Post dedykowany Gackowej.
Od ponad 10 lat śpię co noc w zatyczkach do uszu. To dlatego, że mój mąż okropnie chrapie i nie ważne czy leży na plecach czy na boku, czy jest zmęczony albo czy wypił piwko. Chrapie i koniec.
Przez te wszystkie lata z powodzeniem używałam zatyczek piankowych. Najpierw kupowałam je w Tesco ale potem zmienili dostawcę i nie było to już to samo. I wtedy odkryłam pomarańczowe zatyczki firmy 3M, które kupowałam w ilościach hurtowych na Amazonie. Nie zmieniałam ich codziennie, wystarczyło mniej więcej raz na tydzień.
Generalnie to mogę takie zatyczki polecić. Zatyczkę piankową zgniatamy w palcach a następnie wkładamy do ucha gdzie się rozpręża. Świetnie niwelują wszelkie hałasy, są wygodne no i tanie. Jeśli są trochę za długie to po prostu można je skrócić za pomocą nożyczek.
Niestety takie zatyczki nie są już dla mnie. Otóż mają one jedną wadę. Przy regularnym stosowaniu (czyli tak jak u mnie) utrudniają naturalne oczyszczanie się ucha, tzn. hamują pozbywanie się wosku. Wosk zostaje w uchu. Po pierwsze to uszy w środku zaczynają swędzieć (bo robią się suche). No a potem… Przez to, że używałam takich zatyczek to uszy dokumentnie zapchały mi się woskiem. Co to oznacza? Oczywiście przede wszystkim pogorszenie słuchu. Po drugie przy przeziębieniu z katarem dostawałam zawrotów głowy, nie zawsze ale zawsze wywoływały u mnie panikę ;). Za każdym razem kiedy byłam z tą dolegliwością u lekarza mówili mi, że mam w uszach dużo wosku i nie widzą bębenka.
Kiedy zauważyłam, że telewizor naprawdę zaczął u nas głośno chodzić a ja ciągle prosiłam o powtórzenie, co ktoś do mnie mówił postanowiłam wreszcie coś w tym woskiem zrobić. Kupiłam kilka produktów w sklepie do użytku domowego ale bez żadnych sukcesów. Poszłam więc co mojej przychodni, która między innymi oferuje zabieg płukania uszu.
Najpierw czekała mnie wizyta u pielęgniarki, która miała zrobić rozeznanie czy w ogóle kwalifikuję się do zabiegu. Muszę przyznać, że na wizycie pielęgniarka była dość zblazowana ale jak zajrzała do ucha to niemal się przeżegnała (!). Miałam w uszach bardzo dużo wosku w dodatku bardzo suchego i już nieźle ‘rozpychającego się’. Dostałam więc instrukcje jak mam ucho olejować i miałam wrócić za tydzień na płukanie.
Olejowanie ucha to była mordęga. Olej sprawiał, że wosk w uchu pęczniał więc robiłam się już w ogóle głucha. I tak chodziłam cały tydzień głucha na jedno ucho co było wysoce niekomfortowe. A jak pojawiłam się na zabiegu to…. nic z ucha nie wyleciało. Jedyne co pielęgniarka mogła doradzić to kolejny tydzień-dwa olejowania i ponowną próbę. Myślałam, że się tam rozpłaczę.
Następnego dnia poszłam do tzw. hearing centre na zabieg mikrosukcji. Hearing centre to taki sieciowy audiolog, generalnie miejsce gdzie sprzedają głównie aparaty słuchowe (taki Vision Express ale zamiast oczu patrzą na uszy 😉 ale mają też inne usługi.
Mikrosukcja to zabieg usuwania wosku za pomocą małego odkurzacza. Dosłownie. Nie jest on bolesny ale nie jest zbyt przyjemny bo po prostu mamy w uchu mały odkurzacz więc jest to bardzo głośny zabieg. Dla mojego beznadziejnego przypadku i wieloletnich złogów wosku był to jedyny ratunek. Zabieg ten reklamuje się jako niewymagający olejowania ale w moim przypadku nie było to prawdą. Jedno ucho (to olejowane) dało się doczyścić od razu. Z drugim uchem musiałam wrócić za tydzień, po kilka dniach olejowania. Muszę przyznać, że po zabiegu miałam słuch niemalże jak Daredevil! Słyszałam każdy szelest i szum. Niesamowite!
Zabieg mikrosukcji kosztował mnie 75 funtów bo dostępny jest tylko prywatnie. Warto poszukać bo w moim mieście są dwa miejsca, gdzie jest wykonywany i w drugim kosztował 90 funtów. Dodatkowo, uszy czyści się do skutku. U mnie zajęło to dwie wizyty ale opłata jest tylko jedna.
