Angielska szkoła – w czasach pandemii

Dzisiaj bonusowy post z serii ‘Angielska szkoła’. Zamknięcie i otwarcie szkół w czasie pandemii to globalnie drażliwy temat i pomyślałam sobie, że może Was zainteresuje jak to wygląda z naszej perspektywy. 
To najpierw o zamknięciu. W Wielkiej Brytanii szkoły zamknięto tydzień później niż w Polsce. Od razu zamknięto je ‘do odwołania’ aczkolwiek tak naprawdę nigdy ich do końca nie zamknięto. Większość szkół (około 80%) pozostała otwarta dla dzieci pracowników kluczowych (lekarzy, pielęgniarek, dostawców, pracowników supermarketów itd.) oraz dzieci, które są objęte kuratelą opieki społecznej albo kwalifikują się do darmowych szkolnych posiłków. Wraz z zamknięciem szkół od razu odwołano egzaminy SAT, GCSE i A-levels (upraszczając odpowiednik matur i egzaminu ósmoklasisty itp.). Osoby, które zajmują się rekrutacją w Oxfodzie tego dnia totalnie osiwiały ;). 
Chociaż w Wielkiej Brytanii szkoły pozostały otwarte to obliczono, że tylko 5-10% procent dzieci, które mogą do nich uczęszczać pojawia się w szkole. Minister edukacji wiele razy wypowiadał się ze zmartwieniem, że dzieci z biednych czy patologicznych rodzin pozostały bez opieki i ‘zniknęły’ z systemu. Wiele dzieci z ubogich rodzin tylko w szkole mogło zjeść ciepły posiłek. Rodziny o niskich dochodach, których dzieci nie poszły jednak do szkoły a zazwyczaj jadły w szkole darmowy posiłek, dostały bon, chyba 10 funtów tygodniowo na każde dziecko. 
Trudno mi powiedzieć na ile nauczanie zdalne przyjęło się w Wielkiej Brytanii. Z tego co zauważyłam i przeczytałam (także u blogowych koleżanek nauczycielek) to generalizując Polscy nauczyciele cisną e-dziennik ile wlezie, a nauczyciele Brytyjscy mają koronawakacje. Oczywiście to zależy gdzie i czego uczą ale np. nasze małe Pimposhki dostawały propozycje zadań (lista raz na dwa tygodnie) z prośbą aby raz w tygodniu skontaktować się ze szkołą, powiedzieć co słychać i wrzucić parę zdjęć na Tapestry (taki Fejsbuk dla rodziców). Starsza P. dostała raz wiadomość od nauczycielki nagraną specjalnie dla niej, inny nauczyciel zrobił filmik jak czytał bajkę (no dwa filmiki). Koleżanka z pracy, która ma nastolatki w bardzo dobrych szkołach powiedziała, że jej dziewczyny mają faktycznie prace domowe np. trzy zadania dziennie, te co odsyłają nie zawsze wracają z komentarzem od nauczyciela. Kolega z pracy, co ma bliźniaki dziesięciolatki, mówi, że chłopcy coś tam robią na komputerach i nawet spotykają się w wirtualnej klasie na Zoom. Ten kolega ma zresztą żonę, która jest nauczycielką (do szkoły chodziła na dyżury, kilka razy w miesiącu, poza tym wolne). Rząd wyraźnie mówił, że rodzice nie są nauczycielami i nie powinno się od nich wymagać, że będą prowadzić domową szkołę, szczególnie, że wiele z nich (tak jak my) pracują z domu. 
W mediach dużo mówiło się o rodzinach, gdzie nie ma dostępu do komputera ani szybkiego Internetu. W BBC ukazał się artykuł ‘Piątka dzieci i jeden smartfon do dyspozycji’. BBC zresztą po miesiącu wystartowało z platformą edukacyjną dla dzieci ze szkół podstawowych, nawet z tego korzystaliśmy, całkiem niezłe. Tutaj muszę przyznać, że moje gadżeciarstwo i zapędy kraftowe bardzo się przydały. Drukarki i laptopy zniknęły ze sklepów, na wysyłkę farbek i bloków rysunkowych trzeba było czekać tygodniami a my to wszystko już mieliśmy w domu. Na nasze gospodarstwo domowe przypadają cztery laptopy, jeden komputer stacjonarny, trzy tablety i cztery smartfony. W sumie to nie wiem, czy śmiać się czy płakać z tego powodu ;). Dla równowagi w przedpokoju stoi cała szafka zapełniona farbkami, klejami, bibułą, kredkami, mazakami, plasteliną itd. (mówimy oczywiście tylko o przyborach dla dzieci a nie mojej kolekcji japońskich markerów i cienkopisów oraz notatników z papierem Clairefontaine ;). No i zawsze mam tusz w drukarce i papier. Podsumowując jestem przekonana, że musimy być zdecydowanie powyżej średniej krajowej.
