Bujo vs Hobo

Napomknęłam Wam już, że zdradziłam moje bujo na rzecz ‘zwykłego’ kalendarza!!! No dobra, to wcale nie jest taki zwykły kalendarz. Ale zanim Wam wszystko opiszę to lojalnie ostrzegam, że to jest wpis wyjątkowo dla wszelkich fetyszystów papierniczych. Jeśli do nich nie należycie to przepraszam. Ewentualnie siostry po drucie mogą zamienić słowo planer/kalendarz/papier na wzór/włóczka/druty i też będzie ok ;). 
W styczniu (rany, jak ten czas szybko leci) zrobiłam przegląd notesów do bujo (klik) i już tam napisałam, że chętnie bym spróbowała Hobonichi czyli japońskiego kalendarza książkowego w wersji dziennej. W końcu się przemogłam i mam. Otóż doszłam do wniosku, że formuła bujo jak najbardziej mi odpowiada ale męczy mnie nieco obowiązek wykreślania kolejnych miesięcy, tygodni itd. Oczywiście w dalszym ciągu lubię stronę kreatywną ale w bujo musiałam wykreślić nowy tydzień zawsze w weekend. W rozkładówce tygodniowej miałam plan posiłków na cały tydzień ale planowanie i zakupy robię zazwyczaj w czwartek/piątek a wtedy nowa rozkładówka nie była jeszcze gotowa. Plan posiłków pisałam więc jakby dwa razy. Wkurzało mnie to i postanowiłam wprowadzić zmiany. 
Dlaczego Hobonichi jest taki fajny? W dalszym ciągu ważne są dla mnie trzy rzeczy: liniatura, waga i jakość papieru. Większość kalendarzy książkowych z dziennym rozkładem ma rozkład dnia ‘na jedno kopyto’ czyli strona jest cała w linie i nie ma miejsca na notatki. Większość z nich jest dość gruba no i ma nieciekawy papier. A poza tym są nuuuudne. 
Po pierwsze Hobonichi ma świetnie zaprojektowaną dzienną stronę. Godzinny plan dnia zajmuje stosunkowo niewielką część strony. Poza tym jest miejsce na cele na dany dzień a reszta strony służy jako notatnik. Mogą to być notatki, rysunki, malunki, wydzieranki, kolaże, wycinanki kurpiowskie itd. I co najważniejsze cała strona jest w kratkę 4 mm. 
Po drugie Hobonichi ma fantastyczny papier tzw. Tomoe River paper (cokolwiek to znaczy). Nigdy nie miałam do czynienia z takim papierem. Jest cienki jak bibułka ale pisze się nim cudownie (a używam wiecznego pióra) i przebijanie jest super, tzn. w zasadzie go nie ma a na pewno nie jest większe niż w przypadku grubych kartek w notatnikach nuuna (najgrubsze jakie używałam). 

Po trzecie, kalendarz Hobonichi można kupić w wersji ‘avec’ co oznacza tyle, że jest to zestaw dwóch kalendarzy, każdy na sześć miesięcy.  

