O tym jak sprzedałam samochód

11 listopada stuknęłoby nam 11 lat razem! To właśnie wtedy, dokładnie w Polskie Święto Niepodległości odebrałam kluczyki do mojego nowiutkiego auta. Sama je sobie wybrałam, sama spłaciłam, było takie jak chciałam. Przez prawie 11 lat był moim wiernym towarzyszem, mój mały C2 z pełnym wypasem. Miał klimatyzację, cztery poduszki powietrzne, światła przeciwmgielne i regulowaną wysokość fotela kierowcy co było nie do przecenienia ;). Czarny, z czerwoną welurową tapicerką w środku. Niestety musieliśmy się rozstać. 

Ale od początku. Od dawna wiedzieliśmy, że na jesień będzie trzeba kupić nowy samochód. Ja co prawda byłam zdeterminowana i jakoś dwójkę dzieci woziłam w moim maluchu. Owszem, wkładanie młodszej P. w foteliku grupy zero na tylne siedzenie w samochodzie trzydrzwiowym to był wyczyn, ale jakoś się przyzwyczaiłam. Mój mąż jeździł natomiast Astrą czwórką i to ten samochód zrobił się tak na prawdę z mały.

Owszem nadawał się do jednodniowych wypadów ale absolutnie nie mogliśmy się w niego zapakować na jakiś dłuższy wyjazd całą rodziną. Nawet podwójny wózek nie mieścił się tak łatwo do bagażnika i musieliśmy za każdym razem ściągać tylne koła. Ponieważ w październiku zeszła z konta ostatnia rata nadszedł czas na zmiany. W międzyczasie jednak Jon dostał w pracy awans (będąc na urlopie tacierzyńskim) i zaczął mu przysługiwać służbowy samochód. Tak oto staliśmy się nagle posiadaczami trzech samochodów, każdy w innym rozmiarze:


Stało się jasne, ze mamy o jeden samochód za dużo. I chociaż Astra na liczniku miała dwa razy tyle co C2 (który miał śmiesznie mało) to przy dwójce dzieci zatrzymanie właśnie tego samochodu miało sens. A w związku z tym, że w domu było już to trzecie auto czekała mnie sprzedaż prywatnie.

Nigdy ani nie kupowałam ani nie sprzedawałam samochodu prywatnie. Jak to wyglada w Anglii? Otóż jest kilka opcji. Można sprzedać auto w serwisie webuyanycar.com tylko, że oni oczywiście oferują cenę dużo niższą od ceny rynkowej. Od tego zaczęłam. Na początku zaoferowali mi za niego £500 i zaprosili do jednego z centrów, gdzie obejrzą samochód i zaoferują już konkretną cenę (no i raczej nie wyższą ;). Po tygodniu napisali do mnie ponownie, że teraz cena wynosi £585. Także jeśli myślicie o skorzystaniu z tego serwisu to warto ich wziąć na przeczekanie. Myślę jednak, że u nich warto tylko sprzedać jeśli musicie opchnąć jakiegoś starego grata.

Samochód oddałam do przeglądu, potem na myjnię a w środku wyczyściłam go sama z pomocą starszej P. 


Mogłam oczywiście załatwić mu sprzątnie w myjni ale jakoś tak chciałam zrobić to sama, coś w rodzaju ostatniej posługi. Potem pojechałyśmy ze starszą P. na parking i zrobiłyśmy fotki do ogłoszenia. Jak widać już było z tym wszystkim sporo zachodu a przecież przede mną było dopiero ‘najgorsze’. 



Jak już miałam zrobiony przegląd i fotki czystego auta to zostało tylko wystawić ogłoszenie w Internecie. Tutaj też mamy do wyboru kilka serwisów. Jest eBay, Gumtree i oczywiście AutoTrader. Postanowiłam dać ogłoszenie właśnie tam. Kiedy wpisałam dane mojego samochodu AutoTrader zasugerował, że jest wart £1450 (!!!!!). To tyle w temacie webuyanycar.com 😉 

Postanowiłam wystawić go za £1200. Głównie dlatego, że zależało mi na szybkiej sprzedaży a poza tym na przeglądzie wspomnieli, że trzeba by pomyśleć o wymianie tarczy hamulcowych więc poniekąd wliczyłam to w cenę. Ogłoszenie wystawiłam w czwartek wieczorem. Nie wiedziałam czego się spodziewać. 

W sobotę dostałam pierwszy telefon. Dziwne są te telefony bo wyświetla się numer komórkowy ale najpierw odzywa się automatyczna wiadomość ‘Ta osoba jest zainteresowana Twoim ogłoszeniem na AutoTrader’ a dopiero potem można porozmawiać. Pierwszy potencjalny kupiec zadał mi sporo pytań. Zdałam też sobie sprawę, że w Internecie można teraz obejrzeć całą historię przeglądów danego samochodu. Warto też wiedzieć, że AutoTrader ukrywa nasz numer i kupujący widzą na stronie zupełnie inny numer niż nasz. Z tego telefonu nic nie wynikło ale tego samego wieczoru dostałam jeszcze jeden. 

