Tak sobie myślę, że wybrałam zły moment na ten wpis. Po pierwsze jest Lany Poniedziałek, więc mało kto dzisiaj tutaj zaglądnie. Po drugie, wpis o diecie, kiedy wszyscy zajadają się mazurkami i sałatką jarzynową wydaje się być nie na miejscu. Trudno. Najwyżej wpis ten przejdzie do historii bloga szybciej niż inne. No to siup!
Najpierw krótka (no dobra, wyszła dłuższa niż myślałam) historia mojej choroby. W czerwcu 2021 przeszłam niespodziewaną operację wyrostka. Wyrostek okazał się wyglądać ogromnie podejrzanie i 40 minutowa, rutynowa operacja laparoskopowa zamieniła się w czterogodzinną, otwartą operację 'onkologiczną’, która wraz z wyrostkiem pozbawiła mnie jednej trzeciej jelita grubego. Krótsze jelito grube może oznaczać tendencję do biegunek (bardziej niż tendencję do zaparć). Jednak u mnie sytuacja po operacji dość szybko się ustabilizowała.
Od czasu do czasu pojawiały się jednak problemy. Najpierw mama znalazła mi w Internecie ziołowy tonik, który miał pomóc w objawach PMS (minęło już kilka lat odkąd odstawiłam antydepresanty, które brałam na PMS) i dość długo mi zajęło dojście do tego, dlaczego znowu mam problemy. Objawy zniknęły bardzo szybko po odstawieniu toniku. Potem zaczęłam brać kolagen w żelu (dobry nie tylko na skórę ale i podobno działa kojąco na jelita). U mnie efekt był zupełnie odwrotny, na wyjścia do toalety budziłam się nawet w nocy (!). Tym razem moje jelita długo nie mogły dojść do siebie po jego odstawieniu.
Potem zmagałam się z biegunkami, nie wiadomo dlaczego. Winiłam głównie swoją dietę, ale nie miałam sił aby cokolwiek zmienić. Rok temu w Ameryce, 'pyszne’ amerykańskie jedzenie dosłownie przeze mnie przelatywało. Kiedy latem po powrocie zrobiłyśmy sobie z mamą wegański Happy Detoks Kasi Bem, a sytuacja nie uległa poprawie postanowiłam, że czas udać się do lekarza. Lekarz zalecił testy i wyszło mi, że mam infekcję bakteryjną Campylo bacter i dostałam antybiotyk. Sytuacja poprawiła się niemal od razu i diametralnie ale trwało to tylko kilka miesięcy. Potem epizody biegunki znowu wróciły. W listopadzie poprosiłam o kolejny test, bo myślałam, że może antybiotyk do końca tej bakterii nie wybił ale test wrócił negatywny.
Wraz z początkiem roku postanowiłam, że wezmę się za moje jelita i zacznę porządnie dopieszczać mój mikrobiom. Oznaczało to różnorodną dietę warzywno-owocową. Co drugi dzień rano wyciskałam świeże soki z warzyw i owoców, dwa razy w tygodniu jedliśmy zupę z pieczonych warzyw, wieczorny alkoholowy drink zamieniłam na naturalnie gazowaną kombuczę. Wprowadziłam do diety kefir. I co? Im bardziej chciałam dokarmiać moje mikroby tym, co podobno lubią najbardziej, tym mikroby wyraźniej dawały mi do zrozumienia, że mają to gdzieś. Biegunki były na porządku dziennym, a jedyny pozytyw był taki, że sezon zimowy przetrwaliśmy bez żadnych infekcji. Jak na kogoś z problematycznymi jelitami, mam naprawdę dobrą odporność.
Teraz to już na serio byłam w kropce, więc znowu wybrałam się do lekarza. To była chyba najgorsza i najmniej pomocna wizyta u lekarza jaką odbyłam w życiu. Pani doktor powiedziała, że najprawdopodobniej mam zespół jelita drażliwego (IBS) spowodowany wcześniejszą kuracją antybiotykową. Powiedziała mi, że sama muszę dojść do tego jakie jedzenie mi szkodzi, że najlepiej zrobić to pod okiem dietetyka, ale tylko prywatnie bo NHS takich fanaberii nie sponsoruje. I żebym sobie poczytała książki Tima Spectora (to właśnie ten od dokarmiania mikrobów fermentami itd.) i poradziła, żebym na przykład odstawiła nabiał na trzy miesiące (!) i zobaczyła, czy mi to w czymś pomoże. Pani doktor absolutna porażka.
