Gui Gui

Kiedyś jak jechało się np. z Opola do Świnoujścia (maluchem) to podróż trwała cały dzień. Człowiek nie dzwonił z trasy, jak dojechał to dojechał. Potem pojawiły się telefony komórkowe i to był przełom. Można było zadzwonić z kolejki na prom ‘Babciu, przeprawimy się za 20 minut, grzej krupnik!’. Czad! Teraz trzeba dzwonić ‘Mijamy Międzyzdroje. Grzej rosół’. (Bo wiadomo, tunel!). Chociaż na dobrą sprawę to nie trzeba nawet dzwonić, bo można teraz rodzinę śledzić w telefonie. Jest też nawigacja z aktualnymi informacjami o korkach na drodze, która w kilka sekund obliczy nam trasę zastępczą. Moje dzieci nie znają konceptu atlasu samochodowego. Ruch samolotowy też możemy śledzić w czasie rzeczywistym, nawet to skąd przyleci samolot, który ma nas zabrać. Jak leci ze Szwecji to będzie ok, jak leci z Włoch to pewnie będzie opóźnienie. 

W czwartek rano Jon zawiózł moją mamę i małe Pimposhki na lotnisko. Zazwyczaj ja to robię, ale nie mam urlopu (nowy zaczyna mi się jutro). Nie czuję się dobrze, kiedy tyle moich ulubionych ludzi podróżuje razem i w dodatku beze mnie. Przed ich wyjazdem sprawdziłam sytuację na drodze i okazało się, że na M25 (obwodnica Londynu) jest lekki korek. Spoko, jadą wcześnie więc nie ma problemu. Tam zawsze są korki. Ale w miarę upływu czasu korek stawał się coraz dłuższy, a w pewnym momencie autostradę w ogóle zamknięto. Dodatkowo miałam jeszcze PMS i siedziałam sama w domu więc stres level hard! A co jak spóźnią się na samolot i nie polecą? Albo, będą musieli biec na lotnisko co byłoby dla mojej mamy bardzo trudne. Dodatkowo martwiłam się co będzie jak samolot się opóźni (tydzień wcześniej ten lot był opóźniony aż 2,5 godziny) i jak mama da sobie radę sama z dwoma znudzonymi dziewczynkami. 

W głowie miałam już różne katastroficzne scenariusze. A tymczasem jak Jon wjechał na M25 to autostradę właśnie otworzyli, korek się zredukował i na lotnisko dojechali z planowanym, dwugodzinnym zapasem do czasu wylotu. Spokojnie doszli do terminala, nadali walizki, mama przeszła kontrolę. Zdążyła kupić wodę i sushi dla dziewczynek, kiedy monitory już pokazały bramkę. Bez pośpiechu poszły na bramkę, samolot był (o dziwo!) o czasie, weszły jako ostatnie więc samolot zaraz zaczął kołować, w Szczecinie odebrał je Pan Kapitan. Wszystko zgodnie z planem. W tym czasie, w kierunku powrotnym na M25 rozładował się inny korek i Jon wrócił do domu również o czasie, chociaż jadąc na lotnisko mijał korek na 5 kilometrów. 

Jednym słowem moje nerwy na nic się nie zdały. Moje zamartwianie się i stres były totalnie niepotrzebne. Gdybym nie miała dostępu do tych wszyskich informacji to pewnie dość spokojnie czekałabym na powrót Jona z lotniska i raport, że był korek ale na szczęście się zmył. 

Pisząc o nadmiarze informacji. Gdyby moje dziewczyny leciały do Polski w sobotę, a nie w czwartek to…. wylądowałyby w Gdańsku! Internet mi mówi, że samolot dwa razy podchodził do lądowania w Goleniowie ale nie mógł wylądować i poleciał do Gdańska. Nie wiem czemu, być może były złe warunki pogodowe. To byłyby dopiero jaja. I mózg znów pracuje. Przestań! No dobra, przestaję. Zacznę się znowu martwić jak będzie nasz czas aby lecieć do Polski. Eh! 


