Koleżanka z pracy, ciągle ta sama czyli Lesley, poprosiła mnie aby uszyć jej torbę na brudne ścierki do kuchni. Powiedziała, że miała taką plastikową torbę, powieszoną na drzwiach, do której wkładała brudne ścierki, a jak się uzbierało to szły do pralni. No i ta torba jej się zużyła. Lubię robić rzeczy dla Lesley (to ta od chorągiewek klik i od maskotek dla wnucząt klik oraz klik) bo ona docenia rękodzieło, a poza tym nie naciska na mnie za bardzo.
Jak już pisałam lipiec był bardzo intensywny. W jeden weekend poczułam, że muszę zrobić coś kreatywnego, bo inaczej się uduszę. W takich sytuacjach wiem, że kilka godzin spędzonych w buduarze działa jak najlepszy relaks. Zabrałam się więc za ten worek. Zrobiłam go z bawełnianej surówki, w środku ma podszewkę i zaprzęgłam nawet hafciarkę, żeby było wiadomo, że to projekt na zamówienie. Lesley ma dużą kuchnię, połączoną z jadalnią, a w jadalni jedna ze ścian jest pomalowana na kolor turkusowy, więc użyłam nici pod kolor.




Ponieważ worek miał wisieć na drzwiach, to doszyłam mu dodatkową pętelkę z tyłu. Niestety, przyszyłam ją trochę za nisko. Myślę, że to fajny patent, więc następnym razem, nauczona doświadczeniem przyszyję taką pętelkę nieco wyżej.

Lesley zapytała się, czy coś mi jest winna, ale wszystkie materiały miałam w Stasiu, więc torbę dostała gratis. Coś czuję, że to nie jest ostatni projekt dla Lesley, szczególnie, że teraz dowiedziała się, że posiadam hafciarkę. Ciekawe co kolejnego wymyśli?
Dodałam przycisk z lajkiem. Można go nacisnąć i dać mi znać, że ‘jestem’, ‘przeczytałam’, ‘dobra robota’, ‘fajnie, że jesteś’, ‘doceniam to, że piszesz’. Dla mnie jest to znak, że ktoś tam po tej drugiej stronie jest i czyta. Umawiamy się, że naciśnięcie tego przycisku nie oznacza, że koniecznie zgadzacie się z treścią wpisu, ok?
Takie worki to bardzo praktyczna rzecz, szczególnie w podróży. Osobiście to przeżyłam, patrząc jak celnik “grzebie się” w brudnej bieliźnie jakiejś dziewczyny. Dzięki za inspirację, nie każdy posiada hafciarkę, ale od czego igła z nitką?
Ja też jestem ciekawa, co jeszcze wymyśli Leslie:)
Ja mam taki woreczek, tylko ładniejszy właśnie na brudne pranie. Pokazywałam go już na blogu i za każdym razem zabieram go w podróż.
Nigdy nie komentowałam Twoich uszytków, bo wszystkie mi się podobają, nie chcę się powtarzać, a że sama nie szyję, więc szczegóły techniczne są mi obce.
Ale dziś muszę się odezwać, bo podoba mi się ten gratis. Ja robię na drutach, czasem na szydełku i nigdy nie wzięłam pieniędzy, nawet za włóczkę. Oczywiście, dotyczy to tylko bliskich mi i zaprzyjaźnionych osób, ale radość podwójna: najpierw, że coś fajnego zrobiłam, a potem, że ktoś się ucieszył.
A torba świetna, na zakupy też pewnie używasz swoich?
Mam jedną swoją zakupową, i mamy basenową zrobioną przeze mnie. Mam w planach więcej zakupowych.
Nie mam na brudne ścierki bo poprostu wrzucam do pralki na bieżąco. Ale top świetny patent na brody w podróży co wspomniała Ela poniżej. Dodam że mam w domu na bieliznę i skarpety. Świetny patent.
Za każdym razem gdy używasz hafciarki, przeglądam ebaya z używanymi. Przyjdzie dzień że kliknę “kup”.
Miłego tygodnia.
Ja też mam worek na brudne pranie do podróżowania i sprawdza się super. Ja mam maszynę kombinowaną i przestawianie jej na hafciarkę jest trochę uciążliwe, ale cieszę się, że mam ta funkcję. Ty pewnie kupisz osobny model, no ale masz miejsce. Z tego co wiem hafciarki Brothera mają bardzo dobre opinie.
Dzięki za polecenie. Preferuję oddzielne, to fakt.
Będzie domowa bo na przemysłową to już chyba będzie potrzebna dobudówka.
Pimposhko, a czy jak haftujesz, to używasz jakiegoś stabilizatora do haftu?
Tak, tak używam ale tutaj faktycznie trochę się pomarszczyło. To dlatego, że nie przyłożyłam się odpowiednio to naciągnięcia materiału na tamborku.
Dziękuję za informację. Mam hafciarek Brother i dopiero się z nią zapoznaję.
Ja też w weekend postanowiłam po dużej przerwie usiąść do maszyny. Szyłam sobie już ostatnie szwy, gdy nagle coś strzeliło i igła wygięła mi się w literkę C. Już myślałam, że zabiłam maszynę, a takich starych łuczników, już prawie nikt nie naprawia. Teraz nie mogę zmienić położenia igły,gdy mam ustawiony zygzak ale na stebnówce wszystko działa ok. A tym, co szyłam pewnie pochwalę się w jakimś wrześniowym wpisie, bo na razie nie mogę publicznie pokazać.
Naprawia, naprawia!
W szyciowych grupach na FB ogłaszają się mechanicy, którzy serwisują wszystko, a stare łuczniki wręcz kochają i polecają. Co najlepsze – działają nie tylko stacjonarnie – można im nawet wysłać maszynę paczkomatem.
Jeden z nich działa w Warszawie na Bemowie (Marcin Kisiel), pozostali nie pamiętam, gdzie, ale myślę, że nie jest to zbyt trudne do znalezienia.
Moją starą maszynę (Singer 834) też naprawiałam kilka tygodni temu – stacjonarnie w Krakowie.
Ostatni raz naprawiałam mojego Łucznika jakieś 10 lat temu, w Elblągu. Nie wiem, czy pan, który się tym zajmował jeszcze żyje. Na razie tata kazał mi porobić zdjęcia wnętrza maszyny. Mama ma taką samą, to sobie porówna. Może coś wymyśli.
Naprawiają. Więcej, wolą naprawiać stare Łuczniki niż nowe.
Widzę, że już dziewczyny mnie uprzedziły. Ja też myślę, że dużo łatwiej znaleźć magika do Łucznika niż do takiego ‘komputera’ jak ja mam. Powodzenia! Czekam z niecierpliwością na Twój uszytek.
Muszę jeszcze zrobić zdjęcia. Ale żeby czekanie się nie dłużyło, to dzisiaj dodałam wpis swetrowy 🙂
Na podszewce. Świetny worek.
Na podszewce, to łatwiej wychodzi 🙂