Bardzo Wam dziękuję za wspaniałą dyskusję pod poprzednim postem. Nawet nie wiecie, ile taka wymiana komentarzy sprawia mi radości! Mam jeszcze jeden taki temat, zagwozdkę odnośnie ‘jak postąpić będąc świadkiem trudnej sytuacji’ ale o tym kiedy indziej. Dzisiaj zgodnie z obietnicą kolejny post z cyklu ‘Angielska szkoła’.
Jedzenie to taki kontrowersyjny temat, szczególnie dieta małych dzieci. Zaczyna się już od tego jak karmione w niemowlęctwie (‘no wiesz, butlą?!!!’) a potem jest tylko gorzej. Raz byłam świadkiem jak na Fejsbuku jakaś pani, ‘zglanowała’ inną matkę za podawanie dziecku parówek, bo przecież ‘można ugotować kaszę gryczaną, choć oczywiście absolutnie nie taką z foliowej torebki’. Pani ta mieszkała w Krakowie więc zastanawiałam się ile papierosów dziennie ‘wypala’ jej dziecko w sezonie zimowym jedząc na obiad tą ekologiczną kaszę prosto od chłopa, która folii nie widziała ;). I trochę z tego powodu właśnie nie pisałam nigdy na blogu co jedzą moje dzieci. Także dlatego, że wytyczne żywieniowe ‘dla nieletnich’ różnią się znacząco między Polską a Wielką Brytanią*.
Dzisiaj też nie będę pisać o tym co jemy w domu (tak, tak dzieją się tutaj straszne rzeczy) ale chcę napisać co starsza P. je w szkole. Szkolny posiłek dla takich maluchów jest opłacany przez państwo i rodzice za niego nie płacą. Rodzice starszych dzieci mogą się ubiegać o darmowe posiłki jeśli mają niskie zarobki**. Lancz w naszej szkole kosztuje chyba 2.5 funta. Generalnie posiłki szkolne nie cieszą się jakąś świetną renomą. Przez wiele lat dzieciakom serwowano jedzenie typu fast food czyli nugetsy z kurczaka, pizzę i frytki. Epidemia otyłości zmusiła jednak rząd do wdrożenia innych rozwiązań i teraz niby ma być ‘zdrowo’ ale raczej nie tak zdrowo jak za czasów, gdy mój mąż jadał posiłki w szkole, które gotowała zresztą jego mama (moja teściowa przez wiele lat była kucharką w szkole).
Najpierw klub śniadaniowy. Opcje są następujące: tost, tost i tost (z masłem bądź marmoladą), płatki śniadaniowe z mlekiem, jogurty dla dzieci, batoniki zbożowe, bułki drożdżowe, owoce. Do picia sok z kartonu np. pomarańczowy i woda.
Lancz w szkole starsza P. ma już o 11:30. Posiłki przygotowywane są na miejscu, w szkolnej kuchni i wydawane w sali gimnastycznej, która zamienia się na ten czas w stołówkę. Całe menu zmienia się dwa-trzy razy do roku, każde ma trzy zestawy tygodniowe, które się rotują. Menu jest też dostępne w portalu dla rodziców, bo tam muszę rezerwować jakie posiłki będzie jadła starsza P. w danym tygodniu. Dziennie do wyboru są trzy posiłki, jeden mięsny, jeden bezmięsny i jeden ‘bezpieczny’ czyli coś co większość dzieci lubi. Ponieważ starsza P. zalicza się do niejadków, to zazwyczaj wybieram ‘bezpieczną’ opcję a raz w tygodniu opcję bardziej ekstrawagancką, żeby miała okazję spróbować czegoś nowego.
Oto przykładowe menu z ostatnich tygodni i opcje, które wybrałam dla starszej P.
