Grzech Zaniechania

Dzisiaj jest tzw. niebieski poniedziałek, uznawany za najbardziej depresyjny dzień w roku. Celowo opublikowałam ten wpis dzisiaj, na przekór poniedziałkowej aurze. O co chodzi? O noworoczne postanowienia oczywiście 🙂 

Nie pisałam Wam tego chyba jeszcze ale… lubię Anię Muchę. Nie, nie jestem psychofanką i nawet nie obserwuję jej na Instagramie ale ją lubię. Nie działa na mnie jak płachta na byka tak jak inne celebrytki, które tylko świecą tyłkiem na zdjęciach i reklamują jakieś pierdoły. Niby Ania też tak ma, ale mimo tego czuję do niej sympatię. 

Dawno, dawno temu czytałam z nią wywiad i ten wywiad utknął mi w pamięci. Otóż był taki czas w życiu Ani Muchy, że jej się trochę przestało układać. Związek z Kubą Wojewódzkim się rozpadł, przytyła no i była ta słynna wpadka z jej interpretacją konferansjerki na festiwalu filmowym w Gdyni. Ania Mucha zniknęła, zaszyła się w Nowym Jorku studiując aktorstwo w szkole Lee Strasberga. 

A potem Ania Mucha wróciła i udzieliła tego wywiadu właśnie. W rozmowie z dziennikarką ‘Gali’ powiedziała, że popełniła grzech zaniechania na własnym życiu. Ten wywiad był częścią jej strategii na powrót do kraju i przypomnienie się widzom. Dość powiedzieć, że dziewczyna wymyśliła siebie na nowo, oczywiście z sukcesem. 

I wiecie co? Jakieś pół roku temu uświadomiłam sobie, że ja też popełniłam grzech zaniechania. Popełniłam grzech zaniechania w stosunku do mojej kariery zawodowej. Jestem osobą bardzo zorganizowaną ale nigdy niczego nie planowałam długofalowo. Mam koleżankę, która obiera sobie cele na każdy rok. Na przykład, w tym roku dostanę awans a potem zajdę w ciążę (i tak zrobiła!). Ja nigdy tak nie planowałam, to co się działo w moim życiu było zawsze dość organiczne, na zasadzie ‘no to czas kupić dom’, ‘czas na dziecko’, ‘czuję, że chcę robić doktorat’. Cel? Od dziecka mam ten sam: mieć fajną pracę, zarabiać fajne pieniądze i mieć dzięki temu fajne życie. Moi rodzice zawsze pracowali z pasją i zawsze chciałam dla siebie tego samego. Nie ważne co, ważne aby z uśmiechem wstawać rano w, nomen omen, poniedziałek. Tylko, jak masz już fajną pracę, fajny dom i Teslę w garażu to co wtedy?

Dotarło do mnie, że już dawno temu przestałam się rozwijać zawodowo. Kasa się zgadza, pracę bardzo lubię, jest ciekawa i zróżnicowana więc uśpiło to moją czujność. Wiedziałam, że czas kiedy kobieta rodzi dziecko jest krytyczny w jej karierze, że łatwo wtedy wypaść z rynku a wrócić trudno. Pilnowałam, aby mnie to nie spotkało. Ale posiadanie rodziny też nie jest dobre dla kariery. Co prawda nie miałam problemu z ciągłym siedzeniem na chorobowym z dzieckiem ale zrobiłam się wygodna. Nie wyrywałam się za bardzo do niczego nowego, bo etat w domu był wymagający. Ceniłam sobie, że mam spokojną pracę. Mój rozwój przerzuciłam na hobby, w ciągu ostatnich kilku lat naprawdę rozwinęłam wiele umiejętności. Problem w tym, że nie tych związanych z karierą zawodową. 

Obecnie jako rodzina jesteśmy w fajnym momencie. Małe Pimposhki są już w szkole, młodsza ma sześć lat i po raz pierwszy po świątecznym urlopie nie byłam zdesperowana aby wróciły już do placówki. Można się wreszcie z nimi dogadać, fascynuje mnie ich ciekawość świata i generalnie lubię spędzać z nimi czas (co dla mnie nie zawsze było takie oczywiste). Zamieszkaliśmy już w naszym docelowym domu i choć w planach są większe remonty to nie wydarzą się w najbliższym czasie. Wiem, że mam teraz parę spokojnych lat zanim dziecięcia wejdą w okres pokwitania a ja w okres przekwitania i etat w domu znów będzie ciężki. Uważam, że jest to idealny czas na to, aby reanimować moją karierę zawodową. I nie, nie zakładam TikToka. 