Punkt drugi i trzeci sprawiają, że kalendarz jest lekki. W zasadzie bardzo lekki. A z okładką (o czym za chwilę) można go porównać do notesów bujo jakich używałam wcześniej (pod względem wagi i rozmiaru). 
Od czasu styczniowego wpisu skończyłam Rhodię i zaczęłam nuunę. Notatnik nuuna był inny niż wszystkie, grube kartki, białe (nie kremowe) z kropkami co 3.5 mm. Lubiliśmy się, ale gdy zaczął się kończyć pod koniec lipca szukałam czegoś nowego i postanowiłam wreszcie sprowadzić z Japonii Hobo. Na początek kupiłam jedynie Cousin Avec na drugie półrocze. Zdążyłam rzutem na taśmę, bo sklep Hobonichi (klik) jest sezonowy. Oznacza to, że sklep edycji 2019 ‘zamknął się’ pod koniec sierpnia aby pierwszego września otworzyć edycję 2020 i w chwili obecnej nie można już kupić u nich żadnego kalendarza na 2019 rok. 
Kiedy zaczęli sprzedawać kalendarze na 2020 rok miałam już miesiąc doświadczenia z Hobo, stwierdziłam, że to dla mnie i złożyłam duże zamówienie na 2020 rok, między innymi kupiłam okładkę i ‘okładkę na okładkę’ do mojego obecnego kalendarza. Moje pierwsze zamówienie dotarło do mnie w ciągu 5 dni, aż nie mogłam uwierzyć. Za to na drugą paczkę czekałam prawie miesiąc 🙁 w dodatku zainteresowali się nią celnicy i musiałam jeszcze zapłacić od niej podatek. Hobo to nie jest tani zakup (kalendarz na cały rok kosztuje 32 funty plus różne akcesoria i koszty przesyłki) ale z drugiej strony przy moim zużyciu notesów do bujo wychodzi rocznie chyba tyle samo. 
Okładkę kupiłam z kilku powodów. W ‘gołym’ kalendarzu brakowało mi bardzo zakładek. Przede wszystkim dlatego, że kalendarza używam nieco inaczej niż bujo. Nawiguję między kartką na dany dzień a rozkładem tygodniowym (Hobo ma rozkład roczny, miesięczny i tygodniowy, tak jak na zdjęciach poniżej). Próbowałam to sobie zaznaczyć spinaczami, ale każdy okazywał się zbyt ciężki dla cienkiego papieru. Poza tym już po miesiącu użytkowania okładka trochę mi się ‘zeszmaciła’ (okładka nie jest specjalnie wytrzymała tak jak w przypadku notesów, których używałam wcześniej). No i przez niemal dwa lata używałam dobrych notesów z bardzo nudnymi okładkami. Dzięki temu, że mam plastikową ‘okładkę na okładkę’ mogę ją sobie dowolnie personalizować. 
Na przykład tak:
Albo tak:

Kupiłam czarną okładkę z pomarańczowym wnętrzem. Jest wykonana hmmm z ortalionu. To najtańsza wersja. Można kupić okładki ze skóry albo z dizajnerskiego materiału i one są dużo droższe. Może kiedyś sobie kupię, na razie nie chciałam kupować w ciemno. Okładka sprawia, że mam kieszonki, pętelki na długopisy i wyczekiwane zakładki z tasiemki, które są super:

Z Japonii sprowadziłam sobie również zestaw szablonów. Muszę przyznać, że to najlepsze szablony jakie mam. Są świetnej jakości, wykonane z wysokiej jakości plastiku z ‘tępą’ lewą stroną co znacznie ułatwia pracę. 
Hobonichi używam w zasadzie dokładnie tak jak wcześniej używałam bujo. Jest kolorowo, są taśmy washi, markery, wyklejanki. W dalszym ciągu mogę się wyżyć kreatywnie, ale wtedy kiedy mam na to ochotę, a nie wtedy kiedy trzeba. Bardzo lubię naklejki do planera Carpe Diem firmy Simple Stories, świetnym źródłem naklejek jest też Etsy, polecam również sklep ogarnięte.pl (klik

A taśmy washi to osobna historia. Oto moja kolekcja, mam ich trochę ponad 20 sztuk a dokładnie 69 ;). Zazwyczaj kupuję je w sklepie MT (klik) albo w sklepach z materiałami do scrapbookingu (Simple Stories też mają taśmy washi). Nie są drogie, więc zawsze można sobie kupić rolkę czy dwie na poprawę humoru :). Aczkolwiek znalazłam niedawno sklep w Londynie z japońskimi cudeńkami po 6-8 funtów za rolkę. Na razie się wstrzymuję… 
Ok, to w zasadzie tyle gadania. Teraz kilka rozkładówek z Hobonichi, 
Widok miesięczny:
Widoki tygodniowe:

Widoki dzienne 

Moje strony nie są tak ładne jak ‘gęsto zagospodarowane’ strony pokazywane na Instagramie #hobonichi (czy wiecie, że są osoby, które spotykają się w kawiarni aby razem sobie ‘poplanować’ tak samo jak druciarki spotykają się aby sobie podziergać?) ale staram się jednak aby to planer pracował dla mnie a nie na odwrót. Staram się aby nie był to przerost formy nad treścią. 
Jeśli macie ochotę na własne Hobonichi to oczywiście możecie zamówić go bezpośrednio z Japonii. Jest jednak wrzesień i to dobry czas aby wyhaczyć taki kalendarz na Etsy czy eBay. Warto tutaj wspomnieć, że Hobonichi Cousin to wersja A5 ale oryginalny Hobonichi ma format A6, są jeszcze inne kalendarze tej firmy (np. Hobonichi weeks) także warto się dobrze rozejrzeć na ich stronie, która jest jak najbardziej po angielsku. 
No i na koniec jeszcze anegdotka. Ponieważ robiłam duże i w zamyśle roczne zakupy w Japonii to włożyłam do koszyka kilka ciekawych gadżetów. Szczególnie ucieszyłam się z nożyka do robienia perforacji:
Pokazuję mężowi i mówię:
– Zobacz jaki fajny mam!
– A do czego to będziesz używać?
– ….. nie wiem…
Miłego tygodnia! 
p.s. obiecywałam rozdawajkę ale wrzucę ją za kilka dni, także zaglądnijcie jeszcze raz w tym tygodniu. 
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
5 lat temu

No właśnie. Często ludzie piszą o czymś, polecają, są zachwyceni a potem okazuje się, że to jednak nie to, coś nie zadziałało ale o tym już nie piszą. Co do Hobo to najlepiej kupić go teraz, jest dostępny na Amazonie, ale pewnie nie za długo. Cena z pewnością większa niż Smith's ale i tak taniej odliczając 30 funtów za przesyłkę z Japonii. Także rozejrzyj się.

5 lat temu

Ha ha dziękuję ale ani trochę. Co prawda poprzednie notatniki stoją a półce ale do nich nie zaglądam. To mój codzienny planer a nie pamiętnik czy kronika. Jeśli chodzi o sentymenty to mam swoje albumy Project Life. A że te Hobo takie dopieszczone? To dla mnie taka kreatywna terapia, jak wcześniej robienie na drutach.

5 lat temu

Nie mam wyboru, inaczej nasz rodzinny wszechświat dawno by się zawalił.

5 lat temu

Ani Panna ani Koziorożec, jestem Rybą 🙂 i faktycznie czuję się jak stołówka z menu, dobrze to opisałaś. Gdybym miała wybierać to wolę sprzątać niż gotować, ale u mnie w domu jak ja nie ugotuję to będziemy żyli na pizzy na wynos, no i taniej i łatwiej jest wynająć kogoś do sprzątania niż do gotowania. Dlatego jednak gotuję, a sprząta Pani Anna.

5 lat temu

117 g to musi być ten w formacie A6, A5 na pół roku waży około 250g. Ale format A6 formatowi A6 nierówny. Mnie się wydaje, że Hobo w wersji A6 jest większy niż Moleskine w formacie kieszonkowym.
Kojarzysz w niektórych dokumentach czy formularzach taką część, która ma 'naciętą' linię aby można było łatwo oderwać kawałek strony? Ten nożyk służy właśnie do robienia takiej perforacji.

5 lat temu

W moich wcześniejszych postach o bujo pisałam, że to dla mnie taka forma kraftowej terapii.

5 lat temu

No właśnie to systematyczne wykreślanie mnie trochę męczyło. Teraz mam wszystko 'wykreślone' przez fabrykę więc jedyne co 'muszę' to wyżyć się artystycznie kiedy chcę 🙂

5 lat temu

tak, ten kalendarz to przede wszystkim moje narzędzie ogarniania rzeczywistości. Poprzednie edycje stoją na półce, ale w nie wiem po co. Ja nawet bloga nie czytam wstecz, tylko wtedy kiedy chcę czytelnikom przypomnieć jakiegoś posta.