W poniedziałek jadła więc zapiekankę z serem i cebulą z opiekanymi ziemniakami. Do tego zielony groszek i opiekana cukinia. We wtorek zupa pomidorowa z bagietką i sałata z warzywami, w środę pieczony ziemniak w koszulce z żółtym serem i surówka z kapusty i marchewka, w czwartek danie ekstrawaganckie jak na moją córkę czyli klopsy z kurczaka w sosie pomidorowym z makaronem penne, w ramach jarzynki kukurydza z puszki i fasolka szparagowa, w piątek była ryba z frytkami. W piątek zawsze jest ryba z frytkami.
A to menu z zeszłego semestru, przed Świętami:
Makaron z wegetariańskim sosem bolońskim i pieczywko czosnkowe plus sałata. We wtorek pieczony ziemniak z tuńczykiem plus fasolka szparagowa i marchewka, w środę ponownie pieczony ziemniak tym razem z żółtym serem, plus brokuły i puree z brukwi, w czwartek zupa pomidorowa z bagietką, do tego kukurydza i jakaś zielenina, w piątek wiadomo ryba z frytkami, tutaj w postaci paluszków rybnych w zestawie z fasolką ‘po bretońsku’ czyli baked beans i zielonym groszkiem.
Są dzieci, które nie jedzą szkolnych posiłków i rodzice codziennie szykują im kanapki dlatego cieszę się, że starsza P. jednak je szkolne posiłki chociaż nie wiem ile tak naprawdę zjada i czy je jakieś warzywa. Myślę jednak, że gdyby nic nie jadła to by mi o tym ktoś powiedział. Nie zmienia to faktu, że jak odbieram ją ze szkoły o 15:00 to w domu musi czekać jakaś zupa bo młoda jest bardzo głodna. W szkole nie ma jako tako sklepiku dla uczniów (przynajmniej nie jest on dostępny dla pięciolatków) ale maluchy mają w klasie dostęp do picia, owoców i lekkich przekąsek np. rodzynki czy mini krakersy. Generalnie nie posyłamy młodej do szkoły z jedzeniem w szkolnej torbie.
Jest jeszcze ‘paszełko’ w świetlicy. Panie, które tam pracują mają jedynie do dyspozycji mikrofalę więc cudów nie ma. Z ciepłego jedzenia serwują głównie hot dogi (starsza P. gardzi parówką) albo fasolkę ‘baked beans’ i spaghetti w sosie pomidorowym z puszki. Do tego tosty albo kanapki z dżemem na chlebie tostowym, jogurty, jakieś chrupki albo czipsy.
I tak wygląda jedzenie serwowane w typowej angielskiej szkole.
Do tej pory pisząc o angielskiej szkole pisałam o mundurkach (klik), oraz o planie dnia i szkolnym kalendarzu (klik). W planach mam jeszcze wpis o tym, czego tam w zasadzie uczą nasze dzieci czyli coś o programie nauczania. Ale na tym koniec, chyba, że macie jakieś inne propozycje albo pytania donośnie angielskiej szkoły podstawowej?
*Na przykład, w Wielkiej Brytanii dziecku od 6 miesiąca życia można podawać gotowane potrawy z krowim mlekiem (np. owsianka, kasza manna itd.) oraz jogurty i inne produkty mleczne. Natomiast surowe krowie mleko do butli dopiero od 12 miesięcy. W Polsce podobno w ogóle nie podaje się krowiego mleka dzieciom poniżej 12 miesięcy.