No dobrze. Tyle napisałam o zamknięciu ale wiadomo, zamknąć jest relatywnie łatwo, dużo trudniej jest otworzyć. Pod koniec pierwszego tygodnia maja Borys ogłosił, że jeżeli utrzyma się spadkowy koronatrend to szkoły otworzą się 1 czerwca, czyli z początkiem ostatniego semestru. Ostatni semestr w szkołach trwa od 1 czerwca do 17 lipca. Potem jest sześć tygodni wakacji. Grupą priorytetową stały się małe dzieci, czyli mówimy o przedszkolakach, zerówce, klasie pierwszej oraz klasie szóstej (czyli o dzieciach, które pójdą do szkół ponadpodstawowych). Nastolatki w szkołach średnich mają zapowiedziane przed końcem roku konsultacje twarzą w twarz z nauczycielami ale tym tematem za bardzo się nie interesowałam. 
Podobnie jak w Polsce decyzja rządu okazała się bardzo kontrowersyjna. Związki nauczycieli zaczęły bić na alarm, nauczyciele chcieli gwarancji, że otwarcie szkół jest bezpieczne. Dowody naukowe, które pokazywali naukowcy współpracujący z rządem ich nie przekonywały. Koronaryzyko wśród dzieci jest bardzo, bardzo małe ale nie znaczy, że nie istnieje. Nie będę się tutaj rozpisywać na temat badań, bo to długa historia, mnie wyniki tych badań przekonują. Dość powiedzieć, że w Wielkiej Brytanii w ciągu ostatnich trzech miesięcy więcej dzieci zostało zamordowanych we własnych domach niż umarło na koronę więc uważam, że szkoły powinny być otwarte (a na pewno zanim otworzą kina czy salony fryzjerskie). Dla przypomnienia, starsza P. jest w zerówce a młodsza jest w przedszkolu i obie w zeszłym tygodniu wróciły do placówek. Jak więc wygląda nasza nowa placówkowa rzeczywistość? 
Zacznę od szkoły i podkreślam, że każda szkoła zrobiła to trochę inaczej, bo dyrektorzy mieli wolną rękę w interpretacji rządowych zaleceń a poza tym szkoły mają różne warunki lokalowe. Standardowo klasy w naszej szkole mają po 30 dzieci, w zerówce są to dwie klasy, czyli 60 pięciolatków na całkiem sporej przestrzeni, która jest zaprojektowana tak, aby dzieci mogły do woli się przemieszczać. Ponieważ do szkół na razie wróciły tylko trzy roczniki to generalnie jest miejsce. Klasę starszej Pimposhki rozdzielono na dwie ‘bańki’ (bubbles). W każdej bańce jest 15 dzieci, każda bańka ma swoją salę, swoje osobne toalety i umywalki oraz ‘wybieg’ na zewnątrz. Bańka starszej P. trafiła akurat do nowej sali, w której zazwyczaj rezyduje klasa pierwsza (od września starsza P. będzie się uczyć właśnie tam). Każde dziecko ma swoją ławkę i swoją indywidualną tacę z kredkami, mazakami itd. Każdą bańką opiekują się te same dwie nauczycielki. Bańki się nie mieszają, ale mogą się porozumiewać ze sobą w grupowych sesjach przez Internet. Kuchnia nie serwuje na razie ciepłych posiłków, ale dzieci mają zapewniony darmowy lancz w szkole (choć nie wszystkie) za to muszą ze sobą przynieść jedną zdrową przekąskę oraz butelkę z wodą.  
Na terenie szkoły pojawił się system jednokierunkowy, czyli wchodzi się jedną stroną a wychodzi drugą. To jest trochę upierdliwe bo nie wiadomo gdzie zaparkować aby było optymalnie. Odwożenie i przywożenie trwa obecnie trochę dłużej. Dodatkowo mamy wyznaczone konkretne okienko czasowe kiedy mamy się pojawić w szkole (i dziecko może odprowadzić tylko jedno z rodziców). My zaczynamy o 8:45 a kończymy o 2:25. Każde dziecko ma trochę inne okienko w związku z czym nie ma tłoku i nie ma kolejek. Na terenie szkoły kiedy ja się tam pojawiam jest tylko kilka innych osób i zazwyczaj idą do innych sal. 
