… czyli powrót do FODMAPÓW
Mam za sobą drugą fazę mojej diety, czyli pojedyncze wprowadzanie różnych produktów po zakończeniu fazy eliminacyjnej. Muszę przyznać, że faza ta była zdecydowanie mniej przyjemna. W pierwszej fazie diety FODMAP nie miałam żadnych sensacji żołądkowo-jelitowych i choć dieta była dość nudna i monotonna to była też stosunkowo łatwa.
Druga faza to sporo zachodu. W sumie miałam do zrobienia 10 testów, każdy trwa maksymalnie trzy dni (krócej, jeśli dany produkt wywraca nam jelita na drugą stronę). Ponieważ FODMAPY się kumulują, nie ma tak, że jeśli jakiś produkt się z nami zgadza to możemy go w tej fazie ponownie wprowadzić do diety. Nie ma więc 'nagrody’. Testujemy np. awokado przez trzy dni, a potem żegnamy się z nim albo na zawsze albo do momentu rozpoczęcia trzeciej fazy diety czyli zmodyfikowanej diety FODMAP 'na nową drogę życia’. Spojler: awokado wróciło. Dodatkowo niektóre produkty powodują różne dolegliwości, więc ta faza jest trochę niewdzięczna, bo z jednej strony musisz trzymać dietę, ale masz również nieprzyjemne objawy.
Protokół jest taki, że jeśli jakiś produkt wywołał sensacje to musimy poczekać, aż wszystko wróci do normy zanim rozpoczniemy kolejny test. Testy też należy sobie ustawić tak, aby nie robić tego podczas wyjazdu czy przy okazji ważnych spotkań. Ta faza trwa więc dosyć długo. Dodatkowo układanie planu posiłków było trudniejsze. Np. planuję kalafiora przez trzy dni, a okazuje się, że zjadłam go tylko raz. Poza tym test pierwszego dnia to 30g kalafiora, a trzeba kupić całą główkę itd. No i musiałam się nieźle nagłówkować aby zjeść 200g makaronu ale bez sosu, który zawiera czosnek lub cebulę (padło na karbonarę).
Ok, nie mam pojęcia jak FODMAPY nazywają się po polsku więc poniżej posługuję się słownictwem angielskim. Oto wyniki moich testów:
Mannitol – testowałam za pomocą kalafiora i już wiem, że to mannitol był (w całej rozciągłości) odpowiedzialny za moje biegunki. Mannitol znajdziemy w pieczarkach, dyni piżmowej, słodkich ziemniakach, kalafiorze. Wszystkie te produkty jadłam w dużych ilościach. Wcale się teraz nie dziwię, że zupa z pieczonych warzyw (między innymi słodki ziemniak i dynia piżmowa) zawsze mnie goniła. Podobnie omlet z dużą ilością pieczarek czyli tak jak lubię najbardziej. Mam cichą nadzieję, że grzybki marynowane jednak będę mogła jeść.
Sorbitol – pokrewny mannitolu. Testowałam za pomocą awokado i o dziwo, z tym akurat nie mam najmniejszego problemu. Sorbitol możemy znaleźć w jabłkach, awokado, nekatrynkach, śliwkach czy gruszkach.
Fruktanty. Tutaj są aż cztery osobne testy: czosnek, cebula, warzywa i owoce oraz ziarna (chleb, makaron). Testy na czosnek, cebulę i warzywa/owoce (u mnie burak) nie powodują u mnie biegunek, ale za to fundują śmierdzące bąki oraz sytuacje, które wymagają zużycia pół rolki papieru toaletowego. Myślę, że to jest do przejścia i na dłuższą metę będę stosować małe ilości czosnku i cebuli w przygotowywanych potrawach albo kupnym jedzeniu. Tutaj muszę też uważać na selera naciowego czy pora.
Biały makaron za to powoduje u mnie solidny ból brzucha, który utrzymywał się nawet trzy dni i nasilał po każdym posiłku. Na wszelki wypadek do tej pory unikałam glutenu, ale po rozmowie z dietetyczką spróbuję szczęścia z innymi produktami np. żytnim chlebem.