Tym razem zadzwonił jakiś młody chłopak a przez telefon to w ogóle brzmiał jak naćpany nastolatek, który nie umie dobrze się wysłowić (była sobota wieczór). Powiedział, że przyjedzie obejrzeć auto w niedzielę i od razu chciał się targować. Podałam mu adres smsem. Za chwilę oddzwonił, że on ma kolegę, który mieszka dosłownie koło mnie i czy ten kolega może wpaść (teraz!) i obejrzeć auto. Zgodziłam się. 

Faktycznie za 10 minut przyjechało dwóch młodych chłopców i zaczęli oglądać auto. Zaczęli negocjacje od £900, potem doszli do tysiąca ale ja powiedziałam, że mogę najwyżej odjąć 10% czyli minimum £1080. Odjechali. Następnego dnia ten główny kupiec wysłał mi smsa, że jeśli wezmę tysiaka to on w ciągu godziny przyjedzie po samochód. Odmówiłam. Było jasne, że Ci chłopcy zaraz ten samochód odsprzedają z zyskiem. 

W niedzielę kolejny telefon, tym razem zadzwonił mój ‘wymarzony kupiec’ czyli ojciec, który szukał samochodu dla córki. Bob. Umówiliśmy się, że przyjedzie obejrzeć auto w poniedziałek. W poniedziałki pracuję w domu więc mi pasowało. Miał być około 13:00 ale o 11:00 wysłał mi smsa, że nie ma kto go podwieźć i dziś nie przyjedzie. Napisał, że jeśli samochód będzie jeszcze do kupienia w sobotę to aby dać mu znać i przyjedzie. Trochę się wkurzyłam, ale po pięciu minutach telefon znów zadzwonił. Tym razem kolejny kupiec, również ojciec szukający auta dla córki. 

Przyjechał w poniedziałek wieczorem. Prosiłam aby był po dwudziestej bo dzieci będą spać. Bardzo przyjemny pan, majętny, córka też niczego sobie. Pojechaliśmy na jazdę próbną a potem na parking centrum handlowego. Parking był oświetlony więc dokładnie obejrzał auto, położył się na ziemi i zaglądał pod spód używając latarki w telefonie. Powiedział, że sporo oleju znalazł pod spodem co go nieco niepokoi (nikt nigdy nic mi nie mówił o oleju, nie było wzmianki na ten temat w przeglądzie). No nic to. Wróciliśmy do domu i poszedł się z córką naradzić. 

Wrócił po 10 minutach i powiedział, że jednak nic z tego. Zadzwonił do jakiegoś kumpla, który niby pracuje w Citroenie i on odradził zakup, niby ze względu na ten olej. Trochę mi było przykro bo to fajny kupiec był ale bardziej się martwiłam, że może faktycznie dzieje się coś złego z autem. W końcu mechanikiem nie jestem, ale niedawno byłam z nim w Citroenie i tam też nic nie znaleźli a wiadomo, że tam to się starają (coś znaleźć aby wyciągnąć kasę). Koniec końców stwierdziłam, że nie będę się przejmować facetem, który oglądał podwozie po ciemku z latarką w telefonie i telefoniczną konsultacją z jakimś kumplem. 

Aha, w poniedziałek dostałam też maila z zapytaniem o samochód (jedynego maila z całym procesie) ale z niego też nic nie wyniknęło. 

We wtorek nic się nie działo i myślałam, że do weekendu już nic się nie zadzieje. A tu w środę, wychodzę z biura i jest telefon. Dzwoni Perry, że szuka samochodu dla syna. No dobra, chciałam córkę ale syna też wezmę ;). Umawiamy się, że wpadną o 17:30 bo wtedy jest jeszcze jasno. Wpadam do domu i czekam na kupców. Są, punktualnie. Ładne, terenowe Volvo. Okazuje się, że syn ma… na oko z 40 lat 😉 a Perry z 70. Ha, no ok. 

Oglądają auto. Otwierają maskę, włączają silnik. Pytają się, czy zawsze ma taki dźwięk. Coś im się nie podoba. Mówię, że nie wiem bo zazwyczaj nie stoję nad włączonym silnikiem z otwartą maską ;). Aha, no ok. Jadę z Nickiem (synem) na jazdę próbną. Zadowolony, komplementuje, że łatwo się prowadzi, i że auto zadbane (no ba!). Perry w tym czasie zostaje pod domem. Wracamy, chłopaki zaczynają się targować. Perry pyta, jakie jest absolutne minimum, do którego mogę zejść. Ja na to, że minimum to £1100. Perry pyta czy wezmę tysiąc, mówi, że mają tysiąc przy sobie. Mówię, że niestety nie. 