W ciągu dnia dzieci realizują normalny program edukacyjny, nie są to zajęcia opiekuńczo-wychowawcze. Obowiązują mundurki, poza marynarkami i krawatami (ze względów higienicznych). Dzieciaki co chwila myją ręce i rozmawiają o bakteriach, zarazkach i dlaczego musimy trzymać dystans. Starsza P. jest zachwycona, że wróciła do szkoły. Zachwycona!!! Ale nie wszystkie dzieci wróciły. Zajęcia w szkole są dobrowolne, rodzice nie mają obowiązku ich posyłać. W pierwszym tygodniu pojawiło się u nas w szkole 50% dzieci czyli w bańce starszej P. było 7-8 dzieci. Być może w tym tygodniu pojawi się więcej, bo niektórzy rodzice najpierw chcą zobaczyć jak to wygląda w praktyce. Aha i zapomniałam dodać, że szkoły otworzyły się tylko w Anglii. W Walii otworzą się na ostatnie trzy tygodnie semestru, w Szkocji dopiero w sierpniu. 
A teraz przedszkole. Nasze przedszkole działa w nieco ograniczonych godzinach, od 9:00 do 16:00. Młodsza P. zawsze przynosiła ze sobą lancz ale teraz musi być również po śniadaniu i musi mieć ze sobą przekąski i podpisaną butelkę z wodą. Przedszkole w chwili obecnej nie zapewnia żadnego jedzenia. Tutaj również utworzono bańki, tym razem 10 dzieci i troje opiekunów, te same dzieci i ci sami opiekunowie. Dziecko odstawia się na konkretną godzinę i tworzą się kolejki, oczywiście w odstępach dwumetrowych. Cały proces też trochę trwa, podobnie jak w szkole odprowadza tylko jeden rodzic. 
Dzieci oczywiście często myją ręce, pieluszki (to akurat nas nie dotyczy) są zmieniane w odzieży ochronnej, dostaliśmy prośbę aby mała była ubrana tak, żeby mogła sama się rozebrać korzystając z toalety (czyli na przykład nie kombinezon zapinany na plecach) i żeby nie przychodziła dwa razy w tym samym ubraniu jeśli nie było wyprane.  W słoneczne dni mamy ją nakremować kremem z filtrem, takim całodziennym żeby nikt nie musiał jej kremować w przedszkolu. Dzieci mają też mierzoną temperaturę w ciągu dnia. Musieliśmy podpisać niezły cyrograf, w którym zobowiązaliśmy się m.in. do niezwłocznego odebrania dziecka jeśli będzie miało temperaturę albo, że rozumiemy iż opiekun będzie musiał zbliżyć się do dziecka np. żeby je pocieszyć. W naszym przedszkolu również są priorytety, czyli czterolatki i trzylatki. Młodsze dzieci na razie nie wróciły. Młodsza P. również jest zadowolona z powrotu do placówki. Rano nie było żadnych problemów, wróciła przeszczęśliwa. Widać, że obie już bardzo musiały się z nami nudzić w domu. 
No i tak to na razie wygląda. Co o tym myślę? Po pierwsze zobaczyłam w zeszłym tygodniu jak bardzo dziewczynki się zmieniły, dosłownie z dnia na dzień rozkwitły. Przez dwa miesiące nie wychodziły prawie z domu i cudownie jest je oglądać jak znów rozwijają skrzydła. Dla mnie to jest właściwie najważniejsze. Ale uważam też, że każdy rodzić musi sam podjąć decyzję czy posłać dzieci do placówek w obecnej sytuacji i uważam za słuszne, że rząd dał rodzicom wybór. 
Po drugie nie uważam, że na poziomie systemowym otwarcie szkół coś zmieni. Rodzice nie wrócą raczej do pracy, bo szkoła nie oferuje zajęć świetlicowych a jedynie 5 godzin dziennie, to za mało aby ‘uwolnić’ pracujących rodziców. Zajęcia nie są obowiązkowe, więc dzieci, które przede wszystkim powinny być w szkole (te z biednych rodzin) dalej nie będą do nich chodzić. Szkoła nie serwuje jeszcze ciepłych posiłków ani śniadań. Z drugiej strony to, że szkoły się otworzyły z pewnością pomoże zarówno szkołom jak i rządowi podjąć decyzję jak szkoła będzie wyglądać od września. Myślę, że trzeba to raczej potraktować jak próbę generalną przed wrześniowym otwarciem. 
No i oczywiście może być tak, że w którejś bańce dziecko albo nauczycielka będą mieli objawy co sprawi, że wszyscy wylądujemy na 14 dniowej kwarantannie. Tyle dobrego, że obecnie każda osoba, która ma objawy korony ma dostęp do testu (pod koniec zeszłego tygodnia przeprowadzano ich już 220,000 dziennie). A rząd nawet obiecuje, że do końca miesiąca na wyniki będzie się czekało tylko 24 godziny (w tej chwili jest to chyba średnio 48 godzin). Osobiście wychodzę z założenia, że korona zostanie z nami na dłużej i musimy nauczyć się z nią żyć. Im szybciej tym lepiej. 