**Uprawnienie do darmowych posiłków szkolnych jest tutaj często używanym wskaźnikiem deprywacji społecznej.
Kolejny etap – collège – szkola srednia – od 12 roku zycia do 18 lat czyli do matury 🙂 cos à la gimnazjum i liceum w jednym. Poniewaz nasze starsze dziecko zacznie tam nauke od wrzesnia 2020 – to jestem na biezaco 🙂
Zajecia w collège zaczynaja sie od 8h i trwaja do 16h30 z wyjatkiem srod – kiedy to koncza sie o 11h45. Nasz przyszly collège ma wlasna stolowke. Nie trzeba deklarowac kiedy dziecko korzysta – to dziala na zasadzie self-service – idziesz i jesz. Stolowka tez proponuje kanapki ( domyslam sie to chodzi o bagietke z wedlina/serem/warzywami-dowiem sie we wrzesniu) – rowniez robione na miesjcu – kanapki trzeba zarezerwowac dzien wczesniej. Kazdy uczen posiada rodzaj elektroniczego czipa, ktory to trzeba zaladowac i w ten sposob placi za obiady, szkolne przybory, dodatki i inne rzeczy…jak na przyklad sklepikowe slodkosci, bo w collège sklepik juz jest.
A teraze przykladowe menu:
Poniedzialek
Kielbaska-kompot ( belgijsi kompot to nasz polski mus jablkowy)-ziemniaki z wody-gofr
Wtorek
Gulasz z cieleciny-ryz-krem ( rodzaj budyniu)
Czwartek
Piers z kurczaka-zielona salata-frytki-jablko
Piatek:
Filet z morszczuka-szpinak-purée-mus czekoladowy
Dziecko mi juz zapowiedzialo ze na pewno bedzie jadlo obiad w dni kiedy sa frytki 🙂
Osobiscie jestem zadowolona ze stolowek, oczywiscie ze sa dni kiedy mi mowia: a dzisiaj to bylo to czy tamto i mi nie smakowalo…ale nie spedza mi to snu z powiek:)
A jezeli chodzi o jedzenie w domu – to jemu iscie po europejsku – od Francji ( Tata Francuz) przez Belgie ( tu mieszkamy) i Wlochy ( pizza, lasagne i inne makarony) po Polske ( domowe gotowanie i inne slodkosci :)) ale to juz dotyczy kolejnego Pimposhkowego wpisu 🙂
This comment has been removed by the author.
To ja sie wypowiem na temat szkolnego jedzenia w belgijskiej szkole. Nasze dzieci jadaja w stolowkach od zlobka i beda jesc az do matury 🙂
Na poczatek – nie ma czegos takiego jak szkolna herbata czy jakies kakao ( kakao to na sniadanie w domu). Belgijskie dzieci ( francuskie zreszta tez) nie pija nic cieplego, czyba ze maja matke z Polski i ta ich nauczyla 🙂 ale w przeciwnym razie tylko zimne napoje.
Zaczynam-Belgia, miasto do 100 tys mieszkancow i tak, na poczatku byl zlobek :
Zlobek prywatny – jedzenie przygotowywane na miejscu, bardzo czesto widzialam furgonetke dostrczajaca swieze warzywa do zlobka – nie mialam zastrzezen co do jakosci.
Teraz panstwowa szkola podstawowa i przedszole w jednym (przedzial wiekowy od 2.5 roku do 12 lat). Zajecia zaczynaja sie o 8h30 i koncza o 15h30 z wyjatkiem srod, kiedy to koncza sie o 12h10.
Przerwa ok. 10h30 i obowiazkowe wyjscie na zewnatrz – przy kazdej pogodzie 🙂 (jesli pada dzieci zostaja pod wiata). Czas na dotlenienie sie, zdarcie kilku kolan i zjedzenie 'collation' – w doslownym tlumaczeniu kolacja czyli po prostu przegryzka przyniesiona z domu z naciskiem na 'to ma byc cos zdrowego' : owoc, ciacho ( rzadko i bez czekolady), mufinki ( najlepiej domowe:)) , kanapka itd. W niektorych klasach (zwlaszcza mlodszych) to nauczyciele organizuja te przegryzki zeby bylo zdrowiej …
Przerwa obiadowa ok. 12h10 – rodzice moga zabrac dziecko do domu na obiad i przywiezc je z powrotem na 13h, mozna przyniesc swoje kanapki i mozna zjesc cieply obiad – szkola nie ma swojej stolowki – gotowe dania przywozone i podgrzewane na miejscu.
