Na prośbę czytelniczki Marii postawiłam napisać o tym jak karmiłam piersią małe Pimposhki i jak się ma tym sprawa w UK. I jak na post parentingowy przystało na końcu będzie reklama (lojalnie uprzedzam) ale kuponu zniżkowego nie będzie ;).
Obie Pimposhki karmiłam wyłącznie piersią do czwartego miesiąca a potem sukcesywnie wprowadzałam butlę. Kiedy wracałam do pracy obie miały około sześć miesięcy i piły tylko butlę. Taki był mój wybór, nie chciałam odciągać mleka w pracy, a wieczornego karmienia nie udało nam się utrzymać (o czym za chwilę).
W UK bardzo promuje się karmienie piersią a położnice mają dostęp do doradców laktacyjnych. Nie wyobrażam sobie sytuacji, aby w szpitalu ktoś dokarmiał moje dziecko mieszanką bez mojej zgody. Wręcz odwrotnie. Na bardzo zajętym oddziale poporodowym położna pokazywała mi jak zbierać kolostrum (kolostrum brzmi dużo ładniej niż siara prawda?).
Ze starszą Pimposhką nie miałam zbyt wielkich problemów z karmieniem. Takie normalne problemy jak bolące czy pękające brodawki, nawał, pozycje karmienia itd. Prawda jest taka, że na początku karmienie piersią boli, czasem nawet bardzo i generalnie jest to dość frustrujące dla obu stron bo oboje musicie nauczyć się nowej czynności. Ale warto ten początkowy okres przeczekać. Szkoda, że nie mówi się kobietom, że tak naprawdę na początku jest hardkor a potem jest już tylko łatwiej! Zazwyczaj mówi się jak jest pięknie a kiedy w drugiej dobie jest niefajnie to kobiety są zaskoczone i często się poddają.
Ja dość szybko doszłam do wprawy a karmienie stało się prawdziwą przyjemnością. Miałam pomoc doradczyń laktacyjnych. Podczas pierwszego tygodnia odwiedziły nas parę razy w domu, patrzyły jak karmię, doradzały itd. W razie jakichkolwiek pytań mogłam do nich zadzwonić (w normalnych godzinach pracy). Wszystko to nieodpłatnie w ramach NHS (NFZ) i przez okres sześciu tygodni od porodu.
Co ciekawe nikt nic nie mówił o żadnej diecie matki karmiącej. Oczywiście nie piłam alkoholu (aczkolwiek jak karmiłam młodszą Pimposhkę to już pozwalałam sobie na małą lampkę wina po wieczornym karmieniu), papierosów nie palę a jadłam wszystko jak leci, piłam też kawę i nie wprowadzałam żadnych zmian w diecie. Tutaj muszę jednak napisać, że raz ssałam pastylki propolisowe i po karmieniu starsza P. była niespokojna a jej kupki nagle zrobiły się ‘ nie takie’. Połączyłam dwa fakty, przestałam je ssać i sytuacja bardzo szybko się unormowała.
Jeśli kobieta wraca do pracy i jest matką karmiącą to pracodawca ma obowiązek zapewnić jej ustronne miejsce do odciągania mleka oraz lodówkę do jego przechowywania. Czas na odciąganie mleka wlicza się do godzin pracy. Ja jednak nie chciałam tego robić. Miałam jednak nadzieję, że uda nam się utrzymać wieczorne karmienie. Bardzo żałuję, ale nie udało mi się to ani z jedną ani z drugą. Powód jest prosty. W wieku pięciu miesięcy dzieci piją jeszcze bardzo dużo mleka, i to mleko trzeba zastąpić butlą. Stałe pokarmy nie są jeszcze wprowadzane na tym etapie. Więc jeśli dziecko np. pije w ciągu dnia cztery butle a tylko dwa razy z piersi to niestety ale szybko zaczyna preferować butlę. Wieczorem małe Pimposhki absolutnie nie chciały już słyszeć o cycku. Natomiast moje koleżanki z pracy, które wróciły do pracy po dziewięciu czy dwunastu miesiącach z powodzeniem utrzymały laktację. Roczniak je już sporo pokarmów stałych a one tylko karmiły piersią rano i wieczorem.