A jak to wygląda u Was?
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
5 lat temu

Nasze dziewczyny też razem się bawią i jest to faktycznie wygodne choć oczywiście czasem trzeba interweniować. My dostaliśmy też ze szkoły dostep/login do różnych stron z materiałami edukacyjnymi (z tych samych materiałów korzystają w szkole). Ale my robiliśmy mało. Podziwiam Cię za to, że pracujesz zdalnie i jeszcze ogarniasz zdalne nauczanie. Ja się nie nadaję na taką mamę i nic na to nie poradzę. To co faktycznie zaprocentowało to fakt, że technologicznie byliśmy na to przygotowani. Nie wszyscy u mnie w pracy byli i rodziło to ogromne frustracje. Oxford zakupił dodatkowe laptopy ale trzeba było na nie trochę czekać. Mogliśmy też wejść do biura i zabrać sobie dodatkowe monitory, klawiatury albo krzesła biurowe czy co tam było potrzebne (poza komputerami stacjonarnymi bo te działają tylko fizycznie podpięte do uniwersyteckiej sieci).

5 lat temu

Super! Ja się bardzo broniłam jak mi powiedzieli, że będę miała służbowego laptopa ale teraz ogromnie się cieszę bo to jednak ułatwia bardzo sprawę (komputer sam się łączy z tymi wszystkimi vpnami itd.) Pamiętam jak miałam mojego pierwszego laptopa, jak byłam na studiach i to był w ogóle skarb. A mój pan profesor, który swego czasu mieszkał trochę w Ameryce powiedział mi, że u niego laptopy jak motyle, rozsiane po cały domu, 'odpoczywające' na kanapach. O rany, jakie to na mnie zrobiło wrażenie. A teraz ja sama posiadam trzy komputery, każdy o innym przeznaczeniu. Haha. Naprawdę to gadżeciarstwo się w chwili obecnej opłaciło ale też wróciłam do starych przyzwyczajeń gapienia się na komórkę i jest mi z tym źle, w takim układzie jeszcze trudniej jest nie dać technologii wejść sobie na głowę :(.

5 lat temu

Tak tak, dzieciaki to super-roznosiciele grypy. Ale nie tylko dzieciaki, w moim środowisku istnieje pojęcie 'freshers flu' czyli chorób, które pojawiają się na początku października jak zjadą się z całego świata studenci pierwszego roku. Zauważyłam też, że odkąd mam dzieci w placówkach to raz do roku mam okropne choróbsko, lubię je nazywać 'nursery grade' ja generalnie bardzo mało choruję, nasze dzieci też naprawdę rzadko. A co do korony, to akurat badania pokazują, że dzieci głównie zarażały się od dorosłych a nie odwrotnie, istnieje przekonanie, że dzieci nie roznoszą korony w takim samym stopniu jak grypę.