Raz w miesiacu dostajemu menu z rozpiska na nastepny miesiac i trzeba zaznaczyc w jakie dni dziecko bedzie jadlo szkolny obiad. Jest jedno menu nie ma wyboru pomiedzy menu wegatarianskim, miesnym czy 'hallal' ( w niektorych szkolach wybor jest). Dzieci ktore przynosz kanapki dostaja przyslowiowa miske zupy zeby mialy cos cieplego. Do picia woda i tu uwaga – kranowka… i jeszcze, w szkolnym menu nie ma frytek…Na deser dzieci dostaja jogurt, budyn lub owoc – to nie jest wyszczegolnione w menu.
Przykladowe tygodniowe menu :
Poniedzialek:
Zupa pomidorowa-filety z piersi kurczaka-sos zurawinowy-mus jablkowy(jako dodatek do miesa, nie jako deser) -ziemniaki z wody
Wtorek:
Zupa selerowa -sos bolonski-tarty ser-spagheti razowe
Sroda – nie ma obiadu – zajecia sie koncza o 12h10
Czwartek :
Zupa warzywna-vol-au-vent ( mieso drobione z grzybami i beszamelem zapiekane w ciescie francuskim)-macedoine( mieszanka warzyw-marchew, groszek, seler,ziemiaki – rodzaj naszej polskiej salatki ale bez majonezu)-ryz
Piatek:
Zupa warzywna 'julienne'( warzywa pokrojone w slupki)-morska fantazja 🙂 nie mam pojecia co to bedzie, pewnie jak ryba-pory w smietanie-purée
W szkolach podstawowych nie ma sklepikow. W razie jak dziecko zapomni zabrac przegryzki, nauczyciele zawsze maja cos w zapasie. Dzieci sa pilnowane podczas obiadow (bez zmuszanania), maja probowac. Pamietam z czasow przedszkolnych ze Pani przedszkolanka sygnalizowala ze mlodsze dziecko nie chcialo jesc, czy moze co mu jest i tak dalej…czyli jednak obserwuja…
Zajecia koncza sie o 15h30 – czesc dzieci odbieraja rodzice ( babcie, dziadki itd) od razu, czesc zostaje na szkolnej swietlicy max do 18h a czesc jest zabierana na swietlice pozaszkolna. My korzystamy ze swietlicy pozaszkolnej i tam dzieci dostaja podwieczorek i po odrobieniu lekcji maja czas na zabawe az do przyjazdu rodzicow.
CDN…
Ja też jestem człowiek ziemniak 😀 Chociaż chipsów unikam (nie mylić z "nie lubię" :P)
A wiesz… Chciałbym tak dla zaspokojenia własnej ciekawości mieć dostęp do rzetelnych, niesponsorowanych badań, które pokazują ilość szkodliwych substancji w warzywach i owocach z różnych źródeł… Żeby się nie domyślać a wiedzieć. Bo to jabłko co to rośnie sobie na drzewie narażone jest na opady z zanieczyszeniami, smogiem itd. To samo marchewka, ogórek. Czy ktoś z czytelników ma dostęp do takich opracowań?
No właśnie, masz rację. Nie można dać się zwariować. Myślę, że takie jabłko niekoniecznie z przydomowego sadu a z supermarketu jest jednak lepsze niż np. paczka żelków więc trzymam się raczej tej wersji. Inaczej musiałabym się chyba już poddać na starcie?
Ależ proszę Cie bardzo. Mnie ta cała szkoła przerażała, teraz już jesteśmy nieco oswojeni ale też do końca jeszcze tego nie ogarniam. A wiesz co? Czy w ogóle jest jakiś temat związany z wychowaniem dziecka, który nie jest kontrowersyjny? Ja osobiście bardzo lubię parówki :).