Fruktoza (testowana za pomocą miodu). Żaden problem. Co mnie akurat nie cieszy, bo praktycznie odstawiłam cukier (zjedzenie dwóch łyżek miodu na jeden raz trzeciego dnia było wyzwaniem). Ale przynajmniej oznacza to, że mogę jeść szparagi.
GOS – czyli strączki. U mnie testowane za pomocą zielonego groszku. Również nie powodują u mnie żadnych problemów co mnie cieszy bo fasolka, soczewica i cieciorka mogą wrócić do mojego menu.
Laktoza – nie testowałam się na laktozę, bo generalnie nie mam z nabiałem problemu aczkolwiek odkryłam, że co za dużo to niezdrowo. Na przykład mogę zjeść spokojnie 45g jogurtu greckiego jako dodatek do owsianki, ale już 90g tego samego jogurtu z granolą powoduje problemy podobne do tych z mannitolem. Także tutaj muszę uważać. Mleka nie piję już od wielu lat, a sery mają stosunkowo mało laktozy więc nie jest to dla mnie uciążliwe.
Fruktoza i sorbitol razem – testowane za pomocą jabłka. Juhuuu! Mogę jeść jabłka, czereśnie i gruszki.
Fruktant i GOS – ostatni test, który odpuściłam biorąc pod uwagę moje problemy z fruktantami.
W tej grupie znajdują się np. pistacje i nerkowce, a z tego co pamiętam nerkowce mi nie służyły.
Piszę o tym wszystkim, bo może ktoś ma problemy żołądkowe i nawet nie ma pojęcia, że problemem jest np. zielony groszek, jabłko albo pół ząbka czosnku. Podsumowując było to bardzo ciekawe doświadczenie. Wiele się nauczyłam o tym, co mi służy a co nie. Jest to bardzo przydatna wiedza i myślę, że każdy skorzysta na takich systematycznych testach. Faktycznie jest z tym sporo zachodu, ale takie testy są dużo bardziej miarodajne niż testy z krwi na alergie pokarmowe (no i dużo tańsze!).
Jak oceniam pracę z dietetyczką? Szczerze, to tak sobie. Moje ostatnie spotkanie nie przyniosło jakiś wielkich rewelacji. Mam dobrą dietetyczkę, panią naukowiec, specjalistkę od tego typu problemów i co najważniejsze, nie zaczynała dyskusji od zalecania garści suplementów. Mimo to, mam wrażenie, że te same informacje mogłabym znaleźć i przyswoić samodzielnie. Nie dostałam jadłospisu, mam zalecenia aby jeść różnorodnie i te FODMAPY, które mi szkodzą jeść w małych ilościach.
Z pewnością będę dalej trzymać się tej diety, bo efekty wynagradzają jej niedogodności i konieczność trzymania dyscypliny. Prawda jest taka, że jeśli chcę żyć zdrowo i higienicznie to dyscyplina jest niezbędna. Dieta jest prosta co bardzo pomaga mi w planowaniu posiłków, nie marnuję wreszcie jedzenia i nie jem gotowców. Po czterech miesiącach powoli staje się to po prostu moim sposobem odżywiania. Dodam, że dieta FODMAP sama w sobie nie jest dietą odchudzającą ale leczniczą. Ponieważ jednak trzeba zrezygnować praktycznie z jakiekolwiek żywności przetworzonej to przy odrobinie dodatkowego wysiłku (np. trzymanie deficytu kalorycznego albo dodatkowe ćwiczenia) można schudnąć.
Pamiętacie bojówki, które pokazywałam w styczniu (klik)? Bojówki pokazałam tylko na płasko, bo wyszły za małe, ale zrobiłam też wtedy zdjęcia na ludziu. Zdjęcia były zrobione pod koniec grudnia i dawałam sobie trzy miesiące, aby się w te spodnie zmieścić. No cóż. Przez cały styczeń i luty dalej tyłam, odchudzanie zaczęło się dopiero pod koniec lutego, kiedy po raz pierwszy spotkałam się z dietetyczką. W sumie zajęło mi to cztery miesiące ale efekty są i w bojówki się mieszczę. W zeszłym tygodniu pojechałam w nich na spotkanie służbowe do Bristolu:






Spodnie są te same, daję słowo 😉 Jeśli się uda zrobić sesję to za tydzień zobaczycie jeszcze więcej Pimposhki i mnóstwo nowych uszytków. Życzę Wam miłego tygodnia!
