Mała P. w placówce cz 1.

Dzisiaj kolejny post z serii tych zapowiedzianych. Aby było to z sensem najpierw chcę opisać jak wygląda żłobek w UK, a w kolejnym poście napiszę dlaczego wg. mnie żłobek jest ważny w rozwoju dziecka.

Nasz żłobek znajduje się kilka kroków od domu. Mieści się on na terenie tzw. children centre. To takie lokalne placówki wspomagające rodziny. W naszej miejscowości jest ich kilka, obecny rząd starszy, że je pozamyka ze względu na oszczędność (żłobka nie zamkną). Placówka to w zasadzie żłobek i przedszkole w jednym. Są w nim trzy sale, mała P. jest obecnie w Gwiazdkach. To jest pokój dla maluchów od 3 miesięcy do 2 lat. W budynku są jeszcze dwie sale. Jedna dla 2-3 latków i jedna dla czterolatków, a stamtąd dzieci już idą do szkoły.

Nasz żłobek to żaden wypas. Na tle innych miejskich żłobków ma za to całkiem przyzwoity ogród. Niektóre przybytki, które oglądaliśmy miały dużo mniejszy ogród niż nasz przydomowy. W Anglii nie ma specjalnie rozróżnienia na prywatny i państwowy bo wszystkie są płatne ale nasz jest jakby państwowy, znaczy się zarządzany przed jakąś fundację pod auspicjami urzędu miasta (czy jakoś tak).

Żłobek należy do tych tańszych. Za dzień pobytu płacimy 40 funtów (najdroższy żłobek w naszym mieście liczy sobie za dzień 54 funty). Ponieważ opieka nad dzieckiem w Anglii jest bardzo droga żłobki wykazują się dużą elastycznością. Można dziecko przeprowadzić na kilka dni w tygodniu, można np. tylko na pół dnia itp. Pełny dzień to 10 godzin, od 8 rano do 18. Dziecko należy przyprowadzić punkt 8. Przed ósmą nie wolno, bo ubezpieczenie placówki ‘działa’ dopiero od 8 rano. Oczywiście jeśli mała jest chora to taki dzień nam przepada, ale jeśli jedziemy na wakacje to dostajemy zniżkę. Raz zdarzyło się, że potrzebowaliśmy dodatkowego dnia i nie było z tym problemu (oczywiście zapłaciliśmy dodatkowo).

Do żłobka musimy małą zaopatrzyć w pieluchy, mokre chusteczki oraz prowiant na lancz. Żłobek zapewnia śniadanie, drugie śniadanie, podwieczorek i lekką kolację (mała potem jeszcze je w domu). Mała P. na śniadanie je zazwyczaj owsiankę (na nasze życzenie nie dostaje żadnych słodkich płatków śniadaniowych), przekąski to zazwyczaj jakieś węglowodany plus owoc/warzywo. Np. krakersy i winogrona, tost i gruszka, tortilla i papryka itp. Na kolację jedzą np. kuskus z warzywami, sałatkę z warzywami i makaronem, pieczony ziemniak z tuńczykiem. Z tego co się orientowałam to menu nie jest raczej zbyt wyszukane porównując inne żłobki. Jeśli chodzi o lancz to nie możemy jej dać niczego co zawiera ryż (nie do końca rozumiem dlaczego, chodzi o jakąś ewentualną bakterię w ryżu, której podgrzanie w mikrofali  nie zabija), orzechy albo baked beans (słynna Angielska fasolka w sosie pomidorowym) . Te orzechy i fasolka to dlatego, że część opiekunek ma alergię.

Jak w każdym żłobku (to są standardy uregulowane prawnie), w tym przedziale wiekowym na jedną opiekunkę przypada trójka dzieci. Pilnują tego do tego stopnia, że jak jedna musi pójść do toalety to ktoś musi przyjść na chwilę na zastępstwo aby liczba się zgadzała. Każde dziecko ma również przydzieloną główną opiekunkę.

