‘Ja dzisiaj utrzymałam przy życiu człowieka za pomocą mojego lewego cycka. A jaka jest Twoja super moc?’
Parę tygodni temu wiele kobiet, w tym blogerki, dziennikarki i autorki pobiegły ulicami Londynu w biegu Vitality na 10 kilometrów. Niby nic szczególnego, ale znacząca większość biegła w samej bieliźnie (sportowej ma się rozumieć). Akcja ta miała na celu pokazać prawdziwe i naturalne piękno kobiet, we wszystkich możliwych rozmiarach i kształtach. Świetnie!
W #bodypositivity (w wolnym tłumaczeniu Pimposhki – ciałopozytywność) chodzi o to, aby dobrze czuć się we własnym ciele. Aby nie martwić się fałdkami, cellulitem, krzywym nosem itd. Chodzi o to aby pokazywać, że ‘zwykłe’ kobiety nie wyglądają jak modelki w czasopismach. Zresztą te same modelki, które pozują do czasopism też tak nie wyglądają w rzeczywistości.
Jak powszechnie wiadomo media lansują nieprawdziwy wizerunek, w szczególności, kobiety.
W kolorowych magazynach dla czterdziestolatek luksusowe produkty przeznaczone dla tej grupy wiekowej reklamują siedemnastolatki. Na szczęście mamy na tyle rozumu aby wiedzieć, że ta modelka cudownie wygląda w reklamie dzięki rzeszy stylistów, dobremu oświetleniu, profesjonalnemu fotografowi, wreszcie retuszowi. A poza tym przez trzy tygodnie przed sesją piła tylko wodę i jadła sałatę więc dlatego jej cera jest tak świetlista. No i pamiętajmy, że ładny wygląd to jej praca. (aż boję się pomyśleć jaką byłabym laską gdybym osiem godzin dziennie spędzała na tym aby ładnie wyglądać :).
Pamiętam jak kiedyś widziałam reklamę kozaków. Na zdjęciu były tylko nogi w tych kozakach. W wywiadzie modelka zdradziła sekret, że do tego zdjęcia wisiała na drążku aby nogi ‘miały lekkość’. Bo przecież kozaki kupujemy po to, aby wisieć w nich na drążku ;).
Modelki w magazynach czy reklamach, aktorki i prezenterki łatwo ‘zdemaskować’. Ale kiedy stykamy się z ‘rzeczywistością’ w mediach społecznościowych sytuacja wygląda nieco inaczej. Tu nagle ‘zwykłe dziewczyny’ również wyglądają jak modelki. Ale nawet te ‘zwykłe’ dziewczyny z Instagrama tak naprawdę mają za sobą sztab koleżanek-stylistek, zaprzyjaźnionych fotografów a publikowane zdjęcia są pieczołowicie wyselekcjonowane z setek ujęć (i mają nałożone filtry). Kiedy jesteśmy bombardowani takimi bodźcami ze wszystkich stron czasem łatwo zapomnieć, że normalne kobiety i normalne życie tak nie wygląda.
Dlatego cieszę się, że są osoby, które aktywnie promują naturalne piękno i kobiecość we wszystkich jej odmianach. Bardzo często #ciałopozytywność pojawia się w kontekście ciała kobiety po ciąży (i w ciąży). Uwielbiam takie teksty jak ten cytowany na początku. Jestem w dalszym ciągu pod wielkim wrażeniem tego co potrafi kobiece ciało. Zrobić człowieka, w zasadzie z niczego a potem go urodzić i nakarmić. To jest kosmos! I należy o tym głośno mówić.
Ciało kobiece po ciąży jest jednak inne, czasem zachodzi w nim do nieodwracalnych zmian (rozstępy, blizna po cesarce) poza tym cycki nie te (to podobno zasługa ciąży jako takiej a niekoniecznie karmienia piersią potem) i skóra na brzuchu też nie bardzo. Ale….
Zauważyłam, że matki traktują #ciałopozytywność jako wymówkę dla swojej tuszy. Jeśli kobieta ma 15 kilo nadwagi, wszystko się na niej trzęsie jak galareta a najmłodsze dziecko zaczyna właśnie przedszkole to niestety, ale ciało wygląda tak nie dlatego, że ‘dało nam cudowną trójkę dzieci’ ale dlatego, że ‘siedzimy za długo na kanapie jedząc za dużo pizzy’!
#Ciałopozytywność to akceptacja naszego ciała takim jakim jest. Pozbywamy się kompleksów odnośnie krzywego nosa albo krzywych nóg, uczymy się kochać swoją płaską pupę, masywne uda, małe/duże piersi, zmarszczki, kręcone/proste włosy itd. Ale zbędny tłuszcz nie znajduje się na tej liście. Zbędny tłuszcz jest szkodliwy dla naszego ciała, brak ruchu jest szkodliwy dla naszego ciała. Jeśli nasze ciało jest tłuste to nie ma w tym nic pozytywnego.
I tu dochodzę do sedna sprawy. Zastanawiam się czy cała ta #ciałopozytywność nie zaszła za daleko. Weźmy na przykład taką Dominikę Gwit. To miła, sympatyczna dziewczyna, zawsze uśmiechnięta, której konto na Instagramie śledzi ponad 100 tysięcy osób. Dominika w serialu ‘Przepis na życie’ była lubianą, pulchną nastolatką. Potem na oczach całej Polski spektakularnie schudła aby następnie przytyć z nawiązką. Obecnie jest chorobliwie otyła. Ale nic sobie z tego nie robi. W wywiadach opowiada, że świetnie czuje się w swoim ciele, na profilu wstawia zdjęcia w bikini. I opowiada w wywiadach, że ona po prostu choruje na otyłość.
