Nigdy nie ma tak, żeby jakoś nie było. Do napisania tego posta zainspirowała mnie czytelniczka Aldonna, która zostawiła komentarz pod poprzednim wpisem. Kiedy napisałam, że nikt nikogo do pracy w handlu nie zmusza ona odpowiedziała, że większość ludzi nie ma wyboru. Nie, nie tylko ‘niektórzy’ nie mają wyboru ale ‘większość’. Jako statystyk chciałabym wiedzieć czy większość w Polsce? Na świecie? A może w najbliższym otoczeniu Aldonny? Czy taka sama większość jest w Radomiu, Łodzi i Warszawie? Czy może w Warszawie to jest jednak mniejszość bo dostępność różnych życiowych opcji jest większa? I czy ta większość to 55% czy może 87%? Nie wiem.
O ten temat zahaczyłam już pisząc o matkach, które piszą w Internetach, że wolałyby siedzieć z dzieckiem w domu niż oddawać je do placówki i chodzić do pracy ale…. tak, tak ’nie mają wyboru’ (
klik). Oburzyło to wtedy Olgę i pod wpisem wytworzyła sie dyskusja. Swoją drogą co takiego jest w stwierdzeniu, że ‘zawsze masz wybór’ kontrowersyjnego?
Już w Biblii było napisane, że Pan Bóg obdarzył człowieka wolną wolą (którą od razu spożytkowaliśmy na zjedzenie zakazanego owocu). Wyobraź sobie, że wracasz wieczorem do domu. Za Tobą ciężki dzień w pracy, której nie lubisz ale która opłaca rachunki (po czym zostaje Ci na waciki). W autobusie tłok. Idziesz chodnikiem, zmęczona, masz wszystkiego dość. Dziś czujesz się wyjątkowo podle, za gruba, za brzydka, nie masz czasu pójść do fryzjera, w domu czeka Cię góra prasowania i głodna rodzina, wszystko Cię wkurza. A tu w kiosku kolorowe gazety, na okładkach uśmiechnięte kobiety, ślicznie umalowane. W środku artykuły o tym, że wystarczy pozytywne spojrzenie na życie i codziennie rano koktajl z jarmużu a wszystko się w Twoim życiu ułoży. Mąż nauczy się włączać pralkę, dzieciaki przestaną gapić się godzinami na telefon, pies sam zacznie się wyprowadzać na spacer a Ty będziesz miała kupę czasu aby założyć własny biznes i będziesz mogła rzucić obecną pracę, której nie lubisz.
Tak, patrzysz smętnie na te gazety i nagle czujesz, że trafia Cię szlag. Idziesz na dworzec, zahaczając przy tym o bank wypłacasz połowę rodzinnych oszczędności, kupujesz bilet w jedną stronę. W Warszawie bukujesz pierwszy dostępny bilet na lot do Tajlandii. Miarka się przebrała! Od dziś będziesz mieszkać w chatce na plaży i w nosie masz rodzinę, teściową, szefa. Życie jest tylko jedno, od tej pory będziesz żyć na własnych warunkach!!! O!!!
To jest Twój wybór. Nie siedzisz za kratkami, nikt nie zabetonował Ci nóg. Opuszczenie swojego dotychczasowego życia nie jest karalne. Wbrew pozorom sporo osób tak robi. Szczególnie mężczyźni, na przykład gdy okazuje się że potomek jest niepełnosprawny albo zobaczyli gdzieś długie nogi. Kobiety czasem też. Mój mąż ma przyjaciela, którego matka uciekła z domu jak byli nastolatkami (ma jeszcze dwoje rodzeństwa). I nigdy już do tego domu nie wróciła (żyje, ma się dobrze, mieszka w Australii i czasem przyjeżdża z wizytą).
No ale zaraz powiesz, nie bądź śmieszna. No dobra, to inny przykład. Wróćmy do momentu, w którym tafia cię szlag. Ale zamiast iść na dworzec wracasz do domu. Coś się jednak w Tobie zmieniło. Przestajesz prać mężowi ubrania i jak mu zabrakło czystych skarpet nagle się zorientował gdzie stoi pralka i jak ją uruchomić. Dzieciom wydzielasz dzienny limit czasu przed ekranem (jest taka aplikacja) i go egzekwujesz. A jak chcą mieć więcej czasu to muszą ‘zarobić’ pomagając Ci w domowych obowiązkach. Pies co prawda nie nauczył się sam wychodzić (pomimo prób) ale postanowiłaś w czasie porannego spaceru przy okazji trochę poćwiczyć. Schudłaś, masz więcej energii. Skoro teraz rodzina partycypuje w domowych obowiązkach masz więcej czasu. Robisz nie tylko na drutach ale nieśmiało zaczynasz też projektować. Uruchamiasz biznesowe konto na Ravelry, syn pomaga Ci robić zdjęcia udziergów, odkurzasz swojego bloga, zaczynasz pisać ’na poważnie’, zakładasz konto na Insta. Powolutku zaczyna się to jakoś kręcić.
Mija pięć lat. Z mężem przeprowadzacie się właśnie z małego mieszkania do domu pod Toruniem. Od dwóch lat utrzymujesz się wyłącznie z dziergania. (wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób niezamierzone ;). Czy to naprawdę tak trudno sobie wyobrazić?
Nasza koleżanka dziewiarka niedawno poinformowała, że zamyka swój sklep z wełną. W ciągu pięciu lat stworzyła unikalne miejsce w sieci, zaledwie parę miesięcy temu uruchomiła farbiarnię. Taką z prawdziwego zdarzenia. A teraz wszystko ‘poszło na marne’. Nie! To jest właśnie wybór. Chociaż aby coś takiego zrobić trzeba mieć jaja. I ja wiem, nie każdy te jaja ma. Nie każdy ma odwagę, nie każdy jest przebojowy, nie każdy ma wystarczającą ilość determinacji, siły woli, samodyscypliny. Ale nawet jeśli nie czujesz się na siłach aby wprowadzić w swoim życiu zmianę, nie znaczy to, że nie masz możliwości. Póki masz dwie ręce i dwie nogi, jesteś zdrowy i nie siedzisz zamknięty w więzieniu to masz wybór. To czy go dokonasz czy nie to już inna sprawa. Niepodejmowanie ryzyka, życie ‘tak jak dotychczas’ to też wybór.
Myślę, że po transformacji zachłysnęliśmy się wolnością. Możemy prowadzić biznesy, jak pracujesz na etacie to jesteś frajerem bo tylko głupi pracuje u kogoś. Chcemy chodzić na lancze, brancze i koktajle. Nie mamy starych panien, mamy seksowne singielki. Jak jesteś kurą domową to znaczy, że nie wykorzystujesz swego potencjału – teraz kobiety pracują, wychowują dzieci i do tego wyglądają jak modelki. Wstyd! Jesteśmy nowocześni, chcemy więcej i więcej nie wypada jeździć pięcioletnim samochodem, czas na telewizor z jeszcze większym ekranem, jak to nie masz szpilek od Louboutina, ostatnie wakacje spędziliśmy w Tajlandii, mieszkamy na osiedlach w niskiej zabudowie, koniecznie z ochroniarzem, przecież wielka płyta to już w zasadzie getto. Posyłamy dzieci to prywatnych szkół, na milion dodatkowych zajęć, najlepiej żeby w wieku pięciu lat już mówiły po angielsku. Same doszkalamy się robiąc zaległe licencjaty i magisterki zaocznie na prywatnych uczelniach.
