Na bieżąco

Za nami połowa turnusu ‘bez dzieci’. Na koncie mamy trzy filmy w kinie: nowy Indiana Jones, nowa Mission Impossible i Barbie. Ah Barbie! Koniecznie obejrzyjcie ten film! Dawno nie widziałam tak dobrego filmu i przypominam, że nie ma on nic wspólnego z filmem dla dzieci. Najlepiej wybrać się na niego ubranym na różowo, z innymi ważnymi kobietami w Waszym życiu i do kina, w którym  można pić winko podczas seansu. Na liście jest jeszcze Oppenheimer, ale na to trzeba mieć nastrój. 

W domu, zgodnie z planem, trwają zaawansowane porządki. W sobotę spędziłam na sprzątaniu 10 godzin. ‘Zrobiłam’ całą kuchnię, łącznie z piekarnikiem i okapem, umyłam każdy centymetr szafek i kafelków. Oh jak ja nie lubię mojej kuchni. Każdego dnia tęsknię za moją kuchnią w MAD, która była o połowę mniejsza i dwa razy bardziej ergonomiczna. Serio, szafki w kuchni to jedna z najgorszych rzeczy jakie wymyśliła ludzkość. Szuflady, tylko szuflady! W głowie mam wizję tego, jak będzie wyglądać moja kuchnia w DAD ale muszę na nią jeszcze długo czekać. W najbliższym czasie kuchnie będą robić Lucy i Brahdelt to sobie chociaż pooglądam u nich (mam nadzieję, że pokażecie dziewczyny!). Jon dzielnie wziął na siebie wysprzątanie pokoju dziewczynek i ogród zimowy, który tonie w zabawkach. Ja w rewanżu mam jeszcze na liście jego ‘gabinet’ czyli najmniejszy pokój, który zaczyna niebezpiecznie przypominać składzik. 

Będąc na półmetku już wiem, że nie zrealizuję mojego szyciowego planu. Niemniej Lichen Duster nabiera realnych kształtów. Wczoraj rano zorganizowałam sobie sesję z maszyną i już lecę z górki, znaczy się szalowy kołnierz mam osadzony :). To faktycznie super projekt jak nie ma dzieci, sporo nowych technik, ciekawe rozwiązania, takie szycie dla samej przyjemności szycia. Tak sobie myślę, że mogłabym do kompletu uszyć jeszcze spodnie…

Udało mi się skończyć jeden projekt. Otóż jakiś czas temu (czyli w maju) koledze z pracy (jeszcze tej starej) urodziła się córka. Córka ma dwa imiona: Guiomar Gwawr. Wprawne oko lingwisty, tudzież poligloty wyłapie, że rzeczone dziecię jest produktem portugalsko-walijskim. Na szczęście rodzice mówią do niej Gui Gui. 🙂 Zrobiłam jej w prezencie zawieszkę na ścianę:

Na literkach wyhaftowałam żonkile (symbol Walii) i lawendę, która jest narodowym kwiatkiem…. Portugalii (założę się, że tego nie wiedzieliście! Ja też nie).  

I to tyle na dzisiaj. Spadam robić dalej porządki, szyć, oglądać filmy no i oczywiście pracować. Życzę Wam miłego tygodnia! 


Dodałam przycisk z lajkiem. Można go nacisnąć i dać mi znać, że ‘jestem’, ‘przeczytałam’, ‘dobra robota’, ‘fajnie, że jesteś’, ‘doceniam to, że piszesz’. Dla mnie jest to znak, że ktoś tam po tej drugiej stronie jest i czyta. Umawiamy się, że naciśnięcie tego przycisku nie oznacza, że koniecznie zgadzacie się z treścią wpisu, ok?

Subscribe
Powiadom o
12 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Alicja
2 lat temu

Gui Gui! A to niespodzianka! Nie znam znaczenia portugalskiego imienia, ale walijskie to Dawn (mieszkam w Walii in uczę się walijskiego). Piękny prezent i te kwiaty też piękne (o lawendzie nie wiedziałam).
Z kuchnią to się zgadzam! Mam fajna kuchnie, ale….. ludzie którzy ja zaprojektowali, bardzo rzadko gotowali, więc nie jest ergonomiczna! Tak jak ty tęsknię za kuchnią ze starego domu w Reigate, którą projektowałam od zera, i była dokładnie tak jak chciałam. Tak, tak, szuflady proszę, szafki to pomyłka! Muszę trochę poczekać i zmienię tutaj też!
Barbie nie widziałam, coś mnie ten różowy mierzwi, i zapowiedzi mnie nie zachwyciły. Może poczekam aż będzie na Netflixie albo innej platformie. Oppenheimer na mojej liście.
Też lubię szycie dla nauki, gdy uczę się czegoś nowego, choć i taśmowo szyję ulubiony wzór sukienki w 50 odsłonach. No bo jak już znalazłam fason który lubię, to po co zmieniać.
Miłego tygodnia.

2 lat temu

Pimposzko, czy nie jesteś przypadkiem tak zaprogramowana, że najpierw praca, a po tejże wykonanej, przyjemności? Bo ja też tak mam
Tak więc, jeszcze i do szycia dojdziesz, jestem pewna.
Barbie zaplanowałam na cito o dzisiaj, mam nadzieję, że mi wyjdzie to wyjście do kina. Bo kuchnię mam w stanie rozgrzebania i bardzo rustico, jak mówią Włosi. Ja mówię, że Les Miserables można by w niej kręcić.
Czekamy na elektryka. Sufit już ściągnięty. Tynk się sypie.
Oczywiście nowa będzie do wzgladu, po 12 września…
Lecę gotować w warunkach minimalistycznych, pozdrawiam serdecznie!

Magdalenka
2 lat temu

Zawieszka, taka bardzo Pimposhkowa. Jedyna w swoim rodzaju, wykonana z iście zegarmistrzowską precyzją i tak subtelnie zpersonalizowana.

Czerna
2 lat temu
Odpowiedz  Magdalenka

Jak wam się udaje dodać komentarze? Ja za każdym razem jestem wyrzucana ze strony jak klikam dodaj. Spróbuję teraz dodać pod czyimś postem, może mnie nie wyrzuci.

Czerna
2 lat temu
Odpowiedz  Czerna

O, tak działa. Ale nie mogę dodać samodzielnego komentarza…

2 lat temu

Dobrze urządzona kuchnia to podstawa… Ta w Londynie, którą widziałaś, mimo swojej wielkości była słabo zaplanowana, okropnie mnie to irytowało. Zdecydowanie w tej kwestii to nie wielkość ma znaczenie 🙂

Alicja
2 lat temu
Odpowiedz  Marzena

Marzena – muszę ci powiedzieć że Brytyjczycy generalnie są beznadziejni w planowaniu kuchni 🙂

12
0
Would love your thoughts, please comment.x