5 lat temu

No jak nauka zdalna to rodzice muszą się angażować w tym wieku. Dziecko samo sobie nie wydrukuje materiałów itd. Nasza jest ciut młodsza, i szczerze mówiąc coś tam robiliśmy ale nie za dużo no i zapał się osłabiał z czasem (zarówno nasz jak i starszej) także cieszę się ogromnie, że znów jest pod opieką nauczycieli, dostajemy niemal codziennie filmiki i faktycznie uczą się pisania, czytania, liczenia więc nie tylko zajęcia plastyczne.

5 lat temu

Muszę przyznać, że my oboje odetchnęliśmy jak dzieci wybyły chociaż na kilka godzin dziennie. Pogodzenie opieki nad dziećmi z wcale niełatwą pracą zdalną nie jest fajne. Z tego co piszesz Twoje dzieciaki dostały dużo wsparcia, szczególnie podoba mi się, że psycholog szkolny też nie próżnował. Super! Bardzo się cieszę!.

5 lat temu

W Oxfordzie planują wykłady w formie zdalnej ale tutoriale w małych grupach (że się tak wyrażę uczelniana specjalność) będą się odbywać normalnie. Dzisiaj największym znakiem zapytania jest ile studentów będziemy mieć w październiku, oczywiście największym problemem są studenci zagraniczni bo nie wiadomo, czy fizycznie przyjadą a to oni płacą największą kasę. Ja generalnie też jestem pod wrażeniem tego co zaoferowało nam zdalnie nawet przedszkole nie mówiąc o szkole ale nasze dzieci są jeszcze małe, tak naprawdę nie potrzebują zdalnego nauczania.

5 lat temu

Fajne jest to, że są kraje, które korzystają ze zdobyczy nowoczesnej statystyki i mają jako takie pojęcie co się dzieje z pandemią. Bardzo mnie to interesuje również jakie liczny kraje raportują. Np. w UK 'króluje' R number czyli wskaźnik ile osób zaraża jedna zarażona osoba. W Polsce podaje się stosunek liczby zakażonych do ozdrowiałych (co to ma dać to nie wiem). Ale ze strachem patrzę jak minister zdrowia Szumowski mówi obywatelom otwarcie, że on nie wie, w którym momencie pandemii jesteśmy. Gratuluję zdanej (nie zaliczonej) matury. Mój synek chrzestny, student budownictwa miał cały semestr uczony zdalnie i sesję też będzie miał zdalną i podobno nawet fajnie to wyszło. A co do społecznego dystansowania się w przedszkolach czy szkołach to oczywiście masz rację, rzecz totalnie niemożliwa ale myślę, że stąd się wzięły te 'bańki' bo będę się 'niedystansować' tylko w obrębie tych baniek. Nie zmienia to faktu, że Nina jak wraca z przedszkola to już nie ma takiego charakterystycznego smrodku tylko wania jakimś wybielaczem ;).

5 lat temu

Rany Boskie!!! Co za głupota! Ale tak to jest, że jak zasady zmieniają się co chwila to dochodzi do takich absurdów. W UK trochę podobnie. Co prawda nie jeśli chodzi o przedszkola, ale np. jest zakaz spotykania się (na zewnątrz) w grupach większych niż 6 osób a w weekendy ulice pełne protestów antyrasistowskich.I policja nie za wiele może.