Karmienie starszej P. skończyło się dość szybko więc kiedy zaszłam w drugą ciążę nie mogłam doczekać się ponownego karmienia. Niestety z młodszą P. to była inna bajka. Niby wszystko grało ale już dziesiątego dnia po porodzie miałam zapalenie piersi. A potem jeszcze jedno! Ponownie przychodziły do nas doradczynie laktacyjne, mała niby dobrze się karmiła, nabierała wagi itd. Tyle tylko, że jak ssała pierś to nabierała przy tym powietrza, więc wieczorem, kiedy starsza już spała mieliśmy małego wyjca. Było to dość męczące. Ja się jednak nie poddawałam bo wiedziałam, że karmienie piersią może być przyjemne. Kiedy młodsza P. miała sześć tygodni trafiłam wreszcie do cappo di tutti capi wszystkich doradczyń laktacyjnych w moim rejonie. No i natychmiastowa diagnoza – za krótkie wędzidełko.
Zazwyczaj w takiej sytuacji najpierw zaleca się inne pozycje karmienia itd. W moim przypadku doradczyni od razu zaleciła cięcie i już następnego dnia jechałyśmy do kliniki taki zabieg wykonać. Zazwyczaj na podcięcie czeka się kilka tygodni i odbywa się ono na oddziale laryngologicznym ale my pojechałyśmy do prywatnej kliniki a zabieg wykonała położna laktacyjna. Kosztowało to chyba 120 funtów. Pierwsze 24 godziny były okropne, mała jak ssała to płakała i generalnie był sajgon. A potem było już tylko lepiej…. butlę wprowadziłam dopiero w 5 miesiącu ale i tym razem mała zaczęła wieczorami odmawiać cycka na rzecz butli. Także i tym razem nasza droga mleczna skończyła się mniej więcej w siódmym miesiącu.
I powiem szczerze, gdyby nie fakt iż młodsza P. to drugie dziecko (i miałam już dobre doświadczenia ze straszą P.) to chyba bym się poddała i dała butlę wcześniej. A tak to walczyłam. Nawet pani cappo di tutti capi powiedziała mi, że jest pełna podziwu dla mnie, bo dałam sobie świetnie radę biorąc pod uwagę jak krótkie jest to wędzidełko i że dziecko sześciotygodniowe nie ma niedowagi.
I tutaj ciekawostka. Problem krótkiego wędzidełka bardzo się ostatnimi czasy nasilił. Jeszcze 20 czy 30 lat temu problem był marginalny a teraz ma to co drugie dziecko. Podobno winna jest zbytnia suplementacja kwasem foliowym.
I jeszcze jedna rzecz, chyba ta najbardziej kontrowersyjna. Otóż obie małe Pimposhki karmiłam na żądanie, zawsze i wszędzie, także publicznie. Owszem, miałam specjalne ubrania (i staniki) do karmienia piersią z dyskretnymi rozcięciami (więc raczej ‘cyca nie wywalałam’) ale nikt nigdy nie zwrócił mi uwagi ani nawet krzywo się na mnie nie spojrzał. I to zarówno w UK jak i w Polsce (jak wiecie z każdą z córek spędziłam około 6 tygodni macierzyńskiego w Polsce więc okazji do karmienia w terenie trochę było). Tylko latając samolotem miałam specjalne ‘pokradełko’ do karmienia w formie takiej ‘pelerynki’ bo to jednak mała przestrzeń. Pelerynka przydała się też raz w drodze z lotniska. To było w Polsce. Zatrzymaliśmy się na jedzenie przy trasie w restauracji typu ‘góralska chata’ gdzie przy jednej ławie je sporo osób. Akurat na przeciwko mnie obcy pan jadł zupę kiedy młoda też chciała jeść. Karmienie piersią jest jak najbardziej naturalne ale z drugiej strony przecież nawet są kobiety, które nie karmią piersią bo ‘się brzydzą’. Jeśli mogę sprawić, że ten pan czuł się bardziej komfortowo to w sumie czemu nie? Nie miałam nic przeciwko użyciu ‘pelerynki’ w jego towarzystwie, uważam, że było to w dobrym tonie. W końcu w karmieniu piersią chodzi o to, aby komfortowo nakarmić dziecko. To nie jest jakaś manifestacja nie wiadomo czego.
