Uważam, że wiara jest sprawą szalenie prywatną ale dziadek Weber* każe mi na wstępie napisać Wam jak to wygląda u mnie. Wychowałam się w rodzinie, która nie jest rodziną katolicką, nie byłam chrzczona. Kiedy byłam pacholęciem religia odbywała się po zajęciach w szkole, w salce katechetycznej na parafii. Ja na te lekcje nie chodziłam, nie poszłam do komunii z moja klasą i absolutnie w niczym mi to nie przeszkadzało.
W wakacje często chodziłam do sąsiadów, bo ich wnuczki (nieco młodsze ode mnie) spędzały tam lato i razem się bawiłyśmy. Ale tego lata, po drugiej klasie podstawówki pojawiła się tam też inna dziewczyna. Była w moim wieku, więc jak się dowiedziała, że jesteśmy równolatkami to zadała mi pytanie, co dostałam na komunię. A ja, że nie byłam u komunii. Dziewczyna zachowała się tak, jakbym nagle oświadczyła, że mam HIV (pamiętajmy, że były to lata 80te i HIV siał straszny postrach). Zostałam natychmiastowo wyklęta z grupy. Było mi bardzo przykro, powiedziałam mamie, że chcę być ochrzczona, że chcę iść do komunii i tak oto stałam się Bożą owieczką. Przez jedną głupią małą flądrę.
Wiecie czym się różni człowiek od małpy? Małpy nie przekonasz aby oddała Ci swojego banana w zamian za obietnicę nieograniczonej ilość bananów po śmierci w małpim niebie**. To właśnie zdolność abstrakcyjnego myślenia odróżnia ludzi od zwierząt. Nie tylko pozwala nam wierzyć w taki koncept jakim jest Bóg i życie po śmierci ale również wierzymy w to, że ten kawałek zadrukowanego papieru, który trzymamy w portfelu ma konkretną, realną wartość albo, że za torebkę z logo Chanel warto zapłacić dziesięć razy więcej niż za torebkę bez tego logo.
Gatunkowi ludzkiemu od początku czasu towarzyszą różne bóstwa. Figurki, rysunki, ofiary, bożki pogańskie, personifikacje sił natury, czarna magia itd. Mamy po prostu potrzebę aby w coś wierzyć, tak jak mamy potrzebę poczucia bezpieczeństwa, przynależności, uznania. Religia jest wyrazem tej potrzeby a instytucja Kościoła służy temu, aby ktoś na tej potrzebie mógł zrobić biznes. Dosłownie. I nie ma co się tutaj oszukiwać. To my wierni utrzymujemy instytucję Kościoła w zamian za zaspokojenie naszych potrzeb wiary. Ksiądz jest takim samym ‘biznesmenem’ jak rolnik, który dostarcza jedzenie na nasz stół, deweloper, który buduje dach nad naszą głową czy szwaczka, która dostarcza nam ubrań. I nie chodzi tu tylko wyłącznie o kasę ale wgląd w nasze życie, kontrolę nad naszym zachowaniem, posłuch.
Kiedy biłam się z myślami, czy brać ślub w Kościele (wbrew pozorom była to dla mnie trudna decyzja) rozmawiałam z moimi znajomymi, którzy taki ślub brali. To co usłyszałam było bardzo interesujące. Na przykład, moja przyjaciółka na wstępie powiedziała, że ona nienawidzi Kościoła, że księża są ohydni i w ogóle się tego wszystkiego brzydzi. Na pytanie, dlaczego więc wzięła ślub w Kościele odpowiedziała ‘Aby było łatwiej dzieci ochrzcić’. (????!!!!!). Kumpel, na moje pytanie jak to jest, że brali ślub w Kościele, podczas gdy mieszkali razem przed ślubem i stosują antykoncepcję odpowiedział, że z takich ‘głupot’ to on się nie spowiada. Podjęłam decyzję, że jako poniekąd udawana owieczka Boża nie chcę być hipokrytką, nie dałam sobie prawa do sakramentu, z szacunku do tych, dla których on coś znaczy. Dla mnie na tym etapie życia, na którym byłam nie znaczył nic.
Powiem to szczerze, nie podoba mi się Polski Kościół. Uważam, że Polska byłaby dużo piękniejszym krajem gdyby te 92% zadeklarowanych Katolików stosowało się do nauk własnego Kościoła. Niestety, tylko 45% deklaruje, że do tych nauk się stosuje a i to nie za bardzo wiadomo w jakim stopniu. Przecież gdyby Polacy faktycznie stosowali się do nauk Kościoła to nie byłoby problemu z dzietnością wśród Polskich kobiet, nie byłoby tych setek tysięcy nielegalnych aborcji rocznie, można by było spokojnie zostawić rower pod blokiem bez zapięcia, rząd nie musiałby uszczelniać żadnych systemów podatkowych, polska telewizja miałaby normalne przychody z abonamentu, wszelkich emigrantów z Syrii i innych uchodźców przyjmowalibyśmy z otwartymi ramionami, rozwody czy przemoc domowa praktycznie by nie istniały a sklepy byłyby w niedzielę pozamykane z braku klientów a nie w wyniku odgórnej dyrektywy. Oczywiście nie do końca, bo oprócz wiary jest jeszcze natura ludzka, która nie zawsze jest dobra i w każdym społeczeństwie są patologie. Ale w katolickiej Irlandii problemu z przyrostem naturalnym jednak nie ma.