5 lat temu

No widzisz u mnie impresje są zupełnie inne :D. Mam chyba starsze o rok odpowiednio dzieciaki, obydwaj w przedszkolu. Zatrzymaliśmy ich w domu dwa dni przed oficjalnym zamknięciem przedszkoli, bo mamy w domu osobę w grupie podwyższonego ryzyka, plus obydwoje pracujemy zdalnie, więc nie był to kłopot logistyczny.
Przedszkole wrzucało na stronę materiały raz – sama nie wiem, skąd w internecie wykopali tak beznadziejnej jakości materiały, bo to musiało być najgorsze, co było w ofercie. Przejęłam kompletnie edukację dzieciaków, mamy odebrane podręczniki, ale nie używamy ich wcale, ew. jako inspirację do ćwiczeń. Wprowadziliśmy naszym dzieciakom normalne zajęcia z podziałem na bloki tematyczne (matma/grafomotoryka/gimnastyka/przyroda) i po prostu coś tam zawsze robili. I muszę powiedzieć, że po tych miesiącach w domu obydwaj są znacznie sensowniej rozwinięci i autentycznie widać, że przyswajają wiedzę i nabywają umiejętności. Syn do tej pory robił wojny o ćwiczenie literek, a jakoś na imionach bohaterów ze swoich gier i książek dawał radę, a na śmiesznych zdaniach to w ogóle. Obejrzeliśmy świetne time-lapse'y z tego jak rosły wiosenne kwiaty, jak się wykluwają małe bociany, start i lądowanie Falcone 9, zadania matematyczne z bardzo fajnej strony robili poziom wyższy niż są teraz. Przedszkole uruchomili, ale z 250 dzieci wróciło 7. Siedzą w najmniejszej sali, co mnie trochę dziwi w sumie, skoro mogliby zaszaleć. Faktem jest, że często nadrabiałam pracę po południu ze względu na przerwy rano na jakąś pomoc w ćwiczeniach. Mieliśmy dużo szczęścia, bo naturalnie pracujemy zdalnie, mamy cały osprzęt i nie było to dla nas w ogóle dziwne, plus mamy synów w zbliżonym wieku, którzy się bardzo dobrze bawią razem, no i fakt, że jeszcze nie w szkole, więc mielismy pełną swobodę w programie nauczania powiedzmy. U koleżanek z dzieciakami szkolnymi już nie było tak różowo.

5 lat temu

Hihi, jakbym o sobie czytała. Jestem gadżeciarą elektroniczno-papierniczą również :D. W domu mam komódkę wypełnioną klejami, spinaczami, pinezkami, papierami kolorowymi, blokami, brokatami, cekinami, szpilkami, filcem i kulkami styropianowymi 😉 I tysiącem podobnych rzeczy. Na 4 osoby ( 2 dorosłych, 11 i 14 lat) przypadają 4 komputery w ciągłym użyciu (1 służbowy) . Do tego 1 stacjonarka i 3 laptopy starsze w odwodzie (komórek, czytników i tabletów nie liczę). Tuż przed pandemią kupiliśmy porządną kolorową drukarkę laserową. Potem dokupiliśmy skaner 😉 Mamy słuchawki, kamerki no i przede wszystkim dużo miejsca, żeby każdy miał swój spokojny kąt do nauki/pracy. No i niebagatelna sprawa, bo chociaż mieszkamy na wsi mamy światłowód, więc strumień internetu płynie wartko.
Niektórzy łapali się za głowę – po co, na co, zbieractwo, nadmiar techniki. A ty świat zrobił fikołka. I uderzył w takie osoby, jak moja koleżanka, która wiedziona sugestiami psychologów sprzęt komputerowy miała w domu ograniczony do minimum, a 11 letni syn spędzał zawsze czas na polu ganiając z kolegami nie posiadając smartfona ani komputera. I nagle okazało się, że wszystko bierze w łeb. Że życie trzeba przenieść do świata wirtualnego, komputery i kamerki zakupić, żeby się uczyć i pracować… Nagle nadganiać wszystkie te programy, sprawy, które Ci "techniczni" mieli obcykane… Takim osobom najciężej, bo to ich świat całkowicie stanął na głowie. My weszliśmy jakoś płynnie, zresztą zdarzało nam się pracować z domu.
W Polsce lekcji zwykłych nie będzie do końca tego roku szkolnego – jak od września – nie wiadomo. My mamy to szczęście, że nauka w szkole naszych dzieci (zwykłą publiczna podstawówka) dość szybko się zaadaptowała i znakomita większość nauczycieli prowadzi lekcje przez kamerkę, wykorzystuje możliwości, jakie daje technika – prezentacje, zabawy, filmy… Ale wiem, że są szkoły, gdzie jest to tragedia – dzieci dostają maile/wiadomości (najczęściej w dużej ilości) co mają przeczytać w podręczniku i jakie ćwiczenia zrobić. I tyle… Rodzice się burzą, i słusznie, że nagle sami się muszą stać specjalistami od budowy atomu, historii Piastów, roślin nagonasiennych i ruchu jednostajnie przyspieszonego połączonego z analizą wiersza. I że w takim trybie nauczyciel jest po prostu zbędny…
Moje dzieciaki mogą spać dłużej (w normalnym czasie wyjeżdżamy z domu ok. 7, teraz zaczynają lekcje najwcześniej o 8, a często i później), mogą łazić w piżamach, mają więcej czasu dla siebie, mają w zasięgu ręki wszystkie zabawki, książki, nie ma dojazdów, nie ma zajęć dodatkowych.
I tęsknią za normalną szkołą…