Znalazłam dietetyczkę przez moje prywatne ubezpieczenie. Zdziwiłam się, jak wiele specjalistów na ich liście to dietetyk/trener personalny. Na szczęście udało mi się znaleźć Yvonne, która była dietetyczką (i akademiczką) specjalizującą się właśnie w zespole jelita drażliwego. Pojechałam na pierwsze spotkanie do Oxfordu. Na szczęście Yvonne powiedziała, że mój problem to raczej nie jest IBS bo męczą mnie 'jedynie’ biegunki i nie doświadczam żadnego bólu, który jest typowy przy IBS. Zaleciła mi stosowanie diety Low-FODMAP (klik) przez cztery tygodnie. W sumie zrobiło się z tego pięć tygodni.
To nie jest dieta odchudzająca, a poza tym jest dość 'dziwna’. Można na przykład zajadać się frytkami z keczupem, codzienne rano jeść jajka na boczku ale nie można zjeść ani odrobiny cebuli czy czosnku. Wiele warzyw i owoców jest absolutnie wykluczone, podobnie jak strączki i wszelki gluten (nie ważne czy pszenica czy żyto). Na tej diecie ogranicza się też laktozę, ale ponieważ nie mam problemu z nabiałem to z powodzeniem jem jogurt i sery. Porcje dozwolonych owoców należy ograniczyć do 80g w jednym posiłku, za to warzyw można zjeść więcej – również 80g ale można zjeść na raz kilka porcji byleby to były różne warzywa. Ponieważ jest w niej wiele ograniczeń, to nie jest dieta na całe życie, ale dieta lecznicza, która ma pomóc w okiełznaniu problemów jelitowych.
Podeszłam do tego z zacięciem Pimposhki. Postanowiłam, że skoro już muszę poświęcić dużo czasu i wysiłku na to wszystko to dorzucę sobie zajęcia fakultatywne. Zrezygnowałam kompletnie z alkoholu, zaczęłam ponownie ćwiczyć (w mojej domowej 'siłowni’ na macie, z aplikacją), postanowiłam też utrzymywać deficyt kaloryczny oraz staram się nie jeść między 18:00 a 9:00 rano, czyli żadnego podjadania wieczorami przed telewizorem. Najważniejsze jednak jest to, że od pierwszego dnia diety moje biegunki się skończyły! Jak ręką odjął. I to jest ważna informacja, bo wiem, że w każdej chwili mogę wrócić do tej diety i uzyskać poprawę. Nareszcie wiem, jak sobie radzić z moją przypadłością!!
Pisałam już, że utrzymywanie takiej dyscypliny jest trudne ale pewne rzeczy są paradoksalnie łatwiejsze. Na tej diecie nie da się oszukać, nie można sobie 'odpuścić’ i w związku z tym nie ma ryzyka, że wypadnie się z rytmu. Ograniczona ilość rzeczy, które można jeść sprawiają, że planowanie posiłków i zakupy są łatwiejsze. Dieta może nie jest tańsza, ale na pewno nie jest droższa niż to co jadłam i piłam wcześniej i praktycznie nie marnuję jedzenia. Problemem z pewnością jest monotonia oraz co jeść 'na mieście’ albo 'na wyjeździe’. Marzec akurat nie obfitował w takie atrakcje, więc nie był to problem ale kwiecień to inna para kaloszy i trochę się tym martwię. Mam też mniejszy wybór potraw, które zje cała rodzina bo makaron to przecież podstawa rodzinnego żywienia zbiorowego.