Religia w Polsce jest tak naprawdę czymś w rodzaju tradycji, socjologowie mają na to termin ‘Kościół ludyczny’. Pewne rzeczy po prostu robimy na zasadzie tradycji i przyzwyczajenia. Na przykład takie święcenie jajek na Wielkanoc. W Świnoujściu są cztery parafie, w każdej w niedzielę odbywa się 6-7 mszy świętych (w sezonie czasem więcej, ze względu na turystów). W zależności od pory dnia podczas mszy może być trochę pustawo. Ale kiedy nadchodzi Sobota Wielkanocna to w każdej z tych czterech parafii jajka są święcone co 30 minut, od 10:00 do 16:00 i wszystkie kościoły są pełne. Rodzice mojego kolegi, totalnie nie wierzący nie chodzą do Kościoła nawet raz do roku z tym koszykiem. Ale jedno poświęcone jajko zawsze ‘pożyczają’ od dziadków aby jednak się nim podzielić przy wielkanocnym stole (???!!!!!!). No i ile jest polskich gospodarstw domowych, w których nie obchodzi się Wigilii?
Oczywiście super, że mamy takie fajne tradycje. Ja tam wolę mieć prawdziwą polską Wielkanoc a nie zwykły długi weekend bo tak to wygląda w Wielkiej Brytanii. Brytyjskie Święta Bożego Narodzenia też już naprawdę niewiele mają z religią. W Polsce bardzo trudno jest rozdzielić gdzie kończy się religia a zaczyna tradycja, bądź odwrotnie. Żeby było śmiesznie to Krakowskie wianki, tak popularna studencka tradycja jest pogańskim świętem. I jak to się ma do ‘Nie będziesz miał Bogów cudzych przede mną’?
Bardzo, ale to bardzo denerwuje mnie, że w Polsce Kościół usiłuje się wtrącać do życia świeckiego, szczególnie w szkole. Polska nie jest krajem wyznaniowym, dlaczego więc w państwowych szkołach rok szkolny zaczyna się mszą? Dlaczego lekcje religii są w szkole (a nie w Kościele), czasem nawet w środku dnia, dlaczego podczas rekolekcji zajęcia szkolne są odwołane? Dlaczego zabrania się aborcji w imię chrześcijańskich wartości, dlaczego świecki rząd promuje tylko jeden wzorzec rodziny? Dlaczego w szkolnej klasie wisi krzyż? Nie zgadzam się na to, nie podoba mi się to, uważam, że jest to szkodliwe a takie wychowanie produkuje właśnie takich ludycznych katolików.
Dlaczego o tym piszę? Otóż jestem mamą chrzestną. Jeszcze rok temu nie było mowy o tym, żeby Hania (lat 9) szła do Komunii. Niby ochrzczona ale rodzina nie praktykująca, idąc do szkoły nie zapisała się na religię. Ale kiedy drugiej klasie zaczęły się rozmowy o Komunii Hania nagle zmieniła śpiewkę. Hania nagle kocha Pana Jezusa, chce iść na lekcje religii z innymi dziećmi, chce iść do Komunii i tyle. Nie udało się z Hani wydobyć skąd nagle taka zmiana ale ja mam swoje podejrzenia bo przecież przeszłam dokładnie przez to samo. Ja oczywiście pojadę w maju do Polski, będę dumną matką chrzestną, będę trzymać gromnicę, pozować do zdjęć, przywiozę prezent. Przecież to tradycja i ciszę się, że jestem jej częścią. Tak właśnie wygląda proces hodowli kolejnego pokolenia polskich Katolików.
*Jedna z teorii Maxa Webera mówi o tym, że socjolog nie może być zupełnie obiektywny, kiedy przeprowadza badania bo sam jest integralną częścią społeczeństwa, dlatego otwarcie i na wstępie musi zadeklarować swoje poglądy aby można było mówić o bezstronności.
** Cytat z książki ‘Sapiens’ Youval Noah Harari.
Dziękuję 🙂
Polecam przeczytanie książki "Spróchniały krzyż" Joanny Podgórskiej – tam jest o polskim Kościele i o tym jak coraz bardziej probuje opanować "rząd dusz. SMutne ale prawdziwe 🙁
Napiszę, na pewno napiszę bo chodzi mi po głowie od dłuższego czasu ale to trzeba porządnie ubrać w słowa.
To napisz ten post, podyskutujemy. Wg mnie sprawa uchodźców nie ma nic wspólnego z katolicyzmem.
This comment has been removed by the author.
Ah jak ja bym chciała tracić na mądrego katechetę. Miałam samych głupich 🙁
Laicyzacja postępuje na całym świecie, także w Polsce. Jak mieszkałam w Yorku to w starym kościele była restauracja, w innym dyskoteka, teraz w mojej miejscowości w starym kościele jest siłownia. W Polsce jeszcze buduje się nowe Kościoły Ale i to się zmieni.
Dzięki, poczytam.
Ja też miałam różne przejścia z karteczkami, również z uzyskiwaniem ich 'po znajomości'. Ale patrzyłam na to, że to jest 'dla kogoś' a wtedy gdy chodziło o mnie (ślub kościelny) to dałam sobie spokój. Dziwię się osobom, które narzekają, że ksiądz nie chciał dać kartki bo ktoś tam nie był bierzmowany. No chyba o to wszystko w tym chodzi? Staram się jak mogę aby nie być hipokrytką, najczęściej mi się udaje ale też w życiu są różne wybory i czasem trzeba wybrać mniejsze zło.
Oj tak, w polskim Kościele naprawdę trudno poczuć, że Pan Bóg jest miłością. I już dawno z żadnego kazania nie wyniosłam nic mądrego. Niestety! Ale są kościoły na świecie, które są inne. Ja nadal szukam swojego.