O rany, jak ja bym miała na miejscu moją polską babcię to bym do niej codziennie chodziła na obiady. Szkoda, że Twoje wnuki tego nie doceniają. A może zaczną jak będą starsze? Ameryka to chyba w ogóle najgorszy kraj jeśli chodzi o jakość jedzenia.
Fajnie masz! W naszym przedszkolu podobnie jak w szkole, albo trochę gorzej ale za to przynajmniej lancz dajemy sami, młodsza P. najczęściej ma jakąś zupę np. krupnik albo potrawkę z łososia. Zresztą młodsza je lepiej niż starsza, która najchętniej wsuwałaby zwykły ryż bez dodatków.
Rany! Nie miałam pojęcia, że w Holandii też tak lubią dmuchane pieczywo i kanapki. Myślałam, że to tylko taka brytyjska fanaberia.
Ja jestem bardzo ziemniaczana a ziemniak faktycznie jest tu bardzo popularny. Czipsy są szalenie popularne i są standardowym dodatkiem do kupnej kanapki na lancz. Nie wyobrażam sobie aby dorośli w Polsce jedli czipsy w ciągu dnia (w Polsce to smakołyk raczej wieczorno imprezowy).
W sumie to chyba nie jest to taki zły system u Ciebie. Dzięki, że się podzieliłaś swoimi doświadczeniami. Ja w szkole nie jadłam na stołówce ale ze szkoły pamiętam obowiązek picia gorącego mleka, takie w kożuchem, nalewane chochlą z wiadra. Mniam :(.
Ciekawe! Ja nie spotkałam się z określeniem brązowego jedzenia, ale beige food. Ja osobiście nigdy nie jadłam an stołówce, tylko w domu był zawsze obiad.
Zgadzam się z Knittingbinary, palce lizać. Też chciałabym taką stołówkę.
To ja tak kontrowersyjnie zaczepie ogólnie do jedzenia, luźna myśl, zupełnie nie pod dyskusje.. A te warzywa i owoce, co to tak wszyscy mówią, że trzeba! jeść 5 razy dziennie to oczywiście da się znaleźć zdrowe, nienawożone, nie pryskane na 5 porcji dziennie dla całej rodziny… Tylko nie wiem gdzie i za ile…
Kurcze też bym chciała tą stołówkę. Wygląda fajnie.
W mojej szkole jest stołówka, jadłospis jest bardzo zróżnicowany, obiady smaczne.
Poniżej przykładowy jadłospis.
PONIEDZIAŁEK
Rosół z makaronem
Kotlet pożarski N
Ziemniaki N
Mini Marchewka na parze N
Naleśnik z polewą owocową N
Sok owocowy
W T O R E K
Zupa pomidorowa ryżem N
Kasza gryczana
Karkówka pieczona z sosem N
Mandarynka
Herbata owocowa z malinami
Ś R O D A
Zupa kapuśniak
Pierogi z mięsem N
Bukiet warzyw na parze
Mus owocowy
Sok owocowy
C Z W A R T E K
Zupa jarzynowa N
Ziemniaki N
Kotlet panierowany z kurczaka
Surówka z marchwi i jabłek N
Ciasto domowe N
Kompot
P I Ą T E K
Zupa zalewajka z ziemniakami i jajkiem N
Ziemniaki N
Paluszki rybne N
Surówka z kapusty kiszonej i jabłek
Koktajl owocowy N
Sok owocowy
N – dania zawierające nabiał
Pierogi, ciasta kuchnia robi na miejscu, nie są to półprodukty. Od stycznia kuchnia robi też drugie śniadania (kajzerka z wędliną i warzywami – pomidor, papryka ogórek czy sałata). Był w szkole sklepik, ale najemca oferował "śmieciowe" jedzenie, więc szkoła zrezygnowała ze współpracy. Wiem, że nie w każdej polskiej szkole tak to wygląda, jednak to, że stołówki szkolne są pod nadzorem sanepidu powoduje, że jedzenie musi być zgodne z normami żywienia.