Co jem? Śniadanie to zazwyczaj owsianka albo omlet. Czasem kromka chleba bezglutenowego, ale generalnie staram się jeść tylko to, co jest w miarę naturalne i mało przetworzone. Chleb bezglutenowy ma skład dwa razy dłuższy niż chleb tostowy. W weekendy jest trochę bardziej ekstrawagancko np. domowe gofry na mące bezglutenowej.





Lancz to jakaś sałatka, zupa albo kasza gryczana z warzywami. Na szczęście mogę jeść sushi, co jako jedyne sprawdza się 'na mieście’.






Kolacja to mięsko albo ryba z warzywami plus węgle (ziemniaki albo ryż). Przekąski to owoce oraz popcorn albo czipsy ziemniaczane (tylko solone, bo w 'egzotycznych’ smakach może się czaić suszony czosnek albo cebula).









Da się wyżyć. Tak naprawdę nic mi nie brakuje, odzwyczaiłam się też od cukru, w ogóle nie mam chcicy na słodkie i trzymam się od takich 'smakołyków’ z daleka. Tęsknię jednak za większą różnorodnością i generalnie większą wygodą w przygotowywaniu posiłków, np. eliminacja cebuli potrafi naprawdę ograniczyć i zmusza do kombinowania.
W czwartek, po pięciu tygodniach spotkałam się ponownie z moją dietetyczką. Po świętach zacznę wprowadzać 'FODMAPY’ z powrotem do mojej diety. Protokół jest bardzo ciekawy; wprowadza się po jednym produkcie w trzech rzutach. Na przykład czosnek: dzień 1 – 1/4 ząbka, dzień 2 – pół ząbka, dzień trzeci – 3/4 ząbka. Swoją drogą jeszcze nie mam pojęcia jak to będzie wyglądać w praktyce. W ciągu tych trzech dni obserwujemy objawy, jak jest ok to wprowadzamy kolejny produkt, najlepiej z innej grupy FODMAPÓW. Jak nie jest ok, to czekamy kilka dni, aż jelita się uspokoją i wprowadzamy kolejny produkt. To będzie trwało około 6 tygodni i po tym czasie powinnam wiedzieć, które produkty mi nie służą wcale, które mogę jeść w małych ilościach, a które nie sprawiają mi problemów i mogą spokojnie wrócić do mojej codziennej diety. Mam nadzieję, że cebula okaże się dla mnie łaskawa. Gdybym musiała na stałe wykluczyć cebulę to byłoby to bardzo niefortunne.
Jem dość proste potrawy z ogólnodostępnych składników, które nie są wysoko przetworzone. Nie biorę ani jednego suplementu ani żadnych innych leków. Wykonuję proste ćwiczenia, w domu, z telefonem. Nie miałam wykonywanych żadnych specjalistycznych badań ani drogich testów. Czuję się fantastycznie! Wygląda na to, że nie trzeba jeść egzotycznych składników, faszerować się lekami i drogimi suplementami. Nie trzeba płacić dużych pieniędzy za zajęcia fitness. Nie warto płacić za testy na alergię pokarmową. Kurcze, czy ludzie o tym wiedzą?
Za tydzień ukaże się wpis, w zupełnie innej konwencji.
Dodałam przycisk z lajkiem. Można go nacisnąć i dać mi znać, że ‘jestem’, ‘przeczytałam’, ‘dobra robota’, ‘fajnie, że jesteś’, ‘doceniam to, że piszesz’. Dla mnie jest to znak, że ktoś tam po tej drugiej stronie jest i czyta. Umawiamy się, że naciśnięcie tego przycisku nie oznacza, że koniecznie zgadzacie się z treścią wpisu, ok?
Witam w lany poniedziałek.
Du bist, was du isst, niemieckie powiedzenie, znaczy: jesteś tym, co jesz. Dlatego też odpada dla mnie śmieciowe jedzenie jako styl życia wielu bliźnich. Wiele razy mniej jest więcej, też takie przysłowie, i wedle mnie, dotyczy też jedzenia.
Oczywiście w ostatnich dniach też jadłam inaczej, niż planowałam Wielkanoc, ale to przez zaistniałą sytuację. Teściowa zmarła w Wielki Czwartek i jesteśmy w jej domu we Frankonii, a świąteczne plany i produkty zostały w Dolnej Saksonii w lodówce i w zamrażarce.