No właśnie. Otyłość jest chorobą. Otyłość się leczy. Otyłość leczy się ruchem i ograniczeniem spożywanych kalorii*. Czasem leczy się operacyjnie poprzez zmniejszenie żołądka. Ja naprawdę rozumiem, że można być na to po prostu chorym. Moja przyjaciółka to właśnie taki przypadek. Wyglądała jak Dominika, przeszła operację i teraz jest szczupła i zdrowa. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego osoba publiczna jak Dominika Gwit, dziewczyna która z pewnością jest wzorem dla rzeszy młodych dziewczyn w Polsce zachowuje się tak nieodpowiedzialnie.
Owszem, osoby publiczne często mówią o swoich chorobach i jest to bardzo ważne. Ale mówią o nich w zupełnie innym kontekście. Aktorzy cierpiący na depresję zachęcają aby tego nie ukrywać, nie cierpieć w samotności tylko prosić o pomoc. Aktorki chore na raka zachęcają do badań profilaktycznych. Pisarze cierpiący na alkoholizm opowiadają jak udało im się wyrwać ze szponów nałogu, podobnie piosenkarki, którym udało się zerwać z narkotykami. A tutaj mamy taką Dominikę, która opowiada, jaka jest szczęśliwa ze swoją chorobą i nie ma zamiaru już nigdy w życiu się odchudzać. A my bijemy jej brawo, w końcu rządzi #ciałopozytywność, dość hegemonii chodzących szkieletów!
*O otyłości rzeczowo można przeczytać na przykład tutaj (klik)
Zgadzam się z Tobą. A to co napisałaś o ocenianiu innych to… muszę sobie to przemyśleć i chyba coś więcej o tym napiszę.
Mnie chodzi o to, że pod otoczką ciałopozytywności pewne osoby 'reklamują' chorobliwą otyłość. Nie, nie kilka dodatkowych kilogramów bo lubi się ciastka, nie prawdziwe ciało po ciąży ale właśnie chorobliwą otyłość. Otyłość jaką się leczy. I dlatego taka Dominika to dla mnie taka narkomanka, jakby narkoman czy alkoholik reklamował 'super szczęśliwie życie' dzięki używkom to napewno inaczej byśmy do takich rewelacji podchodzili. Ale najwyraźniej działają tutaj podwójne standardy.
Pozwolcie, ze dorzuce swoje 3 grosze, przepraszam, jesli ktos uzna, ze "po czasie".
Ja patrze na cialopozytywnosc (termin jak najbardziej funkcjonujacy) zupelnie inaczej. Dla mnie chodzi o rozwianie kilku mitow, funkcjonujacych w spoleczenistwie, zupelnie nie o promowanie tluszczu, jako czegos fajnego. Nawiasem mowiac nie moge sie obronic przed skojarzeniem, ze byly juz grupy, ktore byly oskarzane o "promowanie" swoich preferencji, kiedy po prostu mowili o sobie i o swoim istnieniu. Ale jako kolejny watek, potencjalnie "zaczepny", zostawmy go na boku;)
Otoz co cialopozytywnosc chcialaby nam usiadomic:
1. Osoby grube istanieja i funkcjonuja w spoleczenstiwe, czy nam sie to podoba, czy nie. Jedna z konsekwencji tego faktu jest, ze milo byloby, gdyby np mieli sie gdzie ubrac (cala masa sieci konczy swoja rozmiarowke na 44 ew 46, zostawiajac mase ludzi na lodzie)
2. Bycie chudym nie jest ani warunkiem koniecznym, ani wystarczajacym do szczescia (o czym, zdaje sie mowic wywolana tu Dominika, choc czegolow nie znam, bo i o osobie slysze po raz pierwszy)
Dla wielu osob to wlasnie odpuszczenie- drakonskiej diety, wiecznego liczenia kalorii, wciagania brzucha i katowania sie na silowni stanowi pierwszy krok do szczescia.
3. Podobnie bycie szczuplym nie jest ani warunkiem koniecznym, ani wystarczajacym do bycia zdrowym. Doskonele zarowno ja, jak i grubi, zdajemy sobie sprawe, ze duza ilosc tluszczu koreluje z wieloma chorobami, a jeszcze inne moze wrecz powodowac, ale gruby nie jest jednoznaczne z chory. Zwlaszcza, ze definicja grubego jest wspolczesnie bardzo "chuda"
4. Niezaleznie od swoich rozmiarow/ doswiadczen NIKT nie ma prawa dawac nieproszonych rad na temat zdrowia (czy estetyki)innym ludziom. To jest po prostu brak elementarnej kultury. Szczegolnie kiedy robi sie to publicznie. Jest to rodzaj bardzo powszechnej przemocy. Lekarzy dotyczy to oczywiscie w pewnym stopniu jedynie, ale polecam bardzo krotki komks jako podsumowanie tej kwestii: http://leftycartoons.com/2018/10/27/fat-people-and-doctors/
W zasadzie warto sie zastanowic w ogole co daje nam prawo komentowania innych osob. Ja jako szczupla/ chuda tez bardzo czesto slysze komentarze, ze napewno jem tylko salate, albo, ze to niemozliwe, ze zjem teporcje, ktora sobie przynioslam. Duzo w naszym jezyku codziennym jest mikroprzemocy, ktora moze ranic innych. I ktorej uczymy naszych dzieci.
4. Walka z wlasnym cialem jest czyms okropnym i raczej nie wplywa pozytywnie na jakiekolwiek mozliwosci zmian. Dotyczy to zarowno osob grubych, jak i z niepelnosprawnosciami, problemami psychicznymi itp.
Cialopozytywnosci promuje docenienie swojego ciala takim, jakie jest, ktore pozwolilo mi dojsc do tego punktu mojego zycia, w ktorym jestem. Z tej wlasnie akceptacji i pozytywnego podejscia moze (nie musi!) wyplynac chec zmiany (czy to odchudzania, czy to pojscia na terapie, czy co komu jest potrzebne).