No właśnie PMS. Minął już ponad rok odkąd odstawiłam antydepresanty, które brałam na PMS (pisałam o tym tutaj klik). W pandemii może i zdały egzamin ale doszłam do wniosku, że nie pomagają mi tak jakbym chciała. Owszem, PMS był może i nieco lżejszy, ale po odstawieniu ich każdego miesiąca czekał mnie emocjonalny zjazd. Jednym słowem z deszczu pod rynnę. Cały czas szukam alternatywy. Koleżanka z pracy poleciła mi tą książkę:

To o tym jak można wyregulować swoją gospodarkę hormonalną za pomocą postu, ale postu dostosowanego do kobiecego miesięcznego cyklu. Trochę mnie ta książka denerwuje, bo autorka zaczyna od tego, że post to cudowny lek na całe zło tego świata, a organizm na głodówce to nawet raka sam z siebie wyleczy. Po drugie wg. autorki post nic nie kosztuje i nie zabiera naszego czasu (jak różne inne programy dietetyczne). To nie do końca jest prawdą, bo w innej części książki autorka sugeruje aby kupić sobie glukometr do śledzenia poziomu cukru we krwi, proponuje dodać olej MCT (jakieś 10 funtów za butelkę) do porannej kawy oraz sugeruje dwa różne cykle dietetyczne (m.in. keto) w zależności od dnia cyklu. Czyli najpierw, nie ważne co jesz, ważne kiedy a potem ale jak wychodzisz z postu to jednak najlepiej zjedz to i to. 

Niemniej jednak zamierzam spróbować jej podejścia bo jestem zdesperowana aby poprawić moją (i tych wokół mnie) jakość życia podczas tych feralnych dni. Kiedy była u nas mama zrobiłyśmy sobie dziewięciodniowy ‘happy detoks’ wg. Kasi Bem (klik). Kiedyś już o tym pisałam, a dzięki pomocy mamy udało mi się to zrobić po raz drugi (ten program jest bardzo czasochłonny jeśli chodzi o przygotowywanie posiłków). Dzięki temu poprawiły mi się nieco nawyki żywieniowe, uspokoił mi się też nieco poziom cukru i chcę to kontynuować. Jak już na poważnie zabiorę się za ten post, to dam Wam znać jak to się skończyło i co najważniejsze, czy pomogło na PMS.  


Kiedy dwa lata temu dziewczynki były na wakacjach w Polsce, my pakowaliśmy MAD do przeprowadzki. Potem pojechaliśmy do Polski na urlop, wróciliśmy z dziewczynkami, które zostały u teściów na dwa dni, po czym teściowie przywieźli je już do DAD. Rok temu, kiedy dziewczynki były w Polsce to spędziliśmy trzy tygodnie na remontach w domu. To wtedy umeblowaliśmy ogród zimowy, zrobiłam lifting kominka, pomalowaliśmy naszą sypialnię (w tym szafy) i pozbyliśmy się wykładziny w małej łazience. 

W tym roku postanowiliśmy nieco zwolnić. Co prawda mamy w planach ‘wiosenne’ porządki w domu. Chcemy dom gruntownie wysprzątać, nieco odgruzować i trochę przeorganizować naszą przestrzeń. W końcu mieszkamy to już dwa lata. Jednak przede wszystkim chcemy trochę odpocząć. I w związku z tym mam ambitne plany rękodzielnicze. 

Po bardzo intensywnym czasie w pracy wracam do prac ręcznych. Przed wyjazdem mamy zrobiłam kolejną kostkę sensoryczną dla bobasa. Tym razem to prezent dla Marcysi, najmłodszej latorośli w rodzinie. Mama zabrała ją ze sobą.

W planach mam dużo szycia, a konkretnie trzy projekty, które są dość wymagające i jakoś wcześniej nie mogłam znaleźć dla nich czasu.

