Mamy styczeń, miesiąc w którym tradycyjnie 'zabieramy się za siebie’. Chyba najpopularniejszym noworocznym postanowieniem (o tych będę szerzej pisać za tydzień) jest to, żeby wreszcie trochę schudnąć.
W lutym zeszłego roku rozpoczęłam moją przygodę z dietą FODMAP pod okiem dietetyczki z prawdziwego zdarzenia, a nie z Internetu. Zrzuciłam wszystkie kilogramy, które pojawiły się wraz z nową pracą. Wymieniając garderobę na jesienną musiałam dokupić co nieco, bo ubrania z zeszłego roku były za duże. Myślałam, że mam wszystko opanowane, pod kontrolą i oto osiągnęłam to, co zawsze chciałam czyli nie 'bycie na diecie’ ale 'higieniczny styl życia, gdzie utrata wagi jest co najwyżej skutkiem ubocznym’.
A potem przyszedł ciemny i zimny listopad, po nim bardzo intensywny grudzień i wreszcie Święta w domu po raz pierwszy od wielu lat. Nawet chwilowo wróciłam do glutenu, bo przecież jak to tak nie zjeść uszka czy pieroga. Generalnie nie zrezygnowałam z diety FODMAP (ta ma dla mnie tyle zalet, że nie mam zamiaru z niej rezygnować) ale wino wieczorem, czipsy i serek pleśniowy do winka są jak najbardziej zgodne z tą dietą (ser jeśli nie ma się problemu z laktozą, a ja nie mam). Waga poszła w górę.
Jak byłam w Świnoujściu to odwiedziłam dentystę, do którego chodzę już wiele lat. Patrzę, a właściciel chudy jak przecinek, chociaż jeszcze jak ostatni raz go widziałam to był (jak zwykle) dość okrągły. Pytam się, jak to zrobił, cytuję:
Trzeba się trochę postarać.
Pan Przemek, klinika Morze Uśmiechu
Ja też się staram wrócić do mojej rutyny z października. Na razie skupiam się na tym, aby nie podjadać wieczorem, więc wróciłam do postu (13-14 godzin, w sam raz aby mieć wieczór bez przekąsek), unikam słodkiego i od powrotu z Polski nie piję alkoholu.
Dieta FODMAP wymaga dyscypliny. Muszę planować posiłki, przygotowywać sobie pudełka, szczególnie śniadaniówki, bo śniadanie 'na mieście’ w diecie FODPAM jest praktycznie niemożliwe (szczególnie takie w biegu). Oczywiście robię to już od bardzo dawna. Odkryłam, że jest mi łatwiej jeśli robię to wszystko z samego rana. Wtorek i piątek rano to dni, kiedy robię plan posiłków (już nie zostawiam tego na wieczór). Rano przygotowuję też półprodukty na resztę dnia (np. gotuję kaszę czy komosę ryżową do sałatki na lancz).
Będę szczera. Nie lubię tego. Bardzo nie lubię i chyba już nie polubię. Są dni kiedy czuję się niewolnikiem tych pudełek, monotonnego jedzenia, ciągłego planowania, ciągłego gotowania. Nie będę udawać. Są dni, że ta cała 'gastronomia’ wysysa mi przyjemność z życia. A przecież życie jest tylko jedno, trzeba mieć w nim trochę przyjemności prawda? Jak to tak kawa bez czegoś słodkiego? Miałaś ciężki dzień? No pewnie, że należy Ci się kieliszek wina (albo dwa) i serek. Wszystko jest dla ludzi. Nie chce Ci się gotować? Odpuść sobie, jutro też jest dzień.
Ale ta dyscyplina jest źródłem innych przyjemności. Przyjemne jest, jak nie jesteś najgrubsza na spotkaniu z koleżankami. Przyjemne jest, jak możesz wejść na trzecie piętro bez zadyszki. Przyjemne jest, jak nie czujesz się niewolnikiem słodkiego. Przyjemne jest, jak nie pocisz się w różnych nieoczekiwanych miejscach. Przyjemne jest, jak nie masz już żadnych krępujących problemów gastrycznych. Przyjemne jest, jak dobrze się czujesz w swoich ulubionych ubraniach. Przyjemne jest, kiedy rano budzisz się wyspana i rzeźka. Przyjemne jest, kiedy Twój mózg pracuje jak powinien i potrafisz się skupić.