W żłobku obowiązuje wiele zasad. Na przykład jeśli dziecko ma biegunkę albo zwymiotuje to nie może wrócić do żłobka przez kolejne 48 godzin. Raz musiałam zainterweniować bo mała P. jak ząbkuje to miewa sraczkę i musiałam panie przekonać, że to żaden wirus żołądkowy. Ale generalnie można się z nimi dogadać i nie miałam jakiś nieprzyjemnych sytuacji. Parę razy zdarzyło się, że mała wróciła do domu z pełną pieluchą, jak zwróciłam uwagę to było wielkie przepraszanie i sytuacja się poprawiła. Raz też mała P. została ugryziona przez inne dziecko. Dostałam telefon do pracy, zostałam uprzedzona o zaistniałej sytuacji. Zasada jest taka, że nie mówi się kto to zrobił (co by rodzice nie brali odwetu) ale dziecko, które ją pogryzło zostało poinstruowane, rodzine poinformowani itd. Oczywiście to chyba tylko działa do momentu, kiedy dziecko jest w stanie samo wskazać swojego ‘oprawcę’. 😉 Jeśli małej P. przydarzy się jakiś mały wypadek to muszę podpisać odpowiedni dokument, w którym jasno jest napisane co się stało (i skąd wziął się ten guz na jej czole ;). Jeśli nabiła sobie guza w domu to też w żłobku mówię, że ten guz to domowy. Panie też mogą podać dzieciom paracetamol. To jest dość wygodne, bo czasem jak mała ząbkuje to dostaje lek (a przecież z tego powodu nie musi zostać w domu). Wiem, że nie wszystkie żłobki tak robią.

Jeśli chodzi o infrastrukturę to sala małej P. to dość duży pokój. Ma wydzieloną kuchnię (oczywiście niedostępną dla dzieci) gdzie przygotowuje się posiłki. Od głównej sali wchodzi się do małej sypialni (ciemnego pokoju z łóżeczkami), oraz do łazienki. Tam jest przewijak oraz małe umywalki i sedesy. Nad przewijakiem wiszą zdjęcia dzieci z instrukcjami rodziców odnośnie przewijania np. temu zawsze krem, albo temu krem tylko jak coś się dzieje itp.). Mała P. w żłobku śpi dużo krócej niż w domu. Wcale się nie dziwię, dzieci śpią o różnych porach i w tej małej sypialni na pewno musi być całkiem głośno.

Z głównej sali jest wyjście do ogrodu. W samej sali jest kilka stref zabawy oraz strefa jedzenia. Codziennie rano panie rozkładają nowe zabawki i wiele obiektów jest przestawianych (np. w kącie raz stał statek piracki, potem kanapa a teraz jest tam kącik do gotowania). Nie wiem skąd one biorą tyle zabawek ale codziennie jest to coś innego i rzadko widzę aby coś się powtórzyło. Raz więc to będą zwierzątka i farma, raz klocki magnetyczne, raz instrumenty muzyczne (biedne panie!), raz tory i pociąg itd. Oprócz tego zawsze jest taki stół do zabawy sensorycznej. A tam, albo pianka do golenia, albo kisiel, albo mąka, albo woda, albo piasek itd. Oczywiście nie muszę chyba mówić, że mała P. chadza do żłobkach w specjalnych ubraniach, które idą do prania jak tylko przekraczamy próg domu?

Komunikacja między rodzicami a żłobkiem odbywa się na zasadzie zeszytów. To tutaj codziennie panie zapisują co dziecko jadło, ile spało i czym się bawiło. Robią też notatki ile razy zmieniały pieluszkę i czy była kupa.