5. Wspolczesnej kulturze udalo sie skutecznie nam wmowic, ze chude (i mlode i w pewnym bardzo klasycznym stylu) jest piekne i szczesliwe oraz ze jest (albo przynajmniej powinno byc) celem wszystkich osob, a jesli ktos sie z tym nie zgadza i wypisuje sie z tego pociagu, to idiota.
Wiec ja, szczupla/ chuda, cala soba wypisuje sie z tego pociagu, wspieram cialopozytywnosci, pozwalam ludziom cieszyc sie ich cialem, doceniam ich troske o siebie (zarowno w warstie fizycznej, jak i psychicznej) i woly od stygmatyzacji wybor dotyczacy ubran;)
Jesli ktos ma ochote, to chetnie wybiore sie zarowno na wspolne bieganie, jak i na wspolne duze lody!
Lucy, dziękuję Ci za ten głos w dyskusji i wcale nie jest zbyt mocny. Ty to widzisz na co dzień i z pierwszej ręki.
Nie, nie rozumiemy się. Mam w nosie jak wygląda Dominika, mnie się też wydaje fajna jako osoba. Natomiast nie podoba mi się to co mówi o swojej chorobie. Dominika jest osobą popularną i wysyła jasny przekaz 'Jak byłam szczupła=zdrowa nie byłam szczęśliwa, teraz jestem chorobliwie gruba i jestem szczęśliwa'. Bo nie chodzi o to, że spektakularnie schudła a potem trochę przytyła i zrobiła się puszysta. To właśnie ona wiąże swoje szczęście ze swoją tuszą (oczywiście 'na pokaz' bo co myśli naprawdę to tylko ona wie i jej najbliżsi). Jest mnóstwo osób w przestrzeni publicznej, które są chorobliwie otyłe i jakoś nie robią z tego wielkiego halo tak jak ona. W moim poście chodziło mi o to, że powstał ruch body positive, który miał chyba w zamierzeniu promować naturalne piękno i normalność w opozycji do idealnych modelek. (Ja też mam drugi podbródek i według BMI mam nieco nadwagi). Natomiast uważam, że 'podpinanie' chorobliwej otyłości pod ten ruch jest krokiem za daleko. I postawa Dominiki jest tego dobitnym przykładem. Dwa dni temu na ofemini przeczytałam, że Dominika jest jedną 'z ikon ruchu body positive w Polsce' no sorry ale dla mnie to jest nie do przyjęcia. Oczywiście możemy się nie zgadzać :).
Oczywiście są mężczyźni, dla których kobieta ma przede wszystkim ładnie wyglądać, ma być trofeum i oni są skłonni w to inwestować (kupując żonom ciuchy, buty, kosmetyczkę itd.) ale wydaje mi się, że takimi facetami nie ma co sobie głowy zawracać bo to zazwyczaj idzie w parze z bardzo przedmiotowym traktowaniem kobiety. A ja wolę być podmiotem, choćby sama. Oczywiście, że od mężczyzn wymaga się mniej (no przynajmniej jeśli chodzi o wygląd, choć i tak chyba więcej niż kiedyś stąd taki szok jak Lubaszenko pokazał się w wersji XXL).
Współczuję Ci kolegów z pracy, ja też pracuje niemal z samymi facetami ale 'moi' są jacyś inni.
Ależ oczywiście. Ja w ogóle uważam, że ona jest po prostu 'showbizowym' produktem i to co widzimy w mediach ma niewiele wspólnego z nią samą. Co nie zmienia faktu, że jest produktem wysoce szkodliwym.
A może jest zupełnie inaczej? Co jeśli pani Dominika przejmuje się swoją wagą, ryczy do poduszki albo nawet ma depresję? Nie zapominajmy, że jest częścią showbiznesu i nie może się za bardzo przyznawać do porażek. O słabościach można mówić tylko, gdy już się je pokonało. Więc mówi to, co się od niej oczekuje.
Z tego co piszesz wynika, że Tobie właśnie chodzi o to jak wygląda Dominika. Nie znam jej, ale uważam, że jest fajna. Nie jest fajna jej choroba. Żadna choroba nie jest fajna. Ale chory człowiek bywa fajny. Choroba nie definiuje człowieka. Niby piszesz, że nic nie masz do Dominiki (której osobę ja tez traktuję jako przykład) ale chcesz, by ja powszechnie skrytykowano za to, że obnosi się z "fajnością" a przecież jest chora i powinna cierpieć. Tak jak alkoholik i narkoman. Skreślasz ich. Nie mają prawa być pozytywni, bo są chorzy. No proszę Cię! Twoje posty "społeczne" zawsze są mądre, a teraz takie coś?
Jeśli Borys Szyc w wywiadach zacznie mówić, że w czasie kiedy był abstynentem nie był szczęśliwy a teraz wrócił do picia i jest super to ja bym to potraktowała jako 'promocję' alkoholizmu i nie chciałabym aby moje dzieci śledziły jego profil, na którym on by pokazywał zdjęcia z imprez i tego co robi po pijaku i zdjęcia tego jak wygląda dzień po. Trudno mi sobie nawet wyobrazić, że taki profil miałby wzięcie.