Co wybierasz?
Dodałam przycisk z lajkiem. Można go nacisnąć i dać mi znać, że ‘jestem’, ‘przeczytałam’, ‘dobra robota’, ‘fajnie, że jesteś’, ‘doceniam to, że piszesz’. Dla mnie jest to znak, że ktoś tam po tej drugiej stronie jest i czyta. Umawiamy się, że naciśnięcie tego przycisku nie oznacza, że koniecznie zgadzacie się z treścią wpisu, ok?
Sama prawda.
🙂
Nie będę się powtarzać jak jem bo już wiesz. Nie pije alkoholu od dłuższego czasu bo nie widzę w tym przyjemności ani wartości zdrowotnych ale nie mam nic przeciwko :-). Jako że gotuje, rodzina je jak ja, z małymi wyjątkami. Od czasu do czasu jemy pizzę bez problemu. Schudlam jako produkt uboczny zmiany sposobu żyworodna, jak to powiedziałaś. Utrzymuje keto kliniczne że względu na padaczkę.
Mówią że najtrudniej to utrzymać wagę raczej niż schudnąć.
Choć twoja rutyna i sposób zywienia nie jest dla mnie, masz swój wypracowany system i dieta ci służy, więc się trzymaj tego.
Sposobu żywienia ofkors
Tak, wszystko wiem. I jesteś dla mnie guru w tym temacie.
Trzeba się trochę postarać, fakt. I nie wyłączać myślenia podczas jedzenia. Patrzeć, co się je i powtarzać sobie w głowie, co się je. Nie jeść beż patrzenia się na to jedzenie, czyli nie samodzielna teka do ust przed telewizorem. A 16 godzin niejedzenia na dobę, to jest w ogóle TO.
Ja mam łatwo gadać, bo mogę jeść wszystko, co lubię, nie musze uważać na intolerancje konkretnych produktów, więc mam w sumie z górki, co też doceniam, ale po Świętach mam tak samo, jak napisałaś na początku
Pozdrawiam serdecznie.
Dla mnie niestety 16 godzin nie jest wykonalne, nie wiem czemu. Bez wysiłku robię 14 godzin, czasem 15 ale 16 chyba nigdy nie osiągnęłam. Ale nie zamartwiam się tym, jest mi dobrze tak jak jest.
Czytałam Mel Robins, Ménopause reset, I ona właśnie zaleca maksymalnie 14 godzin, że s względu na gospodarkę hormonalną. Natury nie oszukasz, robisz świetną robotę słuchając ciała.
Ja mam b.upierdliwa dietę od czterech lat, ale chyba już się przyzwyczaiłam. Na początku wchodziłam do sklepu i płakać mi się chciało jak 90% towarow było nie dla mnie. Ale przez cztery lata oswoiłam dietę, wiem już czego absolutnie nie mogę, a co moge troszeczkę, pozwalam sobie na wyjątki, jak mam ochotę, nie pozwalam, żeby dieta była ważniejsza niż życie, ale wiem, że bez niej nie będę mogła chodzić bez bólu. Choć czasem o tym zapominam.
Jest to dieta antyimmunologiczna, też od prawdziwej dietetyczki (z doktoratem z Londynu), bez glutenu, bez 'dairy’ i wszystkich pokarmów na które jestem uczulona, na początku łatwiej mi było wymienic co moge jeść niż czego nie moge Od kiedy nauczyłam się piec chleb bezgluta na zakwasie, to już niczego mi nie brakuje, no, może sera żółtego na pizzy bezglutenowej
Mam diagnozę reumatoidalnego zapalenia stawów, nie mam żadnych objawów mimo, że nie biorę żadnych leków.
No właśnie. Myślę, że poprawa zdrowia to najsilniejsza motywacja jaka może być. Myślę, że niedługo szczupli będą tylko Ci, którzy mają jakąś chorobę (jeśli wiesz o co mi chodzi). A ten doktorat to może z King’s College? Bo to jest najlepsza uczelnia jeśli chodzi o dietetykę (pytam z ciekawości). 🙂
Nie z King’s, ale University College London.