Rodzice też mogą w takim zeszycie zostawić wiadomość, np. Mała P. źle spała w nocy może być zmęczona jeszcze przed południem itp. Dodatkowo mała P. ma swój specjalny folder. Tam na przykład są ogólne notatki od rodziców (np. jej plan dnia, zalecenia odnośnie drzemki czy diety) oraz obserwacje pań i zdjęcia z różnych zabaw, w których mała P. uczestniczy. Odbyłam też już jedną ‘wywiadówkę’. Dostałam dokument z różnymi obserwacjami, które miały ocenić czy mała P. prawidłowo się rozwija. Okazało się, że wszystkie czynności wykonuje tak jak powinna na swój wiek. Jeśli chodzi o zdolności manualne jest nieco powyżej średniej (Yessssss! będzie robić na drutach 😉 za to jest nieco to tyłu z mówieniem (co jest raczej normalne w przypadku dzieci dwujęzycznych). 
Mała P. uwielbia żłobek. Chodzi do niego bardzo chętnie i nie protestuje kiedy tam zostaje. Jak po nią wracam to swego czasu rzucała wszystko i albo raczkowała albo do mnie biegła. Ostatnio raczej nie jest zadowolona kiedy mnie widzi i wyraźnie chciałaby się jeszcze pobawić. 
I tak właśnie wygląda żłobek w Anglii A jak to wygląda w Polsce i innych krajach? Jestem bardzo ciekawa. Podzielcie się swoimi doświadczeniami 🙂 
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Ola
9 lat temu

Z tego co wiem, to ilość dzieci jaką mogą przyjąć wyliczyli im na podstawie powierzchni placówki. Co do ilości opiekunek to jestem pewna, że zapis jakiś jest (bo skoro są luksy to i opiekunki muszą być), ale wydaje mi się że bardziej pod kątem maksymalnej liczby dzieci przypadających na jedną opiekunkę. Bo kto bogatemu zabroni zatrudnić więcej opiekunek 🙂

9 lat temu

Ashritt tak, masz rację co do cen. Ale nie jest tajemnicą, że w Wielkiej Brytanii opieka nad dziećmi jest po prostu najdroższa w Europie.

9 lat temu

Super! Ciekawa jestem tego co piszesz o zasadach. Bo z tego co dziewczyny piszą liczba opiekunek do dzieci jest naprawdę różna. Więc ciekawa jestem czy jest to regulowane prawnie. Bo trochę dziwne by było, że istnieją regulacje na ilość luksów w pokoju i szerokość futryn a nie na to ile dzieci może mieć pod opieką jedna pani (co chyba jest jednak najważniejsze).

9 lat temu

No tak, choroby to inna sprawa choć muszę przyznać, że sezon zimowy (podobno wyjątkowo ciężki ze względu na wysokie temperatury, które sprzyjały wirusom) przeszliśmy lepiej niż się spodziewałam. Mówi się, że jak nie będzie chorować w żłobku to będzie w przedszkolu albo szkole (zależy kiedy zostanie wystawione na kontakty z innymi dziećmi). Twój żłobek brzmi bardzo fajnie!

9 lat temu

Ja posyłam już drugie dziecko do żłobka miejskiego w Warszawie. Kosztuje to do 400 zł miesięcznie (mam ulgę 25% za rodzeństwo w przedszkolu). W grupie jest po dwadzieścioro dzieci, mają trzy opiekunki plus jedną panią do pomocy przy obiadkach i toalecie. W grupie są dzieci mniej więcej w jednym wieku (różnica do sześciu miesięcy). W cenie jest opieka plus posiłki: śniadanie (zupa mleczna i kanapka), drugie śniadanie (owoce), drugie danie, po drzemce jeszcze zupka i na do widzenia podwieczorek. Jeśli chodzi o zabawki i zaopatrzenie plastyczne to jest nędza. Jeśli rodzice nie przyniosą papieru, farb i kredek, dzieci nie mają na czym pracować. Do zabawek wciąż brakuje baterii. Za to braki materialne są nadrabiane pracą dydaktyczną – dzieciaki uczą się o otaczającym je świecie, poznają piosenki i wierszyki i tak dalej.
Są wcześnie uczone samodzielności, bo po prawdzie trzy panie na dwadzieścioro dzieci to jednak trochę mało rąk do pomocy.
Muszę przyznać, że pomimo początkowych trudności adaptacyjnych starszego dziecka nie wahałam się wysłać młodszej do żłobka (ona zaadaptowała się bez problemu). Chociaż jest to trochę kosztowne ze zdrowotnego punktu widzenia. Dzieci bardzo dużo chorują, często się zdarza, że frekwencja w grupie spada do 30%, bo akurat szaleje jakiś wirus. Zatem jest to układ coś za coś: samodzielność w zamian za niekoniecznie pożądane zacieśnianie więzów z ośrodkiem zdrowia.