Nie wiem czemu ale wiele osób skupiło się w tym poście na tej biednej Dominice a ja do niej naprawdę nic nie mam. Ona jest tylko przykładem na to, jak chorobę bardzo szkodliwą dla zdrowia jak i dla całej reszty społeczeństwa (tak jak pisze o tym Lucy, która to ogląda na co dzień w wersji jak najmniej glamour) pakuje się w ładny papierek ciałopozytywności, pokazuje jak coś dobrego. To nie tylko chodzi o co to robi i jak wygląda Dominika, ale jak o niej piszą, kto ją zaprasza do wywiadów, wreszcie jak my ją postrzegamy myśląc sobie 'o jaka jest fajna' zamiast uświadomić sobie, że ona niczym nie różni się od narkomana, alkoholika, nałogowego palacza (którzy jakoś taką sympatią społeczeństwa się nie cieszą).
'' fajnie, jak znani ludzie wykorzystują swoją pozycję do tego, by zrobić coś dobrego w życiu? ''
No właśnie do tego zamierzałem, by wyartykulowac, że znani ludzie nie muszą spełniać oczekiwań społecznych o znaczeniu edukacyjnym. Mogą, nie muszą. I nie można wyciągać dla nich z tego negatywnych konsekwencji. Dominika Gwit wypowiada się o własnym samopoczuciu z tusza.a Ty Pimposhko oczekujesz, że nie będzie obnosic się z tą radością. Przywołanie Borys Szyc nie zachwalal alkoholizmu, bo się do niego nie przyznawał, dopóki nie przestał pić. Ciekawe, jak skomentuje możliwy przecież powrót do nałogu. Jeśli udzieli wywiadu, w którym przyzna się do tego i powie, że przestał walczyć, to odbierzesz to jako pochwalę nałogu? Oczywiście nie, prawda? Zatem dajmy ludziom publicznym święty spokój. Niech zajmują się swoimi dziedzinami i niekoniecznie muszą być piewcami zdrowia, higieny życia, ekologii, jogi, slow live, czy czego tam jeszcze, czego od nich oczekujemy.
Ciąg dalszy:
Od kilka lat jestem sama, co też stało się zaczątkiem wielu dyskusji z kolegami, którzy udzielając mi swoich "dobrych rad", uświadomili mi, że:
1. Żaden facet do mnie ot tak nie podejdzie i nie zagada, bo teraz trzeba umieć się SPRZEDAĆ
2. Zmiana ubioru, fryzury i make-up to podstawa, z naciskiem, że ma to być ponętne, seksowne i uwodzicielskie
3. Mile widziane powiększenie biustu!!! (biust mam średniej wielkości, osobiście czepiłabym "jakości" tegoż biustu, rozmiar wydaje mi się wystarczający)
4. Lepiej żebym się nie chwaliła, że jeżdżę rowerem w stylu: rower+sakwy i wycieczka pod namiot. Sportowy rower nie jest sexi! Dopuszczalny jedynie rower miejski i odpowiednia stylówka (spódnica/sukienka, ładny bucik, rozwiany włos i powolna, niespieszna jazda). Problem w tym, że to nie mój styl.
5. Nie powinnam zbyt często chodzić na fitness (ach te obrzydliwe mięśnie!)
Reasumując – powinnam NIE być sobą. Bywa, że jak mam gorszy dzień, to komentarze kolegów potrafią zaboleć. Mam wrażenie, że mężczyźni akceptują tylko kobiety typu "lalki". wykreowane przez media, czy spoglądające na nas z bilboardów, reklamujących bieliznę. Myślę, że gdyby mężczyźni postrzegali kobiety pozytywnie w pełnym zakresie ich normalności (wąskie usta, zwykłe rzęsy, trochę cellulitu, czasem jakaś fałdka, bo nie każdy jest idealny, czasem jakiś pajączek, zmarszczka czy te słynne rozstępy, o które żadna matka się nie prosi), to i kobiety w końcu by się zaakceptowały. Niestety rzesza kobiet dążąc do ideału – pompując swoje usta, biusty, wycinając żebra, katując się na siłowni, nie wychodząc bez makijażu z domu itp itd, tworzy nowy standard "zadbanej" kobiety, co w efekcie przyczynia się do tego, że normalność staje się brzydka i nieakceptowalna.
Witam,
Szczerze powiedziawszy nie spotykam się na codzień z akceptacją nadwagi i otyłości. W środowisku, w którym żyję nie zauważyłam jakiejkolwiek zmiany w postrzeganiu osób z tego typu problemami, a znajomi, których wskaźnik BMI jest powyżej normy (albo nawet w normie) nie czują się z tym dobrze i komfortowo. Mam jedną bliską koleżankę, która po ciężkim załamaniu bardzo przytyła – po pierwsze od zawsze miała skłonności do tycia i nigdy nie była szczupła mimo diety, po drugie – z czasem doszły problemy zdrowotne natury hormonalnej, które nie ułatwiają trzymania prawidłowej wagi, a po trzecie- po prostu nie miała siły trzymać się w ryzach w momencie, w którym życie jej się zawaliło. Efekt był natychmiastowy: + kilkanaście kg w krótkim czasie. Minęły już prawie 2 lata od tego wydarzenia, koleżanka chodziła na terapię, jest w jako-takim stanie, ale jeśli chodzi o wagę nadal ma z tym problem. Z tego co widzę, udzielanie jakichkolwiek rad tylko ją frustruje i irytuje. Nie wiem jak jej pomóc i czy da się jej jakkolwiek pomóc, bo odnoszę wrażenie, że ona jeszcze nie ma tej wewnętrznej siły na tyle, żeby podjąć walkę z nadwagą. Ani ona nie akceptuje siebie w taki, wydaniu, ani też jej facet, który sztorcuje ją, żeby wzięła się za siebie. Szczerze mówiąc nie wierzę, żeby osoby otyłe były pogodzone w 100% ze swoim stanem, tylko bardzo możliwe, że schudnięcie wymaga od nich dużo większego poświęcenia niż u przeciętnego człowieka. W przypadku osób medialnych, wyrażanie akceptacji wobec swojej wagi jest raczej zawoalowanym "odczepcie się ode mnie".