Na wieki, wieków 🙂
Ja mam to szczęście, że nie musiałam się konfrontować z żadną rodziną. Większość tak jak ja to katolicy ludyczni (jeśli w ogóle chodzą do Kościoła) więc wszyscy sobie ładnie udajemy tudzież uprawiamy tradycję i tyle. Ja na przykład byłam na ślubie kuzyna w czerwcu, mszę odprawiał jego kuzyn i walnął takie kazanie, że mogłabym się nieźle poczepiać (było bardzo seksistowskie, Kasiu to o czym piszesz panna młoda została sprowadzona do takiego obiektu właśnie). Ale się nie czepiłam, bo nie chciałam wyjść na panią co przyjechała z wielkiego zachodu, gdzie o kobietach już się tak nie rozmawia.
HP Sapiens czytać marsz! Dawno tak żadna książka nie uderzyła mnie po łbie. Uwielbiam! Homo Deus już trochę mniej, bo jednak jestem socjologiem i bardziej interesuje mnie to co w społeczeństwie niż to co w jednostce. Ja jeśli chodzi o sprawy religii to jestem tam gdzie Ty, może bliżej mi na spektrum do duchowości niż ateizmu ale zdecydowanie daleko od polskiego Kościoła.
🙂
Zgadzam się z jedną i z drugą. Bo niewykonywanie swoich obowiązków i branie za to kasy jest karygodne ale z drugiej strony jak to wykonywanie obowiązków to opowiadanie dzieciom głupot to może lepiej, że ich nie ma? To winny jest system a nie ludzie. Bo jakie przygotowanie i podstawy programowe, jakie narzędzia ma ten katecheta? Muszę sobie na ten temat porozmawiać z Wielebnym, to mój przyjaciel, który jest księdzem i właśnie specjalizuje się w młodzieży. Jedna z niewielu osób w Kościele, któremu ufam.
Ja sobie myślę, że prowadzenie lekcji religii szczególnie wśród nastolatków bez wielkiego przygotowania pedagogicznego i psychologicznego musi być szalenie trudne i nie dziwię się, że wielu katechetów nie umie sobie z tym poradzić. Ja też miałam bardzo złych katechetów w swoim życiu, na czele z księdzem, który raz palnął, że zdrowy mężczyzna nie może wytrzymać długo bez seksu (a powiedział to w klasie gdzie co drugi ojciec to marynarz spędzający długie miesiące na morzu bez żon). Szkoda gadać. Ja mam dokładnie tak samo jak Ty.
O rany ale tu się dyskusja wytworzyła. Fragment książki zamówiłam na Kindle (po angielsku ma inny tytuł) i zobaczę. Myślę, że wszystko można przedstawić w sensacyjnym świetle jeśli się chce ale wcale się nie dziwię temu co piszecie. Lucy, ja pamiętam taki artykuł w Polityce (już dawno) z datami i poszczególnymi etapami wprowadzania religii do polskich szkół. Kto się z kim układał itd. Bardzo ciekawa lektura. To było przy okazji debaty religii na maturze jakiś czas temu, teraz debata wróciła choć pewnie oświata ma na głowie ważniejsze rzeczy.
Właśnie! O to mi chodzi. Nagle poznałam ludzi, którzy spowiadają się bezpośrednio do Boga i nie korzystają z pośrednika. Widzę Kościoły, które zbliżają wspólnoty, gdzie w salkach przykościelnych jest joga i warsztaty rękodzielnicze. Tutaj faktycznie czuje się, że Bóg jest miłością, nie ma oceniania, nie ma kazania, nie ma ognia piekielnego. Bóg oczekuje tyle ile możesz mu dać. Czy to nie jest wspaniałe? A jak człowiek coś takiego widzi to ten Polski Kościół wydaje się skostniały, zacofany, zimny…
Dokładnie! Dlatego napisałam, że katolika trzeba wyhodować a nie wychować. Takie odbębnianie sakramentów, zdrowasiek, pieczątek i podpisów w zeszytach to właśnie 'hodowanie', oczywiście nie wszystkich i nie twierdzę, że wszyscy Katolicy to jakaś bezrozumna masa.
Ja pamiętam sytuację, kiedy podczas przygotowan do bierzmowania ksiądz nas uczył, że w Kościele nie ma stawek i pogrzeb czy ślub faktycznie są 'co łaska' a na następnych zajęciach powiedział, że na bieżmowanie należy się złożyć tyle i tyle bo tyle kwaity, tyle pamiątka a biskupowi do koperty należy włożyć 'określoną' kwotę. Już nie pamiętam ile to było ale była to właśnie taka 'stawka'.
Hmm ale czyja to wina? Wybacz, ale brzmi to jak wymówka. Oczywiście społeczeństwa, które maja dominującą religię i kolor skóry mają problem z tolerancją w stosunku do obcych. Moje pokolenie murzyna to widziało na ilustracjach do wierszyka Tuwima a nie na ulicy, Twoje pewnie też. Ale czy nie uważasz, że w chwili obecnej zarówno rząd jak i Kościół raczej próbują ten stan utrzymać niż 'otworzyć' Polaków na inne kultury, religie i rasy? Wielka Brytania ma zupełnie inną historię, ma przeszłość kolonialną a w latach pięćdziesiątych sprowadziła sobie hindusów aby pracowali w fabrykach i robili im bum gospodarczy to i hidżaby i meczety zdążyły wrosnąć w codzienny krajobraz. I powiem Ci, że na co dzień tego nie zauważam i jest to po prostu normalne. O uchodźcach chcę napisać inny post, już długo chodzi mi głowie ale na razie nie umiem opisać sytuacji w Polsce nie używając wulgaryzmów.