Dodałam przycisk z lajkiem. Można go nacisnąć i dać mi znać, że ‘jestem’, ‘przeczytałam’, ‘dobra robota’, ‘fajnie, że jesteś’, ‘doceniam to, że piszesz’. Dla mnie jest to znak, że ktoś tam po tej drugiej stronie jest i czyta. Umawiamy się, że naciśnięcie tego przycisku nie oznacza, że koniecznie zgadzacie się z treścią wpisu, ok?
Fajnie, że dieta daje efekty 🙂
Obiektywnie patrząc, to mi tez by się takie testy przydały.
Subiektywnie – produktów wyłączonych mam już tyle, że boję się szukać następnych do wykluczenia. Kalafior u mnie też jest na czarnej liście, a bardzo lubię. I lubię zróżnicowane jedzenie, również gotować.
No wiesz, jak człowiek nad tym pracuje to efekty są. Te najważniejsze, czyli zdrowotne, nie są widoczne dla oka a najbardziej motywują. Ja też bardzo lubię kalafior 🙁
To nie tylko kwestia pracy. To tez kwestia narzędzi – w tym przypadku diety, szeroko pojętej.
Jeśli ta będzie źle dobrana (np. przez lekarza, któremu się wydaje), to efekty nie będą satysfakcjonujące.
O oczywiście zgadzam się że najważniejsze efekty są zdrowotne. Zazwyczaj mniej widoczne.
No tak, masz rację. Ja na przykład chciałam pomóc jelitom dając im dużo warzyw (świeżo wyciskane soki warzywno-owocowe, zupy warzywne) i miało to efekt zupełnie odwrotny właśnie przez te FODMAPY.
Bardzo ciekawe. Pamiętam, jak moja mama rok temu „załatwiła mnie” ogromnym kawałem kalafiora na obiad. Był bardzo smaczny, lecz później nie spałam pół nocy przez „puste” odbijanie. A więc mannitol.
Spodnie leżą fantastycznie.
Dzięki!
Myślę, że po takiej pracy: „ja versus pokarmy” będziesz musiała/mogła własną książkę kucharską napisać. Dzięki, że się dzielisz sposobem na dogadanie się z własnym organizmem, co jest dla niego dobre, a co nie. Ja słyszałam o Fodmapach, ale nie zgłębiałam tematu. Zachęciłaś mnie do popracowania/opracowania własnej diety. Dziękuję.
Oooo bynajmniej, na pewno nie mam zapędów aby być jakimś domorosłym guru odżywiania ani żadnym innym guru. Natomiast piszę o tym, właśnie aby innych zainspirować. jeśli chodzi o identyfikację tego co nam potencjalnie szkodzi to nie ma niestety drogi na skróty. Trzeba odrobić pracę domową.
Trochę jestem zaskoczona, że w czosnku są fruktozy
Bardzo to wszystko ciekawe jest, muszę sięgnąć do internetu, w ogóle to człowiek bardzo sobie skomplikował odżywianie w porównaniu do takiej sowy na przykład. Sowa je tylko myszy i w ogóle nie ma problemów z papierem ani z innymi rzeczami
Pozdrawiam serdecznie ❤️
Ha ha faktycznie! O tej sowie to już chyba nawet pisałaś. Czosnek na fruktany, to są molekuły fruktozy i glukozy, czy jakoś tak. Co ciekawe, sama fruktoza mi wcale nie szkodzi. Zgadzam się z Tobą, że człowiek sobie życie bardzo skomplikował jeśli chodzi o jedzenie. Głównie przez żywność wysoko przetworzoną. Jest w tym temacie super książka, która mi naprawdę otworzyła oczy https://www.empik.com/ultra-processed-people,p1501372962,ksiazka-p mam nadzieję, że ją przetłumaczą na polski.