Co do Wojciecha Manna czy Olafa Lubaszenko – czy nie wydaje się Wam, że nadal dużo mniej wymaga się od mężczyzn niż od kobiet? Wspomniani panowie są cenieni za swój dorobek i nawet tusza nie ujmuje im zasług. Co do pulchnych kobiet – co raz wytyka się im tuszę. Ja osobiście pracuję w środowisku zdominowanym przez mężczyzn. Mało który wygląda jak Adonis i ma ciało atlety, ale każdy uważa, że "baba musi dobrze wyglądać", a mi coraz dogadują, że powinnam nosić sukienki, bo jestem babą, do tego szpilki, bo jestem niska, i mogłabym się czasem umalować (nie maluję się wcale) – tak jakby moim głównym zadaniem w pracy było uprzyjemnianie im widoków. Co ciekawe, uważają, że szczupłe kobiety nie powinny uprawiać sportu, bo "PO CO?". Jeszcze nie daj Boże nabiorą mięśni, a umięśnione kobiety są obrzydliwe….
Aha. Kazdy nalog odpowiednio dlugo kontynuowany zapewnia 100% przedwczesna smiertelnosc. Takze tu kwestie estetyczne czy przesladowania grubasow sa naprawde malo istotne, jesli chodzi o smierc.
Nupkowa
Mam wrazenie, ze nie do wszystkich dociera, ze otylosc/nadwaga/objadanie sie to taki sam nalog jak alkoholizm, hazard, narkotyki, seks itd. To, ze jest coraz wiecej osob otylych, a maleje liczba np.palaczy (bo palenie juz nie jest tak modne, jak bylo kiedys) powoduje wieksza akceptacje otylosci. Bo skoro to juz "norma" to trzeba ja oswoic, ladnie opakowac, ladnie nazwac (puszysci) i mozna robic biznes oraz objadac sie az do smierci (z przejedzenia).
Troche mi to przypomina akceptacje alkoholizmu: zaczyna sie od imprez w wieku nastoletnim, pozniej imprezy studenckie, firmowe, potem niektorzy sie uzalezniaja i kontynuuja swoje picie przez reszte zycia. Mimo tego – proces uzalezniania czesto jest powolny, a srodowisko nierzadko duzo wczesniej dostrzega, ze ktos sie uzaleznia od alkoholu – a jednak jest to bardzo akceptowany spolecznie nalog i przez dlugi czas "malo wstydliwy". To czesto abstynenci nie maja latwo w towarzystwie, poniewaz sa nachalnie namawiani do picia. Ciekawe, ze sa tak drastycznie rozne odbiory roznych nalogow (choc przeciez konsekwencje dla zdrowia i najblizszych podobne).
Jednak to nadal choroba. Nie norma, przynajmniej dla mnie, a nawet wg DSM. Akurat pod tym wzgledem (nalogow) DSM stopniowo dodaje kolejne nalogi do listy chorob, ktore jeszcze do niedawna na niej nie byly. Wiec chyba argument powszechnosci nic nie zmienia co do okreslania stanu – nadal to choroba. Nie ma co jej propagowac, choc oczywiscie tez przesladowanie z powodu otylosci jest okropne i kiedys bylo norma (bo bylo b malo otylych osob – w Pl). Ciezko nam znalezc zdrowy srodek? Zdrowe podejscie do tego problemu? A przede wszystkim znalezc rozwiazanie i skuteczna metode leczenia nalogowcow? Taka, ktora zadzialalaby na wszystkich, a nie na jednostki.
Nupkowa
Ej no nie popadaj w skrajność. Oczywiście, że jest mnóstwo osób (mówimy o znanych osobach) które walczą z nałogiem, chorobami a my dowiadujemy się o tym jak ich znajdują nieżywych w wannie itd. Poza tym oczywiście nie ma obowiązku bycia ambasadorem choroby, nie ma obowiązku opowiadać o chorobach, są osoby, które się na to decydują bo mają taką potrzebę albo potrzebują pieniędzy na leczenie itd. Każdy sobie przeżywa swoje życie jak mu się podoba i nam nic do tego.
Oczywiście nie ma pojęcia co Dominika ma w środku i nie mam nawet ochoty dociekać i zgadywać. Ale Dominika sama chętnie opowiada o tym w wywiadach, napisała książkę, prowadziła program. Zdecydowała się na to. Nie przypominam sobie aby Wojciech Mann czy nawet Olaf Lubaszenko robili ze swojej tuszy jakikolwiek szum medialny. I tym właśnie Dominika różni się od innych.
Nie, nie uważam, że obowiązkiem każdego grubasa (mówimy tu o chorobliwym grubasie) jest schudnąć albo zamknąć się w celi żeby przypadkiem chodząc po ulicy nie 'propagować otyłości'. Ale nie ma profili narkomanów, którzy pokazują pokłute żyły. Alkoholicy nie piszą książek o tym, że wódka pozwala im rano wstać z łóżka i to jest super i że życie na trzeźwo to nie dla nich dlatego zamierzają pić do końca świata i są szczęśliwi. Dariusz K. który zabił kobietę po narkotykach nie napisał 'pamiętników' jaka kokaina jest świetna i on nie zamierza się zmieniać. Jakoś nie klaszczemy takim przypadkom, a chorobliwych grubasów bronimy.
>Owszem, osoby publiczne często mówią o swoich chorobach i jest to bardzo ważne. Ale mówią o nich w zupełnie innym kontekście.
– albo nic nie mówią i ukrywają, albo nie ukrywają, robią swoje i mają w poważaniu opinię innych;
> Aktorzy cierpiący na depresję zachęcają aby tego nie ukrywać, nie cierpieć w samotności tylko prosić o pomoc.