Odjeżdżają. Ale to są lokalne chłopaki, coś czuję, że ich jeszcze zobaczę. Faktycznie, za pół godziny telefon i czy przyjmę £1050. Twardo trzymam kurs na £1100. Ok, bierzemy. Mówię, że mogą przyjechać po auto o dwudziestej jak dzieci będą w łóżku. Jon kładzie starszą spać a ja szykuję dokumenty, przeglądy, książkę serwisową oraz zapasowe klucze. W ostatniej chwili pamiętam, aby wyciągnąć Turnaua z odtwarzacza :).

Kiedy na nich czekam kolejny telefon, ktoś jest zainteresowany. Mówię, że co prawda samochód nie jest jeszcze sprzedany ale już ktoś po niego jedzie i chyba dojdzie do transakcji. Ok, proszą aby oddzwonić na wypadek, gdyby jednak się nie sprzedał. 

Przyjeżdżają. Zapraszam ich do domu. Nick trzyma zwitek banknotów. Ja na stole mam dokument V5. Oni muszą coś tam w nim wypełnić ja w tym czasie liczę kasę. Dziwnie! Wszystko się zgadza. Pokazuję dokumenty, wszystko zabierają. Uścisk dłoni. Mówię, że mam nadzieję, iż jemu ten samochód będzie służył tak dobrze jak mnie. Uśmiecha się. Odprowadzam ich do drzwi, zamykam, nie macham na pożegnanie. Nie widzę jak mój maluch odjeżdża w świat. Chlip! Chlip! 

Następnego dnia wpłacam kasę na konto. A na stronie DVLA informuję o sprzedaży (oni dostaną nowy dokument V5 na ich adres a ja zwrot podatku drogowego). Wysyłam smsa do Boba, że samochód sprzedany. W domu wieczorem ściągam ogłoszenie z AutoTradera. La commedia e finita!

Sprzedaż samochodu zajęła mi niecały tydzień a i tak było to doświadczenie dość stresujące. Nigdy nie wiadomo kto zadzwoni, kto się pojawi pod domem oglądać auto, jak będzie wyglądał mój wieczór. Kiedy się sprzeda no i to targowanie. Nie jestem w tym dobra. W dodatku moja cena oscylowała koło tysiąca, więc miałam kilka ofert za tysiąc bo to taka fajna okrągła liczba ;). 

Dlaczego wszystko Wam tak dokładnie opisałam? Bo ja sama nie miałam pojęcia czego się spodziewać. Może komuś to pomoże w sprzedaży własnego auta 🙂

Moja mama powiedziała mi, że jak sprzedała malucha (nasz pierwszy rodzinny samochód) to pojawiła się łezka. A każde następne auto to już była rutyna…

Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
7 lat temu

Tak, to naprawdę duże szczęście. Moi rodzice też chwalili sobie Opelki, mięli Corsę i Astrę. Ja też teraz jeżdżę Astrą.

7 lat temu

Nie wiem czy odważyłabym się kupić używany samochód, na pewno nie prywatnie. Od dealera to też różnie. Nasi sąsiedzi właśnie kupili i… zaraz się zepsuł. No chyba że taki 'prawie nowy'.

7 lat temu

No właśnie, tak to z tymi samochodami jest.

7 lat temu

Na szczęście w domu mam speca od samochodów, więc sprzedaż czy kupno nie są problemem. Sprawę ułatwia fakt, że cała rodzina jeździ jedną marką (po angielskuto vauxhall), ponieważ małż w tej firmie pracuje. Ja bym sobie nie poradziła ze sprzedażą auta, podziwiam.

7 lat temu

Brawo! Ja w takich transakcjach mam tylko doswiadczenie po drugiej stronie- nasz pierwszy samochod kupowalismy w taki wlasnie sposob. Zupelnie nie znajac sie na sprawach techniczynch, ale zabralismy kumpla- pasjonate ze soba. Chyba kupilismy samochod malo roztropnie (pierwszy, ktory ogladalismy, za cene w ogloszeniu, czy tez kosmetycznie ponizej, w ciagu godziny), ale bardzo dobrze nam sie nim jezdzilo. Choc faktycznie wpakowalismy w niego nie mala kase, to ostatecznie odsprzedalismy go "w rozliczeniu" ze 85% oryginalnej ceny, kupujac nasz kolejny samochod- tez uzywany, ale od oficjalnego dealera. Jednak bylo duzo latwiej:))))

7 lat temu

O naszą ukochaną Mazdę to się dosłownie bili. Nasi przyjaciele miedzy sobą! Sprzedalismy pewnie ponizej wlasciwej ceny ale poszla w bardzo dobre rece taty naszej przyjaciolki, ktory dopieszcza ją bardziej niz my. A lza sie zakrecila nie jedna bo to auto bylo dla nas domem na wielu wyprawach po calej Europie i UK. No wiesz, kiedy schodzisz z gór mokra i glodna, pogoda szaleje gdzieś tam na szkockim zadupiu a ona czeka na nas aby nas ogrzać i ochronić. To byl czlonek rodziny po prostu 🙂

By Pimposhka
0
Would love your thoughts, please comment.x