Z mieszanki lnu i wiskozy w kolorze naturalnym powstanie Lichen Duster:

Z szarego polskiego lnu (plus bawełniana podszewka) powstanie Felix dress, ale jeszcze nie zdecydowałam czy będzie to wersja z rękawami czy jednak bez:

A z dość grubej bawełny z domieszką streczu w kolorze musztardowym powstaną bojówki:

Wszystkie materiałki, jak i wykroje mam w stasiu już bardzo długo i nareszcie mam czas aby się za to zabrać. Na rozgrzewkę machnęłam w sobotę kolejne Hudsony do noszenia po domu. Tym razem w kolorze koniaku, który bardzo ładnie komponuje się z moją tuniką ‘Gwiezdne Wojny’, którą przywiozłam ze Stanów. 

Mam też jeden projekt, który wymaga szycia ręcznego i może jeszcze coś innego, ale uważam, żeby nie dać sobie za dużo do roboty. W końcu to ma być przede wszystkim przyjemność, a trzy tygodnie zlecą bardzo szybko. 

A dlaczego ten wpis ma tytuł Gui Gui? Na odpowiedź musicie trochę poczekać. Podpowiem, że nie ma to nic wspólnego z tym, co możecie znaleźć w Google. :). Życzę Wam miłego tygodnia! 

P.S. przepraszam tych, co nie widzieli wpisu dziś rano i Australię. WordPress przegapił ustawiony czas publikacji.


Dodałam przycisk z lajkiem. Można go nacisnąć i dać mi znać, że ‘jestem’, ‘przeczytałam’, ‘dobra robota’, ‘fajnie, że jesteś’, ‘doceniam to, że piszesz’. Dla mnie jest to znak, że ktoś tam po tej drugiej stronie jest i czyta. Umawiamy się, że naciśnięcie tego przycisku nie oznacza, że koniecznie zgadzacie się z treścią wpisu, ok?

Subscribe
Powiadom o
20 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Glilka
2 lat temu

Mi bardzo te tabletki pomogły Są delikatne Biorę 2 ostatnie dni i wscieklicy nie ma Labofarm Tabletki Uspokajające

Ela Kos
2 lat temu

Cześć! Jeżeli chodzi o złagodzenie kobiecych dolegliwości przedmiesiączkowych, oraz dolegliwości związanych z klimakterium, dobre rezultaty daje stosowanie zioła o nazwie Cimicifuga. Być może to zioło, znane i stosowane w dawnej Ameryce, dobrze zgra się z dietą, o której piszesz. Diety nie stosowałam, a zioło tak, z czystym sumieniem polecam 🙂

2 lat temu

Nie pomogę niestety z PMS, bo mnie to nie dotyczy 🙁 Daleka też jestem od mówienia, co robić a co nie, ale wydaje mi się, że magia takiej diety jest znikoma. Nie oznacza to jednak wcale, że dieta nie jest ważna. Powiedziałabym, że jest kluczowa to dobrego funkcjonowania organizmu. Ja borykam się od wielu lat z syndromem jelita drażliwego i niestety nie ma na to żadnego leku. A problem, jakkolwiek nowo brzmi, jest prawdziwy i naprawdę uprzykrzający mi życie. Dlatego od wielu lat jestem na “specjalnej” diecie. A jej specjalność polega na… zdrowym, regularnym i wartościowym odżywianiu. Zaczęłam od pójscia do dietetyka, który stworzył mi sportową, wegetariańską dietę, z uwzględnieniem moich problemów zdrowotnych. Liczę kalorie, jem wartościowe lekkie rzeczy, w idealnych odstępach i o odpowiednich porach. Weszło mi to tak w nawyk, że nie umiem inaczej. Mogę dzięki temu pozwolić sobie na trochę szaleństwa w weekendy, ale znam ryzyko – każdy nadprogramowy posiłek może skończyć się dwoma tygodniami bolącego brzucha. Ale do sedna 🙂 Zdrowe odżywianie ma sens i pomaga naszemu ciału. Poszłabym raczej w tę stronę niż w głodówki. One nie są dobre 🙁 Ale widzę, że sama krytycznie potrafisz spojrzeć na to, co się w tej książce znajduje, za co duży plus. Możliwe, że wyeliminowanie czegoś z diety na pewien czas, albo właśnie dodanie jakiegoś składnik może pomóc. Ja na przykład muszę uważać na błonnik nierozpuszczalny!