No i właśnie u tego audiologa dowiedziałam się o istnieniu zatyczek do uszu robionych na wymiar. Poszłam więc za ciosem i sprawiłam sobie właśnie takie:
Proces wygląda następująco. Przychodzimy do audiologa i mamy robiony wycisk z ucha. Najpierw w uchu umieszcza się malutką gąbeczkę na sznurku a następnie strzykawką aplikuje się specjalną masę. Masa zastyga i po kilku minutach mamy wycisk pociągając za sznurek. To następnie jest wysyłane do zewnętrznej firmy gdzie jest skanowane w technologii 3D i powstają zatyczki, które odbieramy w gabinecie. Przy okazji uczymy się jak je wkładać i wyciągąć.
Zatyczki dostajemy w gustownym pokradełku razem ze szczoteczką do czyszczenia:
Taka zatyczka w bardzo małym stopniu ‘wchodzi’ do ucha, zamiast tego po prostu pokrywa nam sporą część małżowiny:
Zamawiając zatyczki można sobie wybrać kolor i jak widać każda może być w innym kolorze. Ja wybrałam czarny i biały. Zatyczki powinny się różnić kolorem bo wtedy łatwo określić która pasuje do którego ucha. Firma daje dwa tygodnie na ewentualne poprawki. No właśnie, w moim przypadku prawą zatyczkę musiałam wysłać do poprawki aż dwa razy.
Co o nich myślę? Uwielbiam je!!! Ale nie są pozbawione wad.
Po pierwsze jest to dość droga impreza. Komplet zatyczek kosztuje 100 funtów. Jeśli ktoś używa zatyczek okazjonalnie to pewnie nie jest to ekonomiczne rozwiązanie. Biorąc pod uwagę, że ja używam ich każdej nocy potencjalnie przez wiele lat nie jest to kwota aż tak zawrotna.
Po drugie zatyczki wykonane są z dość twardego materiału (nie są ‘gumowe’). Zdarza się, że czasem mam gorszą noc. Śpię trochę ‘dziwnie’ i potem boli mnie ucho w miejscu gdzie zatyczka się przesunęła i uciskała małżowinę. To dość spory problem, szczególnie, że wtedy najlepiej jedną czy dwie noce odczekać aby ucho wróciło do siebie. Pani audiolog powiedziała, że można wykonać również zatyczki, które pokrywają tylko połowę powierzchni w porównaniu z tymi co mam. Myślę, że w przyszłości skuszę się też na takie.
Ich największą zaletą natomiast jest właśnie fakt, że nie wkładam nic do ucha. Już po dwóch tygodniach użytkowania widzę, że moje ucho się czyści. Wreszcie mam ‘brudne uszy’ i wosk sam się eliminuje. Pomimo moich obaw zatyczki nie wypadają z ucha podczas spania a ich ‘dźwiękoszczelność’ jest taka sama jak zatyczek piankowych. Nie uważam, że eliminują dźwięki w 100%, powiedziałabym, że 85%-90%. To jest wystarczające aby zasnąć koło chrapiącej bestii a zarazem płaczące dziecko albo alarm przeciwpożarowy nas jednak obudzą.
Ja jestem z moich zatyczek bardzo zadowolona. Jeśli jednak ktoś może używać zatyczek piankowych to są one zdecydowanie tańszą opcją, a skuteczność mają taką samą.
A w następnym poście znowu będzie o kuchni :).
Pimposzko , problem opisany przez Panią znam z autopsji od lat kilkudziesięciu i wiem,że chrapanie to objaw jakiejś dolegliwości.Mój mąż przestaje chrapać jak chudnie, a szwagier jak podleczył,okazało się ,chore serce.Problem może okazać się prozaiczny,ale też taki być nie musi.Spanie razem ma swoje zalety i powinno być przyjemnością dla obojga ,życzę zatem cichych nocy z mężem przy boku.Pozdrawiam Ewa D.
Witam ,faktem jest ,że najtrudniej się "zebrać" ,tym bardziej przy dwójce maluszków.Przeraziły mnie kłopoty z uszami,z powodu zatyczek,mając w rodzinie męża młodą (40 lat)kuzynkę ,która w jednym uchu od 6 lat ma implant ,na drugie już nie słyszy i też prawdopodobnie będzie miała implant ,doceniam to ,że b.dobrze słyszę.Kuzynka co prawda nie nosiła zatyczek ma otosklerozę,ale gdy rozmawiamy widzę z jakimi problemami się zmaga.Sugerując "usunięcie "chrapania miałam na myśli zabieg koblacji ,o którym mówił niedawno lekarz w DDTVN:http://dziendobry.tvn.pl/wideo,2064,n/koblacja-metoda-leczenia-chrapania,228576.html
Wiem ,że usunięcie krzywej przegrody nie zawsze pomaga.Pozdrawiam i dużo zdrowia życzę.Pimposhki cudowne.
Obecnie śpię tylko z jedną więc ucho bez zatyczki mam nastawione na dziecko 😉 Ninka śpi w dostawce do naszego łóżka to daleko nie mam. Poza tym zazwyczaj budzę się jak ona zaczyna się ruszać i sapać (znaczy się jest głodna) a zanim zacznie płakać. To podobno taki szósty zmysł matek karmiących. Więc problemu nie ma.