9 lat temu

Masz rację, że z tymi dopłatami – w zeszłym roku rodzice płacili 650 + wyżywienie (i była opcja przynoszenia własnego), na początku tego roku 609 a od marca 509 z jedzeniem (więc własne się nie opłaca) – szefowa bardzo się stara i walczy o pieniądze gdzie się da 🙂

Ola
9 lat temu

This comment has been removed by the author.

Ola
9 lat temu

W Szczecinie państwowych żłobków musiałoby być 2 razy tyle co jest, aby przyjęły wszystkie chętne dzieci. Zapisując dziecko do żłobka jak ma kilka miesięcy masz dużą szansę, że przyjmą je w wieku… 2 lat.
Żłobki prywatne kosztują od 700 zł wzwyż za miesiąc. Moje dziewczyny chodziły właśnie do prywatnego, który oficjalnie jest klubem malucha (wg przepisów) i płaciłam 1000 zł za miesiąc już z wyżywieniem. To było mieszkanie przerobione na żłobek. Na początku działało to jako opieka nad dziećmi, później właścicielka musiała dostosować się do nowej ustawy żłobkowej. O przepisach i normach jakie musiała spełnić napisać można całkiem długi referat. Z ciekawych rzeczy – musiała poszerzyć wszystkie drzwi w mieszkaniu, bo nie miały wymaganych 80 cm szerokości, musiała w pokoju, który ma dwie ściany okien (od południa i zachodu) dodać jarzeniówki, bo okazało się ze jest za ciemno… Otworzenie prywatnego żłobka nie jest więc takie proste.
1000 zł to jest dużo jak na średnie zarobki w moim mieście. Niewiele rodzin może sobie pozwolić na taki wydatek. Od stycznia miasto daje rodzinom, które mają 2 dzieci i więcej 500 zł na prywatny żłobek lub nianię. Muszę powiedzieć, że to jest fantastyczny pomysł. Zainteresowanie żłobkami prywatnymi mocno wzrosło, dzięki czemu i w kolejkach do żłóbków państwowych zrobiło się nieco luźniej.
Co do opieki, to w żłobku z którym ja miałam styczność opieka była fantastyczna. 2 panie na max 8 dzieci. Opiekunki z powołania, dbające o potrzeby dzieci. Z wszystkim można było się dogadać, dzieci uwielbiały tam chodzić. Nawet teraz chodzimy do "cioć" w odwiedziny, chociaż obie córki są już w przedszkolu.

9 lat temu

@Agata, tylko że z tymi dopłatami bywało różnie. Na Malucha załapywaliśmy się przez cały czas, ale już dopłaty z miasta były tylko dla 4 dzieci (rodzice losowali) i zależały co roku od możliwości budżetu miejskiego. Teraz jak wszystkie pieniądze pójdą na 500+, to na żłobki nie wystarczy. Poza tym dopłaty nie są automatyczne, najpierw trzeba było płacić pełną kwotę, a decyzja o zwrocie zapadała gdzieś w marcu albo kwietniu.
I jeszcze – w moim żłobku był katering, ale jeśli rodzic chciał, to mógł przynosić swoje jedzenie.

