmowych kosmetyków, dlaczego?…" Ludzi kusi łatwy pieniądz i darmowe fanty, i niestety również tych, którzy do tej pory byli na to odporni. Może trafił im się kredyt do spłacenia? Inną sprawą jest ukrywanie źródła napływu tych dóbr, albo mało sprytne próby przemilczenia a potem słabego tłumaczenia się jak to opisałaś – że inteligentny czytelnik powinien się domyślić (co za niskie granie na emocjach, żeby się krytyk poczuł spostponowany, bo okazał się nie wystarczająco inteligentny!)… Słabo to wygląda i zauważyłam, że niestety mam już taki odruch, że jak widzę na czyimś blogu zachwalane produkty od sponsora to od razu zastanawiam się, na ile opinia o nich jest własna i szczera a na ile zasugerowana przez darczyńcę…

5 lat temu

Ja właśnie niedawno poczułam się jak towar, jak mięso marketingowe.
W Krakowie na Kazimierzu pewna pasjonatka stworzyła kawiarnię. Nietuzinkową, z duszą, z klimatem. Wokół tej kawiarni zgromadziła się grupa osób, zaczęły się pojawiać różne tematy. W kawiarni były organizowane różne warsztaty, spotkania. Ot taka wielka społeczność, rodzina. Miałam polubowna jej stronę, od czasu do czasu tam wpadałam. Ale jakoś przez dłuższy czas nie przywiało mnie w tamte strony. Któregoś dnia odkryłam, że lubię coś dziwnego. Lokal o dziwnej nazwie, w stylu którego nie znoszę. Podobny do tysiąca klonów Starbucksa. Co się okazało. Kawiarnia została wykupiona, najpierw miała być to tylko zmiana właściciela. A potem poszły konie po betonie. Zmienił się wystrój, nazwa, menu. No ale fanpage został, bo stanowił wartość marketingową. Wiele osób było oburzonych, tak jak ja. Ale cóż, biznes is biznes, a ja mały klient tylko trybikiem w marketingowej maszynie.

5 lat temu

Nie czytam aż tak wielu blogów, lifestylowe rzadko mnie porywają, te, które opierają się wyłącznie na zdjęciach pięknego domu i cudownych dzieci szybko nudzą. Mam podobnie jak Ty jedną blogerkę, której jestem w stanie dużo wybaczyć, ale czasami z zaciśniętymi zębami. Pisze o sprawach społeczno-psychologicznych, głównie dotyczące dzieci/ nastolatków, jak z nimi rozmawiać, jak rozumieć. Merytorycznie rewelacja. Ale czasami zdarzają jej wpadki, np. wpis o konieczności bliskości, bardzo wzruszający, mądry tekst, a na końcu wniosek, że jeśli chcemy być blisko, to fajnie byłoby się umyć, a do tego najlepsze jest mydło X (chyba coś zmieniłam w szczegółach, ale sens zachowany).

5 lat temu

PS sama chciałam kiedyś napisać post o reklamach, ale odpuściłam… nie ma we mnie na nie zgody w tak dużym stopniu, że okropnie się gorączkuję gdy go poruszam i szkoda było mi moich nerwów 🙂

5 lat temu

Napisałam długaśny komentarz i gdy chciałam publikować, po prostu zniknął… no nie! Biorąc pod uwagę fakt, jak bardzo nienawidzę reklam, nie jestem w stanie tego powtórzyć 🙂 W skrócie: nienawidzę reklam, żadnych – tych w TV, w kinie, na mieście, na mailu, w skrzynce, na blogach… Nigdy nie zgodziłam się na post sponsorowany, odmawiałam każdemu komu przyszło do głowy napisać "dam Ci coś, weź o nas napisz". Byłoby mi wstyd, biorąc pod uwagę moje poglądy. Nie płacę za reklamy na FB czy IG. Reklamy wylewają się na nas, przytłaczają, szpecą przestrzeń, a mnie niesamowicie irytują. Nie wezmę w tym udziału, nie ma szans.

Na szczęście moja praca to projektowanie wzorów, a nie prowadzenie bloga. Jako projektantka oczywiście chcę współpracować ze sklepikami czy farbiarkami – raz to ja piszę do nich, raz one do mnie. Zawsze wybieram te, które po prostu mnie zachwycają, których styl i filozofia jest mi bliska. Myślę, że pisząc o podjętych współpracach nie mogę chyba jaśniej dać do zrozumienia na czym to polega 🙂 One tworzą piękne kolory na wełnie, ja produkuję z tego sweter (a nie reklamowy post).

Rozumiem Twoją frustrację, sama nieraz złapałam się na tym, że wciągnął mnie post sponsorowany… Frustracja i zażenowanie jest na tyle duże, że żegnam się z danym blogiem czy kontem. Tak więc, jeśli ktoś chce bym go omijała szerokim łukiem, to już wie co zrobić 🙂

5 lat temu

Aż miałam przebłyski nachalnych reklam Pandory sprzed paru lat, dosłownie każdy blog, który czytałam wzruszał się nad bransoletkami Pandory z okazji Dnia Matki :D. Mam duży dystans w sumie do reklam blogowych, zasadniczo spodziewam się, że post jest reklamą i że trzeba sobie odsiać "wartościowe" treści. Przy realiach zatrudnienia w PL (a już w ogóle z małymi dzieciakami i w mniejszych miastach), kompletnie rozgrzeszam wszystkie współprace, szczerze mówiąc (pisząc). Jedyne blogi, które nie idą na takie kompromisy są pisane przez osoby, które maja satysfakcjonujące i stabilne źródło innego dochodu (nawet, jeśli jest to dochód innego domownika). Ale też musi być coś na rzeczy, bo blogów czytam coraz mniej i nie wracam do ulubionych z tych większych. Z tymi kosmetykami Dove to w ogóle było irytujące, bo po samej lekturze etykiety widać było, że to przedrożone zwykłe kosmetyki z wszystkim, gdzie nawet seria kosmetyków dla dzieci z Rossmana ma lepsze składniki. I był to dla mnie duży zgrzyt od blogerek, które kilka postów wcześniej przeżywały ogólnie jakie fatalne składy mają kosmetyki dla dzieci i że tylko runo małego jednorożca przędzione przez wróżki nadaje się dla skóry niemowlęcia :D.

Moje refleksje są jednak głównie takie, że marketing już jest wszędzie i trzeba się na niego mocno uodpornić. Definitywnie przydałoby się solidniejsze prawo w tym zakresie w PL, ale myślę, że póki nie ma transakcji o wartości jednego domu na polskich blogach, to wartość tego rynku jeszcze jest poza zakresem zainteresowania prawodawcy.

By Pimposhka
0
Would love your thoughts, please comment.x