– albo popełniają samobójstwo, bo nie mogli już tego znieść, i cały świat jest w szoku, że skąd u tego człowieka depresja;
> Aktorki chore na raka zachęcają do badań profilaktycznych.
– albo schodzą że świecznika i dożywają końca swoich dni tak jak chcą, nie chwaląc się tym w mediach;
> Pisarze cierpiący na alkoholizm opowiadają jak udało im się wyrwać ze szponów nałogu, podobnie piosenkarki, którym udało się zerwać z narkotykami.
– chyba że im się nie udało i zapili się na śmierć albo przedawkowali.
Na każdy z takich pozytywnych wyżej wymienionych przykładów przypada co najmniej kilka negatywnych. To nie tak, że wszyscy są tacy pozytywni i tak poświęcają swój komfort dla dobra ogółu – tylko grube aktorki nie.
> A tutaj mamy taką Dominikę, która opowiada, jaka jest szczęśliwa ze swoją chorobą i nie ma zamiaru już nigdy w życiu się odchudzać.
– i mamy takich blogerów, którzy Wiedzą Lepiej, co przeżywała taka Dominika w czasie odchudzania i dlaczego uznała, że lepiej będzie dla niej zaakceptować swoją chorobę niż z nią uparcie walczyć. Blogerzy wiedzą lepiej, co jest dobre dla Dominiki, niż sama Dominika.
>A my bijemy jej brawo, w końcu rządzi #ciałopozytywność, dość hegemonii chodzących szkieletów!
– ona tak powiedziała? O tych chodzących szkieletach?
– innymi słowy: zawsze myśl pozytywnie, ciesz się życiem, bądź sobą i ciesz się z tego co masz – no chyba że jesteś GRUBY, wtedy nie.
Jeśli masz jakąś inną chorobę, z którą nauczyłeś się żyć i mimo której jesteś zadowolony z życia – będą chwalić, jaki jesteś dzielny i zrobią z ciebie wzór do naśladowania. Tylko to nie dotyczy otyłości, nawet związanej z chorobą.
I możesz sobie być śpiewakiem operowym, dziennikarką, aktorką, możesz ratować ludzi lub świat – wszystko nieważne, jesteś GRUBY, więc się najlepiej nie pokazuj, a jak już się pokazujesz, to chociaż bądź na tyle przyzwoity, żeby się nie cieszyć z tego co robisz, bo DAJESZ ZŁY PRZYKŁAD, a przecież podstawowym obowiązkiem grubego człowieka jest schudnąć za wszelką cenę i nic więcej się nie liczy, koniec.
Przypomniało mi sie spotkanie z tutejszym big promi, Michael Thürnau, ktory wystąpił navjakichs targach w roli kucharza i smażył cos niskotlusto i w ogóle mniemanie zdrowo… Szkoda, ze tylko na pokaz. Bo pana Thürna to szybciej sie przeskoczy, niz obejdzie. Wiem, ze jestem zlosliwa w tym momencie, ale tak mi sie robi, gdy ktos w takim chorobowym stanie uwaza sie za bógwico.
Pomyslalam jeszcze ze ta moda na otylych celebrytow i promowanie w mediach rozmiarow xxl i wiekszych znow (jak wczesniej moda na chudosc) moze wynikac wylacznie z marketingu! Po prostu ludzkosc tyje w zastraszajacym tempie, nawet w Pl (nie mowiac o USA czy innych zachodnich krajach). I po to, zeby otyli ludzie nadal czuli, ze moga kupowac sobie rozne rzeczy – np. ubrania, a nie czuli sie zle ze soba i probowali schudnac – promuje sie wlasnie takie osoby. W koncu to juz niemaly rynek zbytu! I sa to osoby w potrzebie, bo w zwyklych sklepach na siebie ubran nie kupia… wiec sprytnie to wykorzystano i zaczeto pokazywac, zeby oswoic nas estetycznie z nowymi rozmiarami… Nasze zdroworozsadkowe argumenty, ze to niezdrowe i niesensowne pokazywac chore ciala nie maja dla marketingowcow znaczenia. Liczy sie to, co sie sprzeda i zapewni ta sprzedaz – wieksza i wieksza… a skoro mozna tyc bez umiaru (bo otylosc juz nie jest brzydka, chora) to mozna tez wiecej jesc, miec wieksze samochody (zeby w nich sie zmiescic), wieksze domy (zeby pomiescic wszelkie nadmiary), w nich ogromne meble i gigantyczne sprzety np tv czy lodowki (ktore pomieszcza wiecej jedzenia, dla stalego komfortu otylych) i ogolnie maxymalizowac co tylko sie da, zapewniajac super biznes tym, ktorzy to wszystko sprzedaja. Nie zapomne jak w sklepie meblowym, w ktorym lata temu pracowalam kupowal lozko pewien gwiazdor tv – pan o ogromnej tuszy. Specjalnie szukalismy mu lozka, ktore wytrzyma wage jego i zony (chyba akurat zona byla standardowych rozmiarow), dzwonilismy nawet do fabryki we Wloszech, bo mielismy obawy czy mocne zazwyczaj lozka (dla osob o przecietnych wymiarach) wytrzymaja jego wage (z zona to bylo bodajze ok 250 kg).
Nupkowa
No właśnie mnie się to też kojarzy z innymi przypadłościami. Czynnego alkoholika nie głaszczemy po głowie, ani narkomana, ani palacza. A chwalenie ludzi chorobliwie otyłych nastała jakaś moda, chyba właśnie przegięcie w drugą stronę po ataku anorektyczek.
