Przemek po tym jak zrobił doktorat z finansów został mnichem i mieszka w klasztorze w Szkocji. Domenico pracuje dla IZA w Genewie, wraz z żoną Nicole mieszkają we Francji (przy granicy ze Szwajcarią ma się rozumieć). Nicole jest wykładowcą akademickim i dojeżdża na uniwersytet w Wenecji gdzie dostała stypendium. Thaelia jest logopedą w Atenach. Theoni uczy angielskiego w szkole na greckim wybrzeżu. Ilaria wyszła za mąż i należy do sekty Bahai. Bartek zajmuje się komponowaniem i paleniem mieszanek kawy dla Harrodsa. Mark po tym jak zrobił doktorat w Baton Rouge jest archeologiem w Exeter ale większość czasu spędza na wykopaliskach w Belize. A Cosimo? Nikt nie wie co robi Cosimo.
Nicole, Theoni I Ilaria to moje współlokatorki z akademika. Przemek, Mark i Cosimo byli naszymi sąsiadami. Bartek mieszkał w bloku obok. Thaelia to najlepsza przyjaciółka Theoni, która mieszkała piętro wyżej. Z Domenico chodziłam na ten same wykłady i chyba tylko dzięki niemu zaliczyłam te studia. Wszyscy jesteśmy absolwentami University of Essex. To był mój pierwszy przystanek po przyjeździe do UK. Uważam, że studia w Wielkiej Brytanii są super, jest mnóstwo dobrych uczelni, które oferują ciekawe kierunki. No i te międzynarodowe przyjaźnie…
Do napisania tego posta zainspirowała mnie pacjentka mojej mamy, która w tym roku pisze maturę i chce przyjechać do Wielkiej Brytanii na studia. Napisała do mnie maila ze swoimi planami prosząc o radę. Udało mi się ją naprowadzić na ‘dobrą drogę’. Już kiedyś pisałam o studiach w Anglii ale myślę, że warto ponownie podjąć temat. Niedługo przecież (przy sprzyjających wiatrach) matury. Jeśli więc macie koło siebie jakiegoś tegorocznego maturzystę, który myśli o studiach w Anglii to dajcie im do poczytania.
W Wielkiej Brytanii jest ponad 160 uniwersytetów, wszystkie ( z wyjątkiem University of Buckingham) są państwowe i płatne a rok studiów licencjackich kosztuje około 9,000 funtów. Student Loan Company (klik) udziela studentom tanich kredytów (nie tylko na pokrycie czesnego ale również kosztów utrzymania), który zaczyna się spłacać dopiero po osiągnięciu pewnego pułapu zarobków i zawsze proporcjonalnie do nich. Czesne jak i kredyt w SLC jest taki sam dla autochtonów jak i obywateli UE. Jeśli więc rozpoczynać studia w Anglii to tylko teraz bo zaraz będzie Brexit. A jeśli obywatele Unii zaczną studia w tym roku to mogą je dokończyć na takich samych zasadach nawet po wyjściu UK z Unii Europejskiej. Agencje pośrednictwa w Polsce nawet zachwalają, że studia w UK mogą być bezpłatne* w co nie należy zbytnio wierzyć.
W Polsce działa przynajmniej kilka agencji, które zazwyczaj bezpłatnie pomagają dostać się na studia w Wielkiej Brytanii. Fajnie, ale w życiu niewiele jest za darmo. Te agencje to głównie ‘naganiacze’ dla niezbyt dobrych uczelni. Osoby, które poważnie myślą o swojej edukacji prawdopodobnie nie zaczną studiów na ‘Wyższej Szkole Niczego’, gdzie w promocji nowi studenci dostają tablety. Dlaczego więc wystarczy, że widzimy metkę ‘Made in the UK’ i uważamy, że każdy uniwerek na wyspach jest dużo lepszy niż to co oferuje nam Polska?
No dobra, bądźmy szczerzy, polskie uczelnie są gdzieś tam w ogonie światowych rankingów podczas gdy w pierwszej setce aż roi się od brytyjskich uczelni. Rankingom nie zawsze można jednak wierzyć (rany, piszę to ze strasznym bólem jako metodolog 😉 ale nie da się ukryć, że uczelnie anglojęzyczne czy z większym międzynarodowym potencjałem po prostu lepiej punktują w poszczególnych wskaźnikach rankingu. Przykład. University of Essex plasuje się na miejscu 355, a Uniwersytet Warszawski na 394. Osobiście wolałabym studiować na Warszawskim (nie zapominajmy, że Pimposhka zdawała tam trzy razy i trzy razy jej nie chcieli) a nawet Jagiellońskim (pozycja 411). Moja obecna alma mater plasuje się na piątym miejscu a University of Southampton (tam gdzie robiłam doktorat) na 98. Moja pierwsza uczelnia plasuje się gdzieś między 800 a 1000 na świecie (AGH, 200 oczek niżej niż Uniwersytet w Bagdadzie).
