W Nowy Rok z nową maszyną

Witajcie w Nowym Roku!

Bardzo nie lubię jak coś się w domu psuje, nie lubię też mieć nic zepsutego. Kiedyś zepsuła mi się klimatyzacja w samochodzie. I chociaż był to październik to musiałam od razu naprawić. Tak mam i tyle. 

Różne domowe sprzęty generują różne poziomy wkurzenia i niewygody, kiedy są zepsute. Na przykład zepsutą lodówkę trzeba naprawić/wymienić natychmiast. Bez pralki pewnie można się obejść jakieś dwa tygodnie albo i dłużej, szczególnie jeśli można zrobić pranie u znajomych/rodziny. Z zepsutą zmywarką można praktycznie żyć latami. No i to jeszcze zależy od naszych priorytetów. Gdyby nam się zepsuł telewizor to nigdy bym już nie kupiła nowego. Mój mąż zamówiłby nowy jeszcze tego samego dnia. Za to kiedy psuje mi się maszyna do szycia….. 

No właśnie. Zepsuta maszyna do szycia plasuje się u mnie wysoko na skali wkurzenia i niewygody. Proces szycia polega na tym, że trzeba kupić i zdekatyzować materiałek, kupić albo zorganizować dodatki, zamówić i zrobić wykrój, skroić. Szycie jest wisienką na torcie, kiedy zrobimy już te wszystkie poślednie i mniej fajne czynności. Więc jeśli po tym wszystkim siadamy do szycia, a tu maszyna odmawia współpracy to…….nie jest fajnie. A jeśli jeszcze szyjemy coś na konkretną okazję i mamy limit czasowy to już naprawdę nie jest fajnie. Jeśli kupiłam materiałek i szyję sobie jakiś konkretny ciuch albo na przykład odzież sezonową, to naprawdę nie chcę lecieć do sklepu aby kupić to, co miałam w planach uszyć (i wydawać dodatkowo pieniądze). 

Niestety moja obecna maszyna do szycia zepsuła się o jeden raz za dużo i postanowiłam kupić nową. Uważny czytelnik policzy, że to czwarta maszyna do szycia w przeciągu ostatnich trzech i pół roku. Ale od początku. 

Dawno, dawno temu, za górami i za lasami, w początkach pandemii kupiłam moją pierwszą maszynę. To było w kwietniu 2020, a maszyna to bardzo prosty Brother:

Moją przygodę z maszyną, jak wiele osób w tamtym czasie, zaczęłam od szycia maseczek. Kupując maszynę do szycia nie zrobiłam rozeznania co tak naprawdę potrzebuję i co będę na niej szyła. Nie orientowałam się nawet, że są maszyny mechaniczne i bardziej nowoczesne maszyny elektroniczne, które im droższe, tym mają więcej bajerów. A ja przecież tak bardzo lubię bajery. 

Patrząc na filmiki o szyciu na YouTube widziałam maszyny, w których można automatycznie przesuwać igłę i odcinać nitki. Minęły może dwa miesiące i w moim domu pojawiła się druga nowa maszyna do szycia.

Pierwszą maszynę sprzedałam z zyskiem, bo w międzyczasie pandemia spowodowała duże zainteresowanie maszynami i ceny poszybowały w górę, szczególnie takich tanich, podstawowych modeli. 

Nowa maszyna była bardzo dobra i dzielnie służyła mi ponad rok. Ale…. nie miała regulacji nacisku stopki co mnie nieco denerwowało. Denerwował mnie też brak miejsca na szycie. W MAD maszynę rozkładałam w jadalni, a żelazko i deskę do prasowania w sypialni u góry więc było to rozwiązanie mało optymalne. Wkurzało mnie to do tego stopnia, że…. wreszcie uległam mężowi i zgodziłam się na wyprowadzkę i kupno większego domu. 

W DAD jak wiecie mam swój buduar, osobne biurko na maszynę oraz szafę wnękową zwaną Stasiem. Nagrodą za przeprowadzkę był overlock, na który wreszcie miałam miejsce. 

Radość, że mam wreszcie porządne miejsce do szycia sprawiła, że zupełnie spontanicznie kupiłam również nową maszynę. Czyli tą:

I tak jak wybór modelu overlocka był mocno przemyślany, tak zakup Vikinga już nie był. Sam Viking nie jest zły. Maszyna ma więcej bajerów niż poprzednia (którą udało mi się sprzedać za całkiem przyzwoite pieniądze, z niewielką stratą), w tym regulowany docisk stopki, automatyczne odcinanie nici, alfabet czy napełnianie bębenka z igły (bardzo fajna funkcja). I w zasadzie wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że Viking zaczął szwankować i to już w pierwszym półroczu użytkowania. Nota bene to pierwsza maszyna, z którą miałam problemy techniczne.