A teraz czas na reklamę. Otóż kiedy kupiłam pierwsze opakowanie mleka modyfikowanego (młode piły Aptamil w Polsce sprzedawany pod nazwą Bebilon) i zobaczyłam instrukcję przygotowania butelki mleka to….. o mało się nie przewróciłam. Wyglądało to mniej więcej tak:
- Zagotuj wodę w czajniku
- Odczekaj mniej więcej 15 minut kiedy woda osiągnie około 70 stopni Celsjusza
- Zalej odmierzoną ilość proszku wodą z czajnika
- Odczekaj aż butelka osiągnie temperaturę 36 stopni (można schłodzić pod strumieniem zimnej wody z kranu)
Jako osoba przyzwyczajona do… wyciągnięcia cyca na żądanie, szczególnie w nocy jak to przeczytałam to się naprawdę przestraszyłam. I szybciutko na Amazonie zamówiliśmy ‘maszynę do przygotowywania butli’ firmy Tommee Tippee.
Maszyna wygląda tak:
To w zasadzie taki nieco mądrzejszy czajnik z wbudowanym filtrem do wody. A działa w ten sposób: Podstawiamy pustą butlę, wybieramy ile uncji/mililitrów chcemy przygotować. Naciskamy przycisk. Maszyna wlewa małą ilość gorącej wody do butelki. Teraz mamy dwie minuty aby uzupełnić ją odpowiednią ilością mleka w proszku (my trzymaliśmy odmierzone w małych pojemniczkach). Potrząsamy aby mleko się rozpuściło, ponownie ustawiamy butlę i ponownie przyciskamy przycisk. Maszyna uzupełnia butelkę odpowiednią ilością zimnej wody aby wyprodukować butlę dokładnie o temperaturze ciała. Ta dam! W niecałe dwie minuty!!
Dodatkowo my zainstalowaliśmy maszynę u góry więc nie było żadnego latania do kuchni na dół w środku nocy aby zrobić butlę. Ta na zdjęciu powyżej to nasza maszyna, która dzielnie nam służyła przy obu małych Pimposhkach a niedawno za pośrednictwem eBaya trafiła do nowego domu w Niemczech. Ta maszyna to tutaj jeden z najbardziej popularnych gadżetów dla rodziców. Dziwnym trafem nie można jej kupić w Polsce.
Maszynę oczywiście bardzo polecam, ale karmienie piersią bardziej :).
Ze starszą P.
I z młodszą P.
bieganie z ob**anym dzieckiem w poszukiwaniu klucza do pokoju z przewijakiem to moj ulubiny sport;)
Tu obowiazuje zasadze, ze butelki, laktator i pojemniki sterylizowac nalezy, ale my tez podchodzimy do tego zdroworozsadkowo- jak dzieci byly malutkie, to bardo o to dbalam, wszystko bylo gotowane co najmniej raz dziennie. Potem co dwa-trzy dni, a teraz, kiedy maluch samodzielnie raczkuje wylizujac podloge, dalismy spokoj.
I jeszcze podpowiedz, ktora moze komus sie przyda. Jesli miedzy kolejnymi sciagnieciami mleka nie mija abyt duzo czasu, to zamiast myc i suszyc latator… trzymam go w lodowce. Myje tylko nakladke na piers (bo zimna z lodowki jest straszna) i sciaganie w pracy od razu zrobilo sie latwiejsze;) Z reszta teraz to juz tylko raz dziennie i tylko do swiat;)
Jesteś bohaterką! I dobrze, że zwracasz uwagę na takie rzeczy jak infrastruktura. Niestety wiele budynków nie jest i co najgorsze nie może być przystosowanych. Rozmawiałam o tym z moją koleżanką, która pracuje w starostwie w Żyrardowie i np. jak trafi się osoba na wózku to obsługuje się ją na ulicy, urzędnik wychodzi do niej bo nie można wózkiem wjechać do urzędu. Koszmar! W Świnoujściu w głównym budynku urzędu jest rampa i można wjechać ale już USC nie ma dostępu, co prawda jest domofon ale już na wózku nie można do niego dojechać (pisałam o tym na blogu). Przewijak jest w toalecie dla niepełnosprawnych, która jest zazwyczaj zamknięta na klucz a z której najczęściej korzystają pracownicy. Przewijak jest okropny i zakurzony.
Kiedyś to były inne czasy. Sztuczne mleko było uznawane za lepsze, a dzieci zalecało się karmić co trzy godziny a nie na żądanie.
Normalnie Cię podziwiam. Mam koleżankę, która bardzo długo karmi. Jest nauczycielką akademicką i na początku roku musiała pojechać ze studentami na obóz badawczy. W domu zostawiła zapas mleka w lodówce a w drogę zabrała laktator. Po kilku dniach jeden ze studentów wracał wcześniej do domu i dostał od niej do samolotu torbę z odciągniętym mlekiem. Dla mnie i ona i Ty jesteście bohaterkami. To nie dla mnie. Dałam z siebie tyle ile mogłam, bardzo karmienie lubiłam ale dla mnie praca to była taka kreska i tyle. A swoją drogą w UK mówią, że butli do podawania mleka matki nie trzeba sterylizować, tylko do sztucznej mieszanki.