9 lat temu

Dorzucę tylko swoje trzy grosze – stolyczne żłobki prywatne mają ceny zaczynające się od stałych 900 PLUS wyżywienie w zależności ile dziecko ma nieobecności zapowiedzianych, w sumie za pełen miesiąc koło 1600. Tak się składa, że ja akurat mieszkam w centrum, tatuś w centrum pracuje i jeżdżenie w codziennych korkach do dalszych dzielnic do tańszego żłobka jest w żaden sposób ekonomicznie nieuzasadnione. Ale owszem bywają tańsze – tak tanich jak Agata wspomniała na oczy nie widziałam ani o takich nie słyszałam. Najtańszy to daleki Wawer, zespół przykościelny żłobek-przedszkole gdzie znajoma za dwóch synów (ma zniżkę za rodzeństwo) płaci samego czesnego 800 pln plus wyżywienie.
A Pimposhko – ja wiem, że przeliczenie kwoty 40 futów na złotówki daje wynik powalający, ale pamietaj o dysproporcjach w pensjach również. Jak sama wyliczałaś jeszcze w zeszłym roku – najniższa krajowa w Anglii wynosi tyle w funtach ile u nas w złotówkach a ceny są właśnie przemnażane w większości 😉 Jak podzielisz podane przeze mnie czesne to wychodzi 40 pln na dzień bez wyżywienia, a częstą wstępną pensją na różnych stanowiskach niskich do średnich niskich jest 1600 netto.

9 lat temu

Z dobrego źrodła informacją rzucę: żłobek prywatny, czynny 7-17 (i tak są rodzice, którzy chcieliby, żeby otwarty był dłużej), 509zł (miesięcznie) z całodziennym wyżywieniem – bo są dotacje. Wyżywienie to catering (śniadanie, II śniadanie, zupa, II danie, podwieczorek). Opiekunka ma "przypisaną" 5 lub 8 dzieci. Ogródek, sale zabaw, sypialnie.
Pozdrawiam!!!

9 lat temu

Dzięki za ten informacje. To ciekawe z tymi lekami. No i koszty są dużo bardziej 'do strawienia' Tutaj to jest prawdziwy problem i wiele kobiet po prostu musi zrezygnować z pracy. Moja koleżanka ze szkoły rodzenia (Angielka, po Anglistyce) pracowała przed ciążą jako administratorka w szkole. Po porodzie zrezygnowała z pracy. A potem jak czegoś szukała to okazało się, że nie jest w stanie znaleźć pracy, która by płaciła więcej niż koszt żłobka. I teraz jak mąż wraca z pracy to ona po całym dniu z dzieckiem idzie na wieczorną zmianę wykładać towar na półki w supermarkecie. Dla mnie to jakaś masakra! Ekonomia Wielkiej Brytanii musi na tym potwornie cierpieć.

9 lat temu

Wien, że w Polsce są inne realia zarobkowe ale i tak biorąc pod uwagę, że dzień żłobka tutaj kosztuje w najlepszym razie 200 zł to kwota 1100 zł wydaje się śmieszna. Tutaj też najpierw zadzwonią zanim podadzą jakiś lek ale na pewno jest to pomocne, kiedy na przykład dziecko musi brać jakieś leki.

9 lat temu

Pisząc tego posta myślałam o Tobie, bo pamiętam, że już pisałaś dlaczego młody nie chodzi do żłobka. Twoja sytuacja byłaby w kategorii 'kobiety, które rodzą dzieci i chcą mieć karierę mają przerypane' (vide cz 2. postu)

9 lat temu

No tak, ale chyba w tym przypadku nie ma czegoś takiego jak za mało informacji.

9 lat temu

Jolu, ja też chodziła do żłobka, a na początku do niani. Jestem dziecko 'placówkowe'. Ta siesta to bardzo, bardzo głupi pomysł.

9 lat temu

This comment has been removed by the author.

9 lat temu

Ja wiedziałam o obowiązku zapewnienia przez gminę miejsca dla dzieci od e roku życia. Platny Wychowawczy można przedłużyć do 2 lat, jeśli weźmie się połowę stawki miesięcznej. Trzeci rok jest bezpłatny. U nas żłobek i przedszkole otwarte są od 7:30 do 17.