Na szczęście myślę, że powoli to mija. Mamy modę na minimalizm, proste życie, pozytywny wizerunek ciała (już piszę na ten temat post), jedzenie eko, dbanie o środowisko, wymianę rzeczy, recykling, rodzicielstwo bliskości, medytację, wypisujemy się z wyścigu szczurów, pokolenie Millenialsów woli być niż mieć (choć nie da się ukryć, że często za pieniądze rodziców). Przy nieograniczonych wręcz możliwościach wolimy ciche, spokojne życie, celowo ograniczamy sobie wybory i czacha nie dymi od nadmiaru bodźców.
Wybór jest zawsze. Tylko wydaje mi się, że są osoby, które tego po prostu nie widzą. Szczególnie wtedy, kiedy wybór jest trudny. Podążając tropem czytelniczki, ‘a co jeśli w okolicy nie ma innej pracy? (tylko praca w handlu)’. Jeśli w okolicy nie ma pracy zgodnej z naszymi kwalifikacjami to należy albo się przekwalifikować, przeprowadzić, dojeżdżać albo sobie miejsce pracy stworzyć. Każda z tych opcji ma oczywiście poważne konsekwencje. Nowe kwalifikacje wymagają pieniędzy i godzin spędzonych na nauce bez gwarancji, że znajdzie się lepsze zatrudnienie. Przeprowadzka (szczególnie z rodziną) to wielka operacja logistyczna, na którą trzeba mieć pieniądze (a poza tym mąż ma tu dobrą pracę, dzieci lubią swoją szkołę, mają kolegów a mama się robi coraz starsza i ktoś się będzie musiał nią zająć). Dojazdy? To godziny wyrwane z życia, często bezproduktywne no i należy doliczyć koszt benzyny i utrzymania samochodu tudzież biletów komunikacji. Aby mieć własny biznes trzeba być przygotowanym na pracę na dwóch etatach przez kilka lat. No i trzeba mieć do tego smykałkę, a nie każdy ma. Ale może można znaleźć sobie wspólnika? Żadna opcja nie jest więc idealna. Praca w handlu też nie jest idealna. Ale jest i jakoś to się kręci. Są różne powody dla których jedni jednak coś robią a inni nie. Ale każdy z nich ma wybór. To jaki scenariusz życia realizujemy zależy tylko od nas. Czasem zamiast stwierdzić, że mieszkanie w dużym mieście nas przeraża, wizja przeprowadzki to dla nas koszmar, wolimy powiedzieć, że nie mamy wyboru. Ale to nie jest prawda. Logicznie zawsze mamy wybór, to czy to widzimy czy nie jest tylko i wyłącznie kwestią mentalnego nastawienia.
Nie trzeba patrzeć na pracę w handlu w kategoriach braku wyboru. Wybieram życie w małym miasteczku, blisko rodziny. Wybieram męża i dzieci. Wybieram dzierganie wieczorami niż zakuwanie na podyplomówce. Wybieram weekendy z rodziną a nie weekendy na zjazdach. W związku z czym nie pozostaje mi nic innego jak praca w handlu. W mojej obecnej sytuacji życiowej to najlepsze rozwiązanie dla mnie i dla mojej rodziny. Dzięki temu mogę realizować inne cele, które są dla mnie ważne. Nikt mnie do tego nie zmusza. Nikt nie zapukał do moich drzwi i powiedział, od dzisiaj będzie pani pracować w sklepie. Nie istnieją już nakazy pracy. To kim jestem i co dzisiaj robię to wykładnia moich wcześniejszych wyborów.
Dlatego kiedy ktoś pisze, że ‘nie ma wyboru’ to nie mogę się w tym zgodzić. W życiu rzadko wybieramy czy nasz następny samochód to ma być BMW czy jednak Mercedes. Ale każdy ma wybór. Nie jest powiedziane, że to łatwy wybór, czy prosty, często obarczony ryzykiem ale jest. Jedni ryzykują, inni z jakiś powodów nie. Nie każdy musi być ‘nowoczesny’ i ciągle gonić królika. ‘Nie wychylanie się’ jest również wyborem.
Amen.
Dzieki za odpowiedz.
Moze po prostu dla mnie sytuacja "jak sie nie odwrocisz, to du.. z tyl" nie jest tym, co nazywam wyborem.
Absolutnie nie pisze o swietlicy, zeby wzbudzic czyjs podziw, pisze o tym, jak bardzo zmienilo to moje patrzenie na swiat.
Hej hej fajnie, że jesteś. Dyskusję już zamknęłam bo mnie trochę zmęczyła (patrz następny post https://www.pimposhka.pl/2019/06/zmeczyam-sie.html) ale tak jak piszesz, wywołałam CIę do tablicy więc uważam, że jestem Ci winna odpowiedź. Już z poprzedniego posta wiem, że w tym temacie się nie zgadzamy i raczej nie zgodzimy. Myślę, że potraktowałaś mój wpis dość stereotypowo, 'oto uprzywilejowana dziewczyna, która nie ma pojęcia co to znaczy 'prawdziwe życie' głosi farmazony, że każdy może być tym kim chce jeśli tylko trochę bardziej się postara'.
Wydaje mi się, że mylisz pojęcie posiadania wyboru a posiadania perspektyw czy szans życiowych. To jak ktoś ma bardzo przerypane w życiu nie ma tutaj nic do tego. Przecież osoby, które spotkałaś w tej świetlicy miały wybór. Mogły do tej świetlicy przyjść albo nie. Ja znam mnóstwo ludzi, którzy pochodzą z bardzo uprzywilejowanych i bogatów domów i też uważają, że nie mają wyboru.
Wybór nie oznacza wybory łatwego ani 'lepszego'. Patrzysz na wybór jako coś co ma poprawić nasze warunki bytowe. A to nie zawsze jest prawda. Tak jak napisałam wybory życiowe to nie są wybory między Audi a BMW. Czasem jest to wybór między 'ścigać ojca dzieci o alimenty czy odpuścić'.
Dla Ciebie porzucenie dziecka, chorego rodzica i partnera to nie wybór. Dla innych tak. Zarzucasz mi, że mierzę innych swoją miarą a sama robisz to samo. Mało jest kobiet, które porzucają własne dzieci tylko i wyłącznie dlatego aby pognać w siną dal z jakimś nowo poznanym panem? Mają wybór, nie mają dziecka przyspawanego do siebie, mogą robić co chcą. Jedne mają sumienie i poczucie obowiązku tudzież miłośc dla dziecka a inne nie.
Nie wiem jak uważnie przeczytałaś post ale wyraźnie napisałam, że takie ‘po prostu' dokształcenie się czy zmiana miejsca zamieszkania jak najbardziej wymaga pieniędzy.
I dochodzimy do zdrowia. Zdrowie to jest właśnie jedyna sytuacja życiowa, w której nie mamy wyboru – zdrowie i śmierć. Choroba nie wybiera. Można mieć najlepszych lekarzy, całe życie dbać o siebie a i tak człowiek kiedyś zachoruje i umrze. Jasne, bogatsi będą umierać na raka trzustki w prywatnej klinice w Szwajcarii podczas gdy biedni będą umierać na raka jelita grubego (zła dieta przez całe życie) na szpitalnym korytarzu. Jak jesteś w stanie agonalnym to jedyny wybór jaki masz to umrzeć na własnych warunkach (jeśli umierasz w cywilizowanym kraju). I dlatego uważam, że tylko w sytuacji ciężkiej choroby faktycznie nie mamy wyboru.