Tak, tak zgadzam sie z Wami wszystkimi powyzej. To samo mowie mojemu proboszczowi – masz glupich katechetow, nie licz na madrych wiernych. Madry katecheta swoja osoba przyciaga wszystkie dzieciaki. Przerabialismy to w podstawowce gimnazjum i liceum. Przychodzili nawet ci, ktorych rodzice zwolnili z religii. Wiara to wolny wybor, niektorzy zapominaja, ze Bog dal nam wolna wole i mysle, ze mamy z niej korzystac. A straszacym katechetom bardzo wspolczuje…. nie spotkali w swoim zyciu Boga. Magdalenka
Polecam książki Jacka Piekary, cykl inkwizytorski, no i Bóg urojony Richarda Dawkinsa
Nie zgadzam się z tobą w kwestii markowania lekcji bez faktycznego ich odbycia się. Nie jestem wierząca ale jak ktoś ma płacone za lekcje to powinien je dopełnić. To poprostu kradzież pieniędzy publicznych.
To dobrze, że jest nas trochę – takich, którzy mają odwagę przestać chodzić na religię i na msze, jeśli tak czują. Ja namawiałam moją córkę, żeby chodziła na religię w gimnazjum, bo ksiądz najczęściej zabierał klasę na boisko, żeby sobie grali, więc gdyby nie chodziła, musiałaby sama siedzieć na świetlicy, a sport to ona lubiła. W liceum już nie chodziła. Teraz wnuczka w trzeciej klasie nie chodzi na religię i nie uczestniczy w przygotowaniach do komunii i nie ma z tym żadnego problemu. Nie trzeba się bać, ze ktoś krzywo spojrzy, dzieci przecież wiedzą, że ludzie są różni.
NO wreszcie wygospodarowałam sobie minutę na komentarz. Powiem tak, wyjechałam z Polski około 21 lat temu ale… wychowałam sie w domu gdzie mama była wierząca, tata ateista a my dwie(siostry) też byłyśmy wierzące. W sumie dla mnie to było więcej ze względu na śpiewanie piosnek (bo ja lubię śpieać). Jako prawosławne dzieci nie byłyśmy w kręgu tzw "Polak-katolik" ale to oddzielna historia. A potem to już było tak, miałam poważny wypadek w wieku 19-stu lat. Nie mogłam zrozumieć dlaczego bóg miałby mnie doświadczeć bo mnie kocha. Na tym etapie siostra już była gdzie indziej (dziś jest buddyjską mniszką i byddyjską nauczycielką). Więc w trawę poszło wszystko inne. I zrozumiałam sens "religia to opium dla tłumu". Moja mama praktykuje ale ja się nie wtrącam i nie pozwalam się wtrącać też. Nie narzucam się z moimi poglądami ale i nie pozwalam nikomu nakładać innego zdania. Mój syn nie jest ochrzczony, ale składa modliwę po Walijsku przed posiłkiem i my tego nie bronimy. Gdy ktoś pyta to otwarcie mówięże nie wierzę.
Polskie przygody kościelne to inna bajka …. Ja nie potrzebuję wiary po to żeby współczuć innym istotom i pomagać ludziom.
Oczywiście – to wybór rodziców, kogo wybiorą na rodziców chrzestnych. Ale też wybór tej wskazanej przez nich osoby. Wszak można odmówić i ja tak właśnie bym zrobiła:) Tylko że ja otwarcie mówię o swoim ateizmie i po prostu nie mogłabym brać w tym udziału, przysięgać, zobowiązywać się. Dla mnie to nie jest poważne, prawdziwe – wręcz przeciwnie. Nie jestem tylko niekościelna, ale też uznaję za wymysł wszystko to, co się w kościele mówi. No, na tym polega ateizm, wiadomo 🙂 To oczywiste.
Ty jesteś w innej sytuacji, tak jak piszesz masz potrzebę wierzenia, ma to dla Ciebie inne znaczenie niż dla mnie.
Ja tej potrzeby wiary nie mam od nastoletnich lat. Myślę, że to co było wcześniej, to raczej potrzeba należenia do wspólnoty. Wszyscy chodzą do kościoła, chodzę i ja. Jesteśmy rodziną, robimy te same rzeczy. Minęło mi w liceum, a moje ostateczne poglądy ukształtowały się mniej więcej gdy osiągnęłam pełnoletność.
Absolutnie nie uważam, że Twoja mama postąpiła wbrew sobie czy nieprzemyślenie. Zastanawiałam się tylko co o tym teraz myślisz 🙂
Rozumiem i popieram twoje podejście. Podobnie jak ty do bierzmowania chciałam podejść do komunii mojej córki – jak już robimy, to pożądnie. Po zakończeniu pierwszego roku przygotowań poległam. Kościół widzi to podobnie jak niektórzy rodzice – dziecko ma odbębnić komunię. Dla mnie to nie ma sensu, a nie lubię robić rzeczy bez sensu, więc wypisaliśmy się z imprezy i zyskałam ogromny spokój sumienia.
Nie powiedziałabym, żeby mnie w domu jakoś szczególnie wychowano w wierze katolickiej, raczej taka siła inercji plus zaangażowanie babci odwiedzanej w wakacje (mam wspomnienie, że babcia mnie pogoniła wodą święconą kiedyś, jak się schowałam w pokoju i udawałam chorą, żeby nie pójść do kościoła). Gdzieś na etapie koniec podstawówki/początek gimnazjum spoważniałam i doszłam do wniosku, że jak już być katoliczką, to uczciwie: i zaczęłam się tematu solidnie uczyć, chodziłam co niedziela do kościoła, całkiem myślę byłam w tym przykładna. Przygotowałam się do bierzmowania porządnie, w głębokiej wierze przyjęłam sakrament i… odeszłam od Kościoła – aktualnie jestem ateistką. Ale zostało mi przekonanie, że jeśli już się w to angażować, to uczciwie, więc kiedy moja siostra przyjmowała bierzmowanie i w ostatniej chwili poprosiła mnie na świadkową, zgodziłam się, ale odpytałam ją dzień przed z sakramentów i prawd wiary. Nie poszła jej ta odpytka najlepiej, więc zaczęłam pytać, po co jej bierzmowanie. Dowiedziałam się, że "żeby ze ślubem było łatwiej". Na pytanie, po co jej ślub kościelny, skoro ewidentnie nie przejmuje się za bardzo nauczaniem Kościoła, nie dostałam już odpowiedzi.
