Wróciliśmy z urlopu w czasie pandemii. Gdyby nie fakt, że nie widziałam rodziców od początku grudnia to nawet do głowy by mi nie przyszło wyjeżdżać gdzieś za granicę. Ale po prostu musiałam ich zobaczyć. Wyjazd do Polski był praktyczniejszy bo mają większy dom, bliżej do plaży no i dziewczynkom też należała się przerwa od znajomych czterech ścian. Pomyślałam sobie, że napiszę Wam jak wyglądała podróż samolotem w czasie pandemii i jak różni się polska pandemia od tej w Anglii.
Oczywiście muszę zacząć od naszych wygodnych kompletów podróżnych, które udało mi się uszyć przed wyjazdem. Na lotnisku zadawałyśmy szyku i ściągałyśmy spojrzenia:
O uszytkach napiszę Wam więcej w innym wpisie. Oprócz tych strojów uszyłam też nowe maseczki, specjalne na lotnisko, cienkie, wygodne, z bawełny od Liberty :). Okazało się, że noszenie takiej maseczki na lotnisku i w samolocie nie było aż takie złe.
Lecieliśmy z lotniska Stansted do Goleniowa Ryanairem. Na lotnisku jakaś połowa sklepów i restauracji była zamknięta ale wystarczająca ilość miejsc była otwarta aby coś zjeść (na siedząco) i zrobić zakupy. Muszę przyznać, że za późny obiad na lotnisku zapłaciliśmy kosmiczne pieniądze, prawdziwy ‘paragon grozy’ ;). Być może to dlatego, że w cenie była możliwość ściągnięcia maseczki na czas konsumpcji.
Na stronie Ryanair wyczytałam, że można bezpiecznie latać bo samoloty są codziennie dezynfekowane, jakimiś środkami, które pozostają antybakteryjnie i antywirusowo aktywne przez ponad 24 godziny po czyszczeniu! Coś takiego!?!?! Na wszelki wypadek nasze siedzenia potraktowałam jednak chusteczkami antybakteryjnymi. W samolocie było około 2/3 pasażerów. Nie staliśmy w kolejce, czekaliśmy aż wszyscy wejdą do samolotu i weszliśmy jako ostatni pasażerowie. Koło nas nikt już nie siedział więc do dyspozycji mieliśmy wszystkie siedzenia w jednym rzędzie. To był duży komfort z dziećmi. Na lotnisku i w samolocie maseczki obowiązkowe, wszędzie były płyny dezynfekujące do rąk ale poza tym było ‘normalnie’. Choć oczywiście na lotnisku było mniej pasażerów, szczególnie jak na tą porę roku. Kontrola do ‘security’ była podzielona, otwarte były dwie stacje i jak najdalej od siebie, więc kierowano pasażerów najpierw do jednej, potem kolejnych do drugiej i tak na zmianę. Generalnie nigdzie nie staliśmy w jakimś wielkim tłoku.
Na lotnisku w Goleniowie podobnie. Również nie spieszyliśmy się z wyjściem, z samolotu wyszliśmy ostatni, ostatni do paszportów. Na szczęście wpuścili mnie na brytyjskim paszporcie bez problemów a miałam już przygotowaną całą gadkę, dlaczego nie mam przy sobie polskich dokumentów ;). Rodzice czekali na nas na lotnisku ale nie mogli wejść do terminala i musieli czekać przed.
Nasza podróż powrotna była nieco ‘gorsza’ ale nie odbiegała od normy. Na wejściu na lotnisko w Goleniowie mierzono temperaturę kamerą termalną a dzieciom termometrem bezdotykowym. Maseczki również obowiązkowe. Nie czekaliśmy w hali odlotów ale przed odprawą paszportową i przeszliśmy ją dopiero jak ludzie zaczęli wchodzić do samolotu. Tym razem samolot był pełen. Koło mnie i starszej P. siedziała przy oknie kobieta, która miała odsłonięty nos. Jak już wzbiliśmy się w powietrze to robiła zdjęcia świateł w dole i wrzucała na Insta więc miała ewidentnie komórkę podłączoną do sieci. A potem w ogóle ściągnęła maseczkę i tak siedziała przez cały lot. Myślę, że to iż wyglądała jak typowa Instagramowa lala ze sztucznymi rzęsami, kilogramem makijażu na twarzy, szponiastymi tipsami, w różowym dresie i białych trampkach to był zupełny przypadek ;). Kiedy wylądowaliśmy okazało się, że do terminala musimy pojechać autobusem. Nie, nie upchnięto nas w nim jak sardynki, jak weszło jakieś 30 osób to autobus odjechał także było to dość bezpieczne. Jeszcze przed wyjazdem wykupiliśmy sobie paszportowy priorytet i to był strzał w dziesiątkę. Samolot wylądował o 23:15 więc zamiast stać w dwójką małych dzieci w kilometrowej kolejce o północy odprawę przeszliśmy błyskawicznie!