5 lat temu

Mnie problem szkoły ani przedszkola nie dotyczy, natomiast czytam ostatnio "Prawa epidemii" Kucharskiego i byłam bardzo zaskoczona, że sezonowość grypy epidemiolodzy wiążą właśnie z sezonem szkolnym a nie z pogodą, jak mi się zawsze wydawało.
No ale siedzieć bez końca w domu się nie da, opowieści o bańkach bardzo ciekawe. I to prawda – rodzice bardzo muszą się napracować, żeby być atrakcyjnym dla dzieci 🙂
Hihi, jednak pewne nadmiary nie zawsze są naganne i czasem dobrze mieć szafkę wolną od minimalizmu. 🙂

Witaj 🙂

BBM
5 lat temu

Obserwuję zdalną naukę najmłodszego wnusia pierwszoklasisty i powiem, że do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, że maluchy mogą być tak bardzo obciążone a jednocześnie, jak bardzo zaangażowani w naukę dziecka muszą być rodzice.

5 lat temu

To była oczywiście Magdalenka;-)

5 lat temu

My mieszkamy w PL ;-)) i mam dzieci w podstawówce, liceum i studiach. Na wszystkich poziomach sprawdza się spostrzeżenie: ci nauczyciele/wykładowcy, którzy starali się wcześniej i im zależało nie mieli żadnych trudności, żeby przestawić się na inny system pracy z uczniem. Ponieważ często pracuję w tym samym pomieszczeniu. w którym moje dzieci się akurat uczą to różnica jest bardzo zauważalna. Od razu widać, kto idzie na żywioł, a kto przemyślał lekcję. Są nauczyciele, którzy umieli zaplanować zajęcia na miesiąc na przód, wpisać je do librusa i tak realizować. Byli też tacy, którzy wpisywali godzinę zajęć inną niż planie lekcji 10 min przed rozpoczęciem i pół lekcji robili wygawor, czemu jest ich tak mało zalogowanych, lub nie pojawiali się na zajęciach, albo pojawiali się na innej platformie niż wpisali hasła dostępu w planie lekcji. Tym których lekcje są prowadzone super – sama z wielką przyjemnością ich słuchałam – nigdy nic takiego się nie przytrafiło.
Dyrekcja z LO córki przekazała formę kontaktu do siebie, co jakiś czas przesyła informacje rodzicom, a z młodzieżą kontaktuje się co tydzień. Panie psycholog/pedagog też nie mają korona wakacji, bo regularnie organizują zajęcia adekwatne do sytuacji np. jak zorganizować sobie czas efektywnie, jak się motywować do nauki, jak sobie radzić ze stresem z powodu choroby. Podobno bardzo ciekawie je prowadzą – niestety moja pociecha nie chciała w nich uczestniczyć.

Student miał w większości luz i nikt się nimi nie interesował, a teraz doszli do wniosku, że zrobią im egzaminy na koniec semestru. Semestru, którego praktycznie nie było…

Jak będzie wyglądało to od września jeszcze nie wiemy. Na chwilę obecną szykujemy się do obozu sportowego dla najmłodszej, co powoduje gromkie okrzyki radości u nas rodziców i dziecka. Nasi trenerzy to kadra na super poziomie i bardzo się cieszę, że nas nie ominie w te wakacje taki świetny wyjazd na … trzy tygodnie.

5 lat temu

Ha, cześć Miedzyklebkiemakuchnia – ja też testem Olsztynianka .