Kiedy trzy lata temu mój bliski kuzyn poprosił mnie, żebym została matką chrzestną jego córki, miałam wątpliwości, czy powinnam się zgadzać, bo nie jestem praktykującą katoliczką. Zgodziłam się, bo bardzo mu zależało, jednak ponieważ jestem z innej parafii, proboszcz kazał mi przynieść zaświadczenie o tym, że jestem praktykującą katoliczką z parafii, do której należę. Uzyskanie tego zaświadczenia w parafii moich rodziców (co chyba oczywiste, w mieście, w którym studiuję nie należę do żadnej parafii i nie przyjmuję księdza po kolędzie, więc to była jedyna możliwość) nie było łatwe, zwłaszcza, że nie chciałam księdza okłamywać. Z dużą rezerwą karteczkę mi wypisał, ale po tej rozmowie zdecydowałam, że nie chcę nigdy w życiu przez to więcej przechodzić, bo jednak czułam się z tą sytuacją fatalnie. Po przyjeździe na chrzciny dowiedziałam się od cioci, mamy kuzyna, że kuzyn i jego żona już są na cenzurowanym w lokalnym kościele, bo nie mają ślubu kościelnego, tylko cywilny – a proboszcz zgodził się ochrzcić małą tylko dlatego, że ona niczym nie zawiniła. Niestety, podczas mszy chrzcielnej ani ja, ani ojciec chrzestny nie przystąpiliśmy do komunii. Ja, z resztek szacunku, on, bo nie przystąpił do spowiedzi (było mi go potem żal, bo jest osobą mocno wierzącą, po prostu nie zdążył tej spowiedzi ogarnąć). Do komunii nie przystąpili też rodzice, ale w ich przypadku ksiądz nie był zaskoczony, bo sam by im jej chyba nie udzielił, żyjącym według Kościoła w grzechu. Po całej ceremonii proboszcz wezwał nas na zakrystię i urządził taką awanturę – ale naprawdę, krzyczał na nas jak na dzieci z podstawówki – że pożałowałam, że się zgodziłam na udział w tym całym przedsięwzięciu. Też myślałam wtedy, że to wybór rodziców, że wiedzą, że nie jestem wierząca, ale dostało się mi, bo o ile według proboszcza rodzice mogą żyć w grzechu, o tyle chrzestni właśnie muszą być wierzący, żeby tę wiarę rodziców zastąpić.
Z innej bajki, mój partner nie przyznawał się swojej mamie przez całe lata, że nie chodzi do kościoła. Kiedy przyjeżdżała w odwiedziny, nagle zaczynał z nią chodzić na msze w niedzielę, trochę mnie to uwierało, bo widziałam w tym pomieszaną co prawda z troską o mamę, ale jednak hipokryzję, w którą mnie też wciągnął – wtedy mówiłam sobie jeszcze, że to jest takie chodzenie dla towarzystwa, żeby nie musiała sama iść do parafii, której nie zna. Czara się jednak przelała, kiedy w Niedzielę Wielkanocną zobaczyłam, że poszedł z mamą do komunii. Bardzo szczerze wyraziłam, co o tym myślę i od tamtej pory skończyło się to udawanie – teściową odprowadzamy do kościoła, jeśli chce, a sami inaczej spędzamy ten czas, bez zachowywania się, jakbyśmy byli wierzący. Tak się czuję dużo lepiej, bez udawania.
A potem ci dzieci dorosłe zarzucą, że ich kłamać nie nauczyłaś. Hipokryzja to wspaniałe narzędzie do tego żeby z ludźmi żyć w zgodzie. Podziwiam siłę charakteru pozwalającą na to, żeby żyć inaczej.
Proszę, nie dawaj tu kwestii uchodźców. Anglia potrafi sobie radzić z różnicami kulturowymi, Polacy nie umieją. Jako socjolożka powinnaś to widzieć. A o uchodźcach to może inny post napisz. Jak to rozwiązują w Anglii.
Podpisuję się obiema rękami (i nogami też) pod tekstem, święte słowa. Komentarz właściwie zbędny, bo zgadzam się z każdym Twoim słowem. Do kościoła nie chodzę, bo pracownicy tej instytucji skutecznie mi ją obrzydzili. Ochrzczono mnie w niemowlęctwie, więc miałam niewiele do powiedzenia w tej sprawie, komunię świętą i bierzmowanie (a jakże) – zaliczyłam, bo urodziłam się w zamierzchłych czasach, gdzie tego typu ceremonie były gremialne i nikt się nie wyłamywał. Pamiętam tylko jednego chłopca w klasie II szkoły podstawowej, który w komunii nie uczestniczył. Ślub też miałam kościelny, mało tego moja matka zadbała, by uczestniczyło w nim aż trzech kapłanów. To były czasy! Oczywiście dowiedzieliśmy się z mężem już w trakcie, co to za ceremonia. Moje dzieci wychowałam starając się nie ingerować w ich życie duchowe, wynikiem tego jeden z synów jest uczestniczącym w mszach katolikiem, a drugi otwarcie wyznaje, że nie wierzy. Ja sama, u schyłku życia zastanawiam się, czy wierzę czy nie. Cały ten zamęt wokół kościoła bardzo mnie drażni, wydaje mi się, że ma on na celu… właśnie co? Jeśli wg biblii Jezus kochał ludzi, to niestety kościół współczesny ma ich głęboko w nosie. Totalna hipokryzja. Pozdrawiam.