W moim otoczeniu nie znam osób, które nie mają wyboru ale to nie znaczy, że wszyscy w koło mnie są w podobnej sytuacji życiowej czy mają podobny status społeczny. Moje dzieci przyjaźnią się z innymi dziećmi, zdarza się, że pochodzą one z zupełnie innych rodzin niż nasza. W mediach jest aż za dużo o biedzie i wykluczeniu (a nie tylko o milionerach). Lektura raportu 'Szlachetnej paczki' to też niezła lekcja życia. Nie twierdzę, że to jest to samo co pomaganie w świetlicy środowiskowej. Podziwiam Cię za to, bo nie wiem czy ja bym się zdobyła na pracę w takim miejscu.
Czuje sie troszke wywolana do tablicy, wiec przepraszam, ze z duzym opoznieniem, ale juz odpowiadam.
Wciaz i niezmiennie oburza mnie gloszenie, ze hasel "zawsze jest wybor". Wydaje mi sie to bardzo niestosowne, bardzo krotkowzroczne. Troche chyba nie umiesz dostrzec swojej uprzywilejowanej pozycji- pochodzenia, startu, statusu, otoczenia i sytuacji, w ktorej jestes. Piszesz, ze nie masz wokol siebie nikogo, kto niema wyboru. I z tym moze nawet moge sie zgodzic, bo zwykle otaczamy sie ludzmi, ktorzy sa do nas podobni jesli chodzi o "okolicznosci zyciowe". Zgaduje, ze nie masz tez wokol siebie milionerow, czy to znaczy, ze nie istnieja? O milionerach czytamy w gazetach, widzimy ich na codzien w medaich. A ci, ktorzy sa w sytuacji duzo gorszej od nas jakos nam umykaja. Pozne lata nastoletnie spedzilam na wolontariacie w swietlicy srodowiskowej (w wielkim miescie, wiec to i tak nie jest zadne ekstremum). To, czego sie tam naogladalam, nasluchalam i czego doswiadczylam nauczylo mnie jak bardzo prze…rypane maja niektorzy. Tak poznalam osobiscie bardzo wielu ludzi, ktorzy nie mieli wybory. Nie mieli srodkow, nie mieli mozliwoci intelektualnych czy tez wyobrazni (albo przykladu), ktore pozwolilyby im na zmiane.
Oczywiscie zgadazam sie, ze czesto haslo "nie mam wyboru" jest swego rodzaju skrotem myslowym od "wszystkie mozliwosci wyboru jakie mam, pociagaja za soba konsekwencje tak powazne, ze nawet nie widze sensu ich rozwazac". W mojej osobistej ocenie jest to uprawniony skrot myslowy- naprawde bedziesz sie klocic z rodzicem, czy porzucenie dziecka (badz nie-porzucenie) jest opcja, ktorej nie rozwaza (de facto brakiem wyboru), czy wyborem (przez zaniechanie)?
Kiedy czytalam Twoj tekst, zwrocilam uwage na fragment, jak to "mozna po prostu" przeprowadzic sie, albo doksztalcic, albo dojezdzac i uderzylo mnie jak umknelo Ci, ze wszystkie wspomniane opcje wymagaja KASY. Gdzies pozniej (w komentarzach moze) nawet pada, ze zawsze mozna cos odlozyc, czy cos pozyczyc. Otoz nie, nie zawsze! Nawet jesli dla osob sytuowanych srednio i powyzej jest to trudne do wyobrazenia. Tak samo bogactwo, jak i bieda sa przekazywane z pokolenia na pokolenie (choc podobnie jak z niebieskimi oczami, nie w 100%) i bardzo czesto zdarza sie, ze w otoczniu osob bardzo (!!!) biednych wszyscy sa biedni. I nie pisze o biedzie "nie stac mnie na wakacja", tylko "nie stac mnie na chleb".
Bardzo udezyl mnie tez komentach doprecyzowujacy, ze jak ktos jest chory, to musi najpierw wyzdrowiec. Latwiej powiedziec niz zrobic. Nie zapominajmy, ze choroby przewlekle atakuja coraz wiecej ludzi. Coraz wiecej ludzi cierpi na problemy psychiatryczne (po Polsku mam wrazenie, ze juz samo to okreslenie jest bardziej stygmatyzujac, niz ang. mental health issues). Ludzie z wszelkiego rodzaju (i na rozna skale) niepelnosprawnosciami tez funkcjonuja w spoleczenstwie i wplywa to na ich spektrum wyboru oraz spektrum wyboru ich bliskich (znow, nie trafia do mnie, ze jest wyborem, czy bede wspierac bliskiego chorego, czy nie).
Ale mowiac to wszystko absolutnie nie chce deprecjonowac wkladu pracy tych, ktorym sie "udalo". Bardzo doceniam ciezka prace wlozona w poprawde swojego zycia, sama w koncu praktykuje od lat;) Wiem, ze wymaga to duzo odwagi i nie raz zacisniecia zebow. Tylko nie mierzmy wszystkich nasza miara.
Nie zgadzam się z Tobą. Pracowałam z Panią, która w wieku 50+ została bez środków do życia. Zrobiła kurs komputerowy, z urzędu pracy dostała staż, potem Ją zatrudniono na umowę i tak pracowała do emerytury. Nauczyła się obsługi wielu urządzeń biurowych i poligraficznych, uczyła się szybciej niż niejeden młody (bo miała motywację). Jest już na emeryturze, ale dorabia jeszcze w tej samej firmie na pół etatu. Kiedy zaczynała było Jej bardzo ciężko, mąż zostawił Ją z długami i praktycznie musiała zaczynać wszystko od nowa. I dała radę. Jedyną rzeczą, która może nam przeszkodzić jest zdrowie, nasze lub bliskich nam osób
Ok, rozumiem. Cieszę się że sobie poradziłaś. Szczerze
Takie eksperymenty są prowadzone w Polsce na wiele różnych sposobów. Wymuszenia zmiany pracy związane z reorganizacją. Nie powiem, co myślę na ten temat, bo musiałabym użyć bardzo nieparlamentarnych słów. I niestety pomimo masowego przeprowadzania tych eksperymentów mentalnie tkwimy w obozie pracy – zasada kto nie pracuje, ten nie je. Jak ustawić swój mentalny kompas, żeby wyjść z sytuacji? Trochę ta dyskusja rozruszała atmosferę – coś możemy, niekoniecznie wszystko, coś zależy od nas, coś zależy od otoczenia. Jak znaleźć pomoc, zorganizować grupę do celów gdy pojedynczy człowiek nie wystarczy? Jak zmotywować ludzi, żeby im było lepiej? Jak mówić, żeby nie narzekać, a wyeksponować problem? Ja nie znam rozwiązania, a dla kogoś innego rozwiązanie jest widoczne.
Niedźwiedzie polarne po ulicy nie chodzą, natomiast dziki już tak, i urzędnicy miejscy zamiast zareagować poprawnie i znaleźć służby które wyprowadzą dziką zwierzynę do dzikich miejsc im odpowiadających nagrywają filmiki i smieją się z sytuacji, jakby nie było nieodpowiedniej. Zwyczajny człowiek nie ma możliwości ani prawa obrony przed tymi nie da się ukryć niebezpiecznymi zwierzakami – brak broni i zakaz polowania, natomiast służby miejskie mają w nosie bezpieczeństwo mieszkańców.
Ha ha żarówki i cukier???!! No to faktycznie nieobyci. Ale choć może Anglicy już nie wierzą, że w Polsce po ulicach chodzą niedźwiedzie polarne to jednak często słyszę pytania, czy w Polsce jest zimno (!). Ja im zawsze odpowiadam, że mieszkam na wyspie więc pogoda jest taka sama jak w Anglii. Czytasz może bloga Lucy (jest u mnie w zakładkach). Ja nie zobaczyłam u Nupkowej nic obraźliwego, wręcz przeciwnie to chyba dość wyważona opinia. Może i w Polsce jest nieco niższy standard życia ale za to jeszcze nikt nam nigdzie nie podłożył bomby.