Wellman tak samo, masz rację. Ja ją lubię ale uważam, że ona to taki 'tokenowy grubas' w telewizji. W Polskiej telewizji wszyscy są bardzo ładnie i młodzi. Fakt, Brytyjskie społeczeństwo nie ma takiej urody jak Polacy ale podoba mi się, że zarówno w BBC jak i w 'Tańcu z gwiazdami' biorą celebryci, którzy są w różnym wieku i reprezentują różne kanony piękna.
I tak sobie myślę, że oczywiście Dominika nie ma obowiązku namawiać do zdrowego trybu życia i odchudzania, niech sobie żyje własnym życiem. Ale z drugiej strony, fajnie jest jak znani ludzie wykorzystują swoją pozycję aby zrobić coś dobrego w życiu (a nie na odwrót). Poza tym nie chodzi mi tylko o nią (i inne, bo ona to tylko przykład) ale o to jak my na to reagujemy. Jakby nagle np. Borys Szyc zaczął mówić jaka wódka jest fajna i że jest bardzo szczęśliwy jako alkoholik to budziłby chyba conajmniej mieszane uczucia.
Źle mnie zrozumiałaś. Napisałam, że profil Dominiki jest popularny. Natomiast chodziło mi o to, co mówi w wywiadach. Masz rację, ze wzlędu na jej spektakularne schudnięcie sprawiło, że teraz w każdym wywiadzie dziennikarki pytają się głównie o to chudnięcie, efekt jojo itd. Poza tym Dominika napisała książkę o odchudzaniu i przez jakiś czas prowadziła też program w telewizji (o odchudzaniu) więc niejako wyszła poza ramy swojego zawodu i trudno to nazwać milczeniem na temat swojego ciała.
Obejrzałam profil Dominiki Gwit, którego wcześniej nie widziałam, i za nic nie mogę dopatrzeć się tam jakiegoś propagowania otyłości. Nie ma tam również słów i obrazów potępiających otyłość. To profil normalnej kobiety, aktorki, żony, koleżanki. O otyłości mowa jest jedynie w komentarzach.
Pani Dominika wpadła zapewne w pułapkę. Jej spektakularna metamorfoza uczyniła z niej celebrytkę a teraz śladów metamorfozy brak a wszyscy ją pamiętają.
Była pewna mało popularna aktorka, która wyłaziła z lodówki z tematem alkoholizmu. W pewnym momencie to było trudne do strawienia.
Zmierzam do tego, że Pani Dominika nie ma obowiązku namawiania do zdrowego trybu życia. Wolno jej być otyłą. A post niesie tezę, że udzielając wywiadu powinna potępiać swoją kondycję zdrowotną a przynajmniej nie obnosić się tak że swoja radością, bo otyłość jest zła i niezdrowa. A to jest wywiad z grubą, chorą kobietą, czy z aktorką?
Może i jakiś aktor/artysta/celebryta wygrał z nałogiem, depresją, inną chorobą. I co z tego? Nie miał obowiązku przeżywać tego publicznie, najpierw samobiczować się z potem piać nad odzyskanym zdrowiem. Nie jest zabronione być alkoholikiem, narkomanem, prostytutką. Wolno mieć depresję, garb, hashimoto albo krzywy nos. I niekoniecznie trzeba być medcelebrytą i ustawiać w roli autorytetu na temat danej choroby.
Wolno milczeć, nie spełniać oczekiwań społecznych i okazywać zadowolenie z życia. Taki jest profil Pani Dominiki Gwit.
Z jednej strony mysle: kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem… (czyli kto ma idealna, zdrowa wage niech pierwszy sie wypowiada nt).
Ale – przez dziesiatki lat przyzwyczajano nas do wizerunku kobiety szczuplej. Coraz szczuplejszej. Az zaczela sie plaga anoreksji i bulimii. Probowano to odwrocic, a jednoczesnie chciano zadbac o prawa i komfort zycia osob z mocna nadwaga. I poszlo to chyba jednak nieco za daleko… Nie znalam p. Gwit – ale obejrzalam zdjecia i chyba nie sa tym, co powinno byc promowane i uwazane za norme? Byc moze nie chce jej sie juz nic z tym fantem robic, jej prawo, ale dlaczego to promowac i podawac za przyklad, o ile chcemy byc zdrowi?
To tak jakby czynnego alkoholika glaskac po glowie i zachwycac sie tym, jakie ma piekne wory pod oczami, czerwona skore na twarzy i zmarszczki, bo pije. I jak cudnie spuchl, jaki jest dzielny, bo choruje, a jednak ma odwage pokazywac swoje niepiekne, napuchle oblicze…
Podobnym przykladem jest dziennikarka Dorota Wellman (tez samozachwycona wlasna otyloscia i co roku grubsza o jakies 10 kg? ostatnio "bogatsza" o podbrodek wielkosci swojej twarzy – az z trudem ja rozpoznalam). Czy to naprawde jest warte nasladowania? Czy nie mozna promowac osob w normie? Ani wychudzonych ani tlustych? I pokazywac te osoby bez upiekszania, fotoszopow, obciskajacej bielizny, specjalnych poz do zdjec?
No i chyba historii o dochodzeniu do zdrowia, zdrowej wagi nigdy dosyc. Kazdy ma swoj sposob i kazdy z nas czegos innego potrzebuje. Moze publikowanie do znudzenia zdrowych, normalnych diet, promowanie aktywnego trybu zycia, badan i dzialan, jakie mozna podjac zeby sobie pomoc odzyskac zdrowie (i normalna figure) byloby najlepszym kierunkiem i za 10-20 lat przyniosloby efekty? W postaci zdrowszego spoleczenstwa?
Nupkowa
Lucy, jak zwykle w punkt!
Eliszko a ja jeszcze dodam od siebie, że jeżeliby jakimś cudem Dominika zaszła w ciążę to nie zobaczy swojego dziecka na badaniach USG. Zdziwiłam się, ale jak ja chodziłam na USG to w szpitalu były wywieszone kartki, że u osób otyłych jest z tym USG ciążowym problem.