Wspaniałe, że udało Ci się ogarnąć problem, i biegunki odeszły.
Zeczywiscie takie powiedzenie znam.
Ja barazie jestem na zasadzie smietnika, czyli resztki poswiateczne.Od ponad 20 lat mam Hashi Moto.Ostatnio puchnie mi nos po jedzeniu albo juz nawet w jak jem.
Niby na Gluten nie jestem uczulona.
Na ja Co roku dopada mnie zapalenie zatok nosowych.Czytalam ciekawy artykuł o jelitach.Maja ogromny wolyw na nadze zdrowie.
Pimposhkeo zycze zdrowka i wytrwałości Bardzo chetnie wchodze co poniedziałek na twoj Blog
Ewa
Jak rozwija się ludzki embrion, to na pewnym etapie ma trzy 'supełki’. Z jednego rozwija się mózg, z drugiego serce a z trzeciego… jelita. A my w dalszym ciągu mało o jelitach wiemy i dopiero się uczymy. Na przykład związek między jelitami a depresją. Być może kryzys zdrowia psychicznego wynika między innymi z pogarszającej się jakości jedzenia? Wygląda mi na to Ewo, że i Tobie taka dieta by pomogła przed jakiś czas. 🙂
Masz racje Pimposhko.
Jestem bardzo nerwowa.Jakosc jedzenia raczej nie, bo kupuje Bio produkty, ale Tarczyca i jelita. Dobry pomysl z dieta
Tak, czytałam u Ciebie, że plany na Wielkanoc się zmieniły. Z tym jedzeniem to jest problem, bo nasz dzisiejszy świat wcale ale to wcale nie wspiera zdrowego jedzenia. Wręcz je utrudnia. Mam cichutką nadzieję, że ta dieta sprawi, że pewne zdrowe nawyki zostaną już ze mną na stałe.
Wbrew pozorom to jest wpis bardzo na czasie, po swiątecznym obżarstwie wraca się do zdrowia. Ładnie wytłumaczyłaś, jak dochodzić do właściwego dla siebie pożywienia. Pozdrawiam.
Wytłumaczyłam? Sama nie wiem. Za tydzień zacznę etap wprowadzania i to dopiero będzie ciekawe. Pewnie napiszę o tym za jakiś czas.
To jest bardzo dobry wpis! Takie szukanie rozwiązania idealnego dla siebie to samo życie, nie tylko w kwestii diety. Bardzo się cieszę, że poszukiwania diety się udały 🙂
O tej diecie już czytałam wcześniej, nawet miałam kilka książek w domu (nieużywanych oczywiście bo ja jestem taka pani teoria) ale nie miałam potrzeby jej wcześniej stosować a wiadomo, że to nie dieta odchudzająca jako tako. Cieszę się, że u mnie działa (działa w 75% przypadków) i mam nadzieję, że z modyfikacjami (czyli bardziej różnorodna) będę tak jeść do końca życia już.
Akurat na te swieta nie zrobilam ZADNYCH extra zakupow, poza zwyklym jedzeniem. Juz od jakiegos czasu przetrawialam sobie, ze swiateczne zarcie mi po prostu nie sluzy, ale mamy tak silnie zakodowane, ze jedzenie na swieta MUSI byc inne, ze bylo mi trudno odpuscic. Pochorowalam sie w piatek, co dodatkowo spowodowalo dietetyczne jedzenie w sobote. Jak sie czuje? Super! Nie przejedzona! Nie mam w lodowce nic do „szybkiej utylizacji w otworze gebowym”, nie jestem spuchnieta, ociezala, uczulona… Masa ludzi dzis ma alergie i nietolerancje. Niektorzy je lecza i zmienili diete, inni nie zamierzaja, meczac sie z objawami.
Wpis na czasie, bo swieta sie koncza i wracamy do zycia. A tam… codzienne dietowe wyzwania. Czekam na wpisu cd. Fajnie, ze tak szybko dieta zadzialala. Z ograniczeniami da sie zyc. Zycie bez bolu, wzdec, biegunek, wysypek, swedzenia i tp.przyjemnosci jest na serio warte wyrzeczen.