Moim zdaniem to jest bardzo obraźliwy komentarz na poziomie sytuacji, kiedy podczas szkolnej wymiany zagranicznej goście z Niemiec przywozili swoimi gospodarzom żarówki i cukier (mi się trafiła miła dziewczyna, która przywiozła standardowe czekoladki, ale też jej rodzice pochodzili z Rosji, więc miała trochę szersze pojęcie o świecie).
Z tym tekstem można się nie zgadzać z powodu różnicy filozofii. Z powodu tego, że jest bardzo ogólny i nie jest w nim zdefiniowana grupa, której miałby dotyczyć, za to użyte są bardzo silne sformułowania ("zawsze"). Ten wpis znacząco zaniżył dla mnie poziom tej dyskusji.
Pisałam o zamierzchłej przeszłości – byłam sama z dzieckiem, zastanawiałam się nad domem samotnej matki, nie znalazłam żadnej informacji o adresie takowego (wyglądało że to jest yeti – każdy o tym słyszał, nikt nie widział). Poradziłam sobie, dziecko już jest dorosłe, no ale świadomość, że ktos może sobie bez tego nie poradzić sprowokowało mnie do napisania tej prośby. Właśnie o to propagowanie chodzi.
Haha, a ja po 40 zapisałam się na zajęcia z baletu 🙂 primabaleriną nie będę. Powiem więcej, nikt mnie nawet nie zobaczy tańczącej, ale same zajęcia jako formę fitnesu polecam każdemu 🙂
Tutaj myślę, że się w pełni zgadzamy: dobrze się urodzić może każdy, ale jeszcze trzeba umieć coś z tym zrobić. Rozumiem, czemu mogłaś się poczuć dotknięta stwierdzeniem, że miałaś dobry start. Nie zmienia to faktu, że go miałaś i włożyłaś mnóstwo pracy, żeby przełożyć to na to, gdzie jesteś teraz w życiu i to jest faktycznie kwestia posiadanych wyborów, które wiele osób ma. To jest problem z tak generalnymi dyskusjami – trzeba najpierw ustalać wspólne definicje. I też pewnie kwestia filozofii życiowych – mi jest trochę bliżej do stoików. W tym sensie, że w moim odczuciu większą bolączką wśród ludzi w komfortowej sytuacji życiowo-finansowej jest brak wdzięczności za to, co mają i też nie bycia konsekwentnym w już podjętych wyborach, a zawieszanie się na tym, że gdybym tylko wyjechał, zarabiałbym więcej, gdybym tylko za niego nie wyszła, na pewno byłabym w lepszym małżeństwie/szczęśliwa jako singielka. (plus w Twoim przykładzie oczywiście strasznie nierówne obłożenie obowiązkami w rodzinie, co jest w ogóle inną męczącą dyskusją :D).
Bardzo Ci dziękuję za ten komentarz. Ciekawe jest to co napisałaś o życiu na emigracji i 'rozkwitaniu'. Pamiętam jakie kiedyś byłam na rodzinnej imprezie (nie mojej rodziny), tam było pięć sióstr i jedna z nich przyjechała z Niemiec gdzie mieszkała. Przy tym stole to był taki kolorowy ptak. Pamiętam, że zrobiło to na mnie duże wrażenie.
Bynajmniej nie uważam, że wszystko od nas zależy i każdy w dowolnej chwili może swoje życie obrócić do góry nogami. Chodziło mi właśnie o poczucie sprawczości. Muszę przyznać, że dziwię się ilu osobom jest ono obce.
Hej Halina, przepraszam nie byłam żeby odpowiedzieć. Zacznij od Instytutu Matki i Dziecka; oni są naprawdę ok żeby przekierować cię do odpowiednich instytucji. Może napisz konkretnie czego szukasz to pomogę? Są pomocrodzicom.pl są inne instytucje ale żeby pomóc poprostu muszę wiedzieć czego potrzebujesz
Generalnie w PL jest ciężko znależć placówkę ponieważ nie są one tak wszech propagowane. Pozdrawiam serdecznie.
Mysle Pimposhko, ze uderzylas w jakis czuly pkt niektorych osob… tych z niemoca, trudna sytuacja, przygniecionych ciezarem zycia. Ale zgadzam sie z Toba, ze wybor jest zawsze. Nie zmienianie niczego tez jest wyborem.
Istnieje cos takiego jak filozofia Kaizen – metoda malych krokow. Dziele sie nia, bo czasami kiedy odczuwam niemoc pomaga mi ona zrobic jakikolwiek maly krok naprzod. A suma malych krokow to juz jest calkiem spora zmiana 🙂
Mysle tez, ze dzieki temu ze wyjechalas z Pl odzyskalas/zachowalas nieco sily i sprawczosci, ktore nam tutaj pozostalym nieustannie ktos podkopuje… Glupie przepisy, przeszkody, zawisc, wrogosc, podla atomsfera, wyscig szczurow, niskie pensje (tak, niskie wobec wydatkow i wobec zarobkow w reszcie Europy) itd.
Obserwuje ten rozkwit w zasadzie u wszystkich znajomych osob, ktore odwazyly sie wyjechac zagranice do pracy. Wg mnie jest tam po prostu normalniej, latwiej zyc. Calosc zycia codziennego jest zorganizowana tak, zeby ludziom pracujacym niezle sie zylo (a nawet niepracujacy maja godne i pozwalajace na przezycie zasilki, pomoce itd.). To drastycznie rozne podejscie od prezentowanego przez Panstwo w Pl. Ktore moim zdaniem jest przeciwko zwyklemu obywatelowi. Ktore sciga, straszy, represjonuje, jednoczesnie zachecajac do przekretow, nieuczciwosci, niejasnosci, lapowek itd.
Czlowiek zrelaksowany, nie zagoniony w pracy na 2 etatach, z w miare stalymi dochodami i jaka taka przewidywalnoscia zyciowa (mieszkania, jedzenia, urlopu, emerytury) ma inny pkt widzenia niz ten, ktory wiecznie tyra, ledwo wiaze koniec z koncem, zmaga sie z rozmaita patologia (mezowie, sasiedzi, wspolpracownicy, urzednicy), chorobami i brakiem sil (i perspektyw, bo klopotow jest zbyt wiele i nie wiadomo od czego zaczac, zeby poprawic sobie byt). I moze tego niektore osoby Ci zazdroszcza, atakujac Twoj neutralny w moim odczuciu tekst?
Ja mam poczucie, ze ode mnie wiele zalezy. Nie wszystko, ale wiele. I to do konca zycia, poki bede miec sile chodzic, mowic, robic cokolwiek samodzielnie. I to ja wybieram, czy zostaje tutaj i dalej zmagam sie z ta szara czasem rzeczywistoscia czy decyduje sie odwaznie sprobowac gdzies indziej, z nadzieja ze bedzie mi lepiej. Uwazam, ze nie jest rozowo, ale tez nie beznadziejnie. I problemy (jakies) zawsze sie pojawiaja. Nawet jesli sa to problemy 1szego swiata pt.: jaki nowy samochod kupic, gdzie jechac na urlop, jaki dom wybrac. W Pl sa bardziej przyziemne, zyjemy ogolnie na nizszym poziomie, ale tez nie mamy np. tylu emigrantow, takiej przestepczosci, inne problemy polityczne itd. Nie ma co sobie nawzajem zazdroscic. Zawsze przeciez mozna podjac wyzwanie i wyemigrowac/przeprowadzic sie, jesli bardzo sie tego chce.
