osiędbanie

Dzisiaj jest tzw. smutny poniedziałek czyli oficjalnie najbardziej dołujący dzień w roku (czy jakoś tak) postanowiłam więc napisać coś na temat osiędbania. Po angielsku self-care. Nie wiem jak w Polsce, ale słówko to robi zawrotną karierę w Wielkiej Brytanii. Szczególnie teraz, kiedy czasy są nieciekawe i dbanie o siebie jest szczególnie ważne. No właśnie. Szczerze mówiąc to to osiędbanie nieco wychodzi mi uszami. 

Jestem bardzo zajętą osobą, mam niezmiernie dużo na głowie a jeszcze muszę myśleć o tym, żeby o siebie dbać. Ufff! Przykładowo, okazuje się, że domowa szkoła w zerówce to był pikuś w porównaniu do domowej szkoły w pierwszej klasie. Codziennie na Tapestry (domyślam się, że taki odpowiednik Librusa) pojawia się ‘paczka’ do nauki. A tam filmiki, prezentacje, coś do wydrukowania, trudno się w tym połapać. Oprócz tego szkoła wysyła mi codziennie smsy, przypomniajki, przynajmniej kilka dziennie. AAAAAaaaaaaaa. Za to w czwartek dostałam ze szkoły smsa, że….. mam o siebie dbać….. serio???!!!!! 

 

W pracy co chwila dostaję linki o tym jak mam uprawiać osiędbanie, wydział psychologii eksperymentalnej ma filmiki dla pracowników o tym jak uprawiać mindfulness, asystentka szefowej wrzuciła nam w kalendarz serię spotkań o osiędbaniu z pomocą współpracowników. Vivian będzie udostępniać swoje szczeniaki do wirtualnego głaskania na Teamsach, James nauczy nas origami itd. Przynajmniej raz dziennie w mojej skrzynce lądują jakieś maile o zdrowym jedzeniu i zdrowym myśleniu. 

 

Początek stycznia to był mordor. Ja generalnie mam problem aby się zrelaksować ale ostatnio jest to szczególnie trudne. Jak wiecie dużo się u nas dzieje, przede wszystkim dużo dobrego i powoli odhaczamy kolejne punkty na liście. MAD jest na rynku więc pierwszy, ciężki etap jest za nami, teraz tylko czekamy na sensowną ofertę (jedną bezsensowną już dostaliśmy co jednak dobrze wróży). Samochód znalazł nowego właściciela tydzień temu i został odebrany w sobotę. Udało nam się sprzedać na eBayu (i wysłać) cztery wielkie kartony a w nich wózek młodszej P. (tak tak, Pszczoła 2 poszła do ludzi, dziecko rośnie), dwa foteliki samochodowe i bazę pod fotelik. Nie jest źle ale głowa pęka. 

 

Od marca naprawdę staramy się dbać o siebie, czego efekty można było już zobaczyć na blogu. Po świątecznym luzowaniu styczeń miał być powrotem do zdrowych nawyków. Okazało się to jednak bardzo trudne. Gdziekolwiek się nie obejrzę, wszyscy mają problem z tym styczniem, który ciągnie się jak flaki z olejem. Miał być nowy początek, wiatr zmian a jest trzeci lockdown, w koronabłocie brniemy głębiej niż kiedykolwiek wcześniej. Wszystko wydaje się być tym razem trudniejsze, być może dlatego, że jest zima a nie wiosna. 

 

Nie da się ukryć, że w ciągu ostatnich dwóch tygodni nieco zaniedbałam to osiędbanie i niestety widzę efekty. Gorsze samopoczucie, gorsze spanie, gorsza cera, wszystko gorsze. Z jednej strony mówienie o tym osiędbaniu mnie męczy, ale z drugiej strony widzę, że jest niezbędne. Absolutnie niezbędne!!! Często pytacie mnie na blogu jak ja znajduję czas na to wszystko, jak udaje mi się ogarniać. Właśnie dzięki temu, że o siebie dbam!!!! 

 

Jak wpiszemy na insta #osiędbanie to wyskoczą nam zapachowe świeczki, maseczki do twarzy, mata do jogi, jakieś ziółka w kubku, zdjęcia kosmetyków. Wydaje mi się, że wiele osób uważa właśnie, że osiędbanie to siedzenie w wannie z książką i maseczką na twarzy. I że jak nie udało mi się dzisiaj, to uda mi się jutro, nie jest to aż takie ważne. Błąd!!!!

 

Umówmy się, dbanie o siebie jest upierdliwe i tak naprawdę rzadko obejmuje czynności, które są super przyjemne (jak ta kąpiel w wannie). Dbanie o siebie to często rzeczy, na które wcale nie mamy ochoty. Zdrowe odżywianie wymaga planowania, robienia zakupów i gotowania. Gimnastyka, kiedy na dworze buro i ponuro wymaga ogromnej siły woli. Wygospodarowanie czasu na osiędbanie oznacza wyrzuty sumienia bo ‘powinnyśmy’ robić coś ‘pożytecznego’. Być może trzeba będzie komuś odmówić jakiejś przysługi albo nie spełnimy czyjejś prośby. I naiwnie jest myśleć, że jak już ugotuję, wysprzątam wypiorę wyprasuję, opłacę rachunki, pobawię się z dziećmi, pójdę do pracy to wtedy zrobię sobie domowe spa. Bardzo często to właśnie osiędbanie wypada z grafiku ‘no bo doba ma tylko 24 godziny a jest tyle ważniejszych rzeczy do zrobienia’. Błąd!!! 

 

30 minut przebieżki na świeżym powietrzu albo skakania do jakiegoś fitnessu na YouTube zdecydowanie bardziej nas zrelaksuje niż kieliszek wina i godzina z ulubionym serialem. Serio!!! Ale to pierwsze jest dużo trudniejsze do wykonania. Domowy posiłek zrobiony od podstaw będzie lepszy dla naszego trawienia, da nam więcej energii a nawet poprawi samopoczucie (chyba już każdy słyszał o tym, że mózg bez przerwy rozmawia z jelitami) niż pizza, ale wymaga to więcej wysiłku. Pilnowanie aby wypić te cholerne 8 szklanek wody dziennie też może się znudzić. Im częściej będziemy się kiepsko odżywiać, im więcej wina będziemy pić i siedzieć na kanapie tym gorzej będziemy się czuć i tym mniej ochoty będziemy mieć na jakiekolwiek zmiany. 

 

Kiedy w marcu nastąpiła pandemia osiędbanie stało się naszym priorytetem i to podejście niesamowicie pomogło nam odnaleźć się w nowej koronarzeczywistości. Prawda jest jednak taka, że osiędbanie to nie tylko domowe spa raz w tygodniu albo pół godziny pod kocykiem z książką i herbatką. To ciągła praca nad sobą, to małe codzienne wybory i decyzje, które sprawiają, że możemy efektywnie działać i stawiać czoła codzienności. Tak jak z samochodem. Jeśli chcemy mieć niezawodne auto, które zawsze w komforcie zawiezie nas tam, gdzie potrzebujemy w danej chwili być, to musimy o to auto dbać. Dobre paliwo, regularny serwis, naprawy z użyciem oryginalnych części, doładowanie klimy czy porządne opony kosztują czas i pieniądze. Ale dzięki temu samochód nie rozkraczy się nam w najmniej odpowiednim momencie. Dbam o siebie i podejmuję codziennie ten wysiłek właśnie po to, aby mnie i moim bliskim podróżowało się przez codziennie życie w komforcie i abym się nie rozkraczyła w najmniej odpowiednim momencie :).

 

No dobrze, wszystko fajnie ale jak to ma wyglądać w praktyce? Przecież ja mam tyle rzeczy na głowie!!!!???? No cóż, każdy jest inny, każdy ma inne priorytety i sytuację życiową więc nie ma tu absolutnie jakiejś magicznej recepty czy uniwersalnego planu. Mogę za to napisać jak to wygląda u nas. Kiedyś rada aby wstać pół godziny przed dziećmi i dzięki temu mieć pół godziny dla siebie w ciszy i spokoju nie miała u mnie racji bytu bo wstawałam o 5:40. Teraz wstaję o 6:30 i pierwsze co robię to schodzę na dół na 10 minut jogi. Jak mam szczęście to młodsza będzie jeszcze spała, jak nie to włączam jej świnkę Peppę. Potem ogarniam kuchnię, opróżniam zmywarkę, nastawiam kawę itd. podczas gdy Jon u góry szykuje siebie i dzieciaki. Potem się zamieniamy, czyli ja idę na górę wziąć prysznic a on robi dzieciakom śniadanie. Jeśli dzieci są w placówkach to ja zawożę starszą do szkoły a Jon młodszą do przedszkola (czasem robimy to wszyscy razem bo starsza zaczyna szkołę o 8:50 a młodsza jedzie na 9:00 a przedszkole jest po drodze ze szkoły do domu). Jeśli dziewczyny są w domu (tak jak teraz) to ja pracuję do lanczu a Jon po lanczu, podczas gdy drugie zajmuje się w tym czasie dzieciakami. 

 

Pracę kończymy około 15:00-16:00 i wtedy jest czas na szybkie ćwiczenia. Pół godziny w ogrodzie dla mnie, bieganie dla Jona (ponownie, wymieniamy się co drugi dzień). Około 17:00 jemy kolację, potem jakiś czas z dzieciakami, robienie zakupów spożywczych online, ogarnianie domu itd. Dzieci idą spać około 19:00, również kładziemy je na zmianę więc to drugie ma wtedy trochę spokoju, może się zająć swoimi sprawami (ja wtedy szyję, uzupełniam bujo, piszę bloga, robię na drutach, czytam, czasem ćwiczę itd). Po 20:00 mamy czas dla siebie bez dzieci, więc albo coś oglądamy w tv albo kontynuujemy zajęcia w podgrupach albo razem knujemy plan podboju świata. Jak była wiosna i lato to właśnie wtedy szłam ćwiczyć do ogrodu a Jon szedł biegać teraz staramy się to robić w ciągu dnia. W weekendy mamy nieco więcej czasu i dzienne światło więc to wtedy staram się robić wykroje czy kroić ubrania. Ponieważ z szyciowym majdanem muszę się rozłożyć w jadalni to trzeba to trochę zaplanować, nie dla mnie pół godzinki szycia z doskoku (mam jednak nadzieję, że w nowym domu to się zmieni ;). Generalnie w domu nie sprzątam bo tym zajmuje się Pani Anna i jest warta każdego funta! Niedziela rano to ‘mój’ poranek. Jon bierze prysznic pierwszy, zabiera dzieciaki na dół a ja wtedy ćwiczę yogę u góry, spędzam w łazience więcej czasu niż zwykle na jakiś zabiegach pielęgnacyjnych (co tam akurat potrzeba) a jak schodzę na dół to pijąc kawę robię plan na następny tydzień. Jak jest koniec miesiąca to dochodzi miesięczny plan. Ten czas jest dla mnie bardzo ważny, bez tygodniowego planu w Bujo byłabym totalnie zgubiona. Pewnie dlatego ostatnie tygodnie były takie ciężkie, bo Borys ogłosił zamknięcie szkół w poniedziałek wieczorem a jak tego w ogóle nie miałam w planach na ten tydzień ;). 

 

Podsumowując moje osiędbanie wygląda tak, że codziennie staram się uprawiać jakiś ruch (nawet jak bardzo, ale to bardzo mi się nie chce) i codziennie staram się mieć choć pół godziny na jakieś ręczne robótki/pracę kreatywną. Pomaga jeśli hobby jest użytkowe np. robienie tortu sprawia mi przyjemność a przy okazji nie muszę kupować tortu, szycie sprawia mi frajdę i nie muszę szukać dla siebie ubrań itd. Pilnuję aby w dzień pić dużo wody i zawsze jem porządne śniadanie. Staram się też jeść jak najwięcej ‘prawdziwego’ jedzenia co akurat nie zawsze mi wychodzi. Podobnie jak ograniczanie czasu spędzonego na telefonie. Staram się jednak jak mogę aby sobie z tym poradzić i nie pastwię się nad sobą, jeśli mi się nie uda. Jutro też jest dzień! 

 

Życzę Wam miłego tygodnia! My na spacerze w sobotę odkryliśmy, że koło naszego osiedlowego sklepu otworzyli punkt szczepień, także idzie ku lepszemu. 

Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
4 lat temu

No cóż… trudno

4 lat temu

Otworzyli wam punkt szczepień, więc idzie ku lepszemu? Ręce mi opadły.

4 lat temu

Dokładnie. U mnie ta kreatywność jest bardzo ważna i realnie pomaga i nie ma znaczenia, czy robię coś dla siebie czy dla kogoś innego. I dlatego napisałam, że w tym moim osiędbaniu chodzi też o dbanie o rodzinę, bo jak ja jestem zrelaksowana i szczęśliwa to rodzina też, a jak jestem przemęczona i na nich fukam to im też się udziela.

4 lat temu

Dokładnie tak. Ja zauważyłam, że ruszanie się daje mi większego kopa energetcznego niż kawa i czekolada ale wymaga to większej siły woli, i nie będę udawać, że zawsze zabieram się za te ćwiczenia z pieśnią na ustach. Podoba mi się Twój 'disclaimer' ostatnio coraz częściej widzę to w sieci, ktoś przedstawia swój punkt widzenia ale od razu pisze, że to jego punkt widzenia i zdaje sobie sprawę, że inni mogą mieć zupełnie odwrotnie.

4 lat temu

Dokładnie tak.

4 lat temu

CO ja bym dała za męża, który gotuje!!!! No ale mój ma na szczęście inne zalety. My generalnie jesteśmy leniami więc musimy się trochę zmuszać co w styczniu nie jest takie fajne, czekamy na wiosnę.

4 lat temu

Zgadzam się z Tobą, ja też mam problem aby wiedzieć kiedy mam zwolnić. Coś co może dla Ciebie jest oczywiste, to ostatnio zaczęłam się bardziej wsłuchiwać w mój organizm i żyć bardziej w rytmie moich cykli. Nie katuję się więc intensywnymi treningami jak zbliża mi się okres, jeśli mogę, to duże zmiany czy projekty planuję na 'po okresie' itd. Przez tyle lat brałam pigułki, że musiałam się tego nauczyć.

4 lat temu

Masz absolutną rację bo ja się czuję dokładnie tak samo, dzieją się same dobre rzeczy a ja i tak czuję się przytłoczona i mam doła. A nie mam na co narzekać. Myślę jednak, że doły można sobie poniekąd zaplanować np. nie planować wielkich treningów czy w ogóle nie robić wielkich planów na tydzień przed okresem, nie planować obiadu z pięciu dań jeśli wiesz, że akurat masz kongo w pracy tylko zamówić pizzę, to jest dla mnie bardzo trudne ale nauczyłam się trochę odpuszczać a to odpuszczanie trochę planować. Wiem, że brzmi to jak jakaś mania natręctw, na naprawdę nie żyję z kalendarzem w ręku ha ha ha. Zazdroszczę Ci tego pokoju do robótek, mam nadzieję, że już niedługo też taki będę miała.

4 lat temu

Myślę, że aktualny stan kolejki zależy od aktualnej liczby szczepionek, a ta chyba ma szansę tylko wrosnąć. Tutaj ministrowie obiecują, że wszyscy dorośli do jesieni się zaszczepią. Ale mają problem bo mniejszości etniczne są jakby mniej skore do szczepień. Byliśmy na spacerze i punkt szczepień na dzielni działa nawet w niedzielę. Tak, bardzo często koncept 'czasu dla siebie' to leżenie przed TV a wszystko inne nie jest dla siebie, wszystko co wymaga wysiłku jest 'obowiązkiem'.

4 lat temu

ps. dobry kieliszek wina nie jest zły, ale lata już nie te, nawet kieliszek wina czuję następnego dnia, i moja skóra też.

4 lat temu

Tak jest!!!

4 lat temu

Masz rację, że nie każdy ma takie możliwości aby mieć Panią Annę, albo nie chce, albo nie lubi. Ja tam wolę spędzić czas z dziećmi albo na własnym hobby niż sprzątać. Choć tak naprawdę wolałabym sprzątać niż gotować ale to trudniej zlecić ;).

4 lat temu

W ramach uzupełnienia i wytłumaczenia się: mogło zabrzmieć, jakbym była maniakiem fitnesu i zdrowej żywności – niezupełnie, ale z wiekiem zaczęłam zauważać związek między tym, co jemy i jak się ruszamy, a tym, jak się czujemy, śpimy, reagujemy na niezdrowe sporadyczne zachowania itp. Nie ma nic złego w kubku gorącej czekolady z bitą śmietaną 30% i kieliszku wina codziennie, ale jeśli będą to nasze jedyne napoje w ciągu dnia, to organizm po jakimś czasie zaprotestuje. Żeby móc się czasami najeść pizzą, dobrze jest na co dzień dawać organizmowi coś zdrowszego 🙂

4 lat temu

Słowo jest piękne, jeśli nie istniało do tej pory, to szybko trzeba je wpisać do słowników 🙂
Zgadzam się w pełni co do tego, że żeby dobrze się czuć, to trzeba sobie najpierw na to zapracować. Fajne jest siedzenie pod kocem z filiżanką gorącej czekolady, ale (moje ostatnie odkrycie!) jeśli zrobisz kilka ćwiczeń, to też się rozgrzejesz, a bilans kalorii będzie ujemny 🙂 I wcale nie trzeba się ruszać – minuta leniwej deski też daje kopa.
Między innymi dlatego kupiliśmy do domu orbitrek – stoi w kącie gotowy do użytku i gdy tylko robi mi się chłodno albo niektóre części ciała drętwieją od siedzenia, wystarczy na niego wejść na 5 minut – bez wysiłku, tylko do etapu rozgrzania.
Co do jedzenia też pełna zgoda – domowe gotowanie jakoś tak z założenia wychodzi zdrowiej (i taniej) niż zamawiane. A jeśli się nie chce, gotuję gar gęstej zupy (ile tam zdrowego dobra można napakować) na 2 dni i mrożę wszystko co się do potem ponownie zjeść.

4 lat temu

Dbanie o siebie to dla mnie przede wszystkim nie poddawanie się przymusowi. Nie pójdę teraz morsować, choć to takie "in", wolę odpocząć na kanapie, pod kocem, z kakao w ulubionym kubku. Dwa razy w tygodniu pocę się na treningu- obecnie online, i daje mi to dużo satysfakcji i zadowolenia, ale jak padam na twarz to się nie zmuszam tylko po prostu idę spać… planowanie tygodnia jest dla mnie mało wykonane, o planowaniu miesiąca w ogóle nie myślę- ogólne ramy są ustalone, ale bez szczegółów- każdy dzień ma tyle nieprzewidzianych zdażeń, że wolę się tym nie stresować. Nie zmuszę się do jedzenia czegokolwiek tylko dlatego, że jest zdrowe, jest przecież tyle zdrowego jedzenia, które mi też smakuje, a jak czasem zjem coś gotowego, czy tabliczkę czekolady, to nie mam wyrzutów sumienia- widocznie akurat tego potrzebowałam. Jak piszesz- każdy może w self care wybrać swoją drogę i nią podążać…

4 lat temu

Ja niewiele planuje, ale pewne rzeczy sa juz pewnikami w moim "nieplanie", czyli cwiczenia plus przebiezki. Weekendy tez mamy sportowe, zawsze gdzies wedrujemy. Jestem w tej dobrej sytuacji, ze mam prawie dorosle dziecko i meza, ktory nic od nikogo nie oczekuje, wiec nie musze ani gotowac ani sprzatac. Gotuje sporadycznie i tak samo zajmuje sie domem.W domu kazdy po sobie sprzata i to jest duzy bonus.Kazdy tez potrafi gotowac i przygotowywac posilki.
Moj maz jest moim idolem, bo u niego wszystko wedlug planu- spracery, biegania plus cwiczenia codzienne, bez wyjatku na okolicznosci. Ma cialo dwudziestolatka pomimo piecdziesiatki na karku. Odzywia sie bardzo zdrowo, zreszta ja tez probuje, ale jestem istota slaba i lubie cos od czasu do czasu schrupac niezdrowego.

4 lat temu

A mi sie wydaje, ze nie ma jednej uniwersalnej recepty na osiedbanie. Bo czasem tym, co nam jest tak naprawe potrzebne jest ostry trening, a czasem wlasnie godzina z ksiazka pod kocem. Jak to pieknie ostatnio okreslil moj partner: "czasem potrzebuje aktywnosci, a czasem pasywnosci".
Oczywiscie, ze w trosce o siebie warto zadbac o dobre (czytaj: zarowno wartosciowe, jak i smaczne) jedzenie, oczywiscie, ze watro sie ruszac reguarnie, regularnie zajac jakas forma kreatywna itp. Ale uwazam, ze warto tez nauczyc sie odpuszczac. Nie jest latwo (przynajmniej mi) dostrzec, kiedy mi sie zwyczajnie nie chce (bo na trening w ciagu dnia poza weekendem nie mam szans, a w tygodniu wieczorem niezmiernie rzadko mi sie chce), a kiedy faktycznie potrzebuje zwolnic.
Nam pomaga spisanie sobie listy rzeczy, ktore nas relakcuja i jak nie mam inwencji/ motywacji, to zagladam na liste. Oprocz klasykow typu ksiazka, druty, trening, upec ciasto jest tez spacer z telefonem do przyjaciela i gapienie sie w niebo pod kocem w ogrodzie:)

4 lat temu

No to jest ciężki temat teraz, nie ma co mieć pretensji do ludzi, którzy nie kojarzą ćwiczeń z czasem dla siebie. Trudno jest żonglować wszystko w takiej dużej presji.
Też mi mocno przyfarciło – nie martwię się o pracę, udało nam się zamknąć przeprowadzkę latem, dzieciaki mam duże w miarę i zżyte, więc radzą sobie z zamkniętymi szkołami. A i tak się czuję momentami za mocno przytłoczona. Tutaj nawet zorganizowanie nie pomoże, będą okresu dołów. Więcej miejsca pomaga – pokój szyciowo/gościnno/gimnastyczny dużo daje, bo mata rozłozona zawsze czeka, nie trzeba tyle kombinowania, żeby coś tam się poruszać. Ja jestem z tych bardziej wykorzystujących okazje niż planujących. Ale damy radę 🙂
Moje dzieciaki wróciły do szkoły, ale w tym chaosie puszczałam ich z duszą na ramieniu, wątpię, żeby to był dobry pomysł. Termin szczepień po dostosowaniu kalkulatora to tempa rzeczywistego mam na 2035r., ale się optymistycznie zgłosiłam od razu.

4 lat temu

Patrz, kompletnie zapomniałam o tym medialnym koncepcie zwanym "najbardziej przygnębiający dzień w roku"!… Tak mi ten styczeń umyka, że nie wiem, gdzie ten czas ucieka, dopiero był początek a już 18-sty! *^o^*
Ciekawie i trafnie pokazałaś "osiędbanie", od razu przypomniało mi się to, co gdzieś kiedyś przeczytałam w kwestii uprawiania sportów – ktoś narzekał, że ma tyle zajęć każdego dnia – szkoła, praca, dom, dzieci, a jeszcze mu prawią morały, że powinien uprawiać sport i wtedy już zupełnie nie będzie miał CZASU DLA SIEBIE!… A przecież to właśnie jest czas dla SIEBIE – bo kto inny przede wszystkim skorzysta z naszej dobrej kondycji i sprawnego ciała jak nie my sami! Świeczki, kieliszek wina, kocyk – owszem, ale po poruszeniu mięśni. ^^*~~
(I jeszcze sytuacja z życia wzięta – w Lidlu w kolejce do kasy stoją rodzice z ok. dziesięciolatkiem, na taśmie do kasy wszystko bio, soki, warzywa, owoce, kurczak wolnodrapiący, jajka eko, itp. Chłopiec patrzy na te produkty i mówi w wyrzutem do rodziców "A dla mnie to NIC nie kupiliście!…." *^W^*~~~~)

A co do stopnia zorganizowania, jesteś moim niedoścignionym ideałem.

(Sprawdziłam aktualny stan kolejki szczepień w Polsce, jak dobrze pójdzie, to moja grupa załapie się na szczepionkę pod koniec roku, także ten….. Jeszcze sobie poczekamy.)

4 lat temu

A nie można po prostu do kieliszka wina i serialu dołączyć głaskania szczeniaków? Byłoby cool. 🙂
PS, no dobra, wiem że nie można. Też wczoraj wieczorem zaczęłam myśleć o siędbaniu, a właściwie moje zastałe mięśnie zaczęły. Take care, self care i ogólne care!

By Pimposhka
0
Would love your thoughts, please comment.x