Podpisuję się rękami i nogami pod tym co napisałaś! Szkoda, że nasze codziennie życie nie wspiera nas w zdrowym jedzeniu tylko wręcz przeszkadza.
napiszę tylko, że i ja miałam problemy jelitowe i okazało się ,że mogę pić maślankę i jogurt ale absolutnie nie trawię mleka całe szczęście ,że mogę jajka i biały ser. Cebuli surowej nie trawię ale gotowaną albo zeszkloną na patelni już tak i sparzoną mogę. Trafiłaś na bardzo mądrą dietetyczkę bo faktycznie trzeba samemu wypróbować co można a co nie. Co do czosnku to tak jak przy cebuli może być tylko nie surowy ale pieczony ,który jest pyszny albo kiszony mogę. Urozmaicisz sobie dietę zobaczysz .Jabłka mogłam jeść tylko pieczone ale teraz już pół surowego zjem bez obawy. No i rzecz najważniejsza tylko masło albo dobra oliwa nie koniecznie z oliwek .Dobrze, że jesteś zdyscyplinowana bo to potrzebne ale przynosi efekty. Będzie dobrze. Pozdrawiam Krystyna
Jesli nie z oliwek , to to nie jest oliwa
No w sumie racja! 🙂
Krystyno, witaj ponownie! Brakowało mi Twoich komentarzy. Jajka to nie nabiał, kiedyś o tym pisałam. Jajko jest nabiałem tylko semantycznie, wszak chyba nikt nie widział krowy znoszącej jaja :). Ja w sumie rzadko jem surową cebulę albo czosnek, raczej w gotowanych potrawach więc powinno być ok. Natomiast mam podejrzenie, że z grzybami będę się musiała pożegnać. No ale to się zobaczy. Dyscyplina przynosi efekty, to na pewno. Tylko dlaczego jest taka trudna?
Zapomniałam dopisać, że ćwiczenia i chodzenie są bardzo ważne .Nie zdajemy sobie sprawy jak ważne dla jelit jest normalne chodzenie ale nie spacer noga za nogą tylko normalne chodzenie
Oj tak, bardzo się cieszę, że udało mi się wrócić do regularnych ćwiczeń.
Pimpozko, Twoje potrawy wygladają super, a je sie przecież oczami.Zbyt duża różnorodność jest przereklamowana> Pozdrawiam.Ula
I tu bym polemizowała. Jeśli można to trzeba różnorodnie. Organizm z tego co mu dostarczamy wybiera to co potrzebuje, to co jest najlepszej jakości. Dlatego dietetycy zalecają różnorodność. Oczywiście jeśli jest możliwa.
No dobra, dołączam do dyskusji. Przede wszystkim cieszę się że dieta pomaga.
Trzeba faktycznie spróbować inne odżywianie i zobaczyć co nam pasuje. Ja jestem keto, carnivore ale nikomu nie mówię że to najlepsze odżywianie bo każdy z nas jest inny. My służy bardzo. Byłam weganką (tzw. Raw vegan) i nie polecam ze względu na niedobory po pewnym czasie, w wieku lat 27 miałam gęstość kości 60latki… tak suplementowałam. Poza tym argument o zdrowiu i etyce jest wątpliwy, gdy warzywa i owoce lecą do nas, pompując kerozynę w powietrzu, suple tak samo. To dyskusja na inny czas 😉
Cebula i czosnek mi szkodzą, chyba że gotowane czy pilklowane, ale czasem i te nie idą w parze. Wiedziałaś że mnichowie buddyscy unikają obu w czasie okresu modlitwy, poprzez negatywny wplyw na ciało i spirytualne fale, czy jak to inaczej określić? Nie znam dokładnie szczegółów; moja siostra jest mniszką/nauczycielem buddyjskim i stąd wiem. Może Ci flora bakteryjna coś podpowiada?