9 lat temu

Niestety nie mialam kontaku z niemieckim zlobkiem, mój syn ma teraz 27 lat, i w wieku 4 lat udalo mi sie dostac miejsce w przedszkolu dla niego. Takie byly wtedy czasy. Ze przedszkole bylo od 8 do 12, a jedynym posilkiem bylo drugie sniadanie przyniesione z domu, tez warto wspomniec 😉
Aktualnie, znaczy od jakiegos czasu, skrócono dlugosc urlopu wychowawczego do jednego roku, i rodzice maja prawo do miejsca w zlobku od tego momentu. Faktem jest, ze w miedzyczasie nawet i moja prowincja dysponuje zlobkiem, i to nawet 8- godzinnym; czas otwarcia przedszkola tez wydluzono i serwuje sie nawet obiad. Czyli krok stumilowy do przodu. Gdy rodzice nie maja szans na miejsce w zlobku czy przedszkolu, moga oddac na dzien dziecko do dosyc popularnych tutaj tzw. matek dziennych, a róznice w cenie, bo taka matka dzienna jest najczesciej drozsza niz placówka, ponosi gmina/ miasto, bo nie zapewnili miejsca dla tego dziecka w placówce. Rodzice chetnie z tej mozliwosci korzystaja. Ceny sa rózne, zaleza od gminy, dochodów, liczby rodzenstwa, bonusu rodzenstwa. Ja w latach 1993- 1995 placilam 160 DM miesiecznie- przy zasilku rodzinnym tzw. Kindergeld 50, potem 70 DM/ miesiac.

9 lat temu

This comment has been removed by the author.

9 lat temu

Jeszcze dodam , że koszt jest uzależniony od zarobków rodziców i ilości rodzeństwa w placówce-od około 90 do 300 euro miesięcznie. Za najbiedniejszych płaci socjal.
Lekarstw żadnych nie mogli podawać, nie wiem jak to przy chorobach przewlekłych,kiedy dziecko musi brać w ciągu dnia leki. Jak mój starszak miał podejrzenie astmy to w przedszkolu dostali od nas spray "w razie czego" ale nie musieli go użyć.
Dużo dzieci chodzi z katarem i nikomu to nie przeszkadza.

9 lat temu

W Niemczech, w większości miast,warto dziecko zapisać do żłobka zaraz po urodzeniu, inaczej może być ciężko z miejscem. Nasz żłobek był też w jednym budynku z przedszkolem. Na trzy opiekunki przypadało troje dzieci w wieku 6 msc do 3 lat.
Komunikacja była super, dzieci codziennie na spacerku albo na podwórku. Dużą wagę przykładano do rytuałów: porannego kółka powitalnego,wspólnego śniadania-produkty kupowali rodzice,czy południowej drzemki. Przedszkole zapewniało obiad i podwieczorek, jak juz wspomniałam rodzice składali się na śniadanie, a dodatkowo na spacerku dzieci dostawały na przekąskę owoce. Jedynie jak młoda już trochę starsza była, to miałam wrażenie, że się już tam nudzi, a panie zajęte młodszymi dziećmi nie miały dla niej tyle uwagi co wcześniej-ale tym łatwiej przyszło jej pożegnać się ze żłobkiem i przejść do przedszkola.