Halino i jeszcze dodam, że nie tylko Polska i Polacy są fascynujący z odległości ale i samą siebie poznaję, nigdy nie sądziłam, że jestem taką lokalną patriotką i jest we mnie tyle 'polskości'. 🙂
Halino, emigracja to jedna z lepszych rzeczy, która może się przydarzyć socjologowi. Nie wbijam kija w mrowisko (no dobra czasem wbijam ale nie z wyrachowania ani w oczekiwaniu na morze komentarzy). Po prostu polskie społeczeństwo jest tak cudownie rypnięte, a z perspektywy tysiąca kilometrów dodatkowo niesamowicie fascynujące. Jak człowiek żyje w społeczeństwie to wielu rzeczy nie widzi, z daleka jest inna perspektywa i to trochę tak, jakbym poznawała swoich ziomków na nowo. Oczywiście bycie wierzącym nie gwarantuje, że jest się dobrym człowiekiem. A z tego co widzę to obecnie polscy katolicy jakoś bananami z uchodźcami nie chcą się dzielić. Z drugiej strony, myślę, że wiara może dostarczyć człowiekowi moralnego kompasu. Życie rzuca na kłody pod nogi i dobrze jest mieć poczucie, że ktoś nam podpowiada co w takich trudnych sytuacjach należy zrobić.
Dokładnie tak samo jest u mnie. Potrzebuję wiary w moim życiu i Boga, ale religia katolicka w polskim wydaniu jest do mnie nie do przyjęcia.
Bardzo ładnie to napisałaś Magdalenko, żeby było takich katolików jak Ty jak najwięcej i żebyśmy spotykali na swojej drodze tylko kapłanów a nie księży. Żałuję, że ja na swojej drodze spotkałam głównie 'urzędników' a jak byłam malutka (no i nieochrzczona) to siostra zakonna przy innych dzieciach nazwała mnie 'małym diabełkiem'.
Wydaje mi się, że skoro zakochałaś się w wierzącym chłopaku to są pewne konsekwencje, które z tego wynikają. Ja na przykład ponoszę konsekwencje tego, że wyszłam za obcokrajowca. Są różnice kulturalne albo choćby to, że dziewczynki nie bardzo mówią po polsku. Dzieci, które mieszkają tutaj ale mają dwoje rodziców Polaków mówią lepiej po polsku.
Ja nie mogę się nazwać ateistką. Ja mam potrzebę aby w coś wierzyć tylko jeszcze nie umiem tego nazwać. Z Kościołem Polskim mam bardzo złe doświadczenia, które w pewnym stopniu mnie zniechęciły do jakiegokolwiek Kościoła ale wciąż szukam. Nie wykluczam, że kiedyś przejdę na inne wyznanie, no po prostu szukam swojego miejsca. CHyba faktycznie wolałabym pozostać nieochrzczona ale nie patrzę na to tak, że mama się ugięła. Zrobiła to na moją prośbę miałam ponad 9 lat, to prosiło dziecko a nie ugięła pod namową teściowej czy innej rodziny więc trudno mieć do niej pretensje.
A matką chrzestną jestem bo uważam, że to decyzja rodziców. Oni wiedzą kim jestem i jeśli im to pasuje to proszę bardzo. Przecież wiadomo, że nie będę pomagać w wychowaniu dziecka w wierze katolickiej. Nie ukrywam, że sama jestem takim wyhodowanym ludycznym katolikiem bo podobają mi się te tradycje ale tak je postrzegam jako tradycje. 🙂
Gratuluję Ci odwagi. Wszelkie moje wątpliwości na temat Kościoła polskiego wynikają z moich własnych obserwacji i moich własnych przeżyć. Mało mnie obchodziło czy ktoś się obrazi i nie przyjedzie na mój ślub cywilny. Nie przyszło mi też do głowy aby chrzcić dzieci i nikt mi niczego nie będzie narzucał. Ale sama jeszcze szukam religii dla siebie.
W pełni się z Tobą zgadzam…amen 🙂
Wychodziłam za mąż za faceta z głęboko wierzącej rodziny. Ponieważ w szkole średniej wypisałam się z religii, musiałam chodzić na dodatkowe nauki przed ślubem kościelnym (do bierzmowania zmusiła mnie mama na początku liceum). Do chwili urodzenia pierwszego dziecka chodziliśmy regularnie do kościoła. Potem był problem, bo starszy syn dużo płakał i mieliśmy chodzić na zmianę, ale skończyło się na tym, że oboje przestaliśmy chodzić. Moja wiara nigdy nie była głęboka, więc jakoś szczególnie mnie to nie uwierało. Ba, było mi to na rękę, bo naprawdę odczuwałam potrzebę jej pogłębienia, ale gdy przeczytałam wstęp do pisma świętego, to wiara ulotniła się zupełnie. Mąż dopiero po kilku latach powiedział, że to rodzice do wszystkiego go zmuszali i on w ogóle nie wierzy.
Obaj moi synowie są ochrzczeni, ale przy młodszym podrobiłam podpisy na karteczkach ze spowiedzi… Wiem, że to okropne, ale wtedy jeszcze nie byłam gotowa powiedzieć rodzicom i teściom: nie. Zwłaszcza że teściowa, gdy usłyszała, że jej syn nie chodzi do kościoła, płakała wiele nocy… W przyszłym roku starszy syn powinien iść do komunii i tylko czekamy z mężem, kiedy ta bomba wybuchnie, bo oczywiście o żadnej komunii nie ma mowy – nie chodzimy do kościoła, nie przyjmujemy kolędy, chłopcy nie chodzą na religię. Co mi pomogło? Świadomość, że nie mogę uczyć moich dzieci hipokryzji od najmłodszych lat i sprzeciw przed wciskaniem im do głów kitów przez nawiedzoną katechetkę (przykro mi, ale taka właśnie jest w przedszkolu – straszy dzieci, że spłoną w piekle!).