5 lat temu

Z planów zapisanych na papierze u mnie był tylko plan lekcji:) A kalendarze z zapiskami wydarzeń, pamiętniki, zeszyty wyklejone zdjęcami i tekstami piosenek i co zaskakujące również dla mnie, także albumy ze zdjęciami, to wszystko jest już nie dla mnie. I jestem żywym dowodem na to, że z wiekiem nie przeszłość, a właśnie ten czas przed nami jest ciekawszy. Czy te kalendarze służą do bierzącego zarządzania czasem, czy są swoistymi pamiętnikami Twojej aktywności? Ciekawi mnie, czy je wyrzucasz po wykorzystaniu?Pozdrawiam :D.

5 lat temu

Z podobnych powodów mój planer ma podział na dni tygodnia/miesiąca/roku plus miejsce na notatki, nie było szans, żebym systematycznie wykreślała.
Dobrze, że Ci się sprawdza nowy system :).Chociaż musze przyznać, że drażniłyby mnie te przebijające kartki :D.

5 lat temu

Super wyglądają te Hobonichi – ile w nich pracy i… miłości, a sentencja o dziku bardzo mi się podoba.

5 lat temu

Już zajrzałam do sklepu i widzę, ze 117 g 🙂 Czyli jest lżejszy.

A co do tego nożyka, to jak go pokazałaś na Instagramie nie miałam pojęcia po co to jest. I cóż, nadal nie wiem 😀

5 lat temu

BuJo nigdy nie był w kręgu mojego zainteresowania własnie ze względu na konieczność wykreślania kolejnych tygodni, miesięcy itd. Dodatkowo nie mam takiego zmysłu estetycznego, żeby mój kalendarz musiał mieć ozdoby, czy być kolorowy. Nie planuję posiłków na tydzień naprzód, chyba że robię akurat zakupy z dowozem do domu, a w kalendarzu muszę mieć sprawy zawodowe i wszystkie umówione wizyty lekarskie, czy u fryzjera. Z tego względu zwykły kalendarz mi wystarcza, ale w tym roku zaszalałam i kupiłam sobie Moleskine dzienny. Trochę było z tym kombinowania, bo wersja A5 była cięższa niż mój dotychczasowy kalendarz, a mniejsza wersja jest znów dość mała. postanowiłam jednak spróbować, bo ona z kolei była lżejsza niż mój tegoroczny kalendarz 😉
Z ciekawości wiec zapytam: ile waży taki Hobo na pół roku? Bez tych wszystkich gadżetów jak okładka jedna i druga. Jak będzie lżejszy niż mały Moleskine, to może za rok się skuszę 😉

5 lat temu

jesteś albo Panna albo Koziorożec…nie wiem, jaki inny znak mógłby ogarnąć taki wymiar planowania, a już planowanie posiłków na tydzień wprzód? zapewne to ułatwia codzienne życie i łączenie rodziny z pracą zawodową, ale czułabym się jak stołówka z menu… Gratulacje, że u Ciebie się sprawdza!

5 lat temu

Bardzo impresywnie wyglada Twoj Planner. Nie tylko iz ma taki uklad i rozklad i mozliwosc wklejania wen odpowiednich naklejek ale widac jak starannie i czule go prowadzisz.
Znow jestem pelna podziwu a poniewaz nie siedze w temacie nie wiedzialam ze mozna cos tak specjalistycznego kupic.
Byl czas ze prowadzilam rodzinna kronike – nie pamietnik tylko kronike w ktorej uwiecznialam wazniejsze wydarzenia, daty, nazwiska. Czyli to bylo cos co moglo byc nie ruszane nawet i miesiac, jesli sie cos nie dzialo. Trwalo to wiele lat i zajelo kilka grubych notatnikow – az jednego dnia dotarlo do mnie ze nikomu to niepotrzebne, nawet mnie, nikt do tych notatek nie zaglada, nikomu niepotrzebne daty czy nazwiska……
Wiec nie tylko przestalam pisac ale wszystkie wyrzucilam do kubla z makulatura.
Wiem ze u Ciebie bedzie inaczej, ze notatniki bede piekna pamiatka przynoszaca mile wspomnienia a juz teraz sa swego rodzaju klejnotami.
Godne podziwu i piekne.

5 lat temu

Planowanie to moja pięta achillesowa 🙂
Ty, widzę ogarniasz to cudnie.

By Pimposhka
0
Would love your thoughts, please comment.x