Owoce mi nie służą, chyba że te bardzo nisko cukrowe. Nie wspomnę że od lata nie jem zboża. Jeśli chleba mi się zachce to jest ten z lnu, który co wysłałam. Frytki z ketchupem? Ciekawa koncepcja.
Myślę że ludzie zapomnieli iż można żyć zdrowo i dobrze bez leków, cudownego zastrzyku, karnetu na siłownię. Ktoś napisał wyżej o różnorodności. Od lat jedzenie stało się rozrywką i nałogiem a nie sposobem na zdrowe życie. Gęsto odżywczo posiłki odżywia ciało i po takich posiłkach nie chce Ci się przekąsek. W czasach gdy ogromna ilość ludzi żyje z chorobami które są konsekwencja jedzenia przetworzonych pokarmów, nie powinno się mówić o różnorodności ale o jakości posiłków. To temat na który mogłabym się rozwodzić godzinami. Nie, nie jestem dietetykiem, mówię z własnego doświadczenia, catania książek i raportów medycznych jak i subiektywnego przekonania.
Dodam jeszcze że u nas nie ma świątecznych potraw. Był stek i sałatka i jajko w koszulce na wierzch.
Trzymam kciuki za Twoje zdrowie.
Alicjo, chyba już wszyscy na tym blogu wiedzą jaki styl jedzenia preferujesz. Fajne jest to, że wiesz co Ci służy i się tego trzymasz. Czytałaś może 'Ultra processed people?’ bardzo dobra książka. My w Europie i tak nie mamy źle, w Ameryce wszelkie polepszacze dodawane do jedzenia, nie podlegają żadnym regulacjom. To jest chore!
To nie miała być odpowiedź do ciebie tylko post 🙂
Gdzieś przeczytałam taką teorię, że trudno jest przestać jeść śmieciowe jedzenie bo nasz organizm domaga się więcej bo nie dostaje wartości odżywczych. Dlatego łatwiej zjeść za dużo czekolady czy czipsów niż brokuła.
Myślę, że jednak powinnam jeść trochę bardziej różnorodnie. Moja dietetyczka nie doradzała żadnych suplementów, z czego się cieszę. Kiedyś miałam do czynienia z dietetyczką, która zaodrynowała mi codziennie garść tabletek. To się mija z celem. A potrawy faktycznie wyszły ładnie!
Niestety diagnozowanie jelit wymaga cierpliwosci. Super, że udało Ci się znaleźć rozsądnego dietetyka z pewną wiedzą.
Tak, masz rację wymaga to cierpliwości. Ale jest łatwiej jak widzę efekty niemal od razu.
No dobra, dołączam do dyskusji. Przede wszystkim cieszę się że dieta pomaga.
Trzeba faktycznie spróbować inne odżywianie i zobaczyć co nam pasuje. Ja jestem keto, carnivore ale nikomu nie mówię że to najlepsze odżywianie bo każdy z nas jest inny. My służy bardzo. Byłam weganką (tzw. Raw vegan) i nie polecam ze względu na niedobory po pewnym czasie, w wieku lat 27 miałam gęstość kości 60latki… tak suplementowałam. Poza tym argument o zdrowiu i etyce jest wątpliwy, gdy warzywa i owoce lecą do nas, pompując kerozynę w powietrzu, suple tak samo. To dyskusja na inny czas
Cebula i czosnek mi szkodzą, chyba że gotowane czy pilklowane, ale czasem i te nie idą w parze. Wiedziałaś że mnichowie buddyscy unikają obu w czasie okresu modlitwy, poprzez negatywny wplyw na ciało i spirytualne fale, czy jak to inaczej określić? Nie znam dokładnie szczegółów; moja siostra jest mniszką/nauczycielem buddyjskim i stąd wiem. Może Ci flora bakteryjna coś podpowiada?
Owoce mi nie służą, chyba że te bardzo nisko cukrowe. Nie wspomnę że od lata nie jem zboża. Jeśli chleba mi się zachce to jest ten z lnu, który co wysłałam. Frytki z ketchupem? Ciekawa koncepcja.