Jak wiecie miałam problem z pedałem. Trzy razy. Za każdym razem problem był inny, a to sam pedał, a to kabelek, a to gniazdko w maszynie…. ufff. Za każdym razem oznaczało to zapakowanie maszyny i wysyłkę do serwisu, i co najgorsze, czekanie. A ostatnim razem to nawet maszynę źle spakowali i wróciła do mnie uszkodzona (więc kolejna naprawa). Straciłam do Vikinga serce. 

Sytuacja z pedałem jest obecnie opanowana, ale pojawił się kolejny problem. Tym razem to moja wina. Otóż lubię używać igieł marki Schmetz ale mają one tendencje do klinowania się w sztycy (czy jak to tam się nazywa) w tym modelu. I przy zmianie igły czasem posiłkowałam się kombinerkami(!). No i coś tam uszkodziłam i teraz igła wypada! No cóż, igła ważna rzecz w maszynie. Mam już nową część (tą sztycę), którą należy wymienić i czekam, aż lokalny magik od maszyn będzie miał dla niej czas. Viking powinien być naprawiony w tym miesiącu. Nie wiem, czy go sprzedam. Vikingi niestety źle się sprzedają, nie są popularne i idą za bezcen. A za bezcen to ja wolę mieć w domu porządną zapasową maszynę do szycia, w razie czego. 

No dobra. Jedną zapasową maszynę mam:

Tą kupiłam z drugiej ręki w zeszłym roku, na urodziny dla starszej P. Maszyna jest tylko nieco lepsza od zabawki. Udało mi się na niej podłożyć spodnie (jak Viking padł po raz trzeci) oraz uszyć dziewczynkom szarfy z tartanu do szkockiego stroju do szkoły (jak Viking padł po raz drugi). Za każdym razem było to dość traumatyczne doświadczenie. 

To na czym teraz szyję? Szycie to moja przyjemność i relaks, i nie może być skutecznie rujnowany przez wadliwą maszynę. Kolejny model miał być oczywiście lepszy od poprzedniego. Szukałam maszyny z wbudowanym górnym transportem. To prawdopodobnie ostatni przydatny bajer, którego Viking akurat nie posiada.

Tym razem podeszłam do sprawy bardzo poważnie. Zidentyfikowałam dwie konkretne maszyny, które mnie interesowały oraz sklep, w którym można te maszyny przetestować. Sklep Frank Nutt (klik) znajduje się w Birmingham, niecałą godzinę drogi ode mnie i mają tam na stanie ponad sto (!) maszyn do obejrzenia, dotknięcia i przetestowania. 

Miałam na oku Bernette B77 i Pfaff Ambition 620. To dwie maszyny z wbudowaną funkcją górnego transportu, które mieściły się w moim założonym budżecie. W trakcie wizyty i testów w sklepie, doszłam do wniosku, że Bernette jest lepiej wykonana, łatwiejsza w obsłudze, bardziej nowoczesna i generalnie to jest to! Ale…. akurat była promocja i za jedyne 50 funtów więcej był dostępny 'najwyższy’ model z tej serii czyli Bernette B79, który ma dodatkowo funkcję hafciarki. Była też jeszcze inna promocja, w której specjalna edycja modelu B79 z dodatkowymi stopkami i akcesoriami była w takiej samej cenie co 'zwykła’ B79. No i mam. Bernette B79SE Yaya Han:

Nie mieli jej na stanie w sklepie (znaczy, oprócz tej do testów) więc musiałam na nią czekać kilka dni. A jak przyjechała to….. powiem tak: Na jej widok szybciej bije mi serce! 

Maszyna jest u mnie od 29 listopada. To na niej dokończyłam szycie Toaster sweater (bo Viking padł jak miałam wykańczać brzegi podwójną igłą), uszyłam spódnicę z satyny (niemal bez użycia szpilek, z satyny!) i wyjściowe dresiki. Wszystko to pokazywałam w poprzednim wpisie. Uszyłam też bojówki, które pokażę Wam za tydzień. Modułu hafciarki jeszcze nie miałam okazji wyciągnąć z pudełka. 

Jak się z nią lepiej poznam i jak ją już trochę przeczołgam (mam nadzieję bez użycia kombinerek) to napiszę porządną recenzję. Jedno już wiem, to w zasadzie nie jest już maszyna ale robot do szycia. 