I jeszcze słowo na temat dodatkowych dokumentów. W drodze do Polski musiałam wypełnić papierowy formularz o tym kim jesteśmy, skąd i dokąd jedziemy i gdzie się zatrzymujemy w Polsce. Te formularze zbierały stewardessy w samolocie. W drodze powrotnej musiałam wypełnić formularz online w podobnym tonie ale zdecydowanie bardziej skomplikowany (ten papierowy był standardowym formularzem WHO). Najbardziej ubawiło mnie pytanie ‘gdzie zamierzam zatrzymać się jak przyjadę do UK’ – ‘w moim własnym domu’. Podobno za niewypełnienie tego formularza grozi grzywna i trzeba go mieć ze sobą przy wjeździe do kraju. Nas nikt o to nie pytał, a jak ja się zapytałam to pani celnik tylko odpowiedziała, że dobrze, że wypełniliśmy ale nie chciała zeskanować kodu, który był na wydrukowanym formularzu.
I tak właśnie wyglądała nasza podróż w czasie pandemii. Lot do Polski oceniam jako ‘powyżej średniej’ podróż była przyjemna a samolot niezbyt pełny. Lot powrotny był ‘jak zwykle’, lotnisko w Goleniowe jest malutkie więc trzeba było się nieco bardziej nagimnastykować aby zbytnio się nie spoufalać ze współpasażerami.
Urlop był fantastyczny. Dla nas i dziewczynek to przede wszystkim rodzinny czas i ‘zmiana dekoracji’, rodzice mają piękny, duży dom gdzie każdy ma miejsce aby się schować jeśli tego chce ;). Zrobili też więcej miejsca w ogródku, posiali trawę, dziewczyny miały gdzie biegać. Świnoujście cudowne, jak zwykle, choć ma dwie odmienne twarze (ale to temat na osoby wpis). Staraliśmy się unikać tłumów, na nowo odkryłam plażę, wybraliśmy się po raz pierwszy do parku linowego koło domu, mogłam wreszcie w całej krasie podziwiać zmiany na promenadzie, wybraliśmy się parę razy do ‘fiku miku’ no i nareszcie odebrałam moje dokumenty. Złożyliśmy też wnioski o nowe paszporty dla dziewczynek. Obie miały robione zdjęcie paszportowe u fotografa i młodsza była zdecydowanie ‘nie pod wrażeniem’. Ja zrobiłam wielkie zakupy materiałków, kosmetyków i leków aż była potrzebna dodatkowa walizka. Nie udzielaliśmy się towarzysko, tylko raz byliśmy w restauracji, żywiliśmy się głównie domowym jedzeniem i pączkami ze ‘Starej Pączkarni’ (tej na Bema, nie tej na Żeromskiego ;). Odkryłam też, że w Świnoujściu jest aż 18 ‘Żabek’.






















Korona jako tako nie dawała się nam we znaki poza moją obsesją codziennego sprawdzania wszelkich statystyk. Najważniejsze było czy będziemy musieli poddać się kwarantannie po powrocie. Rząd w Wielkiej Brytanii w czwartki aktualizuje ‘czarną listę’. Obserwowałam więc europejską mapę koronawstydu. Jak wyjeżdżaliśmy to Europa wyglądała tak:
A jak wracaliśmy to już wyglądała tak:
‘Na szczęście’ Polski rząd przyjął strategię, że im mniej testów tym mniejszy koronaproblem. Liczba wykonywanych testów w drugim tygodniu naszego urlopu malała z dnia na dzień a zanim znów się odbiła to Brytyjski rząd podjął decyzję, że podróżni z Polski są bezpieczni.