Jestem osobą tolerancyjną i szanuję wiarę innych ludzi. Ale dosłownie krew mnie zalewa, gdy ktoś próbuje mi narzucić swoją wizję świata zgodną z naukami kościoła katolickiego. Ja nie decyduję za nikogo i nikt nie ma prawa decydować za mnie! Że już nie wspomnę o tym, jak kościół katolicki widzi rolę kobiet w społeczeństwie – matka, żona, sprzątaczka.
O, tak, papa Ratzi bardzo ciekawie sportretowany, "zafrapował" to chyba idealne określenie. 😉 No i jak z tej perspektywy wygląda moje czy Twoje życie (albo Pimposhki)? Who cares? Oni tam mają zupełnie inne problemy na swych udekorowanych głowach.
Lucy, a propos wklejonej przez Ciebie listy wydarzeń, pamiętam jak w 2000 roku postanowiłam douczyć się w kwestiach wielkich religii monoteistycznych i przeczytałam "Historię Boga" Karen Armstrong. Tam były te daty… (i inne też, oczywiście). Normalnie mnie to zmiotło. Co ciekawe, ta książka nie jest w zamyśle namową do ateizmu. Wydaje się nawet, że autorka (była zakonnica) ma w sobie wiele sympatii w kierunku mistyków wszelkiego pochodzenia i w ogóle traktuje religie z wielkim szacunkiem, którego ja koniec końców już nie podzielam, przynajmniej nie w takim natężeniu. A książka ciężka do czytania, ogromna i gęsta, było mi trudno, ale warta wysiłku. No w każdym razie świadomość tego, jak bardzo "ziemskie" są wszystkie dogmaty, a niektóre z nich wręcz wyrosłe z krwawych intryg, zmieniła moje podejście do tego wszystkiego, co mi onegdaj wpajano, a jednocześnie dała mi cudowny spokój ducha. Od wielu lat balansuję pomiędzy ateizmem i poszukiwaniami jakiejś transcendencji i duchowości. Traktuję to jako piękne hobby, bo jakoś nie wierzę, by kiedykolwiek udało mi się rozwiązać zagadkę sensu istnienia życia, świadomości, wolnej woli.
Książka "Sapiens" zakupiona, czeka w kolejce do czytania. Jeśli ktoś ma dobre lektury do polecenia, zamieniam się w słuch.
HP
Oj, to się Pimposhka naczyta:-). Ale po Niej to się takich tematów do długich rozmów spodziewam. Myśląca dziewczyna jest, zawsze czymś nas zainteresuje:-))) Magdalenka
Według mnie to nawet lepiej, że katecheci markują lekcje (choć to niemoralne, oczywiście), zamiast sączyć truciznę w młode umysły. Ja się załapałam na chyba dwa lata religii w szkole. W liceum, wtedy jeszcze tylko godzina tygodniowo i ta godzina to była masakra. Ksiądz prezentował tak niski poziom intelektualny, że nam było wstyd. A co on wygadywał w ramach "nauk przedmałżeńskich"…
HP
Oj, podziwiam Cię, że przeczytałaś to tomiszcze. Ja po kilku rozdziałach ebooka przeskoczyłam na audiobook. Ale i tak trzeba było przerywać, żeby np. zobaczyć konkretne zdjęcia, filmy, czy też doczytać o elementach strojów liturgicznych. Hehe, nigdy nie sądziłam, że będę sprawdzać nazwy tych strojnych fatałaszków. Nie wiedziałam też, że są tak potwornie drogie, to przecież jedwabie, wełny, naturalne futra… często bogato zdobione połyskliwą nitką, obszywane metrami misternych koronek. Oczywiście cappa magna Raymonda Burke'a to wyjątkowa osobliwość, powiedziałabym wręcz bezwstydna, zważywszy na formę, ale i na cenę.
HP
Juz wiele lat temu gdzies wklejalam, wiec wkleje i u Ciebie;)
Co do wiary chrzescijanskiej to warto wiedziec ze:
321 r. Cesarz Konstantyn nakazuje swiecic niedziele zamiast dotychczasowej soboty.
325 r. Cesarz Konstantyn na soborze nicejskim ustanawia kanon pisma "swietego" i "dwojce swieta" awansujac Jezusa do miana Boga. Jezus z Betlejem ma zastapic dotychczas czczonego Mitre.
360 r. Wprowadzenie zwyczaju czczenia aniolow
381r. Do obowiazujacej dotychczas konstantynskiej "Dwojcy Swietej" cesarz Teodozjusz dolaczyl trzecia osobe tzw."Ducha Swietego". Dzialo sie to na soborze w Konstantynopolu
715 r. Wprowadzono modlitwy do Marii Panny oraz swietych.
726 r. W Rzymie zaczeto czcic obrazy.
– Kosciol rzymski z Dziesieciu Boskich Przykazan usunal drugie, ktore brzmi:
"Nie uczynisz sobie obrazu rytego ani zadnej podobizny tego, co jest na niebie w gorze i co na ziemi nisko, ani z tych rzeczy, ktore sa w wodach pod ziemia. Nie bedziesz sie im klanial ani sluzyl"
– Otwarlo to droge do handlu obrazami, szkaplerzami, krzyzami, posagami itp. Przykazan jednak musialo pozostac dziesiec. Podzielil wiec kosciol ostatnie przykazanie, mowiace o niepozadaniu ani zony, ani osla, ani wolu, na dwie czesci i odtad katolicy maja tez Dziesiec Przykazan, tak jak i Zydzi.
i tak dalej i tak dalej..