Fajne plany szyciowe 🙂 Znasz Fibre Mood? Ja kocham ich sukienki. I chociaż na ich zdjęciach nie wyglądają jakoś bardzo atrakcyjnie, to każda wykonana ich wersja, którą można obejrzeć na insta, po prostu zachwyca!

PS no właśnie się zastanawiałam co się dzieje, że nie mam posta z rana 😉

Magdalena
2 lat temu

Hej, fajny wpis. Odniosę się tylko do jednego z tematów. Mindy Pelz jest w porządku. Książki nie czytałam, ale śledzę ją na YT i stosuję się do wielu jej zaleceń. W temacie hormonów warto zapoznać się z książkami Sary Gottfried. Tłumaczy mechanizmy i różne subtelności (jest ginekologiem), podaje listy badań i objawów, proponuje mnóstwo rozwiązań oraz kolejność ich wprowadzania od lżej do mocniej działających. Styl życia, odżywianie, ćwiczenia, suplementy, leki. Jest pole do eksperymentowania.
P.S. Koniakowe spodnie super.

Anonimowo
2 lat temu

Ja właśnie słucham “Glukozowej rewolucji” Jessie Inchauspe. Ciekawe rzeczy kobieta pisze.

Małgorzata Bieleń
2 lat temu
Odpowiedz  Anonimowo

ups… nie chciałam anonimowo

2 lat temu

PMSu w całej okazałości nigdy nie miałam, więc nie pomogę doświadczeniem. Tak więc pozostaje Ci kluczenie różnymi dróżkami i znalezienie tej najlepszej.
Odpowiednie odżywianie wydaje mi się kluczowe. Też się staram, bo w praktyce różnie czasami to wygląda, I po prostu lubię frytki do gyros u Greka… takie coś musi czasami być, jeśli nie za często i nie wiąże się to z dolegliwościami. Ja zawsze zapominam o niesolenie tych frytek, więc czasami dodatkowa dawka soli po prostu jest (w domu dawki minimalne bądź zerowe, dużo przyprawiania ziołami, poza tym sól jest wszędzie, czy to chleb, czy ser). Ale jest też tak, że mamy pacjentów z Hyponatriaemie, czyli niedoborem soli kuchennej, którym dziesiątki kat przy okazji nadcisnienia tętniczego wkładano do głów, że należy unikać soli. Owi pacjenci dostają w szpitalu 3 do 4 razy dziennie tabletki z soli po 1 gramie każda, I nie rozumieją świata, bo przecież się zawsze nazywało…
Taka mała dygresja na narginesie.
Życzę Ci dobrego urlopowego odpoczynku, miłych uszytków i dobrych doświadczeń z dietą.

2 lat temu

Bardzo ambitne plany szyciowe!
Też właśnie często myślę jak to jest z tym martwieniem i nie wiem, człowiek jednak martwił się od zawsze. Bardzo mnie urzekł fragment w Odysei, kiedy Telemach wyruszał na poszukiwanie ojca i prosił nianię, żeby nie mówiła matce, bo ta się będzie zamartwiać. Czy jak rodzice Tobiasza codziennie wychodzili na drogę patrzeć, czy ich syn nie wraca.
Myślę, że to narasta z wiekiem wskutek chyba nagromadzonych informacji – że może być korek, zła pogoda i różne inne. Kiedy w liceum wybierałam się promem do Szwecji, moja babcia poszła na milicję, żeby mi zabrali paszport, bo wszędzie pisali o sztormach na Bałtyku. Milicja paszportu mi nie zabrała, sztorm był taki, że do dziś go wspominam, ale w ogóle nie myślałam wtedy w kategoriach komplikacji czy wypadku. Teraz już mam zakumulowane różne historie z życia, telewizji oraz internetu i też się martwię, staram się z tym walczyć ale ciężko jest. Zawsze sobie powtarzam słowa mamy Muminka – byłam pewna, że sobie poradzisz.
No i tak jak Twoi ulubieni – poradzili sobie. :))

Czekam na relacje z diety i postu, chociaż do postu to nie jestem zbyt przekonana. Pozdrawiam i udanego wypoczywania życzę!