Niby na onecie czytałam, że Polacy nie noszą maseczek ale to nie prawda. W sklepach i innych przestrzeniach zamkniętych dosłownie wszyscy nosili maseczki. Co prawda jakieś 30% nosiło je tylko na ustach a na nosie już nie, ale jednak mieli je wszyscy. Mama powiedziała mi, że w Świnoujściu sanepid z policją robili naloty w sklepach i wlepiali mandaty. Wnioskuję więc, że Polacy bardziej boją się mandatu niż korony. W sumie to się nie dziwię, rząd w Polsce ma szczęście, że Polacy wydają się być stosunkowo odporni na tą paskudę. (Choć z drugiej strony w ciągu ostatniego tygodnia w UK na koronę zmarło średnio siedmiu ludzi dziennie, w Polsce średnio 12.)
Maseczki powszechne, w każdym sklepie był płyn do dezynfekcji ale zdziwiło mnie to, że Polacy nie trzymają dystansu. Na podłodze każdego przybytku w Anglii są kropki/paski/taśmy wyznaczające 2 metry odstępu, w wielu sklepach wprowadzono jednokierunkowy system poruszania się (nawet dużych galeriach handlowych), w każdym są limity liczby klientów. W Polsce nie ma tego w ogóle. Kropki na podłodze spotkałam tylko w dwóch miejscach: w Deichmannie i w McDonaldsie. Jeśli byliście ostatnio w polskim McDonaldsie to właśnie tak wygląda każdy biznes w Wielkiej Brytanii. Ludzie w kolejkach tak samo się pchają i ocierają jak przed pandemią, na ulicy nikt nikogo nie wymija, w sklepach taki sam ścisk, nie widziałam żadnych limitów na liczbę osób przebywających w sklepie. U dentysty też w zasadzie normalnie, poza tym, że teraz zębów nie piaskują (w UK z tego co mówił mi kolega czyszczą tylko ręcznie, nie używają nawet ultradźwięków). Działa kino i baseny (ale nie byliśmy). Byłam w szpitalu zrobić sobie zdjęcie RTG, cisza spokój. Pan relaksujący się na fotelu przy wejściu raczył wstać, kazał zdezynfekować ręce, wypełnić formularz, zmierzył temperaturę. Pracownicy szpitala w normalnych maseczkach, nie jakiś kombinezonach. W zasadzie to poza tymi maseczkami i płynami do dezynfekcji to oceniam, że pandemii w Polsce jakby nie było.
Ponieważ tak długo mnie nie było na blogu a wena była to mam kilka nadprogramowych wpisów. Na kolejny zapraszam Was już w środę a potem w piątek! Do zobaczenia.
Niemcy to lokalny folklor niestety, dzięki nim miasto się rozwija. Jak raz przyjechałam do domu na Wielkanoc i poszłam na promenadę to w ogóle nie słyszałam ojczystego języka. I było mi z tym dziwnie. A palacze? Nam też to bardzo przeszkadza.
Byłam kilka lat temu we wrześniu. Prawie fajnie było. Miasto całkiem przyjemne, okolica ładna, woda jeszcze ciepła, ciiisza… Tylko towarzystwo takie sobie. Niemców wszędzie pełno, z kultura u nich różnie, palenie w ogródkach restauracyjnych. Szkoda.
Wiesz, to nie chodzi o to gdzie, ale ile jest z tym zachodu. Wizyta w Ambasadzie to chyba jeszcze większy ambaras, muszą być oboje rodzice plus dziecko więc trzeba wziąć dzień urlopu, zabrać dziecko ze szkoły, jechać do Londynu itd. W sumie łatwiej nam to zrobić na wakacjach w Polsce, szczególnie, że urząd mamy koło domu tylko czasowo musi się to zgrać. Zazwyczaj nie jest to taki problem, no ale korona trochę namieszała.