Nupkowa
Ale przecież tu nigdzie nie jest napisane, że masz zmienić swoje życie z dnia na dzień i jeszcze o 180 stopni. Ja tylko piszę o tym, że masz wybór aby właśnie zacząć choćby od małych rzeczy.
Hehehe, świetne….proponuję eksperyment. Zapraszam osoby, które są zadowolone ze swojej pracy i sytuacji życiowej. Wyobraźcie sobie, że z przyczyn nie znanych zachodzi u Was potrzeba zmiany, przebranżowienia się. Macie ogromne doświadczenie w swoim zawodzie, 40 lat na karku, męża, który sam 4osobowej rodziny nie utrzyma. A Wy macie zacząć od zera w innym zawodzie…pytanie: jak szybko ktoś Was zatrudni do specjalistycznej branży bez doświadczenia i wiedzy (po kursie zawodowym wiedzy niestety nie da się nabyć w wystarczającym zakresie)? Nie macie zdolności manualnych, zeby z dnia na dzień rozkręcić sprzedaż swoich dzieł. I nie macie oszczędności pozwalających na zaryzykowanie otwarcia biznesu, ponieważ dzieci wymagają wykształcenia (co niestety rodzi koszty, i nie mam na myśli szkół prywatnych). Jest jeszcze jedna sprawa, nie chcecie się przeprowadzać, bo tutaj macie rodzinę i przyjaciół i to są dla Was priorytety. Kto chętny do eksperymentu?…..każdy ma wybór – nie, nie mam odwagi narzucać ludziom tego hasła, nie jestem w ich sytuacji. Za wiele rzeczy się z tym wiąże, żebym mogła na siebie wziąć odpowiedzialność za jego głoszenie. Przerobiłabym to hasło na cos skromniejszego: spróbuj zmienić coś, zacznij od małych rzeczy, jeśli nie możesz tych wszelkich.
Nasza córka też :-). Szczęściu pomagaliśmy ciężką pracą. Gdzieś czytałam, że marzenia się nie spełniają, marzenia trzeba realizować. Nie zmienia to faktu, że życie czasami pisze scenariusze nie do przeskoczenia, więc nie wszystko jest zerojedynkowe.
No wiesz! Smola, ani jestem bardzo zdrowa (ortopedia), ani zamożna a na pewno nie głupia. Ale wyborow dokonałam wielu. Jejku co za głupi komentarz z twojej strony (przepraszam za gołosłowność)
Dzięki za szybką odpowiedź. I cieszę się że w tym punkcie się zgadzamy.
Anno bardzo podoba mi się Twój komentarz, jest taki wywarzony. Tak, wiele osób ma w życiu po prostu szczęście (np. urodzić się w dobrej, wykupić tanio mieszkanie, wygrać w totka itd). ale szczęściu też trzeba pomóc. Jak nie lubimy ludzi, jak wszystko widzimy w czarnych kolorach, jak ciągle martwimy się wszystkim na zapas, jak jesteśmy mało sympatyczni, jak rzadko wychodzimy z domu, nie uczestniczymy w życiu publicznym, nie utrzymujemy kontaktów z rodziną itd. itp. to tych korzystnych zbiegów okoliczności przydarza nam się dużo mniej.
Ze studiami w Polsce miałam takie problemy, że dość szybko zdałam sobie sprawę, że na menadżera kopalni jednak się nie nadaję i rzuciłam studia na AGH (ale egzaminy wszystkie zaliczyłam). Dlatego dwa razy byłam studentką pierwszego roku :).
Ha, święte słowa. No i Cię nie zaskoczę, jeśli napiszę, że Tobie by się zdrowa dawka egoizmu czasem przydała :).
Zgadzam się z Tobą. Daleka jestem aby oceniać, że jeśli ktoś jest biedny to znaczy, że sam jest sobie winny bo leniwy i ma wybór (chociaż jak byłam młodsza to tak myślałam przyznaje, teraz już mnie życie trochę naprostowało). Zgadzam się z Tobą, że takie powtarzanie wszędzie, że 'każdy ma wybór' (głównie u osób, które generalnie źle w życiu nie mają) jest dość niebezpieczne. Ale uważam, że tak samo niebezpieczne jest mówienie, że 'temu to się udało bo się dobrze urodził'. Oba stwierdzenia redukują do minimum bardzo skomplikowane życiowe sytuacje. Może obie jesteśmy trochę pokrzywione tylko każda z nieco inną stronę? 😉
Ja naprawdę wiem, że mówienie kobiecie która albo zapłaci rachunek za ogrzewanie aby dzieci nie zmarzły albo za jedzenie aby nie były głodne, że ma wybór jest…. no sama nie wiem, głupie i od czapy i w ogóle nie na miejscu. Tego faktycznie zabrakło w moim poście. Może faktycznie pisząc go miałam na myśli osoby, które mają całkiem sporo wyborów ale z wygody bądź dla lepszego samopoczucia wolą udawać przed samym sobą, że ich nie ma.
Forsowanie prawa wyboru zawsze ma zwiazek z mniej czy bardziej wyrazanym egoizmem. Tylko nie kazdy ma jednakowo wyksztalcony ten egoizm. Moje skromne zdanie na temat 😉
Inko to co wybrać zależy od człowieka. Nie ma jednej drogi aby 'poprawić' sobie życie. To co dla jednego jest dobre, dla innego niekoniecznie. Może np. ta samotna matka mogłaby zostawić dziecko z babcią, wyjechać za granicę, urządzić się tam na tyle, że po roku będzie mogła je zabrać do siebie. Ale dla innej to nie do pomyślenia. Myślę jednak, że bardzo rzadko w życiu tak jest, że naprawdę nie mamy w życiu nic dobrego. Ani urody, ani talentu, ani inteligencji, ani przyjaciół, ani rodziny, ani życzliwych sąsiadów, ani nawet psa, który merda do nas ogonem. Zazwyczaj są gdzieś jakieś dobre strony ale nie wszyscy to też potrafią dostrzec.
p.s. mam nadzieję, że u Ciebie w rodzinie nie ma przemocy ale jakbyś chciała o tym pogadać to zapraszam na priv.
Pytanie do knittingbinary – wymiń proszę te instytucje wspierające rodziców działające w Polsce. Ja ich nie znalazłam, gdy potrzebowałam. Może jeśli wypiszesz, czego można szukać, inna matka się wspomoże tym. Proszę.
Halino, moje koleżanka z liceum któregoś dnia skoczyła z mostu i zabiła się na miejscu. Osierociła dwoje małych dzieci, niewiele starszych niż moje. Nigdy nie odważyłabym się komuś z depresją powiedzieć, 'no weź się w garść'. Ale jeśli jesteśmy chorzy to albo coś z tym zrobimy albo umrzemy. No i niektórzy umierają.
Tak, masz rację, ludzie zdrowi mają wybór, mają też wybór pomiędzy przebywaniem w chorobie a zdrowieniem. Natomiast uwierz mi, jest taka depresja, że nawet dziergać się nie chce, a co dopiero biegać na spotkania. I, co najśmieszniesze, to jest uwarunkowane chemicznie (brak lub nadmiar hormonów). Jeśli tego nie wiesz, jeśli nie trafisz na dobrego lekarza, jeśli nie trafisz na właściwą informację, to faktycznie nie masz wyjścia, musisz być w domu.