Ja nauczam w koledżu i tak właściwie nie odczułam koornawakacji. Spędzam więcej czasu przed kompem niż gdzybym była w pracy:-) Nauczam IT i programowania komputerowego, więc z racji przedmiotu, studenci są ok z nauczaniem zdalnym ale za bardzo się aż nie palą. Wszyscy zdawali egzaminy w sesji styczniowej więc o tyle jest łatwiej. Czas nauczania z domu mnie trochę wypalił fizycznie is psychicznie.
Co do szkoły mojego syna to powiem że jestem pod wrażeniem – jest codzienny kontakt i prace do zrobienia; wszystkie projekty według schematu projektu – np. uczenie się o wodzie ma zadania z fizyki (robienie ice lollies), oblicznie objętości wody, słownictwo etc. W końcu przydał mi się mój walijski – mój syn uczęszcza do szkoły walijskiej, choć z tatą rozmawia po Angielsku. Szkoła używa Teams i HWB co jest odpowiednikiem platformy nauczania.

W Walii ogłoszono że uczelnie wyższe, w tym koledże wracają do szkoły 15tego czerwca a szkoły podstawowe 29go na 4 tygodnie. Powrót mnie nie dotyczy bo wracają tylko studenci i nauczyciele, gdzie jest potrzebne świadectwo typu praktycznego – czyli jeśli się kończy kursy elektryczne, mechaniczne etc i potrzebne jest zaświadczenie że student zdał wszystkie egzaminy praktyczne i jest kompetentny.
Co do powortu mojego syna to nie wiem, wachamy się, ale wiem że, tak jak mówisz o swoich córkach, on naprawdę rozwija skrzydła w szkole. W jego szkole klasy są małe, więc nie będzie problemu i tzw dystansowaniem. Zobaczymy.
Masz rację że trzeba się przygotować na dłuższe panowanie korony niż nam się wydaje. U nas się mówi że musimy przygotować się na nauczanie online od września…..

5 lat temu

U nas co Land/kraj to obyczaj – w zaleznosci od ilosci zachorowan na danym obszarze. W przedszkolach tez sa ostre zasady higieniczne, jednak podstawowa podstawa czyli zachowanie odstepu jest idiotycznie smieszno-niemozliwe, iluzoryczne i abstrakcyjjne i co tam jeszcze, nie ze wzgledu na brak miejsca, tylko z prostej przyczyny, ze male dzieci, to male dzieci – maja inne mozliwosci oraz potrzeby (grupy sa mieszane wiekowo, a w przedszkolach integracyjnych wsrod "normalnych" dzieci sa mniej, bardziej i jeszcze bardziej uposledzone). To moja dzialka zawodowa, wiec sie orientuje, mlodych szkolniakow nie posiadam, wiec nie nadazam za sztafetami poluzowan.
Na chwile obecna najwazniejszym wydarzeniem osobistym jest swiezo zdana matura (jednak zdana, a nie "zaliczona")niemiecka; oprocz matmy wszystko w j. francuskim, wiec jeszcze jeden dodatkowy egzamin przed nami;-), aby miec mature dwukrajowa.
Potem bedzie zagadka, jak rozpoczna sie studia i czy bedzie tlok, gdyz zwyczajowo tu duzo maturzystow wyrusza najpierw w swiat…
Studenci maja wyklady zdalne, ale mensa juz wydaje posilki (ostre przepisy rzecz jasna). Cwiczenia zdaje sie sa mozliwe praktycznie, ale ja mam wiadomosci z pierwszej reki tylko o fizykach, a ci nie wystepuja tlumnie. Moja starsza wiekszosc czasu spedza w laboratorium i swoim biurze na terenie uniwerku.
PS. W Göttingen kilka wielopokoleniowych rodzi swietowalo tlumnie i hucznie. Wynik: mnostwo nowych zachorowan (takze wsrod dzieci i mlodziezy), a przez to ponowne calkowite zamnkniecie wszystkich szkol, przedszkoli, basenow i klubow sportowych.

Nasze przedszkole otwarte jest dla dzieci rodziców lekarzy itp i dla tych którzy oboje rodzice dadzą zaświadczenie że muszą wrócić do pracy i nie mają możliwości pracy zdalnej. Grupa może mieć chyba max 10 osób. Z tego co wiem to nawet tyle nie chodzi osób. Co dziwne reszta typu basen i sale zabaw mogą być otwarte, a restrykcje co do przedszkoli zostały. Olsztyn.

By Pimposhka
0
Would love your thoughts, please comment.x