Trochę mnie to zaskoczyło ale obecnie nic nie dłubię. Skończyłam kilka fajnych projektów, o których dzisiaj chcę napisać ale nie da się ukryć, że wena jakby mnie opuściła. Moje myśli w bardzo dużym stopniu zajęte są DAD. Co prawda nie mamy jeszcze jasności co i kiedy ale odkąd odwiedziliśmy DAD ponownie jakieś trzy tygodnie temu to cały czas o tym myślę. Wydaje mi się, że chyba wkroczyłam w jakąś fazę ‘tymczasową’ czyli nie zaczynam już nic nowego bo ‘zaraz będziemy się przeprowadzać’. To ‘zaraz’ nie jest jeszcze sprecyzowane ale na tyle blisko, że myślę już głównie o pakowaniu kartonów, wizycie w Ikei i wyprzedawaniu dobytku. Zawartość rękodzieła na blogu ostatnimi czasy się znacząco zwiększyła ale chyba złote czasy się chwilo skończyły. Ale zanim opadnie kurtyna:
Mała Amelia, córka koleżanki z pracy, która urodziła się w 25 tygodniu ‘wyszła’ nareszcie do domu. Oprócz typowych wcześniaczych dolegliwości jest zdrowym dzieckiem i dobrze się rozwija. Tydzień temu wysłałam jej w prezencie kostkę sensoryczną numer 2.
Ta kostka jest nieco bardziej dziewczęca, choć zrobiona z podobnych materiałków jak kostka numer 1 (klik). Tym razem wkomponowałam bawełnę Tana Lawn z Liberty. Mama Amelii była zachwycona prezentem. To bardzo bogata rodzina, związana z Formułą 1 ale takiej kostki nie można nigdzie kupić ;). Tak jak pisałam w planach jest jeszcze jedna kostka dla mojego szefa (tzn. jego córki, która ma się urodzić w połowie sierpnia) a ponieważ on planuje miesięczny urlop tacierzyński to przy odrobinie dobrej organizacji kostkę numer 3 będę już szyć w moim buduarze w nowym domu.
Rekonwalescencja z pewnością przyczyniła się do rozwinięcia moich zdolności szydełkowych. Wróżka zębuszka to chyba moja ulubiona tradycja ‘zachodnia’, która przyjęła się też w Polsce (Walentynki i Halołiny mnie tak nie kręcą). Postanowiłam więc zrobić dziewczynom wróżkę, która zamieszka u nich w pokoju i zajmie się administracją wypadających mleczaków. Wzór pochodzi z tej książki:
I w oryginale wygląda tak:
A tak wygląda moja realizacja:
Wyszło naprawdę fajnie i z przyjemnością mi się tą wróżkę dłubało.
A zanim pokażę Wam to ‘coś jeszcze’ to najpierw taka historia. Dawno temu, jak starsza P. była całkiem malutka spotkałam się z Szczecinie z czytelniczką bloga. Nie wiem czy M. jeszcze tu zagląda bo trochę nam się poglądy polityczne rozjechały. W każdym razie M. zrobiła dla starszej P. śliczne filcowe literki z jej imieniem i owcą. Powiedziała mi ‘Ktoś kiedyś zrobił taki prezent mojej córce’. Literki są naprawdę śliczne i wiszą oprawione na ścianie w ich pokoju. Potem było mi trochę smutno, że młodsza P. nie ma takich literek i moja mama znalazła kogoś w Świnoujściu kto takie literki wykonał dla niej na zamówienie i teraz mamy komplet.
Nasz przygoda z przedszkolem dobiega końca. Młodsza P. od września idzie do szkoły! Będę za nim tęsknić bo przedszkole jest super i bardzo zżyliśmy się zarówno z opiekunkami jak i szefostwem. Chciałam im zrobić jakiś pożegnalny prezent i padło na… filcowe literki. W naszym przedszkolu zachodzą zmiany i pokoje dla dzieci od nowego roku mają się nazywać inaczej. Teraz są to ‘Gwiazdki’ i ‘Komety’ a będą ‘Niedźwiedzie’ i ‘Niedźwiadki’. Ktoś kiedyś zrobił takie literki dla mojej córki, postanowiłam podać to dalej:
Fajne prawda? Jestem nimi totalnie oczarowana. Wzór na literki kupiłam tutaj (klik) ale szablony powiększyłam razy 1.5 (literki i tak są dość małe) a filc kupiłam tutaj (klik). To jest bardzo wdzięczny projekt bo wszystko robi się ręcznie, nie trzeba mieć dużo miejsca, nie trzeba maszyny ani innego specjalistycznego sprzętu. Fajnie się to dziubie przed telewizorem. Po skończeniu okazało się, że mam całkiem sporo muliny i nie za bardzo mam jak ją przechowywać więc na Amazonie zakupiłam takie chińskie pudełko:
Pudełko jest bardzo przeciętnej jakości ale ‘nawijki’ są całkiem solidne, zrobione z grubego plastiku. Pudełko spełnia swoją rolę. No i jak widać zaczęłam przygodę z haftem :). Nie wiem czy pamiętacie ale moja ś.p. babcia (mama mamy) haftowała piękne obrusy haftem weneckim. Pamiętam, że mulinę kupowała na pudełka. Poczułam się jakoś tak bliżej mojej babci kiedy szłam do sklepu kupować mulinę. Gdyby żyła, na pewno pokazałaby mi kilka trików. Tak sobie pomyślałam, że wszystko to czego się nauczyłam (na drutach, na szydełku, na maszynie, z lukrem itd.) nauczyłam się zupełnie sama. Nigdy nie miałam okazji do międzypokoleniowej wymiany doświadczeń choć rękodzielnicze geny mam bezapelacyjnie po babci Sławci właśnie. Trochę mi smutno z tego powodu.
Miłego tygodnia!
p.s. Jeśli ktoś nie zauważył, to w zeszły piątek opublikowałam dodatkowy wpis.
Tak tak pisałaś, ale prawda jest taka, że tego typu biznesy to nie są raczej duże pieniądze. Może na emeryturze. Poza tym ja bardzo nie lubię robić za pieniądze, to nie moja bajka, źle mi się robi i po prostu do nie dla mnie. Hobby ma pozostać hobby (no i niektórzy szczęśliwcy dostaną czasem prezent 😉
Ojej jak ładnie napisałaś :)…..
Dzięki! Literki zrobiły furorę w przedszkolu, będą mieli po nas pamiątkę. Zastanawiam się czy nie zrobić takich dla mojej sąsiadki obok (tzn. dla jej córek) tak w ramach prezentu na pożegnanie.
No właśnie tak mam, że jestem dokładna ale na szczęście nie dążę do perfekcji za wszelką cenę (a przynajmniej nie do momentu kiedy dążenie do perfekcji sprawiłoby, że nigdy nic nie kończę). W moich robótkach staram się być systematyczna a fale przychodzą same, raz mam fazę na szydełko, raz na druty itd.
Ah ten DAD co to będzie, co to będzie. Naprawdę chyba osiwieję.
Myślę, że Ella (starsza) być może pójdzie w moje ślady, jest bardzo kreatywna! U mnie w domu mama szyła na maszynie i robiła na drutach, babcia te obrusy ale mnie to zupełnie wtedy nie interesowało. Jak byłam mała to lubiłam bardziej takie typowe, malowanie, rysowanie i organizację dokumentów. Miałam kartotekę dla całej mojej klasy w domu haha.
Dziękuję!
Nie mam pojęcia kto, ale chyba nikt kto robi to regularnie. Trzymam kciuki za kursantkę 🙂
O rany, nie wiedziałam, że druty to przez mamę Danusię!!! Co do koloru literek to przecież to są Twoje kolory właśnie więc mnie to nie dziwi. Ja do nici mam inne pudełka, faktycznie w tych przegródki są wyjmowane. Jakość słaba, zauważyłam, że Amazon zamienił się trochę w takie AliExpress.
Pytałam == pisałam
Jak ja Ciebie rozumiem! Napiszę coś o czym nikomu nie mówiłam no ale .Moja mama robiła piękne rzeczy na szydełku i drutach igły nie cierpiała szyć ,cerować przyszywać guziki musiał mój tato. Taki podział ,Ja za szydełko wzięłam się jak mama zmarła z takiej potrzeby serca żeby wiedziała, że ja to umiem i też mi jest smutno (do tej pory),że nigdy razem z mamą nic nie robiłam, nie wymieniałyśmy się doświadczeniami W życiu tak już chyba jest no ale trudno .One twoja babcia i moja mama patrzą na nas i cieszą się i tak sobie o tym myśl nie smuć się .Pozdrawiam Krystyna
Zębusszka jest urocza ! I widać jak starannie ją wykończyłaś, śliczna figurka. A te literki to bardzo miły i pomysłowy prezent
Podziwiam Twoją dokładność. Jak coś robisz, to pięknie.
Ja na drutach i na szydełku potrafię od lat podstawówkowych. Wolę dziergać na drutach, bo ubrania zrobione na szydełku po prostu mi się nie podobają, a obrusy i serwety to zupełnie nie mój styl. Ale Twoje zabawki mnie zachwycają.
Piękne udziergi i uszytki .Na drutach nauczyła mnie mama ale tylko gładkich ścięgów i rękawiczek.Szydelka zaś moja wychowawczyni która prowadziła w podstawówce kółko robótek ręcznych a ja bardzo to polubiłam.Czekam jak i Ty na DAD.Pozdrawiam.
Mnie dziergania nauczyła moja mama. Chociaż najpierw było szydełko. Pamiętam, gdy miałam z 9-10 lat zachorowałam na świnkę (w wakacje!), żebym nie nudziła się w łóżku, mama pokazała mi ja się robi łańcuszek na szydełku, a potem ściegi. Gdy ciut podrosłam postanowiłam wydziergać sobie szalik na drutach, więc znowu mama pomogła mi w tym. Początkowo nabierała oczka a dalej dziergałam sama. Mój pierwszy szalik był w czerwono-żółte pasy (tylko takie "resztkowe" włóczki mama oddała mi do wykorzystania) i był baaardzo długi (wtedy takie modne były). W pierwszej klasie liceum miałam koleżankę, która dziergała dla siebie swetry (ja nie wyszłam poza szaliki). Pomyślałam sobie "ona może to ja też" i zrobiłam sobie mój pierwszy sweter. Był bardzo prosty, bo z dwóch zszytych prostokątów z rękawami. Nie wyrabiałam dekoltu, wówczas modne były tzw. "łódki". Sweter był brązowy z wrobioną na przedzie żółtą błyskawicą. Oj, długo go nosiłam. Poźniej już poszło! Uwielbiałam lekcje ZPT (zajęcia praktyczno-techniczne), gdzie bezkarnie można byo przez dwie godziny lekcyjne robić na drutach, a później jeszcze za to otrzymać dobrą ocenę! Moja mama nauczyła mnie także wyszywania i szycia. Najbardziej lubię dziergać na drutach (tu przerosłam mojego mistrza), szydełkowanie średnio mnie pociąga, chociaż czasem coś tam zrobię. Maszynę do szycia też wyciągam już coraz rzadziej, tylko po to, by dokonać drobnych poprawek lub napraw krawieckich), z wyszywaniem też mi ostatnimi laty nie po drodze. Boleję nad tym, że moja córka nie odziedziczyła talentu do robótek ręcznych, aczkolwiek jako nastolatka wyszywała trochę krzyżykami. Próbowałam nauczyć ją szycia, ale wyjątkowo jej nie idzie. No cóż, czasem tak jest, że dzieci nie dziedziczą naszych talentów, za to mają inne, których my nie mamy). Pozdrawiam
NO tak, mnie tez jest troche smutno, bo ja tez wszytko sama i przy pomocy internetu. Co prawda mama byla krawcowa, ale nienawidzila tego (zawodowo zajmowala sie czyms innym)i dlatego ja szybko sama zabralam sie za szycie. Materialow bylo pod dostatkiem, maszyna tez byla, ale szylam inaczej niz mama. Uwielbialam workowate ubrania, szerokie spodnice itp. Pewnie jestem niesprawiedliwa, bo mama cos tam mi musiala podpowiadac, ale nie pamietam tego zupelnie.
Pimposhko jestestes zdolniara i piekne te Twoje prace. Podoba mi sie co stworzylas, super prezenty z tego wyszly.
Literki w Świnoujściu. Czyżby Silanna? 😉
U mnie w rodzinie dziergała mama i babcia. No i ja niby od mamy się nauczyłam (oprócz drutów jeszcze szydełka, haftu, szycia na maszynie, mereżki i może jeszcze czegoś), ale okazuje się, że inaczej przerabiam prawe oczka 😉
Ostatnio znajoma zapowiedziała się do mnie na kurs szydełka, trzymajcie za nią kciuki 🙂
Ta wróżka jest cudna! Mimo że wygląda dokładnie jak ta z książki, to Twoja wersja jakby jakaś bardziej magiczna 🙂
Kostka i literki też piękne – szczególnie podoba mi się kolorystyka pierwszego napisu.
Chyba mam podobne pudełko, a raczej pudełka (ale bez nawijek). Są tam wyjmowane przegródki? Ja trzymam w nich nici 🙂
W mojej rodzinie tylko dalsze ciocie dziergają albo szyją, nie miałam z nimi nigdy żadnego fajnego kontaktu. W dzieciństwie te rzeczy mnie nie kręciły, więc też nie nalegałam na kontakt. Ale tworzeniem to zajmowałam się od dziecka – Dom Kultury był tuż obok mojego domu. Biegałam tam w każdej wolnej chwili, żeby lepić garnki czy malować różnymi technikami.
Mój tato potrafił pięknie rysować! Brat odziedziczył ten talent, a ja chyba ogólnie miłość do tworzenia 🙂
No i jak już wiesz, Mateusz "przyniósł" ze sobą w pakiecie:) członka rodziny, który mnie wkręcił w druty.