Może to jednak Tobie wyszło krzywo? Wiesz, miałam bardziej na myśli coś w myśl tego noblisty z ekonomii – ludzie nie są maszynami, nie są racjonalni. I sam fakt, że wybór jest (bo oczywiście, że jest – teoretycznie), niewiele wnosi do sytuacji osób, które nie są w stanie z niego skorzystać ze względu na warunki. Nie bójmy się też powiedzieć, że intelekt to nie jest coś, czego każdy dostał po równo. I tej myśli zabrakło mi w Twoim wpisie. Owszem wspomniałaś na początku o zdrowiu, ale to jest dosłownie jedno zdanie. Obserwuję wśród znajomych taką naprawdę nieprzyjemną tendencję podkreślania, że "każdy ma wybór", "każdy może" i widzę, że działa to jak jakieś podkreślanie, że zasłużyło się na komfort życiowy i też zasłanianie sobie tym argumentem ludzkiego nieszczęścia.
Bardzo podziwiam osoby, którym mimo trudnych warunków, udało się znaleźć w sobie siłę i determinację, żeby dostrzec i wybrać tak, by poprawić sobie jakość życia.
Wydaje mi się, że ten temat potrzebuje podkreślenia, jak czasem niewiele trzeba, żeby znaleźć się zupełnie gdzie indziej życiowo też w tę drugą, gorszą stronę. Domów samotnej matki wcale nie jest tak wiele, godnych domów opieki dla osób starszych też nie. A na pewno nie będzie tego typów miejsc więcej, jeśli w naszej świadomości będzie przeważało poczucie, że "każdy ma wybór".
Rozumiem, czemu daje Tobie ten sposób myślenia komfort psychiczny, też lubię mieć plan A,B,C,D aż do Z. Ale bardzo polecam ten artykuł: https://www.huffpost.com/entry/why-poor-peoples-bad-decisions-make-perfect-sense_b_4326233?guccounter=1&guce_referrer=aHR0cHM6Ly93d3cuZ29vZ2xlLmNvbS8&guce_referrer_sig=AQAAAFsnW63QBvGxCLm4QFUipwbqp5oKbpA_RDrxlG6Ho3Nvv6Rt88TD1-yWsNe-6BzOWl9kr976HuQRwmjDoetHz7YdCikHYnnSU2ojxNNzOHzdQHRmJ10QjzJI98XtQsb7Q_qS0bZBaZ_IR0KK7OZU13vHg-JpMSDPYY4paAnKe0sm
Gosiu, w idealnym świecie przemocowcy idą do więzienia, alimenciarze są ścigani i ściągane są pieniądze dla rodzica, który opiekuje się dzieckiem, a na świecie nie ma sierot (a wszyscy w rodzinie się kochają i mają ze sobą kontakt) i każdy ma jakąś ciotkę, do której może się zwrócić. ale nie żyjemy w idealnym świecie. i ok, może po prostu w niektórych sytuacjach to, co Ty nazywasz wyborem, ja nazywam jego brakiem, bo dla mnie "wybierasz odpowiedzialność" to nie jest wybór. bo – o ile dobrze zrozumiałam, mówimy tu o wyborze i możliwości przeprowadzenia zmian, które mają powodować, że będzie nam lepiej. a"wybór odpowiedzialności" często uniemożliwia to, żeby sytuacja ogólnie się poprawiła.
oczywiście, możemy się w tym momencie zacząć zastanawiać, co jest "lepsze". np. sytuacja "samotna matka i brak pracy": czy matka z dzieckiem, razem, ale na zasiłku (albo w kiepsko płatnej, nieperspektywicznej pracy), czy dziecko wychowywane przez dziadków (o ile jest możliwość), a matka pracująca za granicą, zarabiająca lepiej, ale wciąż nie na tyle dobrze, żeby móc dziecko ściągnąć, czy też bez możliwości zapewnienia tam opieki – i w efekcie brak kontaktu matki z dzieckiem.
poza tym nie każdy ma również takie możliwości intelektualne, żeby iść na studia, żeby zdobyć lepszą pracę, żeby się rozwijać – o tym też trzeba pamiętać. pewnych rzeczy da się wyuczyć, ale pewne trzeba po prostu zrozumieć, a nie każdemu jest to dane.
no i to, o czym napisałam już wyżej – jeśli wszyscy poszliby do pracy innej, niż w handlu, to co byśmy zrobili my, którzy tego handlu potrzebujemy?
Ingwen. Nie ma ludzi subiektywnych i dlatego ja zawsze jestem szczera jesli chodzi o moje pochodzenie. Nie udaję, że mam cudowny biznes, który stworzyłam tylko i wyłącznie dzięki własnej pracy a przemilczam fakt, że tatuś dał mi 100 tysięcy na rozruch i swoje kontakty. Piszesz, że ja widzę swoje wybory i dobrze rozgrywam karty, które dał mi los bo ten do mnie się uśmiechnął. No właśnie. Dobrze je rozrgywam, wykorzystałam swoje szanse i to co dał mi los. A są tacy, którzy tego nie robią, Są tacy, którzy mają jeszcze lepsze karty niż moje i też nic.
Jak najbardziej piszę o tym, że każdy ma wybór i tak masz rację, dla jednych wybór może być łatwy, dla innych niezmiernie trudny a dla innych czysto teoretyczny. I odpowiadając na Twoje pytanie, tak, teoretyczny wybór to także wybór. Często nawet coś co jest tylko teoretyczne, może nam pozwolić realizować ważne dla nas cele. Na przykład ja teoretycznie mogę w każdej chwili wrócić do Polski. Nie zrobię tego, bo jest milion powodów dla których tego nie zrobię, tych bardzo praktycznych też. Ale poczucie, że teoretycznie mogę to zrobić jest dla mnie bardzo ważne.
Moja przyjaciółka z dzieciństwa chciała iść na studia. Miała studiować w WSB w Poznaniu, studiował tam już jej starszy brat, któremu rodzice pomagali w kosztach. Ale gdzieś tak przed maturą powiedzieli jej, że jej nie pomogą bo właśnie przeprowadzają się z małego mieszkania do domu a poza tym, to właśnie rozkręcają hurtownię spożywczą i bardziej im pasuje aby córka została z nimi w domu, jest po ekonomiku, ma prawo jazdy więc pomoże w biznesie. Oni nie byli jakoś specjalnie bogaci, oboje po zawodówce i mieli poglądy, że kobiecie wyższe wykształcenie nie jest potrzebne. I co? Ona całe wakacje sprzedawała gazety na plaży (Super Express) i zarobiła na to aby wyjechać do Poznania, studiowała wieczorowo a w dzień pracowała w magazynie, pakowała książki w Pruszyńskim. Teraz pracuje jako główna księgowa, jej ojciec chodzi dumy po mieście z córki a ja mam ochotę mu dać w pysk. Ona miała 18 lat i wzięła sprawy w swoje ręce.
Ja w tamte wakacje miałam wolne, leżałam na plaży, w październiku miałam zacząć studia na państwowej uczelni a moi rodzice wynajęli i opłacili mi kawalerkę na pół roku na przód (i oczywiście mieli mi dawać pieniądze na życie) (to było zresztą jedyne pół roku podczas całych moich studiów, kiedy mieszkałam sama).
Kto miał łatwiej? Oczywiście, że ja. Ale to nie ma nic do rzeczy. Na pewno masz w swoim otoczeniu ludzi, którzy pomimo złych kart świetnie sobie radzą i masz też takich, którzy pomimo doskonałych szkół i mieszkania od rodziców jakoś nie dają sobie rady. A może znasz jakieś rodzeństwo, ten sam dom, Ci sami rodzice a jeden świetnie prosperuje podczas gdy drugi totalnie się w życiu pogubił?