W Nowy Rok wchodzę nie tylko z nową maszyną. Podczas przerwy świątecznej zabrałam się za mój buduar i wszelkie rzeczy robótkowe. Przejrzałam i na nowo zorganizowałam wszystkie wykroje, całą włóczkę, wszystkie (tak, wszystkie) materiałki oraz wszystkie akcesoria i przydasie. Zajęło mi to ponad 12 godzin, rozłożone na trzy dni.

I efekty mojej pracy, w Stasiu znów widzę podłogę:

Obiecałam sobie, że od teraz będę 'porządnie’ kończyć każdy projekt, czyli odkładać wszystko na miejsce i odpowiednio zagospodaruję wykrój, nici i resztki materiałku.


Dodałam przycisk z lajkiem. Można go nacisnąć i dać mi znać, że ‘jestem’, ‘przeczytałam’, ‘dobra robota’, ‘fajnie, że jesteś’, ‘doceniam to, że piszesz’. Dla mnie jest to znak, że ktoś tam po tej drugiej stronie jest i czyta. Umawiamy się, że naciśnięcie tego przycisku nie oznacza, że koniecznie zgadzacie się z treścią wpisu, ok?

Subscribe
Powiadom o
10 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Maria
1 rok temu

O, tak! Przy zakupie maszyny warto kierować się sercem i rozumem… Niech nowa Bernette dostarcza Ci wielu radości i służy bezproblemowo 🙂

Alicja
1 rok temu

Świetnie, jak napisałam na insta, u mnie jeszcze bałagan w pokoju do szycia. Fakt, popsuta maszyna to najgorsze co może być, zwłaszcza gdy zaplanujesz sobie szycie. W czasie pandemii sprzedałam moją wysłużoną maszynę Tototę za całkiem dobre pieniądze. No był popyt. No i kupiłam właśnie Bernette, którą bardzo lubiłam ale po jakimś czasie zaczęła szwankowac. Po 2 naprawach oddałam ją do sklepu, gdzie przyjeli bez dyskusji. Musiałam poprostu mieć pecha bo to świetne maszyny i bardzo solidne. Potem był brother chyba nazywał się heavy duty i był świetny. Nie narzekałam na nią ale coś podkusilo mnie żeby zmienić po 2 latach na Singera, heavy duty. Najgorsza maszyna pod słońcem, mam stare Singery z czasow gdy były metalowe (ciągle szuka idealnie), więc byłam bardzo zawiedziona. No ale stwierdzilam że koniec domowych i teraz szyję na przemysłòwkach. Mam Janome z ebaja, która była nieuzyta ani razu a kupiłam ją za bezcen. Ta mu sluzy to tego do czego nie mogę wykorzystać stebnowki dziurki , zygzak etc.
Ale się rozpisałam a chciałam tylko dodać że mam nadzieję że maszyna posłużyć Ci świetnie no i dziękuję że nawet w wolny poniedziałek napisałaś.

1 rok temu

A gdzie jest o czerwonej wstążeczce?
Bardzo się cieszę z Twojej nowej maszyny i czekam na hafty. Dobre narzędzie jest ważne, więc wcale mnie nie dziwią Twoje liczne maszyny. Super.
Z naprawianiem mam podobnie chyba, nie lubię popsutego. Natomiast byłam kiedyś u koleżanki i oglądałyśmy coś w telewizji. Nagle telewizor się wyłączył. Koleżanka spokojnie sięgnęła po pilot i włączyła. Za dziesięć minut znowu się wyłączył. Po piątym razie zapytałam, czy jej to nie denerwuje, a ona, że się przyzwyczaiła. Zażądałam instrukcji i w minutę wyłączyłam jej drzemkę. Tak więc jej raczej nie denerwują popsute rzeczy
Pozdrawiam w Nowym Roku!

Asia
1 rok temu

No to dobrze rozpoczęłaś Nowy Rok! Od porządku Naprawdę Ci zazdroszczę tego zorganizowania i konsekwencji w realizacji planów. Ja też staram się planować, ale jak moje plany (nawet te najprostsze) ktoś mi zmienia praktycznie codziennie to niechęć mnie dopada…
Wszystkiego dobrego dla Ciebie w Nowym Roku!

Agata - Gackowa
1 rok temu

Popsute się nie nadaje. Do niczego. Szkoda Vikinga. Mòj dalej zdrowy.

10
0
Would love your thoughts, please comment.x