9 lat temu

Ze żłobkami w Polsce jest taki problem, że w państwowych jest mało miejsc, a prywatne są drogie.
H. akurat był w małym, prywatnym, z którego byłam bardzo zadowolona. Kosztował, razem z wyżywieniem ok. 1100 zł, ale w ostatnich latach jest jakiś projekt rządowy (chyba nazywa się Maluch), który dopłaca do miejsc nawet w prywatnych żłobkach, poza tym miasto sponsorowało też trochę.
Ten żłobek to tak naprawdę mieszkanie 2-pokojowe z kuchnią i łazienką. Z pokoi było wyjście od razu na ogródek. Wyżywienie to śniadanie, obiad i podwieczorek, ale obiad rozkładali na dwa etapy (bo zupa+drugie danie to było za dużo na raz dla dzieci) , więc posiłków było 4. Był jakiś ogólny plan dnia, ale każde dziecko mogło spać i jeść, gdy tego potrzebowało. Zeszycików nie mieliśmy, ale wszystkie takie uwagi przekazywałyśmy sobie z opiekunkami ustnie. Dopasowywały się do próśb albo same pytały np. czy pozwalać małemu spać 3h (tak, tak) czy budzić wcześniej. Albo gdy mówiłam, że odbiorę o innej godzinie niż zwykle, to tak przesuwały posiłki, by nic nie stracił albo nie siedział długo z pustym brzuchem. I muszę przyznać, że kobiety się starały, nawet z roczniakami robiły prace plastyczne, organizowały imprezy (baliki, mikołajki itp.).
Oidp nie mogły podawać żadnych leków bez zgody rodzica. W razie problemów dzwoniły.

9 lat temu

Czemu ja nie potrafię napisać w skrócie czegokolwiek tylko zawsze mi wychodzą epistoły. Darowałam sobie wypracowanko, powiem tylko, że ja i Młody jesteśmy za bogaci żeby dostać się do żłobka państwowego a za biedni, żeby być w stanie opłacić jakąkolwiek opiekę prywatną. To, że ja nie zarabiam i zarabiać nie mogę bo urlop wychowawczy to wyklucza, sytuacji nie poprawia i zamyka tylko błędne koło. M<ogę copnajwyżej wziąć przykład ze "znajomych" zrobić sobie drugie dziecko, załapać się na 500+ i mieć zarazem więcej punktów do żłoba. Pytanie tylko – czemu miałabym to zrobić skoro nigdy nie chciałam i nie chcę drugiego dziecka (a w dłuższej perspektywie to przecież sytuacji finansowej rodziny nie poprawia :P)

9 lat temu

A żebyś wiedziała.

9 lat temu

Kurcze, dokumentacja bardziej szczególowa niz pacjenta w niemieckim szpitalu 😉

9 lat temu

Z tego co wiem od córki i z moich własnych obserwacji żłobek mego wnuka w Hiszpanii wygląda podobnie. Żłobek wnuka prowadzą zakonnice, koszt to 300 Euro miesięcznie bez jedzenia. Oczywiście obowiązuje siesta więc obiad w domu. Wożenie w tę i spowrotem, dramat. Komunikacja z rodzicami początkowo tj. ze 3 lata temu też przez zeszyt a już w ostatnim jego roku sms i internet. Teraz wnuk ma 5 lat prawie i uczęszcza od 2 lat do przedszkola (szkoły) prowadzonego przez księży Marianów, wchodzącego w skład kompleksu szkół, gdzie będzie chodził aż do 18 roku życia. Przedszkole a raczej szkoła jest bezpłatne. Opłaca się 50 Euro miesięcznie za przybory i materiały piśmienne. Trzeba też zakupić książki i ćwiczenia za ponad 100 Euro na rok i mundurki letni i zimowy. Jest to renomowana szkoła, do której niełatwo jest się dostać. Ale mają chody, bo chodzili tam dziadkowie, ojciec mego wnuka i jego troje rodzeństwa. A teraz dwoje starszych kuzynków i on. Rośnie następna kandydatka. Ania ma 8 miesięcy i opiekuje się nią dziadek z Polski żeby oszczędzić jej żłobka. Musiałam wydelegować dziadka, bo ja opiekuje się na miejscu Mamą. Dziadek daje sobie świetnie radę, nawet zupę zdąży ugotować dla wszystkich. Ja sama chodziłam do żłobka w latach 50-tych. Jak mus, to mus. Pozdrawiam.

By Pimposhka
0
Would love your thoughts, please comment.x