Pamiętaj, każdy, absolutnie każdy, niesie swój krzyż. Życie jest trudne, dla każdego! Nie ważne gdzie się ta osoba urodziła, ile ma pieniędzy, ile ma urody czy talentu. Ile osób, które mają u stóp cały świat kończy marnie w wannie w jakims hotelowym pokoju? To że ja akurat miałam lepszy start nie oznacza, że jest mi w życiu łatwiej albo, że pracuję lżej niż ktoś kto miał gorszy start.
Twój komentarz przypomina mi komentarze typu, 'no tak ona może i dobrze śpiewa ale karierę zrobiła dzięki znanemu nazwisku'. Jest to ogromnie krzywdzące. Naprawdę bardzo daleko jest mi do rozpieszonej jedynaczki, która dostała w życiu najlepszy start, jaki mogła mieć i teraz wmawia wszystkim, że każdy tak może. Nie, nie wmawiam nikomu, że jak tylko troszkę bardziej się postara, że jak tylko wstanie troszkę wcześniej, jak tylko zacznie odkładać 10 zł tygodniowo, to wkrótce będzie królem życia, odniesie wielki sukces, i w ogóle będzie git.
Dawno zrozumiałam, że nie wszyscy mamy równe szanse. A odkąd jestem mamą, widzę jak ogromny wpływ na nasz późniejszy los mają nasi rodzice. Widzę, że już kilkulatki mogą mieć problemy jeśli mają 'szurniętych' rodziców. Rozumiem co chcesz tutaj przekazać, ale myślę, że wyszło trochę 'krzywo' (uroda internetu). 🙂
Nie, no co Ty, to wcale nie było o Tobie 😉 hahah oczywiście zgadzam się z tym co piszesz, szczególnie z ostatnim akapitem. Chodzi i posiadanie wyboru, i tak nie każdy ma tak, że ten wybór widzi czy podejmie. Ale nie znaczy to, że tego wyboru nie ma.
Zamiast powiedzieć, mogłabym zrobić studia ale głowa już nie ta, wolę wydawać kasę na włóczkę, nie chce mi się jeżdzić na zjazdy, po co mi taki stres to można powiedzieć, chciałabym zrobić studia ale nie mam wyboru. To jest dużo lepsze dla naszego poczucia własnej wartości.
🙂
Dziękuję! Z tego co słyszałam to z pracą w ogóle nie ma problemu, trochę gorzej z zarobkami.
Halino, dokładnie. Wybierasz odpowiedzialność. Czyli wybór masz. Co do rodzinnej przemocy to takiego delikwenta zamyka się w więzieniu, to jest sprawa kryminalna. Są domy pomocy dla ofiar przemocy w rodzinie, to są skrajne sytuacje życiowe ale też nie pozostawiają kobiety w roli biernej ofiary. Szczególnie jeśli są dzieci to tym bardziej, musi je przecież bronić. I oczywiście są kobiety, które się boją, które nie pójdą na policję, ale to nie znaczy, że nie mają wyboru. I tak, z dwójką dzieci i chorą matką trudno wyjechać w Bieszczady, ale może do innego miasta gdzie mieszka ciotka już trochę łatwiej?
Ok, to zacznę od początku.
Dzieci szybko dorastają (niektórzy nawet uważają, że za szybko ;). To stan przejściowy. Doszkolisz się jak dzieci będą trochę starsze. Będziesz wtedy za stara? Moja mama zaczęła robić magistra po czterdziestce. Nie masz czasu bo musisz pomagać w szkole dzieciom? Moja mama wstawała o 5 rano aby godzinę się pouczyć zanim zacznie się dzień. Wiesz jak do mojej mamy trafiła jej gosposia? Rozwiodła się z mężem, a że była pielęgniarką to nie było szans aby go spłacić. No to zaczęła dorabiać sprzątaniem. Męża spłaciła, mieszkanie zostało z nią, nawet zajeżdżonego matiza wymieniła na lepszy samochód. Rodzice wymagający opieki? Mój dziadek mieszkał w domu opieki, i tak była to trudna decyzja i zajęło to trochę czasu zanim znaleźliśmy odpowiedni ośrodek. Co do raty kredytu wystaczy iść do innego banku, my co parę lat przenosimy kredyt za dom tam gdzie dają lepsze warunki. Jeśli mąż pracuje za granicą to raczej kasa na opiekunkę do dzieci jest? A może można się przeprowadzić z rodziną do męża? Emigracja to też opcja. Jeśli mąż (już były) unika płacenia alimentów i walka jest wyczerpująca to zastanów się, czy aby gra jest warta świeczki. Skoro i tak tych pieniędzy nie masz to przynajmniej miej 'życie'. Tylko ostatni przypadek jest chwilowo bez wyjścia. Ale zakładam, że to depresja albo stres pourazowy czyli nie jesteś zdrowa. W poście napisałam, że wybór mają ludzie zdrowi. Ludzie chorzy muszą najpierw wyzdrowieć. Ale tutaj też masz wybór. Możesz zczeznąć sama w domu albo zacząć biegać, szydełkować, pisać, zapisać się na terapię itd. cokolwiek aby wyjść z dołka.
Oczywiście Ty teraz możesz napisać, że no tak, ale Ty nie lubisz rano wstawać i w ogóle nie funkcjonujesz tak rano. A wieczorem to wolisz zrelaksować się i nie dasz rady. Że za żadne skarby nie wyemigrujesz za mężem, że sumienie nie powzoli Ci oddać rodziców do domu opieki, że temu gadowi co nie płaci alimentów nie odpuścisz choćby to była ostatnia rzecz jaką w życiu zrobisz. Tylko przyjrzyj się dobrze, przecież właśnie dokonujesz wyborów. Wybierasz, że sama zaopiekujesz się rodzicami a nie wynajmniesz piekunki czy nie załatwisz domu opieki. To Ty wybrałaś, że będziesz walczyć o alimenty, to Ty zdecydowałaś, że zostaniesz w wygodnym mieszkaniu z zamian za dalsze życie z mężem (zamiast rozwodu) itd.
Ludzie dzielą się na dwie grupy. Są tacy, którzy nie znają języka Niemieckiego bo rodziców nie było stać na prywatne lekcje oraz tacy, którzy nauczyli się go zbierając latem truskawki.
Mój ś.p. nauczyciel od fizyki, profesor Sroka mawiał 'gdybym był konsekwentny to bym jeździł Porshe' a jeżdził starym mercedesem 'puchatkiem', który mu się ciągle psuł. On nigdy nie mówił, że nie ma wyboru.
Zacznę od historii sprzed około 20 lat. Mój syn grał z kolegami w piłkę obok mojej ówczesnej pracy. Przechodząc koło boiska wielokrotnie widziałam jednego chłopca, który przyglądał się grze innych dzieci. Myślałam, że nie chce grać, ale prawda była brutalna. On nie mógł grać, bo grać mogli tylko posiadacze piłki, codziennie ktoś inny był odpowiedzialny za jej przyniesienie. Taka dziecięca, okrutna logika. Interweniowałam oczywiście, podobno potem grał, a syn przynosił piłkę odpowiednio częściej. Potem tego chłopca widziałam jak w wieku gimnazjalnym czekał prze 6 rano z ojcem na dowóz do pracy. Nie miał porządnych ciuchów, na pewno nie miał korepetycji, które przy poziomie nauczania w Polsce gwarantują dobry wynik na maturze, a co za tym idzie dobre studia. Ostatnio przez przypadek dowiedziałam się, że tech chłopak poradził sobie. Jest w Anglii, ma "kobietę" i pomimo, że moje dzieci pracują w Polsce, studia dały im spory wybór jeżeli idzie o pracę, to ucieszyłam się. Ten chłopiec , teraz już mężczyzna zawalczył o siebie bez pomocy rodziców, na których spuśćmy zasłonę milczenia.