Cały czas mamy to w planach ale wiadomo jak to jest, Jon się wysypia, ja mam zatyczki więc jakoś to idzie. Ale mam nadzieję, że kiedyś weźmiemy się za porządną diagnozę i zaradzimy.
Dziękuję za miłe słowa. O zlikwidowaniu faktycznie myśleliśmy szczególnie, że chrapanie nie zależy od czynników zewnętrznych. Ale na myśleniu się skończyło. Przy dwójce dzieci trudno znależć na to czas a i diagnostyka jest chyba dość skomplikowana. A na przykład mój kuzyn potwornie chrapie, miał zabieg korygujący przegrodę nosową i…. chrapie jeszcze gorzej. Mam jednak nadzieję, że w przyszłości jednak się za to weźmiemy.
Dziękuję za życzenia 🙂
🙂
O rany! Teraz dzięki Tobie wiem, że to się nazywa otoplastyka 🙂 Moja babcia ma taki nowoczesny aparat do ucha więc wiem o czym piszesz. Ona się bardzo przed aparatem słuchowym broniła a teraz uwielbia również też dlatego, że jest taki subtelny.
Pinposhko to jak Ty dziecko w nocy slyszysz skoro uzywasz zatyczek? Przepraszam jesli to. Iemadre pytanie ale z malymi dziecmi bywa roznie
Chrapanie, szczególnie połączone z bezdechem jest bardzo niebezpieczne dla delikwenta. Radzę zaciągnąc mężą do laryngologa. Ja do mego chrapacza szybko się przyzwyczaiłam. Co prawda nie było intensywne. Teraz to on twierdzi, że to ja chrapie. Dla świętego spokoju śpimy w oddzielnych pokojach. Wesołego Alleluja dla wszystkich Pimposzek i mażłonka.
Witam serdecznie,regularnie czytam Pani bloga i czekam na kolejne posty.Taki e pytanie mam:czy nie myśleliście Państwo o "zlikwidowaniu"chrapania u męża?
Mam w rodzinie osobę bardzo kiedyś chrapiącą ,która poddała się badaniom oraz zabiegowi laserowego usuwania chrapania,Dzięki temu zabiegowi znajomy nie chrapie ,a przede wszystkim poprawił mu się ogólny stan zdrowia.Zabiegi nie są chyba refundowane niestety.Pozdrawiam i życzę wszystkiego co najlepsze na nadchodzące Święta dla całej rodzinki.Beata
Ciekawy post. Ja używałam krótko zatyczek odsypiając nocki w mieszkaniu przy bardzo głośnej ulicy. Niestety, piankowe nie były dla mnie- mam problemy z uchem wewnętrznym i zatykanie uszu na kilka godzin bez dostępu powietrza powodowało uczucie "zalania" uszu woda. Dobrze wiedzieć, ze jest jakaś inna opcja
Pogodnych Swiat, Pimposzko!
Odkad zaczelam gluchnac, mam niesamowicie suche uszy. U mnie nic sie nie zbryla, z moich uszów sie kurzy. Wypadaja platki naskórka. Ot taka ciekawostka. Wystarcza jednak woda spod prasznica, aby uszy "nawilzyc" w srodku. Czasami faktycznie jednak operuje patyczkiem zwilzonym olejkiem dla niemowlat. Mam wrazenie, ze te przeboje zaczely sie od momentu noszenia przeze mnie aparatów sluchowych, mialam wtedy takie, które wchodzily w ucho, ale bylo je jeszcze dobrze widac (z boku), bo prawie zawsze miewalam krórka fryzure z odslonietymi uszami. Aktualnie przy prawym uchu wisi mi procesor, wiec sam wchód do ucha jest wolny. Na lewym uchu nosze aparat sluchowy, ale nie zatyka on wejscia do ucha, dziala przy pomocy cieniutkiego szlaucha i w samym uchi tkwi mala parasoleczka. Ma to ten plus, ze ucho nie jest "zatkane", w odróznieniu od konwencjonalnej otoplastyki, ale minus jest taki, ze z otoplastyka ma sie lepszy "odbiór" aparatem sluchowym. Wlasciwie mam tendencje do zamykajacej ucho otoplastyki, ale akustyk odradza mi, wlasnie przez brak mozliwosci "wietrzenia" ucha. Notabene nigdy nie mialam problemu z bólem, saczeniem, odparzeniem, odcisnieciem i temu podobnymi sprawami, noszac moje pierwsze aparaty w uszach. Jedynie, gdy niekorzystnie zasnelam z nimi na boku, wtedy mnie ucho nieco bolalo. Ciekawe jest równiez, ze musialam dopasowac na nowo okulary- poprzez te aparaty cos tam sie zmienia w formie malzowin 😉 i okulary zaczely mnie uciskac nad uszami. Ot takie moje przygody uszne od ponad 20 lat.