1231 r. Nakaz papieski zalecal palenie heretyków na stosie. Pod wzgledem technicznym pozwalalo to uniknac rozpryskiwania sie krwi.
Poczatek XX wieku – Papiez Leon XIII nadal udowadnia, ze najwyzsza kara daje sie uzasadnic nastepujaco: "Kara smierci jest niezbednym i skutecznym srodkiem dla osiagniecia celu Kosciola, gdy buntownicy wystapia przeciw niemu i narusza jednosc duchowa".
Rzymski katolicyzm jest najbardziej niemoralna religia w calej historii ludzkosci, a cala ta iluzja nalezy do najciezszych form psychozy spolecznej.
O tak, Sodoma odczarowuje resztki fascynacji dla instytucji kosciola 😉 swietna ksiazka, której nawet kosciól obawia sie oficjalnie zanegowac. Jedynie kuzynko- kuzynka zbulwersowala sie na jej widok u mnie na stoliku 😉 ale ona dewotka i bardzo PiSowska.
Patrzac na to, co dzieje sie w Polsce, juz dawno doszlam do wniosku, ze ja mam jednak innego Boga. Ciesze sie, ze nie musze na codzien zmagac sie z fanatykami, przyjmowac domokrazcy po koledzie, sasiedzi nie musza obserwowac, czy i jak czesto chodze na msze i temu podobne. Mysle, ze moje podejscie do pewnych spraw byloby takie samo, gdyby przyszlo mi mieszkac w Polsce, i juz dawno spaliliby mnie te ksieze na stosie, jak Hello Kitty czy ksiazke o Harry Potter.
A to dopiero historia z tą "kolędą"! Szok, stres i oburzenie.
HP
Pracuję w szkole średniej. Napatrzyłam się i nasłuchałam dużo na temat zajęć religii i pracy księży katechetów: od wychodzenia z uczniami niby do kościoła, a faktycznie rozpuszczania ich do domu, poprzez nieprzychodzenie na zajęcia (uczniowie pod klasą) i następnie wpisywanie tematu (czyli potwierdzenie ODBYCIA się zajęć), unikanie trudnych pytań młodzieży, nieumiejętność uargumentowania stanowiska Kościoła w trudnych kwestiach, aż po zachowania histeryczne i totalnie niezrozumiałe, np. modlenie się nad dyniami i traktowanie ich wodą święconą w celu wygonienia demonów, czy absolutnie nie do przyjęcia obrażanie uczniów niepokornych słowami "lepiej by było, gdyby cię matka nie urodziła". To nieliczne przykłady tylko z mojej szkoły, w dużym mieście, gdzie kościół i tak nie ma takiego wpływu na ludzi jak w mniejszych miejscowościach. Uczniowie pełnoletni masowo rezygnują z lekcji religii. Dochodzi do takich absurdów, że w klasie chodzi na religię 5 uczniów. Katecheci mają płacone tak jak inni nauczyciele, tylko polonista czy matematyk mają 30 uczniów na lekcji, nie pięciu.
Od paru lat jestem niepraktykującą katoliczką. Wpływ na to miały nie tyle reakcje Kościoła na Czarny Protest Kobiet, afery pedofilskie w Kościele, czy hipokryzja duchownych, których znałam osobiście, ile uświadomienie sobie mojego własnego całkowitego niezaangażowania w sprawy wiary. Przykład dały mi moje dorosłe córki, które nie bały się szczerze powiedzieć co myślą i podjąć decyzję o nieuczestniczeniu w katolickim spektaklu.
Nie chcę swoją obecnością legitymizować działań kościoła, z którymi się nie zgadzam.
W żadnej religii nie chodzi o dobroć i ideały, tylko o chleb i przywileje dla kapłanów. Sensu życia warto szukać samodzielnie, ale tradycje (w gruncie rzeczy przedchrześcijańskie) to fajna sprawa, łączą pokolenia, budują tożsamość kulturową. Ja jajka maluję, ale jest mi obojętne, czy pan w kolorowo haftowanej pelerynie je pokropi, czy nie. Ja te jajka uświęcam tym, że je maluję, tak jak malowały moje babcie, prababcie i praprapra… Biały obrus na Wigilię, śledź, grzybowa… na cześć moich przodkiń i na dobre życzenia dla moich potomków. A to, że prowadzę się moralnie w szerokim tego słowa znaczeniu, to chyba oczywiste. Jestem Człowiekiem, członkinią Ludzkości, a ludzkość stworzyła zasady etyczne dla własnego przetrwania.
Natomiast w temacie religii polecam "Sodomę" Martela. Rozwiała ostatnie resztki złudzeń, że katolicyzm ma cokolwiek do zaoferowania kobietom lub nawet ogólnie ludziom spoza hierarchii kościelnej, niezależnie od płci i orientacji. Zwłaszcza my, kobiety, dla twórców i przedstawicieli Kościoła po prostu nie istniejemy, jesteśmy niewidzialne, nie liczymy się. Ewentuaaalnie jako potencjalne matki księży, to może trochę, żebyśmy nie zniechęcały narybku. No i wiadomo, "wdowi grosz" nie śmierdzi. Ale jako osoby? Nasze myśli, osobowości, wybory, drogi życiowe? To jest nieważne, masz tu niemożliwy do dosięgnięcia "ideał" dziewiczej matki, czuj się wciąż grzeszna i niedoskonała i nie zawracaj głowy mądrym świętym panom.
Buziaki
HP