Zawsze mamy wybór, my przed pięćdziesiątką wyprowadziliśmy się z bloku do domu na wsi. Zostawiłam pracę biurową i zaczęłam jeździć za granicę. Niby duża odwaga, ale…Mieliśmy odłożoną kasę, mogliśmy sprzedać mieszkanie, dzieci są samodzielne finansowo, mąż jest wczesnym emerytem. Inaczej ma młoda rodzina mieszkająca kątem u rodziców, gdzie np. ojciec pije. Albo ktoś kto zmaga się z niepełnosprawnością, nieważne swoją, dziecka czy rodzica. Jaki wybór ma samotna matka w wynajętym mieszkaniu, bez pomocy rodziny?
Zdaję sobie sprawę, ze świat jest pełen życiowych marudów, ludzi leniwych czy niezaradnych, ale sporo osób nie ma wyboru. My zawsze byliśmy "głodni", zawsze mieliśmy jakieś cele i plany. Żyjemy na bardzo średnim poziomie, więc nasz sukces nie jest liczony w milionach monet, ale jest skrojony na nasze potrzeby. Cel główny- studia dzieci na uczelni innej niż "kup sobie wykształcenie" zrealizowany, dom bez hipoteki- zrealizowany, ogród pięknieje z dnia na dzień, nowe cele w trakcie wymyślania. Wiem jednak, że nie wszystko zawdzięczamy tylko sobie, sporo rzeczy było splotem okoliczności jak np. wykupienie mieszkania za 1/10 wartości. Nawet to, że pracuję za granicą wyszło jakby przypadkiem. Bez rozmowy z koleżanką z pracy nawet nie pomyślałabym o tym.
Miałaś szczęście urodzić się w dobrej rodzinie, cała reszta to Twoja praca i determinacja. Z tego co pamiętam (popraw jeżeli się mylę) miałaś jakieś problemy ze studiami w Polsce, więc tym większy szacunek za doktorat w obym kraju.
Pozdrawiam serdecznie.
Podpisuję się rękami i nogami 🙂
Ha ha dokładnie! Po prostu są ludzie, kórzy widzą te wybory i są tacy, którzy nie widzą. Nie wiem skąd to się bierze. Napisałam też trochę poniżej o tych dzieciach. Z jednej strony się z Tobą zgadzam, bo dzieci nie pojawiły się z nikąd i są poważnym wyborem, które ma poważne konsekwencje dla naszych późniejszych wyborów. Natomiast czasem jest tak, że dziecko rodzi się chore, albo dopada nas depresja poporodowa i wtedy może już nie być tak kolorowo. Ale to są czynniki związane ze zdrowiem, napisałam, w poście, że najpierw zdrowie a potem dopiero wybory bo faktycznie, jak nas położą do łóżka w szpitalu z prognozą na max 6 miesięcy to raczej wybory mamy marne.
Wszystko to co piszesz to racja. Nie zmienia to faktu, że wybór jest. Bardzo mi się podoba komentarz o chatce 😉 może faktycznie trzeba by spróbować? Ale przy garach też nie jest źle.
Trochę mi przykro, że uważasz ten tekst w stylu 'każdy być może tym kim chce' bo bardzo się starałam aby właśnie tak nie brzmiał ;). No trudno, nie do końca mi wyszło. Ja też nie lubię takich hasełek. Chodziło mi o to, że wolność wyboru jest jak powietrze. Każdy ją ma. Ale tak jak piszesz czy ktoś te wybory dostrzega a potem ich dokonuje bardzo zależy od człowieka. I chyba uważam, że zależy od tego co ten człowiek ma w środku raczej niż to w jakiej rodzinie się urodził i jakie karty rozdał mu los. I zgadzam się z Tobą, to że ktoś nie ma predyspozycji czy siły to nie są wydumane powody. Ale nazywanie tego 'brakiem wyboru' jest po prostu wygodnictwem.
Hmmm no wiem, ale faktycznie w wieku 38 lat raczej primaballeriną w Balecie Narodowym jednak nie będę ;).
Jakkolwiek drastycznie to brzmi, dzieci również można się pozbyć o czym świadczą pełne sierocińce. Choć oczywiście rzadko zdarzają się kobiety, które pozbywają się dzieci aby dokonywać samorealizacji. Z drugiej strony byc może zdarza się to częściej niż myślimy. Ile jest rodziców, którzy 'podrzucają' dzieci dziadkom częściej niż ustawa przewiduje albo ile jest dzieci, które czekają w domu do wieczora na rodziców, którzy zbyt dużo pracują?
Zgadzam się zarówno z anonimem jak i Asią. Dzieci to nasz wybór więc jeśli się na nie decydujemy to powinniśmy sobie zadawać sprawę, że przez najbliższe kilka lat nasze wybory w innych dziedzinach życia będą ograniczone. Ale sytuacja może się zmienić drastycznie, jeśli np. dziecko rodzi się bardzo chore. Wtedy faktycznie posiadanie dziecka znacząco komplikuje nasze całe życie a nie tylko parę lat. Ale dalej mamy wybory, są już jednak inne. Kiedyś czytałam historię matki autystycznego chłopca, która wyemigrowała do Niemiec bo tam miała dla niego lepszą opiekę.
Są ludzie, dla których to jest tak oczywiste jak tlen, którym oddychają a są ludzie, którzy mogą mieć podane na tacy a i tak nie zauważą. Powodem jest jednak zawsze człowiek i to co ma w głowie. To że każdy ma wybór jest stwierdzeniem tak obiektywnym, jak to, że to ziemia krąży wokół słońca a nie na odwrót. A oczywiście są tacy, którzy do dziś w to nie wierzą ;).
Wybory nie zależą od zamożności ani od poziomu głupoty, a co do zdrowia to zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości i dlatego u góry napisałam 'Póki masz dwie ręce i dwie nogi, jesteś zdrowy i nie siedzisz zamknięty w więzieniu to masz wybór.' Następnym razem zanim skomentujesz przeczytaj uważniej 🙂
Napiszę pokrótce, żeby wybór mieć "zawsze" trzeba być zdrowym, stosunkowo zamożnym i wystarczająco głupim. Najbardziej przekonane o swej nieomylności są osoby, które naprawdę nie dostały jeszcze w tyłek. Jeżeli któraś ma wątpliwości, to zapraszam do siebie na oddział, tutaj każdy dzień okupiony jest cierpieniem i niestety nie ma wyboru, może poza jednym najbardziej brutalnym, odejść na własnych zasadach. Rozejrzyjcie dookoła siebie, może wtedy zobaczycie, że mnóstwo ludzi zostało pozbawionych nadziei o wyborach nie wspominając. Jest na tysiące, dziesiątki tysięcy, a na świecie miliony. Zdrowia.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i to jest najprawdziwsza prawda.
Wybory w życiu są, ale uwarunkowane zawsze innymi wyborami, które nie zawsze są możliwe do spełnienia.
Nie zgadzam się z Tobą Pimposhko, że to takie oczywiste.
Nie moje rachej niż nie mogę
Hey, dzieci są różne, w moich czasach szkolnych nie rozpoznawano dysleksji, odkryłam to w wieku około 35 lat. Złe, dobre dzieci, każde potrzebuje czasu i zaangażowania. Są instytucje wspierające rodziców z dziećmi z problemami. Szkolić się można wieczorami, gdzie jest chęć jest droga do celu.
Wybaczcie następne zdanie (nie mogę osobiste podejście). Dzieci też się pozna pozbyć, adopcja dom dziecka, placówka dla trudnych dzieci etc.