Najważniejsze to wybrać to co pasuje nam i dziecku! Zgadzam się z Tobą, każdy sposób aby nakarmić dziecko jest dobry. Ważne aby dziecko nie było głodne. Gdzieś czytałam o przypadku (w Stanach) gdzie kobieta karmiąc dziecko piersią zagłodziła je na śmierć. Nie miała pojęcia, że dziecko nie je a ona ma problem z pokarmem. No ale to ekstremalna historia, taka do gazet. Niemniej straszna.
wiesz, ja też się nad tym zastanawiałam czy ta gorąca woda nie zabija tam czegoś wartościowego w tym mleku.
Ależ proszę Cię bardzo 🙂
To nie taki blog żeby się ścierały dwie frakcje. Ja laktatora też mało używałam, nakładki też używałam od czasu do czasu w zależności od potrzeby. Trochę mi było przykro kończyć karmienie ale dla mnie to była jedyna opcja.
To samo tutaj, na zajęciach przedstawiano karmienie piersią w samych superlatywach a ja się z tym nie zgadzam. Jestem zwolenniczką posiadania prawdziwych informacji. Gdyby mi ktoś powiedział, jakie są objawy zapalenia piersi to może nie męczyłabym się kilka dni tylko od razu szła po antybiotyk (co zrobiłam za drugim razem). Uważam, że trzeba mówić o tym, że na początku jest trudno, czasem naprawdę bardzo trudno inaczej część kobiet od razu się poddaje bo przecież 'miało być tak pięknie'.
U nas też nie było problemu z zaakceptowaniem butli, ani u jednej ani u drugiej. Ja też uważam, że warto!
Moja "wspaniała" przygoda z karmieniem zaczęła się na porodówce bez pomocy (np pielęgniarki laktacyjnej) kogokolwiek, a przecież tak dawno to nie było 14 lat temu. Popękana brodawki, nabrzmiałe piersi i mały szkrab, którego trzeba przystawić. Na szczęście obyło się bez zapalenia i jakoś dotarłyśmy się. Za to przymusowy powrót do pracy po 3,5 miesiącach urlopu macierzyńskiego i cieknące po 5 godzinach mleko z piersi, brak miejsca do odciągania pokarmu a tym bardziej do nakarmienia dziecka. Ale i to przetrwałyśmy najgorsze, że od 14 lat sytuacja jeśli chodzi o moje miejsce pracy się nie zmieniła dalej brak miejsca do nakarmienia czy odciągnięcia pokarmu, w ogóle brak jakiegokolwiek socjalnego miejsca, a pracuję w "urzędzie". Matki które obecnie pracują na szczęście mają dłuższe urlop macierzyńskie (dziękuję za to ustawodawcom) i po powrocie zazwyczaj już nie karmią albo tylko rano i wieczorem. Ja się pytam, co z matkami które przychodzą do "nas" urzędników załatwiać jakieś sprawy i potrzebują takich miejsc? W pewnych kwestiach sytuacja w Polsce nie zmieni się długo …
pozdrawiam
Tutaj nie mam zbytnich doswiadczen, gdyz zarzucilam karmienie piersia zaraz po powrocie z kliniki, w sumie nie mialam zdrowia i cierpliwosci, czyli dokladnie jak piszesz, porada laktacyjna z prawdziwego zdarzenia by sie przydala wtedy.
Ta maszynka do produkcji butli fantastyczna, ja po prostu mialam w termosie przegotowana wode, juz nie goraca, i podgrzewacz do butelek. No ale to bylo prawie 30 lat temu.
Ja z tych fanatycznie piersiowych, zaznacze na poczatku;)
I absolutnie nie twierdze, ze kazdy ma karmic piersia, bo to absurd! Kazdy ma prawo wyboru. A zadaniem spoleczenistwa, a przede wszystkim wszelkich sluzb medycznych jest dostarczenie pelni informacji i wspieranie matek w drodze, ktora wybraly. Tylko tyle i az tyle.