Uważam, że jeśli chcemy zainwestować minimum trzy lata swojego życia w studia licencjackie w Wielkiej Brytanii plus ściągnąć na siebie duuuuuży kredyt to warto się trochę zastanowić przy podjęciu decyzji o uczelni. Podobnie jak w Polsce w UK są uczelnie doskonałe i bardzo dobre i są też ‘wyższe szkoły studiowania niczego’. Problem w tym, że trudniej je odróżnić od tych doskonałych i tych bardzo przyzwoitych, bo w każdej płaci się wysokie czesne a foldery reklamowe są tak samo kuszące. Ponadto w Wielkiej Brytanii często wybiera się tak naprawdę wydział a nie uczelnię. Czyli np. jak chcemy studiować architekturę to najlepiej w Newcastle, socjologię w Bristol albo Bath, metodologię badań społecznych w Manchesterze (albo Southampton) a informatykę w Imperial College. Etnografię oczywiście w SOAS, medycynę (poza Oxfordem, Cambridge i UCL) na przykład w Glasgow. A w Liverpoolu najlepiej nic nie studiować ;).
Wracając do polskich agencji pośrednictwa to współpracują one głównie z tymi ‘gorszymi’ uczelniami. Pacjentka mojej mamy wybrała sobie pięć uczelni, wszystkie marne. Jednym z jej kryteriów były wymagania podczas rekrutacji. Tutaj faktycznie jest problem. Wiele uczelni ‘nie wierzy’ w zagraniczne kwalifikacje (nie ważne czy to matura, abitur czy gaukau) i na wszelki wypadek wymaga wysokich wyników ze wszystkich przedmiotów. To jest nie fair. W Wielkiej Brytanii bierze się pod uwagę tylko trzy topowe przedmioty z tzw. A-levels (odpowiednik matury). Wiem, że uczniowe w Polsce piszą więcej przedmiotów i istnieją całe strategie ‘ile punktów z czego’ aby dostać się na wybrane studia w Polsce. Jeśli faktycznie myślimy tylko i wyłącznie o studiach w Wielkiej Brytanii to nie ma co się rozmieniać na drobne i należy maturę pisać z minimalnej liczby przedmiotów (na poziomie rozszerzonym) za to napisać je na szóstkę w plusem**.
Kolejnym wymogiem jest znajomość języka, zazwyczaj potwierdzona testem IELTS na minimum 6.5. Pacjentka mojej mamy nie ma IELTSa więc szukała uczelni, gdzie nie jest on wymagany. Kolejny błąd. To naprawdę tylko ‘głupi’ test a wiem, że uczelnie często są w stanie ‘wybaczyć’ jeśli nie uda się zdobyć 6.5. I tutaj kolejna dygresja. W Polsce są niezmiernie popularne certyfikaty językowe Cambridge czyli FCE, CAE i CPE. Otóż ja posiadam FCE i CAE i nigdy, przenigdy do niczego mi się tutaj nie przydały. Mało tego, na moich uniwersytetach nikt nawet nie wiedział co to zacz. Także warto zrobić TOEFL czy IELTS a wszelkie FCE itd. sobie odpuścić, szkoda czasu i pieniędzy.
W Wielkiej Brytanii jest kilka wewnętrznych/krajowych rankingów które warto przejrzeć wybierając uczelnię. Polecam następujące strony:
The Complete University Guide (klik)
Pacjentka mojej mamy korzystała z pomocy agencji i nie miała pojęcia o istnieniu tych stron. I przypominam, że szukamy kierunku studiów, który nas interesuje a nie konkretnej uczelni. Na brytyjskie uczelnie aplikujemy przez UCAS (klik) i w aplikacji możemy wpisać do pięciu uczelni. Także warto mierzyć wysoko ale wpisać na listę jedną czy dwie uczelnie, które nie mają zbyt wysokich wymagań aby zabezpieczyć sobie tyły.
Na koniec chciałabym napisać kilka słów o robieniu magistra w Wielkiej Brytanii. Studia magisterskie na podbudowie licencjata z Polski trwają rok. Jest to kusząca perspektywa dla polskich studentów – magister w cztery lata, w dodatku zagraniczny. Otóż uczelnie Brytyjskie traktują swoich magistrów nieco po macoszemu. To są bardzo często studenci z Europy, którzy zostają na uczelni tylko 10 miesięcy. Nie da się ukryć, że taki student jest głównie pozostawiony sam sobie. Fakt, Brytyjski system nauczania jest inny niż w Polsce, większy nacisk kładzie się na krytyczne myślenie i pracę własną w bibliotece (polskie agencje przedstawiają to jako fantastyczną okazję aby sobie dorobić podczas studiów). Jeśli zaczynamy studia licencjackie to nie ma to takiego znaczenia, ale jeśli mamy już polskiego licencjata i jesteśmy przyzwyczajeni do 30 godzin wykładów tygodniowo i ośmiu egzaminów pisemnych w sesji to czeka nas lekki szok kulturowy. A czasu aby się odnaleźć w nowej rzeczywistości jest niewiele. Warto to wziąć pod uwagę.