Myślę że ludzie zapomnieli iż można żyć zdrowo i dobrze bez leków, cudownego zastrzyku, karnetu na siłownię. Ktoś napisał wyżej o różnorodności. Od lat jedzenie stało się rozrywką i nałogiem a nie sposobem na zdrowe życie. Gęsto odżywczo posiłki odżywia ciało i po takich posiłkach nie chce Ci się przekąsek. W czasach gdy ogromna ilość ludzi żyje z chorobami które są konsekwencja jedzenia przetworzonych pokarmów, nie powinno się mówić o różnorodności ale o jakości posiłków. To temat na który mogłabym się rozwodzić godzinami. Nie, nie jestem dietetykiem, mówię z własnego doświadczenia, catania książek i raportów medycznych jak i subiektywnego przekonania.
Dodam jeszcze że u nas nie ma świątecznych potraw. Był stek i sałatka i jajko w koszulce na wierzch.
Trzymam kciuki za Twoje zdrowie.
U nas też takie świąteczne potrawy były:-) Jajka i sałatki i steki. A że to trochę inna forma niż serwowała moja babunia… najważniejsze , że smaczne i z rodziną:-)
Dokłanie tak.
No tak podpisuje sie obiema rekami pod Twoim postem. Juz wspominalam kiedys ,ze pozbylam sie problemow z moim zoladkiem, wlasnie przez odpowiednia diete. Ja generalnie mam problemy z ukladem pokarmowym(operacja w wieku lat 10 usuniecia sledziony i potem rozne komplikacje z tym zwiazane). Niemniej jednak mam w domu „dietetyka”, ktory na sobie eksperymentuje.Kiedys byl wegetarianinem, teraz jest miesozerca. Rowniez pochlania sterty opracowan medycznych itp. Ja obecnie czuje sie najlepiej, w wieku lat 58. Staram sie nie jesc nic fabrycznego i pakowanego (jedynie maslo, smietane, czasem ser), zero cukru i alkoholu, malo owocow, malo maki, duzo ruchu. Dla mnie to bardzo proste rozwiazanie. Rowniez eksperymentowalam na swoim organizmie, co jesc. Moj jadlospis jest monotonny, ale mnie to nie przeszkadza. Unikam jedzenia na tzw.miescie. Bardzo duzo wyjezdzamy, ale zawsze wynajmujemy mieszkania z kuchnia, gdzie mozna zrobic jajka na sniadanie lub steka na obiad. W ostatecznosci zawsze moge zjesc kanapke przygotowana przez siebie. Oboje z mezem jestesmy bardzo aktywni. Swieta Wielkanocne spedzilismy w Sydney robiac codziennie po 25 km, podczas wycieczek wszelakich. Oboje mamy niesamowita krzepe. Po takim porzadnym sniadaniu, jestem w stanie wedrowac przez wiele godzin bez uczucia glodu. Wczesniej jadajac platki na sniadanie bylam non stop glodna, ciagle cos podjadalam. Zawsze musialam miec jakies herbatniki w plecaku lub inny suchy prowiant, w razie gdy mnie glod dopadnie.
Pimposhko zycze powodzenia i wytrwalosci. Odpowiednia dieta to podstawa zdrowia.
Ależ przyjemnie się to czytaj Asiu. Właśnie o to chodzi, odżywiać ciało a nie oczy. Wspaniale czytać jak oboje z mężem robicie sztos z jedzeniem i z ruchem. Mąż złoto, dzielnie testując na sobie wszystko zanim co zaleci. Wakacje w Sydney brzmią super. Mieszkam na wsi w Walii i mamy świetne trasy tutaj. Dojadę i do Sydney.
A na mieście zawsze się da, myślę że dzisiaj wiele miejsc na wybór pokarmów na każdą dietę 🙂
Tu się nie zgodzę. Bo faktycznie z moją dietą jest problem. Głównie przez cebulę i czosnek. Jasne, na mieście jest już i gluten free i vegan ale właśnie ta cebula i czosnek są problemem. jak je powrotem wprowadzę do diety to powinno już być łatwiej.
Super! Mam nadzieję, że i ja nie wrócę do poprzedniego stylu odżywiania. Ten naprawdę i służy. Niestety nie ma drogi na skróty.