Jakoś społecznie potępiamy alkoholików i palaczy, że się trują a potem leczą na koszt podatnika. Choć oni co prawda swoje płacą w akcyzie. Nie podoba mi się ta gloryfikacja otyłości, takiej chorobliwej właśnie bo wszystko to co piszesz to jest prawda!
To jest wlasnie to, nie kazdy moze i musi byc szczuply jak gazela, bo kazdy ma inna budowe, mozna byc pulchniejszym, co w sumie ponoc jest zdrowsze (np w kierunku mniejszej osteoporozy) niz nadmierna szczuplosc, ale tutaj, w przypadku tej dziewczyny, nie ma sie co czarowac, to nie jest juz zdrowe, tu jest chore i cialo, i psychika.
Ja sie zawsze zastanawiam, gdzie jest ta granica, ze czlowiekowi zaczyna byc obojetnie, ze wyglada (sorry!) jak potwór. Bo kazdy "normalny" gruby ma jednak ten ped do schudniecia, wszystko jedno, z jakimi efektami, ale przynajmniej nieporadnie próbuje schudnac. A taki drugi przerazajaco otyly, po prostu go to nie zajmuje.
Zgadzam się z Twoim zdaniem dotyczącym otoczki i propagowania otyłości. Ponad 30 lat jestem pielęgniarką operacyjną i asystuję chirurgom w trakcie operacji. Na codzień spotykam się ze skutkami otyłości. To że otyłość jest tylko defektem kosmetycznym i wyłączną sprawą otyłego, w momencie gdy tenże trafia do lekarza przestaje być jego prywatną sprawą. Najpierw ciężko pracuje się nie tyle na wygląd, co na zrujnowanie sobie zdrowia, a potem od wszystkich naokoło oczekuje się cudu. Każdy narząd jest otłuszczony, stawy obciążone ponad miarę, zdeformowane i obolałe, dochodzi cukrzyca i inne zaburzenia metaboliczne, miażdżyca,niewydolność krążenia, zawały serca, udary, powoli wszystko "wysiada". Najprostsza operacja staje się wyzwaniem zarówno z technicznego punktu widzenia, jak i późniejszej rehabilitacji. Powikłania pooperacyjne bywają dramatyczne, zwłaszcza gdy ogólny stan chorego np. w onkologii i tak jest już bardzo skomplikowany. Wszczepianie siatek przepuklinowych, endoprotez itp. nie daje oczekiwanych rezultatów, gdyż rany źle się goją, pacjent nie da rady ćwiczyć i rehabilitować we właściwy sposób, ponieważ jest w ogólnie złej kondycji fizycznej i po prostu nie daje rady. Ryzyko nawrotów choroby, złamań i zwichnięć okołoprotezowych, infekcji jest ogromne. Oczywiście pacjent nie dopuszcza do siebie myśli, że sam jest sobie winny, za to myśl, że należy pozwać lekarza i szpital do sądu dopuści błyskawicznie. Można jeszcze "pofikać" sobie póki jest się młodym, ale "starość nie radość, młodość nie wieczność".
Pamiętam śp. teściową mojego brata, osobę bardzo otyłą, która z oburzeniem podsumowała swoją wizytę u ortopedy, gdy ledwo mogła chodzić. Skądinąd wykształcona osoba (farmaceuta) nazwała lekarza bezczelnym smarkaczem, gdy kazał jej schudnąć albo oszczędzać na wózek inwalidzki. Ostatnie lata życia spędziła w łóżku zależna od opieki rodziny. Wiele tygodni chodziłam pielęgnować niegojące się rany mojej sąsiadki, która nie akceptowała rygorów związanych z leczeniem cukrzycy, straciła paluch u stopy, każde skaleczenie "paprało" się miesiącami, przeszła dwa zawały. Na każdym piętrze przystawała na 10 minut, żeby odpocząć.
Dlatego trafia mnie "coś", gdy dorabia się jakieś dziwne ideologie i teorie do czegoś, co już dawno zostało nazwane, a co tak naprawdę chcemy wyprzeć ze świadomości.
Nie doszukuję się powodów otyłości z tym jest różnie. Dominika akurat pokazała, że schudnąć może ale to jednak nie dla niej. Chodzi mi o otoczkę i propagowanie otyłości. Nie chodzi o pokazywanie ciała, które ma kilka kilogramów za dużo i nie jest wyrzeźbione. Mówimy tu o ciele, które jest chore. A dzisiejszy PR jest taki, że takim ludziom klaszczemy.
Oczywiście! Ale zwróć uwagę na obecnie panujące podwójne standardy. Pokazujesz kogoś chorobliwie chudego i jest nagonka, że nie wolno, że to propagowanie niezdrowego wizerunku ciała itd. A pokazujesz kogoś chorobliwie grubego i jest 'brawo ona'! Nie wstydzi się swojego ciała, super!.
A ja mysle, ze przesadzanie w zadnym kierunku nie jest wlasciwe. Wychudzone anorektyczki sa tak samo chore, jak otyle osoby. Magdalenka
Czasem przy otylosci (nie spowodowanej choroba) szwankuje psychika, jestes silna psychicznie – wygrasz, jestes niestabilna – przegrasz. Ale ta psychika to multum impulsow z codziennego zycia, z domu, z pracy, otoczenia. Bardzo skomplikowane to jest, nie podjelabym sie roztrzasania tego tematu.
Dominiki nie rozumiem, gdzies pekla i przegrala swoje odchudzanie, ale jest mloda, moze sie opamieta? 🙂
Podany link otworzylam i przeczytalam, jest bardzo rzeczowy, tez polecam 🙂