Alicja
2 lat temu

Ha, ha – wspaniale ujęłaś temat widomości – to fakt, kiedyś się tyle nie martwiliśmy, bo po prostu nie mieliśmy opcji żeby wszystko wiedzieć na żywo. 

Hudsony, super – kolor przepiękny i mistrzowskie wykonanie. Lichen Duster na moim stole również, bardzo sobie cenię Sew Liberated wykroje. Felix dress wygląda super!  Dzięki za to, właśnie sprawdziłam w Internecie i bardzo mi się podoba 🙂

O głodówce – brawo! 
Post to fizjologiczny i naturalny stan dla człowieka; pościsz, gdy śpisz. Jest dużo badań na ten temat, ale musisz pogrzebać żeby dokopać się do dobrej jakości badań. Książki nie znam, ale tak jak @Magdalena widziałam parę klipów na Yutubie i ona jest spoko. Sprawdzę jej książkę o menopauzie. 

Głodówka/post to jedno z najstarszych i najmniej docenianych narzędzi dla poprawy zdrowia, Hipokrates, Plato, Sokrates i inni myśliciele i lekarze zalecali głodówki jak narzędzie do zdrowia i klarowności umysłu. 

Hipokrates mawiał „Jeśli człowiek mało je i pije, to nigdy nie zachoruje”. Od paru już lat jem ketogenicznie i to jest styl życia raczej niż dieta. Dołożyłam okienko żywieniowe (czyli TRE a nie IF). Stosuję posty, nie dłuższe niż 48 godzin, cho zdarzy się i 72 godzinny. Dzięki temu wyleczyłam parę dolegliwości – IBS, nadciśnienie i cofnęłam cukrzycę typu 2, wszytskie 3 choroby to choroby metaboliczne naszych czasów (oczywiście pod okiem lekarza, nie odstawiałam leków sama). 

Przechodzę menopauzę i moja GP (której głównym medycznym researchem jest właśnie menopauza), popiera diety nisko węglowodanowe i IF, poprzez to, że jest wiele badań potwierdzających pozytywny wpływ na kobiece hormony. Nie biorę HTR i sobie radzę. Piję zioła – mieszankę Black Cohosh Root, Dong Quai Root i Red Clover Flower.  Nigdy nie miałam PMS więc z tym ci nie pomogę, czekam z niecierpliwością na twoje wnioski na temat głodówki. Zacznij od 12 godzin, to naturalnie ci wyjdzie poprzez to, że śpisz 🙂

Gui Gui? Jak wiesz ja jestem informatykiem więc dla mnie to tylko graphical user interface. Powstrzymuję się od szukania w Internecie i czekam na następny post.         

Alicja
2 lat temu
Odpowiedz  Pimposhka

Super, trzymam kciuki. Najważniejsze to naturalne żarcie, nie przetworzona kupa.

Theli
2 lat temu

To prawda, czasami lepiej czegoś nie wiedzieć. Właśnie wróciliśmy z Tatr. Weszliśmy na Rysy, od słowackiej strony. Gdy już zeszliśmy i weszliśmy w zasięg, dostałam wiadomość od znajomej, która pytała się, czy wszystko ok, bo ten wypadek był straszny i trochę się o nas bała. Jaki wypadek?! Okazało się, że w tym samym czasie, gdy my byliśmy na szczycie, po polskiej stronie turystka spadła w przepaść i zabiła się na miejscu. Naprawdę nie wiem, jaka byłaby moja reakcja, gdybym dowiedziała się tego na górze albo w ogóle przed wejściem. Warunki były bardzo dobre, ale moja psychika na pewno dostałaby kopa i nie wiem, czy dałabym radę opanować panikę.

Anonimowo
2 lat temu

Hej Mi PMS też daje do wiwatu – staram się na 2 tyg przed miesiączka suplementować olej z wiesiołka i u mnie zdecydowanie łagodzi wahania nastroju. Obyś znalazła coś co Ci pomaga w te beznadziejne dni Wypoczywaj ile się da – robota nie ucieknie (niestety) 🙂

20
0
Would love your thoughts, please comment.x