Pimposhko to mnie namowilas na to Swinoujscie!!! Chełmża w najbliższy weekend i zapowiada sie cudnie. Tym bardziej, że jeden z zawodników to moja osobista corcia:-)) A z jej klubem zawsze jest super – tacy ludzie i już;-) Magdalenka
A nie wyrabiasz w Ambasadzie Polskiej? Ja zawsze zmieniałam paszport w UK bo tak było łatwiej. No ale ja nie latam do Polski w sumie.
Oh koniecznie, ale tak pod koniec sierpnia, wtedy jest mniejszy tłok. Dzielnica nadmorska jest naprawdę śliczna, park zdrojowy cudowny! Gorzej w centrum miasta o czym będę pisać w piątek. Zresztą Świnoujście jest fajne nie tylko latem, nielatem jest jeszcze fajniejsze bo jest ciszej a plaża ta sama 🙂 No i wtedy nie trzeba stać trzy godziny w kolejce na prom. Mam nadzieję, że w Chełmży było fajnie 🙂
Teraz to już w ogóle 'fajnie' się zrobiło bo nowy minister zdrowia wprowadził nową strategię testowania i zamiast 35,000 testów na dobę robi się 10,000. Ale liczba zakażeń spadła! Brawo! Nie wiem jak jest z dostępem do lekarza tutaj, chyba raczej online. Moja koleżanka z bolącą kostką, która nie chce przestać boleć walczy już chyba miesiąc. Na razie udało jej się zrobić prześwietlenie. Ja fizycznie u lekarza byłam tylko raz na rutynowych szczepieniach z młodszą to nie było problemu.
Polska ma to szczęście, że Polacy tak łatwo nie umierają na koronę, w UK jest już ponad 40,000 zgonów, to masakara jakaś. Teoretycznie jeśli jesteś obywatelką Polski to przy wjeździe/wyjeździe do kraju musisz się legitymować polskimi dokumentami. Zdarzały się historie, gdzie rodzice mieszkający za granicą mieli polskie dokumenty a dziecko nie, i celnik-służbista nie przepuścił. Jak lecimy do Polski to zawsze używam polskich dokumentów, no ale tym razem nie miałam za to dziewczynki przyleciały na polskie. Jak się pytałam celników w Szczecinie to oni raczej takich jaj nie odwalają, ale wiadomo, zależy na kogo trafisz. Ja generalnie wyrabiania nowych dokumentów bardzo pilnuje, bo chyba im dłużej nie masz, tym trudniej wyrobić no ale ja odwiedzam Polskę regularnie. ale nie powiem, to wyrabianie to jest bardzo dużo zachodu, szczególnie paszporty dla dzieci. Chyba to nawet opisałam na blogu bo proces w UK jest duuuuużo łatwiejszy.
Jak pisze Lucy, też zaskoczył mnie pan mąż nie pasujący outfitem do wycieczki Świnoujście ;-). Zdjęcia cudne jak zwykle:-) Muszę się chyba wybrać do Świnoujścia któregoś lata – nigdy tam nie byłam. W najbliższy weekend kierunek Chełmża – zawody kajak polo:-()
Wspaniałe uszytki, dzieciaki miały świetne zabawy, Odnośnie Cowidu i naszych statystyk to mi ręce opadają, najgorzej dostać się do lekarza.
W to zadawanie szyku na lotnisku to wierze bezdyskusyjnie, udaly ci sie te "pudermantle" 😉 tylko Jon tak jakos odwstawal 😉 ale wszystko jeszcze przed Toba, jak nam pokazala Marzena w formie pieknych meskich szortów.
Jak to jest z tymi polskimi dokumentami, w Polsce musisz tylko tak sie dokumentowac? To jest bowiem moja zagwozdka, bo nie mam, i tlumacz sie tam jakiemus nadaktywnemu strózowi prawa czy czegokolwiek, dlaczego nie mam.
Sam opis pandemii w Polsce daje troche do myslenia, czy te wieksze luzy w porównaniu z Niemcami sa w porzadku, to sie okaze. Ja póki co, siedze w domu i sie nie ruszam za jakakolwiek granice, nawet do Westfalii, która jest na tej mapce calkiem ciemna.