*Kredyt spłaca się od pewnego pułapu zarobków, a konkretnie 3600 zł brutto (jeśli po studiach wrócimy do Polski). Agencje reklamują, że jeśli takich zarobków nie osiągniemy to nie zaczniemy spłacać kredytu (kredyt zostaje umorzony po 30 latach) w związku z czym nasze studia pozostaną bezpłatne.
**Oxford na dzień dzisiejszy bierze pod uwagę tylko trzy przedmioty z matury (na poziomie rozszerzonym) i napiszę tutaj z premedytacją, że ta zmiana to po części efekt mojej prywatnej kampanii.
I to tyle na dzisiaj. Uprzejmie donoszę, że w sobotę wybywamy na rodzinne wakacje do bardzo egzotycznego i magicznego miejsca. Na niemal dwa tygodnie. Przez ten czas poniedziałkowe posty na blogu nie będą się ukazywać, za to zapraszam na Instagrama gdzie pewnie będę porządnie spamować wakacyjnymi fotkami :).
Moja 15 letnia córka już za 7 dni wybiera się na szkolną wycieczkę do Londynu i mają w jeden dzień zwiedzić właśnie Oxford, ciekawe czy zakocha się i zechce tam studiować bo jeśli tak to musi koniecznie przeczytać twój post. Ja zabieram się za relację z disney'owskich wakacji. Pozdrawiam gorąco!
Theli zgadzam się z tobą; pracując w przeszłości w szkole z internatem, często mieliśmy uczniów na jeden rok, których rodzice poprostu chcieli dać szansę na naukę języka i było ich stać.
A nie jest tak trochę, że studia w kraju, w którym mówi się innym językiem mają automatycznie wartość dodaną w postaci doskonałego kursu języka, kultury itp. Jeśli ma się do wyboru przeciętne studia w Polsce i przeciętne gdzieś indziej i na oba można sobie pozwolić, to czy nie warto spróbować tych innych?
Ciekawi mnie ten kredyt na studia, poniewaz w Niemczech tez cos podobnego istnieje, zwane Bafög, i po ukonczeniu studiów splaca sie dokladnie polowe- druga polowe dostaje sie ze tak okresle w prezencie. I jezeli splaci sie w jakims szybkim terminie, to na te polowe dostaje sie jeszcze jakas znizke. Dokladnie juz nie wiem, musialabym spytac syna, ile % bylo mniej. Bafög jest wlasciwie forma stypendium, zalezny od dochodów rodziców, i ma ograniczenia kwot. Jest tez kredyt na studia, z zerowym oprocentowaniem, ale ten trzeba splacic kompletnie caly.
Świetny wpis, bardzo praktyczne informacje. Dziękuję:-)
Szkocja ma odrębny system edukacji. Pożyczek studencki udziela SAAS i wymogiem jest 3 letni okres rezydencji w UK. Mimo że dostaje się pożyczkę na czesne i na koszty utrzymania to spłacie podlegają tylko koszty utrzymania. Pożyczkę można dostać jeżeli dochód w rodzinie nie przekracza 34000 funtów (w 2017) Studia w Szkocji są bezpłatne i taka ciekawostka, Anglicy studiujący w Szkocji płacą za studia a Szkoci studiujący w Anglii już nie płacą.
Ja studia robiłam w UK bo nie chciałam iść na studia po maturze. Raz że miałam wypadek samochodowy i spędziłam rok w szpitalu a potem to nie ciągnęło mnie na univerek. Ukończyłam dwa kierunki, jeden w Edynburgu, Heriot-Watt a drugi na Brighton University. Jest coś w tym co mówisz o konczeniu byle czego na byle jakimś univerku. Ale musisz pamiętać o jednym, dla wielu osób zza granicy, nie z UK, univerku nawet byle jakiego univerku otwiera drzwi do rynku pracy po powrocie do wlasnego kraju. Dla mnie to było nie istotne bo wiedziałam że zostanę w UK. Nie sprawdzałam rankingów, poprostu mieszkałam w Szkocji a potem w Sussex i to lokalizacja mnie wybrała lol. Ja w ogóle nie rozumiem nacisku na to żeby każdy studiował w UK. Nie każdy jest akademikiem a ludzi z praktycznymi zdolnościami brakuje wśród Brytyjczyków.
Nie zdecydowałam się na magistra (jak na razie) bo przez czas studiów również pracowałam zawodowo i to było decydujące. Kto wie, może kiedyś Jako programista jestem bardziej praktycznej natury i czysta akademia mnie nudzi.
Miłych gorących wakacji