Daltego mam wrazenie, ze mity narosle wokol karmienia sa bardzo szkodliwe. Poczynajac od tego, jakie to proste, naturalne i mlekiem i miodem plynace, a konczace na tym, jak bardzo to zawsze dramatyczna walka i niedogodnosc dla matki, nie mowiac juz o zagrozeniu dla zdrowia dziecka;)
Wrocilam do pracy 9 tyg po urodzeniu pierworodnego, karmilam go 2 lata i 4 miesiace. Przy drugim wrocilam do pracy po 3 mies i karmie nadal (9 mies). I absolutnie zgadazam sie z Pimposhka- sciaganie mleka w pracy jest strasznie upierdliwe! Czesto smiejemy sie, ze wybralismy najgorsze elementy obu metod- napic sie wina ani ubrac sukienki nie moge (w uproszeczeniu, bo i to nie jest 100% prawda), a i tak bawimy sie z wyparzaniem butelek… Przy pierwszym zylam w ciaglym stresie, czy nam wystarczy mleka, mielismy faktyczny horror wokol tego w domu momentami, przy drugim jakos idzie znacznie bardziej gladko. Chyba po prostu zaakceptowalam fakt, ze bleka jest czasem wiecej (wtedy sciagam na zapas) czasem mniej (wtedy zapas zuzywamy).
To, o czym warto mowic, to ze da sie karmic dziecko, bez sciagania mleka w pracy. U Pimposzki sie nie udalo- bywa, ale nie mozna zakladac, ze tak bedzie.
I moze warto dodac, ze w czasie karmienia wyjezdzalam wielkortotnie sluzbowo na kilka dni i kilka razey rekreacyjnie bez dzieci. Ponizej roku dbalam o to, zeby miec zapas mleka na moja nieobecnosc, pozniej starszy syn radziel sobie bez mojego mleka, z modyfikowanym, krowim i jogurtem. A ja jezdze wszedze z laktatorem, zeby nie eksplodowac;)
Starszaka karmiłam piersią ok 13 miesięcy, Młodszą 2 tygodnie potem mm, także znam zalety obu sposobów. I niw czuje, żeby któryś był lepszy bądź gorszy. Są inne, ale każdy z nich ma swoje wady i zalety. Czy teraz coś byn zmieniła? Raczej nie.
Pozdrawiam
Takiej maszyny nie mieliśmy, więc bardzo szybko nauczyliśmy się, jakie wlewać proporcje wrzątku do zimnej wody, żeby uzyskać odpowiednią temperaturę 😉
A przy niektórych mieszankach nie jest tak, że mają bodajże bakterie probiotyczne i nie wolno zalewać wrzątkiem?
Bardzo ciekawy post.Dziękuję Ci.
Karmiłam w sumie trzy lata, i potwierdzam- jest o co walczyć. Na szczęście większych problemów przy całej trójce nie mieliśmy, obyło się też bez gadgetów, nawet staników laktacyjnych nie lubiłam, łatwiej mi było cyca ze zwykłego szmaciaka wywalić. Laktatora też nie potrzebowałam , szybciej i łatwiej szło mi "dojenie" ręczne. Tylko na samym początku nakładki silikonowe używałam bo młode mi mielone z brodawek robiły…
Nigdy też nie spotkałam się z negatywnym odbiorem karmiąc publicznie.
Ważny temat poruszyłaś i mam nadzieję, że w komentarzach nie zacznie się walka zwolenniczek butli z fanatyczkami cyca…
U nas karmienie to istny koszmar był na początku. Też nam pomogła doradczyni laktacyjna. Ale z prywatnej kliniki, gdzie rodziłam. Cudownie określił to mój ginekolog: niby karmienie naturalne, ale jednak trzeba się tego nauczyć. W szkole rodzenia przedstawiali jak cudowną i sielankową miodem i mlekiem płynąca drogę.A w rzeczywistości to krew, pot i łzy 😉 Ja Miko karmiłam 14 miesięcy, i zrezygnowałam, bo wróciłam do pracy.
Super napisane,ja karmiłam starszą córkę pół roku ,pokarm skończył się w jeden dzień ,koniec ,kropka ,nie ma mleka….na szczęście butelka zaakceptowana od razu.Młodszą karmilam 11 miesięcy.Niestety obie z nakładkami silikonowymy,które ponad 20 lat temu tanie nie były,ale tak bardzo mi zależało na karmieniu piersią,że wszelkie niedogodności schodzily na dalszy plan.Kiedy młodsza w 2 dobie pogryzła mnie do krwi-nakładki przywozili mi z nocnej apteki w środku nocy,ale warto było…Piękniejszego uczucia nie ma….Pozdrawiam.