A i jako ciekawostkę podam, ze trafiła się skarga do sanepidu na nasze obiady – otóż jedna z mam napisała, że obiady w naszej stołówce są za dobre i jej dziecko nie chce jeść obiadów domowych w weekendy.
Pozdrawiam
Matka dala dziecku parowki? Masakra!!! Zartuje oczywiscie I zgadzam sie, ze wiele tematow zwiazanych z wychowaniem dziecka- w tym zywienie- wydaje sie byc kontrowersyjne. Przeraza mnie czasem agresja skierowana przez jedne matki na drugie (najczesciej anonimowo w internetowym swiecie). A jako dziecko urodzone w PRL-u parowki wspominam jako sniadaniowy rarytas. Moi bracia potrafili zjesc nawet po 10(!) sztuk (oczywiscie raczej rzadko zdarzala sie wtedy taka okazja), ja niestety nie az tyle (ale za to slynelam z pochlaniania nieprawdopodobnych ilosci knedli z owocami:-))) A za wpisy o szkole angielskiej dziekuje-nas to czeka za pare lat- Ania
Ho ho ho, ale tu się dyskusja wywiązała. Marzena, dałaś mi pomysł na nowy wpis, mam coś podobnego na liście od dawna więc może uda mi się napisać w przyszłym tygodniu. Ale generalnie masz rację, choć są wyjątki, tak jak wszędzie. Ciekawy temat, dzięki za inspirację.
Prawie nic nie wiem na temat szkolnego jadlospisu mych wnukow (tutaj w USA) poza tym ze bedac zdrowym i wybalansowanym nie jest imponujacy. Bo tak naprawde szkolom nie jest latwo prowadzic bardzo duzej i urozmaiconej kuchni, zwlaszcza gdy finansuje je panstwo. Co prawda moi chodza do prywatnej szkoly gdzie jest "bogaciej" ale to rownoczesnie wplywa na wysokie czesne wiec musza.
Wiem jedynie ze to wpynelo na to iz kompletnie nie znaja domowych obiadow, ze jadaja potrawy jedynie te podobne do dan szkolnych. Gdy sa u mnie z wizyta to niczego polskiego sie nie tykaja, bo nie znajac nabrali uprzedzenia.
Ziemniak oczywiście tez ma swoje zalety, jednak myślę, że nie ma ich tak wiele jak inne warzywa. Co więcej, ziemniak z wody serwowany w szkole często jest wypłukany z wartości odżywczych, dlatego moją ulubioną wersja ziemniaków są ziemniaki pieczone – reszta rodziny tez je uwielbia.
Poza tym od dzieciństwa za ziemniakami nie przepadam jako za takim obowiązkowym zapychaczem drugiego dania. Ja chciałam jeść tylko mięso, a rodzice zawsze kazali mi jeść jeszcze ziemniaki (surówka, czy jarzynka była zawsze na końcu ważności). Sama musiałam nauczyć się jeść warzywa w starszym wieku, ale z ziemniakami nie mam bliskiej relacji 😀 Wole ryż, makaron, czy kaszę.
Nie narzekam na jadłospis w przedszkolu, fajne i zdrowe jedzenie mają dzieciaki. Takie bardziej tradycyjne, co moje dzieciaki uwielbiają, bo ja nie bardzo tak gotuję w domu. Plus, że panie gotują na miejscu i rano można je minąć wracające z rynku z warzywami <3. W szkole już sobie darujemy, bo dzieciaki mogą wracać do domu.
Ale też jest bardzo różnorodnie, bo przy szukaniu placówki dla dzieciaków dwie spadły z listy ze względu na kiepskie wyżywienie (co to w ogóle jest gulasz z parówki? fuj!).
Jogurt naturalny to jedna z pierwszych rzeczy, którą moje dzieciaki jadły w sumie, nie wiedziałam, że po 12 miesiącu można dawać dopiero :D. Ale to prawda, żywienie to zawsze emocje. Nawet z moją siostrą czuć, mimo że staramy się być dla siebie miłe co do wyborów rodzicielskich :D.
"albo czy z zestawu: ziemniaki, mięso, surówka zjada cokolwiek poza mięsem" ja byłam więc bardzo dziwnym dzieckiem, bo nigdy nie chciałam zostawiać warzyw (ziemniak to też warzywo, chociaż w Polsce traktuje się je zupełnie inaczej, i czasem nawet niesłusznie oskarża o bycie złym, prawda?:)), i zdecydowanie wolałam nie zjeść mięsa gdy miałam do wyboru surówkę.
Ja akurat jestem ewenementem, bo jem (uwaga!) tylko dwa posiłki dziennie, a pomiędzy tylko owoce, ale Mateusz na śniadanie w ciągu tygodnia, oraz na drugie śniadanie, też jada tylko kanapki (no, głównie). Dopiero w domu, wspólnie (co jest dla nas bardzo ważne) jemy wspólny ciepły posiłek, czyli obiad. Faktycznie zaczyna się w Polsce przyjmować typowy lunch, bo w pracy u Mateusza większość wychodzi koło 12:00 na coś ciepłego do jedzenia. Dla mnie to by było za dużo, Mateusz też nie czuje potrzeby jedzenia dwóch "obiadów", więc się nie przestawiamy na taki tryb.
Z Brytyjskiego jedzenia uwielbiam owsiankę i fasolkę, reszta mnie raczej nie zachęca. Brązowe jedzenie jest chyba całkiem dobrym określeniem 🙂
oj, ile ja bym dala za stolowke z cieplym jedzeniem w szkole. Mnie w Pl to ominelo, bo w pierwszych klasach wracalam do domu na obiad po lekcjach w wiekszosc dni (a nie dalo sie kupic obiadow na 1 czy 2 dni w tyg), a potem stolowke zlikwidowano.
W Holandii natomiast kraj kanapkami stoi. Troche tak, jak pisala Marzena, malo kto sie przejmuje jedzeniem. To tylko zrodlo energii, "pasza". Od niedawna coraz wiecej mowi sie o tym, ze moze byc tez zdrowiej i smaczniej, ale to wciaz nie jest mainstream.
W zlobkach i swietlicach dzieci dostaja jedzenie, do szkoly (od 4 lat) musza sami przynieszc, ale schemat jest ten sam.
ok 0930 czy 10 sa owoce. Do szkoly pilnuja teraz, zeby dzieci dostawaly tylko owoce, w przeszlosci ponoc standardem byly "zdrowe, owocowe ciastka". W naszej szkole jest program unijny, 3 razy w tyg przez wiekszosc roku dzieci dostaja owoce i warzywa wg rozpiski. Ja mam mieszane uczucia, bo mam wrazenie, ze czesto jest to duzo mniej, niz moj syn zjada na codzien (np 7 pomidorkow koktajlowych lub 1/16 pomelo). Potem kolo 12 jest "lunch" i kanapki. My dajemy mu kanapki z "prawdziwego chleba", a nie typowego tu (dmuchany tostowy), do tego jakies warzywa, czasem kostki sera lub kielbaski. "typowy Holender" zjada podwojna kanapke z chleba tostowego na lunch. Od zlobka po grob (staly temat zartow tutaj, szczegolnie w moim miedzynarodowym biurze).
Lekcje koncza sie przed 3 i albo dzieci ida do domu, ale do swietlicy, gdzie dostaja (tak jak w zlobkach) krakersy lub pieczywo ryzowe z dzemem/ serem/ co tak wpadnie. Czasem do tego jogurt. Obiad caly kraj je o 18:00:00. Tylko dzieciaki zmeczone po calym dniu juz nie maja entuzjazmu do jedzenia. Szczegolnie, ze to niewiele przed snem.
Jedzenie jest tematem naszej ciaglej frustracji…
Jedzenie w klubie śniadaniowym jako żywo przypomniało mi śniadania, jakie mieliśmy w ramach noclegu w pensjonacie w Londynie. Do wyboru były tosty (białe i ciemne) z masłem lub marmoladą, mleko ze słodkimi kulkami oraz serwowano jajko sadzone z baked beans i bekonem. To ostatnie było dobre, ale po 5 dniach tego samego cieszyłam się, że wracam do domu i zrobię sobie owsiankę, albo jajecznicę ze szczypiorkiem 😉
Trudno mi się odnosić do menu obiadowego małej Pimposhki w szkole, bo u nas w Polsce też nie ma cudów. Widzę, ze coś się zmienia, ale dzieci przyjmują to z pewnym oporem. Moja młodsza, która jest niejadkiem ma pewne ulubione potrawy obiadowe w szkole, ale to jest tak jak piszesz – nie wiem, ile ona tego zjada, czy zjada w ogóle zupy, albo czy z zestawu: ziemniaki, mięso, surówka zjada cokolwiek poza mięsem. Wiem, że spaghetti szkolnego nie lubi, a w domu mogłaby się żywić tylko tym, choć ja do sosu przemycam najróżniejsze warzywa, nie tylko pomidory.
No może o Waszym szkolnym menu mogłabym napisać, ze coś dużo w nim ziemniaków 😉 Ale fajnie, ze codziennie jest inna jarzynka do wyboru, wiec dziecko ma szansę spróbować czegoś nowego i pewnie tez innego niż w domu.
W naszej szkole w PL 🙂 można sobie wybrać dni kiedy dziecko je. Zup nie ma. Drugie potrafi być w dwóch wersjach do wyboru już przez same dzieci na stołówce. Katering wie co jest mniej popularne, ale panie nakładające skłaniają do próbowania te nowych smaków. Dania tradycyjne jak w domu, chociaż nuggetsy i spaghetti też jest. U starszej córki LO nie ma szkolnego kateringu, tylko można zamówić przez stronę obsługującą szkoły z dowozem z różnych restauracji. I moje dziecko mimo takiego asortymentu woli pudełko od mamusi. Mają też dostęp do mikrofali, więc może sobie podgrzać. Też z Twojego opisu wydaje mi się dość monotonne. A w przedszkolu była taka umowa – dostajesz łyżeczkę surówki, jeśli nie smakuje nie dostajesz więcej, ale zjeść musisz. Tak na każdym obiedzie. Dzieci z czasem zaczynały prosić o coraz większe porcje, ale w domu się do tego nie przyznawały:-)
Magdalenka
Gosiu powiedz mi czy mam rację – nie jestem specem, byłam w Wielkiej Brytanii tylko kilkanaście dni i to głównie w Szkocji 🙂 Ale odniosłam wrażenie, że Brytyjczycy się mało przejmują posiłkami. Tym co jedzą, jak jedzą itp. Czy to prawda? W Szkocji jedzenie było bardzo proste i powtarzalne. Uwielbiam ten kraj, ale za jedzeniem akurat nie tęsknię 😛 Ty masz porównanie z Polską, chociaż od kilku lat obserwuję w Polsce spory wzrost zainteresowania żywieniem – sami gotujemy w domu bardzo różne dania (obecnie głównie wegetariańskie) i staramy się kombinować, urozmaicać, próbować nowego. UK kojarzy mi się głównie z fasolką, tostem, owsianką i kiełbaskami 😀 Ale absolutnie nie jestem specem w tym temacie, więc czekam na wyjaśnienie 🙂
Ok, trochę mnie przeraziły frytki i smażone kurczaki w szkolnej stołówce. Ja miałam w szkole takie same domowe dania jak w domu właśnie. Bardzo to lubiłam 🙂