Pół roku temu aplikowałam do LSE, pracę dostałam ale nie dogadaliśmy się w kwestii finansowej. Wszystko opisałam tutaj:

Jesienią aplikowałam o inną pozycję, tym razem w Oxfordzie. Po raz pierwszy znalazłam ofertę pracy, która mnie zainteresowała, a która była ‘oczko wyżej’ ale była to też dość spekulacyjna aplikacja (wiedziałam, że szanse mam raczej niskie a mój sukces zależał głównie od niskiego poziomu innych kandydatów). Niestety, nie zostałam nawet zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną (poziom innych kandydatów okazał się wysoki). Zagrałam jednak kartą ‘wewnętrznego kandydata’ i umówiłam się na kawę z moją niedoszłą szefową (której wcześniej w ogóle nie znałam). Oh! Zakochałam się! Zdecydowanie mogłabym z nią grzeszyć za plecami mojego szefa. Nazwijmy ją Tessa, była absolutnie cudownym połączeniem Szkotki i Włoszki, ten włoski styl ze szkockim sercem. Ojeju! Dzięki niej uświadomiłam sobie, że jakoś niechcący utknęłam w dziale dla ‘emerytów’. Wielu moich kolegów (których bardzo, bardzo lubię) podobnie jak ja poczuła się wygodnie i pewnie i osiadła na laurach. Nasz szef również. Dołączył do nas z Londynu, szukając pracy mniej stresującej, kupił domek z kamienia na oksfordzkiej wsi i zajął się robieniem dzieci. Rozmowa z Tessą dała mi kopa, którego potrzebowałam aby zacząć knuć. 

Ten rok będzie rokiem, w którym reanimuję moją karierę. Jeszcze nie wiem jak to będzie wyglądać. Być może odejdę z Oxfordu, być może będzie to jakiś tymczasowy poziomy awans na uniwersytecie, może zostanę w obecnej pracy ale rzucę się w wir szkoleń i treningów, a może zacznę aktywnie szukać dodatkowych zleceń. Zamienię Instagram na Twittera, założę sobie wreszcie konto na LinkedIn, otworzę oczy i uszy i zobaczymy gdzie mnie to zaprowadzi. Czas na zmiany. 


W tym tygodniu byłam pochłonięta mocno pewną sprawą i przez to nie zaangażowałam się w dyskusję pod poprzednim wpisem tak jak planowałam. Dajcie mi troszkę więcej czasu, obiecuję, że odpowiem na wszystkie komentarze. 


Dodałam przycisk z lajkiem. Można go nacisnąć i dać mi znać, że ‘jestem’, ‘przeczytałam’, ‘dobra robota’, ‘fajnie, że jesteś’, ‘doceniam to, że piszesz’. Dla mnie jest to znak, że ktoś tam po tej drugiej stronie jest i czyta. Umawiamy się, że naciśnięcie tego przycisku nie oznacza, że koniecznie zgadzacie się z treścią wpisu, ok?

Subscribe
Powiadom o
10 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Asia
1 rok temu

Pimposhko, w cokolwiek nie wlozysz serca swego, bedzie sukcesem. Wiemy to wszyscy, Twoi wielbiciele i czytelnicy. Zycze powodzenia, szukaj i znajduj to, co da Ci frajde, no i moze wiecej pieniedzy, bo tych nigdy nie za wiele. Ja niestety od paru lat osiadlam na laurach i w tej chwili juz nie chce nawet najmniejszych zmian. Kocham swoja prace i nie chce juz innej. 10 lat temu, gdy mialam duzy apetyt na sukces, sytuacja rodzinna raczej nie sklaniala do zmian. Teraz jakakolwiek zmiana nie wyglada, az tak atrakcyjnie, bo dojazdy, bo dodatkowy stres, bo nie wiadomo, co i jak itd, itp.
Powodzenia !!!

Ingwen
1 rok temu

A to fajny jest koncept w ogóle. Jednak tak wiesz – czy to jest grzech, czy to jest prawda pewnego etapu i priorytetowanie potrzeb z innej sfery życiowej? Człowiek ma jednak ograniczone zasoby i nie da się mieć wszystkiego na raz. Sam fakt, że w ogóle rozważasz te kwestie zawodowe i rozważałaś wcześniej. Ale szkoda, że to głównie dotyka kobiety, i ten kompromis jest wbudowany w nasz rozwój 😀 Ale dałaś mi do myślenia, bo tak trochę też raczej zbieram, co mi się podsunie samo, a nie ma w tym wiele celowości (mój pierwszy szef na moje pytanie o możliwości rozwoju walnął mi bardzo zmieszany, że mój kolega na pewno daleko zajdzie :D). Do przemyślenia dla mnie i powodzenia z Twoimi planami!

Anonimowo
1 rok temu

no i bardzo dobrze :)) powodzenia

Maria
1 rok temu

Skoro nadszedł czas wyzwań – niech Ci szczęście sprzyja w zmianach na lepsze i ciekawsze!

Marta
1 rok temu

O, to tak jak u mnie. Wcześniej cały czas na adrenalinie, zdobyć dyplom, pracę, uprawnienia, lepszą pracę, lepiej płatną pracę. Wskoczyć na lewel wreszcie mogę sobie to i tamto kupić, wskoczyć na lewej mogę kupić, ale właściwie nie muszę. Aż tu Dzieciuchy, pieluchy, domowe pielesze. I od dłuższego czasu komfort i budyń z mózgu. Ale mam plan, jak na poprzednie standardy trochę mało sprecyzowany, na teraz musi wystarczyć. Nadrabiam entuzjazmem i pomalutku knuję, jak tu się do przodu ruszyć, powodzenia!!!